Jak Was nie znudzę - to zapraszam do lektury. Tekst sprzed 3 lat- jej częściowym bohaterem jest Adaś ( Michaś - dla potrzeb tekstu). Pokazuje nieco inny problem- ..ale Adaś jest tu bardzo ważny. Małgorzata Nowak Niemce, 14.06.2004
ROZPOCZYNAM PROCEDURĘ UNIEWAŻNIENIA EGZAMINU.... Tamtej środy wcale nie miałam już zaglądać do szkoły. Od poniedziałku doskonaliłam swoje umiejętności komputerowe w ramach programu „Pracownia komputerowa”. Zajęcia trwały od ósmej do piętnastej, zanim dojechałam do N. była już szesnasta. Zazwyczaj zachodziłam jeszcze do szkoły, żeby sprawdzić, czy nic się nie wydarzyło. Dzisiaj jednak umówiłam się z koleżanką, że zadzwoni, jeśli coś będzie wymagało mojej konsultacji czy decyzji. A jednak po wyjściu z autobusu bezwiednie skierowałam kroki do szkoły. –Uzależnienie, trzeba się leczyć- pomyślałam z przekąsem na swój temat, ale weszłam do szkolnego budynku. Przywitała mnie cisza, o tej porze uczy się tylko kilka klas. Sekretariat pusty, wicedyrektor na lekcji. Na biurku jak zwykle podczas mojej nieobecności sterta dokumentów: część do podpisania, część do przejrzenia, z boku kilka kopert – to imienna korespondencja, której sekretarka nie otwiera. Szybko rozcinam zaklejone koperty, jednocześnie segregując przesyłki: do kosza (ulotki reklamowe), do domu(rachunek za telefon, wyciąg z banku), do załatwienia (faktura za książki). Ostatnia koperta: priorytet z OKE. A co tam ciekawego? Pewnie informacja o zaświadczeniach szóstoklasistów. Zaczynam czytać imiennie zaadresowane pismo: „Informuję, że na podstawie §7 ust.5 Rozporządzenia.............................. rozpoczynam procedurę unieważnienia egzaminu gimnazjalnego uczniów klas trzecich gimnazjum. W związku z powyższym proszę się zgłosić z kompletem dokumentów, o których mowa na stronie 12 Biuletynu z 2004 w siedzibie OKE w Krakowie dnia 4 czerwca o godzinie 15.30.” Pociemniało mi w oczach. –To jakieś nieporozumienie – pomyślałam i zaczęłam czytać jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze....Była środa, 3 czerwca, godzina 17. Rozkład jazdy i dokumenty
Pismo znałam już na pamięć, ale nadal nic nie rozumiałam. W cytowanym rozporządzeniu znalazłam paragraf 7. Ustęp 5 brzmiał: „w przypadku stwierdzenia niesamodzielnej pracy uczniów...” –ale przecież nasi uczniowie nie ściągali! A skąd wiesz? Jaką masz pewność, że w 8 salach wszystkie komisje pracowały sumiennie? A jeśli nawet, to skąd pewność, że uczniowie nie wykazali się większym sprytem niż nauczyciele w komisji? A 50 osób piszących na sali? I co z tego, że pilnowało ich 7 osób, w tym ekspert z ramienia OKE i nauczyciel z sąsiedniej szkoły? Przecież ściągę mógł mieć każdy z piszących. Rewizji nie robiliśmy... Ale... przecież naprawdę pilnowaliśmy, pani obserwująca pracę podkreślała ogromne zdyscyplinowanie młodzieży, kulturę pisania i kompetencje członków komisji. Ale zawsze mógł się trafić taki jeden, który miał jakąś karteczkę z wzorami, zostawił w arkuszu egzaminacyjnym... Nie, to niemożliwe. Wiedzieli, jakie są konsekwencje ściągania, tyle o tym mówiliśmy. I tak się cieszyliśmy, że mamy taka dojrzałą, uczciwą młodzież... A tu wszczynam procedurę unieważnienia, wszczynam procedurę unieważnienia... Mechanicznie powtarzałam formułę rozpoczynającą pismo z Krakowa, udając, że nie zauważam nasilającego się bólu pod mostkiem. -Weź się w garść, musisz sobie z tym poradzić. Małe opakowanie z tabletkami uspokajającymi, pół szklanki zimnej wody, kilka oddechów. Telefon do informacji PKP. -Do Krakowa, rano? O 5.20, na miejscu o 10.30. Powrotny o 17.20, przyjeżdża o 22.30. Cena? 44 zł, z peronu drugiego. Jedno załatwione, teraz dokumenty, które muszę zabrać ze sobą. „Biuletyn informacyjny OKE, z 2004”, str.12. Co my tu mamy? ü Decyzje dyrektora OKE o zwolnieniu uczniów z egzaminu – nie mam, nie dotyczy naszej szkoły. ü Protokoły z przebiegu egzaminu w każdej sal wraz z dołączonymi listami uczniów – wszystko w porządku, łącznie 16 egzemplarzy (8 sal, część matematyczna i humanistyczna); sprawdzam podpisy przewodniczących, członków komisji, jeszcze raz analizuję wpisy, choć robiłam to dwukrotnie podczas odbierania kopert z pracami od zespołów nadzorujących. ü Kopie protokołów zbiorczych wraz z załącznikami – zgadza się, są obydwa. ü Powołanie zespołów nadzorujących – zgodnie z procedurą zrobiłam to na początku marca, w każdym zespole był nauczyciel z innej szkoły, nikt z członków komisji nie uczy przedmiotu egzaminacyjnego. Nie było to proste zadanie, we wszystkich zespołach pracowało łącznie 28 osób. ü Upoważnienie do odbioru przesyłek - na wypadek, gdybym się rozchorowała, zastępuje mnie wicedyrektor, upoważnienie wystawiłam jeszcze w styczniu. ü Oświadczenie przewodniczącego szkolnego zespołu nadzorującego w sprawie zabezpieczenia arkuszy egzaminacyjnych przed nieuprawnionym ujawnieniem – arkusze pocztą kurierską dostarczono nam w przeddzień egzaminów, zabezpieczyłam je w szkolnym sejfie, przy otwieraniu byli obecni przewodniczący zespołów nadzorujących i przedstawiciele uczniów. Przeglądam jeszcze raz całą dokumentację, układam zgodnie z instrukcją do segregatora. Po raz kolejny powtarzam w myślach treść pisma z OKE, ciągle nie mogę zrozumieć, co się mogło stać, kto pracował niesamodzielnie, jak to możliwe, przecież tak pilnowaliśmy. -A może to chodzi o Michasia? – gorączkowo przerzucam dokumenty, szukam protokółu z sali, w której pisał egzamin nasz Michaś. Dostosowanie warunków egzaminu
Michaś – uczeń klasy IIIB, ulubieniec wielu nauczycieli, dowód na to, że w normalnej, masowej szkole może funkcjonować bez większych problemów uczeń z poważnymi dysfunkcjami. Mózgowe porażenie dziecięce sprawiło, że chłopiec od najmłodszych lat miał problemy z mówieniem; przykurcz mięśni uniemożliwiał pisanie, zaburzona była koordynacja ruchowa. Kiedy Michaś trafił do nas przed 9 lat, wiele osób wątpiło, czy podoła w zwykłej szkole. Najważniejsze było zdobycie nieosiągalnego wtedy dla przeciętnej rodziny komputera, przy pomocy którego Michaś pisał, liczył i grał usprawniając rękę. Determinacja matki, życzliwość nauczycieli, wsparcie poradni – łańcuch ludzi dobrej woli pomagał przezwyciężać biurokratyczne przeszkody, dodawał sił w walce o dodatkowe godziny dla Michasia na logopedię, indywidualne zajęcia z angielskiego, matematyki, języka polskiego. Chłopiec chętnie angażował się w życie klasy, na specjalnie dostosowanym trzykołowym rowerze jeździł na rajdy, brał udział w szkolnych przedstawieniach. Prace pisemne pisał na komputerze, odpytywany był na zajęciach indywidualnych; mimo problemów artykulacyjnych nauczyciele uczący kilka lat chłopca rozumieli jego wypowiedzi. Organizując egzamin gimnazjalny dostosowaliśmy warunki egzaminacyjne do możliwości Michasia: pisał w oddzielnej sali, miał wydłużony czas pisania o 50%, mógł korzystać z pomocy nauczyciela wspomagającego ze względu na trudności w zapisie i kodowaniu odpowiedzi (przykurcz dłoni uniemożliwia chłopcu precyzyjny zapis). Dodatkowo do pisania odpowiedzi na zadania otwarte do dyspozycji chłopca był przygotowany komputer.. Egzamin w części humanistycznej przebiegł bez problemu. Michaś napisał wypracowanie na komputerze, pracę wydrukowano, dołączono do właściwych arkuszy. Problem pojawił się przy drugiej części egzaminu. Miejsca na obliczenia w arkuszu dla Michasia było za mało – poprosił o dodatkowy papier na brudnopis. Trzy strony zapisane przez chłopca okazały się barierą nie do pokonania przy próbie przepisania „na czysto”. Konsultacja zespołu nadzorującego ze mną i decyzja: do arkusza obliczenia Michasia przepisze członek komisji, natomiast brudnopis zostanie dołączony jako dowód autentycznej pracy ucznia. Na moją prośbę wpis o takim postępowaniu zostaje umieszczony w protokole przebiegu egzaminu, cała komisja składa stosowne podpisy, na wszelki wypadek o przyjętym rozwiązaniu informuję eksperta z ramienia, OKE (który obserwował pracę uczniów piszących na sali gimnastycznej). I tak w bezpieczną kopertę zapakowano arkusz, w którym część rozwiązań wpisał samodzielnie Michaś, część wpisała na podstawie brudnopisu pani Ola, do arkusza dołączono dodatkowe kartki papieru kancelaryjnego z zapiskami chłopca. W myślach cała sytuacja z 9 maja wraca jak żywa, analizuję jeszcze raz nasze postępowanie, upewniam się, że jest odpowiedni zapis w protokole. Usiłuję się uspokoić, kolejna tabletka, ucisk pod mostkiem nieco zelżał, ale wolę o tym nie myśleć. Dzwonię po panią pedagog (jest po 18), proszę o przyjście do szkoły i przekazanie mi całej dokumentacji Michasia – może będzie mi potrzebna w OKE. Ze szkoły wychodzę po 19, z domu na kurs wyjechałam przed 7, rodzina jeszcze nie wie, że czeka mnie podróż do Krakowa. Noc i poranek dzień drugi
Nie potrafię przestać myśleć o całej sprawie. Jak bumerang wracają słowa z pisma podpisanego przez dyrektora OKE: rozpoczynam procedurę unieważnienia egzaminu... Tak bardzo staraliśmy się o to, aby wszystko odbywało się zgodnie z przepisami, aby niczego nie zaniedbać, aby nie dopuścić cienia podejrzenia o nieuczciwość. Nasi uczniowie nie mogli na sale wnosić maskotek, przy wejściu zostawiali nawet opakowania chusteczek higienicznych (można było zabrać 1-2 sztuki), stoliki odsunięte na przepisową odległość, w mniejszych salach na trzyosobową komisję przypadało 8-9 uczniów. Nauczyciele z komisji mieli kategoryczny zakaz rozmawiania, siedzieli w różnych miejscach sali, żadnej kawy, herbatki, bezwzględna dyscyplina. Taka byłam dumna, że tradycyjnie nasza szkoła jako jedna z pierwszych oddaje prace w punkcie odbioru prac, że nigdy nie było zastrzeżeń do naszych działań. A teraz wszczęto procedurę unieważnienia. Jak ja to powiem nauczycielom? Jak spojrzę w oczy rodzicom? A co z uczniami, którzy po wstępnej analizie tak cieszyli się z wyników. Co z komputerową rekrutacją do szkół? Przecież nasze prace nie zostaną poprawione na czas. STOP. Nie wolno mi tak myśleć, przecież jeszcze nic nie postanowiono. Jutro jadę do Krakowa i wszystko wyjaśnię. Jutro? Już druga, za dwie godziny powinnam wstać. Może jeszcze zasnę. Pociąg do Krakowa prawie pusty, przede mną pięć godzin jazdy. Lubię podróżować. Mam wtedy czas na lekturę, na zapiski, obserwowanie pejzażu i ludzi. Ale dzisiaj droga wyjątkowo mi się dłuży. Przeczytałam po raz kolejny rozporządzenie o egzaminach, biuletyn informacyjny OKE, znam na pamięć wszystkie moje zadania, jako przewodniczącej szkolnego zespołu nadzorującego. I ciągle ta myśl: rozpoczynam procedurę unieważnienia. Tortura czekania
Jestem w Krakowie. Jest 10.30 – rozmowę wyznaczono mi na 15.30. Nie dam rady tyle czekać. Rozsądnie chowam na dno torebki pudełeczko z tabletkami uspokajającymi. Muszę nad sobą sama zapanować, chociaż tak trudno, ciągle te słowa o unieważnieniu egzaminu. Nie potrafię racjonalnie myśleć, nie pomaga nawet próba modlitwy. Próbuję zabić czas, idę na piechotę do siedziby OKE, niestety, minuty nie chcą mijać szybciej. Aleja F.Focha 39. Po prawej stronie rozciągają się krakowskie Błonia, w oddali kopiec Kościuszki, siedziba OKE, ochrona przy wejściu, zostaję wpisana do rejestru, dostaję wizytówkę „Gość OKE” (ja się tu nie prosiłam, myślę sarkastycznie), pod nadzorem zostaję odstawiona do sekretariatu. Niestety, nie udaje mi się nic załatwić. Rozmowy z dyrektorami wyjaśniającymi zastrzeżenia do samodzielności pracy uczniów są zaplanowane co pół godziny. Moja kolejka jest za 5 godzin! Muszę wyglądać nieszczególnie, skoro pani z sekretariatu próbuje znaleźć dla mnie jakąś lukę. Może się uda po pierwszej. Dziękuję, wychodzę, z powrotem spacer na Planty, kawa, próbuję zająć myśli obserwowaniem krakowskiej ulicy. Na próżno, wiem jedno: rozpoczęto procedurę unieważnienia egzaminu w moim gimnazjum...Wracam do budynku OKE. Przed obliczem komisji
Powtarzam procedurę: ochrona, zapis do rejestru, wizytówka, doprowadzenie do sekretariatu. Na rozmowę czeka kolejny dyrektor. Wymieniamy kilka zdań, jednak rozmowa się nie klei. Z gabinetu wychodzi pani, rzut oka na zmienioną twarz wyjaśnia wiele. Czuję się podle – jestem oskarżona, nie czując się winna. A jednak jako dyrektor, odpowiadam za wszystko, cokolwiek wydarzyło się w mojej placówce. Jestem odpowiedzialna za moich nauczycieli w komisjach, za uczniów piszących egzamin. Czyj brak uczciwości przyniesie wstyd całej szkole? Kto zawinił? Kto będzie pisał powtórnie egzamin? Dlaczego? Czego nie dopatrzyliśmy? Myśli kłębią się, próbuję opanować drżenie rąk, musze przygotować się do rozmowy jak osoba profesjonalna, muszę być wiarygodna w swoich wyjaśnieniach. -Zapraszamy –dyrektor OKE, pan Marek Legutko, uśmiecha się życzliwie, wskazując miejsce przy dużym stole. Za chwilę pojawiają się inne osoby, w sumie mam składać wyjaśnienia przed czteroosobowym gremium. -Jest nam przykro, że doszło do takiej sytuacji, jednak naszym obowiązkiem...-rozpoczyna pan dyrektor. Słucham zasad, jakimi kierowali się egzaminatorzy, motywów podejmowania takich decyzji. To na razie wstęp, zgadzam się ze wszystkim, mnie też bardzo zależy na uczciwości, też jestem za piętnowaniem niesamodzielności prac i oszukiwania. Tylko,że to tak trudno, kiedy zarzut dotyczy cię osobiście, a ty myślałeś, że wszystko było w porządku. -W państwa przypadku, sprawa, które chcemy wyjaśnić, to zdarzenie jednostkowe...-nie mogę się powstrzymać, przerywam: -Czy chodzi o ucznia B01? W napięciu czekam na odpowiedź. -Tak, podejrzenia są w stosunku do pracy opatrzonej kodem B01. Nie potrafię opanować...radości: to kod Michasia. Ulga, radość i łzy
Komisja patrzy na mnie z lekkim zdziwieniem. To co najmniej dziwne. Dyrektorka, przed chwilą bliska zawału, teraz...cieszy się, że jej przewidywania były słuszne. Cóż, dla mnie sprawa jest wyjaśniona: wiem, że Michaś pisał samodzielnie i mogę to udowodnić. Oddaję do kontroli całą przywiezioną dokumentacje, wszystko w porządku: w komisjach pracowali nauczyciele o innych specjalnościach niż przedmioty egzaminacyjne, w każdej komisji był przedstawiciel z innej szkoły, protokoły są uzupełnione prawidłowo, zgadzają się listy uczniów. Nieco chaotycznie (ciągle te nerwy!) relacjonuję przebieg egzaminu w sali Michasia, przedstawiam problemy chłopca, sposób dostosowania warunków egzaminacyjnych, przyjęte rozwiązania. Komisja przegląda przywiezione dokumenty potwierdzające dysfunkcje chłopca. Padają pytania: -A dlaczego nie zaznaczyła pani odstępstwa od procedury w protokole zbiorczym? -Według mnie, pomoc nauczyciela wspomagającego nie jest odstępstwem od procedury, przepisy dopuszczają taką możliwość... -A dlaczego brak zaznaczenia: „nauczyciel wspomagający” na arkuszu ucznia? Na to pytanie nie potrafię odpowiedzieć, praca trafiła do mnie zapakowana w bezpieczną kopertę, nie miałam okazji jej obejrzeć... Przepraszam za niedopatrzenie komisji. Chwila rozmowy, rozumiem, że egzaminator, do którego trafiła praca Michasia miał prawo mieć podejrzenia co do samodzielności pracy: włożone kartki brudnopisu, inny charakter pisma przy zadaniach otwartych. Rozmowa jest protokołowana, dodatkowo mam przesłać wyjaśnienie na piśmie. Jeszcze raz przepraszam za uchybienia: brak adnotacji na arkuszu ucznia o nauczycielu wspomagającym i brak odnotowania na protokole zbiorczym odstępstw od procedury, czyli dostarczenia uczniowi dodatkowych kartek papieru i przepisania części zadań przez nauczyciela. Rozmowa się kończy w przyjemnej atmosferze, mówię o tytule „Szkoły z klasą”, którym chlubi się nasze gimnazjum i który został uratowany. -Potwierdziliście Państwo swoją klasę, skoro tak potrafiliście pracować z niepełnosprawnym dzieckiem, właśnie po tym poznaje się klasę szkoły. Dziękuję za te słowa, żegnam się, w sekretariacie z radości całuję sympatyczną panią, która znalazła dla mnie lukę w wyznaczonych terminach i wyfruwam z budynku OKE. Dzwonię do męża: Wszystko w porządku, chodziło o Michasia... Nie mogę nic więcej powiedzieć, nagromadzone prze 20 godzin emocje znajdują ujście, siedzę na ławce na krakowskich Błoniach i...głośno płaczę. Procedura unieważnienia została wstrzymana! Mogę spokojnie wracać do domu. *** Kilka słów komentarza. Całą historię opowiadam ku przestrodze –unieważnienia egzaminu to sytuacja, z jaką przychodzi się, niestety, spotkać wcale niemałej liczbie szkół. Mimo traumatycznych przeżyć, jakich doświadczyłam, jestem za surowością procedury sprawdzania. Wiem, że egzaminatorzy, pracownicy OKE starają się robić wszystko, aby wychwycić nieprawidłowości. Ja dostałam kolejną lekcję życia: za rok, przeprowadzając sprawdzian i egzamin będę jeszcze bardziej wyczulona na prawidłowość procedur, na zapisanie wszelkich odstępstw w protokołach. I wiem, że to wszystko dla dobra naszych uczniów, dla dobra naszych szkół. I dlatego jestem „ZA”. A moje emocje były tym większe, że w grupie uczniów piszących egzamin, był w tym roku mój syn. Wiedziałam, że pisał samodzielnie. Ale jaki to łakomy kąsek dla mediów... Małgorzata Nowak |