Na innym wątku opisałam już sytuację, w której znalazłam się będąc przychylną dla decyzji podejmowanej przez odchodzącą na emeryturę. To mnie czegoś nauczyło. Podtrzymuję swoje stanowisko. O ile nabycie uprawnień do przejścia na emeryturę nie następuje w terminie innym niż koniec roku szkolnego, tylko ten termin przyjmuję jako właściwą datę rozwiązania stosunku pracy. Przypominam w skrócie argumenty: 1. trudno znaleźć następcę z pożadanymi kwalifikacjami w trakcie roku 2. zatrudnienie w trakcie roku uniemożliwia nauczycielowi rozpoczęcie stażu. Chcemy być dobrzy dla "odchodzących" a nie jesteśmy zainteresowani "przychodzącymi"? Dziwi mnie postawa, w której dyrektor skłonny jest bez uzasadnienia wydać środki, tylko po to, aby wypłacić "godziwą" odprawę dla dwojga. Patrząc też z punktu widzenia tego trzeciego, co się nie załapał, nie powiedziałabym o takim dyrektorze "dobry pan". Pozostaję w szkole z rzeszą innych nauczycieli i to o ich godziwe warunki pracy mam zadbać. Także tych, którzy 1 września podejmą u mnie swoją pierwszą pracę. Uważam, że odchodzącym należy się szacunek, jeśli uczciwie pracowali. Oni jednak odchodzą a szkoła zostaje. A tak na marginesie: Dzisiaj byłam na pogrzebie byłej, cenionej nauczycielki. Odeszla na emeryturę kilkanaście lat temu. Na pogrzebie oprócz mnie ze środowiska szkoły była moja wice i dwie emerytki. A szkoła całkiem spora. |