No i mamy na razie tak: Wypadek ciężki, stan nie zagrażający życiu dziecka (w ocenie n-la oczywiście, np. złamanie, zwichnięcie, podejrzenie urazu głowy itd.) - udzielić pierwszej pomocy, zabezpieczyć miejsce zdarzenia 1. Zawiadomić rodziców - rodzice decydują, czy sami zawiozą dziecko na pogotowie, czy wezwać karetkę Rodzice nieosiągalni - pkt. 2,3, a potem do szpitala, czekamy z dzieckiem na przyjazd rodziców, nie wolno nam podejmowac żadnych decyzji odnośnie sposobu leczenia (czy aby na pewno nie wolno????? tu taki dylemat na podstawie autentycznego zdarzenia: tata w delegacji, mama za granicą, dziecko ze złamaną ręką czeka na przyjazd taty prawie 5 godzin, więcej komplikacji było po tym czekaniu, a lekarz nie chciał złożyć kości bez obecności rodzica) 2. Zawiadomić dyrektora szkoły 3. Wezwać pogotowie 4. zapewnić opiekę dla klasy, a jeśli to niemożliwe (np. ostatnie lekcje, lekcje poza szkołą) sam do końca prowadzi zajęcia z klasą. (Czy w takiej sytuacji opiekunem klasy może być pracownik obsługi szkoły, obiektów sportowych? ) Wypadek lekki (w ocenie nauczyciela: skręcenie, stłuczenie, bolesność) 1. Nauczyciel zapewnia opiekę klasie 2. Prowadzi poszkodowane dziecko do gabinetu higienistki 3. Zawiadamia rodziców. Mamy tu dylemat, czy mozna np. poprosić pracowników obsługi, żeby odprowadzili poszkodowane dziecko do higienistki? Proszę o opinie, czy taka kolejność działań n-la jest prawidłowa, czy też nie. |