Forum OSKKO - wątek

TEMAT: Ale cyrk!
strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ][ 4 ]
RomanG29-12-2003 01:34:11   [#151]
Jak już mnie "kolega gzyra" ;-) ustawił po przeciwnej stronie barykady, to przecież, że swą misję rzetelnie pełnił będę.  :-))

Darku!
Przytaczany przepis Konwencji nakłada pewne obowiązki na państwo, które - aby się z tych obowiązków wywiązać - umieściło treści ekologiczne w podstawie programowej właśnie, promuje też w szkołach inne programy edukacji ekologicznej.

Podstawa programowa jednak nie może dyktować nauczycielom konkretnych działań i metod - pracę nauczyciela, w tym zakresie również, regulują przepisy przeze mnie przytoczone.

Piszesz:
"Czym innym jest opieka osób prywatnych nad dziećmi, a czym innym urzędnika państwowego, jakim jest nauczyciel. Tenże nauczyciel, jako część państwowego systemu edukacji, ma obowiązek działać w ramach obowiazującego prawa(...)"

Nauczyciela również dotyczą regulacje Kodeksu cywilnego, podobnie jak każdej osoby, których pieczy powierzam swoje dziecko jako ojciec.
Mam prawo wymagać, aby opieka sprawowana przez szkołę była wzorowana na opiece sąsiedzkiej, ciocinej, babcinej, ba! - nawet rodzicielskiej.
Mam prawo wymagać, aby nauczyciel wykonywał swoje zadania wobec dziecka na zasadach ogólnych, aby nie był ubezwłasnowolniony w jakikolwiek sposób nieuzasadniony wyraźnym prawnym zakazem.

Opieka nad dzieckiem to opieka - znasz przepis nakładający na nauczyciela akurat jakieś szczególne ograniczenia w sposobie jej sprawowania?
Mógłbyś bardziej szczegółowo, podpierając się przepisami, orzeczeniami sądów itp. rozwinąć, na czym według Ciebie polega ta różnica między opieką "osób prywatnych", a opieką w wykonaniu "urzędnika państwowego, jakim jest nauczyciel"?

"Nauczyciel ma działać w ramach obowiązującego prawa." Pięknie.
Tyle że te ramy, konkretne uregulowania Ci przytoczyłem. Potrafisz przed sądem udowodnić, że prowadząc uczniów do cyrku naruszam którykolwiek z tych przepisów?
Pewnie potrafiłbyś, przecież w swoim poście zdajesz się sugerować, że do ukarania babci za analogiczne postępowanie umiałbyś przed sądem doprowadzić i powstrzymuje Cię tylko to, że dotarcie do babć akurat nie jest celem tej Waszej kampanii.
W każdym razie odnośnie nauczycieli czekam na dowód, iż zaprowadzenie ucznia do cyrku z udziałem zwierząt:
1. Jest wykonaniem zobowiązania sprzecznie z jego treścią, bądź celem (art. 354 k.c.);
2. Jest wykonaniem zobowiązania sprzecznie z zasadami współżycia społecznego w Polsce (art. 354 k.c.);
3. Jest wykonaniem zobowiązania sprzecznie z ustalonymi w społeczeństwie polskim zwyczajami w tym zakresie (art. 354 k.c.);
4. Narusza dobro dziecka - w szerokim, sądowym rozumieniu tego pojęcia (art. 4 u.s.o.);
5. Jest metodą nauczania i wychowania, którą wpółczesne nauki pedagogiczne jednoznacznie uznają za szkodliwą dla dziecka (art. 12 ust. 2 k.n.)


Podtrzymuję pogląd, że Waszej argumentacji prawnej, zasadzającej się na  prostym (zbyt prostym!) zastosowaniu deklaratywnego w dużej mierze przepisu Konwencji w konkretnej sytuacji faktycznej, nie widział na oczy żaden normalny prawnik.

MENiS podzielił tę argumentację? Hm...
Od czasu, gdy przeczytałem oficjalne stanowisko MENiS-u, iż dręczony w Toruniu anglista kategorycznie nie miał prawa opuścić klasy nawet aby wezwać pomoc, bo byłoby to rzekomo niewłaściwe sprawowanie opieki nad (tu pełnoletnimi na dodatek) uczniami, nie zadziwi mnie już nic, co spłynie z ust naszej pani minister i jej urzędników.
Skoro ktoś uważa, że miałbym pewnie nawet dać się podźgać nożem, ale muszę stać, potem klęczeć, potem leżeć i nauczać oraz opiekować się, a klasę opuścić mam prawo ewentualnie dopiero wtedy, gdy wydam ostatnie tchnienie, nie można oczekiwać, że ten ktoś jest w stanie rzeczowo i logicznie wgłębić się w tak strasznie skomplikowany język innych niż Konwencja o prawach dziecka aktów prawnych.
A w Konwencję wgłębić się łatwo, bo odpowiedni rzecznik pomoże ;-)

Poparł Was i Waszą argumentację sam Rzecznik Praw Dziecka? Hm...
Od czasu gdy Rzecznik Praw Obywatelskich, sam prof. Zoll, prowadził kampanię na rzecz przeprowadzenia referendum europejskiego wśród dzieci i młodzieży, powołując się przy tym na konkretny zapis Konwencji o prawach dziecka mówiący o tym, że dziecko ma prawo wypowiadać się we wszystkich sprawach jego dotyczących, jestem w stanie zgodzić się z poglądem, że nawet mądrość rzeczników praw rozmaitych prezentuje się we wszystkich odcieniach szarości.

Czekam teraz tylko na zmiany w ustawach nakładające obowiązek konsultowania z dziećmi również tak istotnie wpływających na ich codzienne życie dokumentów jak gminne plany zagospodarowania przestrzennego na przykład, czy obowiązek uzyskiwania pisemnej zgody wszystkich dzieci z sąsiedztwa na wykopanie i przesunięcie trzepaka, który służy im za drążek gimnastyczny.

"We wszystkich sprawach dotyczących dziecka". Konwencja wypowiada się tu jednoznacznie, prawda?
Podobnie jednoznacznie, jak w poruszonej przez Was sprawie.
;-)


PS. Wszystkich forumowiczów przepraszam za ironiczną zjadliwość, ale jak pomyślę, jakim "interpretacjom" obowiązującego prawa hołduje (czy też z jakimi zgadza się tylko) MENiS, to aż mną telepie.
Janusz Pawłowski29-12-2003 01:52:55   [#152]

A nie mówiłem ... tzn. pisałem?

Tak to jest, gdy zamiast mówić o istocie rzeczy, zaczyna się odchodzić od tematu, rożne dygresje i polemiki aplikować.

Istotą rzeczy jest niehumanitarne traktowanie zwierząt i walka z tym zjawiskiem, a liryka powyższych postów skupia się na sprawach, które nic z tą istotą nie mają wspólnego.

Ot - po prostu - nadepnąć przypadkowo temu na odcisk, tamtemu - i możemy pożegnać się z tematem zasadniczym.

Romanie - niech powtórzę - słowa, słowa, slowa ... i po co one?

RomanG29-12-2003 04:41:46   [#153]

Janusz

Chyba inaczej pojąłem istotę tego wątku.

Ja odebrałem Marka z Rzeszowa tak, że obśmiał powoływanie się na konkretny przepis Konwencji w tej akurat sprawie, że dostrzegł w tym pewien absurd.

Sądziłem, że dla każdego jest jasne, że jest to absurd i dlaczego.

Jak widać, "kolega gzyra" ;-) nadal uważa, że argumentacja prawna była ok.

Więc tłumaczę. Staram się cierpliwie, jak umiem najlepiej.

A wiesz po co? Bo straciłem pewność, że każdy dyrek w Polsce, jak dostanie to do rączki, zacznie się po prostu śmiać.
Wielu może pomyśleć, że działalność taka jest faktycznie sprzeczna z Konwencją, a więc sprzeczna z prawem.

A walka z niehumanitarnym traktowaniem zwierząt... hmm. Dla mnie dyskusja o tym tutaj to bicie piany i tyle.
Janusz Pawłowski29-12-2003 10:57:21   [#154]

"Dla mnie dyskusja o tym tutaj to bicie piany i tyle."

Właśnie w poście #149 pisałem o tym, żeby przestać dyskutować, tylko, jeśli jest taka potrzeba i pomysł, coś zrobić.
Kurcze ... pisałem o tym najlepiej jak umiałem - ale jak widać - niewiele umiem.

Czyli proponujesz Romanie bić pianę na inny temat? ;-)))

Leszek29-12-2003 13:29:40   [#155]

Mniej emocji, potem pojawiają się skrajności...

Że ten do niczego już, a tamten kompletnie zid...

itd.

A zrobić w temacie, oprócz "bicia piany" oczywiście, obecnie niewiele można, ponieważ społeczeństwo w swej zdecydowanej większości obchodzi się ze zwierzętami tak jak obchodzi (przykładów na traktowanie zwierząt jak członków rodziny i na traktowanie jak przedmioty, których można się w każdej chwili pozbyć mam co niemiara)...

Osobiście zdecydowanie inaczej patrzę na moje domowe papugi (mieszkają u mnie i dlatego) niż na jakieś zwierzę, całkowicie anonimowe...

Wszak tak traktują się także ludzie, inaczej patrzą na osobę znaną, bliską...inaczej na osoby nieznane pokazywane w tv, często w sytuacjach zagrożenia lub po jakichś kataklizmach...

jak łatwo gapić się na leżącą ofiarę wypadku, która jest osobą nieznajomą...

Zatem mniejsza o instytucje i paragrafy...

one w zakresie zmiany stosunku ludzi do zwierząt trochę mniej pomogą...

i tu widać, że blisko do siebie takim organizacjom jak OSKKO i Empatia,

tylko, żeby popierać (współpracować) trzeba się poznać, zwrócić uwagę na swoje cele działania, programy...

I dlatego sądzę, że Empatia ma wiele do zrobienia... tym będzie łatwiej jeśli znajdzie sojuszników...

całkowicie Darka rozumiem, zaczął ich szukać...

życzę mu sukcesów w pracy na rzecz ochrony zwierząt, polepszenia ich bytu...

pozdrawiam

Marek Pleśniar29-12-2003 13:52:39   [#156]

i ja zyczę powodzenia oraz..

Hmm.. Mój Piotrek wrócił jakiś rok temu ze szkoły i powiedział że do cyrku nie pójdzie bo tam "męczą zwierzęta". Jeszcze wtedy nie było ministerialnej akcji:-)

Nie uważam, wierząc mu, by te wszystkie lwy, konie i niedźwiedzie świetnie się bawiły pokazujac nam sztuczki. Misie radośnie nam tańczyły a słonie uszczęśliwione klękały itd..

-----------------------------------------

Więc czemu nie mówić o tym w szkole? Nawet jak ministerstwo bywa niezręczne?

Bo może być - idąc takim torem rozumowania - tak, ze to przeciwnicy takiej a nie innej decyzji urzędnika zaczną wokół sprawy, odrzucając przesłanie i cel działań, ....bić pianę;-)

I np zalecać koleżeństwu by nic a nic nie robiło bo tak każe ministerstwo. A co każe ministerstwo jest be:-)

-------------------------------------------

W kwestii biletów.

Jest nie bardzo moralnie (i prawnie) dopuszczalne to - co jak wiem - się z tym dzieje.

Że nauczyciele rozpowszechniają bilety na imprezy firmy komercyjnej. Wiem że w każdej puli - na zachętę dla rozpowszechniaczy jest kilka biletów bezpłatnych.

To chyba wbrew jakiś tam przepisom? I antykorupcjom:-)

No ale może ja się czepiam;-)

Janusz Pawłowski29-12-2003 13:56:46   [#157]

"przeciwnicy takiej a nie innej decyzji urzędnika zaczną wokół sprawy, odrzucając przesłanie i cel działań, ....bić pianę"

Wężykiem, wężykiem. ;-)))

Adaa29-12-2003 15:32:35   [#158]

a czy wiedzieliśćie,że

20 grudnia był pierwszym ogólnopolskim Dniem Ryby -"Daj karpiowi swięty spokój"

Organizatorem było stowarzyszenie Empatia.

a ja tego karpia....

ale ja naprawdę nie wiedziałam!

Małgoś29-12-2003 15:41:28   [#159]

to, że karp choc ryba, też ...człowiek odczułam wyraźnie stojąc w kolejce w hipermarkecie Geant, gdy przede mną klient wyłozył na taśmę kasy kilka zawiązanych worków z karpiami, a w tych workach szamotały sie jeszcze żywe ryby

cos tam sobie pokrytykowałam

ale mam niedosyt

zważywszy na krwawą orgię zabijania w sektorze z rybami - na oczach dzieci w świetle lampek, choinek, przy dźwiękach kolęd o bydlątkach klękających przy żlobie

na naszych oczach, przy naszym przyzwoleniu rozgrywa się groteskowy spektakl

nie podoba mi się

Marek z Rzeszowa29-12-2003 16:28:10   [#160]

Tak se czytam Dygasińskiego i trochę inaczej go odczytuję. I przekonuję się po raz enty, że cytaty wyrwane z kontekstu kiepskie są... Kto wie, że Dygasiński był współzałożycielem Towarzystwa Opieki Nad Zwierzętami?

"Z dwojga złego -- pisze Adolf Dygasiński w Nędzarzach życia -- nie wiadomo, co jest gorsze: okrucieństwo względem zwierząt, czy ckliwy sentymentalizm dla jakiegoś żolka. Uczucie oburzenia wywołuje w nas okrucieństwo ludzkie w obcowaniu ze zwierzętami. Ale prawdziwie wstrętnym i naturze przeciwnym jest poświęcanie psom tych uczuć, do których jedni ludzie tylko mają prawo. Nie zapominajmy nigdy o jednej rzeczy, gdy stajemy w obronie zwierząt -- mianowicie też: że człowiek nie może celów swego życia poświęcać dla psów, kotów, itd. On powinien tylko piastować swą ludzką godność w obcowaniu ze zwierzętami".

i dalej cytuję Dygasińskiego:

"Dziełem prawdziwie godnym człowieka jest otoczyć się zwierzętami, zaspokajać -- o ile można -- ich potrzeby, poznawać je, lubić, współczuć z nimi, wspierać je swoim wyższym rozumem w sposób właściwy. Prawdziwy monarcha musi być dobrym ojcem, lecz nie przeklinanym tyranem. Chroniąc się przed nami w popłochu, zwierzęta wyrażają nie tylko swój strach przed człowiekiem, ale i wstręt, jaki mają do ludzi. Człowiek jest w mocy zwiększyć sumę szczęścia na świecie; ma on to nawet obowiązek uczynić -- a zwiększa sumę niedoli, ponieważ rządzi jak srogi tyran: więzi, zabija, dręczy. (...) Nie mamy nic przeciwko temu, że człowiek musi tępić różnych szkodników, zakradających się do jego obory i kurnika. Zwracamy tylko uwagę, że istota tak potężna pod każdym względem okazuje się być nierozumną i mało szlachetną względem stworzeń, pozostających w jej niewoli. Za brak rozumu uważamy nieznajomość życia zwierząt i rozszerzanie o nich dziwnych plotek, brakiem zaś szlachetności nazywamy uczucia nienawiści i fanatyzm prześladowania zwierząt, które nic a nic nie są temu winne, że je przyroda zwierzętami uczyniła. Każde zwierzę godne jest tego, aby je poznać; ani jedno zaś nie zasługuje na to, aby je nienawidzić i z nienawiścią prześladować. Interesa czysto ludzkiej moralności wymagają, ażebyśmy pod obu względami wznieśli się wyżej, niż to obecnie ma miejsce".

Marek

beera29-12-2003 16:47:13   [#161]

adooo

a co ty mu? Temu Karpiu????

;-)))

A ta akcja to co? Strasznie zabawny tytuł miala:-)))
Moze to po prostu heppeningowe coś? Tytuł jakby na to wskazuje.

Marek Pleśniar29-12-2003 17:03:30   [#162]

Marek teraz toś mnie wprawił w zadziwienie. Zobaczta jak to łatwo źle odczytać gdy podane coś bez kontekstu;-) Ciekawe czy cwaniak co nam taki wypreparowany cytat podał zrobił to specjalnie hę?

;-)

strasznie się tu śmieję:-)

Marek Pleśniar29-12-2003 17:06:45   [#163]
no, temu Karpiu chyba zrobili coś w tym sensie - happeningowym - bo mam nadzieję że nie śmiertelnie poważnie (co by wywołało skutek odwrotny). To naprawdę Wy? Darek?
Adaa29-12-2003 17:21:27   [#164]

a ja jestem wdzieczna za ten wątek;-)

bo dzieki temu doczytałam jak mnie wykorzystuje np. mój mąż!:-))

bo tak sobie czytam o empatii ( z małej literki ;-) i trafiłam na takie cudo:

Empatia może być wykorzystana w sposób cyniczny (wczuwam się w świat drugiego człowieka po to, by nim manipulować) lub naiwny (wczuwam się w świat drugiego człowieka po to, by biernie przyjąć do wiadomości jego subiektywne przekonania czy przeżycia także wtedy, gdy są one zaburzone i groźne).

wyrywam sobie z kontekstu tym razem na własny uzytek:-)))

Co do karpia posłuzył jako....ha!...tu tez moze mi sie wyrwac z kontekstu to zmilczę;-)

.....................................

"Daj karpiowi swięty spokój"

http://www.garaz.most.org.pl/inf3.htm

Adaa29-12-2003 17:28:34   [#165]

przy okazji Dygasińskiego:-)

juz chyba nie raz dokonano  oceny na podstawie przesłanek:-)))

Tym zwykł mawiać "nie czuję się kompetentny, więc chętnie zabiorę głos":-)))

AnJa29-12-2003 19:52:11   [#166]

"A, poza tym, Kartagina powinna byc zniszczona"

"nie czuję się kompetentny, więc chętnie zabiorę głos":-)))

Kurde, z japy mnię to wyjęłaś - gdyby nie to życiowe motto na żadnym forum bym nie zaistniał:-)

A ekologów i tak nie lubię!!!!!

RomanG29-12-2003 20:51:58   [#167]
"przeciwnicy takiej a nie innej decyzji urzędnika zaczną wokół sprawy, odrzucając przesłanie i cel działań, ....bić pianę"

Hm... to chyba o mnie ;-)

Tylko gdzie ja napisałem, że odrzucam przesłanie i cel działań "Empatii"??!

Występuję o jakiś porządek prawny w tym resorcie, zagwarantowanie dyrektorom i nauczycielom minimum chociaż bezpieczeństwa prawnego, żeby żadne widzimisię ministerialnego urzędnika z powołaniem się na dowolny wyrwany z kontekstu przepis, nawet w jak najbardziej słusznej sprawie, nie wpędzało ich w stan nerwowej niepewności: co też wymyślą jutro?

Odróżniajmy obowiązki natury etycznej od obowiązków natury prawnej - czemu "góra" ma dawać nam w tym zakresie zły przykład?

Myślę, że akurat na forum poświęconemu zarządzaniu placówką oświatową nie powinno przeradzac się to w bicie piany.

Chyba że słabo czytelny ten mój zamysł :-(
Janusz Pawłowski29-12-2003 20:55:44   [#168]

No i proszę - znów polubiłem Dygasińskiego.
Wyrywanie zawsze jest bolesne - szczególnie zębów. ;-)))

Pytanie tylko:
Z jakiego kontekstu Marek wyrwał te słowa. ;-)))

Marek z Rzeszowa29-12-2003 23:16:59   [#169]

No to dłuższy cytat. Dygasiński nie tylko kochał zwierzęta. Był świetnym ich obserwatorem. Jeśli chcecie mogę cytować dalej...

Fragment opowiadania "As":

Bywają ludzie z bardzo krewkim temperamentem, ale największy nawet narwaniec − człowiek nie daje się porównać z psem − wariatem, zwłaszcza gdy pies okazuje wesołość, ochotę. Gdy się zdarzy taki sangwiniczny wyżeł wpadający w szały, potrzebuje on wytrawnej ręki wychowawczej, aby go uczyniła dobrym, mądrym psem myśliwskim − i to we właściwym wieku. As stanowił ideał psa − szaleńca. Sprzedał go był jakiś mieszkający na Sewerynowie emeryt, który miał sześć córek i te z młodym wyżłem wyprawiały w domu takie hałasy, że stary nie mógł się oddawać swej nałogowej poobiedniej drzemce. Tyranizowany przez córki, nie śmiał im zabronić swawoli zgiełkliwej i przemyśliwał tylko, jak by się tu pozbyć nadzwyczajnie hałaśliwego psa. Otóż, kiedy wyczytał w kurierze ogłoszenie pana Albina, nikomu nic nie mówiąc wyprowadził potajemnie z domu Asa i sprzedał go szczęśliwie.

Zabrzeski niebawem sprawił sobie książkę o układaniu wyżłów i systematycznie rozpoczął domową edukacją psa, polegającą na nauczaniu warowania i aportowania. Wyraz „waruj!” był teraz ciągle na ustach pana Albina. Jednakże As, który wiek szczenięcego żywota spędził między pannami, karmiony przysmakami i pieszczony do zbytku, uważał sobie takie „waruj!” za proste wezwanie do figlów i w odpowiedzi na to szczekał zapalczywie, wyskakując jak szalony przed swym nauczycielem. Stosownie do przepisów książki, nauczyciel przyciskał nieraz ucznia ręką do ziemi, z ogromnym naciskiem wykrzykując: „Waruj, waruj!” Ale skoro tylko ręka pofolgowała, As się natychmiast zrywał i w dwójnasób wynagradzał sobie takie przymusowe zahamowanie energii. Co tu począć?

Książka radziła, ażeby − w razie, gdy nie skutkują środki łagodne i pies okazuje upór − użyć sposobów surowych, to jest zastosować powszechnie znaną, a słusznie przez długi czas cenioną metodę patyka. Chociaż niefachowy pedagog, Zabrzeski wiedział, że ból doświadczony na własnej skórze obudza pożyteczne uczucie obawy, która z kolei rzeczy wiedzie do posłuszeństwa, czyli do zaniechania uporu. Zdawałoby się, że to spostrzeżenie psychologiczne jest prawdą niezaprzeczoną i że trzeba nie mieć oleju w głowie, aby się zrzec tak skutecznego środka, a jednak...

Nie wskórawszy nic a nic w pierwszym tym dziale domowej edukacji, nauczyciel uznał za rzecz właściwą przystąpić do działu drugiego, to jest do niezmiernie trudnej nauki aportowania. Dla psa − flegmatyka z usposobieniem leniwym warowanie niewiele nastręcza trudności, gdyż spoczywa ono już w usposobieniu: pies − próżniak i bez nauki kładzie brzuch na ziemi, głowę między wyciągnięte przednie łapy i leży. Wyżeł z żywym, gorącym temperamentem ma już we krwi niejako aportowanie.

Och, As okazywał aż nadto pochopności do chwytania w zęby wszystkiego, co się nadarzyło. Gdy raz znalazł na sofie otwartą książkę o układaniu wyżłów, wlazł z nią pod sofę i tam doszczętnie podarł, pogryzł. Za to otrzymał znowu chłostę szpicrózgą i wprawdzie nie utracił chęci do brania w zęby innych przedmiotów, ale sam widok książki napełniał go nieopisaną trwogą. Pokazuje się, że aby oduczyć, trzeba bić za każdą rzecz; aby nauczyć, bicie często nie pomaga. Mocna wiara w uogólnione teorie prowadzi wychowanie psów na manowce: psy − są to indywidualności.

Pan Albin też coś jak by pojmował, iż spełnienie rozkazu „waruj!” brzmi dla Asa ponuro, przechodzi poniekąd jego siły; tymczasem „aport!” pobudza go do czynności. Za podnoskę do aportowania miał posłużyć okaz wypchanej wiewiórki, stary grat wyciągnięty spomiędzy rupieci. Naszemu wyżłowi aż się ślepie zaiskrzyły, gdy pan jego z wyrazem „aport” na ustach trzymał w ręku wiewiórkę.

Owe lekcje tak wypełniały czas Zabrzeskiemu, że teraz później jadał śniadania, wcześniej powracał do domu z kolacyj, wstawał regularnie o ósmej z rana i zaraz się zabierał do lekcyj z wyżłem.

Już po upływie dwóch dni nauki wydało się panu Albinowi, że As zrobił znaczne postępy w aportowaniu, gdyż jakkolwiek nie odnosił jeszcze panu podniesionego przedmiotu, pozwalał go sobie jednak odbierać. Toteż trzeciego dnia rano nauczyciel, dumny z osiągniętych rezultatów, a pełen nadziei na przyszłość, pod najlepszą wróżbą rozpoczął swoją pracę. Za pierwszym rzuceniem podnoski i na zawołanie „aport!” As z właściwą sobie skwapliwością i zwinnością poskoczył ślizgając się po woskowanej posadzce, o którą stukały jego pazurki. Pełen zapału pochwycił w zęby upragniony przedmiot, ale ani myślał odnosić go panu, tylko co tchu zmykał gdzieś tam na tyły mieszkania. Właśnie o tej porze służący Franciszek powynosił z mieszkania na dziedziniec meble, aby z nich kurze wytrzepać, i zostawił tylne drzwi otwarte, co pozwoliło wyżłowi swobodnie wymknąć się z domu.

− As, do nogi!... As, aport!... − wołał Zabrzeski stanąwszy w negliżu przy lufciku.

Pies spojrzał parę razy w okna pierwszego piętra, jak gdyby drwił z krzyków swego mistrza, a potem wyciągnął się pod pompą według przepisów o warowaniu i trzymając między przednimi łapami wypchaną wiewiórkę, zaczął ją pracowicie patroszyć.

Krzyk pana Albina posłyszał trzepiący meble Franciszek i chciał wyżła zawrócić do mieszkania. To mu się nie udało, gdyż zbieg porwał podnoskę i z podniesionym w górę ogonem bardzo raźno, ochoczo derdnął za bramę. Zaraz na ulicy spotkał go inny pies, pudel z pochodzenia, właśnie kończący obwąchiwanie węgła domu, a teraz zaciekawiony w najwyższym stopniu przedmiotem niesionym przez Asa w zębach. − „Co by to mogło być takiego?”...

Ponieważ Zabrzeski mieszkał przy Erywańskiej, przeto wyżeł wydostawszy się na ulicę niedaleko miał plac Ewangelicki, dokąd też żwawo się puścił, a za nim pędził w derdy ów rozciekawiony pudel, pragnący namiętnie zajrzeć z bliska Asowi w zęby. Za psami w odległości kilkunastu kroków podążał służący Franciszek z trzepaczką w ręku, złowrogim spojrzeniem w oku i przekleństwem na ustach:

− Bodaj jasne pioruny spaliły taką służbę!...

Mało kto może zwrócił uwagę na to, że plac Ewangelicki jest od dawna ulubionym punktem zbornym psich schadzek, szczególniej w godzinach porannych. W porze letniej, jak tylko się rozpocznie dzienny ruch miejski, można się tutaj przyjrzeć wielce uciesznym scenom psich figlów. Właśnie i teraz wyprawiał tam harce, skoki, pląsy jakiś nadzwyczajnie zwinny mopsik z ogonkiem w kółko zakręconym i w obróżce z dzwoneczkami. Za współzawodnika w turnieju popisowym miał ten psi akrobata atletę, ogromnego popielatego doga z obciętymi uszyma, w szerokiej metalowej obroży z monogramem swego pana. Kilka innych psów w charakterze widzów zdawało się brać żywy udział w widowisku: opasły, gruby w karku i pysku, z obwisłymi policzkami buldog; delikatny, wątłej budowy charcik, na którym mimo ciepłych promieni słońca drżała febrycznie skóra przywykła do pokojowej atmosfery; pudel przez nożyce na lwa wystrychnięty; wyżeł, co sfilistrzał w mieście używając ze swym panem tylko raz na dzień przechadzki od domu do knajpy; nareszcie jakiś mieszaniec skrobiący się nieustannie tylną łapą po wełnistym karku.

Niektóre z nich stały, inne przysiadły na ogonie, przyległy na brzuchach, a z ich fizjonomii można było wyczytać, że gdyby tylko posiadały ludzkie dłonie, z pewnością biłyby mopsikowi oklaski. Inteligencją i pełną wdzięku zręczność malców widocznie psy nawet cenią wyżej aniżeli brutalną siłę olbrzymów.

Pojawienie się na placu Asa i pudla nieustannie Asowi zaglądającego w zęby przerwało wesołą zabawę. Wszystkie psy, ile ich tam było, zwróciły ciekawe oczy na przybyszów, a każdy zdawał się wzrokiem zapytywać:

„Co też ten wyżeł może nieść w zębach?”

Niebawem wielki dog pierwszy przyskoczył do Asa, nastroszył się okrutnie i musiał mu warknąć do ucha jakąś brutalną groźbę, gdyż młody wyżeł bojaźliwie spuścił ogon, pokornie się przypłaszczył i jednocześnie wypuścił z zębów wiewiórkę. W tejże chwili lotem strzały przyskoczył mopsik, chwycił upuszczoną podnoskę i pognał z nią w cwał przez plac, a za nim popędziły teraz wszystkie psy, nie wyłączając Asa i przybyłego z nim pudla. Cała ta gromada obiegła naokoło kościół, po czym zjawiła się znowu na placu, naprzeciwko pałacu Kronenberga. Już ten, już ów zaskakiwał drogę mopsowi, który jednakże umiał się zawsze zręcznie wywinąć, a w ostatnim razie uchodził popod brzuchami psów większych.

Żywym ruchem roiło się to psiarstwo; z wiewiórki na wszystkie strony wyłaziły jakieś kłaki, a co ją który pies dopadł, skubnął, potem się zatrzymywał, smakował i usiłował wypluć pakuły, oblegające mu podniebienie.

Tak się tutaj rzeczy miały, kiedy niespodziewanie wtargnął na plac Franciszek, uzbrojony w trzepaczkę do mebli. Fizjonomia człowieka pełna goryczy, jego chód niecierpliwy, ruchy niespokojne i ta trzepaczka, wyglądająca jakoś podejrzanie w rękach ludzkich, wszystko to sprawiło, że As jakby poczuwając się do winy zaczął rejterować. Inne psy widocznie pozostawały w niepewności, co czynić, i wyczekiwały dalszego przebiegu wypadków. Atoli mopsik naraz wypuszcza z pyska podnoskę, odważnie naciera na Franciszka i szczeka zapalczywie. Pozostałe psy, zachęcone przykładem, tak dalece nabrały otuchy, że nawet As, dezerter, zawrócił i dopiero cała ta psiarnia opadła służącego, zuchwale nań nacierając, zajadle go oszczekując na różne głosy. Zaskoczony Franciszek używał trzepaczki jako broni odpornej, przy tym idąc tyłem wycofywał się z trawnika, pewny, że skoro dotrze do głównej alei placu, psy zaniechają dalszej napaści. Biedak zapomniał, że aleję główną oddzielają od trawnika pręty grubego drutu, przeciągnięte między drewnianymi słupkami! Skoro więc w swoim cofaniu się natrafił nareszcie nogami na ową zdradliwą przeszkodę, poderwany znienacka, padł tyłem jak długi na główną aleję nakrywając się nogami. Nie przewrócił on wprawdzie przechodzącej tamtędy właśnie jakiejś otyłej niewiasty, ale upadkiem swoim narobił jej takiego strachu, że baba wrzeszczała jak opętana. Powstały stąd zamęt usposobił psy do odwrotu, do czego może się też przyczynił i widok stójkowego, który już nadchodził w groźnej postawie.

Cała czereda z mopsikiem na czele powywieszawszy języki puściła się drogą poza kościołem, następnie przebiegła w skok ulicę Erywańską między snującymi się dorożkami i wypadła na plac Zielony, obiecujący daleko więcej swobody.

Markotny, bo potłuczony, Franciszek powrócił do domu, gdzie krótko a węzłowato oświadczył Zabrzeskiemu, że on godzi się tylko do obsługiwania panów, nie myśli zaś na stare lata zbijać psy po mieście, gdyż od tego są stróże, posługacze i inne podlejsze gatunki człowieka. Potem usiadł w przedpokoju i wymrukiwał, że go przepłacano, aby przyjął służbę w Ogrodzie Zoologicznym, a nie chciał, ponieważ uważa sobie za ostatnie upodlenie usługiwanie zwierzętom.

Pan Albin, człowiek mało stanowczy, zmilczał udając, iż nie słyszy tych przemów i przycinków; wypytał się tylko służącego, gdzie obecnie As przebywa, i sam osobiście wyruszył na obławę.

Gaba30-12-2003 05:09:46   [#170]

+ był nauczyczycielem gimnazjów krakowskich.

 

Mam drobne pytanie - i co z tego?

 

vide - deżawi wątek nr 19!!!

Marek z Rzeszowa30-12-2003 11:49:43   [#171]

wilk czy owca?

Z drugiej strony:

http://miasta.gazeta.pl/rzeszow/1,34962,1842702.html

ag 28-12-2003, ostatnia aktualizacja 28-12-2003 18:45

W Żubraczem, w nadleśnictwie Cisna, wilki zaatakowały łanię w obecności ludzi.

0-->- To było kilka dni temu. Nad ranem wilki zaatakowały stado łań. Dwie z nich schroniły się na gankach domów, trzecia poszarpana wybiegła na drogę, za nią podążały drapieżniki. Widzieli to mieszkańcy i dzieci idące rano do szkoły. Wilki zupełnie nie reagowały na krzyki ludzi i kiedy poraniona łania uciekła do lasu, podążyły za nią. Po południu miejscowy leśniczy znalazł resztki zwierzęcia jakiś kilometr od wsi - opowiada Edward Marszałek z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie.

Dwa dni wcześniej przy tej samej drodze do Łopienki znaleziono niemal doszczętnie zjedzoną łanię.

Na terenie nadleśnictwa Cisna wilki w ostatnich dniach zagryzły pięć łań. Drapieżniki dały się we znaki również w Stuposianach. Nadleśniczy Jan Mazur szacuje, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni wilki zagryzły dwa jelenie o potężnych porożach, dwie łanie, dwa dziki i dwa cielaki jelenia. Na terenie nadleśnictwa pojawiły się aż cztery wilcze watahy (w sumie 21 wilków).

Leśnicy obliczyli, że od początku grudnia wilki zagryzły już 40 zwierząt. Teraz chętniej atakują one zwierzęta w lesie, bo z łąk znikły owce.

Urząd Wojewódzki w Rzeszowie szacuje, że w tym roku za zagryzione przez wilki zwierzęta gospodarskie wypłacono ponad 106 tysięcy złotych odszkodowań (dwa razy więcej niż w ubiegłym roku). Wilki nachodziły hodowców 135 razy.

Marek

Alfred31-12-2003 11:29:13   [#172]

Tak na zamknięcie wątku i starego roku..

..przypomniały mi się opowiadania z serii Klasyki Dziecięcej Jacka Londona i Jamesa Olivera Curwooda..

ARTIST - Ira
TITLE - Zew krwi
ALBUM - 1993


Urodziłeś się na skraju miasta
Urodziłeś się wśród ruder i dziur
Urodziłeś się bo brakło pieniędzy
Tutaj rządzi tylko pieniądz i ból

Urodziłeś się biedny i hardy
Urodziłeś się gdzie złodziej to król
Urodziłeś się i chciałeś być inny
Urodziłeś się tu i w uszach ci brzmi

ref.

Zew krwi !
Zew krwi !
Nie pozwala ci stąd odejść
Walczysz aby przeżyć kolejny dzień
Zew krwi !
Zew krwi !
Liczysz ze ktoś to w końcu zmieni
Chciałbyś aby Bóg czasem podał ci dłoń

RomanG02-10-2004 17:37:23   [#173]

Dyktatura ekologów?

CYRK TAK, ALE BEZ MAŁP

Cyrkowcy przyznają, że żaden klaun nie rozbawi tak publiki jak przebrane małpy. (Fot. archiwum)
W ostatnich latach podpalono w Polsce kilka cyrków, w miastach i miasteczkach zdarzają się napaści na widzów. Kilka miesięcy temu ekolodzy wywalczyli "zakaz wjazdu” cyrkowców do szkół i przedszkoli. Branża ledwo zipie...

Czesław Januszewicz, szef popularnego cyrku "Milano”, miał długi przestój. Strzelił wał korbowy traktora, który ciągnie cyrkowy majdan. Menago policzył pieniądze i wyszło, że nie ma na mechanika, nie mówiąc już o nowej części. Żaden bank nie chciał dać kredytu na wał, więc cyrk stanął pod Tarnowem.
- Gdybym nie kochał tej roboty i takiego życia, to już dawno rozeszlibyśmy się każdy w swoją stronę - mówi zrezygnowany cyrkowiec.
Ewa Zalewska, właścicielka najbardziej renomowanego polskiego cyrku "Zalewski”, artystka cyrkowa od kilku pokoleń, w ubiegłą sobotę uczestniczyła w gali IX edycji Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Cyrkowej. Najlepsi artyści, świetnie wytresowane zwierzęta, zacni goście na trybunach.
- W takich momentach wierzę, że to, co robimy, ma jeszcze sens - mówi Zalewska. - Bo w Polsce odechciewa się czegokolwiek. To, co w ostatnich latach wyprawiają ekolodzy, a raczej ekoterroryści, przechodzi ludzkie pojęcie.
Pali się!
Poznań Winogrady.
Piątek. Na plac zajeżdża cyrk "Milano”. Pierwszego dnia pikieta przy kasie, obrzucanie widzów wyzwiskami, leci szyba w samochodzie jednego z cyrkowców.
Sobota. W trakcie programu ekolodzy pikietują, krzyczą: Wypuścić zwierzęta! W ruch idą "koktajle Mołotowa”, ktoś woła: Pali się! Szef cyrku biegnie na plac i widzi swój barak mieszkalny w płomieniach. Płonie cały dobytek właściciela, ale także pies, zamknięty w baraku.
- To było dwa lata temu, potem ataki na cyrki się powtarzały - mówi Czesław Januszewicz. - W Bochni znów nas podpalono, spłonęła przyczepa siana dla zwierząt stojąca na zapleczu sceny. To było podczas programu, dym wdarł się do namiotu, ludzie uciekali w popłochu. Kto po takiej hecy wróci do cyrku...
Cyrk - tak, zwierzęta - nie
Ekolodzy, ci ze znanych stowarzyszeń, odcinają się od bandyckich napadów na cyrki. Ich zdaniem do dopuszczalnych przez nich akcji propagandowych, np. pikiet przed kasami biletowymi, podczepiają się miejscowi zadymiarze.
- Nam chodzi tylko o zwrócenie uwagi na problem dręczenia zwierząt - mówi Dariusz Gzyra, szef najprężniejszego "antycyrkowego” stowarzyszenia "Empatia”. - Nikt z nas nie wpadłby nawet na pomysł, by podpalić cyrk.
Według ekologów największym problemem zwierząt cyrkowych jest zamykanie ich w ciasnych klatkach, gdzie spędzają 80-90 procent życia. Do tego dochodzi tresura, która w ekobranży jest uważana za katowanie. Działacze powołują się m.in. na relacje Pat Derby, amerykańskiej obrończyni praw zwierząt, która pokaźną część życia spędziła jako treserka.
- Klasyczną metodą tresury niedźwiedzi jest bicie ich po nosie - wspomina swoją długoletnią pracę Pat Derby. - Mieliśmy niedźwiedzia cyrkowego, którego nos był pokryty strupami i nosił ślady wielokrotnego złamania. Tańczyć nauczono go, zmuszając do spacerowania po płycie naładowanej prądem elektrycznym albo na podłożu z rozżarzonego żelaza.
Według byłej treserki nie lepiej było w cyrku tygrysom, lwom i lampartom, które nauczono siadać jak człowiek, na tylnych łapach, katując je ostrym szpikulcem.
- Skuwano je łańcuchami i rozżarzonym szpikulcem dźgano pod gardłem dzień w dzień, całymi miesiącami - opowiada Derby. - Aż do chwili, kiedy próbując uniknąć nowego ciosu odchylały się do tyłu, podnosząc przednie łapy...
Ekolodzy takich opowieści mają na pęczki. Dlatego zapewniają, że nie popuszczą cyrkowcom do momentu, kiedy z areny zejdzie... ostatni zwierzak.
- Cyrki, które zdecydują się na występy bez udziału zwierząt, będziemy nawet wspierać - deklaruje Dariusz Gzyra z "Empatii”.


Ludzie chodzą do cyrku, bo chcą zobaczyć lwy i tygrysy. A te muszą siedzieć w klatkach, co ekolodzy uważają za ich dręczenie. (Fot. Sebastian Stemplewski)
To nie przejdzie
- Co to za cyrk bez zwierząt! - łapie się za głowę Ewa Zalewska.
Każdy cyrkowiec wie, że zwierzęta w cyrku są najważniejsze. Choćby akrobata podskakiwał na uchu, to i tak gawiedź będzie się domagać lwów, małp i żyraf.
- Pierwsze pytanie każdego tubylca, kiedy zajedziemy z cyrkiem do dowolnego miasteczka, brzmi: a jakie macie zwierzęta? - mówi Czesław Januszewicz z "Milano”. - Kiedy słyszy: konie, psy, kaczki, to mówi: "Co to za zwierzęta?! A gdzie słonie, tygrysy!?”
Według polskich cyrkowców ekolodzy opowiadają głupoty o dręczeniu zwierząt.
- To są jakieś opowieści rodem ze średniowiecza - mówi Ewa Zalewska. - My kochamy nasze zwierzęta, ale nawet jeśli przyjąć, że ich los byłby dla nas obojętny, to z czysto biznesowych powodów musimy o nie dbać, by z nami jak najdłużej pracowały. Zwierzę bite jest zastraszone, a przez to staje się agresywne. A my w przerwach programu zapraszamy dzieci na minipastwiska, gdzie mogą dotknąć zwierzęcia, przejechać się na wielbłądzie...
Czesław Januszewicz z "Milano” mówi, że od wielu lat, z powodu licznych interwencji ekologów, polskie cyrki są nieustannie dręczone kontrolami, również weterynaryjnymi.
- Pamiętam, jak pod Warszawą ktoś na nas doniósł, że nasze zwierzęta są przetrzymywane w fatalnych warunkach - opowiada Januszewicz. - Przyjechał główny lekarz weterynarii, który napisał w protokole kontroli, że zwierzęta są w "bardzo dobrej kondycji zdrowotnej”, że mają zapas jedzenia i witamin.
Co widzi dziecko?
Po fali pikiet i towarzyszących im ekscesów kryminalnych, ekolodzy postanowili zadziałać również w białych rękawiczkach. I tutaj okazali się skuteczniejsi, bo wymogli w ministerstwie edukacji i sportu wystosowanie specjalnych dyrektyw do kuratoriów, aby te pouczyły dyrektorów szkół i przedszkoli, że należy zakazać reklamowania na ich terenie cyrków.
- Tydzień temu w Jarosławiu biletów nie chciała już żadna podstawówka i żadne przedszkole - mówi dyrektor cyrku "Milano”.
Szef cyrku K. przyznaje, że tylko dzięki tej dziatwie cyrki jako tako wiązały koniec z końcem.
- Każdy darmowy bilet dla dziecka to co najmniej drugi bilet płatny, kupiony przez rodzica czy dziadka - tłumaczy W. - To naprawdę działało! Nam to pozwalało przetrwać, a ludzie mieli tanią rozrywkę, bo kto w małych miasteczkach chodzi do teatru albo do drogiego kina?
Ekolodzy dopięli swego, powołując się m.in. na opinię dr. Ryszarda Kulika, psychologa społecznego z Uniwersytetu Śląskiego. Według naukowca dziecko po wizycie w cyrku ma wypaczony stosunek do zwierząt.
- Dziecko odbiera w cyrku komunikat, że zwierzęta są zabawkami, które istnieją tylko po to, aby dawać przyjemność człowiekowi - twierdzi dr Kulik. - Że można je zmuszać do nienaturalnych zachowań, przetrzymywać w klatce, "ubierać” w różne stroje...
Ewa Zalewska oponuje:
- Gdyby iść tym tokiem rozumowania, to powinniśmy zakazać ludziom trzymania psów i kotów w blokach, bo to też nie są dla nich naturalne warunki. Nie popadajmy w paranoję. Dlaczego w każdej europejskiej stolicy jest cyrk, a w Warszawie nie ma? Czy my aby nie przesadzamy z tą postępowością?
Ekolodzy też powołują się na zagranicę. W uchwalonej w 1978 roku w Paryżu przez UNESCO Światowej Deklaracji Praw Zwierząt jest zapis, że zwierzę nie może służyć rozrywce człowieka. Cyrków z tresurą zwierząt nie wpuszcza się do całej Skandynawii, w Austrii postawiono tamę tym egzotycznym. Zakazy wjazdu dla cyrków ze zwierzętami uchwalają też poszczególne gminy (160 w Wielkiej Brytanii).
- Nie ukrywam, że wywieramy również naciski na prezydentów i burmistrzów polskich miast, aby wprowadzali podobne zakazy - mówi ekolog C.
Zdaniem cyrkowców polscy samorządowcy boją się jeszcze stawiać im oficjalną tamę (w końcu wyborcy też chodzą do cyrku), ale dobijają ich coraz wyższymi stawkami za rozłożenie namiotu.
- Cyrk to nie hipermarket - oburza się właściciel "Milano”. - A do niektórych miast nie wjeżdżamy ostatnio tylko z tego powodu, że władze postawiły nam zaporową cenę na grunt.


Metoda "na Michnika”...
Strony okopały się na swoich pozycjach. Ekolodzy uważają cyrkowców pracujących ze zwierzętami za zwyrodnialców, cyrkowcy oskarżają ekologów o ekoterroryzm.
W środowisku od kilku lat mówi się, że niektórzy ekolodzy stosują wobec cyrków praktyki znane z branży budowlanej, gdzie obrońcy przyrody blokują budowy do czasu zapłacenia im prowizji przez inwestorów.
W środowisku cyrkowym pojawił się pomysł, by "polecieć Michnikiem”, czyli sprowokować rozmowę z ekoterrorystą i ją nagrać.
- Byłoby czego posłuchać - zapewnia Czesław Januszewicz z "Milano”. - Jeden z szefów większego polskiego stowarzyszenia zaproponował mi, że albo się dogadamy, w domyśle odpalę mu jakąś prowizję, albo on i jego ekolodzy mnie zniszczą. Pogoniłem faceta z baraku. Nie podam jego nazwiska, bo nie mam świadków rozmowy. Ale z tym dyktafonem to świetny pomysł...



Krzysztof ZYZIK
"Nowa Trybuna Opolska" z 1 X 04 r.
Marek Pleśniar02-10-2004 18:07:55   [#174]

wszelki duch Romanie!! ;-)

skadeś Ty wywlókł tak stary post;-)

Fajny jednakowoż bo mi przypomniał łobuzersko nas zaniedbującego a lubianego przeze mnie Marka z Rzeszowa.

--------------------------------------------

nie popieram "ekologów" no i przywłaszczyli sobie nazwę - w żaden sposób im nie przysługującą, bo naukowców to z nich raczej nie będzie. Szkoda że media w tym pomagają.

ale zniknięcie cyrków powitam z satysfakcją. Jarmarczna i głupia sztuka moim zdaniem.

Marek Pleśniar02-10-2004 18:10:50   [#175]

ale fajny post:-)

Adaa tam cytuje :

Tym zwykł mawiać "nie czuję się kompetentny, więc chętnie zabiorę głos":-)))

Konto zapomniane28-10-2004 17:32:42   [#176]

Cyrk bez zwierzat - polemiki

Witam szanownych ekstremofilow, rezydentow wulkanicznego forum. :-)

Swego czasu wpadlem do Was na chwile, zeby wyjasnic kilka spraw zwiazanych z kwestia wykorzystywania zwierzat w cyrkach i watpliwych walorow edukacyjnych uczestnictwa dzieci w pokazach tresowanych zwierzat. Widze, ze ktos ostatnio powolywal sie na dosyc nieszczesliwy artykul z Nowej Trybuny Opolskiej. Chcialbym, zebyscie znalezli chwile czasu na przeczytanie naszej polemiki:
http://empatia.pl/str.php?dz=5&id=220 - "Dziennikarstwo tak, ale bez naduzyc"

Przy okazji zapraszam do lektury kilku felietonow o tej tematyce:

Krzysztofa Czabańskiego (Gazeta Wyborcza) http://krzysztof.czabanski.net/felwar/fel20.html

Jacka Podsiadło (Tygodnik Powszechny) http://tygodnik.onet.pl/1571,1195060,felieton.html

Ludwika Stommy (Polityka) http://polityka.onet.pl/artykul.asp?M=FS&NR=2474-2004-42
Nasza polemika:
http://empatia.pl/str.php?dz=5&id=222

Jana M. Fijora, (m.in. Życie Warszawy) http://www.fijor.com/index.php?a=p&id=137
Nasza polemika: http://empatia.pl/str.php?dz=5&id=222&str=2

Z przyjemnoscia znow przez chwile pobede na forum i podysuktuje o tym i owym. :-)

pozdrawiam,
Darek Gzyra
Empatia
Fred28-10-2004 17:56:42   [#177]

Może tak będzie łatwiej Darek. Pozdrawiam po "latach":-)

www.krzysztof.czabanski.net/felwar/fel20.html

www.tygodnik.onet.pl/1571,1195060,felieton.html

www.polityka.onet.pl/artykul.asp?M=FS&NR=2474-2004-42

www.empatia.pl/str.php?dz=5&id=222

www.fijor.com/index.php?a=p&id=137

www.empatia.pl/str.php?dz=5&id=222&str=2

Adaa28-10-2004 18:01:38   [#178]

ej tam Fred..;-)

moze nie miało byc łatwiej:-)))
Fred28-10-2004 18:16:51   [#179]

cii.. Adaa - czytam:-))

I kurcze.. jakoś mi "Przeżyj to sam" Perfektu się nasuwa..

Konto zapomniane28-10-2004 18:28:25   [#180]

Cyrk bez zwierzat

Nie zamieniaj serca w twardy głaz, no słusznie...
AnJa28-10-2004 18:42:37   [#181]
A twardy płaz?

Płaz to zwierzę?

A "Przezyj to sam " to Lombard - proszę  małolatów:-)
Fred28-10-2004 18:47:17   [#182]
Sęk w tym, że nie "małolat" i pamięć już nie ta;-))
AnJa28-10-2004 18:50:42   [#183]
Odkąd kiedyś Riedla do Kombi zapisałem - to juz mnie za bardzo nic nie rusza:-)

O "Czerwony jak cegła" chodziło.
Marek Pleśniar28-10-2004 18:51:32   [#184]

nie dość że znieczulica to jeszcze płazy a w dodatku lombardy - a więc i lichwa! I cyrk!! A zwierzęta bezrobotne! Co na to związki zawodowe??

AnJa28-10-2004 18:57:38   [#185]
zz u zwierząt??????

Chłopie, co Ci te zwierzaki zrobiły, że chcesz je tak okrutnie doświadczać?!
Rycho28-10-2004 19:37:55   [#186]

;-)

bo Marek ostatnio bardzo lubi ZZ-ty. ;-)
Marek Pleśniar28-10-2004 20:41:04   [#187]
a raczej one mnie
Adaa28-10-2004 21:43:42   [#188]

no sobie poczytałam też...

niektórym sie Lombard przypomniał, niektórym zz...a mi tytuł jednego z felietonów i opowieść o św. Franciszku przywolały  z pamieci słowa św. Augustyna:

"Kup sobie psa.To jedyny sposób, abys mógł nabyc miłość za pieniadze"

Oczywiście...zadnych powiazań...tak tylko mi sie przypomniało....

Marek Pleśniar28-10-2004 21:50:11   [#189]

hm... jakimi sciezkami chadza myśl ludzka;-)

od zz do miłości za pieniądze

Spayk30-10-2004 00:15:42   [#190]

Cholera mam chomika w klatce. Wypuścić czy jak?

A biletów do cyrku szkoła nie powinna rozprowadzać. Nie powinna również brać udziału w różnych "konkursach" typu: kto nazbiera najwięcej makulatury, złomu.... dostanie nagrodę (zwykle nędzną). Niby czyste działanie proekologiczne. A firma, która konkurs zorganizuje surowce sprzeda..

I co jam mam z tym chomikiem zrobić? I syn chciałby się nauczyć jeździć konno. A za cholerę od konia się nie dowiem co on o tym myśli. A dzisiaj widziałem policjanta jak prowadził psa. Na smyczy i w kagańcu, pies się nie buntował, tresowany jakiś czy co? Widziałem w telewizji reportaż o świni, która szuka narkotyków na lotnisku, ćpała wcześniej czy co. Sąsiadka ma futro, chyba ją farbą obleję

Marek Pleśniar30-10-2004 00:22:46   [#191]

spayk - zwierzęta pracujące dla ludzi to co innego niż zwierzęta pracujące dla uciechy gawiedzi

jedno to potrzeba a drugie zbędne poniżanie i cierpienie

Spayk30-10-2004 00:44:34   [#192]
gawiedź to też ludzie, a zwierzęta w cyrku pracują raczej ciężko, a za cyrkiem nie przepadam
Marek z Rzeszowa30-10-2004 00:45:32   [#193]

Melduję się, Marku!

Pozdrowienia z urlopu dla poratowania zdrowia. 
I z pięknego Beskidu Niskiego.
Odpoczywam, leczę się i podróżuję.

Marek Widurek
Już nie z Rzeszowa -
wyprowadziłem się na wieś ;)))

ps.
Pozdrawiam również Uruloki i Pazuzu.
To nie zwierzaki ale cyrk też mam z nimi niezły.

Marek Pleśniar30-10-2004 00:55:51   [#194]
o, marek:-)
grażka30-10-2004 00:58:45   [#195]

A na czatu oczywiście nikogusieńko :(((

Też sobie idę, poszwenadam się jeszcze po necie.

beera30-10-2004 00:59:17   [#196]

ooo

Marek:-)

wiecie

przypomniały mi się dawne czasy i wstyd się przyznac- lezkę mam w oku

Bylismy bardzo inni te kilka lat temu- tzn ja bylam.

Więcej chyba entuzjazmu, czy ja wiem czego jeszcze...

Ściskam mocno Marek!

Marek z Rzeszowa30-10-2004 01:02:06   [#197]

Dzięki za pozdrowienia.

Od listopada wrócę tu na dłużej bo już wytrzymać nie mogę bez Was.

Buźka!

Marek

Marek Pleśniar30-10-2004 01:19:22   [#198]

dobranoc:-)

małpy na noc

Fred30-10-2004 09:50:37   [#199]

o..

..Marek;-))

..już Ci daruję te kołki do planu;-)))) Pracujemy od 2 lat na Vulcanie:-)

ot..i łza się kręci w oku..

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ][ 4 ]