Zgadzam się! Rodzi się jednak fundamentalne pytanie: dla kogo jest szkoła? Jako doświadczony pracownik oświaty nie boję się żadnych pytań! Otóż: Przez lat kilka, żyłem w przekonaniu, że szkoła jest zupełnie sympatycznym miejscem pracy, ale tylko po południu, kiedy nie ma w niej dzieci - sądziłem wówczas więc, że szkoła jest dla nauczyciela. Jakiś czas temu zdarzyło się w naszej szkole zwolnienie uczniów z części zajęć z powodów rekolekcyjnych. W tym czasie znaczna część nauczycieli została w szkole - obserwacje tego dnia poczynione i rozmowy przeprowadzone skłoniły mnie do konkluzji, że szkoła nie jest dla nauczycieli. Władze państwowe od dawna twierdzą, że w szkole dzieje się źle, podejmują więc kolejne reformy i ze smutkiem konstatują ich fiasko - szkoła nie jest więc też dla państwa. Znane mi władze samorządowe, przynajmniej 2 razy do roku, przy okazji uchwalania budżetu i uchwały absolutoryjnej wskazują na obciążenia finansowe, jakie szkoła na nie nakłada i oceniają, ile więcej mogłyby zdziałać, gdyby szkół nie było - szkoła nie jest więc dla samorządu. Znani mi wizytatorzy potwierdzają, że mają bardzo interesującą pracę, jedynym problemem jest nadzorowanie przydzielonych szkół - szkoła nie jest więc dla zewnętrznego nadzoru pedagogicznego. Pracownicy administracyjno- obsługowi otrzymują płace na poziomie krajowej płacy minimalnej - szkoła nie jest więc dla pracowników administracyjno- obsługowych. Rodzice, po ukończeniu przez ich dzieci szkoły wyraźnie manifestują swą radość z tego powodu - szkoła nie jest więc dla rodziców. Uczniowie na temat szkoły mówią..., zresztą, kto by tam bachorów słuchał - w każdym razie szkoła nie jest też dla uczniów. Znani mi dyrektorzy szkół mówią o swojej ciężkiej pracy, kłopotach zewsząd napotykanych, złej sytuacji wychowawczej i dydaktycznej w placówkach sąsiednich, wskazują równocześnie na sukcesy szkól przez siebie zarządzanych - więc szkoła jest dla dyrektora! |