Forum OSKKO - wątek

TEMAT: Uczniowie nie lubią szkoły, bo...
strony: [ 1 ]
Danuta Lewandowska04-11-2004 21:29:35   [#01]

Muszę o tym napisać, bo jako matka już nie mogę... Moja córka, ucz. kl. III gim. przynosi mi bardzo niepokojące informacje na temat utrwalonych zwyczajów w jej szkole. Otóż, nauczyciele w większości (aż przykro pisać) całą swoją pracę dydaktyczną na lekcji opierają na odpytywaniu uczniów w róznych formach, np.: -losowanie (rzucanie kostką) 7, czasem wiecej "szczęśliwych', pytanie trwa ok. 30 min. Potem uczniowie otrzymują polecenie opracowania i wykucia tematów (nie zrealizowanych z powodu odpytywania) w domu. I dalej - w ciagu dnia często piszą po 2 sprawdziany, kartkówki lub pytanie - obowiązkowo! Kiedyś siedziałyśmy przez pół nocy, by zakuć 2 rozdziały z historii, bo nauczyciel się nie wyrobił z materiałem. I tak przez większość dni.

Jest dopiero listopad, a dzieci już mają dosyć szkoły! Czy tak ma być? Często zastanawiamy się, dlaczego w reformowanej szkole są tak niskie wyniki sprawdzianów i egzaminów zewnetrznych, dlaczego jest tak dużo fobii szkolnych, czy nerwic, dlaczego są używki (jakoś muszą się dopingować, bo kto by to wytrzymał - to opinie niektórych młodych gniewnych),dlaczego kwitnie agresja i to nie tylko w stosunku do uczniów? Ktoś kiedys powiedział, że "szkoła nauczycielem stoi" i to święta prawda. WSZYSTKO ZALEZY OD NAUCZYCIELA!!! Myślę, że dopóki w naszym zawodzie bedzie sporo takich z przypadku, którzy tylko oceniają - z umiłowaniem zresztą , nie ma co marzyć o dobrej, lubianej i efektywnej szkole. Reforma padnie! Moze to zbyt pesymistycze wnioski, ale niestety zauwazam coraz więcej na to dowodów . Co sądzicie na ten temat?

OlaM04-11-2004 22:48:40   [#02]

moje zdanie

Mówisz o tym głośno i na forum. Dlaczego nie pójdziesz i nie porozmawiasz z dyrektorem szkoły na ten temat? Może on nie wie co się na lekcjach dzieje?

Tylko mi nie mów, że jako nauczyciel nie możesz, jesteś przede wszystkim rodzicem, chodzi o Twoje dziecko.

Maelka05-11-2004 06:15:46   [#03]

Olu

Teoria - teorią, a życie zyciem.

Może nie uwierzysz, ale podobne zdanie miał... dyrektor szkoły, który żalił się do mnie na ...własnego nauczyciela. Ponieważ jestem taką niepoprawną idealistką jak (to komplement, nie złosliwość!) ty, zapytałam, dlaczego nic z tym nie zrobi. Na wszelki wypadek zaproponowałam kilka działań.
Gdyby wzrok zabijał...

Danusiu, pomimo tego, co napisałam, podobnie jak Ola, proponuję porozmawiać. Może najpierw z nauczycielem? Może z wychowawcą? Może zaproponować, aby tę rozmowę przeprowadziły same dzieci, ale uczulic je na formę rozmowy: bez agresji i kategorycznych opinii.

Mam nadzieję, że problem uda się rozwiązać. Powodzenia!

Maelka05-11-2004 06:36:16   [#04]

Tak myślę...

Dzieciom trudno rozmawiać oko w oko z nauczycielem. Może powinny opisać to wszystko w spokojnym liście i wręczyć go pani?

List oczywiście podpisany, na tyle serdeczny, na ile to mozliwe, pokazujący przeżycia dzieci,  a nie działania pani.


List, w którym:
a) wskazuje się pozytywy - np. troskę pani o osiąganie jak najlepszych wyników, wiarę pani w uczniów i ich mozliwości w zakresie samokształcenia, wiarę, że sytuacja, która zaistniała nie wynika z winy pani, ale z powodów obiektywnych:mało lekcji, przeładowany program, itp.

b) pokazuje sie przeżycia uczniów wynikające z tej sytuacji, trudności, jakie taki styl pracy powoduje (np. uczenie się bez zrozumienia, zapominanie pod wpływem stresu, spadek zainteresowania przedmiotem itp.)

c) proponuje się jakieś konkretne rozwiązania - np. zamiast codziennego odpytywania kartówki co 3-4 lekcje, opracowanie wspólnie z klasą konspektu materiału, który powinni opanować, opracowanie przez poszczególnych uczniów prezentacji nowego materiału (każdy uczeń inny fragment) i wspólne (pod okiem nauczyciela "złożenie" tego w całość), przygotowanie przez poszczególnych uczniów ciekawych form utrwalenia materiału (np. krzyżówki), które mogłyby byc wykorzystywane też jako zadania domowe...

Pewnie jestem naiwna, ale jestem też nauczycielem. Starym i doswiadczonym, ale nadal naiwnym. I wolałabym wiedzieć o niedoskonałosciach moich lekcji, zanim byłoby za późno.

error20005-11-2004 07:10:08   [#05]

przyczyna

Nie wydaje mi się, że powodem nieciekawych wyników sprawdzianów i egzaminów zewnętrznych jest "odpytywanie" uczniów na lekcjach! Odpytywanie jest jednym ze sposobów sprawdzenia wiedzy ucznia. Może poszukajmy rzeczywistych przyczyn tego stanu rzeczy - ZMNIEJSZANIE godzin przewidzianych na realizację podstawy programowej (język polski, matematyka, historia, geografia itp.), a co za tym idzie konieczność zrealizowania pewnych zagadnień przez samodzielną pracę ucznia, przeładowanie klas (w mojej szkole "średnia liczebności" wynosi 35 uczniów, dochodzi do paradoksalnycxh sytuacji, że uczniowie błąkają się po szkole w poszukiwaniu "wolnych" krzesełek i ławek...), "przepadanie" godzin z rożnych powodów - a to impreza, a top apel, a to zawody sportowe... Rodzice oczekuja wysokich wyników w nauce, a my nie osiągniemy tego bawiąc się z dziećmi na lekcji! Niedawno na tym forum przeczytałem tekst o "bezstresowej szkole" - Uważam, ze ten tekst powinien przeczytać kazdy rodzic, któremu na sercu lezy dobro jego dziecka. Pozdrawiam.

Marek Pleśniar05-11-2004 07:46:17   [#06]

czyli zdaniem przedmówcy uczniowie polubią szkołę, gdy dołożymy godzin ?? i "odpytywać" bedzie kiedy jeszcze bardziej?

Już chyba wiem czemu jej nie lubią:-(

Bo mamy w odpowiedzi tylko:

"dodać godzin", "odpytywać", "rodzice oczekują wyników"

ani razu nie padło co "uczeń...". Czego chciałby, potrzebował.

A pewno co trzecia ze szkół napisała w swej misji coś o ucznia poczuciu wspólnoty ze szkołą, szczęściu ucznia, jego powodzeniu.

Ciągle w polskich szkołach nauczyciel myśli że w szkole się uczniów uczy.

Ciągle nie wpada jakoś na to że w szkole uczeń się uczy.

---------------

Mam bardzo podobne problemy z synem.

Są wynikiem okresu dojrzewania, własciwego temu wiekowi buntu, braku czasu - chocby mojego ale i szkoła ma tu swoją cegiełkę.

Nauczyciel wyznacza konsultacje i poprawki podczas innych lekcji ucznia, nie odpowiada na pytania (po prostu odchodzi bez słowa) itp kwiatki.

Zacząłem szukać. Spotkałem koleżankę syna - z innej teraz szkoły i spytałęm co u niej.

Uśmiechnięta odpowiedziałą - "jest bardzo fajnie, sympatyczna szkołą a już szczególnie uwielbiam historyczkę, bo opowiada ciekawie, z żarem - ma poczucie misji" Co rzekła czternastoletnia diewczyna.

I do czego zmierzam:

W ławkach siedzą ludzie.

Oni nie są "uczniami". Są - jak powiedziała pani profesor podczas konferencji w Krakowie (relacja zaraz - tylko mi Gaba dokłada coś ze swoich notatek) przedstawicielami społeczności lokalnej. Dzięki nim społeczność lokalna wie jak uczy nauczyciel, co się dzieje w szkole.

Uczeń "rozpuszcza mury szkolne". Czyni je przezroczystymi.

A nauczyciel polski z uporem tego daru nie bierze. Chce by mury stężały i odzyskały naturalną nieprzezroczystość.

On nie czuje się członkiem tej społeczności. Nie mentorem, pouczycielem. Członkiem.

Nauczyciele często zdają się nie wiedzieć, że ichj nieuprzejmość, brak "żaru", muchy w nosie są zaraz wieczorem komentowane w dziesiątkach domów.

Ludzie patrzą na Was drodzy nauczyciele. A Wy tego z jakichś powodów nie chcecie wiedzieć.

Piszecie w konspektach "uczeń to" "Uczeń tamto"

Magosia05-11-2004 08:07:46   [#07]

Tak często myślę, mowię, piszę...:

"szkoła nie jest przygotowaniem do życia, SZKOłA JEST ŻYCIEM z całym jego pięknem, bogactwem, radością, cierpieniem....."

Danusiu, rozumiem, ale zgadzam się w całej rozciągłości z Markiem.

Może jak czlowiek-nauczyciel spojrzy na ucznia przez pryzmat własnego dziecka to widzi w nim szybciej CZŁOWIEKA?

OlaM05-11-2004 08:17:24   [#08]

Uczniowie nie lubią szkoły

a czy lubią ją nauczyciele? Mało jest takich "historyczek" z pasją wykonujących swój zawód.

Wątek ten wywołał u mnie wspomienia o szkole. mojej szkole i moich nauczycielach. Wśród nauczycieli byli pasjonaci swojego zawodu (matematyk, chemik,biolog). To, że dziś jestem nauczycielem zawdzięczam matematykowi, ale byli też nauczyciele wykonujący swój zawód i tylko zawód. I tak przecież jest do dziś.

Alfred05-11-2004 08:43:54   [#09]

Pan od przyrody

Nie mogę przypomnieć sobie
jego twarzy

stawał wysoko nade mną
na długich rozstawionych nogach
widziałem
złoty łańcuszek
popielaty surdut
i chudą szyję
do której przyszpilony był
nieżywy krawat

on pierwszy pokazał nam
nogę zdechłej żaby
która dotykana igłą
gwałtownie się kurczy

on nas wprowadził
przez złoty binokular
w intymne życie
naszego pradziadka
pantofelka

on przyniósł
ciemne ziarno
i powiedział: sporysz
z jego namowy

w dziesiątym roku życia
zostałem ojcem
gdy po napiętym oczekiwaniu
z kasztana zanurzonego w wodzie
ukazał się żółty kiełek
i wszystko rozśpiewało się
wokoło

w drugim roku wojny
zabili pana od przyrody
łobuzy od historii

jeśli poszedł do nieba -

może chodzi teraz
na długich promieniach
odzianych w szare pończochy
z ogromną siatką
i zieloną skrzynią
wesoło dyndającą z tyłu

ale jeśli nie poszedł do góry -

kiedy na leśnej ścieżce
spotykam żuka który gramoli się
na kopiec piasku
podchodzę
szastam nogami
i mówię:
- dzień dobry panie profesorze
pozwoli pan że panu pomogę

przenoszę go delikatnie
i długo za nim patrzę
aż ginie
w ciemnym pokoju profesorskim
na końcu korytarza liści

[Zbigniew Herbert]


RomanG05-11-2004 10:25:45   [#10]

Pan od przyrody w dzisiejszej szkole

W lesie Mister O'Goreck spotkał klasę szkolną przyprowadzoną przez Pana na lekcję przyrody.
- W jaki sposób to zwierzątko zdobywa pożywienie? - pytał Pan od Przyrody. - No, które z was mi powie?
Dzieci nie zwracały na Pana od Przyrody żadnej uwagi, tłukąc się kijami.
- Może Jasio... - nie dawał za wygraną Pan od Przyrody.
- Chyba chce dostać w dziób - stwierdził Jasio w odpowiedzi.
- Świetnie! - zawołał Pan od Przyrody. - Jasio orientuje się, jak pożywienie zdobywają ptaszki. A inne zwierzątka? Powiedz ty, Stasiu.
- Weźmie w ryja - powiedział Stasiu ni do do Pana od Przyrody, ni to do klasy.
- Brawo! - wykrzyknął Pan od Przyrody. Stasio wie, jak to robią dziki!
Pan od Przyrody zwrócił się teraz do Ewelinki.
- Dostanie w trąbę, jak pragnę zdrowia - powiedziała Ewelinka.
-Tak! - klasnął w dłonie Pan od Przyrody.

Mister O'Goreck poszedł pogratrulować Panu od Przyrody, że udało mu się znaleźć z klasą porozumienie.'- Trzeba tylko zadawać im takie pytania, na które odpowiedź nie sprawia im trudności - wyjaśnił skromnie Pan od Przyrody.

Michał Ogórek
Botka05-11-2004 10:53:23   [#11]
Myślę, że jak w każdym zawodzie tak i w naszym jest wielu pasjonatów sztuki nauczycielskiej, którzy nie patrząc na ponoszone koszty dążą usilnie do tego, aby dziecko w sposób ciekawy poznawało świat i zdobywało wiedzę. Wielu z nas nauczycieli pracuje za takie pieniądze jakie są w ofercie i dokładnie tyle ile mają w pensum. Praca "społeczna"? - nie -"za darmo nie będę"- często spotykam się z takimi odpowiedziami i najgorsze, że nie u młodych, wchodzących do zawodu nauczycieli. Rozumiem, że nie można pracować dla idei, ale czy każde działanie musi być przeliczane na pieniądze?
Marek Pleśniar05-11-2004 11:26:03   [#12]

to akurat inna para kaloszy

muszą być pieniądze. Za darmo pracują tylko hobbyści, pasjonaci i osoby niezaradne co nie umieją znaleźć nic lepszego. Ale nie można o takie coś opierać profesjonalnych działań na skalę ponad pół miliona nauczycieli.

Nie o pracę za darmo lub półdarmo apeluję:-)

I nie o "rozwiązania systemowe".

Piję do mentalnosci naszej i myślenia o szkole.

JacekK05-11-2004 13:40:00   [#13]
Już dawno Korczak napisał " nie ma dzieci są ludzie" tak niewiele ale jednak dużo wysiłku to kosztuje.
Danuta Lewandowska05-11-2004 15:12:35   [#14]

Olu, zrobiłam juz wcześniej tak, jak mi radzisz. I nic... Rozmowa z dyrekcją, kolezanką "po fachu" przyniosła taki skutek, ze omija mnie z daleka - a starałam się bardzo grzecznie ROZMAWIAĆ. Rozmawiałam też z wychowawcą (takze po koleżeńsku) - rozmowa odbywała sie na korytarzu podczas przerwy. I nic... Poruszałam problem na wywiadówce (w obecnosci n -la, którego sprawa dotyczyła) i znów nic, moze z jednym wyjątkiem ( na kolejnym zebraniu zjawił ów się z promiennym usmiechem i zapytał uroczo:"czy państwo coś domnie mają?").... zarówno ja, jak i wielu innych rodziców cieszymy się,że juz niedługo .... wakacje.

Marku, dzięki za Twoje słowa, całym sercem się zgadzam. Mam nadzieję, że przeczyta twoje słowa (i przemyśli) wielu z nas.

bogda305-11-2004 15:34:25   [#15]

dzieci nie lubią szkoły...

  Bo tak naprawdę szkoła niewiele się zmieniła nawet w tych hucznych latach reformowania! Nie jestem edukacyjnym malkontentem, ale obserwacji potwierdzających fakt, że tak jest mam wiele.

 Już samo formułowanie tzw. celów operacyjnych zakłada ze uczeń po jednej lekcji wie, potrafi,zastosowuje,analizuje, uogólnia, itp itd ...... 

  Państwo się roztkliwiacie Korczakiem "nie ma dzieci są ludzie" i co z tego wynika?

są paragrafy, zarządzenia papiery i szkolne życie, dalekie od ideału.Co wielu z nas uświadamia sobie aż nadto w relacjach ze szkołą własnych dzieci.

Botka05-11-2004 16:17:15   [#16]

Piję do mentalnosci naszej i myślenia o szkole.

To wszystko jednak Marku splata się na obraz szkoły, nauczyciela oraz właściwego podejścia do każdego dziecka. Pracuję obecnie w niedużej szkole - 11 oddziałów. Tu każde dziecko jest widoczne, jest na świeczniku, a każdy niewłaściwy ruch nauczyciela natychmiast komentowany. W zasadzie nie ma możliwości na to, aby nauczyciel lekceważąco odnosił się do uczniów. Mimo to nikt nie ustrzeże się od błędów. Moje dzieci chodzą do szkół, znacznie liczebniejszych i tam właściwie są tylko jakimś numerem. Co z tym zrobić? Myślę, że najwięcej mają jak zwykle do powiedzenia rodzice i ich dzieci.
Anna Domańska05-11-2004 17:22:34   [#17]

Witam, tak sobie myślę, że tacy nauczyciele, którzy tylko pytają, sprawdzają, robią kartkówki mają po cichu świadomość, że bez tych " narzędzi" są bezradni wobec uczniów. Nie potrafią zainteresować a tym samym utrzymać porządku w klasie, więc co? Dyscyplina będzie na bank, gdy blady strach ogarnie klasę. A nauczanie? Co tam! Są książki, niech uczeń czyta sam albo z rodzicem. O tak! Wtedy ma się " szacunek" i u jednych i u drugich.

Druga sprawa, że szkoła upierdliwych rodziców nie lubi, a właściwie nie lubi żadnych - no chyba, że coś przyniosą, zapłacą czy pomalują klasę. Wtedy mogą być. Ale na codzień - kartka przy drzwiach : Rodzicom wchodzić do szkoły nie wolno!  - i co tu mówić o partnerstwie, pomocy w wychowaniu, współpracy? ( przykład autentyczny - ze szkoły moich dzieci). Pozdrawiam.

bogda305-11-2004 17:48:46   [#18]

  Czyli potwierdzacie to co napisałam - szkolne życie odbiegające od ideału. W "mojej" szkole - super, wskażniki, wysoka jakość,raport za raportem, dobra współpraca z rodzicami itp ale gdzie indziej - naszym zdaniem  - źle.Nasze osobiste dziecko numerkiem.

 Zgadzam się że  są nauczyciele, którzy nie  potrafią zainteresować a tym samym utrzymać porządku w klasie. Dlatego jestem czasem "pedagogiem wspierającym" i pomagam nauczycielom utrzymywać ...dyscyplinę na lekcji,umożliwiam dzięki temu w miarę normalne zajęcia.

A to dlatego, jeszcze raz powtórzę 70% dzieci ma niskie możliwości intelektualne, deficyty rozwojowe, brak stymulacji ze strony domu,  nie jest w stanie nadążać za " nowoczesnym " programem.Są uczone jak wszyscy.Werbalnie.

 Na stronie CMPPP ciekawe artykuły o dzieciach ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi i zaletach kształcenia ich w szkole masowej.

Może warto byłoby dokształcić pedagogów specjalnych,praca z uczniem trudnym byłaby może łatwiejsza i bardziej efektywna?

Marek Pleśniar05-11-2004 18:11:49   [#19]
może każdy dyrektor myśli, że w jego szkole "super" jest?
aga230705-11-2004 18:23:39   [#20]
Naszą szkołę zawojowali rodzice. Co sobie życzą to mają. Dyrektor liczy się z każdym ich zdaniem. My RP nie mamy wiele do powiedzenia. Czy to dobrze czy źle? Ale mimo to dyrektor nie ma poparcia wśród części rodziców.
beera05-11-2004 19:17:34   [#21]

a moj syn...

...czasem wiecie, mam wrażenie, ze traktuje nauczycieli jak dzieci.

Zna ich śmiesznostki , niekonsekwencje, słabe punkty...
Opowiada o tym mi i czasem nad tym sie pochylamy oboje ze śmiechem lub ze zdumieniem

Zna ich potzreby w zakresie  obszaru " uczeń" i stara się je spełniać;-)

Nauczył się zyc w szkole- taka mimikra;-)))

Jest juz facetem- radzi sobie po prostu

Ale był też dzieckiem, a wtedy musiałam pomagać mu zrozumieć, ze ludzie są różni, nie wspominam tego dobrze...

Pierwsze okropne- do tej pory pamiętane przez niego, zle wspomnienie pochodzi z przedszkola. Przeniesienie dzieciaka w inno miejsce momentalnie wyeliminowalo bóle brzucha i glowy.

17 latek to silny facet, ale 6, 7,8 latek jest zupełnie bezbronny.

Czasem mi się wydaje, ze niektorzy nie mają świadomości jak bardzo duży wpływ maja na życie dzieci.
Patrzyłam na nauczycielki- jak lwice broniace wlasnych dzieci z zupełną bezwzglednością zartujace z innych, nie wspomagające, bez świadomości, ze slowa, czy odrzucenia bolą równe jak klapsy...

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ]