Forum OSKKO - wątek

TEMAT: Na jakim poziomie wg was stoi nauczanie specjalne?
strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ][ 4 ][ 5 ]
florek28-12-2004 21:44:32   [#101]

Nie neguje zasług rodziców. Ich wkład w kształcenie dzieci jest niebagatelny.

Ale Jacku znasz pracę rodzicow, z ktorymi masz doczynienia lub tych na Forum. To garstka. Zdeterminowana, swiatła garstaka. A reszta? Choćby ci , ktorzy nie maja dostepu do internetu?Tez czasem zagladam na ich forum. Maja bardzo negatywne zdanie o nauczycielach. Staram sie ich rozumiec ale nie popieram. Wiele z tych osób jest bardzo specyficznych. Wiele robia dla swojego dziecka. Ale nie mylmy rodzica z nauczycielem kazdy ma swoją role do wypełnienia. Rodzic ma tylko swoje jedno dziecko. Nauczyciel, ile?

 Wiesz co, na moje kilkanaście lat pracy spotkałam jednego rodzica, ktory fachowo pracował ze swoim dzieckiem. Co roku w mojej szkole jest około 150 uczniow.Z tego jakieś 20 % to dzieci naszych uczniów. Nasza wizja brzmi" Nasza szkoła jest miejscem, w ktorym proces nauczania i wychowania stanowi radosne przeżycie dla uczniów rodziców i nauczycieli"

Mamy sukcesy, duże i male, w rywlizacji plastycznej pokonujemy w konkursach ogolnopolskich uczniow szkoł masowych, w sportowej mamy zawodnikow w w kadrze krajowej( Sprawni Razem) i w mistrzostwach międzynarodowych.

Nie sądź nauczycieli. Nie ważna jest nomenklatura fachowa, ani dla dziecka uposledzonego ani tym bardziej dla rodzica, chyba że chcesz mu zainponować. Ważne sa efekty pracy. By mój uczeń nie musiał byc ciężarem dla otoczenia.

Karolina28-12-2004 22:36:47   [#102]

Ale nie mylmy rodzica z nauczycielem kazdy ma swoją role do wypełnienia. Rodzic ma tylko swoje jedno dziecko. Nauczyciel, ile?

Florek (nie wnikając z resztą Twojej wypowiedzi, bo rozumiem, że rodzice dzieci niepełnosprawnych są różni i wielu z nich nie podejmuje sie z wielu powodów pracy z swoim dzieckiem) - czy uważasz tę częśc wypowiedzi za ewidentny plus na korzysć pracy rodzic - dziecko? Jak to wyżej ma się do Twoich opinii rodziców o nauczycielach, które czytasz, dosłownie jaki ma to związek?

florek29-12-2004 10:05:11   [#103]
Kurczę, Karolina nie rozumie o co ci chodzi?
florek29-12-2004 10:10:50   [#104]

I jeszcze cos co nasunęło misię podczas bezsennej nocy:

musimy oddzielić nauczanie specjalne dzieci upośledzonych w stopniu lekkim i może umiarkowanym od kształcenia znacznych i głębokich. Wówczas dyskusja będzie konkretniejsza. Jacek zbyt uogólnił juz sam temat.

Jeśli nadal mamy mówić o metodach to chyba trzeba oddzielic te kategorie.

Karolina29-12-2004 11:48:10   [#105]

Florek, przepraszam, może mało cytowałam - tu pełne brzmienie twej wypowiedzi, której jak nie rozumiem.

Ale Jacku znasz pracę rodzicow, z ktorymi masz doczynienia lub tych na Forum. To garstka. Zdeterminowana, swiatła garstaka. A reszta? Choćby ci , ktorzy nie maja dostepu do internetu?Tez czasem zagladam na ich forum. Maja bardzo negatywne zdanie o nauczycielach. Staram sie ich rozumiec ale nie popieram. Wiele z tych osób jest bardzo specyficznych. Wiele robia dla swojego dziecka. Ale nie mylmy rodzica z nauczycielem kazdy ma swoją role do wypełnienia. Rodzic ma tylko swoje jedno dziecko. Nauczyciel, ile?

nie rozumiem, czy fakt, że nauczyciel ma wiele dzieci a rodzic jedno w w/w wypowiedzi usprawiedliwiać nauczycieli i komentować ich czytane czasem przez ciebie negatywne wypowiedzi o nauczycieli, wypowiadane przez ową światła garstkę?

florek29-12-2004 12:22:35   [#106]

Jeszcze raz powtórzę : musimy oddzielić nauczanie dzieci lekko upośledzonych od znacznych i głębokich. Wygląda zupełnie inaczej i metody sa zupełnie inne. Mogę dyskutować na temat tych pierwszych. W znacznych i głębokich tylko się orientuję.

Nie wiem do końca do kogo były skierowane zarzuty Jacka

- nauczycieli lekko

czy oligofrenopedagogów, rehabilitantow głębiej?

 

Uważam, że nauczyciele w mojej szkole są bardzo dobrze przygotowani do swojej  pracy, która wykonują z wielkim powodzeniem.Bez wzgledu na to czy w klasie jest 8 czy 18 dzieci. Rodzice, co wynika z moich badań, w 95% sa zadowoleni z naszej szkoły.

Rodzice, ktorych spotykamy na forum to jak to nazwałam "światli" ludzie, zdeterminowani, zwykle pracują ze swoimi dziećmi od urodzenia. Maja kontakt z innymi rodzicami, placowkami i instytucjami. Są gotowi wszystko zrobić dla swojego dziecka. Znają go doskonale i często śą najlepszymi terapeutami. To nie jest złe, ani nie stanowi błędu!

Ale, z całym szacunkiem do tych rodziców, przyjście na świat chorego dziecka, wywraca swiat do góry nogami. Wywołuje nieodwracalne skutki w psychice. Stanowi niezatarte przeżycie. Nigdy już nic nie będzie takie same w ich życiu jak dotychczas.

I w dalszym ciągu-z całym szacunkim- zawsze jest chwila zastanowienia - dlaczego właśnie ja? dlaczego moje dziecka?

Poznałam setki takich rodziców. To wspaniali ludzie. Ale choćby nie wiem co- zawsze pojawi się iskierka - jestem wybrany przez los, należy mi się pomoc, ja juz to wiem a ta pani jeszcze nie, dlaczego nie potrafia pomóc mojemu dziecku.....

Ile ludzi tyle postaw.To bardzo złożony i delikatny problem.

Chyba się zagalopowałam. Oczywiście Karolinko, ilość prowadzonych uczniów nie usprawiedliwia ignoranctwa nauczycieli. Jednak cały czas uważam, że nie wolno generalizować. Tak rodziców jak i nauczycieli.

Karolina29-12-2004 13:02:30   [#107]

Dziekuję, o to mi chodziło i bałam się, że usprawiedliwiasz nauczycieli tym, że mają większą grupę dzieci do ogarnięcia a rodzic tylko jedno.

Oczywiście, nie należy generalizować, staram się tego nie robić. Żałuję, że przez 15 lat spotkałaś tylko jednego rodzica, który pracował fachowo ze swoim dzieckiem. Tak się ułożyło Tobie, ja spotkałam ich o wiele więcej, dlatego ponad szacunek do otwartych, wspaniałych nauczycieli przedkładam szacunek do rodzica. Nie mam na myśli swojej skromenej osoby, ponieważ popełniłam wiele błedów - otaczam się jednak tyloma rodzinami, wspaniałymi i oddanymi w ciężkiej pracy, że nie mogę przestać im zazdrościć, ciepliwości, dyscypliny i samozaparcia. Wiedz, że ja nie spotkałam nauczyciela, który nie spałby po nochach bo jego uczeń nie może tego czy tamtego, rodziców natomiast spotykam takich wielu.

Myslę, że nauczyciele powinni dostrzec siłę w rodzicu i nie bagatelizować tego co oni robią lub robić mogą. Nauczyciele nie powinni się dziwić postawom rodziców, nie ubolewać nad ich ambicjami i determinacją wobec niepełnoprawnych dzieci, nie widzieć w nich intruzów tylko partnerów (jak to kiedyś zapytał Jacol w dyskusji).

Tak też wątek o poziomie nauczania specjalnego zszedł na dyskusję o rodzicach. Może to ja sprowokowałam - przepraszam. Ponieważ nie uważam aby było bardzo dobrze (ogólnie rzecz biorąc naturalnie) i nie chodzi tu wyłącznie o edukację ale o całokształt opieki nad dzieckiem niepełnosprawnym - to wiemy wszyscy, temu nikt nie zaprzeczy.

Ja się na taki stan nie godze i nie chcę usprawiedliwać mizierną kasą państwową czy innymi zewnętrznymi barierami. Z całym szacunkiem do szkół specjalnych, nawołuję do zwiększenia edukacji włączającej, do zaakceptowania faktu, że taka segregacja w XXI  wieku się nie godzi. Specjalne nauczanie nie może polegać na specjalnej szkole - doświadczenia innych pańswt pokazują, że to mozliwe. Na ile więc Florek strasznie ci gratuluję, że 95% Twoich rodziców jest zadowolonych z pracy Twojej szkoły i na ile wiem i wierzę, że są wspaniali pedagogdzy specjalni i zapewne do nich należysz i na ile wiem, że to się szybko nie zmieni i na ile zdaję sobie sprawę ze rewolucyjności moich poglądów - to tak mam;-) Wiem, że potencjał niepełnosprawnych dzieci jest większy niż pozwala na to obecny system

Ufam, że nikogo nie uraziłam, nie generalizowałam  - przedstawiam zawsze jedyną swoiją opinię opartą o spostrzeżenia rodziców z jakimi mam przyjemność się znać. Moze to ta garstka, jak wspomniałaś... ;-) Jednak jesteśmy ;-)

JACOL29-12-2004 14:03:51   [#108]

Florek napisała:

Jeszcze raz powtórzę : musimy oddzielić nauczanie dzieci lekko upośledzonych od znacznych i głębokich.

Niewątpliwie masz rację. Ja znam się jedynie nieco na metodyce pracy z głębiej uposledzonymi.

Jeżeli chodzi o szkoły z lekko, to zastanawia mnie zawsze sytuacja nauczyciela, którego uczniowie zachowują się wulgarnie wobec nauczyciela i innych uczniów, biją innych, sikają po klasie, rozbieraja się itd. Gdy pytam się co na to dyrekcja, to mówią często, że a takich rzeczach w ich szkole pogadać nie można. Że każdy sam musi sobie radzić.

Moim zdaniem, nauczyciele nie są w stanie poradzić sobie z zachowaniami trudnymi uczniów w pojedynkę. Cała szkoła musi solidarnie z tym się zmagać. Jakoś tego nie widzę w naszej oświacie. Nauczyciel zwracający sie o pomoc do pedagoga szkolnego słyszy; jak pani/pan nie daje sobie rady, to zawsze mozna zmienic pracę, nikt tu ciebie nie trzyma.

Czy taka sytuacja nie świadczy o barku profesjonalizmu? Jest to związane z nieumiejętnością pracy zespołowej - tak myślę...

JACOL29-12-2004 14:27:09   [#109]

W nawiązaniu do mojej wcześniejszej wypowiedzi, chciałbym przedtswić, przeniesione z forum PION moje poglądy na temat pracy zespołowej:

Jak tworzy się zespół?

Prześledźmy ten proces krok po kroku:

1.
Wyobraźmy sobie, że otwieramy nową placówkę oświatową. (albo jakąkolwiek inną „firmę”)
Do pracy przychodzą nowi pracownicy. Nowy szef.
Co się dzieje?
Wszyscy na zewnątrz są optymistycznie nastawieni. Pracownicy mówią, że „będzie to wspaniały zespół”, że szef „jest fantastyczny”. Oczywiście jest to entuzjazm bardzo zewnętrzny. Wszyscy w głębi duszy boją się jak będzie. Nikt tego nie wie.
Pracownicy starają się wypaść jak najlepiej. Pomagają sobie. Starają się być mili i uprzejmi. Mijają miesiące. Jak poczują się trochę pewniej, to atmosfera pracy zaczyna się zmienić.

2.

Spoistość grupy pęka. Zaczynają się dziać różnego rodzaju animozje. Potem awantury i kłótnie. Padają ciężkie słowa. Tworzą się podgrupy, które mają swoich liderów. Okazją do kłótni i animozji są różnego rodzaju sytuacje w pracy. Zaczyna się walka o „pierwsze miejsca”. Czasami zdarza się w tym okresie, że jedna z osób w zespole pełni rolę „kozła ofiarnego”, czyli osoby, na której skupia się złość zespołu. Jak znajdzie się jeden „zły” to reszta może myśleć o sobie, że jest wśród „dobrych”.
Kłótnie aczkolwiek swoje wątki czerpią z bieżących wydarzeń w miejscu pracy, jednak ich źródeł należy szukać w historii życia poszczególnych osób. Nie są oni aniołami, jak są wydawało na początku. Teraz wyłazi z nich to wszystko, z czym przyszli do pracy. Ich negatywne uczucia, których nie ujawniali, zostają ujawnione. Pokazują, jacy są naprawdę.
Teraz już ludzie nie myślą, że jest świetnie i będzie jeszcze lepiej. teraz często myślą, że w tej pracy nie da się wytrzymać.

ROLA SZEFA:
Pozwolić się kłócić i nie stawać po niczyjej stronie.


BŁĘDY SZEFA:
a/
Często szef sam bierze udział w awanturach stając po czyjejś stronie sporu.
Szef jednak, aby ludzie mogli czuć się bezpiecznie. Powinien unikać popierania kogokolwiek w toczących się sporach. Powinien być ponad to. Na gruncie zawodowym szef nie ma ani wrogów, ani przyjaciół i dla wszystkich musi być jasnym, że sprawy KAŻDEGO z pracowników szef będzie rozpatrywał tak samo bezstronnie i uczciwie.
Właściwa rola szefa to rola negocjatora, który nie angażuje się po niczyjej stronie.
Nie należy bronić nawet „kozła ofiarnego”. To niedźwiedzia przysługa, gdyż wyraża się w tym brak wiary, że ta osoba sobie nie poradzi. Ona też tak to odbierze.

b/
Błędem jest nie dopuszczanie do sporów. NIE WOLNO w żaden sposób ludziom zamykać ust. Zakaz okazywania negatywnych uczuć spowoduje, że życie emocjonalne grupy, będzie odbywało się „pod stołem”. Przez długie lata pracownicy będą sobie dokopywać po cichu i z uśmiechem na ustach. Szef nie może zakazać ludziom, aby nie czuli tego, co czują. Może jedynie doprowadzić do sytuacji totalnej obłudy, gdzie wszyscy bada udawali innych niż są w rzeczywistości. Nie wolno nigdy wygłaszać słów: „Jak się nie podoba, to do widzenia”. Wprowadzony tymi słowami zakaz „nie podobania” jest możliwy do wyegzekwowania jedynie zewnętrznie i formalnie.
Jedną z najgłupszych kwestii, jakie od lat słyszę w pedagogice specjalnej jest stwierdzenie, że nauczyciel powinien przychodząc do pracy zostawić swoje uczucia na wycieraczce prze szkołą. Oczywiście, to nie jest możliwe. To niewykonalne. To stwierdzenie stwarza przestrzeń do totalnego zakłamania.

Nie jest łatwo pozwalać ludziom wyrażać swoje negatywne uczucia i opinie. Sam to wiem. Najgorzej jest jak temperatura uczuć jest tak wysoka, że awantury wybuchają przy osobach z zewnątrz – w mojej placówce np. przy kursantach.

Atmosfera psuje się coraz bardziej. Aż któregoś razu...


3.
Zaatakowany zostaje sam szef. To tzw. faza kryzysu grupy. Jest już tak źle, że nie można wytrzymać, a winien temu zostaje szef. Szef staje się „kozłem ofiarnym”
To on jest winien wszelkiego zła. Ja zostałem zaatakowany pt. „robisz karierę a o nas nie dbasz – gdybyś się bardziej starał, to nie zarabialibyśmy tak mało i nie brakowało by tego czy tamtego” .
Atak na szefa może być wprost, a także nie wprost w postaci rożnego rodzaju złośliwości.
Np. nad moim biurem powieszono napis (wisi tam już kilka lat) „THERAPY CENTER” – co oznacza zarzut manipulowania ludźmi przez szefa (tu: psychologa).
Trzeba wyraźnie zaznaczyć, że atak na szefa jest objawem zaufania grupy dla niego. Tylko dobrzy szefowie są atakowani przez swoich podwładnych. Złych szefów ludzie się boja. Bo albo boja się konsekwencji wyrażenia negatywnych uczuć wobec szefa, bądź boją się, że szef sobie z nimi nie poradzi – co nie jest w interesie grupy, oczywiście.


ROLA SZEFA:

Nie zamykać ludziom ust. Słuchać ich. Ludzie chcą być wysłuchani i chcą, aby szef zrozumiał (lub próbował i chciał ich zrozumieć) ich obawy, leki i złości. Np. lęk, że szef ich olewa lub manipuluje nimi.

BŁĘDY SZEFA:

a/
Obrażanie się na ludzi lub wyciąganie jakichkolwiek konsekwencji za to, co ludzie mówią.
Włos z głowy nie powinien nikomu spaść za to, co powiedział szefowi.

b/
Próby wytłumaczenia grupie, że nie ma racji. Że on szef się stara, że są dla niego ważni, itp.
Wszelkie próby wytłumaczenia się, to dolewanie oliwy do ognia.
Próby wytłumaczenia się, są, tak naprawdę próbą zrobienia z ludzi głupków. Próby tłumaczenia się oznaczają, że tłumaczymy ludziom, że to, co czują, jest pozbawione podstaw.
Że ich uczucia są nieuprawnione! To tak jakby uczucia musiały być uprawnione w jakiś sposób.
Szef nie powinien się tłumaczyć – powinien stać i słuchać i słuchać....

Pomyślne przejście fazy kryzysu tworzy z grupy zespół wg terminologii KRYNA.
Od tej chwili ludzie zaczynają CZUĆ, że są zespołem i że mają wspólny cel i interes.

4.
Następna faza (zwana symbiotyczną) to okres, kiedy zespół zdrowieje. Teraz jest świetnie. Szef znowu jest OK.
Ludzie trzymają się razem. Wszyscy w zespole są ważni i potrzebni. Nawet ci, który wcześniej darli ze sobą koty, teraz się przyjaźnią. Praca idzie do przodu niesamowicie. Ludzie nawet bez zachęty zostają dłużej i pracują więcej niż się od nich wymaga. Zespół ma poczucie siły. Jest to świetny okres, jeżeli chodzi o imprezy grupy po za praca np. imieniny.
W ORZESZKU ludzie zostawali po godzinach szykując coś dla dzieci. Zorganizowali też wewnętrzne szklenie metodyczne (wynajęli w jednym z ośrodków wypoczynkowych pokoje na weekend, podzielili role, kto co czyta, co przedstawia – a dyrektora zaprosili tydzień wcześniej – Jacek jak masz ochotę to wpadnij!)
No właśnie, problemem szefów jest to, że zostają zostawieni na boku. Praca idzie świetnie bez nich. Ludzie często robią więcej niż szef myślałby, że mogą robić. Jak to ujęła moja znajoma dyrektora – pies z kulawa noga nie zaglądał do jej gabinetu przez długie miesiące.

ROLA SZEFA: Nie przeszkadzać.

BŁĘDY SZEFA:
Po przejściu kryzysu grupę bardzo ciężko jest rozwalić. Trzeba by ją skonfliktować przez bycie bardzo niesprawiedliwym lub stronniczym. Można też by było niesprawiedliwie kogoś zwolnić. Tak mogliby zrobić szefowie bardzo narcystyczni. Jak wcześniej byli atakowani to przynajmniej byli w środku wydarzeń. Teraz są zostawieni i opuszczeni.


5.
Taka bliskość w grupie nie może trwać wiecznie. Jak każde ostre uczucie, zakochanie zespołu w sobie musi się kiedyś skończyć. Stopniowo poszczególne osoby zaczynają odkrywać, że ich koledzy i koleżanki, nie są tacy super i tacy idealni. Atmosfera grupy siada. Można by ją określić jako rozczarowanie. Następuje przebudzenie, a rzeczywistość skrzeczy. Ktoś się obija, ktoś ma wredny charakter, ktoś jest niekompetentny. Wcześnie to uchodziło. Teraz zaczyna przeszkadzać. Nie ma już takich awantur jak to miało miejsce wcześniej.

ROLA SZEFA:
Być bezstronnym. Pozwalać być rozczarowanym.


6.
Po okresie rozczarowania. Ludzie uczą się pracować i być z ludźmi nie do końca idealnymi. Musieli do tego DOJRZEĆ. Ich spojrzenie na zespół i poszczególne osoby jest realne. Umieją dostrzec wady i zalety poszczególnych członków zespołu. Na poszczególne osoby nie patrzą jednostronnie, ale w sposób wywarzony. Są gotowi to twórczej pracy.
Nie oznacza to końca zmian. Paradoksalnie najszybciej zmieniamy się wtedy gdy inni wcale tego od nas nie wymagają choć widzą nasze wady i je cierpliwie znoszą.
Może się też zdarzyć, że po pewnym czasie cały proces zacznie się od nowa. Będzie on jednak przebiegał inaczej. Inni ludzie się skonfliktują. Inny może być powód pretensji do szefa. Inni ludzie będą go atakować (zapewne ci, którzy poprzednim razem tylko się przyglądali) itd.


Tak przebiega naturalny proces kształtowania się zespołu.
Znany on jest w literaturze pod nazwą: proces grupowy.
Jest to opis procesu przemiany emocjonalnej poszczególnych członków grupy pod wpływem kontaktów z innymi osobami w grupie i szefem.
W różnych fazach tego procesu poszczególne osoby nadrabiają sobie różnego rodzaju braki emocjonalne, których nie było im dane otrzymać wcześniej. Można było się pokłócić i to przeżyć, otrzymując wsparcie, można było się zbuntować wobec szefa (dobre zwłaszcza dla tych, którzy nie zbuntowali się własnym rodzicom), można było przeżyć bliskość innych ludzi... itp.

W kształtowaniu się zespołu kluczową rolę ma do spełnienia szef. To on dopuszcza do swobody wyrażania opinii i uczuć na terenie placówki (zakładu). To on też, może ten naturalny proces przerwać lub zakłócić.

Zalety takiego kierowania zespołem, w którym szef gwarantuje swobodę wypowiadania opinii i uczuć są następujące:

a/ takie zespoły mają niesamowitego kopa do przodu, co wykorzystuje się w biznesie w zespołach od których wymagana jest kreatywność.

b/ ludzie dojrzewają emocjonalnie – co jest szczególnie ważne p racy z dziećmi niepełnosprawnymi

c/ Nie wytwarza się „hierarchia dziobania”, która jest podstawową patologią naszych
placówek specjalnych. na górze tej hierarchii stoi dyrektor a na dole uczniowie. W ramach hierarchii można odreagowywać emocjonalnie jedynie w dół. Nauczyciele różnorodne frustracje, których źródłem jest placówka w której pracują mogą odreagować jedynie na swoich uczniach.

e/ Nauczyciele mogąc rozwiązywać swoje dorosłe problemy między sobą nie mieszają do tego uczniów. Atmosfera takich zakładów nie jest co prawda słodko – pierdząca, ale naturalna.
Nie ma żadnego drugiego podziemnego życia. Wszystkie problemy rozwiązywane są na forum.


Jeszcze jedna mała uwaga. Swoboda emocjonalna nie oznacza braku wymagań szefa wobec pracowników. Szef może mieć większe i mniejsze wymagania. Np. jak ktoś się spóźnia, to zabiera mu premię. Ten ktoś może przyjść do szefa i wykrzyczeć szefowi, że się uwziął – to jego prawo – co nie chroni go jednak przed utrata premii. Choć za wyrażenie swojej opinii i złości szef nie wyciąga żadnych konsekwencji.

To na razie tyle. Przedstawiłem mój punkt wyjścia do dyskusji.

JACOL29-12-2004 14:39:46   [#110]

Dorsto napisał:

Widzisz, Jacol, ja się nauczycielom wcale nie dziwię. To tak , jak z lekarzami. Który zaproponuje Ci od razu nową terapię? Najpierw leczy "po staremu", bo przecież byś go od razu do sądu podał, gdyby coś poszło nie tak.

Nie prawda Dorsto, to lekarze przynosza postęp w medycynie, nie pacjenci. Uważam, że specjaliści są włąśnie po to aby przynosić zmiany.

Dlatego też jestem przeciwnikiem tworzenia szkół przez rodziców.

Dorsto29-12-2004 15:02:00   [#111]

Ale popatrz, w jaki sposób - najpierw maleńka grupa lekarzy testuje terapię, trwa to latami, potem bada się jej wpływ na grupie chorych, potem są szkolenia, kursy dla lekarzy, a dopiero potem leczeni są wszyscy wg nowych standardów. A i tak cżęsto zdarzają się wpadki. A w szkolnictwie? Hurraoptymizm - jeden stwierdził , że będzie dobrze i od razu wszyscy mają pracować "na gębę", bo ktoś stwierdził, że tak będzie dobrze, bez badań, bez przygotowania kadry, totalna bylejakoś, kurcze, znowu mi się reforma czkawką odbija.

Wg mnie kadra jest dobrze przygotowana. Winien jest chaos i totalny brak poczucia bezpieczeństwa (przykład - programy, awanse). Zamiast badań nad skutecznością terapii - tony nieczytanych papierów. Zamiast konkretnych szkoleń - siedzenie na kursach dla papierów - i jak najszybciej do domu, zresztą sam pewnie wiesz, jak wygląda większość szkoleń.

Małgorzata Piontek29-12-2004 16:04:33   [#112]

http://eduseek.interklasa.pl/forum/read.php?f=66&i=60&t=60

a może jeszcze taki głos w dyskusji o nauczaniu specjalnym

florek29-12-2004 16:58:14   [#113]

Jacek, gdzieś Ty spotkał taką szkołę? Szokujące. Jak to nie mozna pogadać? Pogadac zawsze można, byle tylko na tym nie zakończyć! Trzeba działać. Nie jestem za poniewieraniem dyrektora po klasach przy byle okazji. Chociaz jesteśmy z uczniam na co dzień bardzo blisko. Nauczyciel musi mieć autorytet, ktory sam zbuduje.

Nie spotkałam się ze złośliwym sikaniem ucznia w klasie, a z wulgaryzmami staramy się walczyć: tworzymy jednolity front, nie uzywamy w szkole brzydkich słów. Oczywiscie zdarzają się. Mamy od podstawówki po zawodówkę. Chłopcy chodza na praktyki do dużego zakładu pracy.

 Ale po to jest nauczyciel w klasie, na dyzurze na korytarzu, Sąd Koleżeński z całym systemem wychowawczym żeby zapanować nad słabościami uczniów. W klasach umiarkowanych i z lekko ze sprzężonym  mamy pomoc. Mamy zespoły wychowacze, programy interwencyjne w razie potrzeby, grupę wsparcia dla rodziców, wspóldziałamy z PCPR, Zus-em, Sadem Rodzinnym, Komędą Policjii i wieloma innymi instytucjami.

Są w naszym mieście klasy integracyjne. Ale niestety - polska oświata nie jest przygotowana do integracji. To dopiero jest segregacja. Ale to jest temat na inny watek.

 Obstaje przy swoim: dopóki społeczenstwo i nauczyciele oraz cała oświata nie zostanie do integracji przygotowane szkoda czasu dla dzieci, które do niej trafiaja. Tylko pojedyncze szkoły poprawnie prowadza tę sprawę. W obecnej sytuacji integracja jest dla niepełnosprawnych ruchowo i pełnosprawnych intelektualnie.

Karolina29-12-2004 17:09:35   [#114]

Jacol napisał

Dlatego też jestem przeciwnikiem tworzenia szkół przez rodziców

hm...tu nie zgodzimy się na pewno;-) a gdyby to byli ci z owej garstki? gdyby to byli ci ambitni, chętni zmieniać i ulepszać to co jest marne i bylejakie? NIe pojmuje jak można narzekać i w tym samym momencie odrzucać pomoc.

Europa? Czy u nas też tak można spojrzeć? Ja rozumiem, że to trudne i czytam na forum jak ciężko, jakie bariery, jakie plusy i minusy... rozumiem.

Program "Mała Szkoła" tworzy nowy rodzaj szkół - szkoły publiczne zarządzane przez inny podmiot niż samorząd. Może to być osoba fizyczna, ale lepiej - stowarzyszenie. Jest to najbardziej nowatorska część polskiej reformy oświaty, zgodna z nurtem decentralizacji zarządzania oświatą w Europie Zachodniej i USA. Tam bowiem od dawna wiadomo, że to właśnie rodzice wpływają najskuteczniej na polepszanie pracy szkół i lepsze wykorzystanie środków przeznaczanych na oświatę. W Holandii na przykład przekazanie szkół pod zarząd stowarzyszeń rodziców uznano za mechanizm napędzający reformę oświaty. Już 75 proc. szkół jest tam w ten sposób zarządzanych. Forum Inicjatyw Oświatowych

Czytałam o szkołach założonych przez rodziców - szkoły terapeutyczne, specjalne w Polsce - ciekawa jestem efektów.

JACOL29-12-2004 17:28:03   [#115]

uzupełnię swoja myśl:

Jestem przeciwnikiem tworzenia szkół przez rodziców dla swoich dzieci.

Moja placówka jest także społeczną działającą w stowarzyszeniu utworzonym przez rodziców. Jednak dzieci członków zarządu do niej nie uczęszczają. Dotyczy to wszyskich placówek działających w naszym stowarzyszeniu. Tak jest bardzo OK.

JACOL29-12-2004 22:27:53   [#116]

florek pyta:

Jacek, gdzieś Ty spotkał taką szkołę?

to pytanie do moich słów:

Jeżeli chodzi o szkoły z lekko, to zastanawia mnie zawsze sytuacja nauczyciela, którego uczniowie zachowują się wulgarnie wobec nauczyciela i innych uczniów, biją innych, sikają po klasie, rozbieraja się itd. Gdy pytam się co na to dyrekcja, to mówią często, że a takich rzeczach w ich szkole pogadać nie można. Że każdy sam musi sobie radzić.

Nie jedną, nie dwie niestety...

Florek:

Ale po to jest nauczyciel w klasie, na dyzurze na korytarzu, Sąd Koleżeński z całym systemem wychowawczym żeby zapanować nad słabościami uczniów. W klasach umiarkowanych i z lekko ze sprzężonym  mamy pomoc. Mamy zespoły wychowacze, programy interwencyjne w razie potrzeby, grupę wsparcia dla rodziców, wspóldziałamy z PCPR, Zus-em, Sadem Rodzinnym, Komędą Policjii i wieloma innymi instytucjami.

gdyby to był standard to bym nie miał uwag... Najważniejsze jest aby szkoła miała wewnętrzne schematy postępowania w takich sprawach i nie zostawiała pojedyńczego nauczyciela samemu. Ja cięgle wysłuchuję od nauczycieli, że zostają zostawieni sami sobie...

Pozdrawiam. JACOL

florek30-12-2004 10:13:48   [#117]

Szkoda, że Poznań jest tak daleko od Podkarpacia.

 

Dziwny schemat zauważyłam w Twoich wypowiedziach: ustsunkowujesz się do wypowiedzi a potem prowokujesz nowy problem...

Piszesz: ja ciągle słyszę od nauczycieli, że zostają zostawieni sami sobie...

-u Ciebie?

          ...najważnijsze jest aby szkoła miała wewnetrzne schematy...

- schematy wcale nie sa najważniejsze, wiele czynników jest istotnych, ktore budują całokształt i daja efekty.

Dla mnie rozsądek i dystans do sprawy w kontaktach między nauczycielami jest warunkiem dobrej atmosfery. Powtarzam nauczyciel musi zbudować sam sobie autorytet, jeśli chce skutecznie rozwiązywać problemy wychowawcze z dziećmi.

Chyba ,że masz na mysli problemy zwiazane z kształceniem uposledzonych, tworzeniem programow, no to po to są już zespoły: wychowawcze, przedmiotowe, TEAM-y.

JACOL30-12-2004 11:39:48   [#118]

Florek pyta:

Piszesz: ja ciągle słyszę od nauczycieli, że zostają zostawieni sami sobie...-u Ciebie?

Widzisz Florek, ja od kilku lat jeżdżę po Polsce ze szkoleniami. W miesiącu dwa, a czasem trzy weekendy gdzieś wyjeżdżam (do jakiejś szkoły, ośrodka szkolno-rehabilitacyjnego, ośrodka kształcenia nauczycieli itp)

W ramach jednego z tematów omawiamy pracę z zachowaniami trudnymi. Nauczyciele opowiadaja jakie mają trudności i zastanawiamy się co robić. Często nic nie mogę poradzić, bo sama szkoła w której pracują jest dysfunkcjonalna. Aby ten konkretny nauczyciel mógł sobie poradzić, po pierwsze trzeba by było bardzo dużo zmienić w jego szkole.

Mam też taką historię. Do jednej ze szkół zaprosiła mnie dyrektorka na zespół samokształceniowy nauczycieli z prosbą o wykład na temat zachowań trudnych uczniów. Na początku poprosiłem ich aby opowiedzieli mi jak u nich zachowują się uczniowie. Wulgaryzmy to nie są najgorsze rzeczy (mówienie do nauczycielki - ty kurwo, jest dość częste). Trudniejsze są sytuacje bicia nauczycieli czy notorycznego np. opluwania ich przez uczniów.

No więc słucham tych horrorów i jako wstęp do mojej wypowiedzi mówię:

Szanowni  Państwo, niestety nie mam zadnej czarodziejskiej różdżki, która sprawi, że ten ciężar, po prosty zniknie. Znam placówki w których sobie poradzono z tymi problemami, ale w takich szkołach pracowano nad problemem wspólnie zespołowo. Podad to aby sobie  z tym poradzić, będziecie musieli pracować dużo ciężęj niż dotychczas. Często bowiem nic nie robienie jest łatwiejsze i prostsze, niż skuteczne zmierzenie się z problemem. Po czym przedstwiłem w skrócie pomysły metodyczne (niedyrektywne, półdyrektywne i dyrektywne - podział mój) na poradzenie sobie z problemami.

Po wykładzie wstał jeden z nauczycieli i dziękując mi stwierdził, że jako przedstawiciel nauczycieli chciałby wyrazić zdanie większości obecnych na sali, że w tych warunkach pracy i za te pieniądze nie zamierzają tak sie wysilać. Myślałęm, że dyrektorkę piorun strzeli... Ale chyba dobrze, że zrozumieli czego chcą :-)

JACOL30-12-2004 11:58:30   [#119]

Florek pisze:

...najważnijsze jest aby szkoła miała wewnetrzne schematy...- schematy wcale nie sa najważniejsze, wiele czynników jest istotnych, ktore budują całokształt i daja efekty.

Była u mnie kiedyś w placówce pani Gill Brealey (autorka ksiązki: Psychoterapia dzieci niepełnosprawnych ruchowo) i opowiadała jak jest w szkołach brytyjskich specjalnych.

Nie wspomnę, że brytyjskich szkołach publicznych specjalnych superwizja jest obowiązkowa. Ale to co mi sie podobało, to wewnetrzne schematy postępowania nauczyciela na różne sytuacje. Nauczyciel zawsze wie, co ma zrobić, gdy ma problem. I szkoła wie co robić w poszczególnych przypadkach. Na wszystko są procedury. Np. rozmów z rodzicami. Pomijam już sytuacje, gdy uczeń go bije, ale też np. podejrzenia, że uczen jest bity przez rodzica lub wykorzystywany przez niego seksualnie. W Wielkiej Brytani to sytuacje nie takie żadkie a w Polsce ich nie ma. Ja znam jedną sytuację wykorzystywania przez rodziców uczniów (nie tylko swojego dziecka) - robili to w domu przy filmach porno, a potem dzieciaki same grupowo w ubikacjach szkolnych, ale sprawa nie wyszła po za szkołę, bo dyrektorka bała się zszargania opinii szkoły.

No tak to już jest. W Wielkiej Brytani corocznie ok. 40 lekarzy traci prawo wykonywania zawodu, a w Polsce żaden. Nie oznacza to myślę, że Polscy lekarze są lepsi...

Marek Pleśniar30-12-2004 12:12:26   [#120]
a nauczycieli ilu? traci?:-)
JACOL30-12-2004 14:04:18   [#121]

Schemat pisania indywidualnego programu dla dziecka

Miałem podać jak piszemy program ma podstwie diagnozy funkcjonalnej.

Podaję w kolejności ważności celów zapisywanych w oryginalnych programach w sposób zoperracjonalizowany.

1. Cele realizowane bez nagród i kar (czyli wynikające z humanistycznej wizji rozwoju) np. rozwijanie aktywności własnej ucznia, umiejętność poziadania własnego zdania i dokonywania wyborów, obszar rozwoju społecznego i emocjonalnego, itp.)

2. Cele wynikające ze Strefy Najbliższego Rozwoju (SNR). jak wiemy nie ma żadnej ustalonej kolejności nabywania poszczególnych umiejętności przez uczniów. Za pomoca diagnozy SNR (co jest dość trudne) możemy okreslić indywidualną gotowość każdego ucznia do uczenia się określonych umiejetności.

3. Cele wynikające z pracy nad zachowaniami trudnymi: stereotypiami, sensoryzmami, agresją, autoagresją (realizowane moga być dyrektywnie, niedyrektywnie, półdyrektywnie....)

4. Cele wynikające z teorii rozwoju wg Pigeta: np. w okresie inteligencji semiotycznej (symbolicznej) cele te będą obejmowały naśladownictwo odroczone, mowę czynną (lub alternatywny sposób komunikowania się), zabawę symboliczną i rysunek dziecka.

5. Cele wynikające z pracy nad obszarami słabszymi - na profilu osiągnięć ucznia są to skale o najsłąbszych wynikach. Tutaj mamy cele - logopedyczne, rehabilitacyjne i neuropsychologiczne (czego się ostatnio uczymy) a także często np. umiejętnosci praktyczne. Generalnie jest tak, że praca nad problemami dziecka jest dla wielu podstawowa - ale jak widać nie u nas.

Uwaga: jeżeli rozwój społeczny jest niższy od rozwoju poznawczego to mocno zastanawiamy się czy warto uczniowi stawiać cele 4 i 5.

Wówczas cały program jest po prostu mniej dyrektywny.

Pozdrawiam. JACOL

florek30-12-2004 20:06:46   [#122]

Schematy, procedury...., nomenklatura. Poczytaj co sam piszesz - nauczyciel musi wiedziec co ma zrobic w takiej czy innej sytuacji. Jak ma to we krwi i cala szkoła od lat tak pracyje ( to jest jej system wychowawczy) to nie ma problemu. Wiadomo gdzie pójść i co zrobić. Przypadki o ktorych piszesz sa mi znane w wiekszości z opowiadań). Mamy problemy w szkole, na szczęście jest to małe grono 30 osob, kontakt mamy nieustanny, niemal każda przerwa to wspólne opowiadanie co wydarzyło się na lekcji. Pod jaki schemat to podciągnąć? Może bieżące rozwiązywanie problemów.

dzieci mamy tez mało 150, a gaduły straszne, "konfesjonał" to biblioteka, nic się nie ukryje, ani to co w domu ani to co w szkole.

Teraz się odkryje ale w imie dobra sprawy.

Nie dawno - fatalnie zaczął się tydzień: skradziono chłopcu znaczną kwotę pieniedzy, zginęły buty i telefon komórkowy. Robimy apel, odwołujemy się do serc i umysłów, itp, itd, policja.. Wszyscy stoja na holu. Sytuacja niecodzienna. Dzieci troche wystraszone. Zeszło około 1 godziny:

- buty były na nogach jednego chlopca, pomylił bo miał w domu podobne

- komórka podrzucona do łazienki, wrociła do wlaściciela

- kasa odzyskana, nie w calości, część poszła na zakupy, były w plecaku, wartościowe, ale udalo się

Sukces czy porażka? Chyba jedno i drugie.

Na pewno dzialanie wychowacze, skuteczne.

Po prostu trzeba być w szkole i z dziećmi, ale tak sercem i dusza nie tylko cialem. A całe to postę powanie mozna jakoś nazwać. My nawet czasem nie wiemy co mamy.

florek30-12-2004 20:12:52   [#123]
A robienie szkoleń z wykladami jest bez sensu, co im bedziesz wykładał jak oni to maja na co dzień. Niech lepiej sobie siądą i zastanowia jak rozwiazać ten problem i postanowia co zrobią, ale sami, swoimi rekoma, na miare swojego srodowiska i potrzeb, i mozliwości. Z wykorzystaniem wszystkich dostepnych instytucji. A gosciowi, ktory za takie pieniądze nie będzie się wysilał mocno sie dziwię - to ma siły znasić za takie pieniądze zachowanie uczniow? Mnie by musieli slono zapłacić, żebym pozwoliła się opluć.
RomanG30-12-2004 21:20:16   [#124]

A gościowi, który za takie pieniądze nie będzie się wysilał, mocno się dziwię - to ma siły znosić za takie pieniądze zachowanie uczniów? Mnie by musieli słono zapłacić, żebym pozwoliła się opluć.

Ano właśnie. Też się dziwię - bo i ja spotykam się z taką postawą.

JACOL31-12-2004 13:54:20   [#125]

florek napisała:

Mamy problemy w szkole, na szczęście jest to małe grono 30 osob, kontakt mamy nieustanny, niemal każda przerwa to wspólne opowiadanie co wydarzyło się na lekcji. Pod jaki schemat to podciągnąć? Może bieżące rozwiązywanie problemów.

Oj florek

jasne, że nie chodzi o formalne procedury. Chodzi o przestrzeń do dialogu. W bardzo wielu szkołach dyskusja o tym co jest najważniejsze nie jest możliwa. To w takich szkołach nauczyciele znoszą np. bicie i wulgarne traktowanie przez uczniów. Czasem radzą se tak, że sami robią manto uczniowi, jak nikt nie widzi...

florek01-01-2005 19:01:32   [#126]
D... nie szklanka, nie raz by sie przydało, ale sie nie godzi. Szukaj sposobu by nie byc bitym i wulgarnie traktowanym a jak znajdziesz to sie podziel z innymi... tak to jest u nas.
Marek Pleśniar01-01-2005 19:36:53   [#127]
florku:-)))))))))))))))
JACOL01-01-2005 20:58:14   [#128]

Szukaj sposobu by nie byc bitym i wulgarnie traktowanym a jak znajdziesz to sie podziel z innymi... tak to jest u nas.

Od samego mieszania herbata nie robi się słodsza. Potrzebny jest cukier, czyli wiedza...

Czy w pracy z zachowaniami trudnymi uczniów macie jakieś zapatrywania metodyczne?

RomanG01-01-2005 21:30:37   [#129]
Właśnie, Jacol, pogadajmy o tym, interesujący temat. Co Ty radzisz w tej kwestii nauczycielom?
florek01-01-2005 22:37:18   [#130]

Mamy, ale pewnie wywoła burzę dyskusji.

Pracujemy systemem korczakowskim. Troche zmodyfikowany przez lata, ale skuteczny.

Konto zapomniane05-01-2005 22:42:53   [#131]

Niektóre wypowiedzi Jacola znam i przyznam, że mnie dziwią.

Nie rozumiem wypowiedzi (chyba nie Jacola), co to znaczy , cyt.

Szukaj sposobu by nie byc bitym i wulgarnie traktowanym a jak znajdziesz to sie podziel z innymi...  

co to znaczy, że uczniowie bija nauczycieli w szkole, czy może dyrektor?

Jeżeli nauczyciel ma autorytet, to takie rzeczy nie mają prawa się trafić.Na autorytet trzeba zapracować, tego w tym gronie nie trzeba chyba nikomu tłumaczć. Florek opowiada o niebywałych wydarzeniach w swojej szkole. Zapytam tylko, jak mogło do tego dojść, czy uczniowie byli pozostawieni bez opieki? Gdzie byli nauczyciele, kidy inni kradli?Co robił dyrektor ?Przepraszam, pytań wiele. Pracuję w szkole zawodowej specjalnej, która jest częścia składową dużego ośrodka szkolno-wychowawczego, łącznie ok.600 dzieci.Nie twierdzę, że wszyscy pracują idealnie niestety. Na marginesie dodam, że wg.mojej oceny co najmniej 50% nauczycieli nie nadaje sie do zawodu, wogóle, nie tylko w mojej szkole, a w szkolnictwie specjalnym szczególnie.

Za dużo, poza tym, jest bzdur w szkolnictwie, za dużo biurokracji i papieromanii, a za mało miejsca dla dziecka upośledzonego i jego problemów.

Przepraszam za poruszenie kilku tematów na raz, jeśli będzie następny raz, to na pewno bardziej na temat i do rzeczy.Pozdrawiam .

JACOL06-01-2005 16:48:33   [#132]

Florek napisała:

Pracujemy systemem korczakowskim. Troche zmodyfikowany przez lata, ale skuteczny.

 

Mogłabyś coś więcej powiedzieć na ten temat? O ile sobie dobrze kojarzę to "system korczakowski" polega na samorządności, która miała miejsce w DOMACH dziecka. Czy SZKOŁA może unieść taki sposób funkcjonowania w której uczniowie decydują w bardzo wielu dla siebie żywotnych kwestiach i to uczniowie niepełnosprawni intelektualnie? Nurt korczakowski, jak myślę, był antyszkolny. Jak sobie z tym radzicie? Ale może mi się nieprawidłowo kojarzy :-)

Pozdrawiam. JACOL

florek06-01-2005 18:16:25   [#133]

Do Rom: niebywałe rzeczy? Ja nie mówię, że na porządku dziennym, przypadek jeden na kilka lat, ale bywały, myślę, że nie tylko w mojej szkole. Co robił dyrektor: duzo by opowiadać jakie obowiazki ma na co dzień dyrektor. Nie zostawił w każdym razie sprawy samej sobie w ciągu trzech dni została rozwiązana z pozytywnym skutkiem. U was pilnuje na przerwach uczniowskich plecaków?

Jacek, przeciez Ty pracujesz z niepelnosprawnymi! Uważasz, że niepelnosprawni  nie mają prawa decydować o żywotnych dla siebie kwestiach??!

Jacku, każdy system należy poddac weryfikacji. Napisalam, że zmodyfikowany, dostosowany do specyfiki placowki i uczniow. Wybraliśmy to co najlepsze według nas i sprawdzone: Samorząd Uczniowski z róznymi sekcjami- oczywiście ma trzech odpowiedzialnych opiekunow. Wdrażanie upośledzonych lekko do aktywności społecznej wydaje mi się jak najbardziej wskazane. Sąd koleżeński: skuteczny sposob analizowania postępowania uczniow, podejmowania decyzji, oceny sytuacji, sluchania argumentow, formułowania wnioskow i jesli trzeba zasądzania kary, oczywiście według regulaminu. Gazetka - redagowanie , zbieranie, przetwarzanie, poszukiwanie danych itp. Lista przeproszeń i podziękowań: bardzo skuteczny sposób skłaniania dzieci do analizy swoich i cudzych zasług, dziękowania komu trzeba i przepraszania publicznego jeśli jest za co. To główne formy pracy wychowawczej, jest wiele drobnych elementow, ktore składają się na caloksztalt.

Z reszta zapraszam:

http://www.republika.pl/zssmielec2/

bratek08-01-2005 07:28:43   [#134]

Nareszcie ktoś też o tym mówi!!!!!:))))))))

Drogi Jacolu!

Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że stworzyłeś taki wątek i że przypadkiem udało mi się na niego trafić:))

Ale po kolei- jestem tu pierwszy raz. Na to Forum trafiłam z wyszukiwarki szukając czegoś na zupełnie inny temat, ale po przeglądnięciu i przede wszystkim przeczytaniu z wypiekami na twarzy tego wątku, postanowiłam się zarejestrować i jestem:)) Zatem serdecznie witam i Ciebie i wszystkich Forumowiczów!:))

No to kilka słów o sobie na początek znajomości- jestem pedagogiem specjalnym, behawiorystą, od 13 lat pracuję z osobami z autyzmem. Pracuję też sporo w organizacjach pozarządowych związanych z autyzmem. No i aktualnie jestem w trakcie pisania doktoratu- i tu wreszcie dochodzimy do tego dlaczego Twój wątek jest dla mnie tak ważny- dotyczącego przede wszystkim efektywności terapii.

Skoro już "formalności" mamy za sobą to mogę wreszcie zabrać głos w dyskusji. Otóż zgadzam się z autorem wątku praktycznie w każdej z jego wypowiedzi na 100 (a nawet więcej) %:)) Polska pedagogika specjalna i psychologia, nie tyle nie idą w dobrym kierunku, co w przerażającym procencie, w ogóle nie zmierzają w żadnym kierunku........ To o czym mówię, mogę w każdej chwili poprzeć zarówno wynikami badań jak i licznymi przykładami z pola autyzmu (bo ten jest mi najbardziej bliski) choć i innymi. Zdecydowanie prawdą jest że gros pedagogów i psychologów w sytuacji kontaktu z dzieckiem niepełnosprawnym, kiedy nie osiąga rezultatów swojej pracy, "spycha" brak efektów na niepełnosprawność dziecka, a nie na swój nieodpowiedni warsztat pracy..... Smutną prawdą jest też, że w momencie kiedy dziecko przechodzi z jednej placówki do drugiej, zazwyczaj to ono musi się dostosować do stylu pracy nauczycieli (metod, form terapii) a nie na odwrót. Bo przecież Ci nauczyciele wiedzą, że to co ONI robią jest optymalne.... De facto zazwyczaj nie potrafią odpowiedzieć na pytanie o dane liczbowe uwierzytelniające ich optymizm co do skuteczności stosowanych metod...  

Od kilku lat publikuję i referuję na konferencjach i spotkaniach naukowych oscylując wokół najistotniejszego dla mnie zagadnienia - EFEKTYWNOŚCI. I wiecie jakie zazwyczaj komentarze do mnie docierają? Podam niektóre: "Przedmiotowe traktowanie", " a gdzie miejsce na szczęście dziecka" (tak jakby dziecko które więcej się nauczy miało być przez to mniej szczęśliwe....), "są ważniejsze rzeczy niż skuteczność np. obustronna radość z kontaktu podczas uczenia" (tylko że zazwyczaj z persektywy czasu, po kilku latach, tylko nauczyciel ma szansę wyjść zazwyczaj radosny z takiego kontaktu a dziecko, czy już wówczas dorosły, trafia w najlepszym razie spacyfikowany lekami do DPS-u, lub gdy ma mniej szczęścia i przejawia trudne zachowania mimo leków- na zamknięty oddział szpitala psychiatrycznego gdzie miesiącami sobie leży w pasach...........) "Skuteczność nie może w żadnym wypadku być jedynym wyznacznikiem przydatności metody" (tylko pytam co ma nim być????).

Wspomniałam, że jestem behawiorystą. Nie chcę tu pisać o metodzie, chciałam tylko wspomnieć o jednej rzeczy która wyróżnia metodę, którą pracuję od innych. Otóż przyjmujemy, że "jeżeli dziecko nie robi postępów to jest to wina nauczyciela". Może warto się nad tym zastanowić?

Nie chcę się zanadto rozpisywać, jeżeli będziecie mieli jakieś pytania chętnie odpowiem, chciałam CI tylko Jacolu zasygnalizować, że nie jesteś sam:))

POzdrawiam!!!

RomanG08-01-2005 07:49:01   [#135]
Jakie metody oddziaływań behawioralnych polecałabyś w normalnej szkole - w pracy z uczniem z zaburzeniami zachowania albo po prostu z dzieckiem rozpuszczonym?
bratek08-01-2005 08:34:25   [#136]

Do RomanaG

Odpowiedź jest prosta- wszystkie. Modyfikacja zachowań jest identyczna warsztatowo nie tylko dla dzieci pełno- i niepełnosprawnych ale po prostu dla wszystkich organizmów żywych. Strategie behawioralne stosuje każdy z nas na codzień. Różnica pomiędzy terapią behawioralną a "normalnym życiem" jest tylko taka że w przypadku terapii wszystkie działania zostają zaplanowane, monitorowane i ewaluowane.

Jeżeli chodzi o to jakie konkretne oddziaływania powinno się wykorzystywać, to sytuacja wygląda tak, że współczesnych behawioryzm opiera się niemal wyłącznie na wzmocnieniach pozytywnych. A więc nagrody, nagrody i jeszcze raz nagrody:)))

Może masz jakąś konkretną sytuację na myśli?

Pozdrawiam!

florek08-01-2005 09:35:07   [#137]

Dlugoletnie stosowanie nagród(ciągłe pozytywne oceny z osiągnięć z przedmiotow w szkole), wyeliminowanie kar, powoduje brak rzeczywistych postepów w osiągnięciach oraz realizowanie zadań na poziomie niższym od możliwości.

bratek08-01-2005 09:38:50   [#138]
Proszę o przytoczenie wyników badań na ten tamat- ja znam wprost przecine rezultaty......... Poza tym ocena to niejedyna dostępna forma nagrody- pochwała, wyróżnienie, zdjęcie w specjalnej rubryce na gazetce szkolnej, wycieczka- można tak mnożyć bez końca....
Marek Pleśniar08-01-2005 09:47:23   [#139]

jak każde "przegięcie". Ale chyba nikt nie robi tak.

beera08-01-2005 09:47:44   [#140]

:-)

bratek- bardzoe dobrze, że nas znalazłeś- chyba nawet lepiej dla nas :-))

bardzo mi się podoba Twoja odpowiedź - #136

Marek Pleśniar08-01-2005 09:48:45   [#141]
ja do 137:-)
RomanG08-01-2005 10:00:43   [#142]

do #136

Dopuszczasz zabranie wszystkich przywilejów i udogodnień życia szkolnego i stopniowe ich oddawanie w formie właśnie nagrody za zachowania pożądane?
bratek08-01-2005 10:08:08   [#143]
Trudno jest mi kategorycznie się wypowiadać nie znając dokładnie sytuacji, ale zasadniczo tak- dopuszczam. Należałoby tylko wcześniej zastanowić się czy dana osoba rozumie sytuację utraty przywilejów (w przypadku głębiej upośledzonych jest to trudne) i czy jej "przewinienie" było świadomym wyborem, czy też wynika z istoty jej choroby (w takich sytuacjach nad zachowaniem również się oczywiście pracuje tylko zalecana jest superwizja specjalisty).
JACOL08-01-2005 11:05:02   [#144]

Ja w sprawie nagród. :-)

Stosowanie kar i nagród ( a więc behawioryzm) ma swoje zalety, ale ma i wady. Stosowanie nagród (i tylko nagród np. pochwał) ma negatywne skutki uboczne.

Przykład: Jeżeli chcemy nauczyć ucznia malowania i chwalimy jego osiągnięcia w tym zakresie jednocześnie zmniejszamy aktywność własną ucznia polegającą na malowaniu, bo brak nagrody jest karą. Kara zaś zmniejsza prawdopodobieństwo wystąpienia czynności po której wystąpi.

Dlatego też jeżeli chcemy, aby uczeń SAMODZIELNIE był aktywny w zakresie malowania, to musimy przestać korzystać z pochwał. Dla ucznia nagrodą powinna być czynność, którą wykonuje (tzw. nagroda naturalna).

Zjawisko to, nie jest bardzo zauważalne u dzieci rozwijających się prawidłowo, gdyż mają one w sobie ogromny potencjał, ale staje się kluczowe w pracy z uczniami niepełnosprawnymi intelektualnie.

Jeżeli mamy ucznia biernego, korzystając z nagród możemy go uaktywnić w trakcie zajęć, ale tym samym, jeszcze bardziej stanie się bierny poza zajęciami (czyli tam gdzie będzie karany brakiem pochwał).

Dlatego też, najważniejszym elementem terapii behawiorelnej nie jest nauczenie ucznia, tego czy tamtego, ale zgeneralizowanie nauczonej czynności na codzienne życie - czyli wycofanie się ze wzmocnień. Często się to nie udaje...

beera08-01-2005 11:55:54   [#145]

:-))

Ponieważ jestem fanką "doktryny jakości", wkleję bardzo adekwatny tu jej fragment

Gdy mówimy o karach i nagrodach bardzo ważna jest obserwacja, że zarówno jedne jak i drugie są wynikiem jednostronnie narzuconej umowy oraz zakładają brak chęci do wykonania związanego z nimi zadania. W umyśle dziecka, któremu za odrobienie lekcji obiecujemy lody rodzi się natychmiast myśl, że odrabianie lekcji musi być samo w sobie bardzo nieciekawe. Osoby, które czytały Przygody Tomka Sawyera Marka Twaina pamiętają zapewne, jakiego użył on wybiegu, aby zachęcić swoich kolegów do wyręczenia go w narzuconej mu przez ciotkę karze w postaci malowania płotu. Miast oferować im za tę czynność wynagrodzenie (nagrodę), kazał im płacić za "przywilej malowania".

Warto też zauważyć, że różnica pomiędzy karą i nagrodą jest czysto umowna, bowiem wstrzymanie nagrody jest zawsze odczuwane jako kara, a uniknięcie kary jest rodzajem nagrody.

Nie jest prawdą, że nagrody i kary stosowane z umiarem, w pewnych okolicznościach, w stosunku do pewnych osób itp. mogą spełniać pożyteczną rolę. Nie jest prawdą, że jeżeli nie pomogą, to na pewno nie zaszkodzą. Nie jest wreszcie prawdą, że stosowanie wyłącznie nagród, bez kar, może być skuteczne.

Nagrody i kary mają zawsze i w każdych okolicznościach destruktywny wpływ na człowieka, odbierają mu bowiem jego naturalną motywację pozytywnego działania.

Skoro nagrody i kary są tak destruktywne, to dlaczego są stosowane tak często? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta: Stosowanie nagród i kar jest łatwe, nie wymaga żadnej wiedzy ani wysiłku oraz uwalnia od konieczności analizowania przyczyn.

Dla mnie tezy wyżej, to troche jak wycieczka na wyspę Utopia.
Jacol- zresztą piszesz " często się to nie udaje".

Jednak, to, co wyznacza kierunki naszego myslenia jest równie ważne jak dzialanie na kanwie tego myslenia powstałe. Więc idee- chocby nawet wydawały się często nie do wcielenia w czyn, sa nam niezbedne by lec u podstaw naszego dzialania- chocby to dzialanie wobec nich bylo koślawe lekko.

Od kar i nagród uciec się nie da- na nich zycie się nam opiera, bo jeśli wexmiemy pod uwagę, że karą jest brak nagrody, a nagrodą może być brak kary- wszystko staje się nagrodą bądź karą.

Więc by tę dysjusję sprowadzić na jakiś poziom realności warto się zastanowić o jakich karach i jakich nagrodach możemy mówić gdy rozmawiamy o szkole...

Ale ja tu nie fachowiec- jestem dyrektorem szkoły masowej, nie znam się na specjalniakach zbytnio, choć wcale nie uważam, by dzieci w tych dwócxh szkołach bardzo się różniły- pewnie jednak okreslone mechanizmy sa podobne.

bratek08-01-2005 12:19:43   [#146]

Widzisz Jacolu w sprawie nagród troszkę się mylisz.......

CHodzi o to co pisałeś o wycofywaniu nagrody- to nie jest tak. Omówmy co by się stało gdyby zastosować to o czym piszesz w naszym dorosłym życiu. Lubię się posługiwać przykładami:))) Zatem wyobraźmy sobie absolwenta wyższej uczelni - w chwili podjęcia pierwszej w życiu pracy. Idzie sobie do zakładu pracy podpisuje umowę o pracę i rozpoczyna ją. Pracuje różnie raz mu to idzie lepiej raz gorzej. Co miesiąc dostaje pensję- swoją nagrodę miesiąca, czasem zdarza się, że zwierzchnik go pochwali. I o ile nie zaistnieją, jakieś poboczne czynniki to może przyjąć, że coraz bardziej lubi swoją pracę. Tak? A co się stanie jeżeli w pewnym momencie Dyrektor mu powie "Niestety skończyły się fundusze na dalsze Pana zatrudnienie, proponuję jednak by pracował Pan nadal". I co się wówczas stanie? Jeżeli ten młody pracownik będzie baaaaaaaardzo kochał swoją pracę , to prawdopodobnie pozostanie jeszcze mimo braku wynagrodzenia, z nadzieją, że po jakimś czasie znajdą się fundusze i znowu będzie pobierał pensję. Dyrektor będzie zadowolony, będzie więc nawet prawdopodobnie chwalił pracownika dużo częściej. Ale po pewnym czasie motywacja tego  pracownika prawdopodonie i tak zacznie spadać- prawda? Zacznie się spóźniać do pracy, mniej się przygotowywać, a po pewnym czasie pradopodobnie z niej zrezygnuje... Sama byłam kiedyś w takiej sytuacji i zarówno naroda naturalna jak i wzmocnienia społeczne w moim przypadku okazały się niewystarczające.

Widzisz, ja nie twierdziłam, że tylko nagrody. Napisałam, że "niemal wyłącznie", czyt. głównie.  Behawioryzm oczywiście nie polega na dawaniu nagród bez przerwy - stosowane są też inne strategie- brak wzmocnień, odebranie nagrody, zmiana aktywności. Strategie dobierane są do sytuacji.

Jeszcze może dodam co to jest nagroda w rozumieniu behawiorystów. To coś bardzo atrakcyjnego dla danej osoby, udzielane w niewielkich ilościach (czyli w ten sposób by jednokrotne jej udzielenie nie spowodowało nasycenia, tylko zwiększyło chęć ponownego otrzymania), oraz niedostępne poza sytuacja pracy. Oczywiście nagrody jak i inne strategie, muszą być dobierane indywidualnie.

Natomiast w temacie generalizacji zgadzam się z Tobą w 100%. To faktycznie istota naszej pracy. Pracujemy każdym nad zachowaniem tak długo aż osiągnie przyjęty w naszym poziom w każdej sytuacji, w każdym miejscu, w każdym czasie i przy każdej o sobie. A następnie sprawdzamy utrzymanie w czasie efektu systematycznie przez co najmniej 2 lata. Nie zgadzam się tylko z tym, że zazwyczaj to nie wychodzi- wychodzi bardzo często i naczej nasza praca nie miałaby sensu:))

RomanG08-01-2005 12:48:29   [#147]

Dlatego też, najważniejszym elementem terapii behawioralnej nie jest nauczenie ucznia, tego czy tamtego, ale zgeneralizowanie nauczonej czynności na codzienne życie - czyli wycofanie się ze wzmocnień.

Z tym się zgadzam. Co do tego, czy się udaje, czy też nie, to pewnie bywa różnie :-)

Wiele z tego, co piszecie, można z powodzeniem zastosować wobec destruktywnych zachowań uczniów szkół masowych moim zdaniem.

JACOL08-01-2005 12:50:00   [#148]

bratku i asiu,

Proszę nie odczytujcie mojej wypowiedzi jako niechęci do stosowania nagród (i kar). Myślę, że nie byłoby kultury ludzkiej, która opiera się przecięż nie na nagrodach i karach naturalnych, ale na sztucznych. N. kultura zachowania sie przy stole, czy kultura korzystania z toalety.

Chodzi po prostu o to, aby dobrze zastanowić się, jak dobrze używać nagród i kar, i kiedy ich nie używać. Chodzi o to, aby nauczyciel miał to przemyślane i nie zachowywał się jak "chłopek roztropek". Moje krytyka poziomu metodyki sprowadza się do tezy, że nauczyciele nie mają zielonego pojęcia o tzw. techologi kształcenia, co przecież jest podstawą ich zawodu.

Pozdrawiam. JACOL

RomanG08-01-2005 12:52:23   [#149]
Jacol, napisz, jakie masz zapatrywania metodyczne na trudne zachowania uczniów.
beera08-01-2005 13:08:15   [#150]

jacolu

alez ja absolutnie nie przypisuję Ci takich intencji.

Zresztą- powtarzam, choc idee Bliklego są mi bliskie, wiem, że nalezy zejśc na poziom realizmu,

Dlatego podtrzymuję :

Więc by tę dysjusję sprowadzić na jakiś poziom realności warto się zastanowić o jakich karach i jakich nagrodach możemy mówić gdy rozmawiamy o szkole...

i zgadzam się, ze najgorszy w tym obszarze jest brak nauczycielskiem świadomości na temat " wokółobszarowy".

Częstokroć nauczyciele nieświadomie dotkliwie karzą i nieświadomie nagradzają.
Nie chcę wyeliminować tzw. "czynnika ludzkiego" z tego nauczycielsko- uczniowskiego" bycia ze sobą- jednak uważam, ze duzo lepiej zrobilaby uczniom celowa i świadoma działalnośc nauczyciela w tym zakresie.

Gdzieś na innym watku pisałeś, że o emocjonalności nauczycieli i jej wpływie na uczniów.

My tu idziemy szerzej jeszcze- punkt pierwszy, to określone umiejętności i wiadomości nauczycielskie, ale przede wszystkim okreslona osobowość.

Nic nie pomoze wiedza na temat technologii ksztalcenia, gdy nie ma tego najważniejszego- podatnego w nauczycielu gruntu.

I od budowy tego gruntu, budzenia świadomosci i budowania odpowiedzialnosci za dzieciaka powinno się zaczynać.

W szkołach specjalnych jest to bardziej widoczne chyba, ale i masowych , choć nie widoczne tak bardzo, jednak istniejące przecież, uczniowskie odpowiedzi na nauczycieskie błędy.

strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ][ 4 ][ 5 ]