9 grudnia 2023 r. zmarł
i Mistrz i
przyjaciel dyrektorski, jeden z pierwszych członków OSKKO, dr
Stefan Wlazło.
Do OSKKO został przyjęty tuż po rejestracji
Stowarzysznie, uchwałą z 29 grudnia 2002 r. jako 83. członek.
Stefan napisał kiedyś na Forum OSKKO o szkole
tak, jak dziś rekomendujemy w oficjalnym stanowisku OSKKO:
"Marzy mi się szkoła całodzienna. Do
obiadu, np. do 13.30 - lekcje, po obiedzie godzinny
relaks (różnorodny), a potem w szkole odrabianie zadań
domowych, przy wsparciu drugiej zmiany nauczycieli[]. Po
odrobieniu zadań, około 16:00 powrót uczniów do domu bez
teczek. Oczywiście przy realizowanej polityce oświatowej
kolejnych rządów i także obecnego MEN-u, to utopia, ale
pomarzyć można. Pozdrawiam serdecznie Stefan"
[Stefan Wlazło, Forum OSKKO, 11-02-2017]
|
Stefan uczył pokolenia dyrektorów.
Osobiście miałem szczęście być Jego uczniem na studiach
zarządzania oświatą w Kaliszu, ok. 1998/99 r. (gdzie poznałem
wielu z Was), potem na studiach Ewaluacji Pedagogicznej (gdzie
poznałem kolejnych wielu z Was :-).
Z OSKKO spotykał się Stefan już potem zawsze, m. in. w czasie
prac nad ewaluacją w systemie edukacji, pisywał na Forum OSKKO.
Po śmierci Stefana, pozwoliłem
sobie spędzić noc nad wyborem wypowiedzi na tym forum. oto
niektóre z nich:
Chciałbym być członkiem
Stowarzyszenia, choć nie jestem dyrektorem szkoły. Może
jako członek sympatyzujący?
Stefan Wlazło. 21-09-2002
|
Mam propozycję w związku z tą
wielowątkową dyskusją o ocenianiu. Wprowadzamy bardzo
wiele aspektów, często mocno uogólnionych.To jest
dyskusja fascynująca, ale ja - pewnie jestem nieco
ograniczony - zaczynam się gubić. Dlatego proponuję:
dajmy przykłady własnego oceniania. Przyjęta przez nas
strategia oceniania musi respektować pewne zasady. Na
przykład zasada następująca: ocena jakościowa jest
zawsze oceną opisową. Jeśli więc mówimy o jakości w
ocenianiu, to mówmy o ocenie opisowej. Dlaczego dzieci z
młodszych klas chcą wiedzieć, jaki to stopień? - bo
oceny w stopniach mają starsi uczniowie. Trudno to uznać
za argument racjonalny.Gdyby w starszych klasach była
ocena opisowa, to dzieci z klas I-III też by chciały
mieć ocenę opisową.A co do rodziców, to są ich
doświadczenia z własnych lat szkolnych. Jeszcze nie tak
dawno chcieli tłumaczenia jedynek i szóstek na skalę
2-5, bo tak byli oceniani. Zawsze pytałem swoich
rodziców,czy kiedy dokonują oceny, jak ich dziecko
posprzątało pokój, to mówią, że jest posprzątane na 3
lub 4, czy też; tu zostawione są kurze, a książki
ułożone są dobrze. Czyli opisowo.Dlatego opowiadam się
za standardami moich wymagań wobec uczniów, choć nie
rozdzielam na wymagania konieczne i inne, a tym bardziej
nie przekładam to na stopień szkolny.Istotny problem
podnosi Grazia - czy ocena opisowa powinna być pisana
indywidualnie dla każdego dziecka, czy też powinny to
być cytowane standardy dotyczące wszystkich uczniów?
Myślę, że jednak to drugie i to nie tylko z powodu
mniejszej uciążliwości dla nauczycieli. Indywidualne
charakterystyki nauczyciela są w moim przekonaniu zbyt
daleko idące w ingerowaniu w jednostkę, w ingerowaniu w
wychowanie przez rodziców.Nauczyciel nie może być Bogiem
wiedzącym lepiej. Ma przede wszystkim przekazywać
rzetelną informację: te standardy moich wymagań
edukacyjnych uczeń osiągnął - a nad tymi ma pracować.
Jeszcze problem czasu. w jakim czasie? Tu jesteśmy
zobligowani semestrami. A odpowiedź pedagogiczna powinna
być taka: - w takim czasie, w jakim uczeń jest w stanie
to osiągnąć.Trzeba by więc zniszczyć system klas i
roczników.To jeszcze nie teraz w naszym systemie
edukacji.I jeszcze problem motywacji ucznia, by chciał
osiągnąć te moje standardy wymagań.To problem i
wychowawczy i pytania, kiedy zaczyna zanikać pozytywna
motywacja uczniów do uczenia się? Przecież, kiedy idą do
nowej szkoły są szczęśliwi i chcą się uczyć! Ale to za
długa już wypowiedź, jak na jeden raz. Ponawiam prośbę -
dyskutujmy na konkretach.
Stefan Wlazło. 21-09-2002
|
Myślę, ze cały problem wziął się z
utożsamienia upomnienia z karą. Upomnienie, wskazanie
niewłaściwego działania, a z drugiej strony - pochwała,
to działania związane z kierowaniem zespołem
klasowym,które w ogóle nie wchodzą w zakres pojęcia
"kary publicznej". To są autonomiczne działania
nauczyciela i wychowawcy. Gdyby było inaczej, to równie
dobrze uczeń przez nas chwalony mógłby uznać to za karę,
gdyż np. uważa, że pochwała jest za mała. Weszlibyśmy w
świat pełnego absurdu.Prawnik ma jednak jedno
"zaczepienie" - to upomnienie jest w statucie szkoły
wymienione jako "kara". Radzę po prostu upomnienie wobec
klasy skreślić z rejestru kar. Oczywiście, zachowujemy
się w upominaniu zawsze etycznie, np. nie obrażamy
ucznia,itp.
Stefan Wlazło. 18-09-2002
|
Czy jako twórca (już ponad 20 lat
temu) hospitacji diagnozującej mógłbym coś dopowiedzieć?
Ten rodzaj hospitacji ma dotyczyć obserwowalnych
umiejętności złożonych uczniów - to jest kształtowanych
w dłuższym okresie czasu, powiązanych z osiągnięciami
programowymi ustalonymi w podstawie programowej, uznajmy
je za umiejętności podstawowe. Trzeba dyrektorowi
uzgodnić z nauczycielami, jaki rodzaj podstawowych
umiejętności uczniów obserwować i kiedy. Oczywiście, to
nauczyciel wie najlepiej, kiedy umiejętności podstawowe
mogą być już obserwowalne w danej klasie i dlatego
proponuje termin, ale to nie jest zaproszenie, tylko
zaproponowanie terminu hospitacji.Bo co miałby zrobić
dyrektor, gdyby takiego zaproszenia nie było nigdy? Przy
czym, z góry jest ustalony przedział czasowy - który
semestr.Istotny jest wybór terminu obserwowania
umiejętności podstawowych uczniów. Niekiedy trzeba je
obserwować na początku ich kształtowania, gdyż są tak
mocno ustrukturalizowane,że bez opanowania umiejętności
początkowych, nie uda się osiągnąć umiejętności
końcowych, czyli w efekcie całościowych (podstawowych).
Nieraz, warto te umiejętności obserwować w fazie
środkowej, a nieraz na końcu, zwłaszcza w przedmiotach
powiązanych ze sprawdzianem lub egzaminem zewnętrznym.
Oczywiście, w kolejnych latach szkolnych można z
nauczycielami ustalać różne umiejętności do
obserwowania. Jest ważne, aby nauczyciel dał dyrektorowi
narzędzie do obserwowania umiejętności uczniów podczas
hospitacji diagnozującej. Hospitacje diagnozujące
umiejętności uczniów nie wykluczają innych hospitacji,
np. hospitowanie klasy w ciągu dnia (to postulowano
bardzo mocno jakieś 15 lat temu), które dają przede
wszystkim obraz klasy,choć przy dyrektorze uczniowie
zachowują się odmiennie.Przy awansie zawodowym są
hospitacje dotyczące obserwacji tzw. warsztatu
nauczyciela i są to hospitacje oceniające pracę
nauczyciela a nie diagnozujące umiejętności uczniów.
Zgodnie z aktualnym rozporządzeniem o nadzorze
pedagogicznym w ogóle nie trzeba hospitować
nauczyciela(chyba że podjęta jest procedura oceny i
awansu), gdyż rozporządzenie tylko proponuje stosowanie
hospitacji diagnozujących.Ale tradycja, przyzwyczajenia,
chęć kontrolowania itd.
Stefan Wlazło. 25-09-2002
|
młodzi Polacy są bardzo zdolni,
pozwólmy im tylko kreatywnie myśleć, a polska młodzież -
to skarb w naszych rękach.
Stefan Wlazło. 25-09-2002
|
Moi Drodzy,
Pozwalam sobie na takie zatytułowanie, gdyż wypowiadając
się na temat hospitacji diagnozującej wypowiadacie się o
moim, sprzed 20 lat pomyśle, który dopiero teraz stał
się rzeczywistością w wielu szkołach.
To ogromnie dla mnie satysfakcjonujące. Ale - proszę -
nie kłóćcie się. Porozmawiajmy racjonalnie. Jeżeli
nauczyciele nie lubią hospitacji, to jest to wina
dyrektora, który wykorzystuje hospitacje do wyrażania
oceny o jakości pracy nauczyciela. Dlatego pomyślałem
kiedyś, żeby rozmawiać o uczniach a nie o działaniu
nauczyciela na lekcji, bo to jest znacznie mniej
konfliktogenne i stresujące.Tak powstała myśl o
hospitacjach diagnozujących. Weźcie pod uwagę
następujący aspekt. Każdy z nas chciałby się pochwalić,
że zrobił coś dobrze, że osiągnął sukces. Sukcesem
nauczyciela jest to, czego nauczył swoich uczniów. Rolą
hospitacji diagnozującej jest więc stworzenie
nauczycielowi możliwości pokazania, czego nauczył swoich
uczniów.Wszyscy chcemy się czymś pochwalić i wszyscy
chcemy,aby nas chwalono.Podobnie uczniowie - też chcą
się pochwalić przed dyrektorem, czego się nauczyli. I to
jest cały sens hospitacji diagnozującej: stworzenie
nauczycielowi i jego uczniom szansy na sukces w postaci
zademonstrowania dyrektorowi szkoły - może nie tylko - ,
jak pięknie pracują.Mam wiele doświadczeń własnych i
obserwowanych cudzych doświadczeń. Uwierzcie mi - nic
tak uczniów nie zmobilizowało do powtórzenia i
utrwalenia materiału edukacyjnego, żadna klasówka czy
odpytywanie, jak możliwość pokazania się przed
dyrektorem, nieraz i przed innymi gośćmi na lekcji.
Traktujmy więc hospitacje nie jako pole walki, kto kogo
przechytrzy, ale jako możliwość zademonstrowania, że
pracuję dobrze, a moi uczniowie wiele
potrafią.Serdecznie was pozdrawiam.
Stefan Wlazło. 25-09-2002
|
Dotykamy bardzo trudnej materii. Czy
ważne jest - jakim człowiekiem jest dyrektor szkoły, czy
też - jak spełnia swoją rolę zawodową.
Niewątpliwie, dyrektor szkoły, to człowiek, którego
etyczne postepowanie nie budzi zastrzeżeń w zachowaniach
społecznych, zatem nie krzywdzi innych ludzi, zwłaszcza
uczniów,nie kłamie, nie oszukuje itd. Inaczej mówiąc -
świecki dekalog.Ale takie same wymogi postawimy
nauczycielom, a idąc dalej - ludziom pelniącym funkcje
publiczne, sprzedawczyniom w sklepach, sportowcom itd,
czyli wszystkim ludziom kontaktującym się z innymi
ludźmi.
Dlatego bardziej skłaniam się ku roli zawodowej
dyrektora i tę rolę możemy określić w postaci kodeksu -
raczej zawodowego niż etycznego - dyrektora albo też,
jak wolę - w postaci standardów jakości pracy
kierowniczej w szkole. Wolę standardy, gdyż są bardziej
konkretne i wypełnione wskaźnikami, stanowiącymi dowody
osiągnięcia przez dyrektorów tych standardów. W tym
sensie propozycja amerykańska jest określana zbyt wąsko,
dotyczy nieraz ewidentnych czynności (np. przestrzeganie
prawa, a przecież, kto prawa nie przestrzega jest
przestępcą lub popełnia wykroczenie). Dlatego można też
mówić o "obszarach" czy dziedzinach pracy kierowniczej i
jest to bardziej konkretne niż ogólne etyczne zasady a
jednocześnie bardziej ogólne i syntetyczne niż tekst
amerykański.Standardy i wskaźniki sprawdzają mi się w
sześciu szkołach (Warszawa i Milanówek), które
doprowadzam do certyfikatu jakości edukacyjnej. I tak
trochę na toi patrzy Marek w środkowej części swej
propozycji.Ale to moje indywidualne spojrzenie i nie
chcę go nikomu narzucić, a nawet wolałbym inne
spojrzenia, gdyż wiele będę mógł skorzystać. Ale póki co
- mówimy o powinnościach wszystkich ludzi wobec dzieci i
młodzieży, a nie o kodeksie etycznym dyrektora, gdyż
formulowane zasady odnoszą się do wszystkich osób
(dyrektorów, nauczycieli, trenerów, instrukturów
opiekunów, wreszcie rodziców) zajmujących się młodzieżą.
Stefan. 09-10-2002
|
W działaniu szkoły nie tyle idzie o
wzajemne ocenianie (bo także dyrektor szkoły może
wypełnić wizytatorowi tego typu ankietę dot. rady
pedagogicznej), ile o współpracę. Jeżeli zatem pytać
nauczycieli o postrzeganie kierownictwa w szkole, to
pytałbym o : zmiany, jakie należałoby w szkole
wprowadzić, o system informacji, o WDN itp zagadnienia,
które mogą wymagać poprawy a są ważne dla funkcjonowania
szkoły niż pytał o np. czy "jasno określa cele
nauczania", bo te są określone w "Podstawach
programowych" czy też o inne aspekty dotyczące wprost
osoby dyrektora. Często w ankietach do uczniów odnajduję
pytania, które są śledztwem przeciwko nauczycielom i w
którym to śledztwie świadkami mają być uczniowie. Uważam
to za działanie nieetyczne, ale podobną filozofię
odnajduję w tej ankiecie do rady pedagogicznej.
Stefan. 11-10-2002
|
w "Podstawie wychowania w
przedszkolu" został sformułowany wymóg, że "dziecko
odróżnia dobro od zła", więc nie widzę sprzeczności z
poglądami polemistów.Tylko, dlaczego ma to się wiązać ze
stresem dziecka a nie jego świadomością? Dzieci już w
przedszkolu są bardzo mądre.
Stefan. 11-10-2002
|
Oczywiście, że od dziecka trzeba
wymagać i to bardzo wcześnie. Dziś wiemy, że pedagogika
alternatywna poniosła fiasko. I nie musimy sięgać po
przestrogi policjantów, żeby ustalać standardy wymagań
edukacyjnych wobec dziecka w przedszkolu i o tych
standardach rozmawiać z rodzicami, aby je przestrzegać
wspólnie. Wciąż jednak nie mogę zrozumieć, dlaczego ta
mała istota ma przeżywać stres związany z wymaganiami w
przedszkolu. Jeżeli będziemy je wspierać w tym, co robi
dobrze i nie pozwalać na coś, co robi źle, to jest to
uczenie zachowań społecznych. A dziecko chce być z
innymi. Dlaczego miałby to być stres? Chyba że każdą
przykrość dziecka, jego niezadowolenie nazwiemy stresem,
ale te krótkotrwałe stany emocjonalne stresem nie są,
gdyż właśnie trwają krótko. Płaczące dziecko trzeba
zainteresować czymś, jeśli popełniło błąd - dać mu
natychmiast szansę na poprawienie lub zrobienie czegoś
innego dobrze itd. Nie nazywałbym tych wszystkich i tak
wielu stanów emocjonalnych stresem, który jest rodzajem
trwałego napięcia pomiędzy własnym pragnieniem, a
niemożnością spełnienia go lub napięciem sposowodowanym
strachem z powodu kary lun innego zagrożenia itd.
Stefan. 11-10-2002
|
program rozwoju
Chciałbym coś dodać do tej ważnej dyskusji: wpierw
terminologicznie, w rozporządzeniu o nadzorze mówi się o
programie i też tak wolę, gdyż plan ma dość tradycyjną
strukturę: cele (a dziś przecież są już standardy a nie
cele), zadania do wykonania, odpowiedzialni i termin i
jest to struktura tak sztywna, że trudno ją dostosować
do zmieniającej się i nieprzewidywalnej rzeczywistości.
I na tle tej nieprzewidywalności i sztywności struktury-
aspekt merytoryczny: czy na pewno jesteśmy trzy lata
wcześniej w pełni świadomi, jakie zaistnieją zdarzenia w
naszej szkole? Dlatego program rozwoju oparty o
standardy, do których dążymy, daje możliwości większej
elastyczności, dokonania zmiany w trakcie realizacji
itd.Nie byłbym zatem tak mocno przywiązany do kolejnych
w latach części planu. Przykład ; założymy sobie
osiągnięcie standardu, że nasi uczniowie są kulturalni,
respektują normy społecznego współżycia itp.. W ramach
tego standardu zaczynamy kształtować wzajemny szacunek,
tolerancję itd Tymczasem, w wyniku mierzenia okazuje
się, że w ankietach uczniowie młodszych roczników
wskazują na częstą agresję róznego typu, jakiej doznają
od starszych koleżanek i kolegów. I wtedy - mimo że nie
było to zaplanowane natychmiast uruchamiamy działania
uświadamiające i zapobiegawcze.
Powtórzę - nie było takich działań zaplanowanych rok czy
dwa lata wcześniej. I teraz - jeżeli działam
racjonalnie, to nowa sytuacja jest dla mnie ważniejsza
niż uchwalony 2 lata wcześniej plan z celami do
osiągnięcia na ten rok (czyli plan kroczący). Oznacza
to, że nie realizuję planu pracy, gdyż wszystkie wysiłki
koncentrujemy na walce z agresją. I jest to prawidłowe
działanie. Takich zdarzeń nieprzewidywalnych może być
wiele: 11 września, niskie wyniki sprawdzianu czy
egzaminu,zewnętrznego, ważne zdarzenie lokalne lub
szkolne i inne. I do Marka - mego intelektualnego
partnera; a dlaczego nie można dokonywać mierzenia
jakości za pomocą procedur ewaluacyjnych, nadają się do
tego świetnie, zwłaszcza ewaluacja humanistyczna, zwana
też społeczną. Oczywiście, pod warunkiem, że ewaluacja
jest w szkole poznawczo ugruntowana, co wcale nie jest
łatwe.To profesorowie są zawsze tak mocno przywiązani do
swych teorii, że nie tolerują stosowania jej gdzie
indziej niż poza tą teorią. Ewaluacja, zwłaszcza
formatywna (kształcąca) - to znakomita jakościowa
procedura i nie widzę przeciwwskazań, by ją w
jakościowym rozwoju szkoły stosować, czyli dokonywać za
jej pomocą mierzenia jakości pracy szkoły. Powtarzam -
jednakże pod warunkiem, że stosujący ją w szkole
ukończyli podyplomowe studia z ewaluacji. Podobnie,
możemy tę dyskusję przenieść na grunt pomiaru
dydaktycznego, który też wymaga studiów. Czyli najlepiej
mierzyć osiągnięcia edukacyjne uczniów za pomocą
procedur pomiaru dydaktycznego, co jednakże nie oznacza,
że nie możemy oceniać uczniów, jeśli tych procedur nie
znamy. Pozdrawiam.
Stefan Wlazlo 13-10-2002
|
Może za wiele oczekujemy od Poradni,
od rodziców, od niektórych dzieci.Czy naprawdę nie
potrafimy sami stwierdzić w klasach młodszych istotnych
trudności dziecka, np. w czytaniu i zgłosić problem
dyrektorowi, bo może temu dziecku zamiast powtarzania
klasy trzeba poświęcić więcej czasu w zespole
wyrównawczym? Nie oglądajmy się na innych, przy -
nazwijmy ich tak - "niepełnowartościowych edukacyjnie"
rodzicach -jesteśmy dla tego dziecka z trudnościami
jedyną nadzieją. Nie tyle więc mówmy o zasadach,
obowiązkach i zadaniach róznych, co o zwykłym
pedagogicznym sercu dla dziecka, które się urodziło
takie, jakie jest i które też trzeba kochać i które
naszego zainteresowania nim i wsparcia od nas oczekuje,
a nie dziwić się w czwartej klasie, że nie umie czytać.
To o wiele za późno.
P.S. Podziwiam Was za tyle mądrych wypowiedzi i
spostrzeżeń, ale nie gubcie najważniejszego punktu
odniesienia w każdym naszym myśleniu: dziecko, które nam
oddano w opiekę, aby je uczyć. Serdeczności.
Stefan Wlazlo 14-10-2002
|
Co do amerykańskich szkół - są bardzo
różne. Są takie, po których uczeń ledwie czyta i pisze.
Jest tak np. w Bronxie, dystrykcie Nowy York, gdzie
nauczyciel może zarabiać znacznie więcej, ale chętnych
nie ma, bo uczniowie mordują nauczycieli. I są szkoły
znakomite, których absolwenci trafiają potem do różnych
'harvardów" czy 'berkeleyów'. I to z takich
amerykańskich szkół wywodzą się laureaci nagród Nobla.
Proszę prześledzić ostatnie nagrody, ilu wśród nich
Amerykanów (nie mówię o imigrantach) i przeczytajcie ich
życiorysy - wszyscy wykształceni w amerykańskich
szkołach.
System oświaty amerykańskiej daje szkole całkowitą
autonomię. Nikt nie narzuca jej jakichkolwiek metod
pracy, to rodzice i absolwenci ostatecznie weryfikują,
czy szkoła pracowała dobrze.Proszę nie wierzyć, że
wprowadza się tam jakieś centralne zmiany, np.
przypominające nasze tradycyjne metody. Każdy nauczyciel
musi mieć pomysł na prowadzoną przez siebie edukację.
Jeśli pomysł się nie sprawdza - odchodzi. Oczywiście,
nie ma mowy o działaniach nieetycznych wobec uczniów i w
gronie. Liczba uczniów w klasie też jest różna. W
badaniach - znów -udowodniono, że najlepsza liczba
uczniów pozwalająca uzyskać najwyższe wyniki edukacyjne,
to ok. 25. Ale rodzice, zwłaszcza w szkołach prywatnych
płacą więcej, aby uczniów było mniej. W Holandii limit
dzieci w klasach młodszych - to 32!! Często rodzice
płacą, aby klasę podzielić na dwie części. To problem
zamożności społeczeństwa, a gminy wszędzie na świecie są
tak samo skąpe dla oświaty. Unikajmy uogólnień, nie
tylko w odniesieniu do szkoły amerykańskiej, ale do
wszystkich systemów oświatowych. Jest tylko jedna
prawidłowość - im bardziej szkoły centralnie zarządzane
(tak jak to nadal w znacznym stopniu ma miejsce u nas a
nawet to uzależnienie szkół zwiększy się, bo nowelizacja
Ustawy dotyczy także i tego, że negatywna opinia
wizytatora zobowiąże samorząd do odwołania dyrektora) -
tym gorsze wyniki uczniów w międzynarodowych badaniach
edukacyjnych. A im bardziej szkoły są samodzielne, tym
wyniki lepsze. Na świecie bowiem najlepsze wyniki
uzyskują szkoły prywatne i katolickie, które są
ewidentnie mocno autonomiczne.I nie byłbym taki
krytyczny wobec badań pedagogicznych, bo to przypomina
postawę, że dobre są tylko te informacje, które są
wygodne dla nas.
A zakończenie mojej wypowiedzi oznacza tylko tyle;
pochylmy się nad dzieckiem, często bezradnym wśród
dorosłych.
Stefan, 15-10-2002
|
Zachowania uczniów są bardzo różne.
Myslę, ze nikt z nas nie uważa, że mamy do czynienia
wyłącznie ze źle wychowanymi "chuliganami".Wychowywanie
polega na tym, że ustalone są standardy wymagań
wzajemnych nauczyciel-uczeń, np "odnosimy się do siebie
z wzajemnym szacunkiem". Te standardy są wszystkim znane
i mają być respektowane przez obie strony. Oznacza to,
że zarówno uczeń jak i nauczyciel postępuje zgodnie z
ustalonymi standardami, a jeżeli nie - musi być nagannie
oceniony (i uczeń, i nauczyciel). Te nagany i kary muszą
być postrzegane przez wszystkich jako naruszenie
przyjętych społecznych norm w funkcjonowaniu szkoły,
wyrażonych w postaci standardów wymagań. Nie mówmy więc
o tolerowaniu zła, tylko raczej o bezradności. Problem
istnieje, bo jakie ma nauczyciel możliwości wpływu na
zbuntowanego ucznia, i jak mogą zachować się uczniowie
wobec nauczyciela, który nie respektuje ustalonych norm.
Ten rodzaj bezradności ma i miał jednak miejsce zawsze i
wszędzie, gdy ludzie ze sobą współdziałają, zatem - nie
tylko w szkole. Dlatego mówi się o treningach empatii i
asertywności, aby umieć sobie dawać radę w sytuacjach, w
których możliwości naszej pozytywnej reakcji są
ograniczone. Nie negowałbym więc tej wiedzy
psychologicznej. A co mielibyśmy mieć w zamian? Bicie
uczniów, upokarzanie ich - to obróci się przeciw nam,
gdyż agresja rodzi agresję. Jak wiele porażek mają
rodziny, w których przyjęto strategię ostrej dyscypliny.
To dobre w klasztorze, a w naszym dziesiejszym świecie
otwartym na wiele i wielu - już nie. Trudniej nam przez
to, ale zwycięstwa smakują lepiej.
Stefan Wlazło. 26-10-2002
|
Wciąż uogólniamy. Uczniowie -
podobnie jak osoby dorosłe są bardzo różni.I podobnie-
jak wśród dorosłych - także wśród uczniów są jednostki,
które trudno zdyscyplinować, przywołać do porządku.
Nauczyciel jest w sytuacji trudnej, gdyż nie wolno mu
nadużyć swego "władztwa organizacyjnego" wobec ucznia,
np. - wyrzucić za drzwi. Dlatego w sytuacjac
drastycznych nauczycielowi musi przyjść z pomocą prawo,
które u nas jeszcze tego problemu nie dostrzega, tak jak
dostrzeżono to w Unii Europejskiej i w USA (przykłady
padły wyżej). Oosbiście, wzdragałbym się przed
pełnieniem wobec uczniów roli egzekutora. Wciąż więc
namawiam do pozyskania dla swych działań zdecydowanej
większości uczniów, wtedy jest bardzo realne to, że oni
sami - choć z moją pomocą - utemperują ucznia łamiącego
przyjęty wspólnie kontrakt. Na miłość boską - nie
porównujmy się do policji !!! Ona musi być wyłącznie
restryktywna. A sympatycznym współdziałaniem mozna
osiągnąć przecież wiele. Biernym oporem Ghandi
doprowadził do zniszczenia kolonizacji Indii, pewnie by
mu się nie udało, gdyby zastosował formy waki i
represji. Oczywiście, nie namawiam do biernego oporu w
szkole, ale do wiary w to, że można do każdego - no
niemal każdego - ucznia trafić.
Stefan Wlazło. 01-11-2002
|
Kiedyś J. Steinbeck napisał:
"Lękajcie się czasów, kiedy ludzie nie zechcą poświęcać
się dla idei". Bądźmy więc "apostołami" koniecznych
zmian w naszej edukacji dlatego, aby polska młodzież nie
stała się niewolnikami zachodnich społeczeństw.
Stefan, 24-12-2002
|
i to ważniejsze; pojawia się pytanie,
czy mnie, jako nauczycielowi nie jest potrzebna
informacja, jak sobie radzą moi uczniowie w następnym
etapie edukacyjnym. I są takie informacje pozyskiwane od
uczniów. Ale nie są oni dobrym źródłem informacji, choć
nie należy tego źródła zlekceważyć. Lepszym źródłem są
nauczyciele uczący mojego absolwenta. I jako nauczyciel
wybrałbym 2-3 swoich najlepszych uczniów oraz 2-3
najsłabszych i skontaktował się z ich nauczycielami.
Może dowiedziałbym się, że jakieś umiejętności
niedostatecznie wyćwiczyłem. I oczywiście jest to do
zrobienia najlepiej w szkole podstawowej (także
przedszkola). W sytuacji powstających zespołów szkół
podstawowych i gimnazjów - ten kontakt będzie bardzo
łatwy. Inaczej z absolwentami gimnazjum. Uczniowie w
liceum są bardziej świadomi swoich możliwości
edukacyjnych i widzą swoje ewentualne braki.I znów - nie
jakaś ogólnikowa ankieta, a raczej wywiad w zakresie
poszczególnych przedmiotów - z jakimi zagadnieniami dają
sobie radę, w jakich mają trudności. Wywiad może być
zogniskowany - tzn. kilkoro uczniów razem się wypowiada,
może też przyjąć formę pisemnej wypowiedzi. I znów - nie
wszystkich uczniów, a dobranych uczniów, i lepiej
niewielu, a z jakichś kryteriów uznanych przeze mnie
jako ważnych nadawców informacji.Pozdrawiam
Stefan 16-05-2011
|
Przyjmijmy, że najważniejszy dla nas
jest nasz uczeń, a te "wszystkie władze" - dziś są,
jutro ich nie ma, pies ich drapał. Pzdr. St.
Stefan, 18-05-2011
|
Ejże - obserwacja to nie hospitacja.
Hospitacja pozostała w ocenie pracy nauczyciela,
dokładniej opisana w Rozporządzeniu wykonawczym do Karty
Nauczyciela w zakresie oceny pracy
nauczycieli.Oczywiście - dyrektor, wicedyrektor jako
przełożeni mogą każdej chwili hospitować nauczyciela.
Ale to jest poza nowym nadzorem pedagogicznym.
Obserwacja - to pozyskiwanie informacji o rozwoju
uczniów, np - mamy w ogólnej podstawie programowej
kompetencję kluczową uczniów, aby umieli współdziałać w
zespole. Jako dyrektor chcę obserwować tę umiejętność
uczniów. Umawiam się z nauczycielami, jakie to
umiejętności uczniowie powinni wykazywać w zespołowym
działaniu, mogę to zapisać na kartce - jako arkusz
obserwacji. I teraz czekam na informację od nauczyciela,
kiedy mogę obserwować takie działanie uczniów na
lekcjach, innych zajęciach. Nie obserwuję nauczyciela,
bo ten mógł dać uczniom problem do zespołowego
rozwiązywania, a po prezentacji podziękować. Inaczej
mówiąc obserwacja, to wymyślona przeze mnie 25 lat temu
(ten czas leci) hospitacja diagnozująca, teraz używam
terminu obserwacja diagnozująca.
|
Przy okazji - w Hiszpanii -
zaznajamiałem się z tamtejszym nadzorem pedagogicznym.
Ależ jesteśmy daleko do przodu przed nimi. Nie zapomnę
tego strachu w oczach dyrektorów, gdy nam referowali
działanie placówek i spoglądali wciąż na inspektorów,
czy mają aprobatę tego, co mówią. Miłych Świąt wszystkim
życzę, a Nowym Rokiem - to, co dla Was najlepsze.
Stefan Wlazło 23-12-2011
|
Marku, wiem, ze nadzór, to jedno z
zagadnień, nad którym w OSKKO jest refleksja,, ale nie
widziałem rozwijania się tego wątku, a teraz jest okazja
mieć wpływ na zmiany, nie wiem, czy za miesiąc w
Krakowie, to nie będzie za późno, jeśli nowe
Rozporządzenie o nadzorze ma wejść od 01 września, to
drogę legislacyjną musi przechodzić już teraz,zatem już
teraz jest potrzebna opinia Naszego Stowarzyszenia,
pozdrawiam serdecznie
Stefan, 29-01-2012
|
Może się narażę na krytykę, ale
jestem zdecydowanym przeciwnikiem porównywania wyników
zewnętrznych sprawdzianów lub egzaminów z ocenami
końcowoszkolnymi. z kilku względów;
1) to są inne miary - skala ocen szkolnych i punkty w
staninach, te ostatnie są uniwersalne, wso jest
zindywidualizowane w szkołach, trójka ze szkoły X jest
nie tożsama trójce ze szkoły Y;
2) ocenianie w szkole ma bardzo istotne aspekty
wychowawcze, w zewnętrznych ocenach ten wzgląd jest
pomijany, bo uwzględniony być nie może
3) zewnętrznie ocenia się opanowanie podstawy
programowej, dlatego nieraz gorzej wypadają uczniowie
uzdolnieni, którzy mają wiadomości i umiejętności ponad
podstawę programową
4) dyskusyjna jest jakakolwiek technologia przeliczania
punktów na skalę ocen szkolnych - różnica jednego punktu
nie może oznaczać innego stopnia szkolnego
5) ocenianie w szkole dotyczy pracy ucznia w całym roku
szkolnym, a ocena końcowa roczna jest jakąś wyważoną
miarą oceny pracy ucznia w długim okresie czasu, wynik
zewnętrzny dotyczy przeszłości, której już nie można
zmienić, różni zatem te oceny perspektywa czasowa (cały
rok - jeden dzień), dochodzi do tego "zamazanie" wyniku
zewnętrznego wskutek szczęścia ucznia, sprytu ucznia a
także stresu egzaminacyjnego.
6) porównywanie niczemu nie służy, bo nowy rocznik nie
musi być podobny do rocznika, który szkołę ukończył,
należy wyniki analizować w odniesieniu do zadań, z
którymi uczniowie sobie poradzili, a z którymi mieli
kłopoty, dodając analizę kontekstową, idąc za sugestią
Kl. Stróżyńskiego -dotyczącą pięciu najlepszych i pięciu
najsłabszych absolwentów z danego rocznika i analizą, w
jakich znaleźli się staninach, a nie z porównaniem ocen.
7) a już jakieś mechaniczne przeliczenia wręcz
przerażają mnie bezrefleksyjnością pedagogiczną.
Pozdrawiam wakacyjnie
Stefan Wlazło 05-08-2012
|
Moi Drodzy - podział na style
zarządzania demokratyczny, autokratyczny i bierny, to
podział z lat 70-ych, obecnie mówi się i pisze o
przywództwie. Mniejsza o to. Sądzę, że źle pojmujecie
styl demokratyczny. To nie oznacza rządów "miękkiej
ręki". Demokracja oznacza ochronę interesów ogółu przed
interesami jednostki. Jeżeli nauczyciel mi się
notorycznie spóźnia, to udzielam mu kar dyscyplinarnych
i nie jest to żaden autokratyzm, tylko działania w
interesie uczniów i jest to w pełni demokratyczne
działanie. Natomiast autokratyzm będzie działaniem w
imię jednostkowych interesów.
Żaden z Was tego nie robi. I w nadzorze pedagogicznym
nie może być inaczej - są dopuszczalne wszelkie
działania dyscyplinujące nauczycieli w interesie szkoły
i - powtarzam - jest to w pełni demokratyczne.
Serdeczności
Stefan, 29-08-2012
|
Wszystkim Współtowarzyszom w OSKKO_
serdeczności świąteczne, szampańskiej zabawy
sylwestrowej, a z Nowym Rokiem - mniej kłopotów w pracy,
za to wiele powodzeń w osobistym życiu.
Stefan Wlazło. 21-12-2012
|
[O ocenie zachowania] Oczywiście
zlikwidować,a jeśli utrzymać, to tylko tytuł: "wzorowy
uczeń" dla wyróżniających się.
Stefan. 12-01-2015
|
Błagam, nie uogólniajmy ocen
nauczycieli, są bardzo różni, przez dwa lata byłem
sorowcem w ponad 20 placówkach we Wrocławiu i większość
nauczycieli (zarówno ze szkół podstawowych jaki i
gimnazjów oraz przedszkoli) w bezpośrednich kontaktach i
rozmowach na temat edukacji - to bardzo wartościowi
ludzie.
Stefan Wlazło. 27-10-2015
|
Są też badania IBE stwierdzające, że
największy poziom agresji jest w szkołach podstawowych,
to przy dodaniu dwu starszych roczników chyba się nie
zmniejszy a powiększy. Bardziej wierzę w badania niż w
indywidualne doświadczenia. Dlaczego zachodnie kraje i
północne z wyjątkiem Finlandii, gdzie nigdy nie było
gimnazjów, nie wycofały się z tego szczebla edukacji. My
wiemy lepiej? Śmiem wątpić. Do tego dojdą niemałe
koszta, które lepiej byłoby przeznaczyć na podwyżki dla
nauczycieli. Ale słuchałem przed pół godziną wywiadu
Pani Witek. Likwidacja gimnazjów jest przesądzona. A
mnie jest szkoda najlepszych gimnazjów w Unii
Europejskiej. Pozdrawiam St.
Stefan Wlazło. 28-10-2015
|
Obok obserwacji koleżeńskich bardzo
pożyteczny jest rodzaj seminariów - określony nauczyciel
relacjonuje,jak pracuje z uczniami nad jakimś
zagadnieniem programowym, pokazuje wytwory uczniów z tym
związane (np prace domowe, klasówki, projekty, inne).
Sądzę, że bardzo pożyteczne byłyby spotkania z
tworzeniem przez uczniów projektów międzyprzedmiotowych,
scenariusze działań zespołowych uczniów, a w wyniku
zmian w Ustawie, np też, jakie są efekty uczenia bez
stopni,ale z informacją zwrotną przekazywaną uczniom,
problem motywowania uczniów do nauki, aktywność uczniów
- jak ją pobudzać i wiele innych. Pozdrawiam
Stefan Wlazło. 08-12-2015
|
I pomyśleć, że uczyłem Panią Annę
Zalewską na studiach podyplomowych. Pozdrawiam Was
serdecznie.
Stefan. 17-10-2016
|
Myślę, że gdybym dziś był nadal
nauczycielem języka polskiego, to zachęcałbym uczniów do
nagrywania na komórkach przebiegu lekcji. mam bardzo
pozytywne doświadczenia ale ze studentami, uważali, że
to znakomite utrwalanie treści zajęć, lepsze niż
notatki, czy materiały pisemne.
Stefan, 19-10-2016
|
za istotne uważam, jak stworzona
koncepcja wpływa na proces edukacyjny w szkole. W wielu
raportach z ewaluacji zewnętrznej, które zanalizowałem w
roku 2015 pojawiają się stwierdzenia, że dobra koncepcja
pracy szkoły powoduje konkretne działania rozwijające
uczniów []
Jest dla mnie ważnym problemem jak rozumieć modyfikację
koncepcji. Jestem przekonany, że koncepcja stanowi
zestawienie trwałych w czasie wartości edukacyjnych i
nie powinny być zmieniane. Przykładowo, ważnym aspektem
koncepcji jest patron szkoły. Nie będziemy zmieniać
patrona, bo nowym uczniom i rodzicom się nie podoba, a
za rok kolejna zmiana itp. Modyfikację rozumiem jako
zmianę strategii realizacji trwałych wartości
edukacyjnych szkoły. Tak uczyłem w Krakowie wizytatorów
i tak to przyjmowali.
Stefan 25-10-2016
|
Skoro większość Polaków, to katolicy,
akcentowałbym miłość bliźniego, pzdr.
Stefan 28-10-2016
|
Oczywiście, że masz prawo
kontrolować, czy działania nauczyciela są zgodne z
podstawą programową, statutem, a w razie ich
nieprzestrzegania - wydawać polecenia. Jest tylko
pytanie o skuteczność takiego działania, moim zdaniem,
nauczycieli nie da się kontrolować bezustannie, czyli
jeśli nie zmienimy ich postawy w pracy, to nakazy ominą.
Radziłbym przyjąć rolę życzliwego doradcy, a w razie
uporczywego uchylania się od obowiązków poinformować o
potencjalnej decyzji dokonania oceny pracy. Pozdrawiam
St.
Stefan 18-05-2017
|
nie jestem zwolennikiem ankiet,
zwłaszcza anonimowych. Rodzice mają możliwości
przekazywania swoich opinii, zwłaszcza wychowawcy, który
- jeśli pojawia się problem - postara się go rozwiązać.
Poza tym, czym ta ankietowa ocena miałaby skutkować?
Stefan 18-03-2017
|
tylko marzenia tworzą postęp,
najczęściej są to rewolucje, np rewolucja francuska
stworzyła nowy ład społeczny, rewolucja przemysłowa -
zmieniła działania ludzi, wynalazek pisma to też była
rewolucja, trochę się zastanawiam nad pozytywnymi
skutkami rewolucji październikowej, historycy -
pomóżcie. J. Steinbeck kiedyś napisał takie motto do
swoich "Gronów gniewu". Lękajcie się czasów, kiedy
ludzie nie zechcą żyć dla idei. Wierzę, że miał na myśli
idee pożyteczne dla świata. pozdrawiam []
najserdeczniej. St.
12-02-2017
|
Bardzo często obserwacje dyrektora
utożsamiane są z hospitacjami. Gdyby tak było, nie
byłoby powodu zmieniać w nadzorze pedagogicznym terminu
"hospitacja" na termin "obserwacja". Hospitacje są nadal
w nadzorze pedagogicznym, mianowicie przy ocenie pracy
nauczyciela, bo w zarządzeniu wykonawczym do Karty
Nauczyciela jest mowa o tym, że ocenie podlega warsztat
metodyczny nauczyciela. I to są hospitacje służące
pozyskaniu informacji i ocenie warsztatu metodycznego
nauczyciela.
---
Natomiast obserwacje - w moim najgłębszym przekonaniu-
należy wiązać z realizacją podstawy programowe dla
danego etapu kształceniaj, czyli z obserwowaniem, jak
uczniowie nabywają wiadomości i umiejętności.
Przykładowo, na wszystkich etapach kształcenia jest
wskazywana jako wymóg programowy umiejętność działania
zespołowego dzieci lub uczniów. Dyrektor, który chce
pozyskać informacje, jak ta umiejętność jest opanowana
przez uczniów, powinien - to znów moje przekonanie -
ustalić z nauczycielami, jakie będą dowody na efektywne
współdziałanie uczniów tej szkoły. Powstałaby pewna
lista umiejętności związanych z uczniami danej,
konkretnej szkoły. Pewnie te umiejętności będą się
różnić od typu szkoły i naboru uczniów,ale ogólne zasady
będą te same lub podobne. Opanowanie tych umiejętności
przez uczniów to zagadnienia do obserwacji ze strony
dyrektora. Ta obserwacja powinna dotyczyć już końcowych
umiejętności uczniów w działaniu zespołowym, zatem to
nauczyciel powinien po prostu zaprosić dyrektora na
lekcję pozwalającą zaobserwować dyrektorowi umiejętności
uczniów w tym działaniu. Możliwy jest taki scenariusz
lekcji, iż nauczyciel daje uczniom zagadnienie do
zespołowego opracowania, po czym tylko obserwuje
działania uczniów a po prezentacji - dziękuje. Czyli -
de facto- dyrektor nie zaobserwuje podczas tej lekcji
warsztatu metodycznego nauczyciela , poza ogólnie
przyjętymi w szkole zasadami. Dlatego to nie jest
hospitacja. Po cyklu takich obserwacji powinien dyrektor
omówić w radzie wyniki swoich obserwacji, pochwalić
pozytywy, a w trudnościach nauczycieli zapytać, jak im
pomóc.
18-05-2017
|
Problem właśnie chyba nie w tym, czy
i ile pracy domowej ale po co i jakiej.
PODPISUJĘ SIĘ OBURĄCZ, A CO GODZIN PRACY UCZNIA W
TYGODNIU, TO ŚREDNIO 6 GODZIN LEKCYJNYCH x ,45 MINUT =
270 MINUT, CZYLI 4,30 GODZINY ZEGAROWEJ DZIENNIE x 5 DNI
22 GODZINY I 30 MINUT, TO DO 40 GODZIN JESZCZE SPORO
BRAKUJE. Chyba że źle policzyłem. Oczywiście, w szkole z
obiadem wspólnym z nauczycielami (szwedzki stół), jak w
Finlandii i relaksem popołudniowym oraz odrabianiem
lekcji dojdzie do 30 - 40 godzin w tygodniu,ale takich
szkół u nas nie ma. Ustalenie rzeczywistego czasu pracy
domowej ucznia musiałby polegać na obserwacji ze
stoperem w ciągu miesiąca, choć i miesiące roku
szkolnego nie są równe w obciążeniach uczniów. Wszelkie
wnioski wynikające z wypowiedzi uczniów o czasie ich
pracy domowej budzą wątpliwości albo inaczej; są mało
rzetelne. Na pewno należałoby ustalać uczniom
indywidualne zadania domowe, jak to jednak zrobić w
takiej liczbie uczniów, a może dawać uczniom zadania na
trzech poziomach trudności do wyboru? Pozdrawiam Stefan
15-02-2017
|
Problem zadań domowych jest złożony.
Z jednej strony nikt nie wątpi, że wykonywanie pracy
domowej przez ucznia utrwala jego wiedzę i umiejętności,
(bardzo dobry przykład - opanowywanie słownictwa w
języku obcym), z drugiej zrozumiała niechęć uczniów do
odrabiania tych zadań (zajmuje im duzo czasu, chcieliby
robić cos innego). Kiedyś bilansowałem czas pracy
domowej przewidywanej przez nauczycieli przedmiotów (to
było liceum) z rzeczywistym czasem pracy uczniów.
Różnice były spore, uczniowie potrzebowali znacznie
więcej czasu niż przewidywali to nauczyciele, wyjątkiem
byli uczniowie bardzo zdolni. To może jedna z przyczyn
niechęci uczniów do odrabiania zadań domowych - ich
nadmiar. Są badania udowadniające, że praca domowa
polskich uczniów to kilkanaście godzin codziennie. Nie
ma zatem co się dziwić, że nie chcą zadań odrabiać lub
czynią to niechętnie. A może zadawać zadania bardziej
złożone na kilkanaście dni i nie jednocześnie z kilku
przedmiotów? Nie jestem zwolennikiem nie zadawania, gdyż
podstawy programowe nakładają obowiązek opanowania przez
uczniów pewnych treści. Marzy mi się szkoła całodzienna.
Do obiadu, np. do 13.30 - lekcje, po obiedzie godzinny
relaks (różnorodny), a potem w szkole odrabianie zadań
domowych, przy wsparciu drugiej zmiany nauczycieli, np z
tych zwalnianych z powodu niżu. Po odrobieniu zadań,
około 16,00 powrót uczniów do domu bez teczek.
Oczywiście przy realizowanej polityce oświatowej
kolejnych rządów i także obecnego MEN-u, to utopia, ale
pomarzyć można. Pozdrawiam serdecznie Stefan
11-02-2017
|
uczenie się to praca? Wobec tego całe
życie pracowałem znacznie więcej niż przepisy pracy. Dla
mnie uczenie się, to nie praca - drogi Marku - ale
przyjemność, szczęście. A kto nie chce się uczyć,
niechaj spełnia minimalne wymagania, ale potem niech nie
narzeka, że mu się w życiu nie udało. Stwarzajmy uczniom
różnorodne szanse, na miarę ich możliwości i ambicji, a
nie wychowujmy wszystkich wedle jednakowego toru.
pomijam, jak wiele rodzin jest edukacyjnie
bezwartościowych, ale także wśród wartościowych są
liczne rodziny, w których się myśli starymi kategoriami
poznawczymi. Im mniej czasu dzieci przebywają w tych
rodzinach a więcej w szkole, tym dla ich przyszłości
lepiej. Nie oznacza to jednak negowania przeze mnie
wartości rodzinnego życia, np wspólnych świat, wycieczek
(jeśli mają pieniądze), mądrych rozmów. To konieczne,ale
młodzi ludzie są już inni, ukształtowani w znacznym
stopniu przez świat wirtualny, co oczywiście mi się nie
podoba, ale szkoła łatwiej sprosta współczesnym
wyzwaniom wychowania niż rodzice. Czy wychowaniem w
rodzinie jest to, że uczeń spędza czas w swoim pokoju
lub miejscu odosobnionym i siedzi non stop w Internecie?
Wychowanie polega na obserwowaniu i ocenianiu działania,
a także na współdziałaniu, dlatego pierwszym wychowawcą
są w rzeczywistości nauczyciele, gdyż współuczestniczą w
działaniach uczniów i nie możemy mówić, że w obecnych
czasach tylko rodzice są odpowiedzialni za wychowanie. I
szokuje mnie, że uznajesz nudę za wartość w życiu
młodego człowieka. Ma być wciąż kreatywnie myślącym
człowiekiem, bo tylko wtedy zmieni swój i nasz świat na
lepsze,a nie wtedy, gdy nie myśli i nic nie robi.
Pozdrawiam Stefan
12-02-2017
|
bycie w szkole jest karą dla ucznia?
To myślimy o zupełnie różnych szkołach,
dzieciństwo spędziłem w szkole francuskiej, właśnie do
niemal 17,00, uczyłem się tam,. odrabiałem lekcje,
rozwijałem różne zainteresowania, poznawałem to
wszystko, co Francuzi nazywają "patrimoine" i byłem w
szkole szczęśliwy, nie chciałem wracać do domu, z
różnych powodów, o których nie będę pisał, ale warto
zastanawiać się do jakich działań uczeń ucieka od
szkoły. Zakładam, że szkoła może być miejsce atrakcyjnym
dla ucznia, ale trzeba ją uwolnić od kilku podstawowych
rzeczy, po pierwsze od oceniania na stopnie, po drugie
od podziałów na klasy wedle roczników, po trzecie od
sztywnej siatki przedmiotów nauczania, a dokładniej
idzie mi o możliwość tworzenia klas autorskich, ale nie
z jednego przedmiotu, tylko prowadzonych w ramach
pewnych koncepcji, np szkoła realizująca bloki
tematyczne poza murami szkoły i sporo innych znaczących
zmian można by wprowadzić.
Natomiast, zapewne w wielu obecnie funkcjonujących
szkołach są one katorgą dla uczniów i dlatego trzeba je
zmieniać a nie godzić się z tym, że kontynuują
dziewiętnastowieczny model szkolnictwa.
Pozdrawiam Stefan
12-02-2017
|
To właśnie fikcja konkursów, przed
ich ogłoszeniem wiadomo i tak, kto zostanie dyrektorem
Zlikwidować te konkursy, a Tobie współczuję, oby nowy
dyrektor nie odgrywał się na Tobie, najważniejsi są
uczniowie. Pozdrawiam Cię serdecznie,
Stefan 27-04-2018
|
szkoła nie może się przyczynić do
porażki ucznia, może nie być skuteczna,ale nie może
machnąć ręką. Byłem sorowcem w jednym z wrocławskich
gimnazjów, zlokalizowanego w bardzo trudnym środowisku,
wręcz przestępczym, bezrobocie tam nie wynika z braku
pracy, tylko z niechęci do jej podjęcia, lepiej coś
ukraść. Gdy Śląsk przegra mecz - do szkoły przychodzi
garstka uczniów. I w tym gimnazjum nauczycielki skarżą
mi się, ze jedynki wstawiają do dziennika ołówkiem, żeby
można było ją wymazać i mieć miejsce na następną
jedynkę, bo uważają, ze najlepszym sposobem
oddziaływania na ucznia jest jego ocenianie. Jak wiele
trudu kosztowało mnie, aby wprowadzili ocenianie
kształtujące choć w jednej klasie. Zdecydowana większość
nauczycieli uważała, że trzeba wobec uczniów stawiać
wymagania i rygory. Próbowałem przekonać, że znacznie
ważniejsze będzie, aby uczniowie postrzegali szkołę jako
miejsce piękniejsze, lepsze niż środowisko, w którym
mieszkają.Niewiele osiągnąłem. tak mocne są tradycje i
przyzwyczajenia funkcjonowania nauczycieli w polskiej
szkole. Jakże nam trzeba naszej Marii Montessori.
Pozdrawiam, St.
16-04-2018
|
To fakt, że często rodzice w sposób
nieodpowiedzialny usprawiedliwiają nieobecnych swych
dzieci na zajęciach szkolnych. Nie ponoszą za to żadnej
odpowiedzialności, bo to nauczyciel odpowiada za
nauczanie uczniów. Coś by warto uregulować, ale obawiam
się, że obarczanie rodziców jakąkolwiek
odpowiedzialnością to fikcja, może by oddziaływało to na
rodziców, nazwę to tak "normalnych", ale wiele rodzin
jest patologicznych, a wiele jest mam nadopiekuńczych
(mam przypadek w rodzinie, że kuzynka nadopiekuńcza
"zniszczyła' dziecko, praktycznie jako dorosły nie
potrafi samodzielnie funkcjonować) i szkoła jest
bezsilna. Bałbym się dania takim rodzicom większych
uprawnień i odpowiedzialności. Jeśli wychowanie polega
na sterowanym mądrze przez dorosłego działań młodego
człowieka, to najbardziej tę rolę wychowawczą spełnia
nauczyciel. Zatem, nie mówmy ogólnie rodzice - bo
rodziny są bardzo różne i nie da się ustalić jednakowej
normy postępowania dla wszystkich, a nawet w najlepszych
rodzinach jest bardzo wiele działań wychowujących, które
musi przejąć szkoła. To, kim jestem, ukształtowała mnie
całodzienna szkoła francuska (do mojego 12 roku życia),
matka była analfabetką, ojciec ledwo pisał, gdyby nie
całodzienna edukacja, od 08,oo do 18,oo z żywieniem i
relaksem, byłbym dziś zerem. Dramaty przezywałem w
czwartki, soboty i niedziele, bo to były dni wolne od
nauki. Dlatego ta szkoła, w której byłem uczniem, jest
dla mnie wzorem współczesnej szkoły.
Stefan. 16-04-2018
|
Przeczytałem w wywiadzie dyrektorki
fińskiej szkoły:
Nauczyciele wspólnie planują zajęcia, uczniowie
współpracują ze sobą i z nauczycielami. Mamy radę
szkolną i uczniowie również biorą udział w podejmowaniu
decyzji dotyczących szkoły. Naszym priorytetem jest
nauczenie myślenia, dociekania, zadawania pytań przez
uczniów.
Kiedy my przestaniemy być nauczycielami i staniemy się
organizatorami procesów myślenia uczniów. Niestety, w
tym stanie prawnym nie można, a należałoby zacząć od
likwidacji programów nauczania, zostawić tylko
umiejętności uczniów, rozwijane w sposób autorski i przy
współautorstwie uczniów.
St. 05-03-2018
|
Podzielam przekonanie Robsona : po co
te durne egzaminy, i podobnie ze stopniami, zupełnie
nieporównywalne między szkołami, byłoby lepiej móc
zakreślić odpowiednią część klauzuli wykonalności: nazwa
przedmiotu: opanował podstawę programową w zakresie
rozszerzonym- podstawowym - zawężonym. Tez byłoby
subiektywnie,ale przynajmniej byłaby to bardziej
rzetelna informacja niż stopień. A do zadań domowych -
odrabiać je w szkole, nie zwalniać nauczycieli z powodu
niżu i nie kazać im chodzić do pracy w kilku szkołach,
tylko polecić dyżurować przy odrabiających lekcje
uczniach i pomagać im. Oczywiście, wszyscy po posiłku
obiadowym zafundowanym przez gminę. Nie ma lepszej
inwestycji niż edukacja. Czy wiecie, czym wcześniej była
Nokia? To była fabryka kapci. Ile trzeba było
zainwestować w edukację, żeby z fabryki kapci uczynić
swego czasu przodująca w świecie firmę informatyczną.
Ale na takie decyzje trzeba mądrej władzy.
--
A jeszcze a propos czasu pracy i wypoczynku ucznia. Jest
w Internecie darmowo dostępna książka dr M. Kaczmarzyka
"Zielony mem", otwiera też na Facebooku portal
zagadnieniom neurodydaktyki i wedle badań mózgu człowiek
do lat 20 najlepiej uczy się w godzinach 21-24,00, czyli
powinien wstawać o 09,oo i dopiero szykować się do
szkoły.
Pozdrawiam
Stefan. 23-02-2018
|
Oczywiście nie można postawić jedynki
za brak zadania domowego, ponieważ w szkole ustalono
wymagania na poszczególne stopnie, w tym wskazano, że
nie spełniania ich co skutkuje jedynką. Jeśli nie ma
zadania domowego, to nie ma dowodu, że uczeń czegoś nie
umiał, nie zrobił. Mogą też być przypadki, że w domu nie
było warunków do odrobienia zadania, a uczeń się nie
przyzna do np domowej awantury. jako nauczyciel w liceum
zadawałem do domu, uznawałem wtedy to za konieczne
utrwalanie materiału, dziś mam wątpliwości,ale jeśli
uczeń nie miał zadania - to zostawał ze mną po lekcjach
i pisał. Nie chcieli zostawać po lekcjach, więc szybko
zdecydowali się na pisanie zadań.
St. 21-02-2018
|
A z biurokracją trudno sobie
poradzić, i to nie tylko w edukacji, a ankieta - to
zdecydowanie najgorsza metoda zbierania informacji.
Gdyby się trzymać tylko formalnych obowiązków
dokumentowania działań, nie byłoby źle, niestety,
twórczość ludzka w mnożeniu papierów jest nieogarnięta.
Pozdrawiam
St. 12-02-2018
|
poczuwam się do winy, ponieważ
pracowałem w zespole, który te narzędzia opracowywał,
nie mieliśmy czasu na konsultacje, a co najważniejsze na
weryfikowanie ich trafności, no i był wymóg ich
uniwersalności, a wiadomo, że jak dla wszystkich to z
reguły mało odpowiednie. []pozdrawiam
St. 12-02-2018
|
Tym nauczycielom nie polonistom, a
może im także, dałbym baterię trudnych ortograficznie
wyrazów do napisania (na Onecie pojawiają się takie
testy), zobaczyliby, ile popełniają błędów
ortograficznych, a uczeń może przecież korzystać z
klawiatury komputerowej i błędy mu komputer wskaże.
Błędy ortograficzne - i to na wielką skalę - popełniał
Einstein, pewnie by w szkole Barbaszki powtarzał wciąż
klasy. Nie lekceważę ortografii, powinno się pisać
poprawnie, ale to nie jest najważniejsze, Pozdrawiam
Stefan. 16-01-2018
|
nawet najlepsze idee potrafią się
degenerować, ma rację prof. Leszek Korporowicz
twierdząc, że błędem było wprowadzenie do polskich szkół
ewaluacji jako formy nadzoru pedagogicznego. nadzór dąży
do formalizacji. Jako dyrektorzy nadzorując nauczycieli
taż opieramy się w dużym stopniu na papierach. Podaje
poniżej zapis a Ustawie, można go wykorzystać jako
podstawę do naszych decyzji co dalej po ewaluacji,
Pozdrawiam
Stefan. 05-01-2018
|
Dziękujemy Przyjacielu.
Zarząd, pracownicy Biura OSKKO, koleżanki i koledzy
Stowarzyszeni.
|