Forum OSKKO - wątek
TEMAT: |
Kolejny roszczeniowy rodzic |
|
RomanG | 17-10-2002 22:11:40 [#01] |
---|
Dziś w lokalnej prasie ukazał się kolejny artykuł, który mnie zbulwersował. Właśnie na gorąco wysmażyłem swój protest i poddaję go Waszej ze wszech miar kompetentnej ocenie.
Dodam, że: dyrektorka gimnazjum "umyła ręce" (RWD), bo nie ona organizuje dowóz, dyrektorka SP gęsto się redaktorowi tłumaczyła:
"Jest mi bardzo przykro, że rodzic ma większe zaufanie do prasy niż do mnie. Zrozumiałabym to, gdybym źle potraktowała rodzica, czy nie załatwiła sprawy, ale ja pierwszy raz słyszę o tym problemie. Oczywiście zajmę się tą sprawą, bo żadne dziecko nie powinno być tak zostawione".
A oto moje zdanie (wybaczcie, zostawiłem kilka myśli, które dla Was nie są już nowe, chciałem pokazać jednak to w postaci, w jakiej, myślę, ukaże się w prasie; wybaczcie również emocje, lecz ton artykułu i wypowiedzi rodzica były również przepełnione emocjami, jestem również świeżo po szkoleniu dla dyrektorów, od których znów nasłuchałem się o niesprzyjających nauczycielom czasach):
Krapkowice, 17 października 2002 r.
LIST OTWARTY
W ostatnim numerze „Tygodnika Krapkowickiego” ukazał się artykuł, w którym przytoczone zostały słowa pana Andrzeja H. z M., rodzica gimnazjalisty (-ki?) z Publicznego Gimnazjum w G. Słowa te – to bezpardonowy i zadziwiająco zajadły w sytuacji ewidentnej winy dziecka, przy czym bezzasadny atak na nauczycielki opiekujące się dziećmi podczas dowozu do szkoły. Nauczycielki te, jak wynika z artykułu, zatrudnione są w Szkole Podstawowej w M.
Rzecz idzie o metody dyscyplinowania aroganckich uczniów, stosowane przez nauczycielki.. Ze skargi rodzica wynika, iż uczniowie wracają do domów dwoma kursami; a "bardzo arogancko zachowują się opiekunki dzieci, które za niegrzeczne zachowanie się dzieci wyrzucają je, każąc czekać na następny kurs". Jak wyjaśnia dyrektor gimnazjum w G., dzieci, które muszą czekać na następny autobus (a wynika to z przyczyn organizacyjnych nie leżących po stronie szkoły), mają zajęcia świetlicowe i pozalekcyjne, a więc są pod właściwą opieką. Nadużyciem ze strony pana H. są więc oskarżenia, iż dzieci czekają "marznąc i moknąc", jak też słowa "wyrzucają dzieci na ziąb".
Jestem nauczycielem z wykształcenia, lecz – jako rusycysta – nie pracuję w szkole. Kontaktu z pracą pedagogiczną nie tracę, co roku kierując placówkami wypoczynku, „spełniam się” również jako edukator, szkoląc dorosłych. Jestem również ojcem trzyletniego chłopca, który – co ważne – pójdzie przecież kiedyś do szkoły. Pragnę tu wystąpić we wszystkich tych rolach.
W przytaczanych w artykule sposobach radzenia sobie z „niegrzecznymi uczniami” (a przecież pan H. nie zaprzecza, iż jego dziecko na to miano zasłużyło) przez nauczycieli SP w M., oraz w takiej, a nie innej organizacji opieki podczas dowozu nie sposób dopatrzeć się błędów wychowawczych i opiekuńczych.
Fachowcom przypomnę, a pana H. poinformuję, że zgodnie z art. 12 ust. 2 Karty nauczyciela "nauczyciel ma prawo do swobody stosowania takich metod nauczania i wychowania, jakie uważa za najwłaściwsze spośród uznanych przez współczesne nauki pedagogiczne […]". Zgodnie zaś z art. 4 Ustawy o systemie oświaty "nauczyciel w swoich działaniach dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych ma obowiązek kierować się dobrem uczniów, troską o ich zdrowie, postawę moralną i obywatelską z poszanowaniem godności osobistej ucznia" (podobne sformułowania zawiera art. 6 Karty nauczyciela, dodając np. m.in.: "Nauczyciel zobowiązany jest rzetelnie realizować zadania związane z powierzonym mu stanowiskiem"). Istnieje jeszcze przepis tworzący w tym przypadku kontekst prawny, czyli art. 65 § 1 Ustawy o postępowaniu w sprawach nieletnich: ("Wykonywanie środków wychowawczych i poprawczych ma na celu wychowanie nieletniego na świadomego i uczciwego obywatela i odbywa się z uwzględnieniem wskazań nauki i doświadczeń pedagogicznych"), istnieje również prawo międzynarodowe, jak na przykład zasada nr 7 Deklaracji Praw Dziecka ("[…]Dziecko powinno otrzymać takie wychowanie, które podnosi jego kulturę ogólną i umożliwia mu, w warunkach równych szans, rozwinięcie swych zdolności, wyrobienie zdrowego rozsądku oraz poczucia odpowiedzialności moralnej i społecznej, a także stanie się pożyteczną jednostką społeczeństwa […]") oraz art. 29 ust. 1 i 2 Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka ("Każdy człowiek ma obowiązki wobec społeczeństwa, bez którego niemożliwy jest swobodny i pełny rozwój jego osobowości. W korzystaniu ze swoich praw i wolności każdy człowiek podlega […]takim ograniczeniom, które są ustalone przez prawo wyłącznie w celu zapewnienia właściwego uznania i poszanowania praw i wolności innych i w celu uczynienia zadość słusznym wymogom moralności, porządku publicznego i powszechnego dobrobytu w demokratycznym społeczeństwie").
W świetle przytoczonych aktów prawnych nauczycielka miała pełne prawo zareagować tak, jak zareagowała, to do niej należała ocena zachowania ucznia i wybór odpowiednich działań dyscyplinujących.
Przypomnieć należy, iż nauczyciel jest w społeczeństwie jedną z nielicznych obok rodziców osobą, której ustawodawca przyznaje uprawnienia wychowawcze i opiekuńcze. Uprawnienia te wzorowane są na rodzicielskich, jako że żaden przepis nie definiuje różnicy między wychowaniem i opieką w wykonaniu rodzica i nauczyciela (z wyjątkiem wyraźnie zabronionej w ustawie oświatowej możliwości naruszania nietykalności cielesnej ucznia). Domniemywać zatem należy, iż ustawodawca oparł się tu na powszechnie przyjętym i zgodnym z polskim prawem zwyczajowym rozumieniu tych pojęć.
Mało tego! Art. 1 ust. 2 Ustawy o systemie oświaty zobowiązuje szkołę do wspomagania wychowawczej roli rodziny. Oznacza to również, iż szkoła ma prawo wziąć na siebie część obowiązków wychowawczych rodziców, jeśli ci okazują się nieodpowiedzialni bądź nieudolni; nie mnie sądzić, które z tych określeń bardziej pasuje w tym przypadku do pana Andrzeja H.
Literatura pedagogiczna radzi rodzicom i nauczycielom, aby zamiast karania, dać odczuć naturalne konsekwencje. Nauczycielka w podręcznikowy wręcz sposób zastosowała tu te wskazówki. Nie umiesz się zachować w autobusie, czekasz, bratku, na następny!
Jako rodzic oczekuję od szkoły, aby wypełniała rzetelnie obowiązek nałożony na nią również przez art. 72 ust. 3 Konstytucji RP ("[...] Każdy ma prawo żądać od organów władzy publicznej ochrony dziecka przed przemocą, okrucieństwem, wyzyskiem i demoralizacją"). Nie życzę sobie, aby moje dziecko było kiedykolwiek narażone na demoralizację, będąc zmuszone do przebywania w towarzystwie niegrzecznego dziecka pana H. Dlatego też pragnę gorąco podziękować nauczycielom Szkoły Podstawowej w M., którzy na aspołeczne zachowania reagują prawidłowo, zgodnie z prawem i zdrowym rozsądkiem, pragnę podziękować również dyrektorowi tej szkoły, gratulując jednocześnie faktu, że zatrudnia tak doświadczonych fachowców.
Dość już jako społeczeństwo mamy roszczeniowych rodziców w rodzaju pana H., którzy traktują szkołę jak sklepik z pietruszką, dokąd – nie mając na dodatek racji – można przyjść i bezkarnie odreagować swoje życiowe i rodzicielskie frustracje. Niech tacy rodzice wreszcie wezmą się porządnie za wychowanie swych dzieci, niech nauczą je szacunku dla autorytetów, szacunku do nauki i pracy, poszanowania społecznie akceptowanych norm. Może wreszcie wtedy nasze przystanki autobusowe przestaną śmierdzieć moczem, a porządny człowiek nie będzie się bał wyjść na ulicę.
Za aroganckie i aspołeczne zachowania dzieci odpowiedzialni jesteśmy my wszyscy, Drogie Społeczeństwo. Sąsiedzi, którzy widzą i nie reagują, kioskarze, sprzedający młodzieży papierosy, sklepikarze, podający alkohol nieletnim oraz prasa, która listy takie zostawia bez komentarza. Okazuje się, że czasem najbardziej na dziecku zależy właśnie nauczycielowi, który żyły sobie wypruwa, aby wyprowadzić go na ludzi. Od pana H. spotyka go za to najwspanialsza podzięka.
A przede wszystkim za złe zachowania dzieci odpowiedzialni są rodzice.
Czy wiecie, Drodzy Państwo, gdzie Wasze dziecko chodzi wieczorami, czy wiecie, jakie programy ogląda w telewizji i jakie czyta czasopisma, czy zabraniacie mu oglądania i czytania tych niewłaściwych? Czy nauczyliście własne dzieci mówienia dzień dobry i do widzenia, proszę, dziękuję i przepraszam? Czy wyznaczacie im obowiązki i egzekwujecie ich wykonywanie? Czy aby na pewno nie piszecie im do szkoły „lewych” usprawiedliwień? Słowem: jak sprawujecie obowiązek pieczy rodzicielskiej, nałożony na Was przez Kodeks rodzinny i opiekuńczy? Czy pamiętacie, iż zgodnie z Kartą praw i obowiązków rodziców w Europie macie obowiązek wychowywać swoje dzieci w sposób odpowiedzialny i nie zaniedbywać ich, że macie obowiązek zaangażowania się jako PARTNERZY w nauczaniu waszych dzieci w szkole?
Partnerzy, Drodzy Państwo. Nauczyciel nie jest guwernerem, któremu się „płaci i wymaga”. Czasy guwernerów dawno już minęły. Nauczyciel jest m.in. osobą, która i was, Rodzice, rozliczać może z waszych rodzicielskich obowiązków.
Stara jak świat zasada wychowania dzieci, przytaczana przez współczesną literaturę pedagogiczną polecaną obecnie na studiach brzmi: Kiedy dziecko pyta, czy je kochasz, przytul je. Kiedy pyta, kto tu rządzi, pokaż mu!
Bo pajdokracji w autobusie szkolnym (i nigdzie indziej) nie było, nie ma i – dzięki opisywanym w artykule wspaniałym nauczycielom – nie będzie!
(podpis)
Otrzymują:
1. Redakcja „Tygodnika Krapkowickiego”
2. Redakcja „Wieści Krapkowickich”
3. Rada Pedagogiczna Szkoły Podstawowej w M.
4. Rada Pedagogiczna Publicznego Gimnazjum w G.
5. Wydział Oświaty Urzędu Miejskiego w G. |
maeljas | 18-10-2002 14:56:42 [#02] |
---|
Romanie!
Odważny jesteś, akurat mam dzisiaj Radę - wykorzystam - jako przyczynek do dyskusji nad programem wychowawczym.
Chyba rozpętasz burzę.
Nie wiem, jak to się dzieje, że zawsze rozprawiamy nad sprawcami - szukając dla nich usprawiedliwienia a zapominamy o ich ofiarach.
Pozdrowienia |
Barla | 19-10-2002 00:53:57 [#03] |
---|
Romanie jeżeli p dyrektor stwierdziła, że dzieci czekają na autobus z przyczyn organizacyjnych to skąd pomysł w LIŚCIE OTWARTYM na analizę zachowania nauczycielki, które nie wystąpiło bo jak sam twierdzisz wypowiedzi ojca były pomówieniem? A jeśli jednak wyrzuca to jak wywiązuje się z obowiązku sprawowania opieki nad dzieckiem, które wyrzuciła z autobusu? |
RomanG | 20-10-2002 20:15:05 [#04] |
---|
Barla Nie zarzucałem, iż słowa rodzica były pomówieniem. Określałem je jako nadużycie czy bezzasadny atak.
Dzieci te w ogóle jeżdżą w dwóch turach i to jest ta organizacja dowozu z przyczyn nie leżących po stronie szkoły. Nie to głównie rodzic atakował.
Rozsierdził się, że w dniu, gdy jego dziecko mogłoby jechać wcześniej, bo kończy tak lekcje, opiekunki nie wzięły go do autobusu, gdyż źle się zachowywało.
Uważam nadal, że miały takie prawo i że przyczyny leżały po stronie dziecka (i rodzica, który nie potrafi go wychować). Były to naturalne konsekwencje niewłaściwego zachowania. Na tej samej zasadzie nauczyciel ma prawo nie wpuścić na lekcję ucznia, który przyjdzie do szkoły w kąpielówkach lub obrazi nauczyciela (naruszenie statutu lub zasad współżycia społecznego). Zaznaczam od razu, że podobnie wypowiedziała się minister Łybacka niedawno w "Kujonie Polskim" - wtorkowym dodatku do "Wyborczej"
Co do "właściwego sprawowania opieki". Termin ten nie oznacza trzymanie cały czas gimnazjalisty za rękę. Zresztą nauczycielki nie sprawowały nad nim jeszcze opieki, bo po prostu go pod nią nie wzięły, nie biorąc zarazem odpowiedzialności za niego, wlaśnie z powodu niewłaściwego zachowania.
Sprawowanie opieki oznacza również określenie zasad, jakich uczeń ma przestrzegać, aby był bezpieczny. Na przykład podchody czy inna gra terenowa w lesie. Dzieci nie są przecież wtedy pod bezpośrednim nadzorem nauczyciela. Ten tylko określa zasady i ocenia, czy wiek dziecka uprawnia do dania mu pewnej samodzielności.
Wypraszając ucznia z klasy, wymagam od niego, aby - przestrzegając statutu szkoły, który ma obowiązek znać - przebywał grzecznie na korytarzu. Jeśli się do tego nie dostosuje, jest to jego wina. Ewentualny wypadek będzie w takim przypadku traktowany jako "nieszczęśliwy". Gdyby to jeszcze było dziecko siedmioletnie, można by się dopatrywać nauczycielskiej niefrasobliwości. W przypadku uczniów starszych mamy prawo do takich działań. Skoro rodzice wysyłają starsze dzieci same do sklepu, mam prawo mniemać także, iż dzieci takie znają również rozkład szkolnego korytarza.
Jeśli na wycieczce szkolnej organizuję zwiad terenowy (nazwa z metodyki harcerskiej), dzieląc uczniów na patrole i dając im samodzielne zadania do wykonania w ściśle określonym czasie, określam teren zwiadu, czas trwania, reguły gry i zasady bezpieczeństwa. Potem czekam na nich w umówionym miejscu, nie widząc ich ani nie słysząc.
Uczniowie są pod opieką czy nie?
Uczeń przekracza próg szkoły i staje się "świętą krową", bo demonizujemy i nadinterpretujemy nasze obowiązki wobec niego. A jeśli naprawdę rano przyszedłby w kąpielówkach i dyrektor szkoły spotkałby go przy wejściu?
Uważasz, Barla, że odsyłając go do domu, dyrektor szkoły musi wsadzic go w swój samochód i odwieźć pod opiekę rodzica, nie spuszczając ani na chwilę z oczu?
Ja odesłałbym go samego, rozumiejąc, iż tym samym ODMAWIAM jako pedagog wzięcia go pod opiekę, że odmawiam wzięcia za niego odpowiedzialności. |
Gosia T | 20-10-2002 22:48:20 [#05] |
---|
Moja koleżanka twierdzi, ze zawsze można rozpoznac nauczyciela w tramwaju po tym, jak reaguje na zachowanie uczniów. Zdenerwowani pasażerowie najczęściej wykrzykują, "jak cię w tej szkole wychowują", a ten kto powie "jak cię rodzice wychowują" to jest na pewno nauczyciel ;-) Stały ping- pong między nami. Tylko, co dzieciaki mają z tej przepychanki... Najlepiej, żeby rodziły się już wychowane. |
Barla | 21-10-2002 00:02:06 [#06] |
---|
kazdy ma obowiązki i uczeń i nauczyciele Romanie, nie znając przedmiotu sprawy mogę jedynie posługiwać się pytaniami. Czy statut szkoły, który obowiązuje ucznia pozwala na zastosowanie tego typu kary, bo niewątpliwie panie posłużyły się pozostawieniem ucznia jako karą za niegrzeczne zachowanie zanim wsiadł do autobusu? Z wypowiedzi p. dyr wynika, iż był to tylko powód organizacyjny. Nie uważam, aby odwiezienie ucznia było zadaniem dyrektora szkoły i współczułabym dyrektorowi, który musiałby to robić, bo jego kadra zawiodła i zostawiła mu tych uczniów, z którymi nie mogła sobie poradzić. Myślę, że na miejscu opiekunek nie zostawilabym "niegrzecznego ucznia" bo mój instynkt samozachowawczy podpowiadałby mi, że jeśli przy mnie zachowuje się źle to co moze zrobić gdy go zostawię i wolałabym sama nie spuszczać go z oczu. Myślę, że dla rodzica czekającego na dziecko w domu (ja dzwonię o określonej godzinie, zeby sprawdzić czy moj syn wrócił) istotne jest, że wie, o której dziecko wraca bo może niepokoić się, że coś się wydarzyło. Chyba, że szkoła uprzedziała rodziców o zmianie godziny powrotu. Nie ulegając stereotypom, gdybym zobaczyła dziecko wchodzące do szkoły w kąpielówkach to zapytałabym po prostu co się stało? I daleka byłabym od demonizowania, że to potwór który chce zrobić szkole na złość. Niewątpliwie uczniowie potrafią wykazać się wysokim poziomem nieobliczalnosci i mimo, że nauczyciel kompetentny fachowiec podejmie wszystkie możliwe działania to i tak może się okazać, że nie osiągnie sukcesu wychowawczego. Ale naważniejsze jest to, aby jakieś działania w ogóle podjął. |
RomanG | 21-10-2002 13:33:29 [#07] |
---|
Egzemplarz mojego listu zawiozłem osobiście do Szkoły Podstawowej w M. Byłem przyjęty z honorami, podjęty kawą i ciastem, składano mi podziękowania, że ktoś wreszcie się za nimi ujął.
Szkółka niewielka, atmosfera rodzinna, nauczyciele życzliwi uczniom.
Przy okazji dowiedziałem się cos niecoś o tym uczniu i "miłości" ojca do niego. Bez szczegółów, bo to tajemnica zawodowa, dość powiedzieć, iż wina rodzica jest ewidentna.
P.S. Barla, czy statut Twojej szkoły przewiduje karne przesadzenie ucznia do innej ławki?
Przykro mi, ale rozumowanie typu "mój instynkt samozachowawczy podpowiadałby mi, że jeśli przy mnie zachowuje się źle to co moze zrobić gdy go zostawię" budzi mój stanowczy protest, bo jest sprzeczny z moim doświadczeniem pedagogicznym. |
Barla | 21-10-2002 14:33:47 [#08] |
---|
Romanie, żaden z opiniowanych przeze mnie statutów nie zakładał kary przesadzanie ucznia do innej ławki - to chyba jakaś inna bajka. Zmieniamy temat nie wyczerpując poprzedniego. Cóż, każdy może mieć różne doświadczenie pedagogiczne i dobrze jest uczyć się na sukcesach innych a nie na swoich błędach. Jesteś edukatorem i wiesz zapewne, iż najtrudniej jest uruchomić myślenie u kogoś kto pozostaje na etapie nieświadomej niekompetencji. Jeżeli szkoła przekazuje postronnej osobie informacje o uczniu i jego rodzicu to myślę, że nauczycielom daleko do miana "życzliwych uczniom" a i nie do końca rozumieją pojęcie ochrony danych osobowych. |
RomanG | 21-10-2002 21:14:49 [#09] |
---|
Barla, pytałem o karę przesadzenia do innej ławki, bo ŻADEN statut jej nie przewiduje. Ale chyba nie twierdzisz, że nauczyciel nie ma prawa jej zastosować?
W statucie szkoły ujmuje się kary oficjalne, nauczyciele zaś prócz tego mają do dyspozycji inne metody wychowawcze, w tym również takie, co potocznie także nazywa się karami.
Kiedy dojdziemy do absurdu, a może już doszliśmy, w doszukiwaniu się, czego to n-lowi nie wolno, bo np. nie zostało zapisane w statucie?
Przypomnę przy okazji, że Karta nauczyciela - to akt prawny wyższego rzędu. A ona pozwala właściwie na wszystko.
Powoływanie się na doświadczenie ped. faktycznie nie przekonuje, bo każdy ma różne. Przepraszam za ten argument.
Zatem dokładniej:
"mój instynkt samozachowawczy podpowiadałby mi, że jeśli przy mnie zachowuje się źle to co moze zrobić gdy go zostawię"
A z moich obserwacji zachowań różnych dzieci - w tym mojego własnego - wynika, że jeśli natykają się na stanowczą i zdecydowaną reakcję na swoje aroganckie zachowania, jeśli poczują jakieś konsekwencje (siedzą np. dłużej 2 godziny w świetlicy, czekając na następny autobus), odczuwają większy szacunek do takiego dorosłego, czują się "ustawieni", przyznają dorosłemu rację, a w przyszłości unikają zachowań, które łacno mogą narazić ich na nieprzyjemności.
Dlatego uważam ten tok rozumowania za błędny. W praktyce skutki są odwrotne i pozytywne. Jak zostawię go na przystanku, zwiesi głowę - pozbawiony "publiczności" - pójdzie zrezygnowany do świetlicy, wynudzi się dwie godziny, a następnym razem będzie mnie słuchać.
P.S. Informacje o tym rodzicu uzyskałem nie ze szkoły, a "dziennikarsko" zasięgając języka w wiosce. |
Barla | 21-10-2002 23:20:15 [#10] |
---|
Romanie, mam nieco inne zdanie na temat delegacji ustawowych. Ustawa w art 12 daje prawo nauczycielowi na dokładnie tyle ile wynika koniecznosci realizowania programu nauczania. Daleka jestem od usprawiedliwiania negatywnych zachowań uczniów czy prezentowania zrozumienia dla rodziców, którzy nie potrafią zachować drogi słuzbowej i biegną do prasy zamiast do nauczyciela, wychowawcy czy dyrektora. Oczywiście o ile zostali poinformowani przez dyrektora, jaka jest droga służbowa. Uważam po prostu, że każda sytuacja wymaga wyjaśnienia. Mnie tylko zastanowiła wypowiedź pani dyrektor, iż to względy organizacyjne. Gdybym usłyszała, że to kara i rodzic doskonale wiedział, że złe zachowanie dziecka może się taką reakcją szkoły zakończyć to nie miałabym wątpliwości co do słuszności działań szkoły. Problem w tym, że pani dyrektor tego nie powie...
Uważam, też, ze jeżeli podpieramy się statutem to powinno to obowiązywać obie strony: nauczycieli i uczniów. Statut to prawo szkoły. Uczeń jest do niego zobowiązany a nauczyciel... realizuje ukryty program szkoły stosując kary według uznania. Nie mozna też jednoznacznie stwierdzić jakie efekty przyniesie wymierzona kara. Jeśli dzieciak źle zachowywał się w świetlicy to pozostawinie go tam na kolejne dwie godziny może spowodować refleksję i pokorę albo zwiększoną agresję.
O instynkcie samozachowawczym mówiłam w kontekscie nieprzewidzianej sytuacji np. wypadku. Pierwsze pytanie jakie usłyszałabym w momencie gdyby coś stało się takiemu nieobliczalnemu dzieciakowi lub przez niego to - a gdzie pani wtedy była? |
RomanG | 22-10-2002 00:43:58 [#11] |
---|
Barla, coraz lepiej rozumiem nareszcie Twoje stanowisko :-)
Wzgledy organizacyjne: rozróżnijmy tu dwie sprawy, bo chyba coś niedokładnie wyjaśniłem. Dyrektorka gimnazjum o organizacji dowozu mówiła wyłącznie w kontekście tego, że na codzień uczniowie muszą jeździć dwoma autobusami, bo do jednego się po prostu nie mieszczą.
Karę zaś zastosowały nie jej podwładne, tylko opiekunki zatrudnione przez inną szkołę: organizującą dowóz. Wykorzystały po prostu fakt, że będzie drugi autobus, na który uczeń może poczekać.
Delegacje ustawowe: Czy zapomniałaś o wychowaniu? O tym też mówi ten przepis.
Wypadek. Gdzie pani wtedy była? Jechałam w autobusie. Tego ucznia nie wzięłam za karę, polecając mu udać się natychmiast do świetlicy. Jest gimnazjalistą, pełnosprawnym umysłowo, nie musiałam go prowadzić za rączkę.
Co do reszty się zgadzam. Uczeń może zareagować różnie, a o kompetencji n-la świadczy, że ma on w repertuarze różnorodne metody nauczania i wychowania. Stosuje je w zależności od swojej oceny sytuacji, w razie potrzeby zmieniając metodę. Z tym że zwiększenie agresji jako skutek kary nie jest zgodne ze statutem szkoły i zasadami współżycia społecznego. Uczeń ma obowiązek poddać się karze z pokorą. Jesli tak się nie dzieje, winien jest przede wszystkim on sam i jego rodzice, którzy dłużej oddziałują na niego wychowawczo.
Czy nie wyolbrzymiamy za bardzo naszych nauczycielskich strachów? Myślę, że sąd poszedłby w razie czego za moim tokiem rozumowania.
"Uważam, też, ze jeżeli podpieramy się statutem to powinno to obowiązywać obie strony: nauczycieli i uczniów. Statut to prawo szkoły. Uczeń jest do niego zobowiązany a nauczyciel... realizuje ukryty program szkoły stosując kary według uznania"
Nie "według uznania", lecz kierując się wiedzą pedagogiczną i doświadczeniem oraz dobrem ucznia, czego wymagają ustawy i prawo międzynarodowe. N-lowi jako osobie dorosłej wystarczą obowiązki sformułowane na większym poziomie ogólności. Przecież UoSO nie wymaga, aby statut szkoły określał obowiązki nauczyciela. Mówi tylko o uczniowskich. |
Zola | 22-10-2002 07:25:23 [#12] |
---|
używamy słów "roszczeniowy rodzic" i pewnie tak jest - rodzice są obecnie roszczeniowi ale przede wszystkim są bardziej świadomi swoich praw coś co w moich czasach uchodziło prawie za normę np. linijką po łapkach za kręcenie się w ławce teraz, i słusznie wywołałoby falę protestów rosdzice są swiadomi swoich praw,są wykształceni i wiedzą gdzie ich dochodzić moze to RWD ale mam świadomość,że wszystko jest dobrze,póki dobrze jak coś stanie się uczniowi,bo pani kazała iść z klasy,bo kazała czekać na drugi autobus,bo dała godzinę czasu wolnego podczas wycieczki, bo siedziała w innym przedziale pociągu itd,itd to nie wierzę ,że rodzic ,nawet taki,którego dziecko siedzi całe noce na dyskotekach,w pubach,na którego rodzic często nie ma wpływu,które jedzie samo pod namiot podczas wakacji(pisze tu szczegónie o młodzieży szkół ponadgimnazjalnych) ,nie wierzę ,że taki rodzic zrozumie intencje nauczyciela ,nie wierzę ,że sąd tak łatwo przyzna rację szkole,nauczycielowi może rzeczywiście są to strachy nauczycielskie ,przewrażliwiona wyobraźnia,jeżdżę na wycieczki z młodzieżą,ale ostatnimi laty zawsze z duszą na ramieniu i gdy wracam,to jestem szczęśliwa ,ze wszyscy są bezpieczni niestety mam świadomość ,że inaczej zareaguje rodzic,którego dzieku coś się wydarzy podczas samotnego powrotu około godziny 3 nad ranem z prywatnej balangi a inaczej gdy będzie wracał około 12 w nocy np. z klasowych połowinek - myślę ,że się nie mylę |
Barla | 22-10-2002 16:06:24 [#13] |
---|
Romanie Ten przepis mówi wyraźnie, iż nauczyciel w realizacji programu nauczania ma prawo do swobody stosowania takich metod nauczania i wychowania, jakie uważa za najwłaściwsze spośród uznanych przez współczesne nauki pedagogiczne, oraz do wyboru spośród zatwierdzonych do użytku szkolnego podręczników i innych pomocy naukowych. Już jasniej chyba się nie da. Sięganie w głąb i wyjaśnianie co oznacza pojęcie "metoda" w dodatku uznana przez wspólczesne nauki pedagogiczne wymagałoby opisu na elementarnym poziomie znajomości pedagogiki i chyba nie jest konieczne w środowisku nauczycieli, którzy takie pojęcia definiowali w czasie studiów. Statut szkoły określa w szczegolności zadania i cele szkoły, sposób wykonywania zadań oraz zakres zadań nauczycieli, a ustawa Karta Nauczyciela w art 6 zobowiązuje nauczyciela do rzetelnej realizacji zadań związanych z powierzonym stanowiskiem oraz podstawowymi funkcjami szkoły. Czyli innymi słowy "obowiązki nauczyciela". Nadal nurtuje mnie jak panie opiekunki miały zamiar wywiązać się z obowiązku (zakresu zadań) opieki nad uczniem, któremu opieki odmówiły i nowa wątpliwość, po co bronić i za co dziękuje szkola, która nie jest winna, bo to nie ona zatrudnia opiekunów przewozu. Przecież wystarczy sprostowanie w prasie. Nie znając jednak przedmiotu sprawy powstrzymam się od innych pytań. |
RomanG | 22-10-2002 23:23:47 [#14] |
---|
"Dzieci trzeba rozpieszczać, nie rozpuszczać" Barla, gratuluję doboru argumentów. Dają do myślenia :-)
1. Co do art. 12. ust. 2 Karty masz rację. Dziękuję, że zwróciłaś mi na to uwagę.
Inne przepisy jednak wyraźnie podkreślają, że podstawowe funkcje szkoły, które nauczyciel musi rzetelnie wypełniać to: dydaktyczna, WYCHOWAWCZA i opiekuńcza.
2. "jak panie opiekunki miały zamiar wywiązać się z obowiązku (zakresu zadań) opieki nad uczniem, któremu opieki odmówiły?"
Przede wszystkim co najmniej dyskusyjne jest stwierdzenie, że odmówiły opieki. Opiekę szkoła zapewniła, bo uczeń został odesłany do świetlicy. One tylko nie wzięły go do autobusu. Idąc tym tokiem rozumowania, musiałabys odprowadzać dziecko do toalety szkolnej, aby cały czas było pod opieką.
Były to naturalne konsekwencje nieodpowiedniego zachowania ucznia.
Miało to na celu wychowanie tego chłopca na świadomego swych obowiązków obywatela, "wyrobienie (...) poczucia odpowiedzialności moralnej i społecznej, a także stanie się pożyteczną jednostką społeczeństwa" (Zasada nr 7 Deklaracji Praw Dziecka), podniesienie poziomu "kultury ogólnej" (też Deklaracja), "kształtowanie u uczniów postaw moralnych i obywatelskich" (art. 6 Karty nauczyciela), działanie takie było zgodne z duchem preambuły UoSO i z każdą literką niemal art. 4 tejże Ustawy.
Bo i dla dobra ucznia oraz dla jego zdrowia (znam przypadek, gdy uczeń klęczał na siedzeniu, tyłem do kierunku jazdy, kierowca awaryjnie zahamował, siedzenie wbiło się dziecku w kręgosłup - kaleka do końca życia; uczeń MUSI wypełniac polecenia odpowiedzialnych za jego bezpieczeństwo osób), nie mówiąc o kształtowaniu odpowiednich postaw.
No i BHP. Działania te miały na celu przede wszystkim zdyscyplinowanie grupy w celu zapewnienia uczniom bezpieczeństwa podczas dowozu.
Zauważyć tu należy, że zastosowana metoda rokuje dużą skuteczność. Jeśli ktoś (nie weź tego akurat do siebie) woli w nieskończoność siadać z dziećmi w kręgu, zawierać z nimi "kontrakty" na rzeczy oczywiste, robić im pogadanki na temat szacunku dla starszych, zapraszać specjalistów psychologów, proszę bardzo. Ja jestem praktykiem i zastosuję metodę natychmiast przemawiającą do ucznia. Przemawiającą nie do jego rozumu, a trafiająca prosto do serca:
-Nie mogę tak zrobić, to jest złe, niemile widziane, za to spotkają mnie nieprzyjemności.
"Rzetelnie ralizować zadania związane z powierzonym stanowiskiem". Ano właśnie. Rzetelnie znaczy przede wszystkim skutecznie. Rzetelny nauczyciel robi właśnie tak, jak zrobiły te opiekunki. Bo poważnie podchodzi do swoich obowiązków.
Wybaczcie, ale w szkołach królują teraz inne metody, psu na budę zdatne.
Zjawisko: uczniowie nie potrafią się zachować podczas dowozu do szkół.
Recepty współczesnych edukatorów:
Przede wszystkim ANKIETA. Jakie są przyczyny agresji wobec nauczycieli. Dokładne badania! Wyniki przedstawi sobie ktoś do awansu zawodowego.
Po drugie spotkanie z psychologiem. Co nie odpowiada uczniom? Może osobowość nauczyciela? Może jego wymagania, aby podczas jazdy siedzieć na swoich miejscach, przodem do kierunku jazdy? Może kierowca wymaga czystości w autokarze?
Po trzecie każda szkoła musi napisać na tę okoliczność "Program profilaktyki". Przytoczyć wyniki badań, dać teoretyczną podbudowę, zaproponować środki zaradcze ("akcja informacyjna skierowana na uczniów i ich rodziców", "spotkanie z pedagogiem, który uświadomi uczniom, że nie wolno się nawzajem ranić i naruszać czyjejś - w tym wypadku nauczyciela - godności", "akcja plakatowa lub kampania w innej formie", "spotkanie z policjantem, który opowie uczniom o odpowiedzialnej pracy kierowcy", spotkanie z lekarzem, który pokaże zdjęcie złamanego kregosłupa"...)
Broń Boże ukarać! Kara jest "nieskutecznym środkiem wychowawczym", "świadczy o bezradności nauczyciela", "jest aktem odwetu", "porażką wychowawczą szkoły". "Trzeba wychowywać, nie karać".
Krzyczymy na sądy, że bandyci nie są karani, co ich rozzuchwala. że sądy rzadko, jeśli w ogóle, nakazują im zadośćuczynić ofierze lub społeczeństwu (np. poprzez pracę na rzecz ofiary lub tegoż społeczeństwa). Że realizacja zasady nieuchronności kary pozostawia wiele do życzenia. Że złodzieje śmieją się policjantom w nos, bo sąd i tak ich wypuści. Że kary są mało dolegliwe dla skazanych.
Jako nauczyciele mamy - wychowując - między innymi ZAPOBIEGAĆ przestępstwom. Uderzmy się najpierw we własne piersi. Co my robimy dla realizacji planu?
Według mnie zapominamy dzisiaj o bardzo ważnej metodzie wychowawczej. Starej jak świat. Sprawdzającej się w wielu przypadkach. Zasługującej co najmniej na to, aby stosować ją statystycznie na równych prawach z innymi metodami.
Istotę tej zasady oddaje stara ludowa mądrość:
"Dać chleba z mąki i wygonić z dupy bąki". |
Barla | 23-10-2002 01:32:29 [#15] |
---|
i tym sposobem dotarliśmy do... średniowiecza :) |
RomanG | 23-10-2002 01:59:12 [#16] |
---|
Ej, Barla :-( Chyba nie zrozumiałaś tego dosłownie.
Bo "średniowiecze" użyłaś w sensie pejoratywnym, prawda?
Łatwo jest zdyskredytować czyjeś poglądy, krzycząc: to zaścianek!, to średniowiecze! Ale czy tak się godzi?
Czasami przenośnie chybiają celu. |
Stefan Wlazło | 26-10-2002 07:45:48 [#17] |
---|
Zachowania uczniów są bardzo różne. Myslę, ze nikt z nas nie uważa, że mamy do czynienia wyłącznie ze źle wychowanymi "chuliganami".Wychowywanie polega na tym, że ustalone są standardy wymagań wzajemnych nauczyciel-uczeń, np "odnosimy się do siebie z wzajemnym szacunkiem". Te standardy są wszystkim znane i mają być respektowane przez obie strony. Oznacza to, że zarówno uczeń jak i nauczyciel postępuje zgodnie z ustalonymi standardami, a jeżeli nie - musi być nagannie oceniony (i uczeń, i nauczyciel). Te nagany i kary muszą być postrzegane przez wszystkich jako naruszenie przyjętych społecznych norm w funkcjonowaniu szkoły, wyrażonych w postaci standardów wymagań. Nie mówmy więc o tolerowaniu zła, tylko raczej o bezradności. Problem istnieje, bo jakie ma nauczyciel możliwości wpływu na zbuntowanego ucznia, i jak mogą zachować się uczniowie wobec nauczyciela, który nie respektuje ustalonych norm. Ten rodzaj bezradności ma i miał jednak miejsce zawsze i wszędzie, gdy ludzie ze sobą współdziałają, zatem - nie tylko w szkole. Dlatego mówi się o treningach empatii i asertywności, aby umieć sobie dawać radę w sytuacjach, w których możliwości naszej pozytywnej reakcji są ograniczone. Nie negowałbym więc tej wiedzy psychologicznej. A co mielibyśmy mieć w zamian? Bicie uczniów, upokarzanie ich - to obróci się przeciw nam, gdyż agresja rodzi agresję. Jak wiele porażek mają rodziny, w których przyjęto strategię ostrej dyscypliny. To dobre w klasztorze, a w naszym dziesiejszym świecie otwartym na wiele i wielu - już nie. Trudniej nam przez to, ale zwycięstwa smakują lepiej. Stefan Wlazło |
Barla | 26-10-2002 08:57:24 [#18] |
---|
... I jak to się mówi... nic dodać nic ująć :) Ps: Panie Wlazło, książki właśnie dotarły. Dziękuję. |
RomanG | 26-10-2002 23:19:57 [#19] |
---|
Panie doktorze! Myslę, ze nikt z nas nie uważa, że mamy do czynienia wyłącznie ze źle wychowanymi "chuliganami"
Zgadzam się, nikt przy zdrowych zmysłach.
Ale dzieci w szkołach są ogólnie coraz gorsze.
"Oznacza to, że zarówno uczeń jak i nauczyciel postępuje zgodnie z ustalonymi standardami, a jeżeli nie - musi być nagannie oceniony (i uczeń, i nauczyciel).'
Z tym, że uczniowie nie mają prawa oceniać nauczyciela. Ich ogląd rzeczywistości nie jest jeszcze wystarczająco dojrzały, ich doświadczenie życiowe jest niewystarczające, aby oceniać osobę dorosłą. Poza tym, wystepują tu jako sędziowie we własnej sprawie.
Szkodliwe wychowawczo jest również, jeśli upublicznia się wśród uczniów każdy, nawet najmniejszy błąd nauczyciela, jeśli ciągle przypomina się im, że nauczyciel podlega ocenie, która zależy między innymi od nich. Uczniowie to bezwzględnie wykorzystują, potrafią bezczelnie powiedzieć: "bo polecimy do dyrki i będzie afera". Uczeń straszy nauczyciela! Zaiste rację mają ci, którzy twierdzą, że dzisiaj w praktyce uczeń ma większe prawa niż nauczyciel.
"Nie mówmy więc o tolerowaniu zła, tylko raczej o bezradności. Problem istnieje, bo jakie ma nauczyciel możliwości wpływu na zbuntowanego ucznia(...)"
Panie doktorze, bezradność kłóci się z profesjonalizmem. To aż wstyd się do niej przyznawać!
Jeśli tylko Ministerstwo, a za nim Kuratorium, władze samorządowe i nieodpowiedzialni rodzice nie będą mi przeszkadzać w wychowaniu, poradzę sobie z tym zadaniem. Na pewno uczeń nie odczuje mojej bezradności.
Chuliganom będę wyznaczał dodatkowe obowiązki, ze wzmożoną częstotliwością będę kontrolował ich stosunek do nauki, będę zadawał dodatkowe prace domowe, resocjalizował ich poprzez prace społeczne na rzecz szkoły i lokalnej społeczności, słowem niepodporządkowanie się moim wymaganiom będzie się dla nich wiązać z rzeczywistymi uciążliwościami, a nie tylko z nic nie znaczącym obniżeniem stopnia ze sprawowania.
Jednocześnie będę prowadził w miarę ciekawe zajęcia, również pozalekcyjne, aby po prostu warto było na nich być.
Jeśli nie pomoże, poproszę o pomoc choćby Sąd Rodzinny i we współpracy z kuratorem spróbuję zmusić chuligana do zachowań społecznie akceptowanych.
Jeśli nie pomoże, będę domagał się przeniesienia go do innej szkoły (np. przy pogotowiu opiekuńczym). Troska o interes ogółu jest w tym wypadku ważniejsza niż roztkliwianie się nad łobuzem.
-Wolisz margines społeczny? Twój wybór, kolego. Jeśli jednak poczujesz, że jesteś na dnie i zapragniesz coś z sobą zrobić, jeśli uwierzę w twoje dobre intencje, jeśli coś z siebie dasz, zawsze możesz wrócić.
Empatia, panie doktorze, jest mi potrzebna, kiedy uczeń ma problemy, ale nie kiedy buntuje się przeciw mojemu przewodnictwu. Bo gdzie dzieci rządzą, tam dorośli błądzą.
Kiedy uczeń się buntuje, muszę stanowczo i zdecydowanie potwierdzić swoje prawo do kierowania nim. Sprawić, by jego straty wynikające z takiego zachowania przewyższały korzyści, jakie spodziewał się osiągnąć. Wtedy wróci do mnie i spotka się z wyciągniętą przyjaźnie ręką.
"A co mielibyśmy mieć w zamian? Bicie uczniów, upokarzanie ich(...)"
Panie doktorze, jako profesjonalista znam wiele metod pośrednich.
Czarno-białe widzenie świata, zarzucanie nauczycielom, którzy próbują zdyscyplinować aspołeczne jednostki, chęci wprowadzenia ostrej, klasztornej dyscypliny, są chyba nadużyciem, prawda? | UWAGA! Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.
|