Forum OSKKO - wątek

TEMAT: a tu inna prawda o dzieciach w naszych szkolach
strony: [ 1 ]
beera20-03-2006 20:24:22   [#01]
 Teksty zredagowali: Zuzanna, lat 16, Krzysztof, lat 16. Rysunki: Kaja Mikoszewska 20-03-2006 , ostatnia aktualizacja 20-03-2006 10:20

Skąd się bierze przekonanie, że od jednej dwói wszystko zaraz się zawali?

1-->
Tomek, 17 lat

Chodzę do maturalnej klasy w LO w Koniecpolu. Marzę, aby zostać dziennikarzem. Sytuacja finansowa mojej rodziny jest przeciętna, mama jest nauczycielem geografii, tata pracownikiem budowlanym.

Mój ojciec był dobrze zapowiadającym się piłkarzem. W wieku 18 lat dostał powołanie do młodzieżowej reprezentacji, ale z powodu kontuzji musiał przerwać karierę. Wtedy postanowił, że jego pierworodny musi zająć jego miejsce na futbolowych arenach świata. Kiedy byłem w przedszkolu, wprowadził do mojego planu dnia katorżnicze treningi. Codziennie 5 kilometrów biegu, godzina treningu z piłką. W trzeciej klasie podstawówki zaprowadził mnie na trening orlików do trzecioligowego zespołu, gdzie grałem aż do złamania nogi. Przez te lata ojciec wywierał na mnie nieustanną presję. Podczas meczów, gdy coś nie wychodziło wrzeszczał, przeklinał mnie tak, że cały stadion słyszał, pilnował, co jem, jak jem, czy nie mam nadwagi, w domu urządził siłownię i codziennie kontrolował, abym nie zaniedbywał treningu siłowego, przy czym nauka i moje prawdziwe zainteresowania kompletnie nic dla niego nie znaczyły.

Matylda, 19 lat

Chodzę do LO w małym miasteczku. Interesuję się sztuką. Mam siostrę, z którą mam bardzo dobry kontakt. Moja mama jest pielęgniarką, tato pracuje w ośrodku rehabilitacyjnym. Moja rodzina jest raczej przeciętna pod względem finansowym. Ale nie narzekam.

Od kilku lat obserwuję to, co dzieje się w polityce, więc postanowiłam sprawdzić się na Olimpiadzie Wiedzy o Unii Europejskiej. Raczej z ciekawości niż z żądzy zwycięstwa. Moje szczęście w nieszczęściu polegało na tym, że dwukrotnie otarłam się o awans do ogólnopolskiego finału. Na takich konkursach sporą część uczestników stanowią zadufani w sobie ważniacy, którzy nie uznają innej alternatywy niż zostanie w przyszłości ministrem, premierem czy w najgorszym razie attaché.

Jakież było moje zdziwienie, gdy na tegorocznej edycji dwóch mężczyzn, których uważałam za członków komisji egzaminacyjnej, okazało się uczestnikami. Zmyliły mnie garnitury, teczuszka u boku jednego z nich i ożywiona dyskusja o prawie wspólnotowym.

Najgorsze jednak było przede mną. Czekając na swoją kolej do odpowiedzi spytałam jednego z "rywali", czego słucha. Chciałam po prostu rozładować stres, ale najwyraźniej to pytanie wydało mu się idiotyczne. Popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem, stwierdzając, że jak już podeszłam, to może powiedziałabym mu coś o Europejskim Banku Centralnym, bo nic nie pamięta, a boi się, że wylosuje ten temat.

Piotrek, 17 lat

Chodzę do LO na wschodzie Polski. Interesuję się fotografią, sportem, historią. Moi rodzice są nauczycielami, więc o sytuacji materialnej napiszę: nauczycielska.

To była ta środa, w którą Matematyk oddawał sprawdziany. Przed Matematykiem drży nasza klasa. "Jak myślisz, co dostaniesz?" - pyta klasowy lizus. "Nie wiem, co mnie to obchodzi" - odburknąłem, żeby sobie szybciej poszedł. Dobrze wiedziałem, że nic ponad dwóję.

Pamiętam, że na klasówce facet pisał zadania na tablicy, kilka razy się pomylił i połowa lekcji zeszła mu na poprawianiu. Zrobiłem jedno jedyne zadanie, które podał prawidłowo. Kiedy inni zostawali na przerwie, oddałem kartkę i powiedziałem Matematykowi, że więcej niż dwói nawet nie chcę. Ludzie popatrzyli na mnie jak na debila... A ja miałem już dość tych nerwów, tego stresu, tego nie wiadomo skąd się biorącego przekonania, że się wszystko od jednej dwói zaraz zawali albo słońce zgaśnie.

Od tego czasu minął tydzień. Koleżanka, która ma większe ambicje niż możliwości, stoi otoczona wianuszkiem przyjaciółek i ryczy z kartką w ręku. Koledzy chodzą po korytarzu i odgrażają się, gdzie to faceta nie walną i czego mu nie zrobią. Najśmieszniejsze, że kiedy mówi o "wysokich poziomach", "dochodzeniu do czegoś w życiu" itd., to zawsze musi mnie upomnieć po nazwisku. Nie wie, że mam swoje pasje, mam swoje zainteresowania. A w nich mam swoje mniejsze i większe sukcesy. Że wiem już, do czego się w miarę nadaję, a do czego nie.

To już dużo. A jak będzie mi się chciało, to będę pracował, żeby osiągnąć ten cały "wyższy poziom". Na razie chce mi się spokoju. Pora zatrzymać się, odsapnąć i znaleźć metę tego wyścigu.

Grześ, 16 lat

Chodzę do pierwszej klasy LO w Warszawie. Dużo czytam, uprawiam sport, gram na gitarze. Na sytuację materialną nie narzekam, z rodzicami nie mam większych problemów.

Pobudka! Już 6.30! Szybko! Śniadanie. Mycie. Pakowanie książek, zeszytów. Do autobusu! 8.00. Nareszcie, szkoła, nie spóźniłem się. Tylko... cholera. Trzeba jeszcze szybko spisać pracę domową. Więc... szybko! Czyjś zeszyt - kolano - mój zeszyt. Dzwonek. Zdążyłem. Lekcja - można odpocząć. Przerwa. O, cholera! Praca domowa! Robię. Następna przerwa - to samo. Następna - to samo. Do końca - to samo. 15.00. Koniec lekcji. Za półtorej godziny zajęcia dodatkowe. Do autobusu! Ech... gdybym nie mieszkał na zadupiu, zaoszczędziłbym z godzinkę. Ale mieszkam. Więc... szybko! Dom. Obiad. Autobus. Zajęcia. Autobus. Dom. Godzina 20.00. Kolacja. Mmm, jestem zmęczony. Poleżę troszkę. 22.00. Na jutro sporo zadane. Ale co tam. Mam przecież przerwy. Więc do wanny i relaks. 23.00. Dzisiaj nie zdążyłem jeszcze przeczytać choćby strony książki. Ale zaraz to nadrobię. 1.00, oczy trochę się kleją, więc muzyka w uszy i spać.

Wiem, że nie zdążyłem dzisiaj spotkać się z przyjaciółmi, poćwiczyć na gitarze. Nie mam też czasu na marzenia. Ale co tam. Trzeba przecież w życiu coś osiągnąć. Żyć szybko. Prawda?

Julka, 18 lat

W tym roku czeka mnie konfrontacja z nową maturą. Mieszkam na południu Polski. Moja rodzina jest średnio zamożna. Z rodzicielami dogaduję się różnie (konflikt pokoleń trwa).

Groziła mi ocena niedostateczna z chemii. Grunt osuwa mi się spod nóg. Miałabym zrujnować cały swój misternie ułożony plan? Matura, studia politologiczne, drugi fakultet - dziennikarstwo, w międzyczasie wyjazd na zagraniczny staż, a później błyskotliwa kariera dziennikarska? Wzięłam się ostro do nauki, a mój plan zajęć był chyba bardziej napięty niż terminarz prezydenta: codziennie szkoła - 7-8 lekcji, angielski (dwa razy w tygodniu), basen (również 2 razy), kółko dziennikarskie, kurs tańca towarzyskiego, korepetycje z matmy, korki z chemii...

Schudłam kilka kilogramów. W końcu zemdlałam w szkole. Oczywiście kiedy odpowiadałam na chemii. Później pielęgniarka pytała: Do której się uczyłaś? Do trzeciej nad ranem. Kiedy jadłaś? Wczoraj wieczorem, to znaczy po południu, no... nie miałam czasu. Na następnej chemii nauczycielka z ironią w głosie przy całej klasie powiedziała, patrząc na mnie: "Jak będziecie tacy wrażliwi i nieodporni na stres, to nic w życiu nie osiągniecie". To się jeszcze okaże!
wisiak22-03-2006 18:33:33   [#02]

Asiu

widzę to u mojej córki. Jest bardzo ambitna i robi wszystko żeby zaspokoić nie tylko swoje ale chyba nasze ambicje. Kiedy mówie "Odpuść sobie" patrzy zdziwopna (może nie wierzy w moja szczerośc) Wie , że aby zmienić żywot nauczyciela na inny - trzeba zasuwać. A ja???Juz nie wiem , bo żal dziecka ale też nie cvhciała bym by klepała naszą biedę. Oj jest to temat tyleż trudny co dyskusyjny.

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ]