Forum OSKKO - wątek

TEMAT: Roztargnienie zwane wiosennym lub Alzhaimerem:))
strony: [ 1 ][ 2 ]
Ela20-03-2005 10:18:48   [#01]

 

Czy zdarzyły się Wam jakieś szczególne przypadki roztargnienia?
Niedawno przeżyłam plagę takowych

 

Rano w pośpiechu wrzuciłam do torebki zamiast komórki , pilota .Czekałam na ważny telefon i dopiero jak chciałam zadzwonić, zorientowałam się ze to nie komórka.

Kiedyś wychodząc ze szpitala zapomniałam zdjąć obuwie ochronne. Chodziłam w tych papciach po mieście i dziwiłam się, dlaczego każdy patrzy mi na nogi, uśmiechając się przy tym.

 

 

Zaspałam i w pośpiechu robiłam makijaż, kiedy tą czynność przerwał mi telefon. Po chwili wybiegłam z domu i w ostatniej chwili wpadłam na szkolenie. Siedziałam w pierwszym rzędzie i dziwiłam się, dlaczego przystojny prowadzący cały czas wpatruje się we mnie. Prózność kobieca zadziałała.

Po długim czasie zorientowałam się, ze mam pomalowane tylko jedno oko.

 

    

hania20-03-2005 10:38:11   [#02]

:-)))))

z pilotem - numer był następujący:
ktoś z domowników, jakoś tak latem to było, pakował coś w papier ozdobny. robił to na stole, papierów mnóstwo, wysypanych z siatki, w której je przechowujemy
w pośpiechu - upchnął niewykorzystane papiery- razem z pilotem
okazało się, że tak zrobił gdzieś... za pół roku, jak zaczęło się pakowanie prezentów mikołajkowych....
wcześniej wszyscy pilota szukali - rozstąp się ziemio! nie ma! .... kupiliśmy nowy
teraz mamy dwa...:-)))
Gaba20-03-2005 10:40:13   [#03]

widziałam nauczycielkę w halce, weszła do pokoju nauczycielskiego, rozebrała paltocik i... i została w haleczce...

mnie się udało tylko dojść w kapciach na przystanek, ale się zorientowałam.

Woron20-03-2005 10:41:56   [#04]

Wróciłem kiedyś z pracy i podjechałem do baru na obiad (ok 200m od domu). Tam postawiłem auto, zjadłem i wróciłem do domu. Po jakiejś godzinie wyszedłem na balkon, stoję sobie i palę ...patrzę... o kurcze!!...nie ma samochodu... ukradli!!! Zawsze stał pod blokiem i z balkonu był widoczny. W panice zastanawiałem się co robić. Dzwonić na policję?
Po jakiś 15 min se przypomniałem, że został pod barem :-)) Uffff...

Mada20-03-2005 10:46:05   [#05]

nauczycielka w tramwaju zaczęła klaskać w dłonie i donośnym głosem

- cisza, spokój!!

..................

do dziś nie jestem pewna czy to tylko humor;)

ja znalazłam niedawno w swojej torebce jajko ugotowane na twardo

???????????

i jeszcze humor:

- wnusiu, wnusiu jak się nazywa ten niemiec co mi wszystko chowa?

- Alzheimer, babciu

Fred20-03-2005 10:57:36   [#06]

Zamyślony ocknąłem się na słupie (zdarzyło mi się to kilka razy). Innym razem zderzyłem się z ogromną szybą wystawową, która tak bardzo przypominała szeroko otwarte drzwi. Moje zdumienie nie miało granic. Śmiech przechodniów był bardzo szczery. Moja mina nie;-))

Z Ć20-03-2005 11:37:55   [#07]
Problemy zaczną się kiedy po włożeniu klucza do zamka nie wiesz czy wychodzisz czy też wchodzisz do pomieszczenia.
grażka20-03-2005 12:09:45   [#08]
Ja w zeszłym tygodniu odkryłam w torebce dwie cebule - zapomniałam posadzić w klasowym zimowym ogródku.
gigagiga20-03-2005 12:48:33   [#09]
Moja bratowa zapomniała wyjąć ze spodni wczorajsze rajstopy, które jak tren wlokły się za nią. Wylazły przez nogawkę. Ktoś w sklepie zwrócił jej uwagę, gdy wchodziła po schodach.
Majka20-03-2005 13:20:38   [#10]
Opowiadałam już kiedys w Piaskownicy:
prowadzimy często samochód na zmianę z synem.

Rano  wyprowadziłam autko z garażu, zamknęłam garaż, bramę, wsiadłam po stronie pasażera, zapięłam pasy.... Po dłuższej dopiero chwili przypomniałam sobie, że sama jadę do szkoły :))

A przebojem domu jest śrubokręt znaleziony w zamrażalniku. Nikt się nigdy nie przyznał ;)
beera20-03-2005 13:41:51   [#11]

hm...

nie wiem, czy się przyznać

ale użyłam kiedyś lakieru do włosów zamiast dezodorantu w sprayu

( teraz, na wszelki wypadek używam w kulce;-))

.....

i strasznie się uśmiałam z waszych historii :-))

Renata20-03-2005 13:42:22   [#12]

Już kiedyś pisałam o tym..;))

---------------------
Późny, ciepły wieczór, co tam wieczór, już noc... Rynek Starego Miasta Wrocław... :-)

I my, dwie sierotki Marysie, ja i moja koleżanka... ;-)

Zastanawiamy się jak wrócić do hotelu...  Pieszo? Trochę daleko... No i te ciemności w każdym zaułku ulic...:-)

Pomysł: Zadzwonić po taksówkę... :-)

Więc kumpela wyjmuje komórkę, wszak ma jakiś numer na taxi ;-)

Dzwoni:
- "Proszę podjechać na Stary Rynek."
-"Stary Rynek, a dokładniej?"
- "No Stary Rynek, blisko kawiarenki "Pod...""
-"Hm, a w jakim to mieście?"
- "No, jak to jakim? We Wrocławiu..."
-"Hm, nie macie jakiegoś bliższego postoju taksówek? Na moją taksówkę będziecie musiały  poczekać jakieś dobre 4 godziny, nim dojadę do Wrocławia z Gdyni!"
- "Z Gdyni???????!!!!!" I ze smutkiem w głosie, resztką powagi -" To niech pan już po nas nie przyjeżdża..." 


Przez następne pół godziny pokładałyśmy się ze śmiechu na chodniku Starego Rynku we Wrocławiu patrząc na siebie nawzajem z niedowierzaniem... :-))) 

I wróciłyśmy pieszo, bo a nóż byśmy znów zadzwoniły gdzieś nie wiadomo gdzie... ;-)))
-------------------------------

A ostatnio zdarzyło mi się także z impetem zatrzymać na drzwiach wielkich szklanych drzwi.. O rany, ależ był huk w całym sklepie!.. Wszyscy zamarli bez ruchu, z oczyma politowania wpatrzonymi w winowajcę... Myślałam, że zaraz się tam zapadnę..;)))

Renata20-03-2005 13:49:49   [#13]

no tak.. drzwi wielkich szklanych drzwi..!!!

 to już ze mną gorzej niż Alzhaimer..;))) idę - most na rzece Wiśle czeka..

Fred20-03-2005 14:59:59   [#14]

Historia zasłyszana

Zakończony remont mieszkania. Pani domu wylała do sedesu rozpuszczalnik. Chwilę później jej mąż usiadł tamże i po wypaleniu papierosa rzucił tamże niedopałek. Buchnął ogień i poparzył wiadome części ciała. Przyjeżdża karetka, poparzonego na nosze, wysokie schody, znoszą. Sanitariusze są ciekawi, jak doszło do poparzenia właśnie tych a nie innych części ciała. Ten opowiada, że remont, że rozpuszczalnik był w puszce po farbie, że żona wylała to do klozetu, a on się załatwiał i rzucił do środka niedopałek. Relacja nieszczęśnika musiała być bardzo obrazowa, bowiem wypadł z noszy i połamał nogi..

Zdarzenie to opowiadane jest wśród rzemieślników jako prawdziwe i wywołuje huragan  śmiechu.

Nie wiem, jaki był dalszy ciąg historii, gdy mąż wrócił ze szpitala do żony.. Może wy wiecie?:-)

Ela20-03-2005 15:10:51   [#15]

 skojarzenie Renaty most ..rzeka..... czeka  wywołało wspomnienia...

wczesna wiosna ,pas środkowej Polski dawno temu ciepło ,słonecznie ,idziemy z dzieciakami pożegnać zimę. Idziemy w pięknym korowodzie parkiem,łaką ,polaną idziemy a wody brak w pewnym momencie najmniejszy uczestnik wyprawy mówi do wychowawczyni zaniepokojonym głosem czy my aby do morza nie dojdziemy?

wysyłam na prośbę kolegi ( jego  roztargnienia)

Roztargnienie dopadło mnie nie raz. Najlepszym przykładem było jak sprzątałem po obiedzie i wziąłem sól i pieprz. Tylko nie wiedzieć czemu zaniosłem je do łazienki....
Dopiero tam stojąc tak bezradnej pozie zorientowałem się o co chodzi:)

 

Rozmawiałem kiedyś przez telefon, w międzyczasie przygotowując coś w kuchni. Gdy odłożyłem telefon, zorientowałem się że kanapki zrobiłem. Ale jakimś dziwnym trafem kilka widelców i nóż znalazł się w lodówce, a w piekarniku masło.

Robiłem herbatę... postawiłem kubek, włączyłem wodę do gotowania. Zamyśliłem się chyba, bo do pustego kubka nasypałem cukru, a gdy woda się zagotowała - zalałem... taka herbata, bez herbaty

 

rzewa20-03-2005 15:50:34   [#16]

a to moja historia...

Jechałam razem z koleżanką na IV KKDS do Wrocławia - odemnie to szmat drogi, więc wyjechałyśmy bladym świtem, by na 14 zdążyć...

Wszystko byłoby ok, ale... w Katowicach zaświeciła mi się rezerwa paliwa. Pomyślałam sobie, że nie będę w tak dużym mieście tankować (zawszeć to drożej) - zatankuję po drodze, jak wyjadę z Katowic. Wjechałam na autostradę do Wrocka i jadę wypatrując stacji...

Jadę i jadę, obie wypatrujemy i... NIC! Nie ma ŻADNEJ stacji benzynowej. No cóż, wydawało nam się, że zaraz powinna takowa być, a tu nie ma... zjechać strach, bo również nie wiadomo, ile trzeba by szukać...

Jedziemy, jedziemy... Już minęłam tablicę informującą o zjeździe na Wrocław i autostrada nieco się wzniosła przed kolejnym bezkolizayjnym skrzyżowaniem... Jakieś 500 m przed zjazdem mój samochód stanął nie dając rady wjechać pod górkę.

No i zostałyśmy tam na tej autostradzie, w rozkraczonym aucie i bez pomysłu jak wybrnąć z tej sytuacji... Próbowałam machać, ale bez skutku. Zadzwoniłam (komórka, o dziwo, działała) po taxi, by mi to paliwo przywiozło.

I przywiozło... ale czekałam na to ponad godzinę, bo by móc dojechać do nas taksiarz musiał pojechać prawie do Opola - inaczej nie miał jak się dostać na naszą stronę autostrady :-)

Na konferencję przyjechałyśmy potężnie spóźnione - akurat zdążyłam na końcówke panelu p. Dzierzgowskiej :-)

koperek20-03-2005 15:52:38   [#17]
Z herbatą bez herbaty też mi się zdarzyło, nalałam wody, posłodziłam i próbuję, co za lura, jakaś przeźroczysta i tylko słodka, a gdzie torebka z herbatą? Albo myjąc głowę, zamknięte oczy, odruchowo sięgam po butelkę i leję szampon. Nie pieni się co jest? Otwieram oczy w zasięgu reki stoi płyn do płukania "K".
lunani20-03-2005 16:42:52   [#18]
 Wlewam wodę do czajnika elektrycznego. Wsypuję wszystkie składniki do kubka i zalewam kawę wodą z czajnika bez zagotowania.
Gaba20-03-2005 16:52:00   [#19]
lunani, mnie ten numer to juz po 5 razie przestał cieszyć. W wersji pospiesznej - bywało, że zalałam kawę wodą z kranu.
bogda420-03-2005 17:05:11   [#20]

 Wątek , trzeba przyznać zabawny.

 / Niekiedy myśle , że powinnam przedsięwziąć już jakieś kroki. Teraz wiem - to wiosenny Alzhaimer ;- 0/.

2katarzyna20-03-2005 17:21:53   [#21]

Mój mąż zadzwonił kiedyś z pracy i konspiracyjnym szeptem poprosił, żebym mu przywiozła jeden czarny but wizytowy, bo bardzo się spieszył rano i ubrał 1 brązowy i 1 czarny.

Sama też nie jestem święta. Herbatę zaparzyłam, wlewając wrzątek wprost do puszki z herbatą. Nie nadawało się to nawet na esencję.

Myślę, że w tej konkurencji może wystąpić też mój osobisty teść, który wypanierował schabowe w kleju do tapet przypominającym do złudzenie bułkę tartą.

Arwena20-03-2005 17:22:19   [#22]
Taki drobiazg, jak oblecenie całej szkoły (trzy piętra, bardzo stare budownictwo) w poszukiwaniu kluczy, cały czas kurczowo zaciskanych w ręce.To nie było śmieszne...
Jola20-03-2005 17:35:58   [#23]

Roztargnienia to na szczęście chyba w każdym wieku bywają ;-)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kilka rodzinnie opowiadanych.

Najpierw o mnie. Arwena, historia dość podobna :-))
Dawno, dawno temu miałam jakiś ważny wyjazd. Stoję na dworcu, z biletem w ręce i nagle ...no właśnie - natrętna myśl, że nie wyłączyłam zegarka. Na tyle natrętna, że biorę taksówkę i jadę do domu. Wyjaśniam taksówkarzowi w czym rzecz, a on na to, że nie ma czasu na czekanie :-o 
Jakoś go ubłagałam, w niezłym tempie pokonałam trzy piętra.
Żelazko oczywiście wyłączone. Zmknęłam drzwi i zbiegam. Wsiadam do auta, a on znudzonym głosem: - I co? Wyłączone? Z Wami to tak zawsze.
Ja w tym momencie chcę chować klucze do torebki, którą ...zostawiłam w domu. Więc znów trzy piętra... Zbiegam, patrzę, a moja taksówka odjeżdża!!! Gość zabawił się moim kosztem, cofnął po chwili ;-)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pewna babcia miała żal do swojego brata, że ten nie oddaje jej pożyczonych pieniędzy. Napisała list do swojej siostry, w którym żaliła jej się na brata i prosiła o radę. Jednocześnie napisała list do brata, ale o pieniądzach ani słowa. Niestety, pomyliła koperty. Po pewnym czasie dostała odpowiedź od brata, który podziwiał jej przebiegłość ;-))

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Pewna teściowa pojechała z mężem na zakupy. Już mieli wracać, gdy teściowi przypomniało się, że ma jeszcze coś do załatwienia. Dał więc żonie kluczyki od samochodu, aby mogła sobie usiąść i poczekać. Tak więc zrobiła. Siedzi chwilę ...ale cóż widzi? Inna tapicerka! Błyskawicznie wyskoczyła, zamknęła samochód i pobiegła szukać swojego :-))

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Męskie problemy zaczną się, kiedy po wejściu do WC, mężczyzna stanie przed lustrem i zacznie się zastanawiać: Gdzieee to byyyło??  Gdzieś we włosach...

Arwena20-03-2005 17:46:43   [#24]

Jolu,

Chyba jest wiosna, bo w Twojej historii o bieganiu nie możesz zdecydować się, czego nie wyłączyłaś:-)))))))))))0
Jola20-03-2005 17:53:40   [#25]

Brawo Arwena,

nie jest źle, a nawet jest  bardzo dobrze ;-))))))
To był test na spostrzegawczość. :-)))))
Miałam na myśli oczywiście żelazko!!
Dorota Niepołomice20-03-2005 18:02:38   [#26]

 

Słuchajcie, naprawdę aż mi się cieplej na duszy zrobiło po przeczytaniu tych kilku historii. A oto i moja...

Było to ładnych parę lat temu, kiedy nie posiadałam komórki własnej, a o innych wiedziałam tyle, że są i można przez nie pogadać. Wybrałam się z moja klasą na obóz językowy nad morze - 5 dni. Jedna z mam pożyczyła mi komórkę, tak na wszelki wypadek, gdyby sie coś stało, to żebym miala pod reką.Komórka była na kartę. Po przyjeździe postanowiłam nabyć na poczcie kartę do komórki, coby mieć ja pod ręką uzyteczną. Wraz z kolezanką wzięłyśmy tę kartę od pani z okienka i długo wpatrywałyśmy się w te komórkę, nie mając pojęcia, gdzie by ją wcisnąć.... Rozebrałysmy ten nieszczesny aparat na czynniki pierwsze (na poczcie!, to sobie wyobrażacie zaciekawienie tłumu ), karta nijak sie nie chciala zmieścic. Na dodatek, kiedy się poddałysmy telefon z trudem udało nam sie dokładnie zamknąć. I co dalej. Przyznać sie uczniom ( II klasa liceum) ze nie umiałysmy sobie poradzic? Nigdy w zyciu! Zdesperowane weszłysmy do jakiegos saloniku sprzedającego karty telefoniczne i tam zlitowała się nad nami miła pani. Jaką miala mine, to nie zapomnę. Do dziś, kiedy sobie to przypomne to targa mi wnetrzności ze smiechu tak jak wtedy, kiedy wyszłysmy z saloniku i nie mogłyśmy przestać sie smiac. A najlepsze było, kiedy opowiedziałyśmy to mojej klasie, bo oczywiście nie mogłam się powstrzymać - jak oni się śmiali...

AnJa20-03-2005 18:02:48   [#27]
Trochę wstyd, ale niech tam:
1. żelazko - nigdy nie wiem czy wyłączyłem. przypominam sobie o sprawdzeniu na szczęście zaraz po wyjsciu za drzwi.wracam. wchodząc myślę o tym, by nie zapomnieć o przycupnięciu na 3 sekundy przed wyjściem (taki wschodni przesąd, przed podróżą trzeba usiąść). siadam. wychodzę za drzwi. przypominam sobie, że pamiętając o przycupnieciu zapomniałem tego żelazka sprawdzić. wracam, sprawdzam: oczywiście, że wyłaczone, przysiadam, wychodzę.
powtarza sie min. 3 razy w tygodniu. pozostałe dni - tylko wracam, sprawdzam, przysiadam, wychodzę.

2. wszyscy sklepikarze w okolicy wiedzą, że za max. 5 minut przyjdę  po klucze zostawione przy kasie. a jeśli jednk te klucze  wziąłem to i tak wróce -  zostawiłem zakupy.
Jola20-03-2005 18:12:55   [#28]
AnJa, zwyczaj wcale nie wschodni.
Też przysiadam i zmuszam do tego swoich domowników :-)))
Marek Pleśniar20-03-2005 18:13:02   [#29]

ja wszystkim do znudzenia opowiadam czyjś przypadek roztargnienia;-)

szedłem sobie spokojnie koło księgarni (naprzeciwko ratusza - olsztyniakom wyjasniam) a tu wypada jakaś młoda kobieta, łapie mnie pod rękę i idziemy

zgłupiałem trochę więc dałęm się tak prowadzić jak na rzeź (a jakby tak pani ta szła akuratnie do USC???)

a ona mi trajkocze - co kupiła i jakie i dlaczego i ... inne tam takie

i tak szliśmy dobre 50m a nastepnie nagle, w piorunującym tempie pani znikneła

jak zmyta

obróciłem się za nią

 a tam w pewnej odległości stoi - przy księgarni jakaś spłoszony chłopina i patrzy na to wszystko szeroko otwartymi oczami;-)

Majka20-03-2005 18:15:37   [#30]
Ja tak wsiadłam kiedyś - do cudzego malucha :)))
Wieczorem, zagadana z małym jeszcze dzieckiem (a czapka, a szalik...), ciach kluczykiem i do środka. Odpalam, a mały zdumiony: mamuś, obicia nam ukradli!
Najpierw zaklęłam, potem w pospiechu wysiadłam , zamknęłam autko sąsiada (!)  i wsiadłam do swojego - stało obok ;)
Fred20-03-2005 18:15:40   [#31]
oj, znalazłoby się jeszcze kilka historyjek, ale zalewam się ze śmiechu po przeczytaniu waszych:-))))))))))))
Jola20-03-2005 18:23:51   [#32]
W związku z ...co kupiła i jakie i dlaczego.
Wczoraj załadowałam pewnemu gościowi kosz z zakupami. Miał mocno zdziwioną minę, gdy to zobaczył.
A mój mąż obserwował to z daleka, śmiejąc się i kiwając z politowaniem głową :-))))
Ela20-03-2005 18:25:50   [#33]

Oj oj

 

Oj przysiadam ze śmiechu czytając wasze roztargnienia ,Są rewelacyjne.Popołudnie było z niezłym uśmiechem i przycupnięciem

To jedynie jest niesprawiedliwe, ze weekendy uciekaja tak szybko! Wyrażam moj osobisty protest i niezadowolenie!!!

 

Hasło na najbliże dni proponuję analogicznie do otrzymywanych zadań

Wiosna- temperatura rośnie a liczba bałwanów nie maleje

Dorota Niepołomice20-03-2005 18:28:14   [#34]

 Po prostu popłakałam się ze śmiechu, czytając o Marku prowadzonym na rzeź...

Przypomniało mi się jak na środku skrzyżowania mojej koleżance odpadły drzwi od malucha (stary był zdecydowanie). Wyobrażacie sobie, że tzw. użytkownicy to nie trąbili, że niby korek i takie tam, tylko towarzystwo śmiało sie do rozpuku. A jeden pan wysiadł, rycerz taki i jej te drzwi nieszczesne podniósł. No bo ja, sirotę zamurowalo w tym maluchu.

ReniaB20-03-2005 19:37:38   [#35]
jechaliśmy kiedyś na weselu znajomych pożyczonym maluchem, a bray właścixiela gonił nas krzycząc "Aha i hamulce nie działają".
ReniaB20-03-2005 19:38:57   [#36]
jechaliśmy kiedyś na weselu znajomych pożyczonym maluchem z wieloma wadami, a brat właściciela gonił nas krzycząc "Aha i hamulce nie działają".
marg20-03-2005 19:47:08   [#37]
W tym roku, w czwartki rano mam nauczanie domowe. Dziewuszka mieszka ok kilometr od szkoły.

Pewnego czwartku wsiadam do samochodu i jadę, jak zwykle spiesząc sie bardzo, prosto... pod szkołę. Parkuję, wysiadam, idę do szkoły, wchodzę do pokoju nauczycielskiego, rozbieram się. Rzut oka na zegarek, o, jeszcze sporo czasu do przerwy, mogę spokojnie zaparzyć herbatkę. Wchodzi koleżanka:
- "A co ty tak dzisiaj wcześnie?"
- Wcześnie? I nagle wraca pamięć.
- A, bo, właśnie musiałam coś.... załatwić.

Na nauczanie domowe oczywiście się spóźniłam.

Do dziś się nie przyznałam, tak mi wstyd było.

Dzięki za ten wątek, zdecydowanie mi lepiej :-)))
Renata20-03-2005 21:25:12   [#38]

Pokładam się ze śmiechu czytając...;)))

Dorzucę jeszcze coś...

--------------------------

Całkiem niedawno, grudniowego wieczoru, będąc w Koszalinie po męczących zajęciach, przed drogą powrotną w centralne rejony, wybrałam się ze znajomymi do restauracji. Zeszło nam tam trochę, jak to bywa w doborowym towarzystwie.:)


W końcu trzeba było skończyć i pożegnać się... Tak też wszyscy zrobiliśmy...

Udałam się do samochodu (innego niż zwykle jeżdżę), odśnieżyłam co nieco, otworzyłam drzwi pilotem i usiadłam za kierownicą.

Z przyzwyczajenia, przypominam, autko inne..;), odruchowo chcę wyjąć z kieszeni klucz do stacyjki. W ręku miałam tylko pilot...

Hm.., w kieszeni nie ma.. Gdzie ja go mam?

Grzebię w torebce... Nie ma.

Grzebię jeszcze raz.., i jeszcze raz… W końcu wyrzucam z torebki wszystko na siedzenie obok.., no też nie ma. 

Z lekka zaczynam się irytować...  No przede mną te ponad 300km drogi... Ciemno już, śnieżnie, a ja... szukam klucza, by uruchomić samochód...

Wysiadłam z auta... Może po drodze gdzieś zgubiłam... Pilotem zamknęłam auto... Przy samochodzie nie leżą... Idę dalej... Wracam tą samą drogą jaka wiodła mnie od restauracji do samochodu... Guzik, nigdzie nie ma...

Wlazłam do restauracji... Przy stoliku na szczęście nikt jeszcze nie siedzi. Podchodzę, rozglądam się... W tym czasie także kelnerka wykazała się swym zainteresowaniem... Rozmawiam z panią, zaczynam coś tam mówić o kluczu... raz, drugi...

W końcu słyszę pytanie: "- A co ma pani w ręku?" Spojrzałam na kobietę trochę odlotowo już.., otworzyłam swą dłoń z owym pilotem... Zaczęłam mu się przyglądać, kelnerka także...

-"A tu, to co jest w tym pilocie?" -grzecznie pyta pani.

No i wtedy dotarło do mnie...

Znacie te pilociki z chowanym kluczykiem???? Właśnie taki miałam wtedy, do Citroena... Cały czas trzymałam go w ręku… Grzecznie schowany czekał sobie w środku…

Hm.., do tej historyjki przyznaję się pierwszy raz..;)))

Maryśka220-03-2005 22:27:13   [#39]

Wiarę w siebie mi przywracacie :-)))

Znaczy sama taka ofiarą nie jestem... ;-)))
Takie bzdurki jak żelazko, herbata schowana w lodówce czy kawa zalana kranówą to juz nawet nie robia na mnie wiekszego wrażenia....
Hitem absolutnym bylo...,ale po kolei.
Razu pewnego roku dawnego wyszłam sobie byłam o godzinie czternastej ze szkoły (dawne to zaiste musiały byc czasy, bo już nie pamietam, kiedy tak wcześnie macierzystą jednostkę opuszczałam). Kroki skierowałam na przystanek PKS, gdyz nie posiadałam wówczas jeszcze prawa jazdy, a wobec powyzszego małzonek za nic nie pozwoliłby mi się do pojazdu od strony kierowcy zblizyc.
Stoje więc sobie na przystanku rzeczonym i dumam nad problemami tego swiata, znaczy zastanawiam się, co na obiad podac, jednakże wraz ze zbliżaniem sie godziny przybycia autobusu cosik mnie swidruje w glowie, ze o czymś zapomniałam. Dręczy mnie ta myśl niemozebnie i coraz bardziej nerwowo przytupuje na przystanku, ale niestety przypomniec sobie nie mogę...
Juz zza zakrętu wyłania sią stary autobus, a ja dalej nerwowo pamięc przeszukuję. Wchodzę w koncu do niego, gdy znajoma siedząca już w środku niewinnie pyta:"A synuś to dzisiaj nie był w przedszkolu? zachorował?"
Jakby mnie kto obuchem... !!! Dziecko zostalo w przedszkolu, a ja, matka wyrodna, zapomniałam je zabrac! No i byłabym pojechała!
Pospiesznie sie wycofałam i pędem do przedszkola pognałam.
Ślubnemu to sie nawet nie przyznałam wówczas, no bo co miałam powiedziec..., ze o dziecku zapomniałam?
Teraz, po latach około dwunastu juz opowiadam, bo i mnie śmieszy, ale wtedy... :-))))))))
Maryśka220-03-2005 22:47:49   [#40]
Skoro o prawie jazdy wcześniej wspomniałam, to przypomnialo mi sie jeszcze jedno zdarzenie, które zainteresowanie wieksze i wesołośc wzbudziło...
Otóż w końcu przeciez prawo jazdy zrobiłam. Pilnie cwiczyłam, zaliczyłam jazdę nawet nieźle, w końcu mąż, obejrzawszy powyższy dokument ze wszystkich stron, z bólem serca, pozwolił mi,samochodem marki Fiat 125P, do pracy pojechac.
Pilnie przypominałam sobie czegóz to mnie na kursie uczono i dojechałam. Tego dnia juz nijak spokojnie lekcji prowadzic nie mogłam , bo caly czas przepowiadałam sobie jak to będę jechac z powrotem.
No i nadszedł czas powrotu. Przyznam, że odrobine mnie w gardle z nerwów ściskało, ale wsiadłam do samochodu. Pasy zapięłam, kluczyk do stacyjki włozyłam, wszystko jak w książce pisze :-) i usilowałam ruszyc. Samochód i owszem zapałał i dźwięczał radośnie, ale wszelkie próby zmuszenia go do poruszania sie ruchem w miarę jednostajnie do przodu przyspieszonym spełzaly na niczym. Gasł i kropka. Próby powtarzałam nieskończoną ilośc razy, a że na postoju przed szkoła rzecz sie działa, więc w kazdym oknie juz po kilka głów było. Wszystkie jakoś dziwnie radosne....
Niebawem jednak sztuka przemieszczenia pojazdu z niemały oporem mi sie udała. Zrozumiec nie mogłam jednak, dlaczego tak opornie jazda mi idzie, ale niezrażona tym udałam sie w kierunku domu.
Dzięsięc kilometrów miałam do pokonania i w koncu dojechałam. Dziwił mnie tylko dziwny swąd, ale co tam, przecież jadę.
Wjechałam na podwórko, małzonek kręcił sie w pobliżu. Z zainteresowaniem przyjrzał sie mnie wjeżdżajacej, ja z dumą trzymałam kierownicę. Gdy wysiadłam slubny zapytał:"A kołpak gdzie zgubiłaś?"
Zdziwiona byłam, bo oczywiscie bladego pojecia nie miałam, gdzie się ten dziwny przedmiot podział.
Mąż z zaciekawieniem obejrzał samochód z zewnątrz i wewnątrz i zapytał ponownie:" A nie pamietasz z kursu, że hamulec ręczny trzeba jednak wyłączyc przed uruchomieniem pojazdu?"
Nawet nie próbowałam się tlumaczyc, chociaż mogłam odrobine, bo kontrolka hamulca w tym super pojeździe byla zepsuta.
Spodziewałam sie niebotycznej awantury, wykładu na temat wyzszości kierowcy-meżczyzny..., a niespodziewanie dla mnie mąż ze stoickim spokojem orzekł:"Własciwie, jak na pierwszy raz, to i tak duzo części do domu dowiozłaś"
;-)))
Jola20-03-2005 22:52:35   [#41]
A ze szkolnych roztargnień?

Przewrócenie całego domu do góry nogami w poszukiwaniu sprawdzianu, który się nie odbył ;-))))))))

To nie ja, to młodszy kolega...
TereKlo21-03-2005 15:22:51   [#42]

ja też z tego klubu...

Impreza międzyszkolna, ja gospodarz imprezy.... po kilku godzinach tupania od sali do sali konferencyjnej, gdzie się odbywały wykłady i seminaria w końcu siadam w atobusie by pojechać z zespołem na oglądanie okolicy. W międzyczasie proszę męża, by przyniósł mi z domu (blisko było) czarne czułenka (znaczy się buty), bo w tych nówkach na nogach już ustać nie mogę. Mąż przyniósł, dyskretnie wyciąga w autobusie czółenka, ja szczęśliwa, że se ulżę, wkładam jedną nogę, potem drugą.... a buty są obydwa czarne, tylko kazdy z innej pary (różnica w wysokości obcasów). Nogi mnie bola na samo wspomnienie tamtego zdarzenia.
Dorsto21-03-2005 16:32:36   [#43]

Kiedyś wracałam po "nerwowym" dniu w szkole, biegiem do przedszkola po dzieci. Tłok w szatni, to nic... szybko ubrałam starszemu dzieciakowi kurteczkę, czapkę i błagałam, że mama zdenerwowana, żeby nic nie mówił aż do domu (gaduła z mojego synka straszna). "Ale mamo, tylko Ci opowiem..." "Cicho, synku, w domu..." Ale mamo..." i tak w kółko. Potem ubrałam młodszego synka, chwyciłam pierwszego za rękę i biegiem do domu. "Ale..." "Cicho, synku..." "Ale....." "No, prosiłam Cię, żebyś był cicho...."  Nagle młodszy mówi: "Mamo, wymieniliśmy Andrzejka na innego chłopczyka?????"  :-(((

W pośpiechu złapałam kolegę z grupy Andrzejka (też w granatowej kurteczce i czapce-pilotce), którego mama akurat poszła do pani na górę... A chłopczyk, który mnie znał, nie wiedział, jak mi powiedzieć, że jest Szymkiem, a nie Andrzejkiem.

Albo jeszcze na studiach wchodziłam kiedyś na Uczelnię (zajęcia od 7.30, a ja śpioch jestem), kątem oka zauważyłam znajomą, powiedziałyśmy sobie "cześć" i poszłam na ćwiczenia. W przerwie zastanawiałam się, kto to był? Czarna kurtka, czarna torba, dzinsy, szara czapka z pomponikiem....Kurcze, powiedziałam "cześć" swojemu odbiciu w lustrze ustawionym w wiatrołapie...

Kiedy indziej znowu, kiedy jeszcze Polska w Unii nie była,  umówiliśmy się  ze znajomymi na wyjazd na Słowację (na 2 dni). Pakowanie, jak na miesięczny pobyt, zbiórka przed domem jednego z kolegów, żarty , czy paszporty zabrane itd. Dojechaliśmy do granicy (ok. 120 km), celnik prosi o przygotowanie dokumentów, a tu się okazuje, że nie wzięłam.... dokumentów samochodu i prawa jazdy.... Mój wspaniały całą drogę powrotną się nie odzywał do mnie i na drugi dzień do obiadu też nie . ;-)

Albo kiedyś przychodzę do szkoły, a mojej klasy nie ma. No tak, uciekły diablątka jedne. Cóż, trzeba zgłosić dyrekcji. Lezę na górę, na schodach spotykam koleżankę. "Co Ty tu robisz? Miałaś iść na basen?" "Nie teraz, za godzinę..."  No cóż, poprzestawiało mi się, że zaczynam godzinę wcześniej...

No i takich drobiazgów, jak żelazka, ubrania itd. to nawet nie liczę. Chociaż kiedyś śmiałam się, jak mój TZ poszedł do sklepu po masło i mleko, a kupił chleb i paluszki, i wszedł do domu z rozbrajającym pytaniem: "Co to ja miałem kupić????" Zresztą, może ktoś wie, co robić, żeby kartki z litanią "co kupić" nie ginęły w czasie drogi dom-sklep? ;-)

Dorsto21-03-2005 16:34:34   [#44]
Aha, a na ręcznym też jechałam parę kilometrów. Jak go wreszcie spuściłam, to mój maluch dostał przyspieszenia jak bolid formuły 1! ;-)))
joanka21-03-2005 16:54:50   [#45]

Wychodząc do szkoły zabrałam worek ze smieciami, coby go wrzucic do najbliższego kontenera. Zaszłam na przystanek autobusowy i się dziwiłam, co ja takiego mam w ręce.....[zapomniałam wyrzucić:)]

DaS21-03-2005 17:12:32   [#46]
Ja z workiem ze śmieciami zawędrowałam na bazarek, gdzie miałam zrobić zakupy.
beera21-03-2005 17:23:08   [#47]

o śmieciach to i ja mam :-))

mam brata we Wroclawiu, ktoremu wożę czasem rózne tam- pranie, jedzenie, itp

Wiec rzeczy te w reklamowce jakiejś przygotowane byly w mieszkaniu i reklamowka ze śmieciami obok do wyrzucenia przygotowana ( czasem używam zamiast klasycznych worków na smieci)...

wzięłam obie wychodząc z domu- jedną wsadziłam do kubla ze śmieciami, drugą do bagaznika samochodu i...

zawiozlam bratu kilka skorupek od jajek, pojemniki po jogurcie i inne tego typu :-))))))

hania21-03-2005 17:36:43   [#48]
koleżanka kiedyś w zimie obudziła się nagle z wrażeniem, że zaspała, zerkęła na budzik (taki ze wskazówkami) - no i zobaczyła 7:15. Rany: lekcje o 7:30..... no to biegiem.... ciemno na ulicach - jak to w zimie tak rano, trochę chłodne powietrze ją obudziło i doszło zddziwienie, że mały ruch jakoś.... w Rynku kątem oka rzuciła na zegar ratuszowy....:-))0 odwróćcie sobie zegarek:-)) dochodziła 2- ga w nocy......
Dorota Wicher21-03-2005 18:53:24   [#49]

jak to dobrze, że to nie tylko mnie przytrafiaja się dziwne , niesamowite historie;) bardzo ucieszył mnie ten wątek

1. Dzwonię ci ja kiedyś do swojego OP a tam telefon odbiera mój ślubny, ja pytam a co robisz  w urzędzie? Nie muszę chyba wspominać, że wydzwoniłam swój własny numer

2. Zdarzyło wam się ubrać dwa różne(kolorem i fasonem) buty i przeparadować w nich przez pół miasta, zameldować się w OP i  dziwić się cóż oni się tak radują?

3. O żelazkach, kluczach, posianych dokumentach, które dopiero co miałam w ręku, nie wspomnę.

W Sukiennicach w kawiarni swego czasu jedna ze ścian była lustrzana, kolezanka widzącw oddali wolne  miejsca prosi, żebyśmy szły za nią, na nic zdały się nasze niechętne spojrzenia, weszła w te lustra i dopiero wtedy uwierzyła, że tam nie ma już miejsc :))))))))

Marek Pleśniar21-03-2005 19:23:12   [#50]

niewielu wie ile ja się nakupowałem części garderoby w ramach bycia (jakby to rzekła Kwiatkowska) rozpylaczem OSKKO.

Co konferencja to zapomniany garnitur albo inne tam takie. Dwa razy zapomniałem ruszając w drogę całego garnituru

I zakupy nadplanowe w dalekich miastach wieczorem;-)

teraz sprawdzam co mam w samochodzie średnio 6 razy zanim ruszę gdzieś daleko:-)

strony: [ 1 ][ 2 ]