Andrzej Saramonowicz - recenzja filmu "Słoń": (...) Dla mnie bez wątpienia głównym winowajcą tego, co się zdarzyło w Columbine (a co może zdarzyć się wszędzie), jest dzisiejszy system edukacyjny, który ma właśnie na celu rozładowywanie frustracji uczniów, a - o paradoksie - raczej je nasila. System, który pozornie rozciąga nad młodymi ludźmi siatkę twórczych możliwości, ale tak naprawdę zostawia ich samych sobie z problemami, z którymi - z racji wieku i braku analitycznego doświadczenia - sobie nie radzą, bo wychowawcy, zamiast dawać klarowne odpowiedzi, wpuszczają ich w gęstwę relatywistycznego bełkotu, tylko pozornie będącego wolnością. Proszę uważnie przyjrzeć się instytucji, którą pokazuje Van Sant. Toć to nie szkoła, tylko zdumiewające połączenie domu kultury z domem wczasowym: jakieś kółka zainteresowań, w których wywołuje się zdjęcia albo dyskutuje o przymierzu "homo-hetero"... Nauki oprócz wuefu nie widać tu wcale, co więcej, nikt już nawet nie stwarza pozorów, ze uczyć - w tradycyjnym sensie - się tu powinno. Szkoła Columbine z filmu Van Santa to bardziej przechowalnia dla młodych ludzi. Dawniej, w czasach konserwatywnej opresji edukacyjnej, można było liczyć, ze szkoła zajmie naszym milusińskim czas poprzez wbijanie im im wiedzy do głowy przy użyciu stresującego mechanizmu nagród i kar, od pewnego czasu uznaje się to jednak za barbarzyństwo. W "Słoniu" widać wyraźnie, ze głównym zadaniem szkoły staje się przetrzymywanie młodych ludzi w czasie, w którym ich rodzice przeżywają własne życie. Świat uczniów jest karykaturą świata dorosłych rozpiętego między nieznośną nudą a kuszącą podnietą. To świat rozbuchanego konsumeryzmu, który zniewala podstępniej niż totalitarne opresje. Widać to symbolicznie w scenie, w której uczennice - całkowicie bezradne - stoją w stołówce przed różnorodnym zestawem dań. Nadmiar wyboru = blokada = trauma. (...) PS. Film opowiada o szkole amerykańskiej, nasza, mam nadzieję, nigdy do tego stanu nie dojdzie. Patrzmy jednak i wyciągajmy wnioski, aby skręcić we właściwym momencie. |