Forum OSKKO - wątek

TEMAT: "Nauczyciele zwalniani za awans" - co było troszkę do przewidzen
strony: [ 1 ]
Marek Pleśniar30-09-2004 08:21:25   [#01]

w GW - o znanej już sprawie

http://serwisy.gazeta.pl/wyborcza/1,34513,2314045.html?nltxx=2015058&nltdt=2004-09-30-06-05

Nauczyciele zwalniani za awans

 Joanna Bujakiewicz, Bydgoszcz, Katarzyna Piotrowiak, Katowice 30-09-2004 , ostatnia aktualizacja 29-09-2004 20:28

Walcząc o awans w szkole, możesz napytać sobie biedy. Gminy oszczędzają na nauczycielach - dyrektorzy zatrudniają stażystów, by ich zwolnić, gdy tylko awansują i zgłoszą się po podwyżkę. Ich miejsce zajmą kolejni stażyści

1-->Ewa Bartosińska przez ostatnie trzy lata uczyła przedmiotów ekonomicznych w Policealnym Studium Zawodowym przy Zespole Szkół nr 1 w Czeladzi (Śląskie). W lipcu zdobyła kolejny stopień awansu zawodowego - mogła zostać nauczycielem mianowanym. Oprócz prestiżu awans oznacza podwyżkę. Od września 41-letnia Bartosińska miała zarabiać o 300 zł więcej.

Jednak tuż przed nowym rokiem szkolnym dyrektorka szkoły oświadczyła, że nie przedłuży jej umowy o pracę. - Jest pani dla nas za droga - usłyszała Bartosińska.

Była cenionym pedagogiem, uczniowie mają o niej dobre zdanie. Przez lata dokształcała się, ukończyła dziewięć różnych kursów. 14 października miała dostać przyznaną w poprzednim roku szkolnym nagrodę.

Cecylia Stach, dyrektorka Zespołu Szkół nr 1, wolała jednak zamiast Bartosińskiej zatrudnić stażystę.

Anna Zamora ze Śląskiego Kuratorium Oświaty podkreśla, że dyrektorka szkoły w Czeladzi nie złamała prawa: - To sprawa dyrektora, kogo zatrudni, powinno mu jednak zależeć na jak najlepiej wykwalifikowanej kadrze.

A dyrektorka mówi: - Stażyści są dużo tańsi i wcale nie gorsi.

Czy oświatowe władze innych miast myślą podobnie?

Dyrektor wydziału edukacji Urzędu Miasta w Bydgoszczy Marian Sajna przyznaje, że w interesie ekonomicznym samorządu jest zatrudnianie jak najtańszych nauczycieli. - Z jednej strony zależy nam na tym, żeby w szkołach pracowali nauczyciele dobrze wykształceni, a z drugiej strony mamy z nimi problem, bo ci, którzy osiągają najwyższe szczeble kariery zawodowej, są dla nas ogromnym obciążeniem finansowym - mówi Sajna.

Subwencja oświatowa, którą dostaje Bydgoszcz z budżetu państwa, pokrywa zaledwie 83 proc. kwoty potrzebnej na pensje dla nauczycieli. Resztę musi dołożyć gmina ze swojego budżetu.

Zaniepokojeni sytuacją nauczyciele podkreślają, że władze oświatowe nie mówią dyrektorom szkół wprost, że mają zatrudniać tańszych pracowników. Chętniej posługują się argumentami społecznymi, a nie ekonomicznymi. - Zachęcamy dyrektorów, żeby dawali pracę młodym nauczycielom, którzy dopiero skończyli studia nie tylko dlatego, że są tańsi, ale po to, żeby im umożliwić zawodowy start - potwierdza dyrektor Sajna.

- Nauczycielowi dyplomowanemu [czyli mającemu najwyższy stopień w nauczycielskiej hierarchii - red.] za jedną nadgodzinę trzeba zapłacić prawie dwa razy więcej niż stażyście. Przekonujemy dyrektorów, żeby brali pod uwagę te kalkulacje - mówi otwarcie dyrektor Sajna.

I dyrektorzy to robią - przyznają w rozmowie z "Gazetą", choć proszą o niepodawanie nazwisk. Jeden z dyrektorów zwrócił nam jednak uwagę na to, że za kolejnymi stopniami awansu niekoniecznie idą większe kwalifikacje. Czasem opłaca się zatrudnić stażystę, bo bywa i tańszy, i lepszy od zasiedziałego w szkole nauczyciela.

W Związku Nauczycielstwa Polskiego twierdzą, że przypadek nauczycielki z Czeladzi nie jest odosobniony. - Mamy inne sygnały, że dyrektorzy z premedytacją zatrudniają stażystów, by ich zwolnić, gdy tylko awansują i na ich miejsce znowu zatrudnić początkujących absolwentów uczelni. Niedawno spotkało to np. nauczyciela mianowanego z warszawskiego Wilanowa, jego miejsce zajął tańszy stażysta - mówi Wiesława Romke z ZNP.

Jarosław Czarnowski, wiceprezes zarządu głównego związku, podejrzewa, że z kłopoty z zatrudnieniem z powodu zbyt wysokiego stopnia kwalifikacji może mieć kilka procent nauczycieli.

Ministerstwo Edukacji skali zjawiska nie zna. - Mamy tylko pojedyncze sygnały. Od nasilenia się tego zjawiska zależy, czy wyślemy do szkoły wizytatora, który oceni wyniki nauczania, bądź przymierzymy się do zmiany aktów prawnych - mówi dyr. Dorota Igielska MENiS.



Nauczycielska hierarchia

Stopnie awansu zawodowego są cztery: •  najniższy i najsłabiej płatny to stażysta (zarabia 1110 zł brutto), potem kolejno - •  nauczyciel kontraktowy (1316 zł), •  mianowany (1666 zł) i •  dyplomowany (1999 zł). Aby awansować, nauczyciel musi odbyć określony staż i udokumentować swoje osiągnięcia. Podane zarobki to wynagrodzenia zasadnicze nauczyciela na pełnym etacie ustalone przez MENiS, bez dodatków np. za staż pracy itd.



Dla "Gazety" komentuje

Prof. Elżbieta Putkiewicz, pedagog z Uniwersytetu Warszawskiego

- Nauczyciel stażysta wcale nie musi być gorszy od swego dyplomowanego kolegi. Z tych stopni awansu często nic nie wynika, bo obecny system to czysta biurokracja. Zamiast zawodowego doskonalenia jest gonitwa za kwitami. Oczywiście większość nauczycieli zabiega o awans, bo wiąże się to z wyższymi zarobkami. Ale znam też takich, którzy z awansu zrezygnowali, bo zbieranie papierków było dla nich niemoralne.
grażka30-09-2004 09:04:48   [#02]

No cóż, pani Elzbieta Putkiewicz nie zostawiła w gronie dyplomowanych nawet ułamka procenta dla tych, którzy istotnie są dobrzy i mają dorobek jeszcze przedawansowy, a stopień nauczyciela dyplomowanego mogli zrobić z marszu, a nie po specjalnych zabiegach. To przykre.

Natomiast druga sprawą jest sensowność awansu jako systemu - awansu.

Wczoraj rozmawiałam z młodą dziewczyną. Skończyła pedagogikę, krótko - ok. dwóch lat pracowała w przedszkolu. Dowiedziałam się, że jest teraz po licencjacie z prawa administracyjnego i od trzech miesięcy pracuje jako urzędnik. Rzuciłam troche żartem: i nie żal Ci przedszkola?
I usłyszłam, że żal i nie. Bo teraz zarabia wreszcie prawdziwe pieniądze, jakich nie ma szansy dopracować się jako nauczyciel. Bo awans zawodowy nie jest tak naprawdę żadnym awansem. Bo sił i zapału przy tak niesłychanie emocjonalnie, psychicznie obciążającej pracy starczyłoby jej pewnie na 10 lat. Bo teraz kończy pracę o 15.30 i zostawia ją za drzwiami urzędu. I system awansu w jej urzędzie (nie jest to OP ;) jest czytelny i daje jej szansę.
A czego żal? Kreatywności, kontaktu z dziećmi, nowości nieustannych - choć twierdzi, że praca nauczyciela jest trudniejsza niż jej obecna.

Z tego jak ja znam, może osiągnąć bardzo wiele. I choć zaskoczyła mnie, pogratulowałam jej podjęcia tak świadomej decyzji.
Byłaby świetnym nauczycielem, ale oświata nie umie zatrzymać wszystkich najlepszych.

grażka30-09-2004 09:20:49   [#03]

I tak przy okazji:

http://serwisy.gazeta.pl/kraj/1,34309,2313746.html

grażka30-09-2004 09:26:08   [#04]
I tak sobie  myślę - może stopnie awansu w oświacie nie powinny się łączyć ze zmianą płacy? To byłoby wyjscie! A nazywałoby sie to system satysfakcji zawodowej nauczycieli ze szczególnym uwzględnieniem poczucia misji. :>
Marek Pleśniar30-09-2004 10:06:40   [#05]

zzty by ci grażko łepek urwały za taki pomysł;-)

awans jest hamulcowym w pewnej ważnej kwestii.

Własnie w sprawie zatrudniania dobrze przygotowanych i młodych. Ci - bez względu na kwalifikacjie i predyspozycje wszyscy równo zarabiają bardzo mało.

(Jak zresztą wykazuje Antoni Jeżowski - podczas wystąpienia na KKDS)

Więc gdzie jest jakakolwiek motywacja i awans gdy każdy w tym samym wieku - stażu - zarabia tyle samo?

grażka30-09-2004 10:21:43   [#06]

Ciiiiiiiiiiiiiiiiii!

Dlatego tu po cichutku napisałam ;)
Wioleta D30-09-2004 18:16:10   [#07]
Nie chcę zabierać głosu w sprawie który nauczyciel lepszy "mianowany" czy kontraktowy  czy stażysta bo nie jestem od oceny pracy kolegów po fachu , których na dokładkę jeszcze nie znam.Mój niesmak wzbudza fakt , że osoby które mają kłopoty z logicznym myśleniem decydują o takich  sprawach. Przecież można było przewidzieć że jak będzie różnica w poborach to wszyscy będą chcieli ( przy mizerocie zarobków) zarabiać więcej. Głupi chyba tego nie wymyślał???  Już wtedy słyszałam głosy, że gminy będą pozbywać się nauczycieli dyplomowanych bo to więcej kosztuje. I słowo stało się ciałem. Ja na razie nie zabiegam o awans bo nie mam czasu na pisanie tych wszystkich sprawozdań - robię swoje jak każdy z nas. Być może za trzy cztery lata ... chyba że zlikwidują ścieżkę awansu i będzie "po obiedzie". Moja propozycja : więcej pieniędzy na oświatę więcej pieniędzy na oświatę więcej pieniędzy na oświatę itd...
tygrysek7530-09-2004 23:22:19   [#08]

Ja jestem nauczycielem mianowanym i mam gdzies dalszy awans. Nie chce mi sie latac za papierkami, kwitkami. wole sobie w tym zaoszczedzonym czasie poczytac ksiazke, ogladnac z mezem film co da mi szanse na normalnosc i nie zwariowanie. I osmiele sie twierdzic ze wiekszy pozytek maja uczniowie z nauczyciela zdrowego psychicznie anizeli z dyplomowanego. Z calym szacunkiem dla tych wszytskich ktorzy juz sa dyplomowani. Nie potepiami awansu- ale dla mnie to zadna motywacja do rozwoju jesli wszytsko co ma sie zmienic to wzrost pensji. A poza tym nie chce mi sie udowadniac przed szanowna komisja w Kuratorium ze nie jestem wielbladem. Koncze doktorat, znam dobrze jezyk obcy, caly czas sie doksztalcam na kursach i szkoleniach, lubie swoja prace, uwielbiam kontakt z dzieciakami, dla nich staram sie by szkola byla lepsza i przyjazna, a ja sama bym sie nie wypalila. I naprawde nie chce mi sie przekonywac kogos wyzej ze nie kupilam dyplomu studiow na bazarze tylko zapracowalam na niego ciezka 5-letnia praca i nauka przez co mozna mi zaufac w kwestii zawodowej. Bojkotuje wiec robienie dyplomowanego dzieki czemu mam czas na robienie tego co lubie. Moze dzieki temu czas spedzony w szkole przynosi mi ciagle satysfakcje...

Pozdrawiam wszystkich co sie nie dyplomuja- m.in. Dorote z Niepolomic.;-)))))))))

Gaba01-10-2004 06:37:37   [#09]

Jestem nauczycielem dyplomowanym - i nie mam gdzieś awansu jako takiego, bardzo to ciekawy pomysł, kiedy bedę juz ministrem oswiaty zmienię jego procedury... nie latałam z papierkami, ale uporządkowałam kawał zawodowego życia, było to dla mnie jak podsumowanie, zrozumienie siebie i odpwiedzenie czego ty właściwie chcesz... jak ty właściwie dziewczyno wylądasz zawodowo? Chciałam się przymierzyc, chciałam sie porównać, bo - nikt mnie nigdy nie zauważył, a nawet programowo mówił cyt. "że po jego trupie dostanę jakąś nagrodę".

To, co napisał  Marek ważne - gdzieś utworzono na zewnątrz szansę na przymierzenie sie do wzorców, oderwano od pewnych widzimisię, ale...

Nie wiem, czy awans powinien byc tak szeroko dostępny, robi się go podobno za łatwo (inni twierdzą, że bez sensu) - dla mnie była to droga 10 lat - sama, bez wskazówek, bez nakazów prawnych, bez gratyfikacji finansowej zdobywałam umiejętności, kwalifikacje, uprawnienia, sama pisałam i dziś moge powiedzieć, że odniosłam sukces zawodowy i satysfakcję. Mam satysfakcję, że dzis obdarowałabym dwie gaby teczkami w każdym punkcie z wyjątkiem egzaminatora (z tego ja akurat zrezygnowałam, choć mam ogromne doświadczenie, nie cenię pomiaru dydaktycznego, wolę ocenianie formatywne).

Zrobiłam awans sama, na własnych plecach jako nauczycielka.

Gaba01-10-2004 06:47:24   [#10]

aaa! nie po to mam 50% dyplomowanych, by ich zwalniać... nie po to harowałam jako dyrektorka, nie po to doradzałam, pisałam, dyskutowałam, na piwach siedziałam, obżerałam sie przy okazji fytkami, by se pluć teraz w organizację, że mam za duzo.

Mam dobrą kadrę, nie dam jej ruszyć - mamy w roku 2004 Medal Edukacji, mamy krzyż zasługi, mamy dwie nagrody edukacyjne gminne (na 9 możliwych dla 12 tys. gminnych nauczycieli...).

Bywa, że zatrudniam mlodego dośc często nie dlatego, że tani, ale dlatego że łatwiej się go formuje... a to argument z innej półki!

 

;-)

Zola01-10-2004 07:14:10   [#11]
Gaba popieram Cię w całej rozciągłości, ale na szczęście u nas OP nie ma takich dziwnych pomysłów na oszczędnoości i oby jak najdłużej
Arturr01-10-2004 09:52:59   [#12]

witam nowych...

Moim zdaniem to przede wszystkim dyrektor może właściwie ocenić nauczyciela, nie komisja. Wysuwam nawet tezę, że ciało do tego powołane  nie jest nawet w stanie dokładnie zapoznać się z jego teczką. Nie mówiąc już o działalności szkolnej egzaminowanego. Mamy więc do czynienia z kolejną fikcją. Poza tym dla mojej godności uwłaczającym jest fakt, że każdy "ruch ręki" w szkole muszę dokumentować. Pozdrawiam szanownych nauczycieli i dyrektorów.
Grazia01-10-2004 11:34:18   [#13]

Jestem dyplomowana od 2001 roku. Zrobiłam awans w ciągu 9 miesięcy. Była to trudna praca, ale tylko ze względu na krótki czas i dlatego, że wtedy mało kto coś wiedział o awansie - jak to sie robi. Dzisiaj tego nie żałuję. Nauczyłam się pisać programy, ba - nawet odkryłam po latach, że pisanie czegokolwiek nie sprawia mi kłopotu (mam wiele publikacji w czasopismach). Zauważyła to dyrekcja, co jest dla mnie plusem. Nadal piszę programy, ale w wiekszości na zlecenie dyrekcji. Daję również swoje propozycje uroczystości szkolnych, imprez pozaszkolnych aby wypromować szkołe w środowisku lokalnym. Obecnie wszystko idzie mi łatwiej. Nauczyłam się współpracy z koleżankami. Nauczyłam się obsługiwać komputer. Wymyslam i robie szybciutko ciekawe karty pracy, krzyżówki i łamigłówki. To są moje wlasne korzysci.

A obecne minusy dyplomowania?

U mnie w szkole dyrektorka, podobnie jak Gaba, docenia swoich nauczycieli,za ich wkład pracy i osiagniecia oraz prawidłowe kontakty z uczniami i rodzicami. Szanuję ja za to.

Ale obecnie atmosfera w szkole się zepsuła. Stało sie tak, gdy pozostali nauczyciele, ze wzgledu na wczesniej wspomnianą gratyfikację pieniezną, przystapili do stażu. U mnie w szkole  dyplomuje sie 35 nauczycieli. Każdy cos wymysla, kazdy chce być najlepszy. Wydaje się, ze jest to korzystne dla szkoły. W rzeczywistości mamy przesyt programów, programów indywidualnych. Programy się powielają. Zniknęła gdzieś współpraca miedzy nauczycielami a pojawiła się niezdrowa rywalizacja, bo jedni przed drugimi ukrywaja swoje pomysły. Patrzą na siebie wilkiem.

A jaka jest sytuacja osób juz dyplomowanych? Koszmarna! Nie mogą nic zrobić, bo zaraz słyszą od dyrekcji zdanie - np. Wiem, że pani to robi najlepiej, ale niech pani da szansę innym, którzy się dyplomują. Jest to denerwujące dla tych osob ktorzy do tej pory byli aktywni, np. dla mnie. Mało tego, wkurza fakt, że wcześniej nie bylo chetnych do pracy, a teraz wszyscy chcą "błyszczeć". Gdy się dyplomowałam, nie było mowy o pieniadzach. Robiłam to dla własnej satysfakcji. Czy obecni stażyści też tak intensywnie pracują z tych samych pobudek co ja? Nie wiem. Ale my dyplomowani (jest nas 8 dyplomowanych) czujemy się tak, jakby ktoś odsunął nas na dalszy tor. Ja rozumiem, że inni też chcą pozbierać papiery do teczki, a dyrekcja ma umozliwic stażystom realizacje planu rozwoju i zdobycie awansu. Ale nie powinno to sie odbywać kosztem czegoś lub kogoś.

Siedzę więc w tym roku szkolnym spokojnie w domu. Wymyslam jedynie ciekawe lekcje dla uczniów. Dodatek motywacyjny spadł mi o jeden procent, od lutego spadnie pewnie o kolejny, bo nie mam mozliwości działania. Jestem sfrustrowana, bo czuję sie niedoceniana. I tyle...

Narazie w mieście nikt nie zwalnia dyplomowanych ze wzgledu na oszczędnosci pieniezne. Ciekawa jestem co bedzie od wrzesnia, gdy tych 35 nauczycieli otrzyma dyplomowanie (skladają teczki w sesji letniej 2005 r.)

Marek Pleśniar01-10-2004 11:48:47   [#14]
wtedy dyplomowanko się rozmyje i straci wartość finansową - jak kiedyś stopnie specjalizacji;-)
Jola01-10-2004 14:58:10   [#15]

Właśnie

Moje pierwsze pieniądze za dyplomowanie to na dobrą sprawę 86 zł brutto (różnica między specjalizacją a nauczycielem dyplomowanym).
Astronomiczne kwoty...

Na szczęście wtedy nie strona finansowa była dla mnie bodźcem.

Zola01-10-2004 15:00:03   [#16]
to i tak dużo, mąż robił dyplomowanie w pierwszym "rzucie" , po 9 miesiącach stażu i wyszło mu brotto cos około 40 złotych, właśnie z powodu specjalizacji
Arwena01-10-2004 17:12:06   [#17]

A ja popieram tygryska, też nie mam zamiaru się dyplomować, może dzięki temu umrę zdrowsza. Robię w szkole różne rzeczy, szkolę się tu i ówdzie, ale nie będę  z tego wszystkiego robic sterty papierów. Wszyscy i tak wiedzą, że stopień awansu nie świadczy o wartości nauczyciela. Ja znam całe spektrum dyplomowanych - od ludzi wybitnych,którzy są dla mnie autorytetami, po zwykłe miernoty. Szkoda mi oczywiście tych paru groszy do pensji, ale nie aż tak bardzo, by zmuszać się do znienawidzonej biurokracji.

Na marginesie mam pytanie do dyrektorów. Czy z Waszego doświadczenia wynika jakaś korelacja między zdolnością człowieka do produkcji ładnych papierków a jego wartością jako nauczyciela?

Majka01-10-2004 17:20:08   [#18]

W tych szkołach, gdzie dyrektor czuje się odpowiedziałny za to, co podpisuje, tytuł dyplomowanego nadal ma wartość. Tam "teczka z internetu" nie przejdzie ;)

Szkoda, że nie wszędzie tak jest.

.

AniaN01-10-2004 21:53:40   [#19]
Dodam, że dla mnie większą wartość ma moja specjalizacji. Po "dyplomowaniu" do dziś ,a to już trzy lata czuję wstręt do papieru , do udawadniania, że nie jestem wielbłądem, do pisania, pisania i pisania. Zawsze pracowałam i , kiedy porównam swoją pracę od zawsze do tych, którzy tylko dla awansu - to może zostawię to bez komentarza. To ,że dyplomowany będzie kiedyś za drogi, to można było przewidzieć już na początku . A tak nawiasem mówiąć, gzie te sumy z pięknej pomarańczowej wydanej na papierze kredowym reklamy zmian w systemie edukacji. I jeszcze wniosek z ostatnich dni i pobytu w szkole praktykantów.Cytuję tych ostatnich: "Nie chce im się pracować, to nas wysyłają na lekcje" .Czy nie po to do szkoły przyszli i , czy warto dezorganizować pracę szkoły , po to, by utrudniać sobie i "zapracowanym "studentom życie pisaniem konspektów czy, jak kto woli ,projektów , dyscypliną pracy i takimi tam bzdurami.
Marek Pleśniar01-10-2004 22:03:44   [#20]

Aniu.. no wierzę, no jasne

a ja mam do specjalizacji wstręt

kiedyś nauczycielka połozyła lekcję pokazową na specjalizacji, byłem tam

Nie tak zwyczajnie z nerwów

ona po prostu nie umiała uczyć

klasa robiła co chciała

to nie były czasy awansu zawodowego a jednak wtedy też były papiery. I ona miała najlepszą w świecie teczkę. Wspaniałe zaświadczenia i kilka form kształcenia podyplomowego.

ZAWSZe takie przykłady były.

Vincia02-10-2004 21:09:15   [#21]

Dla mnie dyplomowanie było przyjemnością. Może dlatego, że lubię pisać. Prawie nie zbierałam kwitów, pisałam od siebie i o sobie. Taki rodzaj autobiografii. Uporządkowałam 20 lat pracy, poszperałam w archiwach, kronikach - ile odżyło wspomnień ! Zobaczyłam szkołę i samą siebie przed laty, trochę później i dziś. Zmiany w podejściu do ucznia, rodzica ... Walkę o to, co dziś jest chlebem powszednim. I siebie w tym wszystkim. Ze zdumieniem odkryłam to, co trudno zauważyć w codziennej mozolnej pracy, w natłoku spraw, że od wielu lat konsekwentnie zmierzam w określonym kierunku. To dzięki analizie dorobku.

A bieżące działania ? Opanowałam komputer (pewnie dlatego, że tyle pisałam) i inne ciekawe rzeczy. Nie robiłam przypadkowych kursów, bo chciałam uniknąć rozdygotania - rozwój zawodowy nierozłącznie kojarzył mi się z osobistym. Wybierałam to, co wybrałabym pewnie i bez dyplomowania, ale pomyślałam sobie,że czemu nie połączyć jednego z drugim. Myślę, że jak ktoś dobrze pracuje wcale nie musi zawieszać życia, by się dyplomować,a już w ogóle nie widzę sprzeczności między dobrą pracą, a dyplomowaniem. Może chodzi tylko o to, by spojrzeć na swoją pracę mądrzej i głębiej. I opowiedzieć o niej innym.

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ]