Już nie wiem gdzie mam szukać rady, więc może wy mi coś poradzicie. Mam w przedszkolu 4 letniego chłopca, którego rodzice są w trakcie rozwodu i walczą ze sobą o prawa do opieki. W chwili obecnej dziecko mieszka z matką natomiast ojciec ma ustalone przez sąd dni spotkań, nie jest jednak pozbawiony praw rodzicielskich. Kiedy chłopiec przyszedł do przedszkola matka przyniosła oświadczenie, że odbierać go może konkubin i zaznaczyła, że nie możemy go wydawać ojcu. Ojciec dziecka pojawił się po miesiącu. Przyszedł któregoś popołudnia do ogrodu, aby porozmawiać z synem. I od tego dnia rozpoczął się nasz przedszkolny koszmar. Ojciec zaczął się pojawiać w przedszkolu - dziecko widząc go biegło do niego i było naprawdę szczęśliwe, on w rozmowie twierdził, że matka utrudnia widzenia wywozi dziecko z domu. Po 2 wizytach ojca otrzymałam list polecony od matki, w którym poinformowała mnie że pójdzie na skargę do Kuratorium i żąda abyśmy nie umożliwiali spotkań ojca z synem. Po otrzymaniu listu poprosiłam ojca żeby nie przychodził on w odpowiedzi przyniósł mi decyzję sądu, której wynika, że ma pełne prawa rodzicielskie. Poprosiłam, zatem matkę o rozmowę wcześniej jednak zasięgnęłam opinii kuratora sądowego, od którego usłyszałam, że ojciec ma rację, ale to od nas zależy czy umożliwimy mu spotkania z dzieckiem. Wezwana matka początkowo była bardzo niemiła twierdząc, że ja popieram ojca dopiero, kiedy jej uświadomiłam, że chodzi mi wyłącznie o dobro dziecko, które z moich obserwacji jest naprawdę szczęśliwe przebywając z ojcem. Wyraziła chęć współpracy i zgodziła się, aby pod naszym nadzorem te spotkania się odbywały. Po tygodniu zgłosiła się do mnie zresztą jak się dowiedziałam po wizycie u psychologa sądowego i poinformowała, że ustalili w obecności kuratora, iż ojciec będzie odbierał syna 2 razy w tygodniu. Przez 3 tygodnie było super dzieciak był szczęśliwy wszystkim opowiadał, co robili razem z tatą. I nagle któregoś dnia, kiedy przyszedł ojciec zaczął płakać, krzyczeć że z tatą nie pójdzie - po usilnych namowach ojciec dzieciaka zabrał. Następna wizyta i "dramat" - chłopiec na widok ojca krzyczy ucieka chowa się. Na nic nasze rozmowy przekonywania. Zabieram chłopca do siebie i pytam, „dlaczego nie chcesz iść z tatą?" - słyszę odpowiedź "bo tata mnie zbił" Wracam do sali i mówię ojcu ze nie dam mu dziecka, wtedy on mnie wręcz błaga żebym mu dała 10 minut. Przysięga, że go nie zbił tylko dzień wcześniej on mu się wyrwał i o mało nie wbiegł na ulicę, dlatego na niego nakrzyczał i mocniej go szarpnął. Zgadzam się i daję mężczyźnie 10 min jednak chłopiec dalej krzyczy, więc wychodzę by zadzwonić po matkę w tym czasie na sali zostaje nauczycielka. Telefonując słyszę przeraźliwy krzyk wybiegam i widzę jak ojciec trzymając dziecko ucieka z przedszkola. Nie udaje mi się go dogonić Nauczycielka informuje mnie, że ojciec na siłę wyciągnął dziecko a ja odepchnął. Dzwonię do matki i zgłaszam zaistniałą sytuację. Na drugi dzień chłopiec przychodzi uśmiechnięty jak gdyby nic się nie stało a na pytanie, dlaczego nie chciał iść z tatą odpowiada, że chciał iść z Andrzejem /konkubinem/ na budowę. Kolejny dzień w przedszkolu pojawia się Pani kurator sądowy chłopiec znów nie chce pójść z ojcem natomiast chętnie wychodzi z kuratorką i ojcem. Ojciec podczas rozmowy twierdzi, że matka straszy syna tym, że jak pójdzie z tatą już więcej ją nie zobaczy i dlatego on musiał wziąć go na siłę by udowodnić mu kłamstwo matki. Miesiąc jest spokój chłopiec się przełamał wychodzi bez problemów z ojcem. I nadchodzi obecny tydzień - poniedziałek chłopczyk w szatni płacze, że nie chce iść do przedszkola, wprowadzony na salę rzuca się sinieje nauczycielka mówi do matki, że ona nie będzie go brać na siłę wtedy ona zabiera dziecko do domu. Zaznaczam, że poniedziałek to dzień, w którym ojciec go odbiera. Wtorek chłopiec przychodzi uśmiechnięty. Dziś sytuacja się powtarza dziecko płacze nie chce wejść na salę matka usiłuje go przekonać jednak ten kurczowo trzyma ją za szyję. Zostawiony na siłę kopie nauczycielkę i ucieka za matką do szatni ona zaczyna krzyczeć "puść mnie, bo ci przyleję' - i odrywa ręce dziecka, ten rzuca się na podłogę kiedy próbuję go podnieść ona zaczyna wrzeszczeć "puśćcie mi moje dziecko" chwyta go i wybiega po drodze wołając "to wszystko przez was" Po pół godziny do przedszkola przyprowadza chłopca "konkubin" - wysyła go na salę / chłopiec jest zupełnie spokojny/ O 14 konkubin przychodzi zabiera chłopca z przedszkola, natomiast o 15 pojawia się ojciec, który informuje, że, w pięątek mają sprawę rozwodową i matka celowo nastawia dziecko przeciwko niemu. Mało tego w poniedziałek ja i nauczycielka dostajemy wezwanie na policję w charakterze świadków. Powołani przez matkę dziecka Poradźcie mi, co robić w takiej sytuacji widzę, bowiem że dziecku dzieje się krzywda. Chłopiec jest znerwicowany stał się agresywny. Ja tkwię w tym w środku może wy patrząc bardziej obiektywnie znajdziecie jakąś radę |