Forum OSKKO - wątek

TEMAT: Jak to z testem piętnastolatków było...
strony: [ 1 ]
Marek z Rzeszowa19-05-2002 20:32:00   [#01]

Czytam dziesiejszą Wyborczą i włos mi sie jeży. http://wyborcza.gazeta.pl/info/artykul.jsp?xx=839697&dzial=011102

Pan profesor Ireneusz Białecki opisuje jak to z testem było.
Chodzi oczywiście o słynny test, który w 2000 roku przeprowadzono wśród 15-letnich uczniów 32 krajów OECD. Polscy uczniowie wypadli w tych testach bardzo źle, znaleźli się na 23 miejscu.

W artykule prof. Bielecki przedstawiony jest jako autor polskiej części badań. Już w pierwszym akapicie czytamy jednak:
Ten test badał nie poziom intelektualny, tylko nabyte umiejętności. Polscy 15-latkowie są poniżej średniej w sprawdzianie umiejętności czytania, liczenia i myślenia naukowego. To ważne dziedziny potrzebne człowiekowi do dobrego funkcjonowania w życiu. Są jednak pewne standardy kulturowe tworzenia i odczytywania informacji, różne w różnych kręgach kulturowych. W większości zadania testowe były opracowane przez ekspertów zachodnich. Gdyby je wypracowali polscy eksperci, opierając się na naszych programach szkolnych, to Polacy mieliby zapewne trochę lepsze wyniki. Oczywiście to nie oznacza, że nasze standardy są lepsze od zachodnich. (podkreślenia moje - M_z R).

Już liczyłem, że jak na profesora (naukowca, jakby nie było) przystało, znajdę wyliczenia jak duży wpływ na wynik badania miał fakt, że autorami byli eksperci zachodni i takie tam drobiazgi...
Ale nie! W następnych słowach Pan profesor podaje przykład pytania testowego:
Był np. schematyczny rysunek biblioteki i zadanie polegało na tym, żeby wskazać, jak dotrzeć np. do toalety. Te schematy były typowe dla bibliotek zachodnich.

Dyskutowaliśmy już o tym teście. Zarzuciłem mu brak standaryzacji do polskiej specyfiki.
Teraz rozumiesz, Januszu o co mi chodziło?

A wnioski płynące z badania?

Albo polityczne - chybione zresztą (cyt:Ale tutaj można trochę winy zwalić na kilkadziesiąt lat socjalizmu i jego dziedzictwo. Finlandia jest społeczeństwem w sposób naturalny demokratycznym, o tradycjach chłopskich, ale i równościowych. W Polsce społeczeństwo było bardzo zróżnicowane kulturowo i to się odbiło na programach szkolnych i na podziale na licea oraz szkoły zawodowe. Jeśli chodzi o dostęp do studiów, to tak jak było w latach 40., tak samo było 40 lat później. Nierówność szans można mierzyć liczbą dzieci z rodzin inteligenckich, które szły na studia, w porównaniu z dziećmi chłopskimi czy z rodzin robotniczych. Stosunek był jak osiem do jeden. To się utrzymywało od początku PRL i ta nierówność była większa niż w krajach kapitalistycznych. Mimo że się mówi, że wieś ma coraz mniejsze szanse, to w porównaniu z poprzednimi dekadami teraz znacznie większa część młodzieży wiejskiej zdobywa maturę i większa część studiuje.),

albo zbyt daleko idące w stosunku do zastosowanej metody (cyt: Należy zajmować się właśnie najsłabszymi uczniami. To wykonalne. Można np. zmienić algorytm, według którego dzieli się pieniądze na ucznia. Powinno się premiować za postępy uczniów w nauce. Skoro teraz będą testy zewnętrzne po szkole podstawowej, to każda szkoła będzie miała swoją średnią. Można wziąć średnie wyniki ostatniej ćwiartki uczniów, czy też tej gorszej połowy, i porównać z wynikami testów w roku następnym. Jeśli będą postępy i przyrost tej średniej, to szkoła dostawałaby wyższą kwotę przypadającą na ucznia, np. nie 1 tys. zł, tylko 1,5 tys. Wtedy dyrektorzy zaczną myśleć, co zrobić ze słabeuszami. W ramach zespołu szkół mogą najlepszych nauczycieli posyłać do najsłabszych klas, mogą dodawać lekcje z niektórych przedmiotów itd. Słabsi uczniowie są też wyuczalni, wymagają tylko większej uwagi i lepszej pracy. Często w szkołach jest prowadzona niewłaściwa polityka tworzenia klas. Nie dość, że szkoły między sobą są bardzo mocno zróżnicowane, to jeszcze tworzą wewnętrzną selekcję. Np. klasa z językiem angielskim to uczniowie najlepsi, klasa francuska to panienki o zainteresowaniach literackich, a klasa rosyjska to uczniowie najsłabsi.) 

albo rozbrajająco naiwne i "odkrywcze" (cyt: Natomiast na polską niską średnią wpływa słabość uczniów szkół zawodowych. Gdyby w tym teście uczestniczyli tylko uczniowie liceów, to bylibyśmy na dziewiątym miejscu! Przyznają państwo, że to świetne miejsce).

Jeśli na takich "badaniach" oprate sa wszystkie nasze reformy to ja wysiadam...

Marek

beera19-05-2002 21:30:49   [#02]

wiesz...

nie unikniesz pewnej globalizacji pojęć.

Drażni Cie to, że schemat poruszania sie po bibliotekch dotyczył raczej bibliotek zachodniech.

A spójrzmy na testy nasze, swojskie, ojczyźniane:

Problem wysyłania kartek pocztowych, poruszania sie po dworcu kolejowym inaczej wybrzmiewa w stosunku do róznych ośrodków kształcenia dzieciaków.
Podróż pociągiem i wyprawa na pocztę dla miejskiego dziecka jest norma, dla wiejskiego często abstrakcją...

Wiemy dobrze, że najlepiej utrwala umiejętności ich częste stosowanie..Jak tu mozna mówić o uwewnętrznieniu umiejętności przy ich innym poziomie uzyteczności?

Żeby coś stało się wewnętrzneą norma stosowaną po dostarczeniu bodźca ćwiczeń musi być moc- nie tylko ćwiczeń podręcznikowych, a życiowych.

Trafienie do toalety, to sprawa nie tylko czytania schematu, a raczej życia po prostu.

Zapytajmy sie więc, czy życie wszystkim naszym uczniom dostarcza takie same bodźce?

NIE!

Jest to dośc naturalne.

Dlaczego oburza nas więc takie badanie- wszystkich nastolatków, a nie zastanawia badanie nastolatków naszych własnych, ktorym życie funduje inne bodźce, inne umiejętności?

Wszystko zależy od standardów.

Tak więc chcemy? Różnic pomiędzy standardami naszymi i zachodnimi?

Pojdźmy więc dalej.
inne standardy dla wiejskich inne dla miejskich dzici.

Inne dla dziewczyn, inne dla chłopców, dla leworęcznych, dla praworęcznych...

Norma to norma

unifikacja w pewnym zakresie ma swoje plusy...

 

Przepraszam, ale jestem zla, bo czytam wątek o firmie Tadka i jestem zła :-)

Marku- to na dyskusję do 4 rano w Zubrzycy...

Chętnie pogadam i posłucham!

Marek Pleśniar19-05-2002 21:35:54   [#03]

a ja bym chciał

przeczytac, że mimo obcości tej drogi do WC, nasi uczniowie tak się do niej spieszyli, ze trafili

nawet na tym tam zachodzie:-))

że poradzili sobie świetnie. Ale tak nie było.

stan19-05-2002 22:11:00   [#04]
...Mimo że się mówi, że wieś ma coraz mniejsze szanse, to w porównaniu z poprzednimi dekadami teraz znacznie większa część młodzieży wiejskiej zdobywa maturę i większa część studiuje.
Otóż nie jest to prawdą. Udział młodzieży wiejskiej wśród studiujących jest tak niski jak przed drugą wojną światową. W poprzednich dekadach był ten wskaźnik wyższy. Mamy teraz całe pokolenie ludzi z wyższym wykształceniem pochodzących ze wsi. Zła sytuacja dzisiejsza wynika z wielu czynników. Ubożenie wsi i przedewszystkim tzw. dziedziczenie wykształcenia. Na wsi jest ok 1% ludzi z wyższym wykształceniem i ok 1% młodziży wiejskiej studiuje. Niestety.
pozdrawiam
stan
Janusz Pawłowski19-05-2002 23:31:39   [#05]

Oczywiście - różnica między biblioteką zachodnią, a naszą jest taka, że w naszej nie ma toalet - bez wątpienia przez ten fakt przepadliśmy z kretesem ...

Dla mnie rzecz jednak w tym, że nawet gdyby były, to i tak nasi uczniowie przepadliby, bo najpierw musieliby do owej biblioteki choć raz w życiu zajść (pomijając biblioteki szkolne, praktyka ta jest im obca).

"W innych krajach do 20 proc. społeczeństwa stanowią gastarbeiterzy. Cudzoziemcy - to naturalne - gorzej wypadają w testach językowych."
Tak bez wątpienia przez to też przepadliśmy - jak powszechnie wiadomo w Polsce gastarbeiterzy stanowią duży problem społeczny - wciąż ich przybywa i przybywa.

"Na pewno specyfiką koreańską jest to, że najsłabsi uczniowie mają stosunkowo dobre wyniki, i to im podnosi średnią."
I wszystko jasne - trzeba jakoś się pozbyć tych naszych najsłabszych uczniów i będzie dobrze - najlepiej wysłać ich jako gastarbajterów do Korei.

"Natomiast na polską niską średnią wpływa słabość uczniów szkół zawodowych. Gdyby w tym teście uczestniczyli tylko uczniowie liceów, to bylibyśmy na dziewiątym miejscu."
Istotnie - grunt to porównywać nierówne procentowo grupy - z Polski wybrać jakiś procent młodzieży, a z innego kraju znacznie większy procent.
Czyli na przykład - z Polski wziąć 30% najlepszych uczniów, a takiej Finlandii na przykład 60% - i można się cieszyć, że już nie tak bardzo odstajemy.
Ja proponuję się skupić nad tymi naszymi 10 geniuszami - a ze Stanów wziąć 80, ... albo nie - z Polski jednego - a ze Stanów 20.
I porównać - wyniki tego jednego ze średnią owych 20.
Może wreszcie dojdziemy do jakichś pocieszających wniosków.

"Wprawdzie polską średnią obniżają uczniowie zawodówek, ale jeżeli popatrzymy na pochodzenie, to bardzo odstają dzieci rolników i robotników. Albo ogólnie dzieci z tych rodzin, gdzie głowa rodziny ma wykształcenie zasadnicze zawodowe. Gdyby nie liczyć tej grupy, Polska wyskoczyłaby przed Czechy i Węgry."
Proszę bardzo - teraz rozumiem - cały problem w tym, żeby nie brać pod uwagę jakichś 80% społeczeństwa (dzieci robotników i rolników) i już możemy być z siebie zadowoleni.

"Dziś, niestety, zróżnicowanie szkół bierze się stąd, że w słabszych szkołach są słabsi uczniowie i słabsi nauczyciele ...
większe klasy są w lepszych szkołach - mających lepszych uczniów i lepszych nauczycieli. Zaś szkoły o małych klasach częściej są na wsi ...
To dylemat dyrektora i menedżera - jeśli powiększa się klasę, kupując w zamian lepszą pracę nauczyciela i lepsze wyposażenie - to do jakiej liczby uczniów uczeń jeszcze zyskuje, a powyżej jakiej wielkości klasy już traci"
Taa ...
Powszechnie wiadoma rzeczą jest, że na wsiach uczą kretyni, a w miastach fachowi pedagodzy. Bo w naszym kraju o miejscu pracy nie decyduje miejsce zamieszkania - jak jakiś nauczyciel mieszka na wsi, a jest dobry, to sprzedaje swój dom, przenosi się do miasta i z otwartymi rękami jest tam przyjmowany do pracy.
Wiadomo również jest powszechnie, że dobrzy nauczyciele wielkich szkół w mieście zarabiają nieporównywalnie więcej od marnych nauczycieli małych szkół wiejskich.
Stąd bierze się ta pielgrzymka dobrych nauczycieli do dobrych, wielkich szkół miejskich i w drugą stronę.

Wiesz Marku - nie chce mi się o tym więcej pisać.
Zgadzam się już na wszystko - jesteśmy wspaniali, a test był niesprawiedliwy, tendencyjny, dyskryminujący, nie biorący pod uwagę specyfiki, historii, ...
Spoko - jest dobrze - zły test - zróbmy se lepszy - dobrze wypadniemy - a jak nie, to następny ... aż do uzyskania pożądanych efektów.

A! Jeszcze jedno!
Prowadzący wywiad też się popisali:
"My się nie zgadzamy z założeniem, że Polacy są głupsi od Finów."
No ... można jeszcze dyskutować, czy jest sens zgadzać się z założeniami, czy nie.
Ale na pewno nie można dyskutować z tym, że to wcale nie było założenie - tylko teza - wniosek wynikający z badań.
Prawda jakie to proste?
Można by na przykład po przegranym meczu w koszykówkę naszej reprezentacji z reprezentacją amerykańską powiedzieć:
My się nie zgadzamy z tym, że Polacy słabiej grają w kosza od Amerykanów!
I już! Nie ma problemu! Się po prostu nie zgadzamy!

Marek Pleśniar19-05-2002 23:42:50   [#06]

też to poczytałem

facet bredzi. Ciekawe czy profesorom wolno:-)))
No i ciekawe jakiej jakości była ta jego praca jako autora polskiej części badań - gdy tak gada. Rzeczywiście szkoda gadać i pisać.
Dorota K20-05-2002 01:18:01   [#07]

OECD

Bardzo chciałabym zobaczyć zadania i problemy, z którymi musiała się zmierzyć nasza (i nie tylko) młodzież. Czy jest na to jakaś szansa?
Czy ktoś ma do nich dostęp?
Jeżeli tak, to BŁAGAM, prześlijcie.
Janusz Pawłowski20-05-2002 10:38:57   [#08]

A propos toalet.
Mam toaletowe zadanie, które wykończy tych pacanów z zachodu.

Plan sytuacyjny stacji benzynowej naszego największego koncernu.
Trzeba wypisać czynności i doznania, które towarzyszą korzystaniu z toalety.

Wiecie jaka jest różnica i dlaczego nie tankuję na tych stacjach?
Nie - wcale nie chodzi tu o jakość benzyny - bo niby skąd miałaby być inna - z tych samych rafinerii przecież pochodzi.
Chodzi właśnie o toalety - jadąc w trasę od czasu, do czasu (szczególnie przy złej pogodzie) wygodnie jest skorzystać z toalety przy okazji tankowania.

Na stacjach A,B,S wchodzi się do niej z jej wnętrza - zwykle po przekątnej do kas.
Jest tam dość czysto i nie capi - być może przez to, że nieprzyjemny zapach wylewałby się wprost do sklepu - zatem pracownicy zwykle dbają o czystość (może nie do przesady, ale jednak).

Na stacjach C,P wchodzi się z zewnątrz - nawet jak jest ciemno, to można w ciemno (po zapachu) tam trafić.
Przy czym nie jest to takie proste - najpierw trzeba udać się do kasy po klucz, a potem należy go zwrócić.

Oczywiście - dla nikogo nie jest zaskoczeniem, że na stacjach, na których toalety są w miarę czyste, nie płaci się za nie, a płaci się za toalety cuchnące i brudne.
To jest oczywiste - czyste są czyste, więc nie ma za co płacić, a brudne trzeba umyć - płaci się więc za ich mycie.

Dobre zadanie?
Pewnie! Każdy nieuk z zachodu wyłożyłby się na nich - a przecież to takie oczywiste!

Mariola20-05-2002 10:48:03   [#09]
stacje A,B,S - to jakie?
bo ja zawsze tylko na jednej tankuję
a w dordze na zlot może będę musiała skorzystać
to dobrze wiedzieć na jakiej ;-))))

no i po przekątnej....
to już coś dla mnie :-))))
Janusz Pawłowski20-05-2002 11:06:02   [#10]

Dla mało tankujących (benzynę oczywiście)

podaję drugie litery nazw stacji:
R, P, H
P, E

Wystarczy? ;-)))

Mariola20-05-2002 11:11:05   [#11]

:-)))

wystarczy
dzięki :-))))
jestem wdzięczna :-))))
Marek z Rzeszowa20-05-2002 11:12:42   [#12]

Może Włosi nas zrozumieją.
Niewiele mam negatywnych wspomnień z mojej wyprawy do tego kraju ale z pewnością należą do nich toalety na stacjach benzynowych.
A do rekordów Guinnesa należy z pewnością automatyczna toaleta na parkingu w Padwie. Nie dość, że brudna i capi, to jeszcze się nie zamyka ;-)
Moje nauczycielki, (jak to Polki) znalazły na to sposó - żywy parawan.

Marek

gordon20-05-2002 11:12:56   [#13]

nowa idea w starym debiucie

jak mawiają szachiści. To już było. Podyskutować jednak warto. Profesor jedzie dość ostro i nie grzeszy wyrozumiałością. Pisze tekstem otwartym, zamiast dawać do zrozumienia, aby kogoś przypadkiem nie obrazić. Poza kilkoma idiotycznymi pomysłami - przesuwanie uczniów dobrych do klas o niskim poziomie - diagnoza zawarta w tym wywiadzie jest (niestety) prawdziwa. Nawet jeśli lepiej wystandaryzujemy testy, to poza bardziej obiektywną oceną rzeczywistości jej samej nie zmienimy. Porównuję ten tekst do dyskutowanego i wychwalanego (z nielicznymi wyjątkami - gaba) na forum artykułu prof. Legutki. Wówczas nie zabrałem głosu, bo nie chciałem odpowiadać w stanie wzburzenia, używając słów i zwrotów uważanych powszechnie za obraźliwe. Mam jeszcze w oczach i uszach program z cyklu "linia specjalna" z udziałem minister edukacji, której adwersarzem był prof. Leszek Turski. Szło o wyeliminowanie matematyki (jako egzaminu obowiązkowego) z nowej matury. Ręce opadają.
Wszystkim forumowiczom życzę dobrego samopoczucia i serdecznie pozdrawiam,
gordon
Janusz Pawłowski20-05-2002 11:27:54   [#14]

Gordonie

W tym artykule nie ma żadnej diagnozy.

To jest stek bzdur tłumaczących zły wynik polskich uczniów - że 20% to gastarbajterzy, że słabi obniżają średnią (a mogliby np. podnieść), że gdyby wziąć tylko dobrych, to byłoby dobrze, że są dzieczęta (nie wiem tylko, czy obniżają, czy podnoszą średnią), ...

To jest artykuł, który mówi: nie jest wcale tak źle.
Wystraczą tylko zmiany administracyjne (przesuwania uczniów, dowożenia, bardziej liczne klasy) i już będzie cacy!

A ja mówię: to jest trzeci - najwyższy stopień prawdy góralskiej (dla tych co ich nie znają: 1. prawda, 2. święta prawda, 3. g... prawda).

Potrzebne są przede wszystkim zmiany metod, treści nauczania, mentalności nauczania, oczekiwanych efektów, strandardów wyjściowych, ...
A zmiany organizacyjne to może i ważny, ale na pewno nie najważniejszy element tego całego mechanizmu - one mogą co najwyżej wesprzeć proces poprawy, ale nie zastąpią tego co trzeba zmienić.

gordon20-05-2002 11:47:37   [#15]

jak patrząc na to samo można zobaczyć coś innego

Nie wiem Januszu kto z nas obu ma lepszy wzrok. Chciałbym abyś miał rację. Ja jednak odczytuję intencję autora w ten sposób, że jest gorzej niż się wydaje.
Fakt jest kilka mniej znaczących bzdur (dziewczęta, gastarbajterzy). Jest też kilka uwag (nie diagnoz) bardzo (moim zdaniem) prawdziwych. Powtórzę je, choć się wielu bardzo narażę.
1. Obrona szkolnictwa zawodowego utrwali getta edukacyjne (skupiska uczniów o bardzo niskim poziomie) i zapewni kontynuację dziedziczenia niskiego poziomu kultury i edukacji w całych środowiskach.
2. Obrona (jak Częstochowy) małych i niedofinansowanych wiejskich szkół (w których w jednej sali ten sam nauczyciel uczył 6 klasę matematyki i 7 fizyki) zamyka wielu uczniom drogę do dalszej edukacji.
Zgadzam się z Tobą, że potrzebne są głębokie zmiany. Autor wywiadu jednak ich nie wyklucza.
pozdrawiam,
godron
Janusz Pawłowski20-05-2002 12:11:47   [#16]

Zdaje się Gordonie, że kłócimy się o to, kto czarniej widzi

i licytujemy, kto widzi większą potrzebę i zakres zmian. ;-)))

Ja zaś widzę Gordonie, ze jest znacznie gorzej niż się to autorowi wydaje.
Tak więc: ja widzę większą potrzebę zmian i czarniej widzę! ;-)))

Dla mnie 23 miejsce na 32 jest kompromitujące.
I nie pociesza mnie fakt, że gdyby wybrać najlepszych, to bylibyśmy na 9-tym.
I nie pociesza mnie fakt, że przy takiej samej strukturze szkolnictwa (chodzi o tę część zawodową) u nas i w Niemczech - my wypadamy znacznie gorzej.
Bo gdyby właśnie w owych Niemczech odrzucić tę część społeczeństwa, która u nas nie występuje, czyli 20% gastarbajterów, którzy nie zrozumieli pytań, bo były postawione w obcym im języku - to szło by się popłakać.
Oznacza to dokładnie tyle, że kwestia istnienia szkolnictwa zawodowego lub nie ma jedynie marginalny wpływ na wysokość średniej.

Po prostu - w owych Niemczech uczy się zupełnie inaczej niż u nas - dlatego mają lepsze wyniki.

Rzecz w tym, że tu nie o to chodzi by zlikwidować szkolnictwo zawodowe i małe szkoły - ale żeby w nich inaczej i czego innego uczyć.
Tu są potrzebne głębokie zmiany celów i treści nauczania - przede wszystkim zaś zmiany mentalności.
I dopiero potem można powiedzieć - autor tych myśli (czyli ja) nie wyklucza zmian organizacyjnych, które mogłyby wesprzeć te zmiany.

Bo o likwidacji szkolnictwa zawodowego można myśleć w zupełnie innych kategoriach - to co kiedyś było jego zaletą - konkretny zawód, który dawał pewność zatrudnienia - dzisiaj już jest wadą - dzisiaj trzeba umieć nauczyć się zawodu w dwa tygodnie - wszystko jedno jakiego - każdego - dopiero to daje jakieś szanse na zatrudnienie.

gordon20-05-2002 12:37:39   [#17]

Tylko dyskutujemy Januszu

Nie kłócimy się, bo tak naprawdę podobnie (w czarnych barwach) postrzegamy tę naszą rzeczywistość.
Wydaje mi się, że Ty Januszu jesteś jeszcze większym i jeszcze bardziej niepoprawnym idealistą niż ja. Ja już nie wierzę w to, że uda się zmienić mentalność kogokolwiek. Może dlatego poszukuję rozwiązań (nazwijmy je mianem organizacyjnych). Powiedz Januszu w jaki sposób skutecznie (!) sprawić aby nastąpiły cyt.: "głębokie zmiany celów i treści nauczania - przede wszystkim zaś zmiany mentalności" ?
pozdrawiam,
gordon
Janusz Pawłowski20-05-2002 13:22:23   [#18]

Gordonie

szczerze Ci powiem - nie mam pojęcia!
Teraz już wiesz dlaczego nie jestem profesorem.

Ale wiem, że takie są potrzebne - i to dopiero one są w stanie przynieść oczekiwane skutki.

To mniej więcej tak, jak z moim samochodem - jak coś nie działa (np. nie zapala), to wiem, że trzeba to naprawić.
Ale nie mam pojęcia jak! Jadę z tym problemem do fachowca.

Powiem też inaczej - być może potrzebna jest wymiana dwóch pokoleń nauczycieli.
Ja sam bowiem, tak się wymądrzając, nie bardzo sobie wyobrażam jak mógłbym uczyć inaczej niż uczyłem - uczyć czego innego i na co innego zwracać uwagę.
Doświadczenia dotyczącego czego i jak się uczy wyniosłem bowiem z tej samej szkoły, która dziś uczy.
Podejrzewam, że ja, na siłę mógłbym ledwie nieco się zmienić - moi uczniowie ucząc znów maleńki kroczek - ich kolejny.

Drugie rozwiązanie polega na skorzystaniu z doświadczeń innych - ale nie chodzi o badania wybranej grupy entuzjastów.
Potrzeba wtedy szeroko zakrojonych szkoleń, wyjazdów, pokazów, kontaktów.
To mogłoby ten proces przyśpieszyć.

Trzecie rozwiązanie polega na tym, aby sformułować oczekiwania końcowe - a nauczyciele niech się martwią jak im sprostać.
Wtedy trzeba ich wspomóc - podsuwając pomysły, metody, ...

Gordonie - nie mam pojęcia - i nie mam ambicji udawać, że znam się na tym i mam gotowe recepty.
Są ludzie, którzy się tym parają zawodowo - jeżdżą, oglądają, uczą się, ...
To oni mogą udzielić profesjonalnej odpowiedzi.

A jaką dają? No ... widzimy.

Ja byłem tylko szarym nauczycielem, skażonym przez lata nauki w polskiej szkole - nauki, która daje takie wyniki jakie zobaczyliśmy w omawianym teście.
Teraz nawet nauczycielem nie jestem.
Mogę se jedynie gadać i rozważać - w połowie głupio.

Ale rozum mam - i widzę - jest źle - i nie zmieni tego likwidacja małych szkół wiejskich.

gordon20-05-2002 14:58:35   [#19]

nie jest tak źle

jeśli chodzi o pomysły. Najpierw napisałeś Januszu, że nie masz pojęcia, a potem nakreśliłeś kilka ciekawych uwag. Najbliższe moim poglądom na tę sprawę jest rozwiązanie trzecie. Myślę, że to jest to! Ciekawym pomysłem jest również poszukiwanie autorytetów (dla mnie na naszym forum Ty Januszu jesteś autorytetem) z dziedziny nauki, edukacji i szeroko rozumianej kultury, których  poglądy i stanowiska mogłyby mam ułatwić poszukiwanie własnych rozwiązań (bo tylko o to chodzi - nie mam ambicji zmieniać systemu edukacji w kraju).
Może warto zgłosić pomysł aby forumowicze obok własnego głosu w dyskusji proponowali akceptowane przez siebie wypowiedzi osób uważanych (również przez siebie) za autorytety. Obu cytowanym wcześniej profesorom ja bym podziękował. Dla mnie autorytetem jest wcześniej wspomniany prof. Łukasz Turski i postaram się niedługo przybliżyć (w formie źródłowej) jego wypowiedzi.
Pozdrawiam,
gordon
Marek z Rzeszowa20-05-2002 15:31:21   [#20]

Żeby wyleczyc trzeba znać chorobę.
Prawda znana od lat. Od tego trzeba zacząć.
Ale tak naprawdę to my tylko wiemy, że nas coś boli. Znamy pewne objawy chorobowe.
Możemy zatem leczyć objawowo. Tak proponuje profesor.
Złe wyniki w zawodówce? Zlikwidować zawodówki!
W dalszym ciągu upieram się, że trzeba zrobić rzetelne, naukowe, poparte najnowszymi osiągnięciami metodologii gadań pedagogicznych badania stanu wyjściowego. Taki nowy raport o stanie oświaty.
Dopiero wtedy można mówić o receptach, pomysłach na poprawę.

I naprtawdę istotne jest wystandaryzowanie tych badań w oparciu o polskie realia. W końcu chcemy zbadać stan polskiej edukacji.

To tak jakby przyszedł pacjent z bólem ręki, a my mu prześwietlamy nogę. Też chora? Owszem. Pomoże wyleczyć rękę? Chyba nie.

Też uważam, że podejście systemowe, sformułowanie oczekiwań końcowych, efektów kształcenia i wychowania byłoby rozwiązaniem najprostszym.
Tylko tu, różnimy się bodaj najbardziej.
Czego oczekiwać od polskiej szkoły? Oto jest pytanie...

Marek

ps.
Ta ręka i noga tak mi się przypadkiem skojarzyły. ;-))

Janusz Pawłowski20-05-2002 16:01:12   [#21]

Porównania jak to porównania - można je wykorzystywać na różne sposoby.

Gdy noga chora, bo reumatyzm się do niej dobrał, to jest wielce prawdopodobne, że lecząc ów reumatyzm, aby wyleczyć nogę, wyleczymy przy okazji rękę.
Oczywiście odwrotne przykłady też łatwo znaleźć - ale to juz Twoje zadanie Marku. ;-)))

Istotnie - to co nas różni to to, czego oczekujemy od wyników edukacji.
I tu zgody między nami nie ma - u mnie jesteś po prostu Marku podpadziocha. ;-)))

Ale spróbuję to przybliżyć wracając do artykułu i jego wydźwięku.

Otóż profesor zachwyca się, że gdyby brać pod uwagę jedynie najzdolniejszych, to bylibyśmy na 9 miejscu - i to dla niego jest bardzo dobry wynik!
Tym bardziej, że przeskoczylibyśmy Czechy i Węgry!
Też mi radość ... :-(((

Gdyby powiedział - przeskoczylibyśmy Finów ... o ... to już możnaby mówić: nie całkiem do kitu jest.
W czym problem?
Ano w tym, że moglibyśmy wówczas powiedzieć:
Wprawdzie słabych uczymy znacznie gorzej niż Finowie - ale za to umiemy pracować z uczniami zdolnymi - Finowie mogliby się od nas tego uczyć - teraz tylko trzeba podciagnąć słabych.

A co pozostaje nam powiedzieć?
Ano to, że Finowie mają taki system kształcenia, który nie tylko dobrze sprawdza się w wypadku uczniów słabych, ale przynosi też lepsze efekty w pracy z uczniami zdolnymi.

A to oznacza tylko jedno: nasz sytem jest do kitu.
Co zrobić? Uczyć się od madrzejszego, a nie na własnych błędach - czyli na moich dzieciach!
Ja więc spytam: Dlaczego w Finlandii, Korei, ... nie ma jeszcze kilkudziesięcu badaczy rozpoznających tamte systemy nauczania?

Bo ja bym sobie Marku życzył, aby nasi wykształceni erudyci, gdy zajdą z naturalnej im (jak to erudytom) potrzeby do zachodniej biblioteki - sikali w toalecie, a nie w parku ją otaczającym.
I chciałbym, aby nasi erudyci wiedzieli, że na zakrętach się zwalnia - i że tym bardziej się zwalnia im zakręt ostrzejszy lub gorzej wyprofilowany.

gordon20-05-2002 16:07:32   [#22]

Marku popieram

jeśli chodzi o rzetelne badania naukowe. Przypominam sobie, że były już takie prowadzone na UMK w Toruniu. I nic. Jeśli chodzi standaryzację, to nawet w skali kraju (pisała o tym Asia) bedzie trudno. Tabliczka z przystanku tramwajowego Miasta Łodzi (sam widziałem taką tabliczkę w teście kompetencyjnym) jest dala dziecka ze wsi lub małego miasteczka zupełnie nieczytelna, a "trzeci pokos" jest pojęciem niezrozumiałym dla małego mieszkańca betonowej Łodzi.:-)
gordon
Marek Pleśniar20-05-2002 16:30:56   [#23]

od raportów o stanie oświaty

i nowych koncepcji uchowaj nas Panie. Toż to pożywka dla kolejnych zadowolonych z siebie pokoleń profesorów. (jak to ktoś już - im więcej profesorów w ministerstwie, tym gorzej dla nauki i edukacji.

dajcie nam warunki końcowe - standardy, środki (np. zabierając profesorom z ich programów badawczych) i my sami popracujemy. Środki głównie na szkolenia i motywację pracowitych z wynikami a warunki - z forsą na pomiar efektów co roku.

aha, szkolenia to też wyjazdy by poobserwować jak to robią Finowie (i nie mam na myśli TEGO:-)))

hmm, chociaz...

tylko nie zapomnijcie że czasem wylejemy dziecko funkcji opiekuńczych i wychowawczych z kąpielą niskiego poziomu. Technokraci tak kończą.

Marek z Rzeszowa20-05-2002 17:10:40   [#24]

Dwie sprawy.

STANDARYZACJA

Właśnie do tego służy prawdziwa standaryzacja testów (nie mylcie z urawniłowką!). Właśnie po to by mierzyć to samo (osiągnięcia szkolne jakkolwiek byśmy je definiowali) u różnych dzieci. Inaczej w Polsce a inaczej w Finlandii, inaczej w Kraśniku Dolnym a inaczej w Rzeszowie. Tak ja rozumiem standaryzację.

Onet.pl wiem: http://wiem.onet.pl/wiem/010592.html
Standaryzacja
, w statystyce doprowadzanie do wzajemnej bezpośredniej porównywalności charakterystyk ilościowych obiektów, zjawisk lub procesów, wyrażonych w różnych jednostkach fizycznych (naturalnych i wartościowych). Standaryzacja odbywa się przez wyrażenie wszystkich porównywanych charakterystyk w jednej, umownie przyjętej, zestandaryzowanej jednostce, czemu służą specjalnie w tym celu opracowane algorytmy

Tak rozumiana standaryzacja pozwoli zdefiniować prawdziwe różnice i sposoby likwidowania różnic złych (bo cóż złego jest w tym, że dziecko z miasta Łódź umie czytać tabliczkę z przystanku komunikacji miejskiej a  dzicko z Zubrzycy nie, i na odwrót młody Orawianin wie co to "trzeci pokos" a Łodzianin nie?).

Sprawa druga:

RAPORTY O STANIE EDUKACJI
czy jak je tam zwać.
Mamy prawo oczekiwać, że nasi naukowcy wezmą się w końcu za barki z problemem. Przecież po to są. Najwyższy czas by wykorzystać ich wiedzę i możliwości do prawdziwych celów. Nie stawiać problemów zastępczych. I, na Boga, przestać kierować się prywatą.
W wyznaczaniu celów badań, w ustalaniu zespołów badawczych itp...
By nie było jak dziś: jak najdrożej, byle dać zarobić miernym ale "swoim". No i ta nieszczęsna nowomowa, zastępująca prawdziwe naukowe rozważania.
Tak więc ja oczekuję od uczonych rzetelnej diagnozy.

Ja uczę, oni niech diagnozują.
Każdy to, do czego jest powołany.

Marek

ps.
Januszu!
Co do celów, pewnie się kiedyś dogadamy.
Gdyby to tylko od nas zależało, to już byłyby gotowe. Nieprawdaż?

Janusz Pawłowski20-05-2002 22:08:56   [#25]

Pewnie Marku

w ostateczności zadecydowałby rzut monetą. ;-)))
Majka20-05-2002 22:15:47   [#26]
Ale póki co, zrobią "Szkołę z klasą" - następny konkurs. Niech się szkoły starają.
stan20-05-2002 22:43:06   [#27]

?

Doceniam podejście całościowe inaczej zwane systemowym. Ale wydaje mi się, że zapominamy o otoczeniu systemu jakim jest szkoły lub szerzej system oświaty.

Jakie wymagania stawia otoczenie (społeczeństwo) szkole ?

Ale nie te zapisane w prawach, deklarowane oficjalnie, ale te wynikające z obserwacji rzeczywistości ?

Już o tym kiedyś wspominałem ...

  • czy bardzo dobry absolwent szkoły podstawowej ma możliwość wyboru b.dobrego gimnazjum ?
  • czy b.dobry absolwent gimnazjum ma możliwość wyboru b.dobrej szkoły ponagimnazjalnej ?
  • czy b.dobry absolwent szkoły ponadgimnazjalnej ma swobodną możliwość wyboru szkoły wyższej?
  • czy b. dobry absolwent szkoły wyższej dostanie b.dobrą pracę ?
  • czy dobrze pracujący, wydajny pracownik jest "bohaterem" mediów ?

Na każde pytanie odpowiedź jest częściowa, zawsze jest jakieś ale, zawsze szwagier lub koleś ma większą szansę.

Szczegółem jest sposób badania jakości kształcenia, jakości pracy itd ...ważniejsze jest to, że OTOCZENIE jest "chore". Elity zostały zastąpione przez elYty, Leper na prezydenta ... itd.

Czy patrząc na to wszystko - "standardowy" młody człowiek znajduje motywację do nauki i uczciwości ?

Powoli coraz większe grupy ludzi w Polsce dochodzą do wniosku, że cel uświęca środki ...

To nie jest biadolenie tylko próba pokazania, że doskonalenie wycinka rzeczywistości (podsystemu) to tak jak posprzątanie jednego pokoju w mieszkaniu. Widać bardziej, że w pozostałych jest brudno, całe mieszkanie jest dalej nieposprzątane ... ale od czegoś trzeba zacząć.

Praca od podstaw przed nami :-(

Pozdrawiam. stan

gordon20-05-2002 22:46:30   [#28]

Marku z Olsztyna

przypominam, że pierwsze (może trochę nieudolne) próby spełnienia twoich postulatów już były:
1. warunki końcowe - nowa ujednolicona dość nowoczesna matura,
2. standardy wymagań - syllabusy,
3. środki na szkolenia - granty MEN (moja żona skorzystała z bezpłatnych studiów podyplomowych w zakresie edukacji medialnej i kultury informatycznej).
I co było?
1. Święte oburzenie znacznej (czytaj. przeważającej części) środowiska łącznie z prof. Legutko, że "niszczą polską tradycję", "zastępują wiedzę prymitywnymi umiejętnościami", "skąd weźmiemy magnetofon?"  itp.
2. Zbieranie podpisów przez związki zawodowe przeciw nowej maturze.
3. Cichy bojkot matury próbnej. (znam przypadki namawiania uczniów przez dyrektorów i nauczycieli do oddawania źle napisanych prac aby udowodnić, że cała akcja jest źle przygotowana.
4. Komiczne komentarze wyników matury próbnej z matematyki.
5. Namawianie uczniów przez dyrektorów szkół (nie wszystkich) do wybierania starej matury.
Siedzę teraz i czytam założenia "VI Programu Ramowego Badań i Rozwoju Technologii Unii Europejskiej. Ciekawa lektura (polecam - strony KBN).
Czytam i cały się kurczę w sobie i wolę nie myśleć o przyszłości.
pozdrawiam,
gordon
Marek Pleśniar20-05-2002 23:46:52   [#29]

to pobiadolę i ja

Widziałem jak z grantów szli w sporej grupie ludzie z namaszczenia aktualnej wówczas "wadzy". Twoja zona ma szczęście że się załapała przy takiej konkurencji.

A wiem coś o tym bo i ja omal nie poszedłęm politycznym kanałem. Zwiałem z paska i jestem szczęśliwy. Nie lubię być "wdzięczny".

ZZ były są i będą. I póki sie nie urwie temu łba - nic tu się nie poprawi. Zablokują każdą postępową mysl. Trzymają się pazurami.

Matury? Po tegorocznych jestem nawróconym zwolennikiem nowego. To co gdzieniegdzie wyprawiają komisje, zupełny brak porównywalności wymagań - to zachęca do zmian - byle szybciej.

Warunki końcowe - dla każdego to co innego. Dla mnie to byłoby mierzenie jakości na koniec każdego etapu edukacyjnego. Pierwszemu nie dano tego - zrobiłem sam (dzięki koleżanko dyr.:-))) Drugi sprawia bardzo niekorzystne wrazenie. Nie indywidualnie to robi. Nie ma co gadać o skutecznoości - wyniki długo po po odejściu uczniów, a wiedza pochodząca z tychże wyników - mizerna.

Osobiście sytuacja bardzo mi odpowiada:-)) Lubię sam dochodzić do sposobów badania jakości, robić wszystko po swojemu. Tylko nie wiem czy to zdrowe dla ogółu- puszczanie tego na zywioł w całym sysytemie. Ja jestem zadowolony. Gdy wykazać trochę aktywności - konkuencja zdycha:-) Można samemu podziałać i realizować swoje pomysły.

Nadal nie wiem jednak - czy to dobre dla wszystkich. A to oznacza potrzebę standardów.

Ale nie wierzę w naukowców. To jakies współczesne magiczne myślenie:-)) Zużyją tylko masę pieniędzy. Pomóc szkole może tylko szkoła.

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ]