Jak to co? Od czego jest stowarzyszenie, jak nie od tego, żeby w tego typu sprawach zajmować stanowisko, alarmować, apelować, składać wnioski, żądać zajęcia stanowiska, wyjaśnienia, dopracowania, doprecyzowania, zmiany, ... O ile wiem - jest to jeden z celów OSKKO. Ale to nie znaczy, że teraz siądziemy i powiemy: "W takim razie zrób coś, OSKKO, w tej sprawie". I będziemy patrzeć, czekać i oceniać jak se z tym OSKKO poradziło. Bo OSKKO, to nie jest Marek Pleśniar, ani Joanna Berdzik, ani pozostałych kilku członków zarządu, czy komisji rewizyjnej - palców dwóch rąk starcza, aby ich zliczyć. OSKKO, to są członkowie OSKKO - chcą coś robić i w jakimś kierunku działać, jakieś inicjatywy podejmować - niech działają i podejmują. Stowarzyszenie jako formalna instytucja jest po to, aby wyniki pracy swoich członków prezentować w sposób zorganizowany, profesjonalny itp itd. Wiadomo - inaczej odbiera się mękolenie Iwony, czy Janusza - a inaczej zdecydowany głos liczącego się stowarzyszenia. O to w tym wszystkim chodzi. W każdym, tego typu stowarzyszeniu, praca wre według takiego samego scenariusza: Grupa ludzi chce się czymś zająć - jakimś zagadnieniem, tematem, ... Zwraca się do zarządu, aby w miarę swoich możliwości taką pracę pomógł jej zorganizować - wsparł logistycznie, bądź udostępnił jakieś media do wymiany informacji. Grupa ta następnie się zbiera i pracuje nad interesującym ją tematem. Gdy go opracuje i chce z tym wyjść na zewnątrz, to znów zwraca się do zarządu, aby jej w tym pomógł - innymi słowy, aby stowarzyszenie nadało wynikom owej pracy wysoką rangę - i np. może zajęło się rozpropagowywaniem ich. Mówiąc zaś ludzkim głosem: doba ma 24 godziny. Nie ma najmniejszych szans na to, aby Asia, Marek i pozostali członkowie zarządu byli w stanie zająć się wszystkimi sprawami. Jeśli więc uważamy, że coś jest ważne i należy "coś z tym zrobić", to należy coś z tym zrobić. Czyli: zebrać się w kilka osób (choćby na odległość), opracować temat i przedstawić go zarządowi, aby nadał sprawie właściwy bieg - czyli uderzył z tym np. do MENiS. Jeśli zarząd stwierdzi, że istotnie, to opracowanie jest zbieżne z poglądami większości członków stowarzyszenia, to nadaje sprawie bieg. Nie lubię określenia "grupa robocza" - ale sam w takich w ramach choćby SNM pracowałem. Ja - jako szary członek. Oczekiwałem wówczas od stowarzyszenia właśnie wsparcia logistycznego, zorganizowania spotkań (miejsca i czasu), propagowania naszych pomysłów i idei za pomocą dostępnych stowarzyszeniu mediów, itp itd. Ale nie oczekiwałem od stowarzyszenia wykonania za mnie tej pracy. Bo stowarzyszenie to nie byli jacyś ONI - to byłem również i ja. Jak długo będziemy mówić: niech ktoś się tym zajmie - tak długo nikt tego nie usłyszy nie dlatego, że nie chce się tym zająć, ale dlatego, że aktualnie zajmuje się czymś innym. Jak długo będziemy mówić: nie da się, to jak walenie łbem w mur - tak długo się nie da. Bo łeb pojedynczej osoby istotnie muru nie przebije. Ale łeb organizacji ... bywa twardy i wytrzymały ... kto wie? |