Forum OSKKO - wątek

TEMAT: "uprzejmie informuję":-)
strony: [ 1 ]
Marek Pleśniar30-10-2002 07:51:01   [#01]

świat nie jest czarny ani biały, nie wszystkie uczniowskie przewiny są dramatycznie groźne lub nieważne i małe. Większość to rzeczy codzienne, normalne.

Ciekaw jestem co Wy na to:
Od jakiegoś czasu czuję sie w mojej szkole przede wszystkim rodzicem - moje dziecko chodzi do mojej szkoły. Ilekroć tam wejdę jestem brany na bok i informowany o tym że dziś dwója, piatka, jakas tam ocena. Piotrek gadał na leckcji przyrody. Latał jak opętany po korytarzu i sie spocił. Itd.

Niejednokrotnie sam nawoływałem - informować rodziców, mieć baczenie i tam takie rózne.

A teraz mam takie odczucie. Szanowna szkoło! Odbierasz mojemu dziecku i mi bezcenny dla mnie skarb - szansę na szczerość, uczciwość mojego dziecka, a raczej mozliwość treningu w tejże. Chcę by mi syn w domu sam powiedział że dziś narozrabiał. By sam przyznał się do złego stopnia. By miał okazję.

Miał do mnie ogromny żal ostatnio gdy wpadłem zawanturą o brak skupienia na lekcji. Otrzymał ojcowską reprymendę a na to odpowiedział z wyrzutem: "miałem ci sam powiedzieć". Zrobiło mi sie, wyobraźcie sobie, wstyd. Że nie miałem na tyle zaufania do niego by poczekać co sam po południu opowie. I nagle zaczałem jakoś mniej lubić nauczycieli mojego dziecka:-) Typowy odruch klienta szkoły. Nic tak nie drażni jak belferska postawa.

I co Wy na to? Hę?

Mariola30-10-2002 08:16:01   [#02]
wydaje mi się,że tu nawet nie chodzi o belferską postawę lecz syndrom rodzica-nauczyciela dziecka uczącego się w tej samej szkole w której uczy rodzic.
Jeżeli dziecko uczy się w innej szkole niż pracujemy , to przychodzimy tam zwyczajnie od czasu do czasu zapytać wychowawcę czy innego nauczyciela co z naszym dzieckiem lub na zebranie z rodzicami, siadamy w ławkę, słuchamy co ma do powiedzenia wychowawca, wracamy do domu rozmawiamy z dzieckiem na temat tego co usłyszeliśmy i wszystko jest OK. Dziecko czuje się z tym dobrze i my także.
Jeżeli natomiast  nauczyciel ma dziecko w szkole w której uczy, to nie poczuwa się tak naprawdę do bycia rodzicem. Nie udziela się jako rodzic (jeżeli już to jako nauczyciel), nie przychodzi na zebrania z rodzicami z bardzo różnych powodów: żeby nie stresować koleżanek czy kolegów,  wydaje mu się ,że i tak wszystko wie itd...
I dochodzi jeszcze to o czym piszesz Marku. Dziecko nie ma żadnej prywatności. Rodzic-nauczyciel o wszystkim musi  wiedzieć. A przecież tak naprwdę nie o wszystkich sprawach informuje się rodziców każdego dziecka. Czasami  dlatego ,że niektóre są błahe a czasami dlatego aby dać dziecku możliwość naprawienia czegoś czy poprawy.

Zawsze twierdziłam ,że to jest niezdrowy układ zarówno dla dziecka jak i rodzica ale czasami nie ma wyjścia. Tak musi być, a to są konsekwencje wyboru szkoły naszym dzieciom.

A swoją drogą  to faktycznie czy nauczyciele muszą tak nagminnie informować rodzica-nauczyciela-kolegę z RP o czynach jego dziecka? Czy jest aż taka potrzeba?
BeataD30-10-2002 08:19:27   [#03]

No właśnie...

Nie wszystkich rodziców informuje sie w ten sposób. Tylko tych uprzywilejowanych ;-))) tzn. koleżanki i kolegów. Ale to z czystej życzliwości.

Sama przez to przechodziłam, gdy moje dziecko chodziło do szkoły, w którekj pracowałam. Dlatego właśnie nauczycielskie dziecko zasługuje na współczucie. U niego nawet błaha sprawa jest przedmiotem rozlicznych dyskusji (jeśli nawet nie w pokoju nauczycielskim) to z rodzicem na pewno.

Ale w końcu jako rodzic możesz się przeciw temu zbuntować!!!

Powodzenia!!!

Marek Pleśniar30-10-2002 08:22:50   [#04]

mariola - trafnie:-)

masz rację z tym - stąd tytuł postu:-)

Ale tym niemniej nadal podtrzymuję - nie tylko to syndrom belferskiego dziecka. Oczywiściebrałem to pod uwagę. Nieraz jednak w rozmowach z rodzicami wzywanymi interwencyjnie widziałem ich spojrzenie - takie jakie teraz mam ja. Czasem słusznie ich informowałem a czsem mógłbym być delikatniejszy - widzieć różnice. Odnoszę wrazenie że doskonałość tkwi w takich "drobiazgach" - gdy zwracamy uwagę na nie, nie widzimy gromadki psów Pawłowa:-) lecz złożone i różne psychiki.

Nadal więc draże - dać szansę na uczciwość? Teraz dochodzi - dzieki marioli drugie - prywatność.

Mariola30-10-2002 08:32:06   [#05]

Marku

zastanawiasz się nad tym czy dać szansę na uczciwości własnemu dziecku?
Jeżeli pytanie jest tak postwione to ja odpowiadam TAK.
A dlaczego nie?
Dajemu taką szansę dzieciom w szkole, czasami nawet  odrobinę udając że czegoś nie widzimy, nie słyszymy i czekamy, obserwujemy czy dziecko idzie w dobrym kierunku.
A własne dziecko...?
TAK, dziecko musi mieć swoje własne (nawet drobne sprawy) o których wydaje mu się że dorosły (rodzic) nie wie i które musi sam rozwiązać (oczywiście najlepiej pod czujnym okiem niewidzialnego rodzica ;)
Wydaje mi się Marku, że nie na wszystkie uwagi nauczycieli powinieneś reagować.
Czasami warto poczekać, zobaczyć co z tych uwag wynika i to jest to o czym powiedział Ci syn :-)
Marek Pleśniar30-10-2002 10:22:56   [#06]

mam jednaowoż problem:-)

co powie to powie, a czego nie to nie:-)))
Mariola30-10-2002 10:29:46   [#07]

a Ty

możesz czasami przewmilczeć to czego nie powie...
może kiedyś będzie tak okazja i sam sie dowie, że wiedziałęś...
nie wszystko terzeba mówić i nie wszystko trzeba wiedzieć ;-)

ale dla Ciebie to też informacja o dziecku
skoro będziesz wiedział z jakimi sprawami dziecko do Ciebie przyszło a o jakiej nie wspomina :-)
SławekL30-10-2002 13:40:07   [#08]

"uprzejmie donoszę"

Czasem to tak jest. I widzę ten błysk satysfakcji w oczach koleżanki, mówiącej że mój coś tam.... no tak jak ostatnio, nie przyniósł usprawiedliwienia za nieobecność w szkole, a ten wredny ojciec zostawił go w domu, usprawiedliwił, ale nie na piśmie.

Marku, teraz doszło do ciebie widzenie w drugim wymiarze;-)))

Marek Pleśniar30-10-2002 13:41:14   [#09]

yhm

warto czasem otworzyć drugie oko:-)))
Gaba30-10-2002 17:43:13   [#10]
A ja jestem załamana - moja mądra, dobra i piękna córka jest prześladowana w mojej szkole i nie powiedziała mi o tym ani słowa.

Koniec świata.
AnnaS30-10-2002 19:35:16   [#11]

a ja myślę...

Marku, że Twój syn ma doskonały wzór w domu i też chce być w pewien sposób "dorosły" - pozwól mu (oczywiście w granicach rozsądku) - na pewno ma świadomość tego, że zdarza mu się niekiedy nabroić czy złapać gorszą ocenę, ale przecież na tym świat się nie kończy. Moim zdaniem chodzi tu o indywidualność Twojego dziecka, myślę, że jest już na tyle "dojrzały intelektualnie", że próbuje (bądź stara się) sam decydować o tym co mówić rodzicom i w jaki sposób (niekoniecznie mijający się z prawdą - raczej w sposób niewywołujący irytacji z dwóch stron).

Natomiast nauczycielom Twojego syna, jasno określiłabym swoje stanowisko i byłabym im wdzięczna, za to, że pozwoliliby, abym to ja decydowała kiedy będę zasięgać informacji o moim dziecku. Przecież także jesteś nauczycielem i doskonale wiesz co i jak.

A tak na marginesie nauczyciel uwielbia mówić, informować, itp., ect.,.... mój mąż nieraz mi powtarza, żebym "pracy nie przynosiła do domu" :-)))))

Małgoś30-10-2002 21:58:06   [#12]

Gdzies kiedyś czytałam, że w polskiej szkole  nauczyciele znacznie więcej wiedzą o uczniu niż w szkołach ang., bo bardzo się koncentrują na jego syt.rodzinnej, kłopotach osobistych itp.... stąd mają skłonność do naruszania jego prywatności. Jednocześnie...dużo mniejsza jest ich wiedza na temat umiejętności i możliwosci ucznia w zakresie wymagań programowych.

Pamiętam, jak zaraz po rozpoczęciu nauki przez moje córki dowiadywałam sie, ze np. dla jednej kolega wyrwał kwiatki ze skrzynek balkonowych w domu, a  druga skłóciła dwóch najlepszych przyjaciół. Może to i ważne wychowawczo informacje, ale ja wolałabym usłyszeć coś o wnioskowaniu, myśleniu, wypowiedzi ustnej itp., albo że powinnam zapisać dziecko np. na zajęcia z origami bo ma do tego dryg.

Marku, nikt nie lubi świadomości, że gdzieś ktoś o nas coś tam niezbyt pozytywnie mówi ...zwłaszcza jesli nie możemy w tym uczestniczyć, żeby bronić się lub wyjaśnić. Lepsza wychowawczo  juz, moim zdaniem, jest sytuacja kiedy, takie uwagi n-l wypowiada do rodzica w obecności dziecka. Bardziej dba wtedy o słowa i daje szansę dziecku na wytłumaczenie się. A tak za jego plecami? ...to prawie plotkowanie.

Marek Pleśniar30-10-2002 22:09:39   [#13]

czy mogę cytowac?

to o doskonałym moim wzorze w domu? :-))))

to jest plotkowanie - o ile dzieko to też człowiek - a są takie smiałe teorie:-)))

Majka30-10-2002 22:26:00   [#14]

Większość koleżanek i kolegów uczących mojego syna nie rozmawia ze mną na jego temat. Na przerwach jestem belfrem, nie mamą :-) Bardzo ich za to lubię :-)

Ale jest kilka osób z "nadpobudliwym aparatem mowy", które na mój widok wołały radośnie "a Grzesiek....". Ponieważ szybko chodzę, rzadko mogły mnie dogonić i...przeszło im:-)

Ja też nie wypytuję, chyba że po przejrzeniu dziennika (na wywiadówki nie chodzę, bo się nakładają) coś mnie zaniepokoi.

A o tym , co było w szkole , wiem tyle, co większość mam... czyli nie za wiele (jak było? -faaajnie... ) Jak wiem więcej, nie opowiadam, bo takiego "prześwietlania" najbardziej moi panowie się bali (starszy już skończył szkołę średnią).

AnnaS30-10-2002 23:08:51   [#15]

:-))))))

I nie tylko......Pozdrawiam.

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ]