... lata schodziłam z drogi, nic nie mówiłam, po pół roku zaczęłam robić notatki służbowe, a nie wytrzymałam dopiero w roku 2004, gdy uderzył dwoje dzieci, a do tego urzędnik ministerialny kazał mi go wspierać, pouczył mnie, bo taka jest rola dyrektora. Dla mnie ten człowiek, sam siebie zwolnił z pracy. Kogo wspierać? Miałam dość ruletki przez 4 lata - przyjdzie do pracy lub nie przyjdzie, douczy dzień, albo zadzwoni, że własnie wyszedł, miałam dość załatwianych rachunków` przy socjalnym, dość przerzucania pracy na innych, bo pan na pewno czegoś nie zrobił. Miałam dość kryteriów nauczania z przedmiotu X, napisanych przez kol. do przedmiotu Y. Miałam dość odręcznych pism jako odpowiedź na ocenę pracy w stylu - nieprawda, umiem pisać na kompuetrze. Wyrzucał nawet uczniów, którzy chcieli przygotowywać się do olimpiady. Nic nie mówiliśmy, gdy kazał wyrywać uczniom kartki z zeszytu po zastępstwie nt. mitów, mity zrobione były wg koncepcji Barthesa. Prawie nie chodził na rady pedagogiczne. W tym czasie reszta przedmiotowców zrobiła podwójne uprawniania, podyplomowała się i przy redukcji, w świetle prawa otrzymał art. 23, a potem 20. Jego nawet ZNP nie chciało przyjąć do siebie, gdy został nauczycielem, tak zgnoił związkowców. |