Właśnie wróciłam z trzydniowej wycieczki z gimnazjalistami, imprezy bardzo udanej, naprawdę. Ale nie obyło się bez "wpadki". Jeden z pokoi zajmowała piątka chłopców, w tym jeden dość żywy, acz całkiem sypatyczny koleżka. W czasie wygłupów, niech będzie mu na imię Marcinek, skoczył ze swojego łóżka (piętrowego zresztą) i wylądował na innym łóżku, rozkładanym, stojącym nieopodal tamtego. Niestety, łóżeczko nie wytrzymało, pękły plastikowe listwy stanowiące jego dno, dwa mocowania tych listew, a także odkształciła się metalowa rurka stanowiąca stelaż. Chłopcy nieźle się wystraszyli, szybciutko łóżko złożyli i postawili tak, żeby nic nie bylo widać. Mieli jednak pecha, bo właściciel domu, zauważył to, co się stało. Stwierdził, że łóżko było nowe, kosztowało 450zł w grudniu i zażądał powyższej kwoty wręczając przerażonym chłopakom zepsute łóżko ze słowami "zabierajcie je sobie". Marcinek wpadł w szok (przerażenie, płacz): rozumiecie, taka kwota. Gdy pierwsze emocje nieco opadły poleciliśmy wszystkim uczestnikom wycieczki (II klasa gimnazjum) zastanowić się, jak rozwiązać problem. Efekt: wspólnie zdecydowali, że złożą się całą grupą. Stanęło na tym, że główny winowajca zapłacił 40 zł, współlokatorzy po 15, reszta grupy po 5 zł. Wyszło tego 200 zł. Potem my, czyli opiekunowie negocjowaliśmy z panem, który przystał na tę kwotę i pozostawienie zepsutego łóżka. Da się je pewnie naprawić. W tej całej sprawie zaskoczyła nas niesamowita solidarność klasowa :-), dawno się nie spotkałam z takimi postawami. Ale jednocześnie zastanawiam się cały czas, czy takie załatwienie sprawy było właściwe, czy może należało jakoś inaczej. Mieliście podobne przypadki? Jak je rozwiązujecie? A gdyby grupa nie była solidarna, a sprawa skończyłaby się w sądzie? Zdaje się, że w takiej sytuacji to opiekunowie są odpowiedzialni za szkody wyrządzone przez dzieci :-( |