Forum OSKKO - wątek
Marek Pleśniar | 24-01-2008 11:24:37 [#02] |
---|
czytaliśmy czytaliśmy;-)
wklej cały tekst tu moim zdaniem post został zmieniony: 24-01-2008 11:25:02 |
beera | 24-01-2008 11:28:50 [#03] |
---|
obrońcą nauczycieli jest były wiceminister u Giertycha
|
fredi | 24-01-2008 11:33:20 [#04] |
---|
jest tam dużo racji |
jatoja | 24-01-2008 11:40:46 [#05] |
---|
Bunt nauczycieli Gazeta Polska 17:50 |
W Polsce jest dość pieniędzy na oświatę. Zaś na pensje nauczycielskie brakuje ich między innymi dlatego, że od dziesięciu lat są one wydawane na bezsensowną reformę. To ona wytworzyła w środowisku podział na elitę i plebs. Elitę stworzyli ci, którzy w latach 90. zajęli się wprowadzaniem lub transmitowaniem w dół założeń reformy: eksperci, ekspansywni metodycy akademiccy, wydawcy podręczników, działacze nowych stowarzyszeń, fundacji powiązanych ściśle z politycznym establishmentem i ludzie pracujący dla nich „w terenie”. A materialne upośledzenie dotyczy mas szeregowych belfrów
Nauczyciele domagają się podwyżek – i mają rację. Ale sytuacja materialna nauczycieli nie jest czymś specyficznym. Zarobki niepozwalające na założenie i utrzymanie rodziny były i są w III RP normą ekonomiczną. Dotyczy to większości młodych ludzi rozpoczynających pracę i większości grup zawodowych. Do niedawna pensje były niskie w całej gospodarce, a absolwenci kierunków nauczycielskich po studiach gorliwie zabiegali o zatrudnienie w szkole. Wielu z nich, zwłaszcza na prowincji, przyjęcie na staż za 900 złotych miesięcznie uważało za wielki sukces.
Rachunek za wejście do Europy
Wszystko zmienił odpływ ludzi z krajowego rynku pracy po wejściu Polski do UE. Wymusił on podniesienie płac w gospodarce. Pracownicy budżetówki – wszyscy, nie tylko nauczyciele – pozostali jednak na marginesie tego procesu. A więc owe 900 złotych, które otrzymuje dziś za pracę w szkole absolwent uniwersytetu z przygotowaniem pedagogicznym, znalazło się w centrum uwagi – jako skandal.
Oczywiście jest to bardzo niesprawiedliwe. Ale nie problemy materialne wyróżniają nauczycieli na tle innych grup zawodowych. W podobnej sytuacji są pozostali protestujący: zarówno służba zdrowia, górnicy, jak i ci, którzy na razie nie podnoszą głowy. Wszystko jednak przed nami. Elita III RP narzuciła Polsce przed kilkunastu laty pewien model rozwoju, podporządkowany przyjęciu nas do Unii Europejskiej. Nagrodą za dyscyplinę budżetową – czytaj: niskie płace – miało być, jak tłumaczono, „wejście do Europy”. Miało to, po latach wyrzeczeń, sprowadzić do „tego kraju” normalność. Pamiętacie ten język i te obietnice? – Pamiętamy. No więc zwykli Polacy dotrzymali umowy: przez kilkanaście lat zaciskali pasa. Teraz jednak przychodzi czas, aby swoje obietnice wypełniła elita.
Ten honorowy obowiązek spoczął po ostatnich wyborach na rządzie Donalda Tuska. I słusznie, bo to on reprezentuje w Polsce, wedle własnych słów, „cywilizację zachodnią”. Niech więc teraz wprowadzi standardy cywilizacji zachodniej w wynagradzaniu nauczycieli – i innych – tak żeby nie musieli oni uciekać do Europy Zachodniej, na zmywak.
Z czysto finansowego punktu widzenia, wyartykułowanego przy okazji niedawnej demonstracji ZNP w Warszawie, problemy nauczycieli są więc symptomem sytuacji ogólnej. Określać ją będzie w najbliższej przyszłości nie tylko potrzeba spełnienia doraźnych obietnic wyborczych PO o „cudzie” i „drugiej Irlandii”, ale odruchowy nacisk społeczny na podniesienie płac do poziomu porównywalnego ze standardami europejskimi (skoro ceny już dawno osiągnęły ten poziom).
Nacisk ten już narasta i przybiera postać trwałej tendencji. Dotychczasowe możliwości stabilizowania kryzysu poprzez emigrację zarobkową zdają się wyczerpywać. Niedobory na krajowym rynku pracy inaugurują nową fazę przemian systemowych. Mówiąc w skrócie, w tej nowej fazie społeczeństwo zacznie wystawiać rządzącym rachunek za „wejście do Europy”.
| Oświatowe elity i nauczycielski plebs
Do Europy miała podobno wprowadzić polską szkołę reforma oświaty. Reformy tej prawie nikt, łącznie z PiS, głośno w mediach nie krytykuje, a obecny rząd zapowiada nawet jej „dokończenie”. Jednocześnie pani minister edukacji oświadcza, że pieniędzy na poprawę zarobków nauczycielskich nie ma. Otóż w Polsce jest dość pieniędzy na oświatę. Zaś na pensje nauczycielskie brakuje ich między innymi dlatego, że od dziesięciu lat z uporem godnym lepszej sprawy są one wydawane na bezsensowną reformę.
Już za czasów ministra Handtkego nieliczni rozsądnie myślący analitycy wskazywali na szkodliwy charakter założeń tej reformy. Opisywał je, przykładowo, na łamach dwumiesięcznika „Arcana” (1998, nr 3) Piotr Jaworski. Zainteresowanych odsyłam do tej analizy, która do dziś nie straciła aktualności, choć okazała się typowym głosem Kasandry. Według Jaworskiego, reforma oświaty przygotowana za rządów SLD (min. Jerzy Wiatr) i przejęta bezkrytycznie przez rząd AWS wprowadziła do polskiej szkoły tę samą ideologię, te same teorie i wzorce organizacyjno-pedagogiczne, które wcześniej doprowadziły do zapaści szkolnictwa publicznego w USA i niektórych krajach Europy Zachodniej. Po dziesięciu latach część polskiego środowiska pedagogicznego zaczęła zauważać różne objawy kryzysu szkoły zreformowanej. Obserwacji tych nadal jednak nie łączy się w całość, a w języku urzędowym MEN (wzorowanym na języku Unii Europejskiej) nadal panuje stara, politycznie poprawna nowomowa.
Choć o wadach tego stanu rzeczy słyszy się od dawna, to nikt jednak, o ile mi wiadomo, nie opisał systematycznego, a wynikającego wprost z reformy, zdeprecjonowania pozycji i roli nauczyciela. Podkreślam, że chodzi mi o tzw. zwykłego nauczyciela, uczącego dzieci – nie pracownika Centralnej lub Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej, nie wziętego autora podręczników, nie edukatora czy „trenera”, prowadzącego z ramienia administracji lub pozarządowej fundacji niezliczone szkolenia dla kadry pedagogicznej.
Reforma oświaty wytworzyła bowiem w środowisku pedagogicznym swoisty podział na elitę i plebs. Elitę stworzyli ci, którzy w latach 90. zajęli się wprowadzaniem lub transmitowaniem w dół założeń reformy: eksperci, ekspansywni metodycy akademiccy, wydawcy podręczników, działacze nowych stowarzyszeń, fundacji powiązanych ściśle z politycznym establishmentem i ludzie pracujący dla nich „w terenie”. Ta grupa pedagogów wychowywaniem i kształceniem młodzieży interesowała się tylko pośrednio. Bezpośrednio zajęła się bowiem wychowywaniem, szkoleniem i kontrolowaniem swoich kolegów po fachu – tak zwanych „zwykłych” nauczycieli.
W środowisku pedagogicznym materialne upośledzenie dotyczy właśnie mas szeregowych belfrów – obok których funkcjonuje wcale nie tak mała grupa, obracająca się w zupełnie innej strefie dochodów. Wyrosła ona na wprowadzaniu reformy, co jest najlepszym interesem w oświacie.
Zwykli nauczyciele nie tylko nie skorzystali na reformie finansowo, ale – przeciwnie – ponieśli jej rozmaite, nie tylko materialne koszta. Przykładem są tu egzaminatorzy i dyrektorzy szkół, zmuszeni do nieodpłatnego wykonywania obowiązków związanych z nowym kształtem matury i innych egzaminów zewnętrznych. Poza tym reformatorzy, na czele bodaj z Ireną Dzierzgowską, autorką wizjonerskiego dzieła pt. „Badanie jakości pracy szkoły”, narzucili nauczycielom niespotykaną wcześniej liczbę obowiązków biurokratycznych. Od badania jakości pracy szkoły i planów wynikowych próbował uwolnić szkolnictwo rząd Kaczyńskiego. Z jakim skutkiem, trudno dziś ocenić, gdyż mnożenie formalnych instrumentów kontrolowania pracy nauczycieli jest w interesie urzędników, a ci z trudem pozbywają się przywilejów, które dała im reforma. Inną formą uzależnienia i kontroli nauczycielstwa przez oświatową elitę, motywującą dodatkowo przechwytywanie przez tę elitę pieniędzy na oświatę, stały się bezustanne szkolenia, kursy i warsztaty. Zgodnie z wytycznymi biurokracji europejskiej nasi oświatowi baronowie przyjęli założenie, że nauczyciel po studiach i z przygotowaniem pedagogicznym nie jest w stanie samodzielnie poradzić sobie z nowymi wyzwaniami, jakie stawia przed nim reforma. W związku z tym, aby zachować pozycję w szkole i awansować w tabeli rang oraz dochodów, musi się bezustannie zapisywać na różne płatne szkolenia. W organizowaniu szkoleń wyspecjalizowały się zwłaszcza liczne fundacje, zakładane m.in. przez członków kolejnych kierownictw polskiej oświaty. Sens merytoryczny większości tych szkoleń jest, oględnie mówiąc, znikomy. Ale ich organizatorzy obracają milionami ze źródeł krajowych, europejskich i amerykańskich.
Szkolenia mają też inny szkodliwy aspekt. Wtłaczają nauczycieli w intelektualną niesamodzielność. Współczesny nauczyciel nie musi się już sam zastanawiać, jak i czego ma uczyć, do czego ma wychowywać młodzież. Nie musi w ogóle na ten temat myśleć, bo o tym mówi mu się na szkoleniach, podając na każdym kroku gotowe wzory do zastosowania. Przyzwyczajanie nauczycieli do działania według instrukcji ze szkoleń prowadzi do swoistej infantylizacji zawodu, wykonywanego w końcu przez ludzi dorosłych. „Szkoła ucząca się”, jak brzmi tytuł jednego z takich programów, realizuje więc groteskową wizję Gombrowicza z „Ferdydurke”. Dorosłych, i to jeszcze belfrów, zapędza z powrotem do szkolnej ławy, gdzie traktowani są jak dzieci, i poniekąd zaczynają się tak zachowywać.
Tym, co reforma zafundowała nauczycielom, jest też radykalne osłabienie ich pozycji w relacjach z uczniami. Wynika to w prosty sposób z założeń ideologicznych. Szkoła ma być „przyjazna” dla uczniów. W praktyce oznacza to, że zgodnie z dzisiejszymi przepisami ucznia krnąbrnego i bezczelnego nie ma jak ukarać, bo po jego stronie stoi prawo i dyrektor szkoły, obawiający się interwencji rodziców. Kampania wokół „praw ucznia”, manifestacyjne organizowanie dni wagarowicza, usankcjonowana przepisami możliwość kwestionowania przez rodziców ucznia wystawionej mu oceny końcowej to sytuacje, poprzez które reforma szkolna uderza w pozycję nauczyciela i jego autorytet. I nie chodzi tu o autorytet osobisty konkretnego nauczyciela, ale o prestiż i pozycję całej grupy zawodowej. Reformatorzy oświaty, mówiąc obrazowo, symbolicznie założyli nauczycielom wiadro na głowę.
W Polsce, podobnie jak na Zachodzie, ideologicznym celem reformy było usunięcie ze szkoły tradycyjnej hierarchii wartości, postrzeganej jako fundament „wychowania autorytarnego”. Tradycyjna pedagogika oparta była także na autorytecie nauczyciela. Toteż nauczycielstwo, jako tradycyjny nosiciel autorytetu, musiało zostać poddane rytualnemu upokorzeniu. Nie przypadkiem w Polsce międzywojennej nauczyciel zarabiał dobrze, a w PRL słabo. Komuniści też byli za postępem, w imię którego starali się zniszczyć tradycje i autorytet dawnej inteligencji, w znacznej mierze składającej się z nauczycieli. W III RP, po reformie oświaty, nauczyciel nadal zarabia słabo, jak w PRL, ponieważ autorzy reformy walczą z „wychowaniem autorytarnym”. Przy sposobności wychodzi jednak na wierzch, z jakimi tradycjami zrywają, a jakie kontynuują. Przywrócić autorytet zawodu
Jakże odległe są w Polsce czasy, kiedy potoczne określenie lokalnej elity społecznej brzmiało: „ksiądz, lekarz, nauczyciel” (kolejność mogła być inna). Dzisiejszy stereotyp nauczyciela to „pani Zosia” z telewizyjnej reklamy, która uczy matematyki, jeździ na rowerze i żeby wymienić okna, musi wziąć pożyczkę w banku. Dodajmy: pożyczkę dla nędzarzy. Biedaków w Polsce nie brakuje, także wśród innych grup zawodowych. Istota problemu tkwi jednak w tym, że niskie zarobki nauczycieli są uwarunkowane systemowo. Nie tylko przez aktualny kształt budżetu państwa czy sytuację gospodarczą, która jest przecież dobra. Także przez założenia ideowe oraz ogólną wizję celów i organizacji polskiej oświaty, zapisaną w reformie. Jej autorzy powinni więc w pierwszej kolejności stanąć pod pręgierzem opinii nauczycieli – tych „zwykłych”.
Jest tajemnicą poliszynela, że reforma miała doprowadzić do obniżenia poziomu oświaty państwowej, a założony model absolwenta akcentował umiejętności posługiwania się komputerem, załatwiania spraw w urzędach itp., kosztem niepotrzebnej rzekomo wiedzy. Chodziło po prostu o wychowanie pokolenia taniej siły roboczej, podatnej na pokusę wyjazdu na Zachód, do prac i posług, których tamtejsze narody nie chcą już wykonywać. I to się w znacznej mierze udało. A ponieważ najlepszymi wychowawcami niewolników są nędzarze, płace w oświacie nie mogły być priorytetem żadnego z reformatorskich rządów.
Obecny premier wygłosił w Sejmie gromkie zobowiązanie podwyżki, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że przez całe swoje życie popierał zupełnie inną politykę, a ci, którzy pod pretekstem reformy niszczyli starą, dobrą szkołę, która dzięki poświęceniu dawnych nauczycieli przetrwała częściowo czasy PRL, obecnie powrócili do pełnej władzy nad oświatą. Niech nikt nie ma złudzeń: więcej pieniędzy nie będzie. Więcej będzie natomiast przyjaźni, biurokracji i szkoleń.
Uczciwie trzeba powiedzieć, że PiS, przychodząc do władzy dwa lata temu, nie miał takiej wizji polityki oświatowej, która byłaby zarazem całościowa i miała prawicowo-konserwatywny charakter. Zabrakło nie tylko czasu, ale i odpowiednio wczesnego zwrócenia się do tzw. intelektualnego zaplecza. Toteż jeśli PiS myśli o wygraniu spraw oświatowych w przyszłości, ma obowiązek rozwijania zaczątków takiej wizji w czasie aktualnego funkcjonowania w opozycji.
To jednak nie wystarczy, gdyż żadna, nawet najrozsądniejsza polityka nie jest w stanie uleczyć polskiej szkoły bez udziału samych nauczycieli. Dziś, poza wspomnianymi elitami, które wypłynęły na reformie, środowisko nauczycielskie jest zatomizowane i zniechęcone. Nauczyciel wie, że nie decyduje o niczym, a więc za nic też nie czuje się odpowiedzialny. I tak pozostanie, dopóki środowisko nie zorganizuje się samo, na nowo, wokół ludzi ideowych i aktywnych. I dopóki we własnym, dobrze rozumianym interesie nie podejmie walki o odbudowanie autorytetu polskiego nauczyciela.
Andrzej Waśko
Wklejam.
(dzień bez punkta,,,) |
izael | 24-01-2008 11:42:44 [#06] |
---|
Przeczytałam - warto było. |
elrym | 24-01-2008 11:44:47 [#07] |
---|
lekturka zajmująca |
Marek Pleśniar | 24-01-2008 11:44:52 [#08] |
---|
zadziwiające, że członek ekipy, która zmarnowałą oświacie dwa lata ma tak trafne spostrzeżenia
ale ma |
elrym | 24-01-2008 11:46:43 [#09] |
---|
przyszedł czas na refleksję?
lepiej późno niż...???? |
jatoja | 24-01-2008 11:47:23 [#10] |
---|
sorry...on se spostrzega. |
bosia | 24-01-2008 11:58:34 [#11] |
---|
"obrońcą nauczycieli jest były wiceminister u Giertycha"
Nic dodać niż ująć. |
fredi | 24-01-2008 11:58:48 [#12] |
---|
2007-09-01 12:20:56
Strona główna -> Studia, nauka, praca -> Wydarzenia
Andrzej Waśko wiceministrem edukacji
Doktor habilitowany Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, literaturoznawca Andrzej Waśko, został powołany na stanowisko wiceministra edukacji narodowej.
REKLAMA
46-letni Andrzej Waśko jest pracownikiem naukowym Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego - w 1993 roku uzyskał tu tytuł doktora nauk filologicznych, a w 2002 - habilitację. Jego specjalność to historia literatury okresu romantyzmu; wśród badanych przez niego zagadnień znajdują się m.in. neosarmatyzm i tradycja szlachecka w literaturze polskiej. Waśko jest również kierownikiem Katedry Kultury Współczesnej w Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej „Ignatianum".
Do pozaakademickiej działalności Waśki należy członkostwo w Komisji Historycznoliterackiej PAN oraz zaangażowanie w budowę Muzeum Historii Polski w Warszawie - minister występuje tu w roli koordynatora grupy ekspertów ds. okresu 1795-1918.
http://www.e-lama.pl/artykuly/3920/Andrzej-Wasko-wiceministrem-edukacji/ |
Marek Pleśniar | 24-01-2008 11:59:22 [#13] |
---|
skrzywienie ideologiczne - gdyby się go pozbył autor - wyszłoby na dobre artykułowi.
Taka widac dola jednak, że nie da się naraz wszystkiego mieć |
beera | 24-01-2008 12:00:28 [#14] |
---|
System myslenia tego człowieka o oświacie jest mi zupełnie obcy.
Jest tajemnicą poliszynela, że reforma miała doprowadzić do obniżenia poziomu oświaty państwowej, a założony model absolwenta akcentował umiejętności posługiwania się komputerem, załatwiania spraw w urzędach itp., kosztem niepotrzebnej rzekomo wiedzy. Chodziło po prostu o wychowanie pokolenia taniej siły roboczej, podatnej na pokusę wyjazdu na Zachód, do prac i posług, których tamtejsze narody nie chcą już wykonywać. I to się w znacznej mierze udało.
Chciałabym poznać tego poliszynela
Od badania jakości pracy szkoły i planów wynikowych próbował uwolnić szkolnictwo rząd Kaczyńskiego. ;))))
Tylko się zaśmiać tu można
Zgodnie z wytycznymi biurokracji europejskiej nasi oświatowi baronowie przyjęli założenie, że nauczyciel po studiach i z przygotowaniem pedagogicznym nie jest w stanie samodzielnie poradzić sobie z nowymi wyzwaniami, jakie stawia przed nim reforma.
Uznanie, że nauczyciele nie potrzebują doskonalenia, może być udziałem tylko kogoś, kto się urwał z choinki
===
A okrzyk "naprzód do boju", powoduje chęc spytania za Janem Potworowskim " dobrze, ale gdzie jest ten przód"? |
jatoja | 24-01-2008 12:01:23 [#15] |
---|
Człowieku, gdybyś wiedział samotny dręczony...
Czułam bratnią duszę ;-)
(literówki) post został zmieniony: 24-01-2008 12:05:49 |
beera | 24-01-2008 12:07:00 [#16] |
---|
we mła?
:))
( jesli nie - to nie wyprowadzaj mnie z błędu :)) |
jatoja | 24-01-2008 12:11:45 [#17] |
---|
ten przód, asiu nieważny - znaczy zajęty
Szabel nam nie zabraknie, szlachta na koń wsiędzie
Ja z synowcem na czele i - jakoś to będzie... |
Arwena | 24-01-2008 12:13:01 [#18] |
---|
Ciekawe...
Kiedy dobre parę lat temu wygłaszałam podobne poglądy, uzyskałam opinię oszołoma, zwolennika teorii spiskowych i osoby niepoprawnej politycznie:-) |
Marek Pleśniar | 24-01-2008 12:14:02 [#19] |
---|
no i? Coś się w tej kwestii zmieniło? |
jatoja | 24-01-2008 12:15:45 [#20] |
---|
Arweno: on nie wygłasza poglądów: bo jakby odcisnąć literaturę (dobrą) to wychodzi, że nauczyciel mało zarabia, nie ma autorytetu i reforma jest nietrafiona. A unia brzydka, oj brzydka! |
bosia | 24-01-2008 12:17:45 [#21] |
---|
A jednak Girtych nisko nas ceni.
Wyobraza sobie, że jako nasz "obrońca" zyska przychylność? |
gtz | 24-01-2008 12:23:05 [#22] |
---|
a jednak art. zachęca do refleksji ... wszystkich |
jatoja | 24-01-2008 12:25:30 [#23] |
---|
I Żeromski. Zachęca do refleksji, znaczy.
post został zmieniony: 24-01-2008 12:26:06 |
blips | 24-01-2008 12:27:13 [#24] |
---|
Smutne jest to że takie refleksje pozostają tylko w Internecie. To co zostało opisane w 90% zgadza sie z moimi poglądami. Nie ma dla mnie znaczenia na czyje zamówienie był pisany ten tekst, choć mam tego świadomość. Jest jeszcze jeden aspekt tej sprawy bliski temu co dzieje sie aktualnie w oświacie. Nie ma szans na to by stworzyć jakikolwiek poważny projekt zmiany wizerunku oświaty jeśli liderzy partii rządzącej w ramach przygotowań przedwyborczych zapraszają na spotkania ludzi związanych z oświatą zadają im 5 pytań i idą na spotkanie z przedstawicielami np. służby zdrowia. Załatwianie takich spraw "po łebkach" takie przynosi rezultaty. Wiem o czym pisze bo sam sie wielokrotnie angażowałem w takie spotkania licząc, że coś przyniosą. Ale po kolejnym na którym zapytano to jak ma być bon edukacyjny czy nie (czarne/białe) nota bene nie udzielono odpowiedzi, a przedstawiono poszczególne aspekty spotkanie ze zniecierpliwieniem zakończono, ja ze spotkań zrezygnowałem. Teraz już wiem że jednak dyskusja (może ta może do tej podobna) zapadła bardziej na tak i bon ma być forsowany... Ciekaw jestem kto dopisze resztę - może za kolejne 4 lata |
Gaba | 24-01-2008 12:32:02 [#25] |
---|
Wasko był wiceministrem u Legutki, a nie u Giertycha - czyli ok.2 miesiące z kawałkiem. |
jatoja | 24-01-2008 12:32:45 [#26] |
---|
Nie chcę refleksji literackich ( niezależnie od politycznych pogladów), boję się, że taki styl "reformowania" polega na rozmawianiu o problemie ( ach, jak ładnie, jak mądrze rozmawiamy), z nie rozwiązywaniu przeblemu.
OSKKO mi się podoba. Nie rozmawiają "ach jak ładnie, ach jak mądrze"
(Marku, punkt?)
|
Leszek | 24-01-2008 12:41:08 [#27] |
---|
osobiście sądzę, ze nieważnym jest u kogo wickiem był A.Waśko.
I z tego tytułu nie układam go we własne szufladki ulubionych i nielubianych.
W GP wypowiada swoje poglądy - i ma do tego prawo jak każdy z nas...
pozdrawiam |
Marek Pleśniar | 24-01-2008 12:43:22 [#28] |
---|
podzielam zdanie leszka oczywiście (nie bo leszka - choć czemu nie;-) ale bo racja |
beera | 24-01-2008 12:54:10 [#29] |
---|
ups, przepraszam. Był wiceministerm u Legutki - rzeczywiście.
Osobiście nie uważam za nieważne w jakiej ekipie ktoś jest, dla mnie jest to jakiś wskaźnik.
I uważam, że kazdy ma prawo do swoich poglądów. W tym ja mam prawo do posiadania poglądów na temat cudzych pogladów, jesli są głoszone publicznie.
|
S Wlazło | 24-01-2008 13:22:10 [#30] |
---|
Jest wiele fałszywych mitów w artykule Pana Wasko. Napiszę tylko o dwu:
1. Reforma nie obniżyła poziomu oświaty polskiej, tylko ją podniosla. Świadczą o tym dwa ważne fakty - co trzy lata znacznie lepsze wyniki edukacyjne polskich piętnastolatków w badaniach PISA, aniżeli mieli je uczniowie z ósmej klasy przed reformą. I po drugie znaczne upowszechnie szkolnictwa ponagdimnazjalnego na poziomie liceów i techników, a znaczne zmniejszenie szkolnictwa w zasadniczych szkołach zawodowych. Oczywiście, że w wielu przypadkach oświata ponadgimnazjalna nie dorównuje poziomowi renomowanych liceów, ale zakres wiedzy i umiejętności jest nieporównywalnie wyższy niż w wyniku kończenia zasadniczej skzoły, w wielu, np na wasztatach uczniowie pierwszego roku wyłącznie piłują jakieś części.
2. Problem powstania elity płacowej w społeczności nauczycielskiej, dlaczego autor nie dodał, że w znacznym procencie jest to też elita intelektualna. Ja należę do tej elity, ktora ma dodatkowe dochody ze szkoleń. Ale w pewnym czasie - kiedy byłem nauczycielem języka polskiego w liceum - podjąłem studia doktoranckie i prowadziłem szeroko zakrojone badania i to przy małym, często płaczącym w nocy dziecku.Kiedy wtedy pracowałem naukowo, zarywałem noce, nieraz po bezsennych szedłem do szkoły i nie pozwalałem sobie na niższą jakość mojej pracy z uczniami, o czym świadczyli moi olimpijczycy i moje awanse zawodowe - na dyrektora liceum, potem inspektora oświaty, potem do kuratorium, skąd uciekłem =- bo to był nonsens - do placówki naukowo-badawczej. Zdecydowana większość edukatorów, których znam, przeszła równie katorżniczą drogę we własnym rozwoju. Dzięki takiemu samozaparciu pracowałem w programach Uni Europejskiej i jestem kwalifikowanym edukatorem z listy ministerialnej. Mam dziś ponad 150 publikacji, także w językach obcych, których też trzeba było się nauczyć, w tym 19 książek. Każdy z nauczycieli mial takie same szanse zadbania o swój intelektualny rozwój.
A teraz mit związany z pieniędzmi, które idą na szkolenia zamiast na podwyżki dla nauczycieli. Otóź, za szkolenia płacą nauczyciele z własnych poborów. To oczywiście draństwo, bo za rozwój zawodowy nauczycieli powinno płacić państwo, ale nie płaci!! Zatem, mówienie, że pieniądze na doskonalenie uniemożliwają podwyżki nauczycielom - to po prostu wierutne kłamstwo. Ponadto, nauczyciele nie są zmuszani do uczestnictwa w szkoleniach, czynią to dobrowolnie. Dlaczego ? z trzech powodów - chcą awansować na nauczyciela dyplomowanego, chcą się nauczyć nowych umiejętności, ale także zdobywają dodatkowe kwalifikacje po to, aby łatwiej utrzymać się w zawodzie w sytuacji niżu demograficznego i zwolnień z pracy.W społeczności nauczycielskiej rozmawia się o zewnętrznych szkoleniach, szkoda, że autor nie dokonał choćby szerokiego sondażu wśród absolwentów form szkolenia, czy nie żałują czasu i pieniędzy.Otóż, w ewaluacjach, które każda firma szkoląca nauczycieli jest zobowiązana prowadzić, bo to kontroluje kuratorium, opinie uczestników są zdecydowanie pochlebne, nieraz entuzjastyczne. Kiepskie firmy szkoleniowe oferujące chłam ,to dziś już wyjątki. Na studiach podyplomowych miałem przyjemność prowadzić zajecia z Markiem. Ciekaw jestem, czy uznaje swoje pobyty szkoleniowe w Kaliszu za czas stracony? I dodatkowy jeszcze wątek. Do ub. r. szkolnego kuratoria ogłaszały przetargi na usługi szkoleniowe, tzw. granty. Nauczyciel płacił za kurs 40-60 godzinny najwyżej 10, zł albo mniej, niekiedy w ogóle. Otóź, co roku miałem ogromne klopoty, aby zrekrutować odpowiednią liczbę nauczycieli do udziału w tych szkoleniach. W efekcie, co roku Uczelnia oddawała pieniądze. Jednocześnie prowadzę dwusemestralne podyplomowe studia z organizacji i zarządzania oświatą, które kosztują 1600,--zł za całośc. Czyli sporo, jak na kieszeń nauczycielską. I co roku, już w na początku października zamykam listę, by nie przekroczyć liczby 30 uczestników (moglibyśmy przyjąć wiecej, ale w tłumie przestaje to być nauką). Wielu osobom muszę odmówić.
Taka jest prawda o tym, co pisał pan Waśko, wyraźnie tworząc tekst z intencją polityczną i przecząc faktom.
Pozdrawiam wszystkich serdecznie. Stefan |
jatoja | 24-01-2008 13:47:10 [#31] |
---|
Mnie uderzyła konsekwencja tytułów:
Bunt nauczycieli ===>Rachunek za wejście do Europy===>Oświatowe elity i nauczycielski plebs ===>Przywrócić autorytet zawodu ( polskiego nauczyciela)
Pewnie dlatego, że na co dzień zajmuję się analizą tekstów, odrzuciła mnie tendencja - teza zawarta w konotacjach.
Populizm, frazes i perswazyjność ( manipulacja ) - to już tylko konsekwencje. |
Robi65 | 24-01-2008 14:20:40 [#32] |
---|
Jako niedoszły doradca metodyczny (pracowałem w WOM-ie tylko dwa lata - do momentu wprowadzenia reformy administracyjnej) potwierdzam prawdziwośc wielu tez zawartych w tekście. Reforma, dla niektórych stała się prawdziwą "żyłą złota". |
jatoja | 24-01-2008 14:38:32 [#33] |
---|
No przeciż nie powinna być gwoździem do trumny...
albo powinna ! :-) ( dla niektórych)
Stafan pokazał, że reforma otworzyła drogę wielu ludziom, którzy inwestowali w siebie, swoje wykształcenie - to dodrze przecież. To kontrargument dla "żyły złota"
Teza artykułu jest nie do przyjęcia ( dla mni), nie zaś niektóre ze spostrzeżeń autora |
beera | 24-01-2008 14:56:17 [#34] |
---|
Powiem szczerze - w ogóle jako nauczyciel, czy dyrektor nie mam poczucia, ze komuś, komukolwiek, umożliwiłam wzbogacenie się w oświacie.
Zawsze nabywałam produkt, jakiego chciałam i jakiego oczekiwałam.
Nigdy nie ulegałam modom na oświatowe cuda, nie uczestniczyłam, ani nie sprowadzałam dla swoich nauczycieli kiepskich szkoleń, nie publikowałam za pieniądze podczas awansu.
Jeśli ktos to robił, niech ma choć trochę pretensji do siebie, choć nie neguję tzw. "znaczenia presji rozmaitych"
ale to na marginiesie rozmów o "wielkich pieniądzach w oświacie"
Bo dla mnie zasadnicze jest, to, co napisała jatoja:
tezy tego artykułu są dla mnie nie do przyjęcia, choć są w nim zdania, którym nie odmówiłabym słuszności.
|
Robi65 | 24-01-2008 15:09:04 [#35] |
---|
No nie zawsze inwestowali "w siebie". Wystarczyło, że byli w odpowiednim miejscu, układzie itd. Co do presji - niestety była wywierana. Teraz mamy "normalność" i rozsądne gospodarowanie środkami oraz własnym czasem. Widać to po wielu ośrodkach doskonalenia nauczycieli, w których pewna część szkoleń i kursów nie jest uruchamiana.
Na marginesie - oczywiście, tak jak i wszędzie byli , różni organizatorzy i prowadzący. I może te uogólnienia (w tym i moje) są ciut niesprawiedliwe. |
Anulka | 24-01-2008 15:14:14 [#36] |
---|
Nie podoba mi się teza tego artkułu. I wiekszość stwierdzeń. Na przykład: "W Polsce, podobnie jak na Zachodzie, ideologicznym celem reformy było usunięcie ze szkoły tradycyjnej hierarchii wartości, postrzeganej jako fundament "wychowania autorytarnego". Tradycyjna pedagogika oparta była także na autorytecie nauczyciela. Toteż nauczycielstwo, jako tradycyjny nosiciel autorytetu, musiało zostać poddane rytualnemu upokorzeniu." Dlaczego "rytualnemu"? Na czym ma polegać, z czego ma się wywodzić autorytet nauczyciela? Z samego faktu przynależności do tej grupy zawodowej? Skąd wiedza autora o " ideologicznym celu reformy:? Dużo słów, mało sensu.
Natomiast w zupełności zgadzam się ze słowami S.Wlazły. |
słonko | 24-01-2008 15:44:04 [#37] |
---|
Do postu S.Wlazło (#30)
Dla równowagi - jakkolwiek wypowiedź moja będzie jednoosobowa, bo nie oparta na badaniach naukowych, wśród których, jak wszędzie zresztą, występuje i prawda, i fałsz...
Jestem n-lem. Nie trzymam się kurczowo reliktów przeszłości w oświacie. Uważam, że to, co skostniałe - nie jest dobre. Ale nie jestem też zwolenniczką zmian dla samych zmian. Wiele w szkole tradycyjnej krzyczało o metamorfozę. Reforma była bezsprzecznie konieczna. Ale mądra, nielicująca wszystkiego o 180 stopni. Mądrość polega nie tylko na dokonaniu transformacji, ale także na właściwym wyborze i doborze.
Dwie sprawy są dla mnie oczywiste:
- nie ma systemu oświatowego wolnego od polityki i ekonomii
- nauczyciel to zawód nieistniejący bez uczniów
I tu jest często kłopot...ponieważ w życiu te dwie oczywistości najczęściej nie współbrzmią. Dlaczego? Bo tak naprawdę "uczeń" staje się nierzadko hasłem na sztandarach. Jedynie.
1. Nie widzę nic złego w zasadniczych szkołach zawodowych. Szkołach, które przygotowują do zawodu. ( Warto tu nadmienić o tym, że polscy fachowcy poza granicami kraju cieszą się ogromną renomą ). Potrzebni są inżynierowie, technicy, ale też dobrze przygotowani pracownicy, którzy są profesjonalistami w swoim zawodzie. Likwidacja szkół zasadniczych zawodowych spowodowałaby dziwną zmianę - część uczniów zasiliłaby klasy technikalne, a część zakończyłaby edukację po gimnazjum (śmiem twierdzić, że liczba ta zwiększyłaby się w stosunku do stanu obecnego).
Oprócz tego, iż wszędzie - w szkole również - efektywność pracy zależy przede wszystkim od wykonującego tę pracę, dlaczego tak się dzieje, iż podczas nauki w klasie pierwszej uczniowie wyłącznie piłują "jakieś" części? W czym tkwi problem?
W tym, że nauczyciel warsztatów szkolnych nie musi być inżynierem z dobrym przygotowaniem pedagogicznym. I w tym, że warsztaty nie są nowoczesnymi laboratoriami, a wiekowymi halami z niewieloma maszynami i słabo zaopatrzoną narzędziownią.
Dlaczego nie musi? Bo coraz trudniej o inżyniera w szkolnych warsztatach, który za proponowaną mu pensję nie zdecyduje się na... pracę w przemyśle.
Poza tym inżynier-pedagog oczekuje właśnie tego nowoczesnego miejsca pracy, w którym mógłby ucznia przygotować do ciągle wzrastających oczekiwań rynku. Ucznia w zasadniczej szkole zawodowej - też.
No i tu się kłóci ekonomia z oświatą.
Łatwiej sprawić mylne wrażenie jedynie wysyłając ucznia do zakładu przemysłowego pod opiekę nie-nauczyciela (!!), nawet jeśli jest specjalistą w swoim fachu, niż przeznaczyć pieniądze na edukację w szkole.
2. "Każdy z nauczycieli mial takie same szanse zadbania o swój intelektualny rozwój".
Nie znam nauczyciela, który nie wiedziałby o czym mowa. Z autopsji.
3. Opłata wielu szkoleń z kieszeni nauczyciela - myślę o tych źle prowadzonych i często "potrzebnych" tylko dlatego, że prawo oświatowe mamy bezsensowne, a dyrektor szkoły nie jest autonomiczny (kuratorium) - jest bezspornym uszczupleniem niewysokiej pensji nauczyciela. Natłok szkoleń wszelakich tego typu - w krótkim czasie, a więc w czasie nader intensywnym - spowodował niechęc nauczycieli do bycia ciągłym "bankomatem".
Jest też druga strona medalu. Pomimo, iz jestem osobą czytającą ze zrozumieniem, korzystam z literatury, internetu, podpatruję , szukam - z całą świadomością podjęłam studia podyplomowe, na kóre zdecydowałam się, bo uznałam, że chcę, że są mi niezbędne, chociaż semestr kosztuje 1600zł (uczelnia państwowa).
Reasumując:
działanie na rzecz ucznia nie będzie sloganem wtedy, kiedy działania ekonomiczno-polityczne zmniejszą swoje bariery
|
fredi | 24-01-2008 16:04:12 [#38] |
---|
I po drugie znaczne upowszechnie szkolnictwa ponagdimnazjalnego na poziomie liceów i techników, a znaczne zmniejszenie szkolnictwa w zasadniczych szkołach zawodowych.
a
konkretnie to ile osób było w ZSZ , ile w technikum np. w roku 2004 i 2007 ? |
S Wlazło | 24-01-2008 16:48:15 [#39] |
---|
Co do dobrych zasadniczych szkół zawodowych - nie ma sporu, takie np. szkoły górnice, budowlane, są dobre i niezbędne. Ale ciągle się zastanawiałem, ilu potrzeba było we Wrocławiu krawców, stolarzy, co to za warsztaty samochodowe w zsz samochodowej, w której uczniowie rozbierają i składają żuka z lat 70 - tych. Nie pamiętam, jaki procent uczniów był w zsz, o ile sobie przypominam, to około 30% młodzieży, a za Gierka na pewno więcej -, bo niby Polska miała być krajem ludzi kształcących się, ale szeregowy pracownik w fabryce zarabiał więcej niż profesor wyższej uczelni, a studiujących w wieku akademickim 6.6% populacji, najgorzej w Europie, gorzej niż w Albanii. We Wrocławiu niespełna 10 liceów ogólnokształcących. To był oczywiście wynik imperialnej polityki Moskwy, która nie chciała, aby w tak wielkim kraju jak Polska było dużo inteligencji. Dziś jesteśmy w czołówce światowej w odsetku studiujących na wyższych uczelniach, dochodzimy niemal do 50%!!! Nie ma wątpliwości, że poziom róznych uczelni jest ogromnie zróźnicowany, ale na pewno kształcenie nawet w kiepskiej uczelni wyższej daje szersze horyzonty niż zasadnicze. |
joljol | 24-01-2008 17:12:57 [#40] |
---|
Poza tym reformatorzy, na czele bodaj z Ireną Dzierzgowską, autorką wizjonerskiego dzieła pt. „Badanie jakości pracy szkoły - a ja się cieszę, że nareszcie nazwał to ktoś po imieniu
studia w Kaliszu skończyłam i ja, dowiedziałam sie co to ewaluacja, wypełniłam dzieki temu ileś niepotrzebnych nikomu papierów - wcale nie uważam, że to był najwłaściwszy wybór w moim doskonaleniu zawodowym raczej chęć zrozumienia pewnych rzeczy |
S Wlazło | 24-01-2008 17:50:38 [#41] |
---|
I. Dzierzgowska nie napisała takiego "dzieła", a jeśli myślisz o mierzeniu jakości pracy szkoły, to ma to miejsce na co dzień, np. odtywanie uczniów i stawianie im stopni a następnie analiza ocen - to też mierzenie jakości pracy szkoły, co ma miejsce co semestr, dokonywane także przez Ciebei, jesli jesteś nauczycielką lub dyrektorką. Nie zajmuję się ewaluacją, ale jeśli robili to Mizerek lub Korporowicz - to są jedni z najlepszych specjalistów w tym zakresie w Europie. |
Anulka | 24-01-2008 17:57:26 [#42] |
---|
Nie twierdzę, że założenia reformy są w 100% słuszne. Wykonanie części dobrych w zasadzie założeń jest koszmarne (z wielu powodów, między innymi niekompetencji urzędników, zadufania twórców, oporu nauczycieli, braku pieniędzy). Czy to znaczy, że całość działań podjętych w latach '90 nadaje się tylko do wyrzucenia i powinna być zapomniana? Moim zdaniem nie.
Nie jestem dyrektorem i może dlatego mogę wybierać sobie kursy i szkolenia, które uważam za wartościowe. Szczerze mówiąc, nie pamietam przypadku, żeby płaciła za mnie szkoła - na ogół płacę ja (słono). Dużo się nauczyłam. Często nie lubię terminologii, używanej na szkoleniach - ewaluacji wręcz nie znoszę - co nie zmienia faktu, że owe termniny okreslają rzeczy warte zrobienia. Jak mam się dowiedzieć, czy to, co zrobiłam, było dobre; czy przyniosło wymierne efekty; czy polepszyło, czy pogorszyło stan rzeczy, jeśli nie będę miała rozpoznanej sytuacji na początku; nie bedę obserwowała przebiegu, nie określę wyników; nie wyciagnę wniosków? Innymi słowy, jeśli nie przeprowadzę tej nieszczęsnej ewaluacji? Zgadza się, wymaga to wysiłku i systematyczności - ale już niekoniecznie opisania działań w grubych tomach. Zresztą nie łudźmy się - papierologia była rozbudowana i przed reformą. Doskonale pamiętam kobylaste rozkłady materiału, które musiałam pisać w końcu lat '80 i równie obszerne sprawozdania z realizacji planu. Oraz potężny opieprz przy pierwszej wizycie pani metodyk, bo w planie lekcja miała nr 23, a w dzienniku 24; na nic się zdały moje tłumaczenia, ze jednego z tematów dzieci nie rozumiały i musiałam powtórzyć. Dziś taka sytuacja jest niemożliwa - na szczęście. |
słonko | 24-01-2008 21:45:43 [#43] |
---|
do S.Włazło (#39)
Myślę inaczej.
Jeśli w zsz uczniowie montują i demontują żuka, to nie warsztaty należy zlikwidować, ale usunąć tego żuka z warsztatów, a na jego miejsce wprowadzić obecne modele aut. I niechaj uczniowie uczą się działać taką technologią, która o pół kroku wyprzedza tą, która obecnie jest stosowana w warsztatach samochodowych.
Stolarzy i krawców wcale nie mamy tak dużo (nie wiem, jak z krawcami, stolarzy zaczyna już brakować). Tudzież spawaczy, glazurników itd. Wiadomo, duża liczba tych zwykłych, szeregowych pracowników - fachowców w swojej dziedzinie - wyjechała z kraju. Ci, którzy zostali, często właśnie absolwenci zsz ostatnich lat, są rozchwytywani jak ciepłe bułeczki. Niestety, coraz mniejsza konkurencja na rynku sprawia, że to "bułeczki z zakalcem". W czasach, o kórych wspominasz, też tak było, inna była jedynie przyczyna.
Czyli pojawia się kolejna kwestia - co zrobić, aby w kraju byli i to fachowcy? Ale to juz szersze pytanie od: "Jak kształcić?"
Historia kołem się toczy. Teraz też n-el, nie tylko akademicki, nierzadko zarabia mniej od pracownika po zsz.
Myślę, że najpierw należałoby zająć się kwestią solidnego przygotowania przyszłego pracownika do zawodu (opanowanie sztuki rzemiosła), a potem dopiero poszerzaniem horyzontów. W tej kolejności. |
S Wlazło | 24-01-2008 22:11:18 [#44] |
---|
do Śłonko: Japonia - która przoduje w technice ma własnie odwrotną kolejność w kształceniu zawodowym. Wpierw 2 lata nauki ogólnokształcącej, z naciskiem jednak, na etykę pracy, a potem praktyka w zakładzie pracy, gdzie najczęściej zostają po praktyce zatrudnieni
Szkoła samochodowa kupi na potrzeby warsztatów najnowocześniejsze samochody - haha usmiałem się, na jakim świecie Ty żyjesz, chyba nie rzeczywistości polskiej oświaty. Pozdrawiam. Stefan |
Marek Pleśniar | 24-01-2008 22:16:23 [#45] |
---|
Szkoła kupi najnowoczesniejsze samochody i inne maszyny, I znam przykłady nawet supernowoczesne.
Rzecz w tym, ze firmy polskie i zagraniczne chętnie partycypują w tych kosztach bo nie ma rąk do pracy w zawodach technicznych. Sa takie szkoły w Polsce gdzie właśnie kupiono nowe wyposażenie i nic to nie dało
Ale nie ma chętnych by do tych szkół chodzić.
ps - nie dotyczy to techników. Tam chętni są |
zgredek | 24-01-2008 22:21:54 [#46] |
---|
albo nie ma nauczycieli, co nauczą tych chętnych na tym nowoczesnym... |
Marek Pleśniar | 24-01-2008 22:49:48 [#47] |
---|
no to mamy komplet;-)
nie ma ani uczniów ani nauczycieli;-) |
zgredek | 24-01-2008 22:50:31 [#48] |
---|
są samochody |
słonko | 25-01-2008 00:49:54 [#49] |
---|
Dlaczego nie ma nauczycieli -pisałam w #37
Projekty unijne obejmują doskonalenie n-li. I to ma sens. Jest i nowoczesny sprzęt, i przygotowany n-el. Ale za mało jest tych, którzy mogą podjąć studia podyplomowe. Kłopot polega też na tym, że nie ma młodych...
Twierdzicie, że nie ma uczniów? Jeżeli tak jest w istocie, to znaczy, że jednak nie od pozycji społecznej należy zacząć, ale od etyki pracy.
Wybaczcie - nie widzę też niekórych osób, które ledwo ukończyły gimnazjum w liceum czy technikum. Gdzie tkwi problem?
Szkolnictwo zawodowe jest zbyt istotną kwestią, aby reformę poprowadzić w kierunku nieodgadnionym. Nie możemy sobie na to pozwolić. Bo wtedy będziemy mieć samochody, ale nie będzie ani uczniów, ani nauczycieli, ani fachowców. |
słonko | 25-01-2008 12:34:48 [#50] |
---|
Szacuje się nieoficjalnie, że 10-30% uczniów kończy edukację na gimnazjum. Podejrzewa się, iż powodem jest brak środków finansowych na dojazd do szkoły i kontynuację nauki.
To sa potencjalni uczniowie, których dyrektorzy szkół chcieliby pozyskać do szkół zawodowych. Ale znowu nie wiadomo, skąd wziąć pieniądze.
Może ktoś zająłby się badaniami, których wyniki pozwoliłyby w efekcie na podjęcie konkretnych kroków...? |
|