Forum OSKKO - wątek

TEMAT: ustawienie ławek w klasie
strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ]
rzewa25-05-2006 12:17:38   [#51]

hmm...

widzisz adoo... :-(
Adaa25-05-2006 15:24:54   [#52]

ano widzę...

dobrze,ze jest kogo kopnąc w d....,to pozwala na rozladowanie napiecia

sorry...ale z rodzicami to bywa roznie...jak sie rządzi to "niedlugo porzadzi"...jak problem to- "kto tu rządzi?"

Salomona trza:-)

JACOL25-05-2006 16:27:21   [#53]

W pracy zawodowej oczywiście miałem doczynienia z tego typu rodzicami. Już wim, że nie wolno im ulegać. Jest to dość proste jeżeli jest się profesjonalistą i ma się od rodzica większą wiedzę. W tym wypadku szkoła (nauczycielka, dyrektorka) były (są?) bez szans w spotkaniu z takim rodzicem. Bez szans dlatego, że to rodzic wiedział lepiej od prfesjonalnych nauczycieli jak postępować z takim dzieckiem. A szkoła zgodnie z zasadą, że rodzic wie najlepiej, w dobrej wierze, zaczęłą wdrażać nie najlepsze pomysły tegoż rodzica w życie. Po prostu nie miała żadnych swoich pomysłów. W pewnym momencie szkoła się zorientowała, że pomysły rodziców to głupota. Ale jak z tego wyjść jak do tej pory się to aprobowało?

Nie było by takiego problemu ,gdyby szkoła miała wiedzę i swoje pomysły na pracę z takim uczniem. Rodzice mieli by zaś poczucie, że trafili na profesjonalistów, a nie amatorów. A teraz myślą zapewne o szkole, że to banda głupków, zupełnie niezorientowanych w temacie. Może trochę słusznie?

Izabela Pabich25-05-2006 18:29:50   [#54]

Pracuję w szkole dla głuchych. Zapewniam, że nie ma idealnej ciszy na lekcjach. Ani te całkowicie głuche ani te z niedosłuchem nie pracują w w całkowitej ciszy. Nie mamy stołów ustawionych w podkowę. Mamy za to mniej liczne klasy, przygotowanie specjalistyczne do pracy z głuchymi ,(wbrew opinii z poradni wydłużenie czasu pracy dla głuchego niewiele czasami daje. Czy nam pomogłoby wydłużenie czasu pracy przy tłumaczeniu z japońskiego. Jak nie rozumiemy pojęcia to nic nie zmieni), dużo pomocy dydaktycznych ułatwiających pracę.

Trafiały do nas dzieci po kilku latach integracji. Nie mogły się odnaleźć w świecie, który zaplanowali im ambitni rodzice, niechcący, aby dziecko poszło do szkoły z głuchymi. Takie dzieci stały między światem głuchych i słyszących. Po roku dopiero odnajdywały wspólny język z kolegami.

Myślę, że problem nie dotyczy dziecka, rodziców innych dzieci, dyrektora tylko rodziców tego niedosłyszącego dziecka, którzy chcą cały świat dostosować do niego. A przecież musi się ono nauczyć żyć w "normalnych " warunkach.

Maelka25-05-2006 19:30:46   [#55]

Wychowywanie dziecka niesłyszącego w ciszy to, delikatnie mówiąc, wielkie nieporozumienie. Dziecko m u s i  uwrażliwić się właśnie na takie pozornie przeszkadzające dżwięki: stukot upadającego ołówka, szelest kartek, głos ludzi rozlegający się za plecami, wycie syreny pogotowia, dźwięk jadących samochodów.

Dziecko powinno wręcz mieć dodatkowe zajęcia uwrażliwiające słuch. Osoba, która doradziła rodzicom terapię ciszą, niewiele chyba wie o rehabilitacji niesłyszących.

Pomysł AnJi nt stolika - moim zdaniem bardzo dobry. Ale kamerkę i monitorki można sobie darować. Śmiało!

Ręce opadaję, zwłaszcza, że tak przebojowi rodzice mogliby naprawdę bardzo swemu dziecku pomóc. Tylko czy na pewno wiedzą, jak?

Przesłanki, jakie dają nam informacje od Jacka nie pozwalają mieć nadziei na pozytywną odpowiedź.

I to dopiero jest bardzo smutne. Mnie marzą się tacy troskliwi i waleczni rodzice...

dota200225-05-2006 19:47:17   [#56]
Czy tego "mądrego" taty nie można puczyć, że zastraszanie i to przy tylu świadkach oraz dowodach (SMSy) w Polsce jest karalne?
joljol25-05-2006 20:17:40   [#57]

aada

Bycie dyrektorem to nie tylko przyjemne chwile, więcej jest nawet tych trudnych. A rodziców takich o którym dyskusja coraz więcej. Pojawiają się juz w przedszkolu i jeżeli trafią na n-la wrażliwego, mniej odpornego (u mnie tak było) to mają używanie. I powiem Wam, wredna ta moja matka (teraz jeszcze bardziej bo w ciąży), ale sprawę postawiłam jasno. Gdy zaczęła latać po przedszkolu, poźniej skarżyć w KO to poprosiłam ją na rozmowę, którą całą nagrałam (a poużywała sobie gadając bzdur całą masę) i powiedziałam, że wykorzystam to wszystko co mam, jeżeli nie zacznie przestrzegać norm współżycia społecznego oraz takim tam różnych, itd. Dotarło, choć nie mówi mi dzień dobry, ale mamy przynajmniej względny spokój. Może to sposób?
JJP25-05-2006 22:25:42   [#58]

Do dziś wspominam moją pierwszą szefową, która mnie przyjmowała do pracy. Kiedy szła korytarzem, choćby wśród całego grona, nikt nie miał najmniejszej wątpliwości kto tu jest SZEFEM. Widziałem jak potrafiła cichym aksamitnym głosem, nie podnosząc go ani o ton, usadzić najbardziej rozwścieczonego rodzica-pieniacza (takiego wrzeszczącego, miotającego obelgi i walącego drzwiami), który zamieniał się w potulną owieczkę. :-o 

Ona była SZEFEM swojej szkoły i nikt się nie mógł wtrącać w jej kompetencje. ONA decydowała, nie będąc przy tym głuchą na rozsądne argumenty.

Po prostu miała wyraźny obraz miejsca i roli każdego w szkolnej społeczności. Za to ją podziwiam. I chyba kogoś takiego w tej szkole zabrakło :-(((

JACOL25-05-2006 22:37:28   [#59]

chyba kogoś takiego w tej szkole zabrakło :-(((

Czy zabrakło czy nie, to się okaże. Pani dyrektor zaprosiła rodziców w poniedziałek na zebranie. Trzymam kciuki za panią dyrektor! :-)))))

Vincia25-05-2006 22:48:33   [#60]

Myślę, że krzywdzicie naszą szefową, która zresztą czyta ten wątek. Nie jest jednak zarejestrowana, więc nie może zabrać głosu.

Wiele z rozwiązań, o których piszecie ma miejsce w naszej szkole. Nie chcę się wdawać w szczegóły, bo rozmawiamy o tym na bieżąco. Ciągle jeszcze jest jednak zbyt wiele emocji. Podobnie zresztą jak na tym wątku.

Dzięki za posty, z których można skorzystać. Za opisy bliskie prawdzie (I.Pabich), za wskazówki i zrozumienie ze strony tych, którzy mierzą się z podobnymi problemami.

Maelka26-05-2006 06:37:29   [#61]

Małgorzato

Zgadzam się,że najłatwiej i najszybciej rozwiązuje się cudze problemy, najchętniej na odległość. Ale w każdej, nawet najtrudniejszej do wysłuchania radzie może znaleźć się choćby niewielka wskazówka.

JJP napisał coś, moim zdaniem, ważnego: Po prostu miała wyraźny obraz miejsca i roli każdego w szkolnej społeczności. I choć pisał to o swojej dyrektorce, myślę,że te słowa można śmiało odnieść do rodziców dziecka. Im tej świadomości wyraźnie brakuje. A co gorsze, za chwilę orientację straci także dziecko.

Zdaje się, że konflikt zaszedł za daleko, poznajemy go w momencie, kiedy rozwiązanie jest bardzo trudne. Myślę, że przydałby się mediator, który byłby dla rodziców dziecka autorytetem, ktoś, kto nie jest stroną. Dobrze by było, gdyby to twoja szefowa (Pozdrawiam!) spełniła tę rolę, choć szczerze mówiąc, nie zdziwię się, jeśli (odpukać) nie powiedzie się jej.

Szkoda, że pozwolono, aby konflikt doszedł aż do tego punktu, żeby zdarzyło się to, o czym piszecie, i to, co przemilczacie (np. można było się spodziewać dziwactw już w momencie, kiedy rodzice zechcieli na własny koszt wyciszyć tę nieszczęsną klasę - nic dziwnego, poczuli się jej właścicielami). Szkoda, że na początku nie ustalono, jakie udogodnienia i formy pomocy można zaoferować dziecku. Szkoda, że nie trzymano się tych ustaleń konsekwentnie.

Myślę, że mogła i powinna tym działaniom patronować dyrektorka szkoły. Jej stanie z boku i cicha zgoda (tak wygląda z informacji, jakie można wyczytać z waszych postów, jeśli się mylę - wybacz) mogło spowodować, że rodzice nie potraktują jej tak, jak powinni.

Nie zapominajmy, że w odczuciu rodziców to oni i ich dziecko są szykanowani i to im dzieje się krzywda. I choć, obiektywnie rzecz biorąc, nie jest to prawda, to też należy ich odczucia też wziąć pod uwagę.

Tu nie może być wygranych i przegranych. Wygrać muszą wszyscy.

Trzymam kciuki i życzę powodzenia!

JACOL26-05-2006 10:02:09   [#62]

Myślę, że przydałby się mediator, który byłby dla rodziców dziecka autorytetem, ktoś, kto nie jest stroną.

Maelko, a co miałoby być przedmiotem negocjacji? Sposób nauczania w klasie? Proces i sposoby nauczania nie moga podlegać mediacji, bo powinny one wynikać z najlepszej WIEDZY fachowej nauczycieli. Czy ty negocjowałabyś z lekarzem sposób przeprowadzenia operacji twojego dziecka? Rodzice mieliby negocjować między sobą? Co? Jak ma być w klasie? Rodzice ustalą, a szkoła wykona co rodzice wynegocjują?

naszą szefową, która zresztą czyta ten wątek

Pozdrawiam serdecznie Panią Dyrektor. :-)))))))))

Maelka26-05-2006 10:24:49   [#63]

Jacku

Przedmiotem mediacji miałoby być (według mnie) ustalenie, co jest dobrem dziecka.

Jesteście, jako rodzice i dzieci, wspaniałą grupą, której pozazdrościć by mogli tysiące niepełnosprawnych rozsianych po szkołach masowych. Gdyby wszyscy byli tak życzliwi i tak wyrozumiali - obyłoby się bez urzędowych nakazów i nierozważnych nakazów (np, umieszczania słowa "specjalny" na legitymacjach).

I kochającym (tak ich odbieram) rodzicom, i wam (tak to . na podstawie twoich postów, oceniam) zależy na tym, aby dziecko potrzebujące pomocy tę pomoc otrzymało.

Cel macie więc wspólny, jedyne, co was różni, to postrzeganie, co dla kogo jest dobre.

Od 23 lat pracuję z niesłyszącymi. Nie zjadłam przez to wszystkich rozumów, ale zadrżałam, kiedy przeczytała twój post.

Zadrżałam nie dlatego, że apodyktyczni rodzice krzywdzą wasze dzieci (bo krzywdzą), ale dlatego, że w imię autentycznej miłości rodzicielskiej krzywdzą (moim zdaniem) własne dziecko.

I z tym trudno mi się pogodzić.

Jeszcze raz życzę pomyślnego dla obu stron rozwiazania problemu.

JACOL26-05-2006 10:40:52   [#64]

Przedmiotem mediacji miałoby być (według mnie) ustalenie, co jest dobrem dziecka.

Nie da się przecież negocjować tego co jest dobrem dziecka! O czym byłaby to rozmowa? O ławkach! Przedmiotem madiacji miałoby być ustawienie ławek w klasie?

Moim zdaniem dobra dziecka nie można mediować, ani ustalać. To co jest najlepsze dla dzieci w szkole wiedzą nauczyciele. To oni np. widzą jakie ustawienie ławek jest najlepsze. To oni podejmują najlepszą dla dzieci decyzje. Rodzicom nic do tego. Rodzicom należy jedenie starać się wytłumaczyć dlaczego podjęło się taką decyzję a nie inną, tak aby zrozumieli.

Zadrżałam nie dlatego, że apodyktyczni rodzice krzywdzą wasze dzieci (bo krzywdzą), ale dlatego, że w imię autentycznej miłości rodzicielskiej krzywdzą (moim zdaniem) własne dziecko.

To prawda, my wszyscy rodzice krzywdzimy własne dzieci często z miłości. Nawet ci co je biją robią to dla ich dobra. Ale dyskusje z rodzicami na temat pogladów na wychowanie powodują albo okopywanie się rodziców i jeszcze zajadlejsze bronienie swoich racji, albo wpędzają rodziców w poczucie winy.

Moim zdaniem nie da się rodzicom po prostu WYTŁUMACZYĆ jak być dobrym rodzicem. Postawy rodzicielskie nie zmienią się pod wpływem mediacji, jak myślę.

Maelka26-05-2006 11:06:54   [#65]

Jacku

Pytasz, więc odpowiadam, choć nie znaczy to, że musisz brać pod uwagę opinie osoby, która cały konflikt zna tylko z drugiej ręki, i to jednostronnie.

To nie ustawienie ławek miałoby byc tematem mediacji. Awantura o ławki to tylko konsekwencja różnic w postrzeganiu problemu.

Rodzice mają świętą rację, że chcieliby, aby ich dziecko widziało swoich, wypowiadających się na forum klasy, kolegów. Na ten temat nie może być żadnej dyskusji. Konflikt rozpoczął się w momencie, kiedy rodzice, zgodnie z własną, niefachową wiedzą rozpoczęli egzekwowanie tej racji. Mam wrażenie, że konfliktu by nie było, gdyby ktoś wcześniej wpadł na pomysł, o którym pisał AnJa: stolik w kształcie litery L i pbrotowe krzesełko. I tylko to mogłoby być przemiotem negocjacji. Krótkiej i łatwej, jak mi (naiwnej?) się wydaje.

Osobną sprawą są pozostałe wymagamia stawiane przez rodziców, którzy wiedzą, że dzwonią, ale nie wiedzą, w którym kościele. I dlatego mówię o osobie z autorytetem, która wyjaśniłaby im w sposób jasny, co mogą i powinni dla swego dziecka zrobić.

Na miejscu pani dyrektor (jeszcze raz szczerze pozdrawiam i życzę powodzenia w rozwiązaniu problemu) rozpoczęłabym od pochwalenia rodziców za troskę i żarliwe dążenie do zapewnienia dziecku wszystkiego, co zapewnić mogą.

I, zapewniam cię, że byłyby to słowa szczere.

Bo tylko ten nie popełnia błędów, kto nic nie robi.

JACOL26-05-2006 11:31:35   [#66]

I dlatego mówię o osobie z autorytetem, która wyjaśniłaby im w sposób jasny, co mogą i powinni dla swego dziecka zrobić.

Moim zdaniem tego nie można wyjaśnić. Nikomu nie wyjaśni się, że jest złym rodzicem (zawsze tak odbiorą takie wyjaśnienia) nawet jeżeli na początku się ich pochwali. Dla tego typu rodziców autorytetami są jedynie ludzie podzielający ich poglądy. Przecież znaleźli autorytet w poradni psychologiczno-pedagogicznej. Zresztą takie, a nie inne ustawienie ławek jest zaleceniem jakiejś tam pani profesor zajmującej się pracą z głuchymi. Myślę, że ci rodzice znajdą mnóstwo autorytetów przyznających im rację.

Są to rodzice przychodzący na rozmowy z książkami, broszurami, artykułami na temat pracy z takim dzieckiem. Obkuci są w temacie nieprawdopodobnie. Potrafią cytować z pamięci rózne autorytety. Zwykle przychodzą do rozmówców z tekstem z zakreślonymi wytycznymi. Jest niebezpieczeństwo, że mediator będzie mniej rozeznany w temacie niż rodzice. Nam też wręczyli zalecenia MEN jak mówili odnośnie ustawienia ławek. Pani dyrektor na szczęście umiała czytać te zalecenia precyzyjniej niż my rodzice i bardziej precyzyjnie umiała określić ich status prawny. Stąd jej zalecenie ustawienia ławek w trzech rzędach. Ale rodzice dziecka zagrali pani dyrektor na nosie (znowu ustawili ławki w podkowę), co spowodowało u reszty rodziców utratę poczucia bezpieczeństwa, jak w filmie: "Czy leci z nami pilot?" ;-)

JACOL26-05-2006 11:33:54   [#67]

Mam wrażenie, że konfliktu by nie było, gdyby ktoś wcześniej wpadł na pomysł...

Moim zdaniem z takimi rodzicami sam konflikt jest nie do uniknięcia. Nia ma tu winy dyrekcji ani nauczycielki.

violka26-05-2006 11:57:09   [#68]

Jacol

mam pytanie, ale nie odbierz tego źle - czytam ten wątek i też chciałabym jakoś pomóc

nie wierzysz że negocjator coś tu pomoże

a uczestniczyłeś kiedyś w takich negocjajcach jako jedna ze stron?

c.d. za chwilę

Vincia26-05-2006 12:03:42   [#69]

Maelko, dobrze, że się odezwałaś. Może teraz wymiana zdań potoczy się w takim kierunku, by pomóc, a nie stawiać pod murem. Życie nie jest zbiorem przepisów i samych przewidywalnych sytuacji. Zdziwiły mnie ostre i jednoznaczne stanowiska osób, od których w innych przypadkach często się uczę (Asia, Rzewa). Czy jedna trudna sprawa ( w dodatku w toku) może przyćmić wieloletnią pracę?  I wiecie co, jak czytam niektóre posty, to nie mogę uwierzyć, że to o naszej szkole. Tak dalece można zmienić obraz rzeczywistości, filtrując ją przez własne doświadczenia, wyobrażenia i postawy.

Jacol, cieszę się, że drążysz, bo może urodzi się coś nowego na poniedziałkowe zebranie.

Maelko, nie mogę znaleźć Twojego adresu, gdybym mogła przybliżyć Ci parę spraw na priva i zapytać, wiedząc, że pracujesz z niesłyszącymi... Podaję swój adres.

Sorry, że stoję tu z boku i niewiele wnoszę do sprawy, ale tak widzę etykę zawodową.

violka26-05-2006 12:14:13   [#70]

zadaniem negocjatora jest stworzenie takiego "lustra" w którym obiestrony zobaczą siebie - swoje postwy, zachowanie, konsekwencje swoich działań

jego zadaniem nie jest stawanie po żadnej ze stron, on jest po to by pomóc osobie która go zaprosiła

pomóc - czyli pokazać nie tylko błędy i motywacje strony przeciwnej, obnażyć niewłaściwe i nieetyczna działania, ale też błędy strony zapraszającej

nie są to łatwe spotkania - ale jedna ze stron nie może być negocjatorem - nikt od niej nie przyjmie choćby najsłuszniejszych argumentów

to musi być osoba z zewnątrz niezangażowana w konflikt - szczególnie że jest on już mocno nakręcony - słów takiego negocjatora obie strony słuchają - jest szansa na porozumienie

violka26-05-2006 12:16:23   [#71]

Małgorzato

piszesz "by pomóc, a nie stawiać pod murem"

własnie by pomóc, a trzeba postawić pod murem i to obie strony - ale musi to zrobić osob obojętna emocjonalnie i niezaangażowana, taka jak piszę wyżej

Vincia26-05-2006 12:39:51   [#72]
był pomysł na negocjatora z KO, czy macie takie doświadczenia?
violka26-05-2006 12:42:28   [#73]

mamy :-)

stąd to co piszę wyżej
violka26-05-2006 12:49:43   [#74]

ale musi to być

świetny fachowiec z uprawnieniami negocjatora, a nie wizytator oddelegowany do rozwiązywania konfliktów czy skarg

nic nie ujmując wizytatorowi, jednak specjalista to specjalista - szczególnie takim etapie tego konfliktu jest on niezbędny

Małgosiu - nie znam Twojej dyrekcji i nie oceniam, ale wiem z doświadczenia że sama tu nieiwele zdziała, chyba że rodziców dziecka oświeci w cudowny sposób

obawaim się że to zebranie jeszcze podgrzeje atmosferę - chciałabym się mylić, ale lepiej dmuchać na zimne

Vincia26-05-2006 12:57:59   [#75]
violka, możesz coś bliżej?
Vincia26-05-2006 12:58:02   [#76]
violka, możesz coś bliżej?
violka26-05-2006 13:46:45   [#77]

poszło

na maila
zgredek26-05-2006 13:51:43   [#78]

http://oskko.edu.pl/konferencjaoskko2006/index.html

Wizyta przedstawicieli organizacji mediatorów

W ostatnim dniu Konferencji odwiedzili nas pani prof. Helene van den Steen z Centre Europeen de Mediation z Brukseli oraz pan Jerzy Śliwa wiceprzewodniczący zarządu Krajowego Stowarzyszenia Mediatorów – jednej z czterech największych organizacji zajmujących się mediacjami w Polsce, a szczególnie zajmującej się mediacjami w edukacji.
Film 4MB do pobrania

Pani profesor w krótkim wystąpieniu przekonywała do wagi samych mediacji w szkole jak i umiejętności mediowanie nauczycieli i dyrektorów. Szczegółowe informacje można znaleźć na stronie - www.mediacje.republika.pl.   W skrócie istotą działań stowarzyszeń mediacyjnych jest promowanie i wspieranie rozwoju struktur i działań służących pokojowemu rozwiązywaniu konfliktów, ze szczególnym uwzględnieniem mediacji, negocjacji, facylitacji, moderacji i komunikacji społecznej.

Pan Jerzy Śliwa przekazał informacje o Krajowym Stowarzyszeniu Mediatorów (z którym OSKKO będzie, mam nadzieje współpracowało). Cele KSM to:

  • podnoszenie świadomości społecznej (edukowanie i informowanie) w zakresie zarządzania konfliktami, polubownego rozwiązywania sporów, dialogu i komunikacji społecznej

  • kształcenie kadry profesjonalnej; w szczególności organizowanie i wspieranie: szkoleń, seminariów, warsztatów, konferencji, akcji informacyjnych, kampanii społecznych, itp

  • tworzenie, prowadzenie lub wspieranie ośrodków, poradni, placówek kulturalnych, oświatowych, metodycznych i innych

  • prowadzenie działalności popularyzatorskiej i wydawniczej, w tym prowadzenie portali internetowych

  • oferowanie usług mediacyjnych oraz innych usług służących rozwojowi komunikacji społecznej i społeczeństwa obywatelskiego

  • współpraca krajowa i międzynarodowa, a w szczególności między partnerami krajów Unii Europejskiej i krajów aspirujących,

Stowarzyszenie może wydawać certyfikaty potwierdzające kwalifikacje mediatora - osobom, które wypełniają wymagania określone stosownymi przepisami państwowymi dotyczącymi mediacji - w tym rozporządzeniami Ministra Sprawiedliwości, jak również wewnętrznymi standardami określonymi przez Stowarzyszenie - a gwarantującymi najwyższą jakość wypełniania zadań mediatora. Listę certyfikowanych mediatorów prowadzi Zarząd Główny.

Członkiem stowarzyszenie może być osoba: korzystająca z pełni praw cywilnych i publicznych, posiadająca umiejętności rozwiązywania konfliktów oraz nawiązywania kontaktów międzyludzkich, która ukończyła podstawowe (co najmniej 24-godzinne) szkolenie z zakresu mediacji, posiadająca rekomendacje co najmniej dwóch członków zwyczajnych stowarzyszenia,

Maelka26-05-2006 14:42:56   [#79]

Jacku :-)

Opisałam się jak osioł, nazwijałam się jak piskorz, żeby napisać to, co chciałabym wyrazić nie urażając cię przy okazji, skleciłam wreszcie Gładziutki i Bardzo Mądry Post, po czym ten złośliwy komputer zbiesił się, zawiesił się i nie będziesz miał okazji zapoznać się z odpowiedzią na twój post.

Najpierw byłam zła.

Potem uspokoiłam się.

Teraz myślę, że dobrze się stało. Bo, pomimo moich intencji, chyba jednak moja wypowiedź by ci się nie spodobała.

Jeśli pozwolisz, spróbuję odpisać później. Jestem chwilowo zajeta, a poza tym nie zniosłabym, gdybym znów opisała się daremnie...

Pozdrawiam!

:-)

Maelka26-05-2006 14:42:56   [#80]

Jacku :-)

Opisałam się jak osioł, nazwijałam się jak piskorz, żeby napisać to, co chciałabym wyrazić nie urażając cię przy okazji, skleciłam wreszcie Gładziutki i Bardzo Mądry Post, po czym ten złośliwy komputer zbiesił się, zawiesił się i nie będziesz miał okazji zapoznać się z odpowiedzią na twój post.

Najpierw byłam zła.

Potem uspokoiłam się.

Teraz myślę, że dobrze się stało. Bo, pomimo moich intencji, chyba jednak moja wypowiedź by ci się nie spodobała.

Jeśli pozwolisz, spróbuję odpisać później. Jestem chwilowo zajeta, a poza tym nie zniosłabym, gdybym znów opisała się daremnie...

Pozdrawiam!

:-)

Maelka26-05-2006 14:42:59   [#81]

Jacku :-)

Opisałam się jak osioł, nazwijałam się jak piskorz, żeby napisać to, co chciałabym wyrazić nie urażając cię przy okazji, skleciłam wreszcie Gładziutki i Bardzo Mądry Post, po czym ten złośliwy komputer zbiesił się, zawiesił się i nie będziesz miał okazji zapoznać się z odpowiedzią na twój post.

Najpierw byłam zła.

Potem uspokoiłam się.

Teraz myślę, że dobrze się stało. Bo, pomimo moich intencji, chyba jednak moja wypowiedź by ci się nie spodobała.

Jeśli pozwolisz, spróbuję odpisać później. Jestem chwilowo zajeta, a poza tym nie zniosłabym, gdybym znów opisała się daremnie...

Pozdrawiam!

:-)

Maelka26-05-2006 14:44:45   [#82]

Przepraszam, przepraszam,...

... przepraszam!

A nie mówiłam, że się zbiesił? I jeszcze obraził za to określenie!

:-(

Maelka26-05-2006 14:52:27   [#83]

Ale za karę przy razy publicznie przyznałam się do bycia osłem i trzy razy pozdrowiłam...

;-)

Karolina26-05-2006 15:55:45   [#84]

Bardzo mi się podoba to co Maelko napisałaś. Tu nie może być wygranych i przegranych.

Te ławki to wierzchołek góry lodowej i tak naprawde dyskusja o kto wygra i kto ma rację.

Myślę, że niepotrzebnie Jacek z góry zakłada niepowodzenie rozmów z tymi rodzicami i z góry zakłada, że im nie da się (i innym podobnym) nic wytłumaczyć. To, że rodzice często poszukują, wnikają i nie dają za wygraną nie znaczy o nich źle. Znaczy wprost przeciwnie. Akurat w tym wypadku ci rodzice walcząc o prawa swojego dziecka - zapomnieli o prawach innych. I na ten temat powinna toczyć się dyskusja - aby prawa wszystkich były przestrzegane. Być może oni bali się, że jeśli popuszczą ich dzieko będzie krzywdzone. Może bywało kiedyś wzesniej, w innych placówkach, przez innych ludzi - stad ich nastawienie na walkę.

Jeśli problemem jest tylko i wyłącznie owo ustawienie ławek - to naprawdę nie widzę trudności - padały już tu pomysły - krzesła na kółkach, tablice na kółkach, ustawienie w L itp... można wiele. Może warto do rozmow zaprosić również tę pania z ppp.

Pewnie dziwna jestem ale wydaje mi się, że ludzie mogą i powinni siędogadywać i ze to zawsze jest mozliwe. Bez względu na to do jakiej szufladki należą i czy teoria mówi inaczej.

Karolina26-05-2006 15:57:24   [#85]

Moim zdaniem dobra dziecka nie można mediować, ani ustalać. To co jest najlepsze dla dzieci w szkole wiedzą nauczyciele. To oni np. widzą jakie ustawienie ławek jest najlepsze. To oni podejmują najlepszą dla dzieci decyzje.

Jacku ozumiesz, że nie mogę się zgodzic z tak prosto postawioną tezą. I rozumiesz, że to mogłby być temat na dyskusję między mną a tobą na kolejne kilka nocy? ;-)

JACOL26-05-2006 22:20:34   [#86]

Karolino, wiem że nie możesz się zgodzić z tak postawioną tezą :-)))))

Powiem jeszcze jak ja sobie radzę z takimi rodzicami w mojej placówce. Ano zadaję im pytania z zakresu pracy z ich dzieckiem np. Czy orinetują się państwo jakie ma znaczenie.... itp. Oczywiście nie orientuja się, więc im zaczynam tłumaczyć to i owo. Od razu ustalają się między nami prawidłowe relacje. Rodzic wie, że ja wiem więcej od niego i dla wszyskich jest jasne, kto tu rządzi. Relacja nauczycieli i rodziców powinna opierać się bardziej na większej wiedzy i umiejętnościach tych pierwszych niż na władzy. No bo jeżeli nauczyciele wiedzą mniej o nauczaniu niż rodzice to mamy efekt taki oto, że rodzice zaczynają rządzić szkołą.

zadaniem negocjatora jest stworzenie takiego "lustra" w którym obiestrony zobaczą siebie - Stroną jest szkoła (wychowawczyni, dyrekcja) kontra rodzice niepełnosprawnego dziecka. Pozostali rodzice stoją po stronie szkoły i chcą aby to szkoła rządziła. Myślę, że błędem byłoby postawić rodziców dziecka i pozostałych po obydwu stronach barykady. Gdyby szkoła miała zdecydowane zdanie na temat ławek i inne tematy takiego konfliktu by nie było. Byłby konflikt rodziców dziecka z niedosłuchem z nauczycielą lub/i dyrektorą, ale dawno by wygasł gdyby potrafiły się one merytorycznie wypowiedzieć na temat pracy z takim dzieckiem i były konsekwetne. 

Karolina napisała:

Akurat w tym wypadku ci rodzice walcząc o prawa swojego dziecka - zapomnieli o prawach innych. I na ten temat powinna toczyć się dyskusja - aby prawa wszystkich były przestrzegane.

To dokładnie powiedziałem tatusiowi dziecka. A on na to, że w takiej rozmowie brać udziału nie będzie i wyszedł. Po za tym ci rodzice jak myślę bardziej walczą ze swoimi uczuciami niż o prawa swojego dziecka.

Myślę, że niepotrzebnie Jacek z góry zakłada niepowodzenie rozmów z tymi rodzicami i z góry zakłada, że im nie da się (i innym podobnym) nic wytłumaczyć.

Tłumaczyć można różne rzeczy. Nawet można to skutecznie zrobić z tymi rodzicami. Ale trzeba dużo więcej od nich wiedzieć na temat nauczania dzieci z niedosłuchem. 

Karolino, zauważ, że postawa rodzicielska to nie tylko poglądy, ale także uczucia i zachowanie. Nigdy nie spotkałem się, aby komukolwiek udało się wytłumaczyć rodzicom o takiej postawie, że powinni dla dobra swojego dziecka nieco zwolnić. Tak samo matce nadopiekuńczej nie da się wytłumaczyć, że powinna swojemu dziecku postawić jakieś wymagania. Nawet jak to zrozumie, to nie będzie umiała tego zrobić.

Można im natomist wytłumaczyć wiele kwestii merytorycznych związanych z nauczaniem dziecka z niedosłuchem. Ja im tego nie wytłumaczę, bo się na tym nie znam. Ale szkoła powinna się znać skoro takie dzieci uczy.

Małgorzata Walczak napisałą:

nie mogę uwierzyć, że to o naszej szkole 

Nie przekreśla to przecież całej szkoły. Szkoła to nie jest miejsce w którym nie ma problemów. Szkoła to miejsce w którym problemy się rozwiązuje. Ja trójkę moich dzieci oddałem do tej szkoły bo była lepsza niż inne w okolicy i generalnie jestem ze szkoły zadowolony. teraz jednak szkoła ma problem. Musi się z nim zmierzyć. Życzę szkole, aby dała sobie radę.

violka27-05-2006 00:01:59   [#87]

Jacol precyzuję

zadaniem negocjatora jest stworzenie takiego "lustra" w którym obiestrony zobaczą siebie - Stroną jest szkoła (wychowawczyni, dyrekcja) kontra rodzice niepełnosprawnego dziecka. Pozostali rodzice stoją po stronie szkoły i chcą aby to szkoła rządziła.

nie chodzi o 2 strony barykady (skrót myslowy) - raczej wszystkie strony, któe się okopały - widzę tu i ch ze 3 albo więcej (rodzice jedni, drudzy, szkołą, szykanowana nauczycielka i to dziecko niepełnosprawne_ - wszyscy się muszą przyjrzeć sobie i całej sytuacji 

Tłumaczyć można różne rzeczy. Nawet można to skutecznie zrobić z tymi rodzicami. Ale trzeba dużo więcej od nich wiedzieć na temat nauczania dzieci z niedosłuchem. 

Karolino, zauważ, że postawa rodzicielska to nie tylko poglądy, ale także uczucia i zachowanie. Nigdy nie spotkałem się, aby komukolwiek udało się wytłumaczyć rodzicom o takiej postawie, że powinni dla dobra swojego dziecka nieco zwolnić. Tak samo matce nadopiekuńczej nie da się wytłumaczyć, że powinna swojemu dziecku postawić jakieś wymagania. Nawet jak to zrozumie, to nie będzie umiała tego zrobić.

bo tu nie chodzi żeby wytłumaczyć, tu cała sprawa rozgrywa się nie w sferze wiedzy (kto wie lepiej nt. niedosłuchu) tylko w sferze emocji - tym rodzicom trzeba stworzyć sytuację, żeby poczuli, żeby wyartykułowali swoje obawy i uczucia, to że się tak zapierają być może świadczy o tym że sami przed sobą wolą je ukrywać, że nie wiedzą  co z tym zrobić, więc robią coś byle robić

nic nie da udowadnianie im że ktoś wie lepiej - oni boją się zaufać

nie mogę uwierzyć, że to o naszej szkole 

są problemy któe przerastają szkoły - nie jesteśmy przygotowani do zadań specjalnych, tak jak nie każdy lekarz wytnie wyrostek, a przecież to zabieg prawie kosmetyczny

nie ma co sobie robić wyrzutów, trzeba szukać pomocy - lepeij działać niż zamiatać pod dywan

ankate27-05-2006 09:53:01   [#88]
 Pies jest pogrzebany w tym, że wpajamy dzieciom zasady tolerancji i nasze dzieci są pod tym względem wspaniałe, natomiast rodziców nikt w ten sposób nie wychowywał, dla większości dzisiejszych 40-latków wszystko , co inne, jest złe... Miałam w szkole dzieci romów i z tego powodu wiele problemów ale oczywiście nie z dziećmi tylko z rodzicami...
Gaba27-05-2006 18:51:12   [#89]

a wracając do ławek - układ taki, jak narzucaja rodzice (nie wiedzieć czemu) jest dobry do konwersacji, a do pisania nie. I o tym niech decyduje nauczyciel, pod warunkiem, że wie, co robi. Biorąc pod uwage dobro wszystkich.

JACOL27-05-2006 21:20:25   [#90]

Chciałbym dopytać się o rolę mediatora...

Czy ktoś zna jakąś sprawę w której mediator pomógł? Spawę w której mediował z rodzicami? Co wskórał?

UlazIb27-05-2006 23:16:38   [#91]

Czytając tw wszystkie wypowiedzi dodam i własną.

Ano robiliśmy/ my, czy ci z góry?/ reformę oświaty i po drodze zagubiliśmy wiele isotnych spraw.

m.in. również i tę- pobyt dziecka sprawnego inaczej / tj. z upośledzeniem umysłowym, z niedosłuchem, niedowidzeniem/ w szkole masowej, gdzie pracują n-le nie przygotowani do pracy z "takimi dziećmi" ."Te dzieci" powinny uczyć się w szkołach specjalnie do tego przygotowanych , gdzie pracuje kadra wysoko wyspecjalizowana i wiedzaca co?, jak? uczyć ,postępować itp.

Ale dano rodzicom możność wyboru i decyzji, gdzie i do jakiej szkoły może posłać swą pociechę, tak więc narobiło się, że w szkole masowej sa dzieci z różnymi dewiacjami/ogólnie mówiąc/. ale za to brak jest w tych kierunkach wyspecjalizowanych n-li.  Szkoła niejako zmuszona jest przyjąć takie dziecko a ty biedny n-lu przygotuj dla niego własny program dostosowany do jego możliwości ....szukaj wzorców, sam sobie bądż sterem i okrętem, próbuj, zmieniaj ....., I jak trafi taki n-el na rozsądnego rodzica, który kocha prawdziwą , zdrową miłością swoje dziecko, to razem pożeglują przez ocean szkolnych lat bez sporów, kłótni w zgodzie i w ścisłej współpracy.

Ale jeśli trafi jak wyżej opisany przypadek na rodzica " kochającego" tą chorą, urojoną miłością a do tego mającego wiecznie do kogoś/ a nie do siebie/ pretensje, żal, chore ambicje czy roszczenia, to niestety dochodzi do starć, przepychanek, konfliktów.

Wracając do tematu, a może udałoby sie doprowadzić do spotkania, albo lepiej do serii spotkan z psychologiem terapeutą, który powie rodzicom jak mają pracować ze swym dzieckiem, co maja robić i czego nie robić, aby dziecko wyrosło na normalnego  obywatela dajacego sobie rdę w życiu dorosłym, bo Oni-rodzice żyć wiecznie nie będą.

Nadmieniam, że też mamy w szkole podst./ a mieści się ona na wsi/ dziecko z głębokim niedosłuchem ale nikt nie przestawia ławek, nie cuduje, a traktuje je jak wszystkich innych uczniów. Nauczycielka- normalna - bez wykszt. specjalnego- pracuje już z tym dzieckiem 4 rok , ale od poczatku jest w ścisłym kontakcie ze związkiem głuchych, z porad. psych.-pedag. zatrudnająca secjalistę w tym kierunku, gdzie dostaje instrukcje jak pracować z tym dzieckiem, co i jak robić, czego unikać, itp. No i oczywiście ściśle współpracuje z rodzicami.

Uważam, że takie rozwiązanie, takie działanie powinno być i w tej opisanej szkole. A jeśli rodzic ma jakieś ale, to przecież sa szkoły specjalne dla takich dzieci, niech  pośle tam swoje dziecko , które będzie uczone tak jak powinny być uczone dzieci z taką wadą i zgodnie z literą prawa.A jak i to mu nie będzie odpowiadać, to niech sam weźmie sie za edukacje swej pociechy, ale przedtem niech skończy odpowiedni kierunek studiów i będzie się wtedy mógł wymądrzać.

Współczuję takich rodziców, bo sama ich miałam- o zgrozo!!!- i życzę pomyślnego rozwiązania i dojścia do udanego i szczęśliwego kompromisu i zakończenia niepotrzebnego sporu.

A tak jeszcze na marginesie. Swoim rodzicom powiedziałam, że w szkole to ja rządzę i decyduję a rodzice mi w tym jedynie pomagają jeśli o to poproszę, natomiast u siebie w domu to oni rządzą, a je jedynie mogę doradzić, ewentualnie pomóc jeśli mnie o to poproszą.

Karolina28-05-2006 09:43:26   [#92]
Ula - bardzo mnie twoja wypowiedź zniesmaczyła...
Gaba28-05-2006 10:13:11   [#93]

Mnie też się zrobiło niewyraźnie -

a)  ja tu-rządzę... pewnie tak, to prawda nawet i jest - ponieważ ponoszę odpowiedzialność, ale tu-rządzę dla kogoś, z czyjegoś upoważnienia - w czyimś imieniu... i najważniejsze także dla kogoś.

Ten zawód o służba - marudzę bardzo często, ale to ja jestem od pomagania ludziom - dzieciom i rodzicom. To dyrektor jest gł. specjalistą od pierwszej pomocy. Nauczycielom już jakby mniej, bo mam inną koncepcje szefowania. Tu jednak można się spierać, czy nie dostają owego wsparcia... ;-)

U nas mają bardzo wiele rodzice do powiedzenia, sama słucham ich bardzo, słucham dzieci, najciężej mi idzie z nauczycielami, gdyż nie potrafię przystawić miarki zawsze - nauczyciel = profesjonalista, najgorzej też się zawodzę na kolegach, bo mierzę sobą. Nie chcę też ich niańczyć. Wręcz tego fizycznie nie lubię.

Proponuję dzieciom inne ośrodki, ale tylko wtedy gdy są takie przerośnięte, gdy mają w klasie I gimka 16 lat i sądzę, że gdy skończę gimnazjum mogłyby mieć zawód w rękach - to jedyny przypadek, gdy rozmawiam z rodzicami lub opiekunami z domu dziecka, by mogli spróbować w innej ofercie. Nie odsyłam i nie podrzucam kukułczych jajeczek.

Dziecko niepełnosprawne w szkole jest ważnym wyzwaniem dla kolegów, uczą się także ci opiekujący, uczą się bardzo - solidarności i wrażliwości. To także moralny obowiązek. widziałam listę dzieci niepełnosprawnych w krakowskich gimnazjach, cieszę, że w naszej szkole znalazło miejsce ich bardzo wielu w stosunku do innych szkół, szkoła nasza nie ma możliwości jednak dobudowania innego wejścia i dopasowania korytarzy do potrzeb. Co roku mamy dziecko głuche, niedowidzące - cieszę, że się wiele da. Potrzebne jest serce, wrażliwość i wiedza, pozytywne przywództwo nauczyciela (a nie ja tu wiem najlepiej i wy reszta cicho).

 

cokolwiek robisz, nauczycielu, wiesz dlaczego - ja zmieniałabym układ sali, wyjaśniłabym dlaczego dobrze jest i tak, i tak - chcę urządzić 3 sali językowe obok siebie - każda z innym aranżacją, by dopasować do potrzeb konwersacji, dramy oraz do pisania. Może się uda.

Leszek28-05-2006 10:26:27   [#94]

swoją koncepcję przedstawiłaś UlozIb jasno... divide et impera...

pozdrawiam

syrenka28-05-2006 12:01:05   [#95]

divide et impera

Divide - nie dostrzegam.

Impera - jak nauczyciel zna się na swojej robocie, jest życzliwy i sprawiedliwy, to co złego w tym, że to on podejmuje decyzje?

Nie mogą jedni rodzice "terroryzować" całej szkoły.

Leszek28-05-2006 12:18:48   [#96]

masz pełne prawo patrzeć na to inaczej Syrenko... ja także...

pozdrawiam

Maelka28-05-2006 13:39:40   [#97]

Syrenko

S.J. Lec powiedział: "Nie wystarczy mówić do rzeczy, trzeba mówić do ludzi."

Nie obrażąj się, bo zdanie to odnosi się nie do ciebie, ale do naszego nauczycielskiego przekonania, że zawsze wszystko wiemy najlepiej.

Pewnie wiemy. Ale na pewno nie "wszystko" i nie "najlepiej". Sama jestem typem besserwissera, więc sądzę, że mam prawo o tym mówić.

Nawet najlepszy nauczyciel i znawca tematu nie ma patentu na nieomylność. Czasem warto posłuchać innych ( a juz na pewno rodziców), aby w dyskusji, choćby najostrzejszej, dopracować się rozwiązań najlepszych i dla dziecka, i dla jego otoczenia.

Bardzo dobra i lubiana nauczycielka naciskała, aby rodzice wystąpili o zwolnienie ich niesłyszącego syna z obowiązku nauki języka angielskiego. Robiła to dla jego dobra: wiedziała, że nigdy nie osiągnie poprawności artylkulacyjnej, że nie bedzie mógł uczestniczyć w niektórych fragmentach lekcji.

Rodzice uparli sie i wbrew coraz silniejszym sugestiom postawili na swoim.

Nauczycielka (podświadomie pewnie) robiła wszystko, aby pokazać, że podjęli złą decyzję.

Po pierwszym okresie powiedział rodzicom, że nie spodziewała się, że chłopiec dotrwa do końca okresu, pod koniec roku powiedziała, że chłopak jest w piątce najlepszych uczniów w klasie. W tym zakresie, w jakim może: zna najwięcej słówek, nie popełnia błędów w pisowni (u całkowicie niesłyszących błędy ortograficzne to rzadkość), ozumie tekst i tłumaczy.

I choć nigdy oficjalnie nie przeprosiła rodziców za swój początkowy sceptycyzm, do końca pobytu dziecka w szkole cieszyła się jego sukcesami i wspierała.

Dlatego właśnie myślę, że mówienie do ludzi (i słuchanie ich) jeszcze chyba nikomu nie zaszkodziło...

;-)

syrenka28-05-2006 13:48:51   [#98]

Myślę, że często rozważania o nauczycielstwie są po prostu rozważaniami o człowieczeństwie.

Dużą sztuką jest chyba pogodzić kierowniczą rolę nauczyciela ze zdolnością do dialogu i człowieczeństwem. Czy to oznacza rezygnację z kierowania?

Maelka28-05-2006 15:16:00   [#99]

"Kierownicza rola nauczyciela"?

Sądzę, że inaczej rozumiemy niektóre pojęcia, bo nie bardzo wiem, co masz na myśli.

Nie jestem i nie mam zamiaru być żadnym kierownikiem i nie wydaje mi się, aby nauczyciel miał jakąś kierowniczą rolę. Na szczęście.

Natomiast chciałabym być dla powierzonych mi dzieci przewodnikiem. To (moim zdaniem) wielka rożnica.

JACOL28-05-2006 16:25:00   [#100]

ja też uważam jak maelka, że kierownicza rola nauczyciela powinna polegać na byciu przewodnikiem - inaczej mówiąc osobę, która zna droge lepiej niż dziecko i jego rodzic. Przewodnik nie musi być głuchy na to co mówi osoba którą prowadzi, ale niewątpiwie powinien być bardziej kompetentny.

Cała ta historia, jeżeli patrzy sie na nią z zewnątrz spostrzegana jest jako konflikt. Myślę jednak, że rodzice dziecka z niedosłuchem rozumieja tą sytuację inaczej. Im chodzi o to, aby ich dziecko miało zapewnione standardy nauczania zgodnie z najlepszą wiedzą i osiągnięciami pedagogiki w zakresie pracy z dzieckiem z niedosłuchem w szkole masowej. Oni nie wydziwiają. Oni przynoszą do szkoły artykuły na tyen temat, różne opracowania a nawet film instruktarzowy dla nauczycieli. Oni czują, że muszą nauczycieli (szkołę) uczyć czegoś czego nie umie. Z ich punktu widzenia szkoła po prostu jest niekompetentna i nie potrafi utrzymać odpowiednich standardów. Spór więc jeżeli w ogóle jest, jest sporem merytorycznym i tylko na takiej płaszczyźnie może być rozwiązany. Dlaczego mam wątpiwości, czy jest? Bo nie jestem pewien, czy szkoła potrafi merytorycznie z tymi rodzicami rozmawiać. Nie wiem czy ma wystarczająca wiedzę. Szkoła nie tylko musi rządzić, ale musi umieć swoje decyzje uzasadniać. Rodzic taki jak ten testuje wiedzę i umiejetności szkoły.

W moim odczuciu szkoła może sie obronić tylko pokazując, że umie i wie więcej na temat nauczania takiego dziecka niż rodzice. Jak się tak stanie to ci rodzice się uspokoją.

J.

strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ]