Forum OSKKO - wątek

TEMAT: Oto sześć absurdów polskiego szkolnictwa
strony: [ 1 ]
RomanG05-09-2004 12:58:13   [#01]
Lekcja głupoty

Z nauki nie ma pożytku

Wysyłasz dziecko do gimnazjum? Polski system oświaty da mu prawdziwą lekcję życia. Oto sześć absurdów polskiego szkolnictwa, które za kilka dni nauczyciele z impetem wcielą w życie.
ANDRZEJ BORKOWSKI 2004-09-03
Anna Zawisza, dyrektor departamentu kształcenia ogólnego MENiS
Dyrektor szkoły nie chciał przyjąć do pracy nauczyciela mianowanego, bo był za drogi? W takim razie z miłości do pieniędzy zapomniał o miłości do ucznia. Nie sądzę jednak, by takie przypadki zdarzały się w większej liczbie szkół. O ocenianiu uczniów o obniżonych wymaganiach sytuacja jest jasna: minister edukacji dał w przepisach bardzo ogólną informację o tym, jak oceniać postępy w nauce.

Prawo do szczegółowego określenia systemu oceniania mają rady pedagogiczne. To one decydują, czy za odpowiedzi na pytania o różnym stopniu trudności stawiać takie same oceny, czy nie. Nie ma nic złego w tym, że sposoby oceniania uczniów w każdej placówce są nieco inne. Rodzice nie powinni uważać, że to niesprawiedliwe, bo przed posłaniem dziecka do danej szkoły mogą się zapoznać z wewnątrzszkolnym systemem oceniania.

Nauczyciel do ucznia: – Ile jest sześć razy osiem? Uczeń przewraca wzrokiem, ręce zaczynają mu się pocić. – 68? – odpowiada. – Piątka! – wyrokuje nauczyciel. – Dałeś z siebie wszystko! Absurd? Nie, to rzeczywistość polskiego systemu oświaty. Gdyby zaczynał się i kończył na ustawie, ta rzeczywistość wyglądałaby inaczej. Polskimi szkołami rządzą jednak niepisane prawa i oryginalne interpretacje, powstające gdzieś w szarej strefie pomiędzy głową ministra a biurkami dyrektorów szkół. Polski system oświaty tworzą de facto ludzie: urzędnicy ministerstwa, kuratoriów i szefowie szkół.

Jedna, wielka, sfeminizowana wspólnota strachu przed zwierzchnikami. Strachu, który paraliżuje szare komórki, znieczula na logikę i podsuwa irracjonalne rozwiązania pod hasłem: byle się nie wychylić. W efekcie codzienność w polskich szkołach nijak się ma do teorii zawartych w rozporządzeniach i ustawach. Szeregowy nauczyciel w tym systemie staje się pionkiem. A uczeń? Lepiej żeby na to wszystko nie patrzył. Bo poza polskim i biologią nauczy się jeszcze paru innych życiowych prawd.

Lekcja I – Wszystko możesz

Tę prawdę polscy uczniowie zapamiętują najszybciej. Przychodzą do szkół z naturalną skłonnością do robienia wszystkiego, na co przyjdzie im ochota, a szkoły nawet nie starają się im w tym przeszkadzać. Wręcz przeciwnie: obdarowują kolejnymi przywilejami. W większości szkół nie wolno już pytać w piątki, zadawać na święta, stawiać do kąta, wołać po nazwisku... Sprawdziany trzeba zapowiadać dwa tygodnie wcześniej, a w tygodniu mogą być tylko trzy.

Obowiązków jest wciąż tyle samo, ale jakby mniej. Dlaczego? Krzysztof, nauczyciel z Grodziska Mazowieckiego: – Uczniowie swoje prawa mogą wyegzekwować. Poskarżą się w kuratorium, że łamany jest szkolny kodeks ucznia. A nauczycielom odebrano wszystkie środki dyscyplinujące. Ja nie mogę wyrzucić ucznia z klasy, bo jestem za niego odpowiedzialny. Nie mogę postawić go w kącie, bo to podobno uwłacza jego godności. Nie mogę zganić go na apelu, bo ujawnię jego dane osobowe. Mogę zadzwonić do rodziców. Z własnego telefonu.

Lekcja II – Nie ma sprawiedliwości

Złudzenia pryskają bardzo szybko. Zamiast nich pojawia się rezygnacja i zobojętnienie. Wystarczy jedna lekcja, na przykład geografii. Kartkówka, pięć krótkich pytań, wśród nich: jaka jest stolica Gwatemali. Uczniów w klasie jest 24, ale zestawów pytań o jeden mniej. Bo jeden z uczniów dostanie pytanie inne. Kilka tygodni wcześniej przyniósł zaświadczenie od szkolnego psychologa. Jest mniej zdolny, więc nauczyciel musi obniżyć wobec niego swe wymagania. Nie zadaje mu pytania o Gwatemalę. Pyta o stolicę Polski. Ale pod koniec lekcji stawia mu piątkę – tak samo jak reszcie uczniów, którzy odpowiedzieli poprawnie. Później na świadectwie nie będzie ani słowa o tym, że miał łatwiejsze życie.

Katarzyna, 32-letnia nauczycielka z warszawskiego Bródna: – O obniżaniu wymagań wobec niektórych uczniów usłyszałam trzy lata temu. Na radę pedagogiczną przyszła pani z kuratorium i zrobiła pogadankę. Ale nigdy nam nie wyjaśniono, jak takich uczniów oceniać. Rozmawialiśmy o tym wielokrotnie, ale wniosków nie było żadnych.

Dlaczego mniej zdolny uczeń powinien dostać piątkę? Bo wkuwając stolicę Polski, dał z siebie wszystko. – Jeszcze parę lat temu uczeń, który opanował minimum programowe, dostawał ocenę dopuszczającą – mówi Krzysztof, nauczyciel z Grodziska. – Teraz filozofia jest inna. Ustawa o systemie oświaty mówi, że trzeba każdemu uczniowi stworzyć takie warunki, by osiągnął sukces edukacyjny. Nie ma sprawy. Ale jak ja uczniom wytłumaczę, że to sprawiedliwe?

Lekcja III – Z nauki nie ma pożytku

O tym, że to bzdura, powinien przekonać każdy nauczyciel. Ale niektórym te słowa nie przechodzą przez gardło. Na przykład Magdzie, 29-letniej nauczycielce wychowania fizycznego. Przez lata kształciła się, by posłusznie wykonać nakazy znowelizowanej Karty Nauczyciela. Pokonywała kolejne szczeble awansu zawodowego: była stażystką, kontraktową, wreszcie została nauczycielem mianowanym. Za każdym razem – zgodnie z przepisami – dostawała podwyżki. Przed rokiem zdecydowała się przenieść z Warszawy do Białegostoku. Zaczęła szukać pracy. – Jako nauczyciel mianowany byłam pewna, że jestem idealną kandydatką – doświadczoną, sprawdzoną…

Magda etatu w szkole nie dostała. – Dyrektor powiedziała mi wprost: nie zatrudnię pani, bo pani etat za drogo kosztuje. Zamiast Magdy pracę dostała stażystka, tuż po AWF, bez jakiegokolwiek doświadczenia w pracy z dziećmi. Magda pyta: – Pan myśli, że ja teraz potrafię spojrzeć swoim uczniom w oczy i powiedzieć: tak, nauka ma sens?

Zenon Frączek, wydział kształcenia ogólnego MENiS
Jeżeli w arkusze ocen nauczyciele wpisują dane niezgodne z prawdą, to rzeczywiście jest to problem. Ale ja nie znam takiej praktyki. W dokumentach powinny być dane prawdziwe. Jak wyliczyć frekwencję dwa tygodnie przed końcem zajęć dydaktycznych? Wcale nie trzeba robić tego tak szybko. Frekwencję powinno się obliczać po zakończeniu zajęć dydaktycznych. A przepraszam... frekwencja ma wpływ na ocenę z zachowania, którą trzeba wystawić dwa tygodnie wcześniej... No cóż. To tylko jeden z elementów, który wpływa na tę ocenę. Myślę, że można ją wystawić bez danych na temat frekwencji. Cokolwiek by się działo przez ostatnie dwa tygodnie zajęć, nie powinno już zmieniać oceny za cały rok.

Lekcja IV – Ignorancja to wina innych

Polski uczeń, nawet jeśli jest głąbem, nie ma wyrzutów sumienia. System oświaty uczy go, że jego głupota to wina nauczyciela. To on powinien wytłumaczyć się ze stawianych na okres ocen niedostatecznych. – Nie chodzi tu o zwykłe uzasadnienie jedynek – zaznacza Ewa, germanistka z 10-letnim stażem. – Mam wytłumaczyć, co zrobiłam, by im zapobiec. Ja. Nie uczeń!

Krzysztof z Grodziska dodaje: – Przed rokiem postawiłem w jednej z klas jedynkę. Dyrekcja wezwała mnie do gabinetu i pyta:  co ja zrobiłem w kierunku, żeby ten uczeń zdał. No, do cholery, nauczyłem się za niego. Ale nie mogę się sam odpytać!

Inny nauczyciel, matematyk z warszawskiego Mokotowa opowiada: – Wystawiłem uczennicy niedostateczny, bo nie opanowała nawet minimum programowego. Od dyrektorki usłyszałem: proszę jej zadać takie pytanie, by odpowiedziała! Mówię, że słyszałem o zasadzie obniżonych wymagań, ale przecież ta dziewczyna ma zaległości jeszcze z klas podstawowych! – To już pana sprawa – usłyszałem. – Albo ona zda, albo będziemy mieli problem z panem.

Lekcja V – Prawo można lekceważyć

Tego polski uczeń nauczy się od samych nauczycieli. Wystarczy, że będzie się bacznie przyglądał ich pracy. Od lat praktyka w oświacie zmusza bowiem nauczycieli do poświadczania nieprawdy w dokumentach. Na mniej więcej dwa tygodnie przed końcem roku szkolnego muszą przedstawić na tzw. radzie klasyfikacyjnej dane dotyczące frekwencji... za cały rok szkolny. – Biorę pod uwagę nieobecności do dnia klasyfikacji, ale dzielę przez wszystkie dni nauki – przyznaje Ewa. – Wpisuję nieprawdę. Robią tak setki tysięcy nauczycieli od lat i nikomu to nie przeszkadza.

Najmniej uczniom. Patrzą i zapamiętują. A po konferencji klasyfikacyjnej połowa z nich przestaje pojawiać się w szkole. – Wiedzą doskonale, że nawet dwutygodniowa nieusprawiedliwiona nieobecność nie wpłynie na ich ocenę – mówi Krzysztof. – Skoro nauczyciele piszą bzdury w dziennikach, to i im wolno zlekceważyć przepisy. Czy im się dziwię? Nie, proszę pana, w ogóle…

Lekcja VI – Autorytety nie istnieją

Polski uczeń szanuje swych nauczycieli tak samo, jak szanuje ich system oświaty. Nauczycielka z warszawskiego gimnazjum opowiada: – Odróżniam uczniów, którzy mnie lubią od reszty po specyficznych pytaniach, które mi zadają. Raz podszedł do mnie Igor i pyta: jakie studia skończyłam. Mówię mu, że filologię. On robi kwaśną minę i mówi: „Wie pani co, to ja się dziwię, że pani tu pracuje, bo pani mogłaby sobie lepszą pracę znaleźć. Za 1500 zł tylko idioci pracują”.

Ale system oświaty lubi robić z nauczycieli idiotów. Nałożył na nich np. obowiązek powiadamiania rodziców o grożących ich pociechom ocenach niedostatecznych. – Mam chodzić po domach – mówi Krzysztof. – Ale ułatwiam sobie robotę i dzwonię na komórki. Z sekretariatu? Pan żartuje… Z domu dzwonię.

W robieniu z nauczycieli idiotów każda szkoła ma swoje osiągnięcia. W jednym z gimnazjów na warszawskiej Pradze dyrekcja nakazała nauczycielowi przepisanie do jednego zeszytu kilkudziesięciu uzasadnień ocen niedostatecznych. Ręcznie. Nie pozwoliła spiąć uzasadnień w segregator. Nie można też było przepisać ich treści na komputerze. Krzysztof pyta: – Jak uczeń ma mnie szanować, skoro widzi, że system mną pomiata?

W tym poplątanym szkolnym świecie gubią się wszyscy. Obiektywna ocena nauczycieli staje się fikcją, bo w nienormalnych warunkach każdy może zwariować. Trudno też ocenić postępy uczniów, bo co z tego, że zyskają książkową wiedzę, skoro nijak nie będzie ona pasować do rzeczywistości, którą widzą wokoło. – Uczniowie w sondażach mówią, że lubią chodzić do szkół. Twierdzą, że mają luz. Ale w rzeczywistości taki system ich demoralizuje i zniekształca. Rosną w przekonaniu, że wszystko wolno, ale niczego nie trzeba. Uczą się lekceważyć prawo i żyć bez autorytetów. Pal licho głąbów! Ale cierpią na tym tysiące zdolnych, porządnych uczniów, którzy opuszczają nasze szkoły kompletnie zwichrowani, nie wiedząc, co jest dobre, a co złe – podsumowuje Ewa.

By to zmienić, potrzebna jest otwarta dyskusja. Żaden z nauczycieli, z którymi rozmawialiśmy, nie chciał, by w gazecie znalazło się jego zdjęcie. Żaden nie chciał podać nazwiska. Żaden nie chciał, by w tekście znalazła się informacja, w jakiej szkole uczy. Dziennikarz Kulis usłyszał: – Niech pan też uważa. Panie w kuratoriach mają dużo wolnego czasu. Jeśli ma pan w rodzinie nauczyciela, znajdą go. Wtedy nie będzie dyskusji…

Andrzej Borkowski

AnJa05-09-2004 13:10:05   [#02]

 "Niech pan też uważa. Panie w kuratoriach mają dużo wolnego czasu. Jeśli ma pan w rodzinie nauczyciela, znajdą go. Wtedy nie będzie dyskusji…"

Dzienikarz chory czy jego rozmówca?

Bo z KO nikoga takiego nigdy nie spotkałem.

Co do reszty - niestety to  szkoła - chociaż to spojrzenie jednostronne.

Marek Pleśniar05-09-2004 13:19:14   [#03]

dość katastroficzne - a to o KO jakaś bujda i niesprawiedliwość. Nasi są w KO - to jakieś potwory są?

---------------------

nieprawdziwe w swej epatującej masie. Dziennikarskie słabości wychodzą gdy pisze ktoś taki najpierw:

Nauczyciel do ucznia: – Ile jest sześć razy osiem? Uczeń przewraca wzrokiem, ręce zaczynają mu się pocić.

a potem:

nauczycielom odebrano wszystkie środki dyscyplinujące

to jak to jest - boją się czy nie boją?

demagogia i tyle.

Z paroma ziarnami prawdy. Ale te prawdy juz znamy.

Dziennikarz musiał się wykazać bo jest wrzesień. A bez paru trupów - prawdziwych bądź urzędowych nie ma newsa

------------------------------------------

Podobała mi się wypowiedź Marka Belki - o politykach, parlamencie - o tym że takie wieszanie codzienne psów na instytucjach państwowych przez osoby światłe (bądź tylko "światłe") to szkodnictwo antypaństwowe, Sami oni psują opinię polskiego urzędu, szkoły itp

Krytyka to co innego. Na pewno nie to.

RomanG05-09-2004 13:19:55   [#04]

Z tym KO myślę, że przesadził rozmówca :)

Że jednostronne - fakt, że jednocześnie prawdziwe - drugi.

Marek Pleśniar05-09-2004 13:27:23   [#05]

jest tam sporo ziarenek prawdy nam do podziobania

ale, jak to parę lat temu pisywała asia na forum - to w postaci uogólnionej zupełnie inna prawda - kawałki słonia i cały słoń

autor zebrał kawałki Słonia i stworzył Chimerę jakąś

Trochę jak to dziecko z artykułu w Polityce:

"Jako trzylatek rysowałem wymyślone przez siebie zwierzęta – nosorożce z rogami jeleni albo żyrafy z trąbą słonia. Na pytanie zaciekawionych rodziców odpowiadałem, że są to zwierzęta, których na świecie jeszcze nie było, ale które na pewno będą"

Oby ta pana Borkowskiego wizja Kulisiana nie wypaczyła się w zywy twór - polską szkołę w wyobraźni małego Kazia. Propaganda to potęga - zwłaszcza ta co obsmarowuje

Dorota Niepołomice05-09-2004 13:39:45   [#06]

Najbardziej smutne jest to, że dziennikarze zamiast pomagać w budowaniu (odbudowie...?) autorytetu szkoły, wszędzie widzą sensacje. Takie uogolnianie, jak to wyżej wspomniano krzywdzi wielu wspaniałych ludzi. Oczywiście, że kwiatuszków można nazbierać całkiem spory bukiet, ale może by pisac i o tych dobrych szkołach, nauczycielach, dyrektorach. Nie powiem co mi się robi... W zeszłym roku tez początek roku trzeba było zacząć od afery w szkole. Ciekawa jestem, co zrobiłby dziennikarz wysłany na przymusowe roboty do szkoły... Do mnie w zeszłym roku zadzwoniła koleżanka z TVN  i zapytała, czy znam nauczycieli, ktorych gnębią uczniowie. Jakoś od tej pory nie przyszło nam porozmawiać, bo mnie trafił...Sama ma dziecko w prywatnej szkole.

Przy okazji pozdrawiam wszystkich, z ktorymi mam nadzieję zobaczę się w Olsztynie.

Leszek05-09-2004 14:17:57   [#07]

gdyby jeszcze piszący "ciut" "myślenia" włączył przy redagowaniu artykułu...

pozdrawiam

Majka05-09-2004 14:58:16   [#08]

Na takich tekstach ćwiczyłam z uczniami rozpoznawanie manipulacji: odrobina prawdy (1), troszkę truizmów(2), barwny styl(3), sugestywne obrazy(4), ścisła selekcja faktów (5);)

1)Sprawdziany trzeba zapowiadać dwa tygodnie wcześniej, a w tygodniu mogą być tylko trzy.
2)Polski system oświaty tworzą de facto ludzie.

3)Jedna, wielka, sfeminizowana wspólnota strachu przed zwierzchnikami

4) Mówię, że słyszałem o zasadzie obniżonych wymagań, ale przecież ta dziewczyna ma zaległości jeszcze z klas podstawowych! – To już pana sprawa – usłyszałem. – Albo ona zda, albo będziemy mieli problem z panem.

5)Ani słowa o nauczycielach, przed którymi uczniowie stoją pełni sympatii i szacunku, nie strachu.

Syn po przeczytaniu artykułu orzekł krótko: nie znam takich nauczycieli (o owej sfeminizowanej wspólnocie strachu;).

A swoją drogą: dlaczego jako przykład upadku oświaty podawać obowiązek zapowiadania klasówek???

RomanG05-09-2004 15:36:44   [#09]

i z forum...

Kiedyś to było fajnie... :]
Witam. Urodziłem się w 1982 i w wieku 6 lat poszedłem do podstawówki, to były czasy... 

Kiedyś szkoła była szkołą życia. Łobuziaki to byli prawdziwi hardkorowcy, nie to co teraz. Byle lamus dla powiększenia swojego autorytetu przed klasą zbluzga nauczyciela. Kiedyś jeśli ktoś wdał się w ostrą dyskusję z belfrem to był wielkim kozakiem. O bluzganiu nie było nawet mowy. Pamiętam pierwsze wagary, to też było przeżycie. Potem uwaga w dzienniczku, rozmowa z nauczycielem itp. Było wyrywanie kartek z zeszytu, żeby nie pokazać w domu dwójki. A teraz? Jesteś, czy Cię nie ma...kogo to obchodzi? Palenie papierosów w podstawówce? Dziś to powszechne, ale kiedyś...robiło to kilka osób i chowali się koncertowo, ale byłem świadkiem jak raz przyłapano dwóch koleżków na fajku. Nauczyciel od historii prowadzi za uszy dwóch dzieciaków...to były wspomnienia :) W liceum już zaczęło się dresiarstwo i banany, ale nauczyciele dalej byli jakotakim autorytetem i nie dawali sobie w kaszę dmuchać. Mówię o tych starszych, bo z młodszymi różnie było. Zaczęło się palenie w kiblu, bywały narkotyki, oczywiście naloty ciała pedagogicznego na kible z Panią wicedyrektor (której się wszyscy bali) na czele...ale co z tego, dziś to codzienność i na nikim nie robi to wrażenia.
Nauczyciele stali się automatami do nauczania. Nie ma już dreszczyku emocji podczas robienia czegoś "nielegalnego". Teraz szkoła to takie wielkie kolonie połączone z wykładami (tak, wykładami a nie lekcjami). Uważam, że edukację średniego poziomu zakończyłem w dobrym momencie. Zawsze będą to miłe wspomnienia.

heh dokładnie ja urodziłem się w 83, pamiętam podstawówkę nikt nawet nie myślał żeby zmieszać nauczyciela z błotem, czuło się respekt do dyrektora, jak dostałeś złą ocenę to na drugi  dzień trzeba było przynieść podpisany przez rodzica dzienniczek, podobnie ogólniak, zaczęło się pić i palić, ale wciąż czuło się strach przed nauczycielami. Przed matmą to byliśmy ustawieni w parach już od dzwonka, bo nauczyiel pytał niepokornych, no i palenie w toalecie, ten dreszczyk emocji, czy ktoś wpadnie z nalotem, czy nie, jak kogoś złapali z papierosem to się płaciło karę...i to wcale nie było tak dawno, myślę, że dużą winę ponoszą gimnazja, to przez ich wprowadzenie młodzież zdziczała.
RomanG05-01-2005 10:34:18   [#10]
Może po kilku miesiacach się ktoś jeszcze wypowie?
Spayk05-01-2005 11:34:20   [#11]

Witam. Urodziłem się w 63 i w wieku 6 lat poszedłem do szkoły i zaczęła się przerwa w życiorysie, która trwa nadal bo... dalej chodzę do szkoły.

A tak poważnie, niestety ten artykuł zawiera wiele prawdy. To że nie ma nic o dobrych nauczycielach to prawda, ale chyba nie o to chodziło autorowi.

Że szkoły (nie będę pisał dyrektorzy) w wielu przypadkach "robią idiotów" z nauczycieli to też prawda (wiele papierów,  opracowań, analiz... które niczego dobrego nie wnoszą, a trzeba je wykonywać bo ktoś tego sobie życzy. Dyrekcje przenoszą to na nauczycieli bo niby kto ma to robić. I wszyscy wiedzą że to sztuka dla sztuki.

Środki dyscyplinujące żadne.

Informowanie rodziców o ocenie przewidywanej - idiotyzm. To rodzicowi powinno zależeć na tym żeby wiedzieć, a nie nauczycielowi.

Autorytet buduje nauczyciel swoja wiedzą i postawą, ale tylko częściowo.

Świadczyć "sobą" że wiedza popłaca nauczyciel nie bardzo może, chyba że ma ciotkę w Ameryce, która go sponsoruje

Konto zapomniane05-01-2005 12:20:21   [#12]

"Najbardziej smutne jest to, że dziennikarze zamiast pomagać w budowaniu (odbudowie...?) autorytetu szkoły, wszędzie widzą sensacje. Takie uogolnianie, jak to wyżej wspomniano krzywdzi wielu wspaniałych ludzi. Oczywiście, że kwiatuszków można nazbierać całkiem spory bukiet, ale może by pisac i o tych dobrych szkołach, nauczycielach, dyrektorach."

Pamiętam czasy kiedy pisanie, że auto jest do d...   bo nie ma koła, było nie na miejscu - ładniej przecież wygląda jak powiemy: jest super, auto ma trzy sprawne koła!!!

A jakie jest auto - wszyscy widzą. Nie chcę by leczył mnie lekarz "z obniżonymi wymaganiami, który w szkole zrobił wszystko na co było go stać". Może lepiej niech pozamiata, auta też  nie dam do naprawy mechanikowi "co się stara" - ale zawsze może go np. umyć.

Ale - ja jestem stary i może nie doczekam wejścia w życie "fachowców", którzy "się starali".  Dyplom ukończenia szkoły, kursu, uprawnienia instruktorskie, matura, to dokumenty mające stwierdzać WIEDZĘ I UMIEJĘTNOŚCI -  a nie chęci!

Arwena11-01-2005 18:45:38   [#13]

Wacku,

popieram, ale jakież to niepoprawne politycznie...
Marzanna11-01-2005 19:52:47   [#14]

Spayk

Mam takie samo zdanie na temat infrmowania rodziców o zagrożeniach oceną niedostateczną. Problem zaczyna się już w zasadzie na wywiadówce, na której rodzice najsłabszych uczniów w zasadzie nie bywają. Potem zaczyna się cały cyrk z łapaniem ich, tzn. rodziców przez wychowawcę . Więc telefonuję do pracy, do domu. Czasami trwa to kilka dni, zanim uda się złapać ojca lub matkę. Potem łaskawie proszę o wizytę w szkole. Przyjdzie, albo nie. Jak przyjdzie, to oddycham z ulgą. Aha, muszę jeszcze pamiętać, aby odnotować w dzienniku, że z nim rozmawiałam, a on musi to podpisać, poświadczyć. A jeżeli rodzic nie przyjdzie? Telefonuję do skutku, wreszcie wysyłam za zgodą dyrekcji wezwanie. A on ma to gdzieś, po prostu. Nawet nie zadzwoni. A potem przychodzi koniec semestru, dzieciak ma 3 zagrożenia, rodzica ani widu, ani słychu, a ja mam dreszcze na samą myśl, co może się stać, kiedy dzieciak nie poprawi tych jedynek. "Bo szkoła nie dopilnowała! Bo wychowawca kiepski! Bo... "  No właśnie, a rodzic?

Wiem, że szkoła musi dbać o ucznia - bo od tego przecież jest. Ale dlaczego to ja muszę zabiegać o kontakt z rodzicem, który nigdy nie bywa w szkole? I jeszcze pamiętać, aby spełnić wszystkie zabiegi formalne, aby mieć odnotowane poświadczenie, że rodzic wie o ocenach? Bo to mnie kryje (w razie czego)? Znam sytuację, kiedy rodzic wyparł się spotkania z wychowawcą - dotyczącego kiepskich ocen dziecka - które odbyło się gdzieś na terenie miasta, w kawiarni (nauczyciel poszedł na rękę i odciążył rodzica od konieczności wizyty w odległej szkole). Kiedy owo dziecko zakończyło rok szkolny z kilkoma jedynkami, to rodzic stwierdził, że winę ponosi wychowawca, ponieważ go nie powiadomił o zagrożeniu. Wyparł się spotkania, bo nie było świadków, którzy mogliby poświadczyć. Wychowaca miał później spore kłopoty, tym bardziej, że rodzic pojawił się w szkole z prawnikiem.

Diter Kalla11-01-2005 20:28:58   [#15]
Mysle, ze pan gryzipiorek przed napisaniem tego artykulu - wzorem slynnych aktorow, przed przystapieniem do krecenia waznego filmu - powinien obowiazkowo zostac na czas 2 miesiecy  zatrudniony jako belfer; co do prawa to jestem pewien, ze prawo do czegos ograniczone jest prawem, a ze zrozumieniem tego problem problem maja wszyscy (skorumpowani politycy, sprzedajni dziennikarze ....) - i jak tu dzieciak ma przestrzegac prawa ?; co do szacunku, to uwazam, ze buduje sie go swoja osobowoscia i kompetencja, ale jakby uposazenie pozwalalo na podjezdzanie nauczycielom pod szkole MERCEAMI, to zapewne gryzipiorek by takich knotow nie pociskal (ale MERCE nam nie groza, bo biedne panstwo innym pozwala podjezdzac limunyzami pod urzedy); w jednym dziennikarz ma racje, oswiata celuje w ciemiezeniu nauczycieli zbedna biurokracja, ktora tak naprawde niczego wychowawczo i dydaktycznie tworczego nie wnosi; w pracy wychowawczej jestesmy osamotnieni, bo KO w ogole nie zgadzaja sie na przeniesienia nagannych, zdemoralizowanych uczniow do innej szkoly, zaslaniajac sie prawami dziecka i wzgledami biurokratycznymi. Itd .....
Marek Pleśniar11-01-2005 20:30:20   [#16]
diterze, polityk mówi językiem elit. Mówi MEROLAMI;-)
RomanG11-01-2005 20:42:10   [#17]

Ale dlaczego to ja muszę zabiegać o kontakt z rodzicem, który nigdy nie bywa w szkole?

Żaden przepis nie wymaga przesadnego zabiegania o kontakt. Rodzic ma obowiązek kontaktu, wynikający co najmniej z trzech ustaw.

I jeszcze pamiętać, aby spełnić wszystkie zabiegi formalne, aby mieć odnotowane poświadczenie, że rodzic wie o ocenach?

Skoro przepis nie reguluje trybu powiadomienia rodziców, to szkoła może nawet widokówkę wysłać i obowiązek zostanie spełniony. Żadnych poświadczeń, że rodzic już wie, przepisy też nie wymagają.

Szkoła nie ma rodziców niańczyć.
Unika wiedzy o stopniach dziecka, to jej nie ma. W skrajnych przypadkach niech się nim sąd rodzinny zajmie.

Diter Kalla11-01-2005 21:31:10   [#18]
Marku! No to strach pomyslec, co bedzie po wyborach ... Jednego jestem pewien: na MERCA nie bedzie mnie stac na pewno, oby nie bylo gorzej. Obserwuje jak przychodza do mnie mlodzi nauczyciele po studiach, ktorzy swym ,,naladowaniem" pedagogicznym chcieliby rozniesc szkole !! Po trzech miesiacach ,,mobilizowania" do nauki podopiecznych przechodzi im a entuzjazm opada.
Gaba12-01-2005 01:13:33   [#19]

Proszę mi powiedzieć, gdzie jest napisane, że rodzic się muis kontaktowac ze szkołą...

a gdzie jest przymus złożony na szkołę, że musi na siłe ciagnąć do szkoły rodzica...

RomanG12-01-2005 07:02:42   [#20]

Proszę mi powiedzieć, gdzie jest napisane, że rodzic się musi kontaktowac ze szkołą...

Art. 95  § 3 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego w zw. z art. 15 Ustawy o systemie oświaty , a także art. 354 § 2 Kodeksu cywilnego.

gdzie jest przymus złożony na szkołę, że musi na siłe ciagnąć do szkoły rodzica...

Na siłę nie musi.

jzzg12-01-2005 17:01:03   [#21]

A ja w regulaminie oceniania w rozdziale o jawności ocen, o sposobach informowania rodziców o ocenach bieżących i klasyfikacyjnych zawarłem taki punkt:

Nienawiązanie kontaktu z nauczycielami lub nieuczestniczenie w zebraniach rodziców organizowanych na terenie szkoły oznacza świadomą rezygnację z prawa do dokładnej informacji o postępach ucznia.

Arwena12-01-2005 17:19:35   [#22]

do ditera kalli

Dlaczego tak się oburzyłeś na autora artykułu? Przecież facet napisał szczerą prawdę, ubrał ją tylko dziennikarskim zwyczajem w nieco sensacyjną formę.
Ja bym się pod tym podpisała obiema rękami ( no, może po lekkim przeredagowaniu formy).
Diter Kalla12-01-2005 21:05:47   [#23]
ARWENKO skarbie, a coz to jest prawda ???
Gaba13-01-2005 03:04:46   [#24]
Romanie - nie ma takiego przymusu, Romanie - może być znakomity rodzic, ktory w szkole nie był.
zgredek13-01-2005 03:06:28   [#25]
gaba lece za Tobą - kawę wypij ze mną, bo nikt nie chce:-(
Gaba13-01-2005 03:08:49   [#26]
ja piję... ale fajnie... jestem wyspana... idziesz na czat?
zgredek13-01-2005 03:09:14   [#27]
tak jest!
RomanG13-01-2005 07:43:33   [#28]
Gaba, nie no, jasne, jak nie ma potrzeby i problemów, to nikt go ciągał nie będzie chyba :-)
Kristi13-01-2005 22:38:45   [#29]

"Na radę pedagogiczną przyszła pani z kuratorium i zrobiła pogadankę. Ale nigdy nam nie wyjaśniono, jak takich uczniów oceniać. Rozmawialiśmy o tym wielokrotnie, ale wniosków nie było żadnych"

No wlaśnie - na czym koncentruje się szkoła ? Na ocenianiu!

Przecież nie na nauczaniu , szukaniu skutecznych matod nauczania  dostosowanych do różnych możliwosci dzieci ,nie na współpracy z rodzicami , metodykami itp.Nie zrozumiał ? no to albo głąb ,albo leń!A artykuł jest beznadziejny ,dziennikarz nie stawia pytań , nie szuka odpowiedzi .On wie  i tę wiedzę z własnego móżdżku podaje , niestety  w felietonowej formie czytelnikom .No cóż...

Gaba13-01-2005 22:51:56   [#30]

Romanie, wielu rodziców się boi szkoły - oni są tylko rugani i traktowani z góry z tzw. trepa.

Pryzchodzą matki prymusków, by zaspokoic swoja potrzebe głaskania, a takża matka nieszczęśliwca - też by przyszła, ale ona się źle czuje z tym wszystkim.

A pijana patologia przyjdzie ci najwyżej z syndromem Smoka Wawelskiego rzucia k... i tyles bidoka widział.

Spayk13-01-2005 23:26:26   [#31]

RomanG

"Skoro przepis nie reguluje trybu powiadomienia rodziców, to szkoła może nawet widokówkę wysłać i obowiązek zostanie spełniony. Żadnych poświadczeń, że rodzic już wie, przepisy też nie wymagają."

Powiadamiać chyba jednak trzeba, bo dlaczego by był ten chory obyczaj?

Jeśli trzeba, to (mimo że forma powiadomienia dowolna) d...krytkę nauczyciel mieć musi, bo w razie "w" nawet dyrektor mu nie uwierzy, a dyrektorowi wizytator..... nie potrzeba dowodu że rodzic wie, potrzeba dowodu że został powiadomiony.

 

Na dziennikarzy, którzy źle piszą o szkole nie ma się co obrażać. Za stan oświaty najmniejsza winę ponoszą nauczyciele, troszkę większą dyrektorzy, ale tak naprawdę za jej stan odpowiadają władze (od lokalnych po najwyższe). Więc, pisanie o absurdach w szkolnictwie powinno wyjść nam na korzyść (może, jeśli kogokolwiek stan oświaty interesuje, poza okresem kampanii wyborczej, i medialnymi sensacjami)

RomanG14-01-2005 09:45:07   [#32]

Że wielu rodziców boi się szkoły, że w niektórych szkołach rodzice są rugani i traktowani z trepa, też niestety wiem, Gaba.

Spayk:
Jeśli trzeba, to (mimo że forma powiadomienia dowolna) d...krytkę nauczyciel mieć musi, bo w razie "w" nawet dyrektor mu nie uwierzy, a dyrektorowi wizytator

Skoro forma powiadomienia dowolna, to wysyłam widokówkę lub przekazuję kartkę przez dziecko, robiąc sobie z tego notatkę albo wpis w odpowiedniej rubryczce czegoś tam, czemu nadaję rangę oficjalnego dokumentu, i fakt ten poświadczam swoim podpisem.

Wizytator, który ten podpis, nie mając dowodów, zakwestionuje, pomawia mnie tym samym o fałszowanie dokumentacji szkolnej. Taki wizytator podlega za to odpowiedzialności karnej.

Spayk14-01-2005 10:35:38   [#33]
RomanG
Fajnie, mnie się podoba. Tylko dlaczego dyrektorzy chcą potwierdzeń przez podpis rodzica?
RomanG14-01-2005 10:36:59   [#34]
Spytaj ich ;-)

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ]