Forum OSKKO - wątek

TEMAT: Projekt reformy podstawy programowej
strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ]
Marek Pleśniar17-04-2008 00:26:06   [#101]

znaczy tacy którzy zmuszeni by byli mieć po kilka żon?

koszmar;-)

jatoja17-04-2008 00:30:05   [#102]
Byłam bliżej idei kilku mężów.
bosia17-04-2008 00:32:06   [#103]

jatoja

czasami o jednego za dużo, a Ty kilku!!!

koszmar

ankate17-04-2008 08:18:23   [#104]
...a taka merytoryczna dyskusja się toczyła, a siooo!!!!! na niemerytoryczne z tymi mężami i żonami :-)))
badas17-04-2008 08:44:48   [#105]

Ja jeszcze raz do godzi historii w ponadgimnazjalnej:

2 g w cyklu kształcenia???  czy w kazdej klasie.? Teraz jest 5 w cyklu, to chyba niemożliwe żeby zmniejszyć o 3 g.

AnJa17-04-2008 08:46:55   [#106]
mozliwe- sprawdź treści

w ponadgimnazjalnej jest tylko od I wojny do współczesności
grażka17-04-2008 14:54:37   [#107]

http://www.rp.pl/artykul/121639.html

Uczniowie zdecydują co chcą robić na lekcjach WF

ika 16-04-2008, ostatnia aktualizacja 16-04-2008 15:13

Począwszy od czwartej klasy szkoły podstawowej uczniowie w ramach czterech godzin wychowania fizycznego w tygodniu będą mieli dwie lekcje zajęć takich samych dla wszystkich w klasie i dwie godziny, podczas których będą mogli ćwiczyć zgodnie ze swoimi zainteresowaniami, na przykład grać w koszykówkę lub chodzić na lekcje tańca - poinformowała minister edukacji Katarzyna Hall.

Prowadzenie różnych zajęć w ramach WF w zależności od możliwości danej szkoły i preferencji uczniów, to jeden z elementów reformy programowej nauczania przygotowywanej przez MEN. W środę minister edukacji przedstawiała założenia reformy na spotkaniu w ramach konsultacji wojewódzkich na Mazowszu

badas17-04-2008 15:06:28   [#108]

chore jakieś

 a ci będzie jak wszyscy pójdą tańczyć, a ten od kosza będzie stał i patrzył?

a i jeszcze wynika z tego , że wszystkie klasy będą musiały mieć w-f w tytm samym czasie.

AnJa17-04-2008 15:32:42   [#109]
niekoniecznie

szkola przygotuje ofertę, zajęcia międzyoddzialowe to wlaściwie standard będzie
masia30-04-2008 10:59:03   [#110]

"Za poważny problem Pani Minister uznała program nauczania biologii, chemii, fizyki i geografii czyli nauk przyrodniczych. Najsłabiej wyglądamy, jeśli chodzi o umiejętność rozumowania, wnioskowania z eksperymentów; nasze kursy nauk przyrodniczych są szybkim kursem zapamiętywania powierzchownego, bez pogłębionej analizy" – oceniła Katarzyna Hall."

I w związku z tym w szkole podstawowej zmniejszyła się w projekcie ilość godzin przyrody z 9 na 8, a w pozostałych szkołach nie przybyło, hahahaha

słowa słowami, czyny czynami....

AnJa30-04-2008 11:04:18   [#111]
sposobem na nauczenie np. historii (rozumianej jako yślenie ktegoriami historycznymi i wdrozenie do uczenia sie) jest drastyczna redukcja godzin tego przedmiotu

jest wtedy szansa, ze nie mogąc zmiescić "materiału" w godzinach zaczniemu uczyć, a nie wtłczac wiedzę

może i tak jest w przyrodniczych?
grażka30-04-2008 11:18:13   [#112]

Ale na teście sprawdza się wiedzę? Prawda?

Myślałam o tej podstawie w kontekście właśnie odbytego egzaminu gimnazjalnego - przyszły pierwszoklasista 6/7-latek musi umieć czytać i pisać ze zmiękczeniami i dwuznakami - co z nauczycielem, który go tego nie nauczy? Zostanie dyscyplinarnie ukarany?

AnJa30-04-2008 11:22:17   [#113]
niekoniecznie wiedzę

owszem- czasmi tak i to głupio (parę lat temu na maturze na wos pytno ile razy i na jakie zmieniali partie Oleksy i Kaczyński)- ale częsciej jednak umiejętności wymagającej elementarnej raczej wiedzy
Robi6530-04-2008 14:21:43   [#114]

"Za poważny problem Pani Minister uznała program nauczania biologii, chemii, fizyki i geografii czyli nauk przyrodniczych. Najsłabiej wyglądamy, jeśli chodzi o umiejętność rozumowania, wnioskowania z eksperymentów; nasze kursy nauk przyrodniczych są szybkim kursem zapamiętywania powierzchownego, bez pogłębionej analizy" – oceniła Katarzyna Hall."

I dlatego nadal z tych przedmiotów jest 1 ha tygodniowo (Gimnazjum)

Marek Pleśniar30-04-2008 15:19:46   [#115]

zawsze mnie zdumiewa myślenie nauczycieli i tzw "opinii publicznej", że jak się do listy lektur wpisze więcej książek albo dłuższe ich fragmenty to młodzież będzie więcej czytać

i to w dłuższych fragmentach;-)

AnJa30-04-2008 16:31:22   [#116]
cosik mi się widzi, iz Kolega mój tok rozumowania niniejszym potwierdził

generalnie- doskonale wiem, co robić by wyjść z poślizgu

umiem też wyjść z poślizgu

u mnie akurat fajnie wyszło - bo wiedząc po egzaminie(jakiś tydzień) jak wyjść wsiadłem do samochodu i dachowałem
izagim30-04-2008 16:49:57   [#117]
Ta reforma podstawy to jedna wielka byzydura! byzydura! znów ktoś musi cos zrobić, żeby nie powiedzieli, że nic nie robi, po jednej godzinie muzyki i plastyki, to wyrzucić to w ............, bo to jest byzydura, tym bardziej jak przeczytalam wymagania ( wersja z 8 kwietnia), żeby to to zrealizowac to trzeba po jednej godzinie na klasę a nie na etap!  oczywiscie na kazdy pzredmiot, po co technika!! - będą w przyszłości pilota od telewizora nosić do serwisu, żeby im baterię wymienili :)))), ja juz mam ostatni etap z tego kawału - zaczynam sie śmiać, śmiać.......
buwa30-04-2008 20:41:25   [#118]

A ja zastanawiam się jak to będzie z fakultetami z wf. Zespół szkół 30 oddziałów, to daje 60 godzin fakultetów (2 godziny z 4 na oddział). Jeśli dobrze liczę, to jak to zorganizować???

Już to ktoś napisał słowa, pomysły, ale co z realizacją i efektami?

Joania30-04-2008 22:53:24   [#119]

Proponowane zmiany pozwolą każdemu nauczycielowi polegać na tym, że ten, kto uczył jego uczniów wcześniej, miał odpowiednie warunki i możliwości, by z troską o jakość nauczyć ich przynajmniej tego, co jest wymagane.

Jedna z perełek tego fascynującego dokumentu. Gratuluję umiejetności językowych! Jeszcze mniej języka polskiego, to może kolejny dokument zmuszeni będziemy czytać w języku obcym.

A przy okazji - zgadzam się, że nadmiar gramatyki w programach szkolnych niczemu nie służy, ale funkcjonalne nauczanie wiedzy o języku może się przydać (jak uczyć interpunkcji bez skałdni?). Lektur mniej, ale w całości, włączając literaturę najnowszą i zapewniając jej dostępność w bibliotekach szkolnych i miejskich. Więcej ćwiczeń redakcyjnych, dyskusji, projektów. Poza tym uważam, że nic nie stoi na przeszkodzie, by na lekcjach polskiego omawiać zagadnienia związane z filmem, filozofią, psychologią, malarstwem, itd. Trochę polotu i pomysłowości, przyda się umiejętność radzenia sobie z technologią informacyjną (wykorzystanie rzutnika, komputerów). Współczesne podręczniki do języka polskiego idą właśnie w kierunku pokazania związków pomiędzy różnymi dziedzinami sztuki. Dobrze byłoby także, gdyby autorzy podręczników do kształcenia językowego skupili się bardziej na ćwiczeniach, o któych mowa powyżej.  

grażka07-05-2008 16:31:11   [#120]
(06.05) Dziennik: Minister edukacji ujawnia swoje plany

 Ministerstwo Edukacji przygotowało pakiet zmian w programach szkolnych  fot. Artur Hojny Ministerstwo Edukacji przygotowało pakiet zmian w programach szkolnych. Program trzyletniego gimnazjum i trzyletniego liceum ma stanowić jedną całość. Największe kontrowersje wzbudził pomysł, by druga i trzecia klasa liceum zostały ściśle sprofilowane pod kątem wybranych przedmiotów maturalnych. Wzbudziło to obawy, że zbyt wczesne profilowanie w liceach może pozbawić młodych ludzi ogólnej wiedzy

 

Innym szeroko dyskutowanym pomysłem jest plan posłania do szkół sześciolatków. MEN chce, aby w przyszłości wszyscy robili maturę o rok wcześniej, w wieku 18 lat.

Minister Hall tłumaczy się także z wpadki podczas ostatniego egzaminu gimnazjalnego (pytano o lektury, które nie wszyscy przeczytali). Wyjaśnia też wątpliwości, które wzbudził ogłoszony przez MEN nowy kanon lektur.

 

ARTUR GRABEK, PIOTR ZAREMBA: Ci uczniowie gimnazjów, którzy nie przerobili lektur, a musieli pisać o nich na egzaminie - nie zostali skrzywdzeni?


KATARZYNA HALL: To wasza gazeta była za poszerzaniem kanonu lektur. Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko przepytywaniu z treści książek.

 

Pod warunkiem że uczniowie wiedzą, czego się spodziewać.
Wiedzieli i uczniowie, i nauczyciele. To podstawa programowa służy ustalaniu treści egzaminów. Na egzaminie można pytać o treść książek, tak jak o wzory z fizyki czy fakty z historii.

 

A kto zawiódł?
System nadzoru pedagogicznego.

 

A bardziej ludzkim językiem?
Widocznie nie sprostali zadaniu niektórzy dyrektorzy szkół i wizytatorzy. Nauczyciel ma obowiązek omawiać lektury, a nadzór musi tego pilnować. Ale skala zjawiska jest nieduża. Przytłaczająca większość nauczycieli uczy, jak należy.

 

Jeśli w poprzednich latach wymagano umiejętności, a nie znajomości lektur, nauczyciele mogli być zmyleni i niektóre książki pomijać.
Kilka lat temu, za minister Łybackiej na egzaminie gimnazjalnym wymagano znajomości "Antygony". A środowisko nauczycieli wręcz sygnalizowało, że warto egzaminować z treści lektur. Tych książek, które trzeba poznać od początku do końca przez trzy lata nauki, było raptem pięć. Więc jak ktoś opowiada, że dwie z nich zaplanował sobie na ostatni miesiąc, to przepraszam, czegoś tu nie rozumiem. 99 proc. nauczycieli wiedziało, co powinno zrobić.

 

Jest pomysł na załatwienie tej sprawy?
Pomoc konkretnym dzieciom, które nie ponoszą winy za to, że nauczyciel czegoś z nimi nie omówił. Kuratorzy powinni te dzieci odnaleźć i sprawdzić, jakie są ich dalsze plany. Trzeba im pomóc indywidualnie.

 

Ale w jaki sposób?
Na razie ewidencjonujemy skalę zjawiska. Z każdą konkretną szkołą trzeba nawiązać kontakt. Warto jednak uspokoić uczniów i ich rodziców - ten egzamin jest ważny.

 

Morałem z tej historii jest kłopot z egzaminowaniem za pomocą testów. Nie do końca wiadomo, czym taki test ma być. A wielu specjalistów wręcz narzeka, że to zła forma egzaminowania, premiująca niesamodzielność myślenia.

Ale te akurat testy nie przewidują wybierania odpowiedzi a, b czy c. Jednym z poleceń jest napisanie charakterystyki bohatera literackiego. To praca pisemna. Ucząca samodzielnego wypowiadania się. Można ten system doskonalić. Dyskutować, z czego egzaminować, z jakich przedmiotów, z jakich umiejętności. Na przykład egzaminy z nauk przyrodniczych są zbyt powierzchowne. Nasi uczniowie mają dużo wiedzy, ale nie potrafią z niej korzystać.

 

Pani mówi o powierzchowności? Przecież pani pomysł na reformę programów gimnazjów i liceów przewiduje ograniczenie wiedzy ogólnej.
Nic bardziej błędnego. To w tej chwili mieliśmy wyścig: najpierw przerobić pewien zasób wiedzy w trzy lata gimnazjum, a potem powtórzyć w takim samym telegraficznym skrócie przez trzy lata liceum. O efekty możecie panowie zapytać nauczycieli akademickich, którzy zwracają uwagę na gwałtowne pogorszenie się ogólnego poziomu młodzieży. My z tego chcemy zrobić sześcioletnią całość. Ma być więcej czasu na ćwiczenie umiejętności i na dyskusję.

 

Ale przedmioty ogólne, niepotrzebne do matury, mają się kończyć w pierwszej klasie liceum.
To przekłamanie. Owszem, zasadniczy kurs historii, chemii, biologii, fizyki czy geografii byłby ograniczony do jednego kursu rozpoczętego w gimnazjum i zakończonego w liceum. Tyle że po pierwszej klasie liceum każdy uczeń będzie się uczył dwóch, trzech przedmiotów w sposób pogłębiony. I z nich to właśnie będzie się wymagało więcej niż do tej pory.

 

Czyli stawiacie na wczesną specjalizację. Humanista będzie miał w pierwszej klasie liceum jedną godzinę fizyki. Potem już nic.
Ten humanista otrzyma po zakończeniu szkoły podstawowej przynajmniej czteroletni kurs fizyki. A potem wcale nie nic. Po pierwsze ta jedna godzina to minimum. Każda placówka może ustalić więcej. Najwyższa pora dać szkołom, dyrektorom i nauczycielom więcej swobody. Ale co ważniejsze, w drugiej i trzeciej klasie humaniści będą mieli poza matematyką obowiązkowy blok: przyroda-technika. Tam będą pogłębiane zainteresowania naukami przyrodniczymi. Analogicznie - ludzie o umysłach ścisłych będą mieli blok: historia-kultura-społeczeństwo. Nie będą się tam uczyć kolejnej porcji dat, lecz skoncentrują się na dyskursie humanistycznym. Program obu bloków przygotowują świetni specjaliści. Wcześniejszy kurs akademicki będzie dopełniony wiedzą służącą poruszaniu się w realnym życiu.

 

To ważna informacja, do tej pory mało przez panią nagłaśniana. Jednak przypomnę: pani sama miała kiedyś w liceum problem, jakie studia wybrać: polonistyczne czy matematyczne.
To prawda, ale zastanawiałam się nad tym już w ósmej klasie i wybrałam profil matematyczno-fizyczny.

 

Niech pani sobie wyobrazi ucznia, który po pierwszej klasie liceum decyduje: idę na prawo. Następny rok uczy się głównie przedmiotów humanistycznych. Bo zgódźmy się, ten blok przyroda-technika to będzie jednak zbiór ciekawostek.

Niekoniecznie…

 

I nagle po drugiej klasie doznaje olśnienia: chcę iść na fizykę. Jak ma nadrobić zaległości? A pani zamierza w dodatku przesunąć całą naukę o rok do tyłu. Fundamentalne i nieodwołalne decyzje o swojej przyszłości ma podejmować piętnastolatek.
Kilkanaście procent najbystrzejszych podejmuje czasem decyzję na miesiąc przed maturą. Oni sobie poradzą w każdym systemie. Ale pamiętajmy: my mamy dziś w liceach 80 proc. młodzieży. Chyba warto tych młodych, ale w dzisiejszym świecie już dojrzałych ludzi, nakłonić do przemyślenia swoich wyborów raczej wcześniej niż później. Zresztą ja też musiałam podjąć decyzję, idąc do klasy matematycznej, w wieku piętnastu lat.

 

Gdzie miała pani jednak wszystkie przedmioty humanistyczne, tylko w nieco mniejszym wymiarze godzin.
I te przedmioty nadal będą, tylko inaczej uczone. Bo teraz w gimnazjum i w liceum uczniowie niepotrzebnie przerabiają dwukrotnie to samo. A ja chcę stworzyć już w gimnazjum ofertę zajęć rozwijających zainteresowania do wyboru połączoną z obecnością dobrego doradztwa. Żeby pomagać młodym ludziom w podejmowaniu decyzji.

 

I tego właśnie się boimy. Taki system może służyć wymuszaniu decyzji na młodych ludziach, żeby nie robili rodzicom, szkole i światu kłopotu. Tak jest we Francji i ten system jest tam mocno krytykowany.
To ma być system pomagający uczniom w odkrywaniu talentów. Nie tylko naukowych, także na przykład manualnych. My proponujemy bardzo solidny, przynajmniej czteroletni kurs akademicki, a potem spokojną naukę myślenia. Dziś podstawa programowa jest napisana jak koncert życzeń. Worek bez dna. W przyszłości ma ona być zbiorem wymagań. Uczymy przede wszystkim tego, czego można na pewno nauczyć.

 

To nie jest odpowiedź na pytanie, czy ci zawodowi doradcy nie będą myśleli za młodzież. I zbyt wcześnie ją szufladkować.
Prawo do zmiany zainteresowań zawsze istnieje...

 

Jako prawo obywatelskie pewnie tak. Chodzi o praktykę.
Dobra szkoła zawsze ułatwi jednostce zmianę kierunku kształcenia. Zwłaszcza przy istnieniu tych dopełniających bloków: humanistycznego i przyrodniczego. Ale sama zachęta, żeby przemyśleć sporo wcześniej, co zdawać na maturze, nie jest czymś złym.

 

Kto będzie uczył bloku przyroda-technika? Biolog, chemik, fizyk?
Zdecyduje o tym szkoła. Może nawet podzielić te godziny: trochę dla fizyka, trochę dla biologa. Tak samo w przypadku bloku humanistycznego: na przykład dwie godziny historykowi, dwie poloniście, a oni będą się uzupełniać.

 

To będą przedmioty na ocenę?
Jak najbardziej.

 

Ale jak to ma być zorganizowane? Klasy ostro profilowane od pierwszego do trzeciego roku, czy od drugiego roku w ogóle bez klas, tylko każdy uczeń chodzi sobie na własne zajęcia?
Panowie, czy nie zauważyliście, że resort chce dać większą swobodę szkołom? Przecież nauczyciele domagają się tego od lat. Ministerstwo nie jest od układania planu zajęć. Duża szkoła będzie miała zapewne klasy profilowane od pierwszej klasy. Mniejsza szkoła może od drugiego roku postawić na naukę bez klas. Uczeń będzie chodzić na różne zajęcia z różnymi grupami. Zresztą bez pewnej elastyczności na pewno się nie obejdzie. Na przykład na naukę języka obcego trzeba będzie klasę podzielić: na grupy o różnym stopniu zaawansowania.

 

Program nauki w gimnazjum i w liceum będzie stanowił jedną całość. Po co więc egzamin po ukończeniu gimnazjum?
Jeśli w gimnazjum historia obejmuje kurs dziejów do I wojny światowej, uczeń będzie musiał opanować tę partię materiału wymaganą na egzaminie służącym rekrutacji do liceum. A w liceum będzie uczony starannie już tylko historii najnowszej. Przy czym liceum podzieli sobie te godziny dziejów najnowszych, jak chce. Może zrobić wszystko w pierwszej klasie, może w pierwszej i drugiej.

 

Ale nauczyciel historii w liceum dostanie uczniów o różnym stopniu zaawansowania. I będzie sobie musiał radzić.
Dlaczego o różnym stopniu zaawansowania? Historii starożytnej trzeba będzie nauczyć w gimnazjum. My chcemy takiej podstawy programowej, która będzie realna, ale za to bezwzględnie egzekwowana. Powtarzam to do znudzenia: trzeba mieć zaufanie do szkół.

 

Ależ jak wygląda w praktyce to zaufanie, widać po przygodzie z lekturami w tegorocznym teście gimnazjalnym. Jeden nauczyciel coś przerobi, a inny nie.
Lista wymagań ma być ustalona tak, żeby każdy nauczyciel był w stanie to zrobić. Dziś lista wymagań jest piękna, ale każdy mruga okiem: tego i tego nie da się nauczyć.

 

Czyli to będzie podstawa skrojona na miarę nawet najgorszego nauczyciela?
Ten najgorszy to powinien pewnie zmienić pracę. Lista wymagań ma być napisana tak, żeby sobie poradził przeciętny nauczyciel z przeciętnymi uczniami.

 

Wyobraźmy sobie, że w gimnazjum nauczyciel historii był pół roku nieobecny...
Szkoła powinna znaleźć kompetentnego zastępcę.

 

To teoria. Są szkoły, którym trudno znaleźć zastępcę.
Ale ten problem jest i teraz. Trzeba nauczyć minimum: koniec kropka. A cały czas pamiętajcie: na nauczanie przedmiotów maturalnych, czyli przyszłych dyscyplin akademickich, będzie nawet więcej czasu niż do tej pory.

 

Nie przeraża pani, że z historią starożytną nauczaną tylko w pierwszej klasie gimnazjum po raz ostatni zetkną się, po przesunięciu bariery wieku o rok, dwunastolatki? To przecież kwestia kodu kulturowego: trzeba wiedzieć cokolwiek o greckiej demokracji czy rzymskim prawie.
Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby o demokracji greckiej czy prawie rzymskim była mowa w liceum podczas nauczania bloku humanistycznego. O jego zawartość warto spytać panią profesor Choińską-Mikę, która kieruje przygotowywaniem programu bloku historia-kultura-społeczeństwo.

 

Ale ona nie jest twórcą koncepcji podziału godzin. Na spotkaniu z Polskim Towarzystwem Historycznym pani profesor tłumaczyła, że działała w ramach schematu, który wymyśliło ministerstwo.
Proces konsultacji powstającej podstawy programowej jest bardzo szeroki. Pytamy ekspertów, nauczycieli, stowarzyszenia.

 

Pytacie, a program jest już w dużej mierze napisany. W wielkim pośpiechu. Zbyt wielkim jak na tak fundamentalne zmiany.
Programy nauczania powstające w oparciu o przygotowywaną podstawę programową jeszcze długo będą mogły być doprecyzowywane. Przecież nauczanie tych bloków w liceum zacznie się za dobre parę lat.

 

Jarosław Gowin, poseł PO i profesor, który skądinąd broni pani pomysłów, nawoływał jednak, aby historia i filozofia były nauczane do matury. Jako ważne dla tożsamości kulturowej i dla nauki sposobu myślenia.
Powtarzam: historia będzie wykładana, tylko w całkiem nowy sposób.

 

Spiszmy protokół rozbieżności, przynajmniej do czasu zapoznania się z programem bloku humanistycznego.
Zachęcam również i panów do formułowania opinii o przedstawionym projekcie.

 

A filozofia? Roman Giertych rozważał jej wprowadzenie do liceów.
Jest przedmiotem maturalnym do wyboru.

 

Czyli nie dla wszystkich?
Na pewno jest elementem nauki języka polskiego. Pamiętajmy, że to jest podstawa krojona na potrzeby 80 proc. młodzieży. No i każda szkoła ma prawo do własnych pomysłów. Także do wprowadzenia filozofii dla wszystkich. My zapisujemy minimum.

 

A skąd pani weźmie podręczniki? Taka reforma wymaga zupełnie nowego sposobu przekazywania wiedzy.
To prawda, ale mamy jeszcze sporo czasu. Od września 2009 r. reforma wchodzi do pierwszej klasy podstawówki i pierwszej gimnazjum. A tam uczyć będziemy mniej więcej tego samego, tylko trochę wolniej. To będzie zresztą mniejsza reforma niż ta zapoczątkowana przez ministra Handkego, bo w ogóle nie zmienia się struktura. Nie będzie takiego zamętu jak kiedyś, przemarszu uczniów i nauczycieli z jednej szkoły do innej. Kraju nie stać już na kolejną zmianę struktury.

 

Czyli nie będzie powrotu do czteroletniego liceum, do czego nawołuje wielu nauczycieli?
Nie! Możliwa jest tylko korekta tego, co jest. Dajmy sobie na nią trochę czasu. To dotyczy również szkolnictwa zawodowego. To jeszcze trudniejsze wyzwanie, dlatego zostawiamy sobie na nie dwa lata. Chciałabym, aby do szkół zawodowych wkroczyło więcej wiedzy ogólnej. Przykładowo, solidny kurs matematyki i fizyki do techników mechanicznych, geografii i języka obcego do szkoły hotelarskiej.

 

Licea profilowane, bo to one są przedmiotem największej krytyki, powinny zostać?
One już dziś w wielu miejscach po prostu wymierają. Choć są i takie, które poprawiwszy swoją ofertę, okazują się atrakcyjne dla uczniów.

 

Platforma Obywatelska zapowiadała likwidację liceów profilowanych.
W przyszłości liceów profilowanych nie będzie.

 

Przeczytam pani zdanie: "Patrzę z powątpiewaniem na pomysł radykalnej specjalizacji na poziomie liceów. Wczesna specjalizacja ma swoje zalety - ułatwia karierę zawodową. Ale może też pozbawić wielu sprawności potrzebnych przy bardzo elastycznym rynku pracy, bo ludzie nieraz zmieniają profesję wiele razy". Kto to powiedział?
Nie wiem.

 

Donald Tusk w wywiadzie dla DZIENNIKA.
Odbyłam parę dyskusji z premierem i mam wrażenie, że przekonałam go do swojej wizji.

 

A my mamy wrażenie, że pani szykuje gigantyczną reformę, a ciągle nie wie, co czeka na końcu: pochwała czy dymisja?
Otworzyliśmy unikalną dyskusję. Nauczyciele, rodzice wchodzą na nasze strony internetowe, wypełniają ankiety...

 

Nikt nauczycieli ani rodziców o zdanie zawczasu nie pytał. To reforma, którą przynoszą urzędnicy z ministerstwa.
To teraz właśnie jest to pańskie "zawczasu". Chciałabym panom przypomnieć, że ja do ministerstwa przyszłam ze szkoły. Te sprawy dyskutowało się w gronach nauczycielskich od lat. Teraz organizujemy konferencje w każdym województwie. I naprawdę uwierzcie: nauczyciele też chcą skończyć z fikcją. Z programem przeładowanym i nierealnym. Ważne są dla nas także opinie rodziców. Spotykamy się cały czas z nauczycielami, samorządowcami. Rozmawiamy i słuchamy.

 

A premier został uspokojony?
Jest przekonany, że zmiany trzeba przeprowadzić. Ja stale przypominam: liceum dla ponad 80 proc. młodzieży musi być inne niż liceum dla 20 proc., tak jak było w czasach naszej młodości.

 

Oj nie wyczuwam tego przekonania premiera w pani wypowiedzi. Donald Tusk miał też wątpliwości, czy szkoły są przygotowane do nauczania sześciolatków?
Sześciolatki chodzą już dziś obowiązkowo do zerówki i wielu rodziców musi płacić ciężkie pieniądze za przedszkola. A część posyła dzieci do szkół, ale niepokoi się, czy są tam bezpieczne. My chcemy im zapewnić w szkołach taki standard opieki jak w przedszkolu. Rozpoznajemy stan gotowości samorządów do tej zmiany. I nastawienie rodziców.

 

Najpierw ogłaszacie zmianę, a potem badacie realia? Niech pani poczyta listy rodziców. Są przerażeni, że muszą posłać małe dziecko do brudnej i przeładowanej szkoły.
Przy takiej postawie należałoby chyba nic nie robić. Pozostawić wszystko, tak jak jest. Mówimy bardzo wyraźnie: za rok ta oferta będzie tak dobra jak w przedszkolach, tyle że za darmo.

 

Skąd pieniądze na dodatkowe godziny lekcji, na świetlice?
Mamy jeszcze ponad rok na spokojne przygotowanie tej zmiany. Samorządy dostaną pieniądze na każde dziecko. A dziś sześciolatek uczy się na koszt samorządów. Sprzyja nam demografia, liczba dzieci w systemie będzie w najbliższym czasie spadać, nawet po dodaniu kolejnego rocznika. To sytuacja ułatwiająca taką reformę. W większości szkół są wolne sale, a koszty, poza podwyżkami dla nauczycieli, będą niewielkie. Są na to zresztą jeszcze i środki europejskie.

 

Myśli pani, że rodzice będą uspokojeni takimi deklaracjami? Oni widzą rzeczywistość.
Więc dodatkowo jeszcze przez kolejne dwa lata rodzice będą mogli sześcioletnie dziecko posłać do przedszkola, a nie do szkoły, jeśli uznają, że ich dziecko jeszcze nie dojrzało do szkoły, w której warunki są nadal złe. Nic na siłę.

 

Zrobiła pani kłopot swojemu rządowi pochopnymi zapowiedziami zmian w kanonie lektur. Wicepremier Schetyna skrytykował panią za to.
To są tylko efekty pracy zespołu eksperckiego do konsultacji. W mojej ocenie ta lista lektur nie jest radykalną zmianą, tylko korektą. Roman Giertych i różne gazety informowały, czego na liście lektur nie będzie, a wiele z tych pozycji tak naprawdę miało tam zostać.

 

Ale z lektur obowiązkowych stawały się na przykład - jak "Quo Vadis" - lekturami do wyboru. To naprawdę kontrowersyjna decyzja i nie powinno się jej rzucać ot, tak sobie.
Ci, którzy domagają się wielu lektur, równocześnie mrugają okiem: trzeba zapisać, ale to nie znaczy: trzeba przeczytać. Chcę realnych wymagań. Nasi eksperci proponują jako obowiązkowe, przeczytanie w całości dwóch powieści Sienkiewicza. Na pewno może to zachęcić do przeczytania następnych. Sama jako nastolatka przeczytałam więcej powieści Sienkiewicza, niż zadano mi w szkole.

 

Jak się stawia cele maksymalne, osiąga się minimalne, jak minimalne, nie osiąga się żadnych. Sygnał ministerstwa był taki: skoro i tak nie czytacie, wymagajmy mniej.
Powtarzam: dyskusja nad każdym tytułem trwa. Mamy zachęcać na konkretnych przykładach do czytania, a wymieniamy to, co może być wymagane na egzaminach.

 

Platforma rzuciła się na Giertycha, że chce wyrzucać Gombrowicza. A pani chce czytać go zaledwie we fragmentach. Jarosław Klejnocki, polonista bardzo nowoczesny, napisał w DZIENNIKU, że przerabianie powieści we fragmentach to jak wąchanie kwiatków przez maskę przeciwgazową.
Od lat omawia się wiele utworów, omawiając fragmenty, sztandarowe przykłady to Biblia, "Dziady", a w aktualnej podstawie programowej podpisanej przez ministra Ryszarda Legutkę także na przykład "Pan Tadeusz". Ale oczywiście, niech specjaliści dyskutują o doborze lektur i przekonują. Warto także rozmawiać o tym, jak uczyć wuefu czy języków obcych - proponujemy tu bardzo interesujące rozwiązania, a emocje wzbudza głównie Sienkiewicz.

 

Z całym respektem dla wuefu - problem szkolnych lektur jest problemem narodowej tożsamości. Nie widzi pani, że chcąc ciąć Gombrowicza, robi pani Platformie kłopot? Bo rok wcześniej PO kłóciła się o tego pisarza z Giertychem.
Może brakuje mi politycznego doświadczenia. Z kolei w nadmiarze miał go chyba minister Giertych, a skutki tego polska szkoła będzie odczuwać jeszcze długo. Za to wiem, jak powinna wyglądać dobra podstawa programowa. Jeżeli mamy dobrze zadbać o jakość polskiej edukacji, musimy przyjaźnie wymagać i od ucznia, i od nauczyciela. I ja wiem, jak to osiągnąć.

 

Nie czuje pani wiszącej nad głową groźby dymisji?
Rozmawiam i z panem premierem Schetyną i z panem premierem Tuskiem. Mam przekonanie, że robię coś sensownego i wiele proponowanych przeze mnie działań zostało wpisanych do celów strategicznych rządu.

 

Wie pani na pewno, że nie zostanie lada chwila odwołana i cała pani praca nie powędruje do kosza?
Pytajcie panowie o to pana premiera. Na pewno on też chce odpowiedniego poziomu nauczania i przyjaznej szkoły.

 

http://www.glos.pl/art.php?action=show&id=3230&s=&idg=60

grażka07-05-2008 16:37:55   [#121]

cytat z powyższego wywiadu:

"A my mamy wrażenie, że pani szykuje gigantyczną reformę, a ciągle nie wie, co czeka na końcu: pochwała czy dymisja?
Otworzyliśmy unikalną dyskusję. Nauczyciele, rodzice wchodzą na nasze strony internetowe, wypełniają ankiety...

 

Nikt nauczycieli ani rodziców o zdanie zawczasu nie pytał. To reforma, którą przynoszą urzędnicy z ministerstwa.
To teraz właśnie jest to pańskie "zawczasu". Chciałabym panom przypomnieć, że ja do ministerstwa przyszłam ze szkoły. Te sprawy dyskutowało się w gronach nauczycielskich od lat. Teraz organizujemy konferencje w każdym województwie. I naprawdę uwierzcie: nauczyciele też chcą skończyć z fikcją. Z programem przeładowanym i nierealnym. Ważne są dla nas także opinie rodziców. Spotykamy się cały czas z nauczycielami, samorządowcami. Rozmawiamy i słuchamy. "

I z tej samej strony:

Hall w trasie, czyli parodia dialogu
Minister edukacji Katarzyna Hall jeździ po regionach i promuje rządową wizję zmian w oświacie. Tournee szefowej MEN finansowane jest z unijnych pieniędzy i przedstawiane jako dialog z nauczycielami. W praktyce okazuje się, że to żaden dialog, a na spotkaniach z panią minister najmniej jest samych nauczycieli – piszemy w najnowszym numerze „GN”.


Pierwsza taka debata odbyła się w Białymstoku w połowie kwietnia. Organizatorzy prawie pominęli tych, którzy od dawna nie mogą doprosić się o jakikolwiek dialog z rządem. – Otrzymaliśmy tylko jedno zaproszenie. Interweniowałam w kuratorium, ale bezskutecznie – mówi Iraida Tarasiewicz, prezes podlaskiego ZNP. I dodaje, że po przyjściu na spotkanie zirytowała się po raz kolejny. – Na sali dominowali samorządowcy i dyrektorzy szkół! Nauczycieli można było policzyć na palcach jednej ręki!
Taki dobór uczestników debat MEN dominował w pozostałych sześciu województwach, do których już przyjechała minister Hall. A miało być tak pięknie. Samo ministerstwo w ten sposób zapowiadało cykl spotkań: „MEN chce opracować reformę korzystając z doświadczenia i wiedzy zainteresowanych środowisk. Spotkania będą okazją do dyskusji o kierunkach zmian i kształcie systemu edukacji w Polsce”. W praktyce nie ma mowy ani o dyskusji, ani o dopuszczeniu do głosu „zainteresowanego środowiska”, czyli nauczycieli i związkowców. Zamiast dialogu jest monolog MEN.


Co ciekawe, spotkania są współfinansowane ze środków Unii Europejskiej, w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego. Koszty nie są małe, w każdym województwie trzeba opłacić koszt zaproszenia na spotkanie ok. 200 – 300 osób, a także sfinansować dla nich lunch i obiad. Gdyby te wydatki służyły dialogowi społecznemu, nie mielibyśmy pretensji. Ale czy to w porządku, że rząd i MEN promują się za pieniądze unijne?


Więcej w Głosie Nauczycielskim (nr 19/08)!

http://www.glos.pl/art.php?action=show&id=3238&s=&idg=159

 

Marek Pleśniar07-05-2008 18:02:43   [#122]
że akurat zz tak mówią to naturalne;-) Nie związki są partnerem do merytorycznej dyskusji o sprawach programowych lecz fachowcy
grażka07-05-2008 18:05:36   [#123]
Acha. :)
beera07-05-2008 18:07:54   [#124]

no to akurat na pewno

ostatnio dowiedzialam się nawet, ze zz reprezentują dyrektorów szkół

====

Dziwne - pierwszy minister, ktory jeździ po Polsce i się decyduje na rozmowy ze środowiskiem.

I tak źle?

malmar1507-05-2008 18:09:09   [#125]
Jakie lekcje wychowania fizycznego?

Rewolucyjne zmiany przewiduje ministerstwo w zakresie wychowania fizycznego. Przede wszystkim wprowadza podział obowiązkowego wymiaru godzin na te, realizowane w systemie klasowo-lekcyjnym i tak zwane fakultety, które miałyby być prowadzone jako zajęcia pozalekcyjne i pozaszkolne.

Obowiązkowy byłby udział ucznia w obydwu, jednak miałby on możliwość wyboru zarówno fakultetu jak i realizowanych w jego ramach treści. Oczywiście wymaga to nowelizacji chociażby rozporządzenia z 9 grudnia 2003 roku.

Podstawa programowa wychowania fizycznego określa wymagania szczegółowe w odniesieniu do części lekcji wychowania, określa również rodzaje fakultetów. Oczywiście ocena z przedmiotu ma uwzględniać udział w obydwu formach.

Co najciekawsze, szkoła zostanie zobowiązana do prowadzenia zajęć z wychowania fizycznego w sali sportowej, w specjalnie przygotowanym pomieszczeniu zastępczym bądź na boisku szkolnym; za szczególnie pożądane ministerstwo uważa zajęcia ruchowe na zewnątrz budynku szkolnego. Obowiązkiem szkoły ma być także zapewnienie urządzeń i sprzętu sportowego, niezbędnego do zdobycia przez uczniów umiejętności i wiadomości oraz rozwinięcia sprawności określonych w podstawie programowej.

Na pierwszym etapie edukacji zajęcia z wychowania fizycznego mają być prowadzone każdego dnia nauki szkolnej w czasie nie krótszym niż 30 minut, tak aby całkowity czas trwania zajęć w tygodniu wynosił nie mniej niż cztery godziny, przez specjalistów w tym zakresie lub specjalistów w zakresie wczesnej edukacji, spełniających wymagania kwalifikacyjne związane z prowadzeniem zajęć ruchowych z dziećmi w szkole ( znów wymagana jest zmiana rozporządzeń o kształceniu nauczycieli i szczegółowych ich kwalifikacji).

Na drugim i trzecim etapie edukacji cztery obowiązkowe godziny wychowania fizycznego podzielone będą na dwie godziny, realizowane w systemie klasowo-lekcyjnym i dwie godziny zajęć pozalekcyjnych lub pozaszkolnych. Na czwartym etapie edukacji trzy obowiązkowe godziny podzielone na jedną – realizowaną w systemie klasowo-lekcyjnym i dwie –zajęć pozalekcyjnych lub pozaszkolnych. Z fakultetów może być zwolniony uczeń, podejmujący aktywność fizyczną typową dla jednego z profili, a więc na przykład trenujący jakąś dyscyplinę sportową w klubie, biorący udział w klubie tańca itp. Jest to jednoznaczne z otrzymaniem oceny celującej z przedmiotu.

Szkoła będzie w związku z tym musiała zorganizować fakultety o profilach; sportowym, rekreacyjno-zdrowotnym, tanecznym i turystycznym,” uwzględniając lokalne tradycje i warunki, a także potrzeby i oczekiwania uczniów oraz ich rodziców (prawnych opiekunów)”.

Cóż te nazwy oznaczają?

- Fakultet sportowy – ma umożliwiać uprawianie dyscypliny sportu i udział w pozaszkolnej rywalizacji sportowej, na ostatnim szczeblu edukacji w ramach tego systemu uczniowie mają mieć możliwość uzyskania uprawnień młodzieżowego sędziego sportowego lub młodzieżowego organizatora sportu ( co oczywiście wymaga współpracy z określonymi instytucjami na przykład związkami sportowymi, które na co dzień zajmują się rekrutacją i szkoleniem sędziów).

- Fakultet rekreacyjno-zdrowotny - nastawiony na przygotowywanie uczniów do systematycznej aktywności fizycznej w czasie wolnym od obowiązków, ze świadomością korzyści zdrowotnych z tego wynikających. Treści z zakresu form kwalifikowanych powinny być prowadzone przez osoby posiadające stosowne uprawnienia W ramach tego fakultetu uczeń może mieć możliwość wyboru zajęć kompensacyjno – korekcyjnych, jeżeli tego potrzebuje.

- Fakultet taneczny – ma umożliwiać udział w tanecznych formach aktywności fizycznej.

- Fakultet turystyczny wreszcie ma umożliwiać udział w zajęciach połączonych z elementami krajoznawstwa i ekologii.

Szkoła ma przedstawić wykaz form do wyboru , a uczeń zdobywać odznaki turystyczne (znów konieczność współpracy, tym razem z TKKF).

Tyle propozycji ministerialnych, ciekawe, jak wcielić je w życie? Oprócz współpracy z wieloma instytucjami powstaje problem z zajęciami pozalekcyjnymi i pozaszkolnymi. Czy ktoś próbował rozpisać je na ilość zatrudnianych fachowców, czy myślano o uczniach dojeżdżających (kiedy te zajęcia mają się odbywać)? Kto wreszcie zapewni na to wszystko środki. Miejmy nadzieję, że o tym również pomyślano, tworząc program w sumie może i ciekawy i ambitny, tylko czy możliwy do realizacji?

Małgorzata Rykowska-Zywert
grażka07-05-2008 21:43:27   [#126]

Chodziło mi o zupełnie inne zestawienie. O to zadnie: Spotykamy się cały czas z nauczycielami, samorządowcami. Rozmawiamy i słuchamy.

Ponieważ miałam okazję uczestniczyć w spotkaniu z bardzo ważnymi gośćmi - samorządowcy, posłowie, pracownicy uczelni kształcących nauczycieli - "w temacie przedszkoli" - i schemat był następujący - wystąpienie 1 gościa - państwo wybaczą, pilne obowiązki... I gość wyszedł, wystąpienie drugiego gościa - państwo wybaczą, pilne obowiązki... i tak dalej... - najlepiej wypadł organ prowadzący, merytorycznie i nawet został z pól godziny po wystąpieniu :), niezależnie od pilnych obowiązków.

A w punkcie spotkania - dyskusja - ostali się niemal sami dyrektorzy - plus pani od form alternatywnych (nawiasem mówiąc, jedna z niewielu osób, które cenię za wiedzę, dorobek i szacunek dla ludzi). A dyrektorzy przedszkoli plus ja, ten nieliczny nauczyciel to dyskutować ze sobą nie muszą - bo w miarę mają pogląd już wyrobiony.

Ale organizował ową dyskusję związek, więc pewnie stąd taki schemat spotkania, niefachowy zbytnio. :)

Bardzo dobrze, że są dyskusje i rozmowy. Bo to oznacza, że nauczycieli się słucha.

Zresztą, środowisko OSKKO miało okazję rozmawiać z Panią Minister i Przewodniczącym Sejmowej Komisji Edukacji - i dyskutować. Może ktoś z uczestników napisałby o tamtej dyskusji? Rozumiem, że Zarząd - i organizatorzy Konferencji mają moc bieżącej pracy, więc do dziś nie ma relacji.

beera07-05-2008 21:53:31   [#127]

W zasadzie to mamy taką sytuację, ze srodowisko ma dość

Ekipa Giertycha rozpoczęła ten proces, teraz problemy z ramowymi planami, niejasnosci z sześciolatkami, awantura o test gimnazjalny, strajki.
To wszystko przelewa czarę.
Albo juz przelało

Jestesmy trochę jak pies, co to kopany wciąż wreszcie zaczyna po prostu gryźć - przepraszam za porównanie.

Nie wiem - moze MEN powinien ogłosić rok spokoju?

Bo w tej atmosferze zmniejszają się w środowisku  szanse na akceptację zmian - żadnych, na złe, ani na dobre.

 

grażka07-05-2008 22:03:30   [#128]
Oj przydałoby się Asiu - bardzo! Popieram! :)
beera07-05-2008 22:04:41   [#129]

przekażemy tę uwagę;)

 

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ]