Tylko radziłbym wynieść z kuchni wszystkie noże. Tak na wszelki wypadek. A tak na poważnie to ogólnie jest to pewien problem. U nas każda "nie do końca normalna osoba", tzn. osoba, która leczyła bądź też leczy się psychiatrycznie, ma "opiekuna", tzn. osobę, która obserwuje w miarę na bieżąco jej zachowanie. Jeśli stan się pogarsza (pojawia się zagrożenie zdrowia lub życia innych) dyrekcja delikatnie sugeruje udanie się na leczenie. Przeważnie skutkuje. 1. jest taka teoria codzienna, że każdy nauczyciel jest nie do końca normalny... a kucharka to musi rzucać nożami. 2. jak widzę, może ta choroba być w pewnych placówkach dość rozpowszechniona... - u mnie, dzięki Bogu, wariatów rzucających się w oczy nie widać... 3. a tak naprawdę, to nie znamy (może nie powinniśmy znać ) wielu historii... tragedii, trudności i samotności chorych ludzi. Ilu z nas czuje się czasem bardzo źle, naprawdę źle. 4. z tymi nożami, jak rozumiem, to żart - poważniejszym problemem są osoby płaczliwe, smutne, depresyjne - przecież część rodziców i dzieci nie radzi sobie z życiem, transformacje są zbyt ciężkie jak na kruchą konstrukcję człowieka, wiele awantur z rodzicami wynika z poważnych problemów psychicznych ludzi... - to, o tych nożach jakieś takie dziwne! Ja bym tak nie powiedziała, chyba, że rzeczywiście zdarzył się taki incydent, chyba, że chora osoba ma za sobą taką próbę samobójczą. Nauczyciel z pokręcona psychiką... powiedzmy sobie szczerze to jest nasza prawdziwa choroba zawodowa, a tych problemach się jakoś milczy, nie wspiera się treningami. |