Forum OSKKO - wątek
TEMAT: |
Skarżypyta - na kopyta? |
|
Marek z Rzeszowa | 01-12-2002 19:06:04 [#01] |
---|
Dostałem list. (Lista dyskusyjna przemoc.lista@niebieskalinia.pl ). Autor, nie po raz pierwszy zresztą, krytykuje szkoły, nauczycieli, dyrektorów. Marek Poczytajcie: 10-letni Dawid nie żyje. W szkole uczono: „nie skarżyć”... Radio „TOK FM”. 25 listopada 2002, godzina 13.46. Dziś po raz kolejny nawiązuję do materiałów prezentowanych przez dziennikarzy powyższego medium. Szokująca treść zdarzenia opisanego przez ojca nieżyjącego dziś chłopca oraz komentarze osób, które dodzwoniły się do studia wywarły na mnie ogromne wrażenie. Tymczasem delikatne komentarze wizytatora, w formie usprawiedliwień, wołały o pomstę do nieba. Było to dla mnie bardzo przygnębiające doświadczenie, albowiem po raz kolejny potwierdziła się moja teza dotycząca wątpliwej jakości bezpieczeństwa dzieci w szkole. Cała historia jest bardzo smutna a zdarzenia do jakich doszło – nieodwracalne. Warto więc wyciągnąć z niej wnioski, aby nie stała się ona kiedyś ponownie doświadczeniem kogoś z nas lub naszych najbliższych. To był wypadek. Lekkomyślne dzieciaki często tłuką się niemiłosiernie, a ich pomysły i nieprzemyślane decyzje kończą się bardzo różnie. Takie rzeczy się zdarzają. Czy oby jednak nie nazbyt często? Czy sami nie przyczyniamy się przez przypadek do obecnego stanu rzeczy? Może pozwalamy na zbyt wiele. Może zbyt często przymykamy oczy... Czy nierozwaga dzieci może usprawiedliwiać lekkomyślność ich opiekunów? Na pewno nie! Do opisanej tragedii doszło na skutek niedopatrzeń i niedociągnięć organizacyjnych pewnej polskiej szkoły. Podczas tego zdarzenia nie potrafiono sprawnie udzielić chłopcu pomocy. Pogotowie – na skutek administracyjnego bałaganu panującego w szkole i niedoinformowania nauczycieli – przyjechało po ponad czterdziestu minutach oczekiwania dziecka na pomoc. Pani dyrektor... nie było wtedy w szkole. Wbrew pozorom – nie wyjechała w sprawach służbowych... Do zdarzenia doszło podczas nieobecności nauczycielki, która na chwilę wyszła do szkolnego WC. W klasie znajdowało się wówczas kilku uczniów. W pewnym momencie doszło do bójki. Dawid został pobity przez kolegę. Zanim jednak nauczycielka przyszła z powrotem do sali wszystko wróciło do zwykłego porządku. Nauczycielka o zdarzeniu dowiedziała się dużo później. Gdyby jednak nie tragedia do jakiej doszło fakt ten prawdopodobnie – jak wiele innych do jakich dochodziło w szkole – pozostałby nieujawniony. Lekcje odbywały się w dalszym ciągu. Podczas dyktanda Dawid zasłabł. Tak sam... od siebie. Wystraszona nauczycielka nie wiedziała co się stało i w panice zaczęła szukać pomocy. Po wykonaniu odpowiedniego telefonu okazało się, że szkoła nie ma podpisanej umowy umożliwiającej podjęcie działań na rzecz poszkodowanego. Komplikacje te spowodowały długie oczekiwanie dziecka na pomoc. Zbyt długie. Ojciec chłopca powiedział, że na karetkę czekali ponad 40 minut. Dawid nie żyje. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie bólu i żalu, jaki muszą odczuwać rodzice po śmierci swego 10-letniego synka. To zbyt trudne. Mogę jedynie spróbować postawić się w ich sytuacji. Nie wiem co bym wówczas zrobił. Tymczasem jak powiedział na antenie ojciec – przebaczył temu chłopakowi, który pobił jego syna oraz niezaradnym nauczycielom, bo – jak oświadczył – każdy może mieć chwile słabości. Twierdzi jednak, że dyrektorce nie wybaczy. Nie potrafi zapomnieć tragedii do jakiej doszło z powodu jej niedyspozycji oraz organizacyjnego nieładu panującego w szkole. Ale tak naprawdę to nie wszystko. Jak wspomina ojciec, dzieciom w szkole nie wolno było skarżyć. Donoszenie było traktowane jako niegrzeczne, niedopuszczalne wręcz zachowanie. Rodziców zaś proszono, aby uczyli dzieci, by nie skarżyły, bo to nieładnie. Na skutek tego uczniowie bali się i wstydzili skarżyć na kolegów. Nie można się więc dziwić, że koledzy Dawida nie reagowali. Kiedy nauczycielka powróciła na lekcję wszyscy uczniowie zachowywali się tak jakby do niczego nie doszło. Nikt nie odważył się opowiedzieć co się naprawdę działo. Nawet ojciec Dawida do ostatniej chwili nie wiedział co zaszło. Panowała nieprzełamywalna zmowa milczenia. Nikt nie pisnął ani pół słowa. Prawda dopiero z czasem wyszła na jaw. Ojciec zawiadomił policję. Napisał również odwołanie do wójta, na skutek czego powołano komisję, która miała zbadać całe zajście. Ta jednak stwierdziła, iż nie było uchybień w zakresie administracyjnym. Ponadto słowo „bójka” brzmiało bardzo groźnie, więc dobrano inny termin: „drobna przepychanka”. Cóż. Tak powiedzieć jest dużo łatwiej i bezpieczniej. To, że w szkole dzieje się źle świadczy o niej samej. Dyrektor przecież musi dbać o dobre imię swojej szkoły. Jeśli w placówce takiej występuje określony problem to należy go skutecznie i w miarę szybko rozwiązać. W zaprezentowanym przez wizytatora i panią dyrektor sposobie rozumowania – przede wszystkim przez sukcesywne ukrywanie go. Wszak wedle współczesnej społecznej mentalności problemu nie ma, jeśli się o nim nie mówi... Rodzic wyraził również zdumienie, że dzieciom nie zorganizowano później pomocy psychoterapeutycznej. To co zaszło na pewno nie jest normalne. Jeśli podczas niebezpieczeństwa ucznia reszta klasy milczeniem zbywa wszelkie zło to oznacza to, że niezbędna jest tutaj ingerencja osoby z odpowiednimi kwalifikacjami... Ale to przecież niewygodne i nie ma z czego robić afery... Wnioskuję, że tak właśnie myślała pani dyrektor, a przynajmniej wszystko na to wskazuje. Ojciec twierdzi, że po tym zdarzeniu w szkole nic się nie zmienia. W dalszym ciągu jej pracownicy nie są przygotowani na sytuacje krytyczne. Tymczasem wizytator opiniuje: „nie widzę niedociągnięć”. Podkreśla on z satysfakcją, iż ankieta przeprowadzona w tamtej szkole wykazała, że 93% uczniów nie widzi zagrożenia, a – co mnie zaskakuje – 92% dzieci lubi szkołę. „Uchybień nie było, szkoła jest dobra, bądźmy szczęśliwi” – to wnioski jakie można było ustalić z analizy wypowiedzi wizytatora. Prawdopodobnie uczniowie rzeczywiście nie widzą zagrożenia... Pytanie tylko: dlaczego nie widzą? Dlatego, że nie chcą widzieć, czy dlatego, że im nie pozwalano? Wszak skoro skarżyć nie można to zapewne i widzieć za dużo też nie wypada... Przysłuchując się burzliwym rozmowom wynotowałem sobie pewną konkluzję pani prezentującej materiał: „Pani dyrektor cygani, wójt kłamie”. I tak to chyba właśnie wygląda. W podsumowaniu całości padło następujące stwierdzenie: „Nie chciałabym, aby moje dziecko chodziło do tamtej szkoły”. Ja na jej miejscu również bym tego nie chciał. Nie rozumiem powodów, dla których skarżenie ma być czymś niestosownym. Jest ono ponadto chyba jedynym sensownym sposobem dzieci na zakomunikowanie, że dzieje im się krzywda, że coś jest nie tak. W ten sposób się bronią. Dlaczego pracownicy owej szkoły nie pozwalali im się bronić – mało tego – uważali to za okropny zwyczaj? Osobiście uważam, że jeśli zachodzi potrzeba, jeśli istnieje powód to należy coś zrobić! Trzeba się komuś zwierzyć, poskarżyć, poprosić o pomoc. To często nie bywa proste, a w momencie, kiedy nauczyciel oznajmia: „nie chcę słuchać tego co mówisz” staje się to nawet niewykonalne. Wszystkich przeciwników teorii skarżenia odsyłam do art. 304 kpk. Cóż. Prawo też o tym mówi. Po co informować społeczeństwo o prawach dziecka (ostatnio chodząc ulicami Wrocławia często widuję bilbordy instytucji Rzecznika Praw Dziecka) skoro uczeń nie może skarżyć? Jeżeli nie pozwalamy im się bronić, dodatkowo ranimy ich uczucia. Potem nie mówią nam już o niczym i dzieją się tragedie. Niektórzy – podkreślam – niektórzy nauczyciele, dyrektorzy, wychowawcy są wybitnymi inwalidami, wielkimi życiowymi kalekami – nie widzą, nie słyszą, nie mówią, nie czują... Myślę, że aluzja jest jasna i zrozumiała. Moja rada dla dzieci, uczniów i wszystkich innych „uciszonych”... Jeżeli są powody, jeżeli dzieje się krzywda Wam albo Waszym najbliższym, to niema na co czekać. Skarżyć „ile wlezie”! Macie prawo szukać pomocy! Jeżeli Wasi nauczyciele, opiekunowie, wychowawcy nie chcą słuchać – zmieńcie rozmówcę. Jest wiele instytucji, których celem jest pomagać. To Niebieska Linia, to regionalne telefony zaufania, punkty konsultacyjne niebieskiej (przemoc w rodzinie) i pomarańczowej (problemy alkoholowe) linii, Towarzystwa Przyjaciół Dzieci, Komitet Ochrony Praw Dziecka, Rzecznik Praw Dziecka, miejscowe punkty OPS i wiele, wiele innych. Można też poszukać pomocy u znajomych, kolegów, czy w swojej bądź w dalszej rodzinie. Ktoś Was na pewno wysłucha i ktoś Wam pomoże! Należy jednak postępować rozsądnie – dbając o bezpieczeństwo własne i swoich najbliższych. Można także anonimowo zapytać: „co mam robić”. Czasami nie warto zbyt długo zwlekać, zastanawiając się – powiedzieć, czy nie powiedzieć. 10-letni Dawid nie zdążył. On już nie żyje.
Mariusz Ciszewski, *** Wsparcie ***
|
Małgoś | 01-12-2002 21:46:16 [#02] |
---|
Jeszcze niedawno żartowałam z nauczyciela wychowawcy, któremu lęk o życie i zdrowie uczniów nie pozwalał zmrużyc oka podczas wycieczki szkolnej. Juz nie żartuję... i chęc do wyjść, wycieczek jakby mniejsza. Na zajęciach z prawnikiem postraszono mnie konsekwencjami wypadków na takich imprezach jak: pieczenie kiełbasek przy ognisku, sprzątanie świata, spacer po górach, sprzątanie i dekorowanie klasy..itd. Od uczniów przyswoiłam sobie tekst: Lajf is brutal end full of zasadzkas A za każdym kornerem czyha dendżer |
Mariola | 01-12-2002 22:19:43 [#03] |
---|
przeczytałam i jestem w szoku :-((( |
Małgoś | 01-12-2002 22:32:17 [#04] |
---|
Ale przecież nie dlatego Dawid nie żyje, że w szkole wychowywano uczniów, że skarżenie jest nieetyczne! |
Paweł Sypek | 02-12-2002 09:34:37 [#05] |
---|
stres Takie wypadki wzmagają strach w nauczycielach. Pewnie, że każde działanie szkolne może być dobrze przygotowane, zabezpieczone, opisane itd. Ale wypadek zdarzyć się może wszędzie i konsekwencje dla nauczyciela, dyrektora i całej szkoły są wtedy dotkliwe. Nawet, gdy wszystkie obowiązki były dopełnione. Mało kto rozumie, z jakim brzemieniem odpowiedzialności żyje i pracuje nauczyciel. W razie jakiegokolwiek wypadku winien jest przecież właśnie on. Teraz rozumiem dlaczego właśnie w tym zawodzie tak wiele nerwic i problemów ze zdrowiem. |
Marek Pleśniar | 02-12-2002 11:25:04 [#06] |
---|
hmm szkoda ze przy okazji tragedii ktoś zbija swój kapitał, chce zaistnieć. Atakowanie szkoły ta to, że:
- nie uczy skarzyć
- jej dyrektora akurat nie było (a ma być wiecznie? Gdyby w nocy to też?)
- dzieci ją lubią (wyniki ankiety i zdziwienie autora:-)
- kontrola nie wykazała jej winy
jest co najmniej dziwne. Zamiast pochylenia nad sprawą dziecka widzę wyraźnie chęć dołozenia szkole za wszelką cenę i niezaleznie od powodów. Argumenty są nietrafne i zaciemniają sprawę. Budzą niechęć adresatów. To tak jak w wielu rozmowach Polaków - atakujemy człowieka a nie jego błędy. W ten sposób, drogą eliminacji róznych winowajców, w szkole, urzędzie, tramwaju autor artykułu zostanie po pewnym czasie sam na naszej planecie. Bo każdy czasem się myli. Więc co? Tepić go? Czy szukać wyjaśnienia? czy razem działać? Przecież nie uczono w tej szkole mordowania dzieci?? Aby nie potepiać artykułu w czambuł (bo ze swojej strony chciałbym takich błędów się ustrzec) Ma on - moim zdaniem - rację tu: Jeżeli Wasi nauczyciele, opiekunowie, wychowawcy nie chcą słuchać – zmieńcie rozmówcę to prawda - jesli nie słuchamy - to nasza wina. Ale do nas mówcie. Aha i słuchajcie nas też - słuchajcie gdy mówimy o szkole i szkolnych problemach Wszych dzieci. Nie szukajcie zemsty po fakcie lecz słuchajcie gdy Wam - drodzy Rodzice mówimy, że rodzi sie problem, ze dziecko ma niepowodzenia szkolne. Zapraszamy a przychodzi 1/3 rodziców. Gdzie są wtedy? I jeszcze. Nie znamy źródeł przytaczanych informacji. Wygłaszane są one pewnie i bez miejsca na watpliwości. Ktoś bardzo sprawnie opanował sztukę mówienia do tłumów. Wolałbym rozmowę. |
RomanG | 02-12-2002 15:27:47 [#07] |
---|
Znamienne jest że szkoła (i nauczycielka osobiście) nie została oskarżona o niewłaściwe sprawowanie opieki nad uczniami. Nieobecność nauczycielki nie była błędem w sztuce. Uczniowie widać dostali jasne polecenia, co mają robić.
Wszystkim tym, którzy boją się wysłać ucznia po kredę lub pójść po nią sami daję to pod rozwagę.
Głowy do góry! :-))) |
Małgoś | 02-12-2002 19:45:28 [#08] |
---|
Wybacz Romanie, ale to "Głowa do góry!!!" zabrzmiało paskudnie. Nie na tym polega problem, żeby "nie dać się wkopać"(jak Ty go przedstawiasz). Stała się tragedia - trudno przewidywalna, nieodwracalna i tak bardzo chciałoby się kogoś za nią obciążyć odpowiedzialnością, ukarać. To ludzkie.... Nie zapominaj o tym, że gdyby nauczycielka nie wyszła z klasy...Dawid by żył. A nie jest przecież niczemu winna. Czy jestes pewien, że śpi spokojnie? Więc nie zachęcaj nauczycieli do opuszczania klasy pełnej uczniów - bo to brzmi ...bezdusznie |
Maelka | 02-12-2002 20:55:21 [#09] |
---|
Mam niepokojące wrażenie, że.... Zaczynamy troszkę gonić własny ogon...
Trzeba chyba od najmłodszych lat wyjaśniać dzieciom różnicę między skarżeniem, a donoszeniem. To nie jest to samo.
Powiedzieć pani, że kolega nie napisał zadania domowego to donos, powiedzieć, że kolega przyniósł do szkoły pistolet gazowy tatusia za taki w moich oczach nie uchodzi...
Brak takiej wiedzy, powoduje, że nawet człowiek dorosły nie potrafi przełamać oporów, nie potrafi wartościować, co jest ważniejsze: lojalność i solidarność zawodowa, czy dobro powierzonych sobie dzieci...
Stąd wahania: co zrobić, gdy nauczyciel się nie sprawdza, gdy popełnia ewidentne błędy, gdy rozminął się z powołaniem...
Na zdrowy rozum powinno się pogadać, wyjaśnić, w ostateczności zawiadomić odpowiednich zwierzchników...
I co?
I zwykle zwycięża konformistyczne: Cicho jedziesz, dalej dojedziesz...
Bo nie będę przecież donosić na panią, bo to, bo tamto...
Powiedzenie szefowi, że koleżanka nie przygotowuje się do lekcji to podły donos...Zamilczenie, gdy koleżanka popełnia ewidentne błędy i nie da się skłonić do merytorycznej dyskusji to ....solidarność...
Bo przecież "Choćby cię smażono w szkole, nie mów, co się dzieje w szkole" ... |
Małgoś | 02-12-2002 21:48:07 [#10] |
---|
Maelka!!! W szkole smażyć??? Smaży się w SMOLE! A w szkole mozna najwyżej smalić cholewki, wysmażyć opinię albo spalić klasę ;-))) Zgadzam się w 100% Latami pracowaliśmy nad tym, czy mówić o tym, że ktoś grzęźnie w narkotykach to donosić czy pomagać, czy spełniać swoja ludzką powinność wobec bliźniego. Nie wszyscy to tak pojmują, ale większość - na szczęście tak. Natomiast donosicielstwo jest be! I chyba łatwo jest dzieciom dużym i małym to uświadomić. DONOSICIELSTWO odbywa się w zaciszu sal i pokoi, na uszko, w tajemnicy, a jego celem jest pogrążenie kogoś kogo sie nie lubi - albo na głos, bezczelnie, z zemsty, niechęci lub braku powsciagu. Jedno jest wspólne - brak wyższej motywacji - donosicielstwo nie przynosi korzysci moralnych. Jego motywacją jest interes osobisty (tzw. niskie pobudki) |
Marek z Rzeszowa | 02-12-2002 22:40:39 [#11] |
---|
Problem "skarżenia" jest podstawowy. Dlatego pozwoliłem sobie zacytować niezbyt przeze mnie lubianą Niebieska Linię. Przecież nasze historyczne doświadczenia i stereotypy Polaka Patrioty - "donoszenie", "kablowanie", ustawiają w najniższym rzędzie zachowań. Pawka Morozow w Polsce nie znalazłby naśladowców. Znamienne jest porównanie ilości "skandali lustracyjnych" w Polsce , Niemczech, Czechach... (bardzo korzystne dla Polski). Nikt nie jest w stanie przewidzieć co by było gdyby lustrację przeprowadzono w Rosji, na Ukrainie, w Białorusi... Więc z tego punktu widzenia wzorce przedstawiane przez szkołę, o której rozmawiamy, są zrozumiałe i mieszczą się w naszym, polskim kręgu zachowań. Tak być powinno. Powinniśmy tepić niskie donosicielstwo w każdej postaci. Jest tylko problem, który poruszyła Maelka i Małgoś. Pewne zachowania nie powinny być chronione tajemnicą, koleżeństwem, solidarnością grupowa, zawodową. W innych krajach, nie doświadczonych tak jak Polska nieustannym zagrożeniem utraty suwerenności i państwowości, więcej jest zachowań współpracy z władzą. U nas współpraca z władzą (policjantem, nauczycielem, dyrektorem...) odbierana jest jako coś nagannego. Gdy w Polsce policjant interweniuje wobec nagannie zachowującego się obywatela na ulicy, usłyszy czasem: gestapo, KGB... Tłum z reguły staje po stronie obywatela. W innych krajach jest zgoła inaczej... Małgosia napisała o działaniu dla dobra osoby, na którą "skarżymy" I tu jest problem najważniejszy: gdzie leży granica pomiędzy "skarżeniem" a "donoszeniem"? Czy jak w każdym nieostrym podziale, nie będzie to nadużywane i w którą stronę...? Marek |
majra | 04-12-2002 12:17:49 [#13] |
---|
W całej pełni popieram wypowiedź Marka, ale czy to nasza wina?
Jeżeli ma się "pranie mózgu" przez całe życie (ja rocznik 60 i trochę) to trudno zrozumieć różnicę donoszenie a donoszenie. Moja koleżanka z Australii opowiadała mi wiele przykładów na skarżenie: jeżeli dziecko kilkunastoletnie zostanie w domu samo na 1 godzinkę i nie daj Boże sąsiedzi (zresztą sympatyczni ludzie) to zauważą, to po powrocie do domu znajdujemy je pod opieką Policji i gęsto się trzeba wtedy tłumaczyć. Kilka takich wpadek i już odpowiednie służby zastanawiają się czy aby jesteśmy dobrymi rodzicami. Sama też stwierdziła, że czasami jest to przeginane aż do absurdu.
Jest wiele rzeczy, których się musimy uczyć jako ludzie, społeczeństwo, rodzice, nauczyciele i niestety nie da się tego załatwić tonami produkowanych papierów: regulaminów, wizji, misji, programów, a gdzieś w tym wszystkim zaniknął człowiek i kontakt z nim, pocieszenie płaczącego i zasmuconego dziecka, wysłuchanie go powoli i z zainteresowaniem itd. |
Małgoś | 04-12-2002 13:44:02 [#14] |
---|
Moim zdaniem nie może byc społecznego przyzwolenia na łamanie zasad, prawa itp. w postaci CISZY i BIERNOŚCI.
Żadne historyczne uwarunkowamia nie mogą nas usprawiedliwiać.
Może ja jestem jakas inna, ale nie solidaryzuje sie z gapowiczami w tramwaju, wandalami, złodziejami, ignorantami, albo fatalnymi pracownikami nawet jesli reprezentuja tę sama profesję.
W naszym kraju wciąz gdzies krzyczą bite dzieci, maltretowane zony, a uczciwi sąsiedzi lojalnie, solidarnie i kulturalnie milczą, bo nikt nie chce byc DONOSICIELEM.
Od tego jest też m.in. szkoła, żeby uczyc odrózniać donosicielstwo od obywatelskiej interwencji. |
Marek z Rzeszowa | 04-12-2002 14:06:17 [#15] |
---|
Małosiu Ale czy pochwalasz, gdy przyjdzie do Ciebie mały lizusek i powie: "prose Pani, a Jola ma wymalowane paznokcie, a Jasio puścił bąka pod ławkę, a małgosia ma chłopaka z IIa..."? Marek |
Małgoś | 04-12-2002 14:42:18 [#16] |
---|
Marku, ja nie mam żadnych watpliwości, że to jest obslizgły donos - nie ma w tym czynie cienia obowiązku obywatelskiego.
Natomiat zainteresuję się wypowiedziami typu:
a) Staś nosi przy sobie nóz i straszy kolegów
b) Asia pokazywała nam maleńkie pastylki i mówiła, że po nich jest super, a kosztuja jedynie 10 zł sztuka
c) Ala dopisuje sobie i innym (za pieniądze) oceny w dzienniku
d) Antoś pociął firanki w gabinecie j.polskiego
e) Ewa zmusza kolezanki do przynoszenia pieniędzy
f) Pani X uzywa brzydkich słów na lekcji
g) Pan Y zaproponował mi płatne korepetycje ze swojego przedmiotu,
h) od Pani Z śmierdzi alkoholem na lekcji itd
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że wiele osób uzna te wypowiedzi za donosy - dla mnie to nie są donosy, ale postawa nieobojętności na zło prawne czy moralne.
Marku, i proszę nie spłycaj i nie ironizuj - to naprawdę szkodzi rozmowie :-) |
Małgoś | 04-12-2002 17:01:16 [#17] |
---|
RomanieG zajrzałam pod adres podany niżej przez Ciebie...no cóż...bywa - ale to nie jest opinia reprezentatywna dla środowiska psychologów i pedagogów. I dlatego poniżej pasa jest twój nagłówek. Na jakiej podstawie piszesz "reakcja psycholo - pedagoga"??? Autorem odpowiedzi był ktoś związany z resocjalizacją, a właściwie jakiś urzędnik z MENiS. Obrażasz m.in. piszących tu psychologów i pedagogów, którzy zajmują się właśnie głównie takimi uczniami, których Ty chcesz traktować jak dorosłych przestępców. I którym udaje się zawrócicć młodych ludzi z niebezpiecznej drogi. Bardzo dużo jest ironii w tym Twoim "psycholo-pedagog". Równie dużo jak w wypowiedziach o uczniu lub młodym człowieku. Czuję się obrażona - moje prawa zostały naruszone, gdyż kpisz z mojego zawodu. Jaka karę powinnam zastosować wobec kogoś kto narusza moje prawa publicznie. Cóz, wyrażam swój protest - tupię nogą. NIE, NIE ŻYCZE SOBIE, ABYŚ KPIŁ Z MOJEGO ZAWODU. |
RomanG | 04-12-2002 20:43:08 [#18] |
---|
Nadinterpretacja... NADINTERPRETACJA i jeszcze raz nadinterpetacja!
To nie była kpina. |
Marek z Rzeszowa | 04-12-2002 21:58:45 [#19] |
---|
Małgosiu Myślę, że przez ironię osiągnąłem swój cel. Zwróciłaś uwagę na różnicę pomiędzy różnymi przkazami uczniów. Jest poważnym problemem wyznaczenie granicy pomiędzy "obślizgłym donosem" a obywatelskim doniesieniem o potencjalnym przestępstwie. Bo może się okazać, że: a) Jasio nie lubi Stasia i ten nóż był jego wymysłem (Staś nosi przy sobie nóz i straszy kolegów), b) Asia pokazywała nowy rodzaj gumy do żucia wyprodukowany przez Harrego Pottera (Asia pokazywała nam maleńkie pastylki i mówiła, że po nich jest super, a kosztuja jedynie 10 zł sztuka), c) Jola nie lubi Ali i postanowiła jej zrobić "dowcip" (Ala dopisuje sobie i innym (za pieniądze) oceny w dzienniku), d) Antoś pociął bibułę wyglądającą jak firanki (Antoś pociął firanki w gabinecie j.polskiego), e) Ewa zmusza kolezanki do przynoszenia pieniędzy f) Pani X jest konsekwentną nauczycielką egzekwującą obowiązki ucznia a "Pawka Morozow" się nie przygotował... (Pani X używa brzydkich słów na lekcji), g) Balbina jest nifomanką a Pan X nie zareagował właściwie na jej zaloty (Pan Y zaproponował mi płatne korepetycje ze swojego przedmiotu), h) Pani Z jest sąsiadką rodziny Zosi i parę dni temu pokłócili się o psa Zosi sikającego na wycieraczkę pani Z (od Pani Z śmierdzi alkoholem na lekcji) itd
Ja mam zasadę anonim (nawet gdyby był bardzo prawdopodobny) wyrzucam do śmietnika. Podobnie mam zasadę oddawania długów, respektowania umów, przestrzegania przykazań (pewnie kolejność nie jest wg. ważności) nawet jeśli prowadzi to czesem do złych (dla mnie ) konsekwencji. I mam zasadę nie słuchania donosów. A donosem jest dla mnie wszystko co anonimowe, szeptem, na ucho i z niskich pobudek. Zasady są ponad wszystko (jak to mówił Beck w Sejmie w 1939? -są granice... Honor...). Marek ps. Przepraszam za ironię. Donoszę na siebie: TAKI JUŻ JESTEM! |
Małgoś | 04-12-2002 22:55:58 [#20] |
---|
Marku, wyraźnie napisałam, że "Natomiat zainteresuję się wypowiedziami typu:" i jest chyba oczywiste, że słowo zaintersuję się oznacza dokłądnie to co oznacza - czyli nie podjęcie pewności o czyjejkolwiek winie i nie czynienie wyroków I to tyle. Kilka lat temu przyszli do mnie uczniowie i cicho, z lękiem wyznali, że od kilku dni w ich klasie po chwilowym zachwycie nad trawą zaczyna się moda na coś innego - byli przestraszeni, wskazali na osoby, przyznali się do swoich doświadczeń.... Błagali o dyskrecję. Według Twojego rozumowania to był donos. OK - masz prawo do swojego zdania. Ale ja im uwierzyłam i doceniłam ich determinację - w końcu sporo ryzykowali. Oni szukali pomocy i wierzyli, że zrobię coś ,co zahamuje zło, które pojawiło się w ich otoczeniu. Udało się ...dzięki im, rodzicom, specjalistom, nauczycielom itd. To był ze strony tych uczniów obywatelski obowiązek - według mnie :-) Ale ja tez mam prawo do ...własnych definicji ;-) |
Marek z Rzeszowa | 04-12-2002 23:08:47 [#21] |
---|
Brak niskich pobudek - brak donosu! Trzeba słuchać takich sygnałów. Ale nie bezkrytycznie i z ostrożnością. I patrzeć: KTO? CO? W JAKICH OKOLICZNOŚCIACH? Jeszcze raz stwierdzam: myślimy podobnie, tylko słowa inaczej użyte..., inaczej rozumiane... Trzeba dyskutować i rozmawiać (to do Janusza - nie można się obrażać, jeśli jesteś pewien swego zdania to byle chłystek z Rzeszowa nie jest w stanie Cię przegadać... Marek |
Marek z Rzeszowa | 04-12-2002 23:44:25 [#22] |
---|
I polecam gorąco link Andrzeja: http://kiosk.onet.pl/art.asp?DB=162&ITEM=1102341&KAT=239
Mariusza S., nauczyciela Liceum Sztuk Plastycznych w Nowym Wiśniczu, o molestowanie oskarżyły uczennice. Nagonka na niego trwała pięć miesięcy. W końcu nie wytrzymał presji. Powiesił się. Wcześniej prokuratura odmówiła wszczęcia postępowanie w jego sprawie, bo nie dopatrzyła się przestępstwa. Ale Mariusz S. o tym nie wiedział. Dzień po śmierci, jeden z uczniów zadzwonił do domu z krzykiem: - Mama, oni go k... zabili! Oni go k... zabili i nikt im nic nie zrobi! |
|
|
|
|
ANDRZEJ CHYLIŃSKI |
2002-12-03 |
|
|
| |
|
|
Sprawa wyszła na światło dzienne w czerwcu tego roku. W ogólnopolskim dzienniku pojawił się artykuł o skandalu w wiśnickim "plastyku". Kilka uczennic trzeciej klasy poskarżyło się, że półtora roku wcześniej nauczyciel sztukatorstwa Mariusz S. do zaproponowanych przez nich prac, polecił wykonanie zdjęć modeli, ukazujących budowę ciała. Dziewczyny musiały być na nich rozebrane. To, co zobaczył na zdjęciach nauczyciel, nie odpowiadało mu. Najpierw zarządził korekty, a potem zawiesił realizację projektu. Uczennice poskarżyły się innym wykładowcom. Pojawiło się złowrogie słowo "molestowanie". Sprawa trafiła do kuratorium oświaty i wizytatora. Nauczyciel zaprzeczał oskarżeniom.
Dziennikarz Kulis odwiedził wtedy Nowy Wiśnicz, rozmawiał z Mariuszem S., i dyrektorem szkoły Mirosławem Marmurem. Ponieważ uczennice odmówiły nam rozmowy, a zebrane materiały nie wyjaśniały sprawy, tekst nie powstał.
|
|
|
Na tym etapie praca nad rzeźbą, do której były robione kontrowersyjne zdjęcia, została zawieszona / fot. Szymon Łaszewski | | Po wakacjach temat odżył. 19 września dyrektor otrzymał polecenie od wizytatora, aby postawił wniosek do komisji dyscyplinarnej o zbadanie sprawy. Ukazały się kolejne artykuły. Równolegle oskarżeniami wobec Mariusza S. zajmowało się Małopolskie Kuratorium Oświaty i wizytator Regionalnego Centrum Edukacji Artystycznej Lidia Skrzyniarz. Sprawa trafiła także do Ministerstwa Kultury, które jest odpowiedzialne za szkoły artystyczne. Nowy Wiśnicz odwiedzały rozmaite komisje, a sprawą zdjęć, metod wychowawczych, i atmosferą w szkole zajął się rzecznik dyscyplinarny.
22 października do Wiśnicza przyjechała komisja dyscyplinarna Małopolskiego Kuratorium Oświaty. Wieczorem telewizja wyemitowała program o skandalu w liceum artystycznym. Dziewczyny twierdziły w nim, że niezdrowe sytuacje od dawna były tajemnicą poliszynela w tej szkole. Dyrektor szkoły Mirosław Marmur bronił nauczyciela, Mariusz S. zaprzeczył oskarżeniom.
30 października dyrektor został odwołany oraz odsunięty od prowadzenia zajęć. 4 listopada nauczyciel spotkał się rzecznikiem dyscyplinarnym i wtedy został oficjalnie oskarżony o stosowanie niedozwolonych metod nauczania. Następnego dnia p.o. dyrektor Elżbieta Hołyst odsunęła Mariusza S. od zajęć. Z datą wsteczną dnia poprzedniego.
Ponieważ w sprawie padły zarzuty molestowania seksualnego i pornografii, sprawa trafiła również do Prokuratury Rejonowej w Bochni.
19 listopada do naszej redakcji zadzwonił dyrektor liceum Mirosław Marmur. - Mariusz odebrał sobie życie - powiedział łamiącym się głosem.
O samobójczej śmierci nauczyciela z "plastyka" nie rozprawiano już tak wiele. Media, które do tej pory interesowały się sprawą, zamilkły. Ludzie, którzy publicznie potępiali Mariusza S., teraz stali się nieuchwytni lub stracili ochotę do rozmów. Wszyscy, którzy tak bardzo żyli wiśnickim skandalem, teraz chcieli o nim szybko zapomnieć.
Tam, gdzie dla innych sprawa wraz ze śmiercią Mariusza S. wreszcie się zakończyła, dla Kulis dopiero zaczęła.
Zazdrościli mu sukcesów
Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych w Nowym Wiśniczu przez lata wyrobiło sobie wysoką pozycję, a wielu jego absolwentów trafiało do wyższych uczelni artystycznych. Dla uczniów oraz ich wychowawców były tu niemal wymarzone warunki do pracy. Niewielka miejscowość (około pięć tysięcy mieszkańców), w pobliżu Krakowa, na miejscu internat dla młodzieży oraz mieszkania dla kadry naukowej w Domu Nauczyciela. Około 200 uczniów i 40 nauczycieli. Wszyscy bardzo blisko siebie, często przez ścianę lub płot.
Gdy ponad trzy lata temu konkurs na dyrektora szkoły wygrał jeden z nauczycieli, Mirosław Marmur, nadeszły zmiany. Marmur przestał być kolegą, a stał się dyrektorem.
Ciało pedagogiczne podzieliło się na trzy obozy. Jeden antydyrektorski, drugi prodyrektorski i trzeci neutralny, co dwa poprzednie mają mu za złe. Ci, którzy znaleźli się w opozycji do dyrektora, zarzucają mu nierówne traktowanie, przymykanie oczu na nieprawidłowości. Zwolennicy twierdzą, że chcąc zrobić porządek, zaczął więcej wymagać od tych, którym się nie chciało albo nie było ich na to stać.
W podobnej sytuacji był Mariusz S, prywatnie przyjaciel dyrektora. Część nauczycieli zazdrościła mu sukcesów. °aden z nich nie mógł pochwalić się tak wysokim odsetkiem wychowanków, którzy potem trafiali na wyższe uczelnie artystyczne i je kończyli. Niektórym z nich brakowało jego zapału albo talentu. - Ludziom nie podobało się, że wymaga się od nich więcej niż dotychczas, że jako przykład daje im się kolegę z sąsiedniej pracowni - opowiada nasz rozmówca. Potwierdzają to nawet autorzy artykułów o skandalu w Wiśniczu. Choć tych informacji w swoim materiałach nie umieścili.
| |
Małgoś | 05-12-2002 00:04:59 [#23] |
---|
A ja mam prośbę, Marku - przeczytaj ten artykuł dokładnie ;-) | UWAGA! Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.
|