Instrumentalizm... Przeglądam te słowa i też przecieram oczy ze zdumienia - miałam o tyle podobny problem, że to ja sama wnioskowałam o tzw. korektę obwodu, argumentowałam od strony komunikacyjnej i przyjęto wyjaśnienia, m. in. zapomniano o jednej ulicy w centrum mojego rejonu, a była ona przypisana do kolegi, podzieliliśmy więc tę ulicę. Zebrano wtedy dyrektorów 4 gimnazjów, dołożono jeszcze inne wnioski, posłuchano opinii rady dzielnicy (p. od edukacji, która mocno poprała moje uwagi i jeszcze dołożyła swój wniosek - m. in. by dzieci z domów dziecka rozlożyć równomiernie do 4 gimnazjów, by nie tworzyć gett - przepraszam za dosandność - i nie tworzyć szkół "elytarnych" bez dzieci specjanych potrzeb... - myśmy sami mieli 3 domy dziecka i nie ukrywam, bywało czasami groźnie). W trakcie rzeczowej dyskusji z urzędnikami od edukacji pokazano nam mapę obowdów, wyrysowany przebieg starych i nowych, myśmy podzielili jeszcze strony ulic lewa tu, prawa tam (nie dziwcie się, nieraz przejcie przez ulicę ważny ciag komunikacyjny to poważny problem - sprawdziliśmy, jaka jest odległość po korektach rejonu (u nas przyjęto zasadę 15 minut na nogach)... wnioski z dyskusji zapisano i podpisano i potem przygotowywali urzędnicy uchwałę - potem to trochę trwało, aż dopiero w czerwcu 2003 uchwalono, ale żaden z nas nie smiałoby zastsować tego skorygowanego obwodu od czerwca 2003! Dzieci zaproszone do szkół w kwietniu, w okresie naboru były traktowane jak rejonowe czy nierejonowe sprzed działania obwodu, o to też prosiła p. kurator. Tak mam więc we wszytskich klasach poziomu I, II, III - wg nowych zasad przyjmowałam dzieci w ciągu tego roku szkolnego i teraz dopiero robię nabór. I tak jest sporo dyskusji, bo np. sąsiad o rok starszy był przyjmowany jako dziecko rejonowe, a teraz już nie jest, przecież nie ma znaczenia, bo dziecko przyjęte do szkoły jest naszym dzieckiem szkolnym, gorzej z tymi, co liczyli, ze nasza szkoła jest rejonowa, a np. dana strona ulicy już nie jest, dajemy wtedy odpis uchwały o korekcie rejonu. Nie było i nie będzie przywolenia, by dzieci traktować jak paczki, a rodziców jak urzędników noszących te paczki, od ludzi zależy, jak uzyją tego "poprawionego" rejonu, a czasem trzeba jednak rejony poprawaić. Klasy jednak przenosić - a kto zmusi rodziców? Dyrektorowi każą przenieść na mocy jakiego przepisu... hę? Dyrektor przyjmuje do szkoły i przyjął i złozył obietnicę, że dziecko będzie kończyć tę szkołę w tym miejscu... - dziwne to obyczaje doprawdy, mówię to ja, która prosiła o wyjaśnienie losu jednej z zapomnianych ulic w centrum oraz dwóch stron ulic graniczących z innymi gimnazjami, a także ta, której odebrano jeden z trzech domów dziecka (wniosek innej p. dyrektor i rady dzielnicy), by nie kumulować dzieci z probolemami resocjalizacyjnymi. Nie wpadłabym na przenosiny klas - chyba, że jakaś trudność techniczna w budynku, niebepieczeństwo, nie może się jakaś liczna dzieci uczyć, no, sama już nie wiem. A to jest problem także ciekawy - znam z autopsji, sytucjaę, gdzie jedna z dyrektorem zorbiła arkusz organizacyjny na nieprawdopodobną liczbę klas (18!), a nie dysponuje nawet tyloma salami w szkole... myślę, że organy powinny się lepiej przyglądać tym szkołom popołudniowym i wieczornym (gimnazjaliści kończący o 19.00!!!), a szkoły inne stoją puste |