Wyścik do zaśfiatczeń o dysleksji
Magdalena Kula, Marcin Markowski, Łódź 07-09-2005, ostatnia aktualizacja 06-09-2005 20:41
Najnowsze dane o dysleksji w polskich szkołach. Choć jest niż i uczniów ubywa, dyslektyków mamy coraz więcej. W porównaniu do ubiegłego roku aż o kilkadziesiąt tysięcy. W dużych miastach zaświadczenie zdobył już co trzeci uczeń!
Sopot. Rok temu właśnie tutaj padł krajowy rekord: zaświadczenia o dysleksji miało 48 proc. uczniów podstawówek i 41 proc. gimnazjalistów. Średnia europejska to 10 proc.
Adam Brożek z Centralnej Komisji Egzaminacyjnej: - Te dane były co najmniej dziwne. Zapytałem dyrektora sopockiej poradni, czy z naukowego punktu widzenia to możliwe, by prawie połowa dzieci miała dysleksję. Dyrektor przyznał, że nie.
Statystyki skłoniły Ministerstwo Edukacji do przeprowadzenia w Sopocie kontroli. Nie wykazała ona jednak żadnych nadużyć. Może dlatego, że kontrolowano tylko papiery, a nie to, czy Jaś Kowalski rzeczywiście ma dysleksję.
Gdy jednak w tym roku znów podliczono sopockich dyslektyków, okazało się, że w gimnazjach ubyło ich o 9 proc., a w podstawówkach aż o 17.
Czy liczba dyslektyków rzeczywiście spadła, czy przestraszona kontrolą poradnia rozważniej wydaje orzeczenia - nie wiadomo.
Uczniów ubywa, dysleksji przybywa
Centralna Komisja Egzaminacyjna podliczyła właśnie polskich uczniów z orzeczeniami o dysleksji.
Ich liczba gwałtownie rośnie od 2002 r. (wtedy zorganizowano pierwsze ogólnopolskie egzaminy na koniec podstawówki i gimnazjum).
Trzy lata temu orzeczoną dysleksję miało trochę ponad 7 proc. uczniów, w tym roku już 9,4 proc. W niektórych rejonach zaświadczenie o dysleksji ma już ponad 30 proc. gimnazjalistów i uczniów podstawówek. A to oznacza, że co trzeci uczeń mógł pisać państwowe egzaminy dłużej niż pozostali rówieśnicy i liczyć na łagodniejsze ocenianie egzaminacyjnych prac. I dzięki temu łatwiej dostać się do wybranej szkoły.
Tylko w trzecich klasach gimnazjów dyslektyków jest prawie pięć tysięcy więcej niż rok temu. Mimo że liczba uczniów z tego rocznika zmniejszyła się w tym samym czasie o ponad 15 tysięcy!
Najwięcej w miastach...
Rekordowe ilości zaświadczeń wydaje się w miastach. W Gdańsku, Gdyni, Sopocie, Warszawie czy Grodzisku Mazowieckim papier o dysleksji ma co trzeci uczeń. Co czwarty zaświadczenie dostał m.in. w Krakowie, Łomży, Myślenicach. Co piąty: w Legnicy, Suwałkach, Łodzi, Wrocławiu, Częstochowie, Piotrkowie Trybunalskim, Kaliszu, Opolu. Za to na wsiach takie zaświadczenia to rzadkość. Bywają powiaty - na przykład raciborski czy rawicki - gdzie uczniowie z orzeczoną dysleksją to mniej iż pół procenta. - Te dysproporcje często w sąsiadujących ze sobą powiatach uderzają nas najbardziej. Bo jak to możliwe, że na jednym terenie dysleksję ma co trzeci uczeń, a gdzie indziej to pojedyncze przypadki? - zastanawia się Maria Magdziarz, szefowa CKE.
Albo poradnie stawiają złe diagnozy, albo pod naciskiem rodziców lekką ręką rozdają zaświadczenia, by zapewnić uczniom ulgi na państwowych egzaminach.
...i w prywatnych szkołach
Dyslektyków z zaświadczeniami najwięcej jest w prywatnych szkołach. W zeszłym roku wśród uczniów kończących łódzkie gimnazja niepubliczne było aż 18,7 proc. dyslektyków. W szkołach państwowych - o 5 proc. mniej. W pierwszej dziesiątce łódzkich gimnazjów z największą liczba dyslektyków, aż siedem to prywatne. A w jednej ze szkół uczniowie z zaświadczeniem to aż 75 proc.! Komisja nie chce jednak ujawnić, w której.
- Rodzice często mówią wprost, że załatwili zaświadczenie. Twierdzą, że to żaden problem, zwłaszcza w poradniach niepublicznych - mówi polonistka Bożena Będzińska-Wosik.
- Często widzą dysleksję tam, gdzie jej nie ma. Zamiast pracować z dzieckiem zwyczajnie słabym z ortografii, od razu biegną do poradni - dodaje Małgorzata Olejnik, dyrektor Gimnazjum nr 37 w Łodzi.
Wanda Papugowa, przewodnicząca krakowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Dysleksji, w przygotowanym dla komisji egzaminacyjnej raporcie zaznacza, że statystyki w wielu polskich szkołach już dawno przeskoczyły światowe normy. Twierdzi, że pojęcie dysleksji stało się workiem, do którego poza prawdziwymi dyslektykami trafiają też dzieci mające kłopoty z pisaniem albo czytaniem z zupełnie innych powodów. Na przykład godziny spędzane przed komputerem sprawiają, że u dzieci zanikają umiejętności płynnego czytania i poprawnego pisania, bo przed monitorem nie są potrzebne.
Coraz więcej ekspertów podkreśla, że w Polsce trzeba ujednolicić zasady orzekania dysleksji i wyraźnie zaznaczyć, kiedy uczeń powinien mieć prawo do taryfy ulgowej na egzaminach.
Jak zmniejszyć liczbę wydawanych zaświadczeń? Prof. Marta Bogdanowicz, wiceprzewodnicząca Europejskiego i Polskiego Towarzystwa Dysleksji: - Diagnozować wszystkich 6- i 7-latków. Wtedy zagrożenie dysleksją można już wykryć. Jeśli trudności z czytaniem i pisaniem pojawiają się później, dziecko z reguły nie jest dyslektyczne. Brakuje mu tylko ćwiczeń w domu i szkole rozwijających te umiejętności.
Nie możemy podważać badań specjalistów
Marcin Markowski: Dlaczego z roku na rok przybywa dzieci z opiniami o dysleksji?
Teresa Opolska z rządowego Centrum Metodycznego Pomocy Psychologiczno-Pedagogicznej: - Przez lata każdego ucznia oceniał jego nauczyciel, który wiedział, że np. Jaś pisze dłużej, a Małgosia nie może zapamiętać zasad ortografii. Gdy wprowadzono egzaminy zewnętrzne, takie dzieci były skazane na gorszy wynik. To dlatego ich rodzice coraz częściej zgłaszają się do poradni po opinie zapewniające równe szanse.
Nauczyciele twierdzą, że część zdrowych uczniów załatwia sobie zaświadczenie o dysleksji, bo z nim łatwiej zdawać egzaminy.
- Poradnie wydają uczciwe opinie wyłącznie osobom ze zdiagnozowaną dysleksją.
Skąd Pani to wie?
- Skontrolowaliśmy kilkanaście powiatów, wśród nich te z największym odsetkiem opinii o dysleksji. Nie było przypadków wydawania fałszywych dokumentów.
Kontrolowaliście, czy ten Jaś, który dostał opinię, naprawdę jest dyslektykiem?
- Aż tak to nie. Nie możemy podważać badań specjalistów. Skontrolowaliśmy procedury: czy uczniowie - zanim otrzymali opinie - rzeczywiście rozwiązywali testy diagnostyczne i czy zostały one właściwie zinterpretowane. Poza tym w opinii są zalecenia. Uczeń musi ćwiczyć pod okiem specjalisty. Inaczej po dwóch latach opinia traci ważność.
Ilu ćwiczy?
- Dokładnie nie sprawdzaliśmy, ale poradnie zapewniają terapię każdemu chętnemu.
Średnio na świecie dyslektyczne jest co dziesiąte dziecko. W Sopocie prawie co drugie, a tam również kontrola nie wykazała nieprawidłowości.
- W Trójmieście jest najwięcej specjalistów od dysleksji i najlepsze warunki do terapii. Dzięki temu opinie otrzymują tam również uczniowie, którzy jeszcze nie są dyslektykami, ale znajdują się w tzw. grupie ryzyka.
A skąd aż tyle opinii we Wrocławiu? Albo w Grodzisku?
- Widocznie tam świadomość problemu jest większa i rodzice częściej odwiedzają poradnię, która w dodatku jest blisko domu.
Ilu musi być uczniów z opiniami o dysleksji, by uznała Pani, że ułatwienia egzaminacyjne dla dzieci z zaburzeniami stały się furtką do nadużyć?
- Gdy średnia krajowa sięgnie 20 proc. To będzie sygnał, że z wydawaniem zaświadczeń coś jest nie tak.
Osoba z zaświadczeniem o dysleksji - czyli potwierdzonymi przez poradnię trudnościami w pisaniu i czytaniu - może pisać egzamin nawet o połowę dłużej i nie traci punktów, gdy np. jego pisma nie da się odczytać, zamiast "chleb" napisze "chlep", a na chemii zamiast H2O zanotuje H2O. Zaświadczenia wydają poradnie psychologiczno-pedagogiczne. Starający się o nie uczeń musi przynajmniej trzy razy odwiedzić poradnię. Rozmawia wtedy ze specjalistami, pisze dyktanda, rozwiązuje testy, pokazuje szkolne zeszyty. Zaświadczenia wydają i państwowe, i prywatne poradnie.
Tych drugich powstaje coraz więcej. |