Jeżeli rodzice marudzą, potem dają konkretne uwagi, prośby - a gdzieś mi wraca od nauczyciela (hmm, jakoś mi nie tak w tej klasie) - zmieniam sama zestawy. Takie pismo do dyrekcji (wg mnie) jest juz dowodem na istnienie konfliktu. Fachowiec (Marku, Twoje określenie - bardzo je lubię) nie dopuszcza do takich sytuacji, można wiele załatwić przed wybuchem prawdziwego konfliktu. Może tu działać dyrektor, nauczyciel - rodzic (bywa), mogą na tym etapie działać też sami nauczyciele uczący. Nie mogę udawać, że mnie nie interesuje poziom zadowolenia! Nie przyjmuję jednak argumentów - nie lubimy go, bo wymaga - ale dla mnie argument: trudno nam się dogadać jest dobrym argumenetem. Zawsze słucham takich zwierzeń... reaguję, gdyby się powtarzały, za parę miesięcy. Przede wszytskim nie lubię p[ism oficjalnych - chyba najlepieuj rozmawiać. |