Forum OSKKO - wątek

TEMAT: Wakacyjny wątek otwieram :-)
strony: [ 1 ][ 2 ]
Magosia25-06-2008 22:25:32   [#01]

Pozdrawiam :-)

Zaczynam merytoryczny wątek wakacyjny:-)

ZA mną ocena pracy , sześć kontroli w ciagu pół roku, konkurs, komisje awansowe, rada plenarna, sprawozdanie z nadzoru......

 W szkole rozpoczął się remont - nadzoruje pracownik gminy, po uzgodnieniu ze mną wszystkich ważniejszych spraw.

Czereśnie dojrzały :-)

Za 6 godzin wyjeżdżam z prawie połową pracowników na wycieczkę- 10 dni we Włoszech: Wenecja, Florencja, Rzym, Monte Casino, Capri, kąpiel w Adriatyku...Asyż...

Do zobaczenia :-)

ewa25-06-2008 22:27:31   [#02]
baw się dobrze, należy Ci się :-)))
Małgosia25-06-2008 22:27:47   [#03]

Magosiu, dzięki za ten wątek. Zwykle przywracasz właściwy porządek rzeczy ;-)))

Szczesliwej drogi i wspaniałych przeżyć!

mamma25-06-2008 22:30:16   [#04]
udanych wakacji!
bogda425-06-2008 22:31:12   [#05]

poczekaj, poczekaj :-)) zanim dopniesz walizkę

.....

zapowiada się piękna wycieczka, gratuluję takiego grona a gronu takiej wspaniałej pani dyrektor :-))))

 

 

 

beera25-06-2008 22:31:28   [#06]

ech magosiu...

pierwszy raz od 37 lat NIE MAM WAKACJI

to jakis koszmar ;(

===

a Ty odpoczywaj!

i wracaj do nas:))

 

Gusia25-06-2008 22:33:01   [#08]
życzę miłego wypoczynku,... u mnie jakoś krucho z wakacjami... jak co roku... :))))
hania25-06-2008 22:33:45   [#09]
szczęśliwej drogi, wspaniałych przeżyć

i poszukaj kawiarenki internetowej!
Ala25-06-2008 22:35:49   [#10]

i po drodze nie myśl o szkole ;-)

ona i tak na ciebie poczeka...

cynamonowa25-06-2008 22:36:35   [#11]

Magosia za 6 godzin do Włoch, my także za 6 godzin- do Budapesztu:)

Udanego wyjazdu wszystkim. którzy mogą i wypoczynku, tym , którzy na miejscu zostają:)

Magosia25-06-2008 22:52:28   [#12]
Dziękuję..i już uciekam... - Dobranoc:-)
Marek Pleśniar26-06-2008 00:24:21   [#13]

a co to wakacje?

kuuurkla

AnJa26-06-2008 00:27:54   [#14]
coś mi się z wiecznymi kojarzą
zgredek26-06-2008 00:30:58   [#15]

no

wieczne nicnierobienie

Marek Pleśniar26-06-2008 00:38:28   [#16]

wiecie, przez wszystkie lata pracy w szkole miałem na scianie przypietą kartkę z cytatem co mnie pocieszał

"Dorośli ludzie dlatego są nieszczęśliwi i zgorzkniali, bo nie chodzą do szkoły i nie czekają na wakacje"

wiadomo - Makuszyński

uwielbiam - i odzyskuję wiare w szkołę i takie tam gdy czytam czasem

macie w prezencie jeszcze:-)

http://ksiazki.efactory.pl/?makuszynski_kornel/bezgrzeszne_lata/rozmowa_z_zegarem_o_bezgrzesznych_latach

Dziwni to ludzie, ci profesorowie! Taki zły, to się naprawdę rzadko zdarzał, raz na kilka lat. Napsuł krwi nam i sobie i gdzieś przepadł. Większość tworzyli ludzie po stokroć zacni, pojący się ciągle u źródła młodości, a choć poważni, choć bardzo uczeni, uśmiechali się gdzieś tam w głębi mądrych swych dusz, patrząc na zwariowane, psie figle. Trzeba zaś było mieć świętą, anielską cierpliwość, aby wytrzymać z gromadą rozbrykanych rumaków bożych, z całym arsenałem dynamitowych nabojów, które o wybuch przyprawia byle iskra.
Najzacniejsi ludzie to są zawsze przyrodnicy; ma taki do czynienia całe życie ze zwierzakami, więc bez wielkiego trudu nas potrafił zrozumieć w każdym wypadku. Maniery tapira, zwierza oślego rodzaju, albo leniwca ai-ai niewiele się różniły od naszych wybornych manier. Takiego przyrodnika nic nigdy nie potrafiło wyprowadzić z równowagi. Poleca on na przykład, aby żaki zbierały rozmaite kamienie co dziwniejsze i wszelakie minerały. Jak poleca, to pewnie wie, co robi.

Na następnej lekcji stoi staruszek przy katedrze z małym młotkiem w dłoni, a "klasa" jeden po drugim pokazuje mu w wielkim trudzie znalezione "minerały". Właściwie to zamiast tym swoim młoteczkiem rozbijać każdy kamyczek i orzekać o jego wartości, powinien był na dobrą sprawę walić nim po łbie wszystkich nas z kolei. Przynieśliśmy mu wiele kilogramów kamieni, pozbieranych na najbliższej ulicy, wśród tego śmiecia jednak były też okazy rzadkie i zupełnie nie znane w naturze, na przykład kamień niebieski. Rozbijał go młotkiem i mówił:
- Zwyczajny kamień zanurzony w niebieskim atramencie! Na nic!
Żeby się skrzywił, żeby wydarł z którejś czupryny choć dwa tysiące włosów - nic.
I znowu orzeka:
- Zwyczajna farbka do farbowania bielizny. Na nic!
- Zwyczajna cegła, wymoczona, zdaje się w spirytusie, bo pachnie...

Na takie też pomysły zdobywały się potworne nasze dusze. Nim jednak trzydziesty z kolei pokazał swoje dziwo, swój słynny minerał, jakiego świat nie widział i nie zobaczy, mijała godzina i to był nieczysty zysk całego przedsięwzięcia.

Nie ma bardziej genialnych ludzi w kradzeniu czasu niż uczniaki; jak wiadomo godzina szkolna jest co najmniej trzy razy tak długa, jak godzina zwyczajna, trzeba więc sposobów genialnych, aby ją skrócić o głowę i dwie nogi. Operacja taka udaje się najłatwiej na początku lekcji, bo pod jej koniec w atmosferze klasy panuje już zdenerwowanie, bo już była jakaś awantura i kogoś pognębiono. Trzeba tylko znać świetnie teren psychologiczny, a zawsze się uda.

Nieodmiennie jakiś kwadransik umieliśmy gładko urwać jednemu zacnemu profesorowi, który był maniakiem, chorym z urojenia.
Zjawiał się czerstwy i zdrów i szybkim krokiem szedł do katedry, dobywał z kieszeni małą książeczkę, wynalazł jakieś nazwisko i zadawał pytanie. Zapytany nie odpowiadał, tylko wlepiał wielkie oczy w profesora, na gębę zaś naprowadzał wyraz tak wielkiej żałości, jakby mu serce pękało.

- Czego tak patrzysz, nie widziałeś mnie nigdy?
- Widziałem, proszę pana profesora, tylko...
- Tylko co?
- Tylko, że pan profesor tak dzisiaj mizernie wygląda, że się stropiłem...
A jego jakby kto na sto koni wsadził, taki był szczęśliwy.
- Co też powiadasz? Naprawdę tak źle?
A wtedy cała banda chórem:
- Strasznie źle!
- Wyglądam na chorego?
- Bardzo, bardzo! Niech pan profesor pójdzie się położyć.
- Nie mogę, moi drodzy, nie mogę. Wiem, że się ledwie trzymam na nogach, ale obowiązek...
- Pan profesor musiał coś zjeść niedobrego, teraz strasznie wszędzie trują!
- Tak myślicie?

I szedł nieznacznie ku oknu, aby się przejrzeć w lustrze szyby. Musiał zobaczyć twarz rumianą, ale on widział bladą, żółtą z odcieniem lekko niebieskawym.
Dusze w nas wywracały koziołki z radości, a on, już osłabły, zadawał pytania ot tak sobie, słuchał odpowiedzi z roztargnieniem, i był bardzo, bardzo łagodny, bo nie wypada przecież człowiekowi stojącemu nad otwartym grobem znęcać się, i to nad kim? - nad tymi, co go pożałowali, co zauważyli jego trupią bladość, nabrzmiałą śledzionę, zbiedzoną wątrobę i rozstrojony żołądek. Oni jedni to zauważyli, bo nikt poza tym.
My, swoim wspaniałym i mądrym współczuciem, pracowaliśmy nie tylko dla siebie, ale i dla następnych pokoleń, to znaczy, dla następnej klasy, gdzie ten umierający profesor miał się udać po pauzie. Dawaliśmy tam znać szczegółowo, jaką na dziś postawiliśmy diagnozę, aby nie było pomyłki: więc bladość, nagłe drżenie rąk, mętny wzrok i chwytanie się odruchowe za brzuch. Cud to jest prawdziwy, że taki nieborak nie umierał naprawdę po kilku godzinach, po jednomyślnym stwierdzeniu przez całe gimnazjum jego śmiertelnych dwudziestu kilku chorób.

Taki profesor, zacny gaduła, albo profesor, zacny maniak, to były jednak bardzo wyjątkowe okazje, mądrze zresztą przez nas wychowywane. Gdybyśmy byli mieli do czynienia tylko z takimi ludźmi, wielka i wzniosła sztuka podpowiadania byłaby już za naszych czasów do zupełnego przywiedziona upadku. Dla zachowania jednak wysokiego gatunku podpowiadaczy natura nasyłała na nas srogie gatunki, pobudzające, zmuszające do walki i przez to kształciła w nas i doskonaliła, jak zęby i pazury wilkom, wzrok, słuch, dotyk i ze trzydzieści jeszcze zmysłów, nie znanych dorosłej ludzkości. Spadali na nas jak jastrzębie lub sokoły na biedne, cichutkie i wielkiego współczucia godne pardwy, profesorowie sumienni, groźni, chytrzy, wszelkie sztuki nasze na wylot znający.

Poradź tu z takim! Toteż geniusz klasy dokazywał cudów nieprawdopodobnych. Zbrodnicza inteligencja smyków dochodziła do wynalazków wspaniałych i godnych wielkiego uznania. Nikt nie mógł - wobec wroga tak groźnego, jakim jest sumienny profesor - pozostać sam bez przymierzy, nikt własnym siłom zaufać nie mógł. Bo zawsze w każdej klasie jeden jest taki ponury i ogólnie nie lubiany bohater, co zawsze wszystko umiał, zawsze wybornie był przygotowany i z tym wszystkim był zawsze na nic, nie mógł się bowiem przydać społeczności, dlatego po pierwsze, że był nieużyty i uważał - podobno nawet słusznie wedle Ojców Kościoła - że nie należy nikomu pomagać do szalbierstwa, a po drugie dlatego, że takiego zawsze sadzano na honorowym miejscu, w pierwszej ławie. Jest to pozycja zła do obrony i z góry stracona, bo podpowiada się najlepiej z tyłu. Pierwsza ława ma zbyt mało kontaktu ze społeczeństwem, stale potrzebującym pomocy.

Nie wynika z tego, abyśmy my, nygusy i teatralni maniacy, nie przykładali się do nauki albo wiele nie umieli. Ba! Nawet, przeciwnie, umieliśmy bardzo wiele, brak nam było tylko metody, suchej, choć podobno pożytecznej, szkolnej metody.

Mądry profesor, który czytał w ludziach jak w książce, wiedział o tym doskonale, że ja, czy ten i ów, choć nie umiemy na każde pytanie odpowiedzieć po ludzku, jesteśmy jednak, mierząc inteligencję, mędrcami, Sokratesami wobec takiego, co na wszystko gładko odpowiadał, ale był poza tym ciemny w mózgu jak Buszmen i głupi jak but z lewej nogi.

Mądry profesor matematyki wiedział dobrze, że nawet wzięty na męki, nie zdołam obliczyć trygonometrycznego jakiegoś paskudztwa, ale machał na to ręką, bo wiedział i to również, że umiem pisać wiersze i że Horacego umiem "na wyrywki".

Nie wszyscy jednak mistrze mają takie wyborne pojęcia rzeczy, więc profesor logiki walił mi pałę za pałą, choć dość było spojrzeć na moją zawsze uśmiechniętą, kaczą fizjognomię, aby wiedzieć dokładnie, że z logiką, niewiastą ponurą, szpetną i dziwnych rzeczy wymagającą, nigdy nie będę w zgodzie. Bystry człowiek powinien od razu rozpoznać wśród rozsądnych chłopców początkującego wariata.

Nie wszystkich profesorów zdumiewała nasza inteligencja, zaprawiona w teatrze, wyostrzona świetnie na czytaniu setek książek; byli tacy. którym mało imponowało to, że przerabiam Szekspira! Nie do uwierzenia, a jednak byli tacy... Ból mi kąsa serce!... Och!...
Widocznie tak musiało być, bo jednak to ludzie sprawiedliwi, ponieważ jednak i nam było miłe życie, trzeba było znaleźć jakąś radę. Jakoś tam, choćby cudami, trzeba było przejść z klasy do klasy, bo to i jeść nie było co, więc się trzeba było spieszyć z tą szkołą, i mundurek świecił się jak lustro, i wreszcie każdy dryblas stawał się coraz większy.

Poczucie przemożnej siły wszelkiego rodzaju kooperatywy dość wcześnie się nam objawiło; sprzęgliśmy tedy wszystkie specjalne upodobania i wszystkie rozprószone talenty; szedł tedy swój do swego, ale nie po swoje, tylko po jego. W klasie, gdzie nabiera mądrości ze trzydziestu szympansów, uczących się, jak można zostać człowiekiem, zawsze się znajdzie jakiś wybitny specjalista, który - wedle kontraktu społecznego - obowiązany był ofiarować swoją uczoną specjalność społeczeństwu, a za to korzystał w równym i uczciwym podziale ze specjalności innych.

Był więc w klasie zawsze wybitny specjalista matematyk (zawsze mojżeszowego wyznania), specjalista chemik, fizyk, od literatury polskiej, od niemieckiej, od łaciny, od greki, ba! nawet od dogmatyki kościelnej (przypadkiem katolik). Każdy taki specjalista był instancją ostatnią i był źródłem; z niego tryskała mądrość na całą klasę, on puszczał w ruch sztafetę z odpowiedzią ustną, od niego się odpisywało wypracowanie piśmienne i dawało się dalej.

Należy wspomnieć, że zawsze, w każdej klasie, było też takie dziwo ludzkie, które nie było ani specjalistą, ani samo nie podpowiadało, ani też nikt temu dziwu nie podpowiadał, bo dziwo nie chciało. Był to taki honorowy straceniec, któremu kazali chodzić do szkoły, tylko on nie chciał. Na takiego nie było sposobu. Siedział w każdej klasie najmniej trzy lata, bo dłużej nie było wolno, tak że wreszcie, jako zatwardziałego, oddawano... do szkoły kadetów. Taki zawsze świetnie się bił, palił papierosy, pływał jak ryba, zawsze jadł i nic go nie obchodziło. Umiał plunąć na odległość pięciu metrów i był zawsze bardzo uczynny. Jeśli trzeba było pobić jakiegoś ananasa z wyższej klasy, ktoś z nas go zaczepiał i podjudzał, a nasz straceniec bił się i zwyciężał. Za mało miał inteligencji, aby słowami, kąśliwymi jak osy, doprowadzić wroga do szalonego kroku, ale mu potem podbijał oko z niezrównaną precyzją. Takiego wszyscy bardzo zawsze lubili, bo choć sam nie podpowiadał, umiał jednak zrobić hałas, wywrócić się z ławką, pomagał na wszystkie sposoby. Ciało jego siedziało na ławie, zawsze na ostatniej, a duch - jeśli miał ducha - krążył jak mewa nad rzeką i łowił ryby albo przełaził przez wysokie parkany do cudzych ogrodów i zrywał jabłka, również cudze.
Społeczność używała takiego do najrozmaitszych prac grubych, nigdy zaś do tak kruchych, jak podpowiadanie.

Kto nie miał ani swojej specjalności, ani wybitnego talentu, ten dla ogólnego dobra trudził się, jak Edison, wynalazkami, mającymi ułatwić żywot człowieka poczciwego. Miałem kolegę, najmilszego chłopca - słowo daję, że dziś jest specjalistą od radio! - który skonstruował przedziwne, magiczne lusterko i tak je jakoś naświetlał, że położone na nim malutkie, z papieru wycięte litery padały olbrzymim cieniem na ścianę, tuż za katedrą profesorską. Do dat historycznych szczególnie był to instrument niezrównany! Wiele zresztą innych oddało ono przysług znamienitych; ponieważ jednak chytrość ludzka odkryje w końcu najlepiej zamaskowaną baterię, odkryto i to zaczarowane lusterko. Zrozumiał wtedy zdumiony profesor, dlaczego od pewnego czasu każdy egzaminowany małpolud patrzył jak zachwycony lub urzeczony, ponad jego głową, w ścianę. Myślał, że to pewnie w pewnym wieku pomaga na rozbudzenie pamięci.
Skończyło się z biednym lusterkiem, więc zaraz wymyślono coś nowego.

Na którejś lekcji historii znów się zdumiał jej mistrz, że znany jeden wielki tępak recytuje daty, jak aktorka wiersze, ani się zająknie, tylko patrzy na tablicę, Spojrzał profesor podejrzliwie na tablicę i widzi tylko znaki algebraiczne, rozmaite pierwiastki, logarytmy, ułamki, sinusy i cosinusy, a wśród tego, rzecz prosta, parę liczb. Nic dziwnego, bo przedtem była godzina matematyki i nie starto z tablicy jakiegoś zwariowanego zadania.

Niedługo jednak trwała sztuka, bo i to wreszcie odkryto, że te liczby wplatane w iksy i ygreki do kwadratu, w sto znaków algebraicznych, to właśnie trudne do zapamiętania daty, a z porozrzucanych liter wtajemniczony łatwo składał imiona i nazwy miast.
Trzeba było przenieść źródło mądrości gdzie indziej. Wynalazek był śmiały i oparty na obserwacji Poego ze skradzionym dokumentem, którego szukano wszędzie, tylko nie tam, gdzie był umieszczony w miejscu najbardziej widocznym. Otóż kartę papieru z całą potrzebną mądrością przybito na profesorskiej katedrze. Trudna to była sztuka i opłacała się bardzo długo.

O dziwo! Jak cudownym instynktem obdarzone zwierzęta, klasa przeczuwała wszystko: były dnie, gdy nie robiono żadnych przygotowań, bo wiadomo było - nie wiadomo jak, skąd, czemu? - że dziś nikogo nie będą egzaminowali, że dziś pan profesor będzie wykładał. Nie mogło być pomyłki, zresztą nigdy się nie zdarzyła. Straszni ludzie są - młode małpy!

Z równą bystrością, jak przeczuwano godzinę świętego spokoju, tak samo umiano niemal precyzyjnie obliczyć i zapowiedzieć z góry, kogo dziś pociągną do odpowiedzialności, ściślej mówiąc, kto dziś będzie egzaminowany.
- Dziś czterech na literę M i jeden na Z! - mówił znawca, wielki psycholog, wielki badacz natury ludzkiej i odkrywca jej zmechanizowanych aktów.

Rzadko się omylił! Obserwował długo metodę starego profesora rutynisty, który długie lata chodził tą samą ścieżką, święcie będąc przekonany, że nikt nie odgadnie, jakimi on ciśnie się na zwierzynę zygzakami. Wyrywał więc ze swego katalogu dziś trzy nazwiska na A i jedno na N, jutro dwa na B i jedno na O i tak jakoś metodycznie. Znawca umiał obliczyć, jak astronom, co zrobi chytry profesor, jeśli ma tylko jedno nazwisko na K i osiem na M - wszystko umiał obliczyć. Zawsze to łatwiej nie być napadniętym znienacka, więc taki ostrzeżony przez naszego astronoma czynił gorączkowe przygotowania i pisał szybko na kołnierzyku siedzącego przed nim przyjaciela wszystko, co było potrzebne w skróceniu do zbudowania potężnego gmachu odpowiedzi. Nie zawsze taki miał kołnierzyk albo jeśli miał, to w takim stanie, że nie czarnym na białym, lecz białym na czarnym należało pisać; w takich wypadkach wsuwało mu się kartkę za kołnierzyk, a on tylko przeginał lekko szyję, aby ułatwić czytanie.

Pisanie formuł algebraicznych czy fizycznych na mankietach było na ogół mało pożyteczne, bo zbyt widoczne; natomiast mikroskopijne znaki na paznokciach, oznaczające związki chemiczne, trudne do zapamiętania, były wynalazkiem dobrym, który miał wielkie wzięcie.

Obok tablicy wisiała zwykle wielka mapa Europy. Gdyby się jej przyjrzeć bliżej, ujrzałby zdumiony człowiek we Francji mnóstwo dat, w Niemczech bezlik formuł, na Belgii chemię, na Anglii fizykę; bystre oczy musiały to dojrzeć z odległości dwóch lub trzech kroków, nie dziw, że były czasem zapłakane. Na samej tablicy, czarno na czarnym, były małe znaki chemicznym uczynione ołówkiem. Na szybie, naprzeciwko, można było w odpowiednim jej, starannie wypróbowanym nachyleniu, ujrzeć jakieś kabalistyczne liczby, wilgotną napisane kredą. Na nosie buta, gdybyś głowę starannie a umiejętnie przechylił, mogłeś wyczytać rzeczy mądre i zajmujące.
Imponujący jest wysiłek ducha ludzkiego!

Gdyby się był uparł, to nie tylko na suficie byłyby ślady wielkiej nauki, lecz w brodę profesora byłaby wpięta kartka z datami, a na łysinie byłoby także coś napisane.
I cóż z tego?

Bywały takie wygi profesorskie, że nawet geniusz nie mógł im dać rady. Taki obejrzał wszystko dookoła, tablicę i mapę, mankiety i paznokcie, dłoń i palce, wyrywał ci po kolei każdą broń, w wielkim trudzie wykutą w piecu ognistym przemyślności ludzkiej, i dopiero wtedy wystawiał cię na sztych. Taki miał słuch tak wyostrzony, że podpowiadacz, mistrz nad mistrze, cichszy niż szum skrzydeł muchy, wyłapany został zawsze, zanim dotarł do połowy zdania.
O, biada! biada! biada!

Nie mieliśmy dla takiego nienawiści - broń Panie Boże - tylko ponury, bezgraniczny podziw. To jednak była wielka sztuka złapać nas, właśnie nas. Trzeba było kochać takiego okropnego człowieka, bo... był nas godnym. Nas myślało czterdziestu, a on jeden odgadywał. To już potężnie - nie ma co! Takiemu należało się poddać bez wstydu i chwycić się ostateczności: wykuć lekcję. Dura necessitas.

Wszystkie te misterne i niemal magiczne sztuki mogły się przydać tylko w tych wypadkach, kiedy z zęba mamuta lub z żebra ichtiosaura, z drobiazgu, z pyłku, z ułamka można było natężeniem inteligencji zbudować szkielet, odtworzyć całość. Ciemno się jednak czyniło na duszy ludzkiemu źrebięciu, kiedy tego uczynić nie było można, kiedy trzeba było coś wiedzieć w całej pełni i w całej osnowie. Język kołowaciał i przysychał do podniebienia. Snadnie można nim było zaostrzyć ołówek. Gadaj na ten przykład na pamięć sto wierszy Eneidy. Gdzie jest człowiek, który to potrafi, i gdzie jest arcyczłowiek, który to potrafi podpowiedzieć?! Wyrzuć z siebie na ten przykład i to do tego po niemiecku! - mowę Antoniusza nad zwłokami Cezara. Wielki Cezar sam rad by ci podpowiedzieć, ale nie może, bo jest umarły i do tego nie umie po niemiecku. Podpowiadacz dokazuje cudów, gada brzuchem, rękami i nogami, łypie okiem, strzyże uchem; kilka wierszy urwałeś zachłannym okiem z książki, ale tylko kilka, bo już to widzą; kilka pamiętasz, przez kilka przelatujesz jak zwariowany koń; że słychać tylko tętent rytmów i jakiś bełkot słów. Chwytają cię jednak za uzdę i każą zawracać: gadaj jeszcze raz!

Wielkie są to męki i nie do opisania. Jeśli tedy przeczyta te ponure wspomnienia młody żak, taka żaba zielona, jakimi my byliśmy kiedyś, niech wie, że znacznie lepszy interes, naprawdę, że lepszy - po prostu nauczyć się.
Sport jest sportem; trzeba umieć podpowiadać i umieć słuchać; sztuka podpowiadania nigdy nie zaginie, bo jest wielka, wzniosła i pełna niebezpieczeństw i poświęcenia.
Proste sposoby mają jednak także swój urok. Już tam lepiej się nauczyć.
Czemu myśmy tego nie robili?
Mój Boże! Wtedy nie było jeszcze skautów, tylko wesołe urwipołcie.

bosia26-06-2008 01:09:18   [#17]

Marek omato

ile liter i czytania

nie dam rady w wakacje!!!!!

Dorotka N26-06-2008 04:04:47   [#18]

Makuszyński wiadomo - dobry....

ja spędzam właśnie noc w szkole z grupką filmowych zapaleńców - kolejny maraton filmowy... że się im chce w wakacje!

najpierw oglądneliśmy mecz, a potem lecą filmy... właśnie skończyli jakiś horror, bo krzyki dochodziły okrutne

a ja w tym czasie posprzatałam swoje biurko, tzn. poukładałam papiery na ładną kupkę

powoli wstaje dzień... :-)

Tara26-06-2008 06:56:57   [#19]

Dla mnie też już wstał dzień.Jeszcze do pracy bo uporządkować papiery na biurku muszę.To będą dla mojej szkoły udane wakacje. Nareszcie po 48 latach naprawdę kapitalny remont.Nawet nie przeszkadza mi to że będę musiała do pracy chodzić.

bosia26-06-2008 08:45:15   [#20]

Dorotka ale masz kondycję!!!!

czwarta rano na forum!!!!;-)

Xiga26-06-2008 20:40:41   [#21]

Magosia, zdaje się, miała konkurs w tym samym dniu co ja.

Też miałam ocenę pracy, wizytację całościową, Jubileusz 30-lecia z mnóstwem przygotowań i przeogromnym wkładem pracy...

Jeszcze podsumowujące posiedzenie rady przede mną (przedszkole) oraz awanse trzech nauczycielek (1 na kontraktowego, 2 na dyplomowanego) - TROCHĘ "PAPIERKÓW" TRZA PRZEŁOŻYĆ...

Remont tarasu, a dopiero 30-ego na sesji (mam nadzieję) akceptacja na zwiększenie środków do pożądanego poziomu...

Sanepid z przedwczoraj - nowe, wymagające dużego nakładu finansowego wymogi! Musze jutro skonsultować z OP! Bo na odpowiedź już tylko 4 dni (łącznie z weekendem!)... :-(

Czy ja nie zasłużzyłam na urlop??? :-(((

S.O.S.!!!!!

ewa26-06-2008 21:11:06   [#22]
zaraz, Ty nieferyjna przecież czyli urlop zgodnie z planem urlopów, to do kogo to S.O.S
jak sobie ten urlop zaplanowałaś?
renka26-06-2008 21:23:20   [#23]
ja jutro wakacyjnie jadę do Poznania:-), a na urlop wszyscy zasłużyli;-)
ewa26-06-2008 21:24:38   [#24]
i z tym twierdzeniem sie zgadzam, chociaż....
mojego nie widać jakoś ;-)
Xiga27-06-2008 08:11:43   [#25]

... a i mój gdzieś w lesie... :)

A juści, wiele sobie mogę planować!

"Coś" (paskudna sprawa nagła) cię dopada, człecze marny, i plany diabli wzięli... :-(

Mawe27-06-2008 10:42:21   [#26]
A mnie powiedziano, że mam się cieszyć ostatnimi wolnymi wakacjami :). No to się cieszę i na przełomie lipiec sierpień wybywam z rodzinką na odpoczynek z dala od szkoły :))
jool3827-06-2008 14:30:03   [#27]
Pierwszy rok za mną!  I w niedzielę wyjazd z dzieciakami w Bieszczady!!!! Już nie moge sie doczekać. Wszystko poskładane, załatwione, podpisane. Do 14.07 luz-chyba że jakis nagły- niespodziewany telefon wyrwie mnie z tego błogostanu.  U R L O P !!!!!! :-)))
dyrlo27-06-2008 19:25:38   [#28]
Wyłącz telefon !!!!!!
malmar1529-06-2008 13:28:21   [#29]
ponieważ wątek typowo wakacyjny, w związku z tym wkleję ku przestrodze (chociaż trochę przydługie ;-)



Ponad 96 proc. biur podróży naruszyło umowę z klientem

W umowach z konsumentami organizatorzy turystyki przyznają sobie jednostronnie prawo zmiany warunków imprezy. Biura podróży ograniczają nagminnie swoją odpowiedzialność w przypadku ofert last minute. Brak potwierdzenia złożenia reklamacji nie może wiązać się z utratą prawa do dochodzenia roszczeń.

Jak wynika z kontroli przeprowadzonych przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów ponad 96 proc. biur podróży narusza umowę o usługach turystycznych oraz w umowach z konsumentami stosuje klauzule niedozwolone, które dotyczą głównie wzrostu opłat i kosztów wykupionego wyjazdu. Było to już czwarte badanie wzorców umownych stosowanych przez biura podróży - tłumaczy Małgorzata Krasnodębska-Tomkiel, prezes UOKiK.

- Ostatnią kontrolę przeprowadziliśmy dwa lata temu. Od tego czasu zmieniły się przepisy i od 2007 roku na przedsiębiorców, którzy naruszają zbiorowe interesy konsumentów, możemy nakładać kary finansowe w wysokości do 10 proc. przychodu, który uzyskali w minionym roku - dodaje prezes.
Oferta specjalna

- Najwięcej ograniczeń w zakresie odpowiedzialności organizatora turystyki występuje w ofertach last minute - tłumaczy Agnieszka Doering z delegatury UOKiK w Katowicach.

Jej zdaniem wiele biur zapomina o tym, że oferta last minute musi zapewniać konsumentowi takie same prawa, jakie są przy innych wyjazdach. Natomiast z klientami zawierane są umowy z klauzulami niedozwolonymi, które umożliwiają biurom podróży dokonywanie zmian w warunkach imprezy - na przykład zaoferowanie im już po przyjeździe znacznie niższego standardu zakwaterowania niż był w ofercie.

Agnieszka Doering uważa za niezgodne z przepisami ograniczanie przy tych ofertach prawa do reklamacji: zastrzeganie dłuższego terminu do rozpoznawania i stawianie konsumentowi uciążliwych wymogów, które trudno jest spełnić. Biura domagają się, aby występujące nieprawidłowości przedstawiciel organizatora potwierdził na piśmie już za granicą. Niepotwierdzone nieprawidłowości nie są rozpatrywane.

Zdaniem Małgorzaty Krasnodębskiej-Tomkiel fakt, że konsument nie uzyskał potwierdzenia złożenia reklamacji, nie może pociągać za sobą utraty prawa do dochodzenia roszczeń z tytułu niewykonania lub nienależytego wykonania umowy.

Uważa, że niezgodne z przepisami jest zastrzeganie dla organizatora turystyki prawa do zmiany w świadczeniu usług, gdy podstawowa forma podróży będzie zachowana.
Jednostronne zmiany umowy

Zarzuty UOKiK dotyczą też przyznawania sobie przez organizatorów prawa do jednostronnej zmiany umowy bez uzasadnionej przyczyny. Podwyższane są zwłaszcza ceny. Natomiast przepisy ustawy o usługach turystycznych dopuszczają zmianę kosztów imprezy tylko w określonych przypadkach przewidzianych w umowie. Organizator może podnieść cenę na przykład wówczas, gdy wzrosły opłaty urzędowe lub koszty transportu. W dodatku cena wycieczki nie może zmienić się na 20 dni przed jej rozpoczęciem.

Natomiast w skontrolowanych umowach występują zapisy, że biura zastrzegają sobie prawo do zmiany ceny nawet na 14 dni przed imprezą. Wprowadzały też klauzulę, że konsument może odstąpić od umowy tylko wówczas, gdy cena wzrośnie o ponad 15 proc. Zapis ten nie jest zgodny z prawem, ponieważ w razie podwyżki, bez względu na jej wysokość, konsument powinien móc odstąpić od umowy.

- Zgodnie z przepisami ustawy o usługach turystycznych w razie zmiany istotnych warunków umowy, na przykład kategorii hotelu, przedsiębiorca powinien niezwłocznie powiadomić o tym klienta - tłumaczy Małgorzata Krasnodębska-Tomkiel.

Konsument może wówczas odstąpić od umowy i otrzymać zwrot wszystkich wniesionych świadczeń. Tymczasem niektóre bura w takiej sytuacji żądają kary umownej - dodaje prezes.

UOKiK zakwestionował postanowienia ograniczające odpowiedzialność biur za niewykonanie lub nienależyte wykonanie umowy przez przewoźnika i właściciela hotelu.

- Zgodnie z prawem organizator odpowiada za niewykonanie lub nienależyte wykonanie umowy również przez nich. Odpowiedzialność wyłączona jest tylko wówczas, gdy zostało to spowodowane działaniem lub zaniechaniem konsumenta, osób trzecich lub siły wyższej - tłumaczy Agnieszka Doering.
Konsument lepiej chroniony

UOKiK wszczął postępowania w sprawie stosowania praktyk naruszających zbiorowe interesy konsumentów przeciwko 101 przedsiębiorcom. Od decyzji o ukaraniu będą mogli odwołać się do Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (SOKiK). Do 73 przedsiębiorców prezes Urzędu wystosował wezwania dobrowolnego zaniechania stosowania nieprawidłowych unormowań w umowach. Natomiast w sześciu przypadkach zostały wniesione do SOKiK pozwy o uznanie zakwestionowanych postanowień za niedozwolone.

Działania zmierzające do ochrony interesów konsumentów podjęło też Ministerstwo Sportu i Turystyki.

- Przygotowywana jest nowelizacja ustawy o usługach turystycznych. Chcemy zwiększyć zabezpieczenia turystów wyjeżdżających za granicę, aby zapewnić im powrót do kraju w razie problemów finansowych biura - wyjaśnia Michał Kossakowski z departamentu turystyki w MSiT.

- Planuje się też dopuścić drogę sądową jeszcze przed zakończeniem postępowania reklamacyjnego, które często toczy się bardzo długo - dodaje Sławomir Skrzydlewski z MSiT.

OFERTY SPECJALNE

Umowy last minute organizatorzy turystyki zaliczają do ofert specjalnych. Od tzw. zwykłych umów różnią się one terminem zawarcia. Wycieczkę z takiej oferty turysta wykupuje na krótko przed rozpoczęciem się imprezy i płaci za nią mniej niż wynosiła pierwotna cena proponowana przez biuro. Zakres świadczeń w tej umowie nie odbiega od określonego w podobnych umowach zawartych we wcześniejszym terminie, natomiast cena obniżona jest po to, aby konsumenci skorzystali z oferty. W ten sposób biuro chce zminimalizować straty, które spowodowałby brak określonej liczby uczestników na wycieczce. Natomiast niższa cena nie może uzasadniać gorszej jakości usługi.


Autor: Małgorzata Piasecka-Sobkiewicz

Źródło: GP
izabelamaciejka29-06-2008 15:24:02   [#30]
a ja zaczynam urlop od środy i wyjeżdżam z rodzinką na dwa tygodnie. Co prawda odebrałam w zeszłym tygodniu pismo z OP, że wzywają mnie na trzydniowy kurs związany z wdrażaniem w placówkach nowych programów komputerowych, jednak zdobyłam się na odwagę, żeby powiedzieć, że mnie nie będzie, gdyż wyjazd miałam zaplanowany i opłacony dużo wcześniej. Jedziemy zwiedzać i odpoczywać na zmianę (trzy dni Słowenia, resztę Chorwacja)...
krystyna30-06-2008 23:37:12   [#31]

Sprawdź, kiedy najlepiej wziąć urlop

W lipcu będzie i upał, i częste, gwałtowne burze. Niewykluczone są trąby powietrzne. Sierpień zafunduje nam trochę gorąca, z kilkoma krótkimi falami bardzo silnych upałów. Burz będzie mniej niż w lipcu, pogoda się uspokoi.

Urlop najlepiej zaplanować między 15 lipca a 15 sierpnia. Wtedy będzie najwięcej słońca, najcieplej, nawet gorąco, no i najmniej burz.

              Sprawdź, kiedy najlepiej wziąć urlop

http://www.dziennik.pl/podroze/niezbednik/article194265/Sprawdz_kiedy_najlepiej_wziac_urlop.html

 

Małgosia01-07-2008 16:31:55   [#32]
Pozdrawiam ze Szczawnicy. Pogoda jak drut, wspaniałe powietrze, tłumów wielkich jeszcze nie ma. Dziś pobiłam swój życiowy rekord - 24 km na rowerze. Pięknie jest :-))
renka01-07-2008 17:17:20   [#33]
Małgosiu, w Szczawnicy zawsze jest pięknie, ja byłam w czerwcu:-)
Krzysztof Pom05-07-2008 22:54:33   [#34]

Wróciłem z końca świata (Wicie k. Jarosławca), gdzie przez tydzień słońce jak patelnia, biały piasek gorący, falujące morze i cywilizacyjna cisza... Są jeszcze dzikie plaże z nielicznymi człowiekami gdzieś daleko w tle. Plaże klifowe, wydmowe, piaszczyste i kamieniste... A zachody słonca z racji położenia wyglądają tak, jakby zachodziło na pólnocy... To był wspaniały tydzień wygrzewania starych kości i poznawania nowych miejsc (w tym ciekawych zabytków i historii tych ziem). Mankamentem była stołówka, a właściwie moje nieumiarkowanie w jedzeniu :-(  [W samochodzie występuję obecnie jako dodatkowa poduszka powietrzna :-))) ]
I w Cisowie, i w Barzowicach chciałem zaczepić się na śmigło takiego elektro-wiatraka, ale ciut za wyskoko cholera się kręciła. A mogła być niezła karuzela :-)))

bosia05-07-2008 23:08:09   [#35]
Krzysztof tak piszesz o morzu, że aż chce sie jechać;-))
Krzysztof Pom05-07-2008 23:14:34   [#36]
bosiu moja miła, morze jest dla mnie ucieczką i wieczną miłością, tyle niesamowitych obrazów, zmian nieba, krajobrazów, tylko trzeba chcieć to dostrzec i cieszyć się pięknem, nie myśleć o niczym innym; przy okazji mozna załatwić tez pewne zadry co w sercu tkwią... Ach, fajnie było...
Gdyby co - służe pomoca w info na temat miejsca
bosia05-07-2008 23:18:41   [#37]

dzięki:-)))

dawniej jeździłam nad morze rokrocznie, później przez kilka lat wcale

odkryłam je na nowo po naszym zlocie;-)

w tym roku jadę daleko, bo ciągle nosi mnie w nieznane i odległe

ale kto wie....

Krzysztof Pom05-07-2008 23:22:57   [#38]
w sierpniu chcę poznac troszke Bułgarię. może mnie oczaruje, bo jakos mam negatywny obraz w świadomoci mej tego kraju.  Justyna juz od lutego o niej kręciła, wiec jedziemy
bosia05-07-2008 23:28:02   [#39]

Bługarię znam z dawnych czasów, byłam kilka razy, a teraz znów wróciła do łask

ciekawe jak wygląda

Krzysztof Pom05-07-2008 23:31:28   [#40]
własnie, mam nadzieje, że znany wszystkim styl poszedł w sina dal. Mamy jakis hotel na skale i wieżą z windami na plażę... Cholera wie, co to może być... Zobaczę, przeżyję, opowiem... Ale opcja jest all więc winka bułgarskie.. mmmmhhhmmmmm.... no no no
Marek Pleśniar05-07-2008 23:41:49   [#41]
Dlaczego zasiali górale owies

„Zasialiśmy owies, bo tak jest w piosence, chociaż nam się nie opłaca”, tłumaczył Wojciech Byrcyn–Stawowy z Murzasichla. „Chcięliśmy siać ryż, ale wtedy się nie rymowało i drugi wers musiałby brzmieć: Od końca do końca tyż, tyż. Próbowaliśmy też z kukurydzą, ale wtedy również się nie rymowało i drugi wers powinien brzmieć: Od końca do końca się brzydzą, się brzydzą. Z tym sianiem żytka także same kłopoty. Wzejdzie albo nie wzejdzie, zwierzyna wytarmosi, albo grad wybije i tyle z tego”.

 
  Tłum w oczekiwaniu na to,
co zasieją górale

Według przewidywań GUS–u większość górali od przyszłego roku zamierza przestać siać cokolwiek (w tym owies i żytko). „Nie będziemy siać niczego, a piosenkę zaczniemy śpiewać od czwartej linijki: Od końca do końca, wszystko, wszystko. Hej!”, zakończył Byrcyn.

Krzysztof Pom05-07-2008 23:47:34   [#42]
Wiele przez te okulary nie zobaczą :-)
renka06-07-2008 08:54:56   [#43]
Krzysztofie, w ubiegłe wakacje byłam w okolicach Jaroslawca, było cudnie:-), pod konic lipca wybieram się w góry, które kocham nad życie:-)))
Magosia06-07-2008 12:25:17   [#44]

Wróciłam ....

Jestem chora - z wrażeń, emocji, nie potrafię jeszcze o tym opowiedzieć....

:-))))))))))))))))

beera06-07-2008 12:27:05   [#45]

magosiu, to, że wróciłas, jest pocieszające dla tych, co to nie wyjechali;)

 

hania06-07-2008 21:22:59   [#46]
jak ochłoniesz - to udziel trochę wrażeń tym co tam nie mogli...
zdjęćka jakieś mogą też być
i napisz - tak jak Ty to pięknie potrafisz....
Marek L08-07-2008 08:29:10   [#47]
MIELNO
Wybieram się na urlop do Mielna na początku sierpnia. To, że nie będzie pogody to już wiem, bo nigdy nie ma jak wyjeżdżam na urlop. Może macie doświadczenia z pobytu w tej miejscowości. Co tam można ciekawego zobaczyć, jak najlepiej dojechać z Lublina. Chętnie skorzystam z Waszych doświadczeń.
Marek z Lublina
renka08-07-2008 08:55:04   [#48]
Piękna plaża, blisko do Kołobrzegu, a poza tym możesz zajrzeć tu:http://www.mielno.popracy.pl/ - atrakcje Mielna i okolic
Ala08-07-2008 17:31:59   [#49]

do Koszalina pociągiem a dalej autobusem podmiejskim można (ok. pół godziny) autobusy i busy odjeżdżają spod dworca kolejowego

no chyba, że autem swoim...

zgredek08-07-2008 17:35:54   [#50]

na autobusy i busy uważajcie

niektóre kursują co dwie godziny

cos o tym wiem:-)))))))))))))))))))))))))))

strony: [ 1 ][ 2 ]