Forum OSKKO - wątek

TEMAT: pytanie matki do przedszkolanek
strony: [ 1 ]
Grażyna13-09-2005 19:47:28   [#01]
Podpowiedzcie co robić? Mój syn w październiku kończy 3 lata, posłałam go do przedszkola ( w zeszłym tygdniu nie chodził bo był chory), okropnie płacze. Odbieramy go po obiedzie. Mamy się poddać czy jeszcze poczekać? Serce mi pęka i żal mi wychowawczyń (i praktykantki :))
szkojab13-09-2005 20:07:40   [#02]
Nie poddawaj się. Z praktyki dyrektorskiej wiem, że za parę dni płacz minie. jesli teraz poddasz się, syn będzie to wykorzystywał w przyszłości.
bogda413-09-2005 20:14:35   [#03]
 Szkoda trochę bidusia, że na samym początku się pochorował.Ja bym trochę przetrzymała  trudny okres ale nie widzę tego optymistycznie.Szkoda dzieciaka. Może jak będzie mial 4 latka spróbujecie ponownie? Bo też jest tak, że nie które dzieci za nic nie chcą i się bronią.
Grażyna13-09-2005 20:34:00   [#04]
jak go odprowadzam wchodzę z nim do sali, trzyma mnie za rękę, nie chce bawić się z dziecmi, koniecznie chce mi odebrac kluczyki od samochodu (wie, że bez nich nie wyjdę:)), jak się czymś zajmie, to dosłownie uciekam, ale już na korytarzu słyszę jego płacz. Potem (w domu) robi mi wyrzuty, że go zostawiłam w przedszkolu, że on tęskniła za swoimi rodzicami, a z plecaka wyciąga garść zurzytych chusteczek higienicznych mówiąc "patrz ile płakałem"
Benigna13-09-2005 20:37:17   [#05]
Myślę, że powinnaś dowiedzieć się, jak synek zachowuje się w ciągu dnia. Być może płacze przy pożegnaniu i jakiś czas jeszcze, a później bawi się, nawiązuje kontakt z paniami, dziećmi. Jest wystarczająco samodzielny. Poczekaj więc kilka dni, daj mu czas na adaptację. Jeśli jednak płacze nieustannie, zrezygnuj. Jako czterolatek może sobie poradzić lepiej. Może po prostu musi jeszcze pobyć z mamą.
bogda413-09-2005 20:40:03   [#06]
 Smutne to co napisałaś.Malutki bardzo przeżywa.Ale mądrutkie dziecko, dużo rozumie może z czasem trochę się wyciszy.Powodzenia, chociaż wiem że to niełatwe. Moja zanosiła sie płaczem, zalewała łzami...robiliśmy przerwy w chodzeniu do p-la a potem na nowo przyzwyczajanie.Trudne to było.
Adaa13-09-2005 20:48:08   [#07]

jedną z moich córek poslalam do przedszkola w wieku 4 lat (babcia nie wytrzymywala juz)...nie plakala ani nic, ale miala sklonnosci do ucieczek...kiedy tylko wyczaiła okazje zwiewala, przedszkolanki zasugerowaly abym zabrala ją -dla dobra wszystkich...no i zabralam, bo zal mi było przedszkolanek:-)

druga, prawie czterolatka nie plakała..poslusznie szla do przedszkola,siadala grzecznie przy stoliku...i tak siedziala caly czas nie dając sie ruszyć.Po tygodniu przedszkolanki zaproponowały mi abym bidule zabrala...zabrałam...tym razem przedszkolankom było zal dziecka:-)

teraz gdy jedna ma 18, a druga 10 lat czasmi gadamy o tym...

i ciekawych rzeczy się dowiedzialam...starsza zwiewala bo Pani rosły rogi (pani miala krotką fryzurke i dwa zadziory na czole);-)

mlodsza siedziala przy stoliku..bo tam byla ceratka w kratkę...a w domu byl zwyczaj,ze jak biegla do kolezanki pytajac za ile ma wrócić...dla zabawy wymyslilysmy "zegar"..kratki na obrusie, gdziekolwiek, cztery kratki i miala wracac...znaczy, kiedy wrocila pierwszy raz zapytala, czy to za "cztery kratki"?..no to ja,ze tak...tym sposobem kratka stala sie wyznacznikiem czasu..wiec siedziala przy tym stoliku z ceratką w kratke jak przy zegarze :-)

obie doskonale to pamietają...co dla mnie jest zdumiewajace

więc proponuje Grazynce sprawdzic czy pani przedszkolance nie rosną rogi...:-))

Ajcila13-09-2005 20:51:08   [#08]

Grażyna myślę, ze powinnaś jeszcze troszkę poczekać i tak jak radzi Benia porozmawiać z nauczycielką, bo często jest tak, że w chwili rozstania dziecko płacze a po chwili się uspakaja.

Z doświadczenia wiem, że dziecko zabrane potem jeszcze trudniej się adaptuje.

Wiem, że to bardzo trudne i widzę rok rocznie jak ciężko to przeżywają rodzice a dzieci one naprawdę muszą przejść ten trudny okres a potem to już jest super i tak będzie na pewno z Twoją pociechą. Może daj synkowi jakąś ulubioną zabawkę z domu, troszkę cukiereczków żeby mógł poczęstować kolegów a tym samym być ważnym. A najważniejsze mów mu, że musisz iść do pracy a zaraz po niej szybciutko po niego przyjdziesz.

jaszczurzyca13-09-2005 21:06:49   [#09]

hmmmmmmmmmmmmm

Daję Tobie 2 rady z własnej praktyki -

1. odczekasz 1 rok (dziecko dojrzeje i łatwiej zniesie rozłąkę (50% szans).

2. Przyprowadzasz do przedszkola, dajesz szybkie buzi i wychodzisz. Malec płacze "góra" do śniadanka, potem rozkręca się i zaczyna zabawę, płacz wznawia się podczas leżakowania (no bo jak tu się kłaść spać bez mamy - dla malca leżakowanie to jakby pora nadejścia nocy a czas po nim nowy dzień). Po leżakowaniu z górki bo czeka obiadek i za chwil kilka odbiera go już mama.

Decyzja należy do Ciebie :)

Ajcila13-09-2005 21:09:32   [#10]

Myślę, że nawet do śniadanka nie płacze.

Faktem jest, ze przedłużanie przez mamy chwili rozstania nic nie rozwiązuje czasem nawet przedłuża płacz więc najepszy jak mówi jaszczurzyca szybki buziak i pa.

Marek Pleśniar13-09-2005 21:11:34   [#11]

bo to wszystko nienaturalne jest

dziecko w tym wieku powinna matka nosić na plecach albo się by ono trzymało spódnicy podczas prac takich jak zbieranie korzonków albo pilnowanie ognia

skoro jednak się nam zachciało pracy i przedszkoli - musimy zdecydowanie oddawać dziecko;-)

Benigna13-09-2005 21:14:59   [#12]
Myślę, że z akcentem na zdecydowanie (niż oddawać) :)
Dorsto13-09-2005 22:45:32   [#13]

Grażynko, a co radzą Ci panie w przedszkolu? Zabrać go czy zostawić? One naprawdę mają wyczucie, intuicję czy jak to nazwać.  Mój starszy syn rozpaczał straszliwie, choć nie tyle płakał w przeszkolu (tylko przy pożegnaniu i chwilę po nim), ile przed i w domu. Był jednak bardzo apatyczny i - jak to określiłą pani- strasznie nieszczęśliwy. Co nie przeszkodziło mu podsłuchać rozmowy i na całe szczęśliwe gardło wywrzeszczeć do pani kucharki: "proszę pani, ja już tu więcej nie przyjdę, bo ja jestem niedojrzały!!!". Za  radą pani - poczekaliśmy kilka miesięcy i w maju poszedł bez większych problemów. Dojrzał :-).

Młodszy podobnie - pierwsza próba nieudana (z innych troszkę powodów, ale płacz też był), znów za radą pani wróciliśmy do przedszkola w maju. Wówczas poszedł dość chętnie (w końcu piętro wyżej był jego brat), ale -podobnie jak córa ady- wychodził z przedszkola "do domu" lub "na spacer", kiedy miał tylko okazję.

Generalnie, większość "naszych" pań radzi, że jak się nie ma noża na gardle, żeby dzieciaka przyprowadzać stopniowo, najlepiej nie we wrześniu, bo jak jedno lub dwoje dzieci płacze, to i reszcie zaczynają łezki lecieć.

Grażyna14-09-2005 06:03:57   [#14]

No cóż mój mały chodzi do przedszkola tylko do obiadku. Codziennie mu opowiadam, że idę do pracy i że po obiadku babcia go odbierze. W przedszkolu "trzyma się" blisko pani (chciałby wyłaczności), a kiedy tego nie ma trzyma się na uboczu, płacze, nie daje sobie wytłuaczyć (udało się to tylko jednemu z ojców, który został w przedszkolu z córką i opiekował się moim synem - wtedy był spokojny). Wczoraj powiedział mi że pójdzie do przedszkola, że będzie rozmawiał z panem. Czyżby panie nie wzbudziły jego zaufania? Czy to męska solidarność?

Panie z przedszkola radzą jeszcze poczekać, a jak będzie dalej tak rozpaczał, to go nie posyłać. I co? Spać nie mogę z tego powodu. Chciałam,żeby mial kolegów, bo obraca się tylko wśród dorosłych. Ale to moje chcenie, a nie jego...

Grażyna14-09-2005 06:06:05   [#15]
zużytych(oczywiście, to ad. mojego postu #04)... rany jak ja piszę!
Ajcila14-09-2005 06:15:16   [#16]
Twojemu synkowi jest trudno właśnie dlatego, że a codzień przebywa wśród dorosłych i może dlatego potrzebuje więcej czasu. W chwili obecnej mam dziewczynkę która wciąż chodzi na którąś z pań a kiedy pojawiam się na sali zaraz przybiega chwyta mnie i woła "ziośtań zie mną". To właśnie przykład dziecka, pragnącego mieć panią dla siebie. Ale w tej chwili po 1,5 tygodnia pobytu w przedszkolu już bawi się i nie płacze a to najważniejsze.
Renatka14-09-2005 07:04:01   [#17]
 może niech go odprowadza tato , albo dać np swoje małe zdjęcie czasem pomaga, koniecznie porozmawiaj z paniami bo jeżeli płacze tylko przy rozstaniu to może zostaw , nikt nie da dobrej rady bo to Ty musisz być przekonana ,nawroty będą po np. niedzieli  życzę powodzenia.
Mania14-09-2005 07:46:48   [#18]

Myślę, że czekać ale nie bezczynnie, trzeba maluchowi pomóc:

nawiązać kontakt z innym rodzicem z grupy- niech się dzieciaki poznają pozwolić dziecku opowiadać  czego się boi – czyli słuchać i obserwować, wzmacniać wszystko co zrobił dobrze, mówić o tym głośno

Nie przekazywać własnych obaw dziecku ! nie pozwól żeby dziecko słyszało, widziało i czuło – Twój strach- jest jeszcze małe i jak czystą książkę Ty go uczysz obaw

Pozwolić żeby dziecko narysowało „swój strach” – spróbuj Ty też to zrobić

Mów z uśmiechem o przedszkolu, o paniach. Naucz się piosenki którą śpiewają w przedszkolu – zaśpiewaj babci, cioci

Pozwól dziecku wybierać np. jaką zabawkę bierze do przedszkola, które skarpetki wybiera- niech czuje że jest ważny

Porozmawiaj z Panią – gdzieś z boku w innym pomieszczeniu , nie przy dzieciach- powiedz jej o swoich troskach

Jeżeli wszystko zawiedzie tzn. że musisz zaczekać.

Powodzenia

Marek Pleśniar14-09-2005 08:00:20   [#19]

Nie przekazywać własnych obaw dziecku !

podpisuję się pod tym:-)

Grażyna14-09-2005 10:01:37   [#20]

No cóż, skończył przedszkolną karierę - przynajmniej w tym roku. Nie pomogło spiewanie z nim piosenki, bo jest tak rozhisteryzowany, że nie chce rozmwiać o przedszkolu. Dziś rano nie chciał wstać z łóżka, krzyczał - że boi się iśc do przedszkola, że chce być długo w domku, że pójdzie zmamusią do pracy. Dziękuję za wszelkie podpowiedzi.

Babcia już z nim jest w domu. Jest uśmiechnięty i szczęśliwy, a oto przecież chodzi.

Trudno, poddaję się, ale nie mogę mu przedłużać tego traumatycznego przeżycia.

Janusz Pawłowski14-09-2005 12:23:34   [#21]

Z przedszkola zabrano mnie po trzech miesiącach prób zostawiania mnie w tym okropnym miejscu.
Bardzo czuły byłem na niesprawiedliwość ludzką i nieadekwatność podejmowanych decyzji wychowawczych w stosunku do zaistniałych wydarzeń.
Lali mnie tam linijką po łapach okrutnie, bo ponoć nie słuchałem pani.
A kurna - sami powiedzcie - jak tu słuchać polecenia leżakowania, gdy człowiekowi spać się za cholerę nie chce?
Brak mi było w tym logiki - przyczynowo-skutkowych zależności.
Nie było przyczyny (chęci spania) - więc wewnętrzne dążenie do osiągniecie harmonii świata nie pozwalało mi godzić się na skutek (leżakowanie).

Zostawałem więc w domu sam - rodzice pracowali, a siostry, zamiast zająć się swoim bratem wolały chodzić do szkoły ia narandki z chłopakami.

Matka wytłumaczyło mi, że nie wolno mi, gdy jestem sam, nikomu otwierać drzwi.
Tłumaczyła spokojnie, wyjasniając wszelkie powody, za tą jej decyzją przemawiające.
Rozumiałem ją doskonale i wziąwszy sobie do serca wszelkie wyłuszczane przez nią argumenty, podjąłem decyzję o zastosowaniu się do tych, jakże przekonywujących zaleceń.

Od dziecka jednak byłem niezwykle otwarty na wszelkie racjonalne argumenty, logikę argumentacji, jej wiarygodność, ...
Nie cierpiałem postaw zamkniętych - trwania, dla zachowania twarzy, przy swoim pomimo tego, że utrwalone w ten sposób przekonania, nie wytrzymuja próby czasu, wydarzeń, faktów - a przede wszystkim - sile i logice argumentacji przeczącej sensowności przyjętych założeń.
Uważałem, że taka zamkniętość, nie przystoi inteligentnemu człowiekowi.

Gdy więc do drzwi zapukał pewnego razu jeden, nieznany mi dotąd, pan, oczywiście nie chciałem go wpuścić.
Jednak, po pół godzinie jego tłumaczenia, że jest moim wujkiem z Kościerzyny, udokumentowania tego faktu dowodem osobistym (faktycznie - zdjęcie sie zgadzało - literek "pisanych" wprawdzie jeszcze nie potrafiłem odczytać, ale gość wyglądał wiarygodnie), opowieści z dzieciństwa mojego ojca (nie znałem ich, ale wyglądały na prawdopodobne), znajmość wielu wydarzeń dotyczących mojej rodziny (większosci nie znałem, ale brzmiały prawdopodobnie), ...

Po pół godzinie tego tłumaczenia doszedłem do wniosku, że ogólne zasady wyznaczone przez matkę, nie mogą przecież uwzględniać wyjątkowych sytuacji - że wyznaczają jedynie pewne kierunki - ale wiele spraw należy rozważać indywidualnie.
Odkrywcza ta myśl połączona z wiarygodnością, logiką, siła przedstawianych mi przezz pana argumentów - spowodowała, że wpuściłem go do domu.

Wujek okazał się istotnie wujkiem.
Ale też okazał się świnią.
Matka spuściła mi taki wpier ... - a ta świnia mnie nie obroniła.
No próbował wprwadzie, ale ... nie dał rady.
Hm ... a może to nie wujek świnia, tylko matka jakaś taka ... zamknięta, niepotrafiąca przełamać stereotypów, nieelastyczna, ...

---------

Jaki z tego wniosek?
Spoko - dziecko przywyknie szybciej niż się nam wydaje.
Bezpieczniej jest je zostawić w przedszkolu.
No i lać nie trzeba będzie tak często.
:-)))

Małgoś14-09-2005 13:37:40   [#22]

1) porozmawiaj z synkiem jak z dorosłym - wysłuchaj wszystkich jego zarzutów dot.przedszkola (nie staraj się ich od razu pomniejszyć i bagatelizować); nad każdym zarzutem podyskutujcie - niech chłopiec spróbuje znaleźć sam rozwiązanie np. a co w przedszkolu mogłoby się wydarzyć, żebyś tyle nie płakał?, co chciałbys zabierać ze sobą, żeby ci było raźniej? itd.

2) niech mały wymysli jak najwięcej dobrych plusów przedszkola "Co jest w przedszkolu fajnego, czego nie ma w domu?"

3) przez jakis czas niech synka ktos inny odprowadza do przedszkola - Ty tez juz czujesz lęk i boisz się jego płaczu, więc dramatyczność rozstania sie pogłębia ;-)

4) odbieraj go jak najwczesniej - stopniowo wydłużając czas jego pobytu

5) codziennie, po odebraniu z przedszkola dawaj mu jakies symboliczne nagrody (spacer, lody, zabawa wspólna, medal, laurka, dyplom - co Ci wyobraxnia podpowie) za dzielność (bo płakał krócej, zużył mniej chusteczek, bawił sie z kims, cos narysował, zrobił, ładnie zjadł itd.) - to warunkowanie - kojarzenie przedszkola z miłymi bodźcami, i  wierz mi  - skuteczne

Osobiście uważam, że nie można poddawać się i ulegać dlatego, że dziecko płacze - to jest cierpienie, ale ...irracjonalne (chyba, że paniom rzeczywiście rosną rogi). Korzystniej jest pomóc mu wyjść z tego cierpienia - to najlepsze ćwiczenie z przezwyciężania trudności.

Uświadom sobie, że nawet jesli synek cierpi, to nie ma racjonalnych powodów - i najlepiej byłoby mu to uświadomić - nawet przy pomocy  przymusu... zakładam, że Twoim marzeniem jest wychować chłopca na dzielnego, samodzielnego faceta :-)

Nie chodzi o "łamanie" psychiki dziecka, ale o jego wychowywanie, czyli w tym przypadku o ...zmianę postawy wobec przedszkola (a scislej czasowego rozstania z mamą)

a jak ulegniesz płaczom i błaganiom... synek nauczy się tej metody, a to najlepsza droga do dziecięcego szantażu emocjonalnego - w przyszłości powiększysz grono bezradnych rodziców wobec własnych dzieci (terrorystów emocjonalnych)

Kajka14-09-2005 14:02:14   [#23]

przede wszystkim

zadaj sobie pytanie czy TY chcesz aby on chodził do przedszkola. Niestety małe dzieci są doskonałymi psychologami (dobrze, że nie zostaje im to na dłużej), czytają mowę ciała i takie tam, wspaniale. Dlatego jeśli kiedykolwiek zaświtała ci myśl, że może jeszcze go nie posyłać masz odpowiedź i przyczynę jego zachowania. Wiem co mówię, mam trudne przypadki za sobą nie tylko swoje własne ale i zawodowe i na ogół przyczyna płaczu i histerii przedszkolnych jest właśnie taka. Z jednej strony mamy mówią "ja koniecznie muszę pracować, więc mały idzie do przedszkola" wysyłając jednocześnie sygnał pozawerbalny "on taki mały, jak sobie poradzi beze mnie, co ja robię, że go zostawiam itp."

Swoim rodzicom dlatego powtarzam - TO PAŃSTWO MUSZĄ DOROSNĄĆ DO PRZEDSZKOLA.

Grażyna14-09-2005 18:34:40   [#24]

o rany...

ale panie w przedszkolu zgodziły sie ze mną, że lepiej poczekac i przyprowadzic go ponownie za jakiś czas. Najbardziej przerażał go płacz innych dzieci i te lezaki, o tórych pisze Janusz;)) Sądził chyba, że rodzice zostawiają tam na stałe dzieci. Wierzie mi, jestem dobrym (intuicyjnym i wyszkolonym) pedagogiem. Sama spotykałam się w nauczaniu początkowym z podobnymi sytuacjami, udzielałam rodzicom róznych rad, ale czasami rzeczwistośc nas przerasta.

Zastosowałam wszystkie (dosłownie wszystkie wymienione przez was metody): nagradzanie, wczesne odbieranie, spędziłam w czasie wakacji kilka dni z synkiem w przedszkolu (po 1-2 godzin), zabierał swoją zabawkę do przedszkola, czytałam mu bajkę terapeutyczną o Ani, która szła do przedszkola i bardzo się bała, ale wszystko dobrze się skończyło, odprowadzała go dotychczasowa niania, którą specjalnie zatrudniłam jeszcze na wrzesień, żeby go odprowadzała i odbierała po obiedzie, opowiadałam o tym, że w domu jest samotny, bo wszyscy są w pracy lub w szkole, a on w przedszkolu będzie miał kolegów, z którymi będzie mógł się bawić.

Byłam spokojna, zrównoważona. Czasami wciskała mu kit typu: pojedźmy na rowerze (i raz nawet pojechał), potem pojechaliśmy moim samochodem (przedszkole jest 50 m od naszego domu), innym razem biegliśmy kto pierwszy, żyby zdążyć na śniadanie, pokazywałam małe ubikacje i umywalki, że można myć rączki bez przystawiania krzesła i do tego poprzegądać się w lustrze, o pysznym jedzonku, o kolegach, którzy za nim tęsknią itp.

Podkreślam, że chłopak nie jest mamin synkiem: jeździ na rowerze, świetnie kopie piłkę, łrzuca ją i łapie oburącz, opowiada bajki, jest samodzielny (je sam, ubiera się i rozbiera sam, myje żeby, załatwia potrzeby fizjologiczne), kosi z ojcem trawę, naprawia płot, karmi psa i kota, zna się na samochodach itp.

A dziś ryk (jakby go ze skóry obdzierali), naprężone ciało, wielki lęk. Musiałam go mocno przytrzymać i spokojnie do niego mówić, żeby się uspokoił i zaczął mnie słuchać, bo nic do niego nie docierało. To nie było zwykłe popłakiwanie dziecka, ani manipulacja. Umiem to rozpoznać...

Nie jestem sadystką.

A w pracy koleżanka opiedziała mi historię, którą co jakiś czas przypomina jej - jej syn (teraz dorosły) jak to zostawiła go w przedszkolu. Że było to dla niego najgorsze przezycie w życiu, roczarowanie, zawód, że mama go zdradziła, porzuciła. Rok później poszedł już spokojnie do przedszkola, ale do dziś pamięta te 3 dni.

Małgoś14-09-2005 18:57:52   [#25]

:-(

to rzeczywiście trauma dla dziecka

moja Ola, gdy była malutka podobnie rozpaczała z powodu przedszkola

po pewnym czasie udało się nam wydobyc z niej, że jakas pani "z kuchni" powiedziała , że jak bedzie niegrzeczna (tzn. płaczliwa) to "mama nigdy po nią nie wróci"

zmienilismy przedszkole - do tego nowego biegła w podskokach :-)

wiesz... jeśli to tak wygląda, to nie stosuj żadnego przymusu - Twój synek musi odzyskac poczucie bezpieczeństwa, cos się wyroiło w jego głowinie, jakies b. silne przekonanie o zagrożeniu

chłopcy wolniej rozwijają się emocjonalnie, może te 3 latka to za wczesnie...

jesli on osiągnał juz tyle różnych sprawności, to mogło się odbyć jakby kosztem rozwoju dojrzałości emocjonalnej (czasem, gdy dzieci zaczynają chodzić to nawet cofają się  w mówieniu  - oczywiście na jakiś czas - jakby ich psychika zaabsorbowana nową umiejętnością "zapominała" o starych sprawnościach)

jesli możesz sobie na to pozwolić (a chyba ...musisz), to odsuń w czasie  przedszkole

ale niech ono nie znika z waszego "pola widzenia":

odwiedzajcie je razem, rozmawiajcie ...oswajajcie; może trzeba pomyslec o zmianie przedszkola i w przyszłym roku posłac do innego?

Grażyna15-09-2005 09:10:54   [#26]

dziś wstał szczęśliwy jak skowronek, wiedział, że nie pójdzie do przedszkola, bo babcia obiecała, że z nim będzie. Zjadł sniadanie, pożegnał się ze mną. Zrobie tak jak radzisz Małgosiu, poczekam, za jakiś czas wrócimy do przedszkola (może innego, żeby nie przywoływać wspomnień), jestem dobrej mysli.

A tak swoją drogą biedne te maluszki...

florek15-09-2005 10:07:33   [#27]

No właśnie, biedne te maluszki!!!!!! I właśnie dlatego nie ma im co obciążać psychiki. To zostanie jak posag w dorosłe życie. Przecież obowiązki związane z codziennym wstawaniem, ubieraniem sie, wychodzeniem itp, to nic innego jak nasz dorosle życie. Po co skracać im dzieciństwo? Jeśli oczywiście dzieciatko chce, nie protestuje, lubi przedszkole to prosze bardzo, niech się uspołecznia. No i jeszcze wtedy, gdy rodzice nie mają wyjścia.

Ale jeśli jest pod ręką chętna babcia, to niech rozpieszcza wnusie!! Pójdzie do szkoly, skończy się dzieciństwo i nigdy nie wróci. Dzieci wychowane przez dobrą babcię są spokojne, opanowane, pogodne.A te nadpobudliwe to w większosci byłe przedszkolaki, zrywane o rano, niedospane, niedopieszczone...A jak babcia chetna, to nauczy piosenki, ptaszka pokaże, literki napisze, zioła ponazywa i wcale glupsze nie będzie.

Dla moich dzieci najlepszy moment pójścia do przedszkola to był wiek 5 lat, kiedy babcia juz nie wystarczyła, bo potrzebowalo rówieśników. I akurat się wdrożyło w dyscyplinę przed zerówką.

Karolina15-09-2005 11:32:18   [#28]

Grażyno - podjęlas bardzo mądrą decyzję.

NIe ma schematów i nie ma prostych i równych rozwiąań. Twoj syn chwilowo nie potzrebuje rygoru przedszkola, wspolnego lezakowania itp

MOje wspomnienia z przedszkola opisywałam juz kiedyś - matko nie cierpialam tego miejsca, wlasnie lezakowania (choc mialam zalatwione zen ie musze spac ale musialam na nim siedzieć ;-)) ) koszmar

Nudzily mnie zabawki, panie  i 4 ściany.

Od zawsze uwielbiałam wolnośc ;-)

Majka15-09-2005 14:32:05   [#29]
(...)Dzieci wychowane przez dobrą babcię są spokojne, opanowane, pogodne.A te nadpobudliwe to w większosci byłe przedszkolaki, zrywane o rano, niedospane, niedopieszczone...(...)

I jak to sie ma do marzeń ekspertów menisu o konieczności wysłania do przedszkola wszystkich dzieci, bo to wyrównuje szanse?
:))))))
Małgoś15-09-2005 14:44:09   [#30]

a jakie szanse ma spokojne, łagodne, pokojowo nastawione do zycia dziecko w klasie pełenej nadpobudliwych, walecznych dzieci?

trza więc wyrównać....

Ank15-09-2005 18:28:42   [#31]

Grażynko

twoja komfortowa sytuacja posiadania kochającej babci pozwoliła Ci rozwiązać ten trudny problem z korzyścią dla dziecka. To ono jest najważniejsze ale czasem poprostu nie ma innego wyjscia - trzeba się uprzeć i "złamać" opory dziecka. Bo co ma zrobić pracująca mama nie posiadając babci lub funduszy na nianię.

Zawsze powtarzam rodzicom, że nie ma złotej recepty - każde dziecko jest inne i każde inaczej reaguje. Są trzylatki, które zrywają się świtem budząc domowników w soboty i niedziele bo wybierają się do przedszkola i kolegów. Ale to są wyjątki. Tak naprawdę w większości  trzylatki nie garną się jeszcze do rówieśników, pragną indywidualnej opieki dorosłego - pani co tylko jego przytula i trzyma za rękę, źle czują się w obcym otoczeniu i dłuży im się czas w przedszkolu. I nie popieram opinii rodziców tłumaczących mi, że dziecko może właściwie być z babcią ale oni chcą aby było wśród dzieci. Tak - godzinę, dwie ale nie pół dnia czy cały. Wszystko ma swój czas i swoje miejsce. Do przedszkola dziecko też musi dorosnąć.

Takie dziecko to jak mały, żółciutki kurczaczek - delikatny, potrzebuje ciepła, spokoju, czułości, snu a nie ciągania go w deszczowy dzień do przedszkola przez zestresowaną mamę, która właśnie spóźnia się do pracy i pogania nerwowo malucha. A choćby nie wiem jak starały się panie to 25 kurczaczków na raz nie uszczęśliwią.

Więc niech ten Twój kurczak będzie puchaty i szczęśliwy a przyjdzie taki czas, że sam zacznie dostrzegać potrzebę zabawy z dziećmi i bycia wśród rówieśników. Nie martw się nic nie straci, będzie mocniejszy i mądrzejszy.

Piszę tak bo mój starszy syn poszedł do przedszkola jako 5-latek i płakał, że tak wcześnie po niego przychodzę. Młodszego zmuszona byłam posłać do przedszkola przed skończenie 3 lat i była to totalna porażka - miesiąc jego płaczu i moich nerwów a potem choroba, która na następny rok odsunęła perspektywę przedszkola.

Grażyna15-09-2005 20:31:52   [#32]

"złamać opór dziecka', ale czy to jest właściwe. Kto to kiedyś wymyślił i dlaczego stosunki w rodzinie traktowane są przez niektórych pedagogów i psychologów jako walka o władzę. Złamane za młodu, da się łamać jako dorosłe, nie będzie walczyło o swoje, nie zadba o siebie ani swoich bliskich. Mnie tam nikt w dzieciństwie nie łamał, a wyrosłam na ludzi;)) chyba;)) Mój ojciec zawsze cierpliwie tłumaczył: Grażynka, ty sama decydujesz o swoim życiu, zrób tak jak uważasz, że jest dobrze dla ciebie, że tak jest słusznie, czy, że uważasz, że w danej chwili tak zrobić trzeba. Mojego taty nie ma już wśód nas, ale za te słowa jestem mu wdzięczna do dziś. Nigdy mnie nie uderzył, nigdy, nie krzyknął, nie łamał psychiki.

Może dlatego mamy tyle agresywnej młodziezy na ulicach bo ktoś ciągle ich łamie: rodzice, przedszkole, szkoła, kumple...

Dziekuję Wam za te ciepłe słowa, dodały mi otuchy i pozwoliły spokojnie uporządkować moje rozbiegane myśli, utwierdziły mnie w przekonaniu, że zrobiłam dobrze.

Grażyna15-09-2005 20:34:11   [#33]
I dzięki za tego puchatego kurczaka - dotąd był moim misiem, teraz chyba będzie kurczakiem (mnie przypadnie pewnie rola kwoki, czasami, ale nie martwi mnie to):))
Ank15-09-2005 22:21:01   [#34]

Grażynko

to nie jest właściwe ale czasem naprawdę rodzice nie mają innego wyjścia i muszą wbrew sobie, maluchowi i własnym uczuciom pozostawić je w przedszkolu. Może to smutne, tragiczne i brutalne ale niestety uczestniczymy w jakimś szalonym biegu, pędzie naprzód, czasem świadomym a czasem owczym a za nami nasze dzieci. I właśnie dlatego są agresywne, rozbiegane, rozkojarzone.

Ja też jak ta kwoka choć moje chłopaki to już raczej koguty a nie puchate kurczaczki;-)

Sylwia Ledwig15-09-2005 23:15:13   [#35]

... a w przedszkolu mojego dziecka nie ma obowiązkowego leżakowania, w ogóle o czymś takim obowiązkowym w naszym mieście nie słyszałam. Leżakowanie jest dobrowolne i nie na żadnych straszliwych leżakach się ten "odpoczynek" nie odbywa (uff ! te leśaki z mojego dzieciństwa ... ), tylko na kolorowych materacach, z kolorowymi kocykami i poduszeczkami, w kolorowym pomieszczeniu ... i jest wiele dzieci, które dobrowolnie idą sobie pospać, reszta bawi się na podwórku albo idzie do pomieszczenia zwanego Snoezelen-Raum, gdzie może wypocząć w nieco niezwykłej atmosferze ... pokój jest nieco przyciemniony szafirowym materiałam, na nim lampki w kształcie księżyca i gwiazd, "oświetlony słup wodny", duże poduchy, kołderki, chusty, książeczki z obrazkami, muzyka nastrojowa dla dzieci, etc.

W żłobku było obowiązkowe spanie, w pomieszczeniu były materace, 2 łóżka zwykłe i 1 piętrowe ... - to dopiero była frajda, przydzielanie miejsca do spania, dzieci pilnowały kolejki, że aż ... ! jedna z wychowawczyń zostawała w tej sypialence (w żłobku były to malutkie pomieszczenia sypialne, nie żadne adaptowane do tego celu, dlatego były niejako urozmaiceniem dnia - każdy maluch mógł zabrać swoją zabawkę, albo jakąś grupową). Jakoś fajnie było - dzieci się cieszyły na to wszystko, a wiem to z doświadczenia, bo raz w tygodniu 1 rodzic musiał od 9-13 współopiekować się grupą własnego dziecka (grupy były małe 6, góra 8 osobowe). Jak przychodziłam po moje Dziecię, to ono mi się chowało w drewnianym domku (w pokoiku albo kuchni) i wołało, że jeszcze nie, że za wcześnie przyszłam, że jeszcze to i to musi zrobić, z tym i tym musi się pobawić ... i tak prawie dzień w dzień. No i do dzisiaj mu to zostało !

Nie znam obecnej atmosfery przedszkoli w Polsce (jestem obecnie na studiach doktoranckich w Niemczech), ale atmosferę, którą pamiętam z dzieciństwa z Opola - była jakby nieco "surowa", taka ładna, poukładana (ale jak pomyślę w jakiś sposób bezduszna) - choć ja bardzo lubiałam chodzić do przdszkola - byłam z tych co to beczeli, jak byli odbierani do domu (Mama się wstydziła, mówiła, że czuła się często niezręcznie, bo wyglądało to jakbym nie chciała do domu, jakby mi się w nim niedobrze działo, a tak absolutnie nie było ... Miałam dom z prawdziwego zdarzenia. Różne są więc dzieci i jak można sobie na to pozwolić, to rozwiązanie Grażyny jest bardzo dobre. A jak sobie nie można pozwolić, to może coś dało by się zmodyfikować w przedszkolu ...

zdunia16-09-2005 11:47:35   [#36]
Mogłam sobie pozwolić na to, aby trójka moich dzieci była "dopatrzona i dopieszczona" przez babcię. Start następował wraz ze szkolną zerówką. Pierwsze dziecko przeszło przez to bez większych problemów. Zdarzyły się pojedyncze telefony ze szkolnego sekretariatu do mamy do pracy. Ze średnim przez 3 miesiące siedziałam rano po godzinie w szkole. Najmłodszy poszedł do zerówki w tym roku, przestał płakać 13 dnia września, ale ciągle odbieramy go przed  innymi dziećmi. Myslę że dalej ból będzie mniejszy.
aaga18-09-2005 17:39:34   [#37]

polecam bajki

które pomagają dzieciom. Zresztą nie tylko im. Nam dorosłym również. Warto z maluchem przeczytać "Bajki pomagają dzeciom" C. Nitsch a ze starszymi nieco "Bajki terapeutyczne" Molickiej.Przyjemnej lektury.
Grażyna19-09-2005 10:11:19   [#38]
Własnie Molickiej bajeczkę czytałam mojemu misiowi..,. nie zadziałała
ania0119-09-2005 10:34:19   [#39]

Jak nie jest dziecko gotowe do opuszczenia "gnizda" to nic nie pomoże. Ja próbowałam bajki, piosenki, wszelkie mi znane zabawy, opowiadałam śmieszne historyjki i te z morałem, bajki terapeutyczne i nic nie pomogło dziecko zabrałam z przedszkola. Było to dla niego przeżycie traumatyczne do tej pory to pamięta. Przeczekałam rok i teraz poszedł znowy do przedszkola - ty razem innego. Nie potrzebował dużych zachęt. Płakał tylko na początku i to przez chwilę, później mi tłumaczył, że jest mu tam dobrze tylko troszeczkę smutno, że nie ma tam mamy, ale jest duży (ma 3,5 roku ) i sobie poradzi.

Moim zdaniem jeżeli dziecko nie dorosło, a najlepiej oceni to własna matka, to nie ma co zmuszać, i uszczęśliwiać na siłę. Jeżeli jest możliwość to niech zostanie w domu i dorośnie sobie we własnym tempie.

TROSKLIWA MATKA

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ]