Forum OSKKO - wątek

TEMAT: Wątpliwości prawne - proszę o pomoc
strony: [ 1 ][ 2 ]
beera17-09-2002 22:24:17   [#51]

Zacytuję tu...

Sytuację, gdy jeden z "wychowawców" błądzi i upiera się przy błędzie (choćby i bez złej woli), a drugi ma dylemat, czy bronić "słuszności" czy "autorytetu". Nie chodzi więc o to, czy "dorosły ma przeprosić", jeśli dostrzegł, że zbłądził. Chodzi o to jak ma postąpić dorosły, gdy widzi, że inny dorosły błądzi wobec dziecka, za które on także dźwiga cząstkę odpowiedzialności.

MP napisał cos takiego, co ma dla mnie duze znaczenie.


Jest w tym zdaniu sugestia pewnnego spokoju w reakcjach. I sądzę, że takie stanowisko mi najbardziej odpowiada. Moim zdaniem warto tę cząstkę odpowiedzialności wziąć na siebie, nawet jesli łączyć by sie to mialo z byciem przeciwko innemu doroslemu. I jak sądzę Romanie- Ty jestes podobnego zdania.

Natomiast zdecydowanie protestuję przeciwko histerycznym reakcjom typu "krzywdzą moje dziecko" Niestety często reakcje obronne rodziców pojawiaja się w sytuacjach nie do konca uprawomocnionych.

Uważam , że obserwacja takiej postawy rodzica, nie prowadzi u dziecka do niczego dobrego. Sądzę takze , że taka postawa rodzica, utrzymana bez  proby obiektywizacji zachowania, spowoduje wypaczenia w charakterze dzieciaka.

Niestety my dorośli nie mamy patentu na mądrośc i czasem warto takze traktować siebie z pewnym dystansem, bez całkowitej pewności, że nasze obronne reakcje wynikają z prawidłowych przesłanek i slużą dobru dziecka.

Ewa M17-09-2002 22:24:29   [#52]

 Kurka, pomagam Ci - Pewnych rzeczy się nie robi!

To właśnie te zasady, za które  też do dzisiaj szanuję swoich nauczycieli i rodziców.

RomanG17-09-2002 22:25:28   [#53]
No dobrze, ale prawo. Co prawo na to???
RomanG17-09-2002 22:32:12   [#54]
I żebyśmy nie przesadzali z tym dopatrywaniem się wszędzie krzywdy i złych intencji w stosunku do naszego dziecka.

Czasem po prostu świat jest, jaki jest (świat nie jest taki zły :-), ludzie załatwiają swoje interesy, potrącając nas niechcący. Od dzieciństwa musimy uczyć sie sobie z tym radzić.

"Panie Ministrze Sprawiedliwości, Pan mnie obraża!
(...)nawet na rogu ulicy zainstalowano ślepca, żeby mnie, osobiście MNIE nękać"
A.Bursa
Ewa M17-09-2002 22:34:51   [#55]

Sądzę, ze zbyt daleko zaszliśmy z "prawem" i mamy to co mamy, w tej chwili.Zapomnieliśmy o pewnych zasadach, które były przestrzegane mimo ,że nie stanowiły prawa. Dużo częsciej hamowały niektóre zapędy niż dzisiejsze zapisy prawa.Co ztego , że mamy zakazy bicia dzieci, kiedy zwyrodnienie wobec nich i maltretowanie jest coraz częstsze.

Wiem zaraz ktoś mi tu odpowie,że zasady -"to takie drobnomieszczańskie."

Marek Pleśniar17-09-2002 23:00:33   [#56]

co mówi praktyka?

pewien rodzic przy swoim dziecku walczył ze "złą"  (moją) szkołą. Nie w tym rzecz czy była "zła" - lecz ze wyrobił w dziecku postawę - "moja szkoła jest zła, krzywdzi mnie - tata mi tak powiedział" Swoją drogą nie miał racji - ale to tu, powtarzam, niewazne.

Następnie udał się z dzieckiem do organu prowadzącego i tam przy nim kontynuował. Potem - nie uzyskawszy poparcia zmienił dziecku szkołe. Chodziło wiecie o co? O to, ze jego dziecko nie otrzymało nagrody ksiazkowej.

kazde tego typu zachowanie krzywdzi dziecko, bo skrzywia, wypacza jego poglądy. Naturalnym odruchem dziecka jest uznanie racji dorosłych, ale tatuś czy mamusia musi koniecznie pokazać kto tu ma rację - nawet kosztem niby bronionej pociechy. Bo tak naprawdę w takch sytuacjach nie zachodzi żadna obrona dziecka. Zachodzi obrona własnego ego, własnego zdania, własnych ambicji i wyładowanie na innych własnych frustracji.

"Jesli mnie kochasz, to mnie nie psuj". I jeszcze - dorosłe dzieci czasem mówią rodziciom - "czemuscie mnie w młodości z czymś tam nie powstrzymali?" Oni: "bo się nie dałes" dziecko: "ale jesteście rodzicami - powinniście choćby siłą"

Dzieci nie oczekują byśmy byli fajni. Oczekują byśmy byli dorośli.

hm?

i kolejne:

dorośli nie sa idealni - dokładnie jak dzieci. Ale czy z tego powodu np. rodzice mają sie kłócić (skoro juz musza) przy dziecku bo nie trzeba fałszować rzeczywistości i go oszukiwac? Mocno wątpliwe jak dla mnie.

RomanG17-09-2002 23:10:00   [#57]

Wrócę do kar

Karanie to nie jest coś, co się robi ukochanemu dziecku, lecz dla ukochanego dziecka.
Gosia T17-09-2002 23:43:23   [#58]

Sobie się też robi, Romanie,

bardziej czasem sobie, niż dziecku... No bo, jeśli karzę go w złości, to sobie robie dobrze, złość odreagowuję....ale później mi głupio.  Przeczekam aż mi emocje przejdą, zastosuję karę  na zimno, bo tak trzeba, to jakieś takie wyrachowane tresowanie...jak te szczury w labiryncie...źle się z tym, czuję... a ono nie daj boże po jakimś czasie powtarza swoje naganne zachowanie, no to zgodnie z nauką o skuteczności kar powinnam ukarać je mocniej...i te wszysko  niby dla tego ukochanego dziecka, dla jego dobra, to podejrzane mocno ;-)
Konto zapomniane18-09-2002 00:05:01   [#59]

dorosłe racje

Cieszę się, że podjęliście temat obrony racji dotyczących dziecka przez dorosłego wobec dorosłego.

Zgadzam się, że byłoby idealnie, gdyby dziecko nie musiało w tym uczestniczyć. Zabieranie dziecka "na akcję" obronną w celach "edukacyjnych" uważam za błąd. Dobrze uzasadnił to Marek. Są jednak sytuacje, w których dziecko uczestniczy w wyniku okoliczności niezależnych od interweniującego dorosłego (np. zostało wezwane "na dywanik" wraz z rodzicem). Nie sądzę by z tej przyczyny należało się powstrzymywać od obrony racji, do których jest się przekonanym. Myślę jednak, że właśnie wtedy, przez wzgląd na obecność dziecka, należy dołożyć wszelkich starań by spór ograniczyć do poziomu starannie wykładanych racji i starannie tłumionych emocji. (Wiem, że właśnie wtedy jest to najtrudniejsze.)

Jest też dylemat, czy należy mówić dziecku o swoich ocenach sytuacji, jeśli są one sprzeczne z ocenami sformułowanymi przez innych dorosłych także dźwigających część odpowiedzialności za dziecko. Byłem kilkakrotnie w takiej sytuacji i wydaje mi się, że starłem się tak formułować ocenę, by była ona oceną mojej aktualnej wiedzy o sytuacji, a nie oceną wartościującą stronę przeciwną ("jeśli zdarzyło się to i to, to zdarzyło się coś niedobrego").  Takie podejście ułatwia ewentualną zmianę oceny pod wpływem poznania nowych okoliczności i poznania racji strony przeciwnej.

gosiula18-09-2002 07:14:22   [#60]

Zastanawia mnie, dlaczego szukając argumentów na "nie' albo "tak", a dokładnie mówiąc "przeciw" tak często padają opisy, przykłady sytuacji skrajnych, przejaskrawionych typu: histeryczna obrona", pretensje o nagrode ksiażkową itp. To albo niedokładne czytanie postów, albo erystyczna manipulacja z kanonu Schopenhauera. A cel? Wypaczenie myśli cudzych...?

Powtarzam więc myśl:

Skąd ta pewność, że ONO nie powinno byc świadkiem reakcji obronnej rodzica na niesłuszny atak na własne dziecko?

beera18-09-2002 08:45:48   [#61]

??

Nie mamy pewności- rozmawiamy o tym czy i jak.

Czasem warto bez emocji porozmawiać o problemie, brak osobistego zaangażowania czyni nas bardziej otwartymi na poglądy innych.

MP napisał bardzo trafnie-moim zdaniem. Czasem wypowiadamy się ze zbyt dużym ładunkiem emocji i zaburzamy nimi sferę merytoryczną, Marek ma talent, albo nie ma emocji ;-)

Co do dylematu, o ktorym pisaleś.

Często przed nim stajemy.

I tu mam takie przemyślenia.

Przecież my- rodzice przekazujemy naszym dzieciom pewne wartości zazwyczaj o nich nie mówiąc. Uczymy ich swoim życiem. Nie do zaakceptowania jest dla mnie sytuacja gdy zaprzeczyc musiałabym swoim, znanym przeciez dziecku , zasadom, w mysl obrony innego dorosłego. Dziecko żyjąc z nami potrafi odczytać nieomylnie wydarzenia, sytuacje przez nas nieaprobowane. Nie ma sensu tu jakoś przekłamywać naszych opinii.

Niewątpliwie Gosiulka ma racje- obie strony tej dyskusji przedstawiają sytuacje skrajne- to dlatego, że na ich przykładzie najprosciej jest wyłuszczyć swój pogląd.

Jednak życie to splot róznych, dobrych i złych wydarzeń. Warto, żeby nasze dziecko czuło się bezpieczne, ale żeby jednocześnie znało wyznawane przez nas normy. Musi mieć też świadomość konsekwencji swojego postępowania.

Roman pisze to często "kara" to troche jak wychowywania "psa pawlowa"- wybacz :-) ale to chyba chodzi o te konsekwencje..

Czlowiek musi mieć uwewnętrzniony ( znam bardziej naukowe określenie- jakby kto sie pytał ;-) pewien konglomerat zasad, norm, aby mógł go stosować naprawdę.

.........

To daleko od problemu Romana- ale tak jakos fajnie się potoczyła dyskusja!!

.............

i jeszcze..na litość..Gosiulko.. jaka erystyka, jaka manipulacja i jaki Schopenhauer????

Konto zapomniane18-09-2002 09:55:25   [#62]
Gosiula pyta o pewność. To dobre pytanie.
Myśle, że pewności nie ma. Jest tylko jakieś doświadczenie i ocena szans oraz zagrożeń - czynniki, które pomagają wybrać rozwiązanie mniej ryzykowne wychowawczo. Udział dziecka w sporze, jest wychowawczo ryzykowny. Powyższe zdanie proszę odczytać jako osobiste, a nie ogólne. Chodzi o ryzyko uczestniczenia mojego dziecka w sporze, w którym ja uczestniczę. Choć wiem, że powinno być inaczej, nie ręczę, że nie puszczą mi emocje. Wiem też, że nawet tłumiąc emocje, brak porozumienia, przy determinacji spierających się stron, może doprowadzić do atmosfery tak ciężkiej, że trudnej do wytrzymania nawet dla dorosłego. A przecież mówimy o sporze osób  w domyśle posiadających czastkę władzy i cząstkę odpowiedzialności. Jeśli spór nie zostanie rozstrzygniety kompromisem, dziecko (próbujące, szukające własnych ścieżek) może go wykorzystać do własnych celów, do prób wymknięcia się jednej ze skonfliktowanych władz - nie koniecznie tej, która trzymała jego stronę, raczej tej, która doraźnie bardziej mu doskwiera. To tylko jeden z potencjalnych skutów - nie twierdzę, że najważniejszy.
Natomiast trudno nie przyznać racji Gosiuli, że izolowanie dziecka od sytuacji, w których rozwiązuje się spory jest także ryzykowne wychowawczo. Po prostu dziecko tego też powinno się nauczyć. Dylemat polega na tym, jak duża jest szansa, że rzeczywiście nauczy sie tego, czego chcemy. Jeśli szansa jest duża - są duże szanse zakończenia sporu kompromisem lub dotychczasowe doświadczenia spierających się osób podpowiadają, że nawet w przypadku braku kompromisu i pozostania przy wyjściowych zdaniach, spór nie przeniesie się z płaszczyzny merytorycznej na emocjonalną - to udział dziecka w rozwikływaniu sporu może być korzystny wychowawczo.
Marek Pleśniar18-09-2002 10:09:57   [#63]

byłoby idealnie

gdyby było tak:-) - jak pisze Marek

Najczęściej jednak grają emocje. Wiemy to bo setki takich rozmów się toczyło w gabinecie dyrektorskim. Natomiast gdyby dać dziecku zaobserwować jak umiejętnie dyskutujący dorośli rozwiązują problem - to by była lekcja.
Kiedyś gdy miałem to szczęście - udało się tak z komś pogadać, ładnie wybrnąć ze sporu. Syn (10 lat - słuchał tego) przyszedł i wyraził uznanie - że umiem tak. Byłem hmm... dość dumny:-))))) Jego pochwała była czymś ważnym.

Najczęściej jednak - a zwłaszcza nasi rodacy - nie umiemy dyskutować. Nawet tu grały nasze emocje - a przecież towarzystwo tu niepoślednie:-))))) (stąd moja satysfakcja, że mam okazję z Wami pogadać:-)

A wracając od przechwałek do sprawy - skoro wiem że grają emocje i widzę że tak zapewne będzie - i ponieważ coś (intuicja, wychowanie) mówi mi że pewne sprawy załatwia się bez pociech, zawsze w rozmowie tyczącej kwestii spornej i grożącej awanturą proszę by dzieci opuściły towarzystwo. I przeważnie znajduję zrozumienie. Ufajmy intuicji dorosłego, rodzica, wychowawcy.

beera18-09-2002 12:32:45   [#64]

niebezpieczne jest działanie " wyjdź ja to sam załatwię"

i niebezpieczne rozwiązywanie problemu przy dziecku.

Jednak oba te rozwiązania czasem stosujemy.

Może zamiast zastanawiać się , ktore jest lepsze warto uznać, że oba są do przyjecia w zależności od sytuacj?

 

Jestem właśnie po wizycie rodziców jednej z uczennic.

Okazało się, że została odrzucona przez grupę rówiesników. Matka przejęła na siebie strach córki, jej emocje i rozpoczęła własne działania. I zrobiła krzywdę dzieciakowi- doprowadziła do eskalacji zachowań. stała się swego rodzaju katalizatorem.

 

Czasem trzeba dziecku pozwolić przeżyć własne kłopoty- nawet wtedy gdy wydaje nam się, ze one są niezasłużone.

Roman napisał , cos, co mi się spodobalo:

Czasem po prostu świat jest, jaki jest (świat nie jest taki zły :-), ludzie załatwiają swoje interesy, potrącając nas niechcący. Od dzieciństwa musimy uczyć sie sobie z tym radzić.

Często rodzice mają problemy z przeżywaniem własnego życia, lepiej więc żeby nie próbowali przeżyć  życia za dziecko.

Marek Pleśniar18-09-2002 12:39:16   [#65]

yhm

zgadza się
gosiula18-09-2002 14:30:21   [#66]

MP - fajnie to ująłes. przekonałes mnie, że jeśli nie jesteśmy pewni swojego opanowania lub zrównoważenia drugiej strony, to lepiej nie ryzykować burdy na oczach dziecka. A jesli chcemy go nauczyć jak rozwiązywać konflikty w duchu kooperacji - to lepiej sie do tego troszke przygotować.

...gdy widzę dwie ostro sie kłócące osoby, to nie dostrzegam zadnej racji, ale smieszność lub obustronny brak...kultury

RomanG18-09-2002 17:17:28   [#67]

Victoria!

No to mamy prawie consensus.


P.S. Artur Schopenhauer "Erystyka czyli sztuka prowadzenia sporów"
beera18-09-2002 20:05:50   [#68]

Matko!!!

Roman- moje pytanie dotyczące tego co niżej nie dotyczylo warstwy merytorycznej znaczenia słów erystyka, manipulacja i Schopenhauer, a raczej warstwy pozasłownej ;-))

MATKO!

Tak jeszcze się nie usmialam:-)))

RomanG18-09-2002 20:23:32   [#69]

Asiu,

ja też i oczywiście tak to zrozumiałem ;-)

Ale może byc do śmichu, co?
beera18-09-2002 20:57:13   [#70]

ufff

Bo się zlękłam, że uważasz mnie za hm...

;-)))

RomanG18-09-2002 20:59:31   [#71]
Niepełnosprytną?

Nie, czytałem Twoje posty.
RomanG19-09-2002 04:35:25   [#72]
Proszę bardzo

Przede wszystkim obowiązek szkolny (oczywiście - na rodzica, ale dla dziecka też chyba coś z tego wynika, prawda?). Oznacza on nie tylko konieczność chodzenia do szkoły, ale też i konieczność poddania się działaniom wychowawczym nauczyciela, a więc nauczycielskiej władzy. Uprawnienia w tym zakresie nauczyciel ma szerokie (Karta), a więc i zakres wolności ucznia drastycznie się zawęża :-)

Ustawa mówi  też o ramowym statucie placówki, gdzie mają byc ujęte prawa i obowiązki ucznia.

Gwoli ścisłości: może nie "nakłada na dziecko określone obowiązki", ale raczej "Ustawa skutkuje dla dziecka określonymi obowiązkami". Lepiej?
Marek Pleśniar19-09-2002 08:09:40   [#73]

:-)

asia jest pełno a nawet półtorasprytna:-))))

natomiast z tymi obowiazkami to jest tak, ze ma je dziecko ale nie w pełni odpowiada za wypełnianie - bo to raczej prawni opiekunowie. Oni też mają najpowazniejsze obowiazki - bo muszą dopilnować zarówno spełniania swoich przez pociechę jak i własnych rodzicielskich wobec tejże. Większość obowiązków i ograniczeń dla ucznia wprost mozna spotkać nie w aktach prawnych lecz opartych na nich regulaminach - np statucie szkoły i regulaminie ucznia.

stąd zresztą obrona prawa dorosłego, rodzica, wychowawcy do władzy nad dzieckiem i mozliwości kierowania nim. Skoro nie jest dziecko w pełni władne o sobie stanowić to po co gadać, ze jest:-)

nie jest, więc miło by było żeby wszyscy o tym wiedzieli - w szkole, na ulicy, w domu. Władza to nie przyjemność zresztą lecz obowiązek, stąd nie ma tu sensów jakichś negatywnych, tak jak np nie ma ich władza pracodawcy - bo tak naprawdę rządzący jest powołany do rzadzenia by słuzyć rządzonym. Po to cały system rodziny, państwa (tylko rządzący wszelkich szczebli o tym jakoś łatwo zapominają:-)

RomanG19-09-2002 13:53:19   [#74]
Wasze uwagi uznaję za słuszne, skłoniły mnie do innego sformułowania pewnych rzeczy.
Ale czy zmienia to meritum?

Rodzic jest wychowawcą. Ma taki obowiązek, jest to również jego prawo, bo umożliwia kierowanie dzieckiem.
Nauczyciel jest również wychowawcą. Powiedziane jest wprost, że ma prawo do stosowania metod wychowanie, jakie uzna za stosowne (art.12.2 Karty).

Nie ma żadnego powodu przypuszczać, że intencją ustawodawcy było rozróżnienie treści podkładanych pod pojęcie wychowawcy w zależności od tego, czy odnosić je do rodzica, czy do nauczyciela.

Jedyne, co tak naprawdę różni władzę rodzicielską od nauczycielskiej jest mozliwość stosowania kar cielesnych, bo w Ustawie jest to wyraźnie zabronione.

A więc wracając do praktyki:
Rodzic ma prawo przeszukać dziecku jego rzeczy, gdy chce zabrać alkohol, narkotyki, papierosy, kradzione rzeczy? Jak najbardziej. Jest to działanie wychowawcze, dla jak najlepiej pojętego interesu dziecka i interesu społecznego.

Czy w Ustawie jest zakaz stosowania takich metod przez nauczyciela? Nie.
Ergo......

Co należało dowieść.
gosiula20-09-2002 19:23:56   [#75]
Romanie, nie wydaje mi się, że przeszukiwanie rzeczy osobistych było metodą wychowawczą - więc dlaczego jakikolwiek wychowawca nauczyciel  miałby mieć do tego prawo?
RomanG20-09-2002 21:01:42   [#76]

Dobrze, powiem, dlaczego tak o to walczę

Pilotowałem kiedyś wycieczkę polsko-niemiecką; w liceum mojej żony była wymiana. Przygotowaliśmy im czterodniową wycieczkę szlakiem Kopernika, bo ich gimnazjum nosiło imię Kopernika. Program był ułożony atrakcyjnie.

Mieli w sypialniach być rozdzieleni pół na pół, tzn. mieszani narodowościowo - ale nie płciowo :-)
Pech chciał, że jeden dzień był chłodny o dżdżysty. Trochę zmarzli.
Wieczorem patrzę, a niemieccy opiekunowie wyjmują z autokaru skrzynkę piwa i kilka butelek wina.
-Młodzież zmarzła, muszą się rozgrzać. Myśmy tyle pracy włożyli, żeby oni w ogóle chcieli do Polski przyjechać, że teraz muszą wyjechać zadowoleni.

Na takie dictum zarządziłem spanie osobno.
-Skoro wy macie inne przepisy (potem się dowiedziałem, że guzik prawda), to my swoich uczniów będziemy pilnować po naszemu.
I zrobiłem bardzo dobrze, bo podobno oni nawet nie mają prawa po ogłoszeniu ciszy nocnej wejść do pokoju wychowanków.
Co oni mi wkładali do głowy! że lepsze jest picie kontrolowane niż ukrywane i tym podobne bzdury.

Dzień wcześniej, pierwszego wieczoru wycieczki wchodzę o 22.00 do pokoi. W jednym impreza trwa w najlepsze! Za stołem cztery 16-letnie dziewczyny, na stole butelka wódki 0,75, wódki zostało na trzy palce.
-Jak pan nam to może zabrać, przecież myśmy to za własne pieniądze kupiły?

Na drugi dzień, gdy tylko wracali do autokaru, otwierali plecaki i pokazywali mi, co mają w środku.
I zanim na mnie, obrońcy praw dziecka, naskoczycie, zastanówcie się. Gdyby to była wasza córka, powinniście mnie po rękach całować, bo być może uratowałem jej życie.

We wrześniu 2000 roku na Opolszczyźnie zdarzył się śmiertelny wypadek. Świeżo upieczeni licealiści wyjechali na tzw. wycieczkę integracyjną. Połączono 3 czy 4 klasy pierwsze. Któregoś dnia zrobiono krótki wypad do Czech, a potem dyskotekę. Kilka minut po 22.00, kiedy dyskoteka trwała właśnie w najlepsze, rozległ się krzyk. Na parkingu leży ciało jednej z dziewcząt, druga krzyczy w niebogłosy z okna drugiego piętra.
Policja sprawdziła potem alkomatem; pijana była większość. Ta "upadła" chciała tylko przejść po gzymsie do pokoju chłopców. A że była pijana...

Redaktorzy Trybuny Opolskiej na nastepny dzień spotykali się z odzywkami typu: sp... stąd, czego tu szukacie?
A młody nauczyciel krzyknął na redaktora: dajcie spokój tej młodzieży. Oni właśnie stracili swoją koleżankę i są w szoku.

Po wypadku ukazał się wywiad z naszym wizytatorem ds. przestrzegania praw ucznia, który ani słowem sie nie zająknął o uczniowskich obowiązkach. Mówił tylko o tym, czego nauczycielowi nie wolno. Enigmatycznie napomknął o potrzebie utrzymywania autorytetu.
Na pytanie pani redaktor
-Jak ma utrzymać ten autorytet człowiek fatalnie opłacany, uznawany za nieudacznika, który nie miał dostatecznej wiedzy i siły przebicia, aby utrzymać się w innym zawodzie (cytuję z pamięci)?
rzekł:
-Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.

Potem nastąpił boom na kursy kierowników wycieczek (płatne), gdzie nauczyciele dowiadywali się, że na wycieczkę trzeba zabrać szczoteczkę do zębów i piżamę.
Byli też oczywiście straszeni. Nie można niby nie zabrać niegrzecznego ucznia na wycieczkę, nie można tak, nie można tak...
-Nigdy więcej wycieczek - wzdychali nauczyciele po wyjściu z sali.

Czy o to chodzi? Dlatego zacząłem analizować przepisy i znalazłem: to wszystko bujda na resorach.

A przeszukanie, Gosiu, nie jest metodą wychowawczą. Jest to zapobieganie potencjalnemu niebezpieczeństwu.

Jeśli widzę w oczach młodego człowieka podejrzane błyski, myślę sobie: mam wystarczająco władzy i pewności siebie, aby uniemożliwić ci wszystko, co tam sobie knujesz.
A wszyscy rodzice powinni mi za taką postawę gorąco dziękować. Płacą podatki, są klientami szkoły, ja jestem usługodawcą i dostaną dokładnie to, za co płacą.
gosiula20-09-2002 22:57:39   [#77]

Moi goscie z Niemiec (w ramach wymiany) byli oburzeni bo nie wyraziłam zgody na palenie papierosów (nawet pełnoletnim) nawet na ognisku, tłumacząc, że jeśłi dorosły człowiek ma przykre nawyki, to niech je uprawia z dala od niepełnoletnich (w norce i ze wstydem). Przełknęli. Alkohol sami wyciągają z toreb, schowków itp.  - jeśli jest podejrzenie uzycia typu oczy lsniące, mowa niegładka a oddech mocno miętowo-gorzelniczy. Zapowiadam wizyte policji lub ściąganie w nocy rodziców. Poza tym wykańczające rozmowy, przemowy i rzetelne pilnowanie do b. późnej nocy (wczesnego ranka). Wolą po dobroci oddać - na ich oczach wylewamy do zlewu. A po powrocie zwołujemy RP i uruchamiamy konsekwencje (kary) statutowe. Ekscesów z roku na rok coraz mniej. Ale zawsze reagujemy z wielkim szumem i powagą.

Ale (i tu pewnie oberwę) od lat alkohol na studniówce jest obecny oficjalnie - wierzcie mi lub nie, skończyły sie wszelkie problemy, nikt sie nie chowa po kątach, nikt nie bełkoce, naprawde się starają wypaść godnie i dorośle. Lubie studniówki bo jest elegancko, kulturalnie i przyjaźnie i mam wrażenie, że oni wtedy wyraźnie przechodzą na stronę dorosłości.

Grzegorz22-09-2002 16:16:04   [#78]

Lepiej późno niż wcale :-)

Sory, przegapiłem ten wątek, a jest bardzo ciekawy. Niestety nie zawsze mam czas na śledzenie tego niezwykłego forum :-) Czasem też coś przegapię...

Wiele cennych uwag, spostrzeżeń. Pominę tu dyskusje pozawątkowe (z wieloma poglądami sie zgadzam) skupię się jedynie na problemach poruszanych przez Romana, dotyczących najkrócej ujmując znalezieniu jakiegoś kruczka prawnego, który byłby batem na niepokornych i agresywnych uczniów i ich rodziców.
Wybacz Romanie że tak to określiłem, ale piszę tak jak to odebrałem. Twoje pismo do kuratora też kojarzy mi się raczej z jakimś gestem rozpaczy niż racjonalną próbą rozwiązania problemów.

Z góry wyraźnie zaznaczam, że dobrze rozumiem twoje działania i ich nie neguję. Są one w pełni uzasadnione wobec twoich doświadczeń i  obecnej sytuacji w naszych szkołach. Jednak wydaje mi się, że nie tędy droga.

To fakt - prawa ucznia są bardzo rozdmuchane i paraliżują często jakiekolwiek interwencje wychowawcze. Ale tych praw nikt sobie ot tak nie wymyślił. Gdzieś wcześniej powstały przesłanki do ich uchwalenia. Zwłaszcza w naszym kraju, gdzie przez 50 lat PRLu nauczyciel mógł zrobić z uczniem wszystko. Doświadczyła tego chociażby moja żona, która w szkole średniej została przez pewną nauczycielkę poniżona i doprowadzona do skrajnego załamania psychicznego. Nie chcę tu opowiadać szczegółów, skończyło się na rocznej przerwie w nauce i zmianie szkoły i miasta. Do dziś ma gdzieś zakorzenioną niechęć do nauczycieli i zawsze będzie bronić strony swojego dziecka. I nie pomagają wielokrotne długie rozmowy, w których próbuję jej tłumaczyć, że nie wszyscy są tacy sami.
A może takich rodziców ze wspomnieniami z tamtych lat jest więcej i może jest to też jeden z powodów, że nie mają zaufania do nauczycieli?

Na zadane przez ciebie na samym początku tego wątku pytania nie znam odpowiedzi. Mogę co najwyżej błądzić w swoich przypuszczeniach, ale nie o to przezcież tobie chodzi.

Wyobraźmy sobie jednak, że masz rację. Tak więc mógłbyś bez żadnych skrupułów przeszukiwać plecaki, wyrzucać łobuzów z klasy, i wogóle władać w szkole uprawnieniami wzorowanymi na rodzicielskich. A raczej moze nie ty, bo wierzę że potrafiłbyś z tego prawa korzystać tylko w wyjątkowo uzasadnionych sytuacjach. Ale iluż byłoby nauczycieli, którzy z dziką satysfakcją nadużywaliby tego przywileju. Bo ktoś zalazł im za skórę. No i jak tu doprecyzować, co jest działaniem "pararodzicielskim" a co nie? Powiedzmy: wyrzucanie z klasy - tak, a zaklejanie ust taśmą malarską? Przecież krzywda się żadna nie dzieje.

Czy naprawdę uważasz że w ten sposób rozwiązałbyś w szkole jakiś problem? Co z autorytetem? Moim zdaniem doszloby do jeszcze większej eskalacji sytuacji konfliktowych. Zaczełyby się różne prowokacje (np. zaczną udawać że mają alkohol)  Przecież młodzież jest dziś bardzo pomysłowa. Do tego pomyśl o rodzicach którzy stanęliby murem za swoimi latoroślami. Nie roztrzygam: słusznie czy nie.

-------------------------------

Twoje pismo do kuratorium.

"Panie Kuratorze! Wnioskuję o skuteczne wyegzekwowanie od organów prowadzących szkoły, aby wspierały nauczycieli w ich działaniach wychowawczych, o stanowcze pismo chociażby, przypominające urzędnikom gminnym i powiatowym o aktach prawnych, które normują w tym względzie pracę nauczyciela i dają mu prawo do ingerencji. "

W jaki sposób kurator może wyegzekwować? No właśnie, jakie to akty prawne dają prawo do ingerencji? Czy to te które przedstawiłeś na początku? wraz z własną interpretacją?

Jeszcze jeden fragment:
"Drugim wielkim zagrożeniem dla dyscypliny w naszych szkołach jest to, że obecnie dyrektorami i nauczycielami – wbrew obowiązującemu prawu – rządzą rodzice, którym szkoła chce się przypodobać."

Wbrew jakiemu prawu rządzą w szkole rodzice, Romanie? Sam chciałbym porządzić. :-)) Ja raczej zauważam coś odwrotnego, na co dyskretnie ze zrozumieniem przymykam oko ;-)

Wiem, że wszelkie twoje działania zmierzają do tego byś mógł w sposób odpowiedzialny być nie tylko dobrym nauczycielem ale i skutecznym wychowawcą. Ale klucz tkwi gdzie indziej. Problem jest bardzo trudny i złożony...
gosiula22-09-2002 19:30:27   [#79]

Złudna jest wiara, że jakies siły (np. KO, ministerstwo, władze samorządowe itp.) radykalnym posunięciem zlikwidują kryzys w funkcji wychowawczej szkoły (albo szerzej - w ogólnie niepokojącej atmosferze bezradności wychowawczej rodziny, szkoły i innych instytucji, które jakiś czas temu niźle sobie z tym radziły).

Nie można "naginać" i tak pogiętego prawa do celów sobie wygodnych. To łatwo daje sie zdemaskowac, a w efekcie jeszcze bardziej osłabia nasz autorytet wśród młodych.

Grzegorz napisał cos bardzo smutnego, ale niestety to prawda: A może takich rodziców ze wspomnieniami z tamtych lat jest więcej i może jest to też jeden z powodów, że nie mają zaufania do nauczycieli? Ich dzieci, też tracą zaufanie do nas np. jeśli zbyt swobodnie manipulujemy artykułami i paragrafami

RomanG22-09-2002 19:45:30   [#80]
Bardzo cenne uwagi Grzegorza; niestety nie mam teraz wiele czasu. Przmyślę i się byc może ustosunkuję.

Piszę jednak na gorąco, bo oskarżenia, jaki wysuwa Gosia wymagałyby jakiegoś udowodnienia.
"Nie można "naginać" i tak pogiętego prawa do celów sobie wygodnych."
"jeśli zbyt swobodnie manipulujemy artykułami i paragrafami"

Na razie, Gosiu nie przedstawiłaś żadnego prawnego argumentu, że moja interpretacja przepisów jest niewłaściwa.
No i nie mogę uwierzyć, że doświadczony pedagog i dyrektor szkoły doszukuje się w tym, co napisałem na siłę jakichś złych intencji.
Czy Ty naprawdę nie widzisz, że walczę o godność zawodu nauczyciela nie dla samej walki? Celem tak naprawdę jest nie co innego jak dobro dziecka właśnie.

Niedawno przechodziłem przez plac zabaw. Na huśtawce huśtała się może pięcioletnia dziewczynka. Wstawała, robiła różne akrobacje...
Jej babcia stała niedaleko, ale cała jej postawa wskazywała na to, że boi się podejść i złapać dziecko, mimo że potrzyła na to wszystko z najwyższym niepokojem.
Wreszcie cicho mówi:
-Uważaj, bo spadniesz...
-Zamknij się - krzyknęło dziecko.

I czyja to jest wina? Możemy łatwo powiedzieć: rodziców. Nie nauczyli dziecka szacunku dla babci. Ale czy babcia musi sobie na takie zachowanie pozwolić???

Czy my, nauczyciele, mamy być taką bezsilną babcią na huśtawkach?
RomanG22-09-2002 20:07:25   [#81]
POWSZECHNA DEKLARACJA PRAW CZŁOWIEKA

Artykuł 17
(1) Każdy człowiek, zarówno sam jak i wespół z innymi, ma prawo do posiadania własności.
(2) Nie wolno nikogo samowolnie pozbawiać jego własności.

A więc, Gosiu, zabierzesz na szkolnej dyskotece uczniowi niebezpieczne narzędzie, np. scyzoryk? A może nie masz do tego prawa i musisz wezwać policję oraz wyprowadzic resztę uczniów w bezpieczne miejsce, aby nie narazić ich na niebezpieczeństwo?

Gdybyś jednak zabrała, a ojciec okazałby się wziętym prawnikiem, weź mnie na obrońcę; potrafiłbym doprowadzić do Twojego uniewinnienia.
gosiula22-09-2002 20:09:38   [#82]

Romanie, nie mam wątpliwości, że Twoje intencje są dobre, wartościowe i rzeczywiście pragniesz odnaleźć sposób na efektywność wychowawczą szkoły... nie wiem skąd przypuszczenia, że uważam inaczej

Natomiast swoje wątpliwości co do Twoich interpretacji prawa dot. kompetencji wychowawczych szkoły przedstawiałam wielokrotnie wcześniej. To, że Cię one nie przekonują, nie oznacza, że są bezpodstawne.

Przykład: polecasz oprzeć się na art. 72 KONSTYTUCJI RP

  1. Rzeczpospolita Polska zapewnia ochronę praw dziecka. Każdy ma prawo żądać od organów władzy publicznej ochrony dziecka przed przemocą, okrucieństwem, wyzyskiem i demoralizacją.
  2. Dziecko pozbawione opieki rodzicielskiej ma prawo do opieki i pomocy władz publicznych.
  3. W toku ustalania praw dziecka organy władzy publicznej oraz osoby odpowiedzialne za dziecko są obowiązane do wysłuchania i w miarę możliwości uwzględnienia zdania dziecka.

w dyskusji nad ewentualnym organizowaniem wydzielonej palarni papierosów w szkole, w której wielu uczniów to pełnoletni obywatele RP.

W/g mnie ten przepis nie może byc wykorzystany jako argument przeciw palarni - a gdybym sie upierała, to stracę wiarygodność wśród uczniów (a więc zaufanie)

gosiula22-09-2002 20:12:38   [#83]

W syt. ze scyzorykiem:

jeśli uczeń nie odda dobrowolnie, wezwę policję i jednocześnie rodziców. Na pewno nie będę się szamotać z uczniem. Na pewno nie grożą mi żadne konsekwencje prawne po takim zachowaniu.

RomanG22-09-2002 20:15:26   [#84]
Jeśli dam dziecko do Twojej szkoły, a Ty wyrazisz zgodę na oficjalną palarnię, natychmiast piszę skargę - na podst. art. 72 ust. 1 Konstytucji właśnie - że demoralizujesz mi dziecko. Ty, odpowiedzialna za jego wychowanie.
Skoro ten argument do Ciebie nie trafia i skoro wcześniejsze Twoje niepoparte żadnym przepisem prawnym sądy i opinie uważasz za spełniające warunki rzeczowej polemiki, to życzę wszystkiego najlepszego  ;-)
RomanG22-09-2002 20:18:09   [#85]
A ja nie wezwę policji, bo mam pewność, że uczeń wie, iż jeśli mi nie odda narzędzia, potrafię mu tak uprzykrzyć w szkole życie, że odechce mu się do niej chodzić.
Ale, zaznaczam, korzystam z tej władzy tylko w sytuacjach koniecznych. Wie on również, że jeśli stosuje się do moich poleceń, to konie razem kraść będziemy :-)))
gosiula22-09-2002 20:29:35   [#86]

Wybacz Romanie, ale Twój ostatni post zdradza cos dla mnie nie do przyjęcia. Ja o prawo walczę wręcz, świadomie i uczciwie. Nie spojrzałabym spokojnie w lustro, gdybym posunęła się do uprzykrzania zależnemu ode mnie uczniowi życia, za to, że nie uległ moim argumentom. A koni nie kradnę ani z uległymi, ani z krnąbrnymi uczniami.

Twoje dziecko nie miałoby prawa wejść do palarni z racji swojego wieku, a gdyby było dorosłe - to Twoje skargi, jako rodzica  byłyby bezzasadne.

Funkcjonowanie w szkole miejsc wydzielonych na palenie nie jest demoralizacją, ale możliwością usankcjonowaną prawem:

Ustawa z dnia 9 listopada 1995 r. o ochronie zdrowia przed następstwami używania tytoniu i wyrobów tytoniowych: Dz.U. z 1996 r. Nr 10 poz.55 (Zmiana Dz.U. z 1999 r. Nr 96, poz. 1107)

Art.5

    Zabrania się palenia wyrobów tytoniowych poza pomieszczeniami wyodrębnionymi i odpowiednio przystosowanymi:

    (...)

    2)

    w szkołach i placówkach oświatowo-wychowawczych,

    1 a. Za wprowadzenie zakazu palenia tytoniu w miejscach, o których mowa w ust. 1 odpowiedz

    ialny jest właściciel lub użytkownik obiektu.

    Art. 13

    1. Kto:

      (...)

    2) pali wyroby tytoniowe w miejscach objętych zakazami określonymi w art. 5

    3) dopuszcza na podległym mu terenie do palenia tytoniu wbrew zakazom określonym w art. 5

    podlega karze grzywny

    . W przypadkach określonych w ust. 1 orzekanie następuje w trybie przepisów o postępowaniu w sprawach o wykroczenia.

     PS. Ja własnie opieram sie o prawo, natomiast Ty o ..własne nadinterpretacje.
    RomanG23-09-2002 20:36:27   [#87]
    No i wyszedłem na koniokrada ;-)))

    UWAGA!
    Nie jesteś zalogowany!
    Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
    Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
    Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
    Logowanie i/lub zakładanie konta.

    strony: [ 1 ][ 2 ]