Forum OSKKO - wątek

TEMAT: i siada przed tobą klasa - a w niej takie historie
strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ]
zgredek20-03-2008 20:50:32   [#51]

aza - na litość - nie wiem dlaczego, ale wiem, że coś...

mówi ci to coś?

ale może faktycznie nie masz doświadczeń...

aza20-03-2008 20:53:04   [#52]

no może nie mam....

ale od początku to zaznaczyłam....

ze przez pryzmat jednostki

--------------------

zgredku -

tu nie ma patentu na nieomylność....

trzeba wyczuć.

a tego nie uczą na żadnych studiach.........

zgredek20-03-2008 20:56:11   [#53]

w tym momencie to jakoś mnie załatwiłaś - piszę, bo mam patent??????????????

------------

a jakbyś ze zrozumieniem przeczytała co napisałam, to może faktycznie mogłybyśmy o nieomylności porozmawiaĆ

------------

przepraszam

aza20-03-2008 21:00:27   [#54]

Bożena!!!!

pogięło Cię?????????

ja przecież piszę o jakiś hipotetycznych przypadkach, ani mi w głowie nie postalo o Tobie....

daj spokój.....

po prostu - zaciekawił mnie problem bo mnie poniekąd dotyczy....

a Ty tak emocjonalnie....

daj spokój....-----

--------------

a opatencie pisałam, myśląc równiez o sobie.

nie mam pewności, że dobrze czynię. Tak mi się wydaje....

----------------

aza20-03-2008 21:05:09   [#55]

trudno o tym pisac....

lepiej byłoby pogadać.............

Małgoś20-03-2008 22:07:34   [#56]

przeciez  nie chodzi o to, żeby sie nam zwierzali

ani żebyśmy my wiedzieli o każdym, co go gryzie

chodzi chyba o uwrazliwienie na to, że nie samą trygonometrią nastolatek żyje

ani Dziadami

i o to, że jak nie wie, nie ma, nie umie, nie przyniósł, nie angazuje się itd. to nie dlatego, że lekceważy, pogardza, kpi i jest złośliwy....

ale, że może być tysiące wazniejszych powodów "nieobowiązkowości" szkolnej

...żeby patrzeć jak na człowieka, a nie magmę, czy nieudany produkt dydaktyczny

jatoja20-03-2008 22:25:25   [#57]
Idę do sklepu: chcę kupić sobie nową kieckę...marnie wyglądam, bo stres i w ogóle.
Sprzedawczyni podejrzewając, że mnie mąż rzucił otacza mnie troskliwością, łagodnością i Bógwieczym. Małgoś: jak na człowieka czy nie?

Dość jednoznacznie staram się rozdzielać moje zadania wobec dziecka, ucznia.
Nie gonię kijem, gdy potrzebuje mnie jako człowieka. Kiedy pytam z "Dziadów" jestem nauczycielem. Ludzkim ;-)
Marek Pleśniar20-03-2008 22:29:10   [#58]

nie pytałem czy czasem widzicie magmę, bo wiadomo - nie trzeba w 100% czasu o nikim pamiętać wszystkiego

pytałem czy w ogóle tak znacie swoich uczniów - waszej klasy - nie wszystkich w szkole (a raczej inaczej - czy Wasi nauczyciele znają) że po tej litanii historyjek umielibyście powiedzieć - to Tomek a to Gosia

bo faktycznie nawet rodzice o swoich dzieciach wszystkiego nie wiedzą ale mam na myśli pytanie, które teraz postaram się lepiej sformułować

czy  choć Ty - wychowawco klasy - znasz Najważniejszy Problem/Problemy swojego ucznia?

Ale czy znasz tak naprawdę - czyli jak ważny on dla niego jest?

---------------

Wytłumaczę się

Zeznanie 1:-)

Rodzic- po rozmowie z wychowawcą, pedagogiem i dyrektorem

nie znają Najważniejszego Problemu swojego ucznia

troszkę coś wiedzą co by to mogło być ale nie wiedzą jaka jest istota, waga i wpływ na sytuację. Przyszło do nich dziecko chore, z orzeczeniem i nie zadali sobie trudu by dowidzieć się jak ten a nie inny problem wpływa na zachowanie, tryb nauki.

Siedział przed trzema obcymi jemu i dziecku kobietami. Nie miały pojęcia w czym problem, jak działą choroba dziecka (znana, żadne tam "Zespoły szturmbanfirera-Engelbertahumperdinkla".)

One o chorobie wiedziały. Były poinformowane zarówno na piśmie jak i w rozmowie.

 

Zeznanie 2;-) Moje.

Wychowawczyni mnie spytała w marcu "czy pana syn ma jakieś zainteresowania pozaszkolne, hobby" ;-)))

===============

Zeznanie 3

nauczyciel - pracownik mój znaczy - bardzo był w konflikcie ze swoim uczniem ("mój" - czyli to też jakoś moja wina.)

No łobuz był z niego rzeczywiście.

I nauczyciel ten (duży i silny chłop) tak miał z tym uczniem (ze 2 lata?) aż stało się iż poszedł na wywiad środowiskowy do towarzystwa z pedagogiem. Do tego ucznia do domu

I tam się dowiedział, że matka wychowuje go sama a ich stosunki polegaja na tym, iż od małego chłopaka wini go za bodajże rozpad związku z jego tatusiem i powtarza mu od tego małego chłopaka:  "Nie kocham cię, nie chcę cię"

To jak byście byli grzecznymi milusimi uczniami gdyby tak wam mówiono?

Tego Najwazniejszego Problemu tego dziecka też - moi ("moi" to apropos rzucania tym kamieniem nadal;-) nauczyciele nie znali przez kilka  lat edukacji

Po owym zdarzeniu, nauczyciel ów jakoś tak akurat dostał wychowawstwo w tej klasie. I on - szorstki dość w kontakcie chłop zmienił swój stosunek do tego chłopaczyska tak, iż z powodzeniem (nie tam żadnym czerwonym paskiem - z efektem pozytywnym po prostu) skończył zaróno szkołę jak i zyskał sympatię i zrozumienie kogoś najważniejszego w szkole - czyli wychowawcy

=======

 

Po tym wszystkim widzę konieczność poprawki mojego pytania. Więc

Errata:

Wychowawco, wiem że wszystkiego wiedzieć nie możesz a nawet nie powinieneś;-)

Ale czy masz czyste sumienie gdy pytam: czy  choć Ty znasz Najważniejszy Problem/Problemy swojego ucznia?

Ale czy znasz tak naprawdę - czyli wiesz jak ważny on dla niego jest?

===========

Gdy znasz problem swojego ucznia - zyskujesz coś waznego - wyrzuty sumienia gdy coś idzie nie tak w szkole mu:-)

 

Po co to w ogóle opowiadam? Wywalam ludzkie sprawy. I to komu;-) Nauczycielom - ostatnim do których się u siebie mogli Zeznający zwrócić;-)

Po to żeby choć 3 z nich coś zrobiło dla innego chłopaka czy dziewczyny i się może do jasnej Anielki dowiedziało jakie ich uczeń ma hobby albo na co choruje oraz jak to jest jak się na to choruje?

A może nawet, niee, to przesada, dowiedziało się co wiąże się z tym hobby, chorobą?

Np przeczytali żeby ci troje, no nie, przesadzam z oczekiwaniami

2ch zeby przeczytało o tych choć książkę

Przesadzam, wiem,. Przepraszam - broszurę?

No więc proszę by choć 2

 

Nie. Za duzo chcę, wiem,  - by 1 nauczyciel coś z tym u siebie zrobił

:-)

Małgoś20-03-2008 22:32:06   [#59]

Jatoja...;-)

nauczyciel=sprzedawca  ..... uczeń = klient ?????

dość karkołomne porównanie ...chyba?

"jak na człowieka" to nie roztkliwianie się, ale ...zainteresowanie, akceptacja, takt i empatia

wystarczy

nie trzeba wiedzieć, ani poklepywać po plecach, ani radzić, ani płakać razem

wystarczy być spostrzegawczym i taktownym

czasem wystarczy powstrzymać się od pochopnych uwag, etykietek i osądów

zachowywać się tak jak wobec kogoś na kim nam zależy ;-)

...uważnie

 

zgredek20-03-2008 22:34:21   [#60]

nie ten adres Marku - nie sądzę, żeby ktokolwiek napisał, że nie zna swoich uczniów - że wychowaca nie zna swoich uczniów

wierzysz w to, że ktoś napisze: nie mam zielonego pojęcia o moich uczniach?

---------------

dobrze - rozumiem - chodzi o refleksję, zwyczajną nauczycielską refleksję

pewnie masz rację

jatoja20-03-2008 22:46:52   [#61]
Małgoś...toć ja o tym cały czas.:-))
Porównanie ze sklepem celowe! Jako nauczyciel, opiekun, wychowawca ( może nawet rodzic) czuję się jak sklep - nie tak w rozumieniu handlowym. Jestem swoistym sklepem, gdzie jest za darmo ( i znowu nie w kategoriach rozliczeń) i otwarte. Nie jestem sprzedawcą...jestem sklepem.

Nie cierpię targów wschodnich - sprzedawcy wciągają mnie za rękaw do sklepów i namawiają na fajkę wodną, malutką piramidką prawie z marmuru , dywan prawie perski i koszulki chińskie od Gucciego.

( to parabola - lubię takie targowiska)
jatoja20-03-2008 22:50:21   [#62]
Trzy razy przeczytałam Markowe.
aza20-03-2008 23:20:36   [#63]

Marku - nie powinnam się odzywać, po przedszkole to inny poziom, ale..

jeśli szkoła wiedziała od rodzica, że uczeń ma problem zdrowotny , a nie powiązała tego z postępami w nauce - to dla mnie skreśla tę szkołę.

no może szkołę nie  - ale pedagogów w niej pracujących.

jeśli w moim przedszkolu nauczycielka jest w stanie uchwycić moment spadku koncentracji uwagi u dziecka z hiperglikemią i natychmiast zareagować (czyli powiązac skutek z przyczyną) - podając mu produkt uzgodniony z rodzicem - to powinnam dziwić się, że rodzic boi się pójścia do szkoły....

 

 

Marek Pleśniar20-03-2008 23:39:06   [#64]

w zawodowym życiu szkolnym znałem tylko jedną nauczycielkę która "jest w stanie uchwycić moment spadku koncentracji uwagi u dziecka z hiperglikemią i natychmiast zareagować"

w nauczaniu początkowym, w szkole w której byłem dyrektorem

nie, to nie moja zasługa

 

to zasługa matki, która nas do tego zmusiła - by nauczycielka poszła na kurs

założyła nawet stowarzyszenie rodziców dzieci z cukrzycą

to było dawno temu

a kilka lat temu spotkałem ją w szpitalu - jej stowarzyszenie nadal działa i współpracuje ze szpitalem


post został zmieniony: 21-03-2008 02:29:44
Małgoś21-03-2008 15:29:00   [#65]

aza,

obawiam się, że trzeba byłoby skreślić większość szkól ...;-(

jest cos takiego w narodzie, że jako tłum nie lubi odszczepieńców, innych i wymagających specyficznych zabiegów

nie znaczy to, że tępi, ale wystarczy, że nie lubi

a wtedy (zwłaszcza, gdy starania n-la sa bezowocne) pojawia się atrybuowanie przyczyn niepowodzeń ...zawsze po stronie ucznia: "owszem, wiem że jest chory, ale to wykorzystuje", "przeciez inne dzieci na to patrzą, nie możemy aż tak obniżac wymagań, tylko dlatego, że rodzice postarali się o zaświadczenie", "ustalilismy zasady, jak teraz wyglądamy w oczach uczniów, ustepując kombinatorowi"

pamiętam dziewczynę - w dzieciństwie nie mówiła, nie nawiązywała żadnych kontaktów, matce polecano szkołę specjalną, ale się kobieta zawzięła i wyprowadziłą dziecko na prostą - M. zawsze odstawała od reszty, ale to była artystyczna dusza: pieknie malowała (mam cykl jej akwarel), dobrze zdała maturę, najchętniej rozmawiała ze zwierzakami (w temacie koni była już specjalistką w wieku 16 lat)...ale n-le za nią nie przepadali, wcale nie ułatwiali, a czasem wręcz utrudniali

jako dyrka czułam się czasem jak dziad po prośbie przypominając o jej trudnościach w funkcjonowaniu w grupie, nadwrażliwości itp.

był chłopiec chory na cukrzycę - niesforny, rozkojarzony, taki "rozrabiaka" - mało kto potrafił patrzeć na jego zachowanie poprzez pryzmat choroby

niedosłysząca dzieczyna, zagrożona chorobą alkoholową...

zawsze podobne reakcje otoczenia - skonność do upatrywania przyczyn złego zachowania w podmiocie "bo jest złośliwy, rozpieszczony, leniwy, wyrachowana, kombinuje, wykorzystuje..."

...

coraz więcej zaburzeń, chorób, problemów rodzinnych

(choroby wrzodowe u dzieci szkoły podstawowej!!!)

po kiego grzmota od kandydatów na nauczyciela wymaga się  wyższego wykształcenia w zakresie przedmiotowym i zaledwie parotygodniowego kursu pedagogicznego?

a gdzie psychologia, psychopatologia, pedagogika, metodyka nauczania?

 

Grazia21-03-2008 17:08:18   [#66]

Moim zdaniem "magmą" sa dzieci w szkole sredniej. Nie ma tu znaczenia, że sa to liczne zazwyczaj klasy. Nauczyciele w takich szkolach ucza i wymagaja i nie zastanawiaja sie nad tym, jak pisze Małgoś, z jakiego powodu dziecko nie przygotowało się do lekcji. W wiekszości taki młodziak słyszy, że jest leniem, mało odpowiedzialnym młodym człowiekiem itd. Dzieci zamykaja sie w sobie.

W klasie maturalnej mojej córki jest tylko 18 uczniów, to liceum spoleczne, dzieciaki sa dzieleni na grupy na wielu zajeciach, bo ucza sie inaczej, fakultatywnie. Nauczyciele nie znaja dzieci, a co najsmieszniejsze, wychowawca wcale nie stara sie ich poznać. Jeśli rodzice zgłaszają problemy, to słyszą, ze dzieci sa niedopilnowane, takie, czy siakie, zawsze te najgorsze. Starałam sie, jako nauczyciel walczyć z dziwnym zachowaniem wychowawcy. Pytałam o pozytywy - Co uczniowie robia dobrze? Czemu nie ma pochwał? Co szkoła zrobiła dla dzieci, zeby sytuacje poprawic? Jaki maja program naprawczy? Itd...i niestety nie usłyszałam satysfakcjonujacej, rzeczowej odpowiedzi.

W przedszkolu i podstawówce jest inaczej. Rodzic w przedszkolu jest otwarty do nauczyciela, bo wie, że znajdzie u niego zrozumienie, że dziecko spedza długi czas w placówce i ta placówka nastawiona jest pozytywnie do dziecka. W podstawówce rozdzic rzadziej sie zgłasza, lecz nauczyciel sporo wie o dzieciach, bo one z natury sa otwarte, jedno o drugim sporo wie i jak sie nauczyciel nie dowie czegos od samego dziecka lub jego rodziców, to jest w stanie zdobyc informacje od rowiesnikow.

I tutaj mozna podac znane nam pytanie: Uczen jest podmiotem, czy przedmiotem nauczania i wychowania?

AnJa21-03-2008 17:26:56   [#67]
odkąd pamiętam zawsze był przedmiotem

myslałem, że w społecznych jest inaczej

jesli nie to już za nic nie rozumiem, po co dzieci tam idą
Małgoś21-03-2008 17:34:14   [#68]
nno tam sa jakby ...większym przedmiotem ;-)
Małgoś21-03-2008 17:35:04   [#69]
wazniejszym ciut ;-)
Małgoś21-03-2008 17:39:00   [#70]

liczebność i typ szkoły nie ma chyba wiekszego znaczenia

bywa, że i w LO  Wychowawczyni jest świetnie zorientowana, uważająca i wspierająca

tak miała moja Starsza w LO

w ponad 30-osobowej klasie  :-)

Marek Pleśniar21-03-2008 17:45:06   [#71]

tak czy owak, jestem zawiedziony szkołą

Grazia trafiła - 2 z moich przykładów pochodzą ze szkoły średniej, jeden z sp

 

Ala21-03-2008 21:03:09   [#72]

szkoła to ludzie, którzy w niej pracują, uczą się... i zawodzą, jak to ludzie :-(

oby takich było jak najmniej

ankate21-03-2008 21:57:41   [#73]
Pracuję już sporo lat i podczas tej wieloletniej pracy - spotkałam chyba dwie nauczycielki (słownie: dwie, a może trzy) które rzeczywiście rozumiały problemy uczniów i uczniowie byli dla nich Podmiotem przez duże P. Nawet w największych rozrabiakach zagrożonych wykolejeniem widziały małego człowieka z olbrzymimi  problemami...teraz każdy zamyka za sobą drzwi szkoły wraz z uczniowskimi zmartwieniami...
Ala21-03-2008 22:30:42   [#74]

nie, nie tak, są Nauczyciele i Pedagodzy, którzy się nadal przejmują, rozumieją, pomagają, u mnie w szkole mam taką pedagożkę, jej zaangażowanie udziela się innym, a dzieciaki (gimnazjum) stoją do pani pedagog w kolejce, dzielą się problemami czasami prosząc o to by nic nie mówić rodzicom, a jak coś zbroją to na baczność się przed nią spowiadają i z pokorą ponoszą karę - a jednak ją lubią ...

odnoszę wrażenie, że to ginący gatunek :-(

Marek Pleśniar21-03-2008 22:49:58   [#75]

wolę słowo nauczyciel

słynne slowo

i ważne:-)

 

niewżne są te wszystkie gadki i szufladki

my sobie szufladkujemy a nauczycielka ma dzieciaka w nosie pszepańśtwa. Nawet nie ma jak mieć do niej żalu - ot zwykła sympatyczna nawet i lekko zmęczona pani.

I 30 nastolatków których nikt w szkole nie zna - z wyjątkiem paru najgorszych zbójów - bo tych kazdy zna;-)

stąd nigdy nie przestanie się w szkole opłącać być zbójem:-)

 

post małgoś #65 oddaje moje odczucia i spostrzeżenia

Dziękuję Ci zań małgoś

Małgoś21-03-2008 23:30:12   [#76]

:-)

no tak, z perspektywy dziecka, lepiej być zbójem, niż numerem w dzienniku bez twarzy i własciwości

nie mam żalu do n-li o to, że nie wiedza i nie czują - jesli nie sa przygotowani na właściwe reakcje, nie wiedzą jak się zachować w konfrontacji z powaznymi problemami swoich uczniów, to w ucieczce przed bezradnością, wypaleniem zawodowych tworzą dystans 

Czy jest gdzies taka szkoła dla n-li w Polsce, która uczy jak oceniać pracę ucznia bez wydawania osądów o uczniu? Albo szkoła, która uczy, że pal sześć programy, terminy, standardy i wyczyny, kiedy cierpienie blokuje przyswajanie i rozwój szkolnych umiejętności?

Obecnie rola nauczyciela coraz bardziej zbliża się do funkcji terapeuty - takie sa wymogi sytuacyjne. Tylko, że nauczyciel, jesli sam nie zadba o takie umiejętności, jest bezradny lub popełnia kolosalne błędy (nieświadmie - często w dobrej wierze)

Zmieńmy wymogi kwalifikacyjne dla n-li...

Nauczyciel to zawód - nie jest zawodem polonista, czy matematyk

Nauczyciele niemieccy uczą po kilka przedmiotów, a ich zawodowe umiejętności dorównują polskim specjalistom z psychologii lub pedagogiki

z pomocy poradni psych-pedag. korzystają sporadycznie, w szkołach nie zatrudnia się psychologów i pedagogów - wystarczą dobrze przygotowani do zawodu n-le, którzy diagnozuja przyczyny probklemów z zachowaniem lub nauką oraz potrafia dobrac odpowiednie metody rozwiązywania tych problemów (przynajmniej tak było pare lat temu, gdy w ramach wspólpracy nad zapobieganiem przemocy, miałam okazję zwiedzac szkoły w Osnabruck)

jatoja21-03-2008 23:37:10   [#77]
Sobie posnuję refleksje.

Racja jest w tym. że w naszym zawodzie jest olbrzymia rzesza ludzi przypadkowych i niekompetentnych. Ludzi, którzy nie potrafiąc robić niczego, zostali - nauczycielami!
Szkoła jest azylem dla ich bylejakości, głupoty, lenistwa.

Racja w tym, że w naszym zawodzie łatwo "zgubić oczko", nie zauważyć czegoś ważnego, zapętlić się w codzienności belferskiej. Potem brnie się dalej, z lenistwa właśnie, może z głupoty, bo wypalenie, bo jakaś ogólna niemożność.
Uczenie staje się rutyną, szkoła rodzajem psychicznego pierdla, w którym chowamy się bez wyroku ze strachu przed rzeczywistością.

I wreszcie ta najważniejsza grupa nauczycieli. Ci za marną pensję udowadniają, że nasz zawód to szlachetna społeczna misja, utwierdzają w przekonaniu tzw. społeczeństwo, które oczekuje, ze wszyscy powinni tak jak tamci.

Mogę powtórzyć za Markiem: jestem zawiedziona szkołą. Chciałabym, żeby nasz zawód był po prostu zawodem, a praca pracą ( za pieniądze i te rzeczy). Żebyśmy byli traktowani jak fachowcy, a nie misjonarze, choć misjonarstwo to strasznie szlachetna służba Dobru Człowieka.
Małgoś21-03-2008 23:54:16   [#78]

Jatoja z ta pensją to różnie bywa...;-)

mam w rodzinie dowód, że mozna  - oczywiście jeśli się znacznie przekroczy próg pensum i zrobi "dokształt", ale efekt wart pozazdroszczenia - przyzwoity poziom zycia, ale najwazniejsze, że nawet pracując już na emeryturze entuzjazm zawodowy nadal kipi

nauczyciel, o którym uczniowie piszą:

Kiedyś jak drogowskaz stał pokazywał mi rożne drogi życia,czasem mówił: N. to nie ta droga... pomagał odróżnić czarne od białego.Dziękuje:))))

"Wiekszość z nas w alchemii swojego życia dochodzi do takiego miejsca, w którym pojawia się możliwość przetapiania żelaza oczekiwań na srebro decyzji. Niewielu sie to udaje."/W.Wharton/
Pan, Panie Profesorze uczył nas jak "przetapiać"

jatoja22-03-2008 00:09:36   [#79]
Masz rację. Tylko ja w innym wymiarze.
O płacy myślałam jako gratyfikacji za fachowość. Pogonić "bezdomnych zawodowo" i samouwięzionych. Płacić dobrym i lepszym.
Żeby "dobry nauczyciel" nie znaczyło "naiwny idealista.


Buntuję się przeciwko oczekiwania od nauczyciela ekwilibrystyki "człowiek renesansu" ( gdy pochlebiam), "pomysłowy Dobromir" ( mniej pochlebiam), czy "wicie-rozumicie".
............

Siedziałam i myślałam, połowę wycięłam.
Marek Pleśniar22-03-2008 07:59:46   [#80]

a ja się buntuję trochę przeciwko traktowaniu nauczycieli jak bezwolnej trzódki z niskim poziomem wykształcenia

to wszystko sa ludzie po studiach, pedagogicznych;-)

Oczekiwałbym od nich jednak posiadania refleksji jakiejś

----------

Ale ja co innego chciałem

szkoła to także Wy i my. Te moje pretensje i żale to także do Was. Do nas.

Zamiast narzekać, warto porozmawiać ze swoimi nauczycielami, warto mieć refleksję jakąś gdy kto się żali.

Tak jak żalę się ot choćby ja:-)

Po to założyłem wszak wątek. No - żeby choć jedna osoba refleksję posiadła. Bo ja nie tak dla zabawy to - naprawdę mam do szkoły żal. Mam szkołę za miejsce bez sensu jak ma tak dalej być.

A mieliśmy reformy, śmeformy, wymagania kwalifikacyjne niebotyczne a awans zawodowy tak dobrze idzie, że w 2013-15 roku wszyscy możliwi nauczyciele będą mieli stopień nauczyciela dyplomowanego. Najsiwietniejszego;-)

Tylko czemu nadal jest jak jest?

Jest taki banał powtarzany w "dniu nauczyciela": oddajemy szkole najlepsze co mamy - nasze dzieci. To zobowiązuje;-)

Bolą mnie zęby gdy to słyszę - tak to wyświechtane.

Ale to prawda

 

BożenaB22-03-2008 12:16:27   [#81]

"jeśli się znacznie przekroczy próg pensum" - nie każdy tak może bezkarnie. Wieloletni nauczyciel, z bogatym doswiadczeniem - tak, gdy ma dość sił pracować po kilkanascie godz/dobę. Każdy młodszy, gdy znacznie przekroczy próg pensum, gdy pracuje  w kilku szkołach lub dorabia na budowie, to nie ma czasu lub siły na refleksje, rozmowy z uczniami itd.

"Kiedyś jak drogowskaz stał pokazywał mi rożne drogi życia"  - to sam musi mieć czas, aby czytać i rozmyślać.

"Oczekiwałbym od nich jednak posiadania refleksji jakiejś" - Tak. Mnie uczono, że lekcja składa się z trzech części, a ta środkowa jest z uczniami. Trzecia - refleksyjna... kiedy dorabiający ma na nią czas? Kiedy porozmyśla nad przebiegiem lekcji, reakcjami uczniów, postawami, dokona analizy, zaplanuje kolejne działania - na lekcje, na pozalekcyjne spotkania? Ilu n-li dorabiających poświęci 5-6  godzin na przygotowanie jednej lekcji?

"za marną pensję udowadniają, że nasz zawód to szlachetna społeczna misja", a kto chce mieć dobrą pensję, to przekracza pensum i albo pracuje po 16 godz/dobę, albo ogranicza czas na refleksję i pozalekcyjny kontakt z uczniami.

I koło się zamyka...

Ponarzekałam świątecznie, w przerwie między rozmyślaniem - refleksji mam dzisiaj, że ho, ho ;-) A... i proszę nie interpretować, że zazdroszczę komuś zarobków :-) Raczej martwię się o uczniów, których nauczyciele muszą dorabiać do marnych zarobków.

 

beera22-03-2008 12:21:14   [#82]

jedno dla mnie jest pewne

zwiekszenie pensji nie zwiekszy nauczycielskich kompetencji.

Zwiększony dodatek wychowawczy nie uczyni z nikogo lepszego wychowawcy.

To w ogóle na tym nie polega.

I choc argument finansowy jest bardzo często podnoszony w takich dyskusjach, dla mnie jest zupełnie nietrafiony.

Inna kwestia jest sprawa dorabiania tu, czy tam - jednak to dotyczy jakis  20% - 30%nauczycieli. Reszta, te 80 - 70% nie dorabia, a i tak nic z tego nie wynika

krasnoludek zadyszek22-03-2008 12:51:55   [#83]
Ja pod wpływem lektury wątku myślę sobie, jak jest u mnie - i u mnie w szkole, i ze mną jak jest. To szkoła ponadgimnazjalna. I zupełnie nie wiem, jak to ocenić. Bo zgadzam się z Wami, że uczy się, wychowuje, ogląda, wspomaga człowieka, a nie ludzi (czy gorzej - magmę uczniowską), ale JAK to zrobić, żeby umieć tego człowieka poznać? Jak się dowiedzieć - zgodnie z pytaniem Marka - jaki jest najważniejszy problem ucznia?

Powiedzmy, żeby było łatwiej, że uczę tylko 2 klasy. 60 licealistów szesnasto-siedemnastolatków. I bardzo ładnie piszecie, żeby nie wydawać sądów o uczniu, nie znając go, żeby traktować uczciwie i partnersko, żeby być obok, kiedy czegoś potrzebuje - okej. Ja tak robię. Ale nie oznacza to, że ja ich znam, że znam ich problemy. Bo mi nie powiedzą, nie wszyscy na pewno. Jak myślę o stereotypowym pierwszoklasiście(stereotyp nie oznacza tu odbierania mu indywidualizmu, tylko uogólnienie dla łatwiejszego opisu sprawy), to widzę to tak:
- stres związany ze zmianą szkoły. nowe środowisko, koledzy, nauczyciele, dojazdy, więcej lekcji itd.
- stres związany z przestawieniem się na nowe wymagania. byli najstarsi, są najmłodsi. mieli często średnią 4.7, teraz po pierwszym okresie ledwo 3.0. po klasach (w większości) ogólnych są w klasach z jakimiś rozszerzeniami, więc z pewnych przedmiotów powinni nauczyć się więcej, nie lekceważąc pozostałych. nie chroni ich już obowiązek szkolny - można z liceum wylecieć, a nie tylko zostać karnie przeniesionym do innej klasy. trzeba zacząć być za siebie odpowiedzialnym, traktuje ich się chyba jako bardziej dorosłych i dojrzałych (moim zdaniem to dobrze, ale nie oceniam tego, tylko piszę, że to stresuje).

I ja to biorę pod uwagę. Staram się im pomóc, żeby przejście w "bardziej dorosłe" nauczanie w szkole średniej było dla nich mniej bolesne. Słucham. Rozmawiam nie tylko o tym, co zadane: jeśli jest okazja - na wycieczce, wigilii, godz. wych, jesli żem wychowawca - rozmawiamy o życiu, o pasjach, o muzyce, o tym, jacy są, jaka byłam ja, co ich boli w świecie, czego oczekują, co mogliby nam wszystkim dać. Ale nie zrobię tego bez zgody z ich strony. Nie wejdę im do głów ani nawet do domów, nie dowiem się, że Jasio ma tatę pijaka, jak mi tego Jasio, koledzy Jasia czy mama Jasia nie powie, nie pokaże (bo nie tylko o mówienie tu chodzi). Mogę stawać na głowie, z wszystkimi się nie da. Bo oni nie chcą. Nie chcą się otworzyć, nie, wszystko w porządku, nie mają problemów, zachowują się tak, że nie mogę, choćbym była królem empatii, wyczytać, że coś nie gra. Dopóki coś nie łupnie i wtedy są pytania, co zrobiła szkoła.

Ja tym wpisem nie bronię nauczycieli nieudaczników, leni, nieuczciwych w stosunku do uczniów. Tylko czytając niektóre Wasze wpisy wyżej, wydają mi się one troszkę idealistyczne i stawiające nauczyciela w miejscu Ducha Świętego. Ja się pogodziłam z tym, że do komunikacji potrzebne są dwie strony i nie do wszystkich dotrę. Próbuję. Z niektórymi to działa, dużo rozmawiamy, spotykamy się poza szkołą, piszemy maile itd. A niektórzy nie chcą, nie potrzebują, bronią się przed tym - i okej, bo niechęć do zaprzyjaźnienia się z nauczycielem nie musi oznaczać od razu nie wiadomo jakich kłopotów. A mi i tak jest łatwiej, bo widzę dzieciaki przez 5 godzin w tygodniu i na polskim może łatwiej się otworzyć, jak się gada o wartościach, o postawach. Ale kiedy przychodzą całkiem nowi, obcy, nie z egzaminu wewnętrznego, bo go nie ma, tylko z cenzurki znani do nas na 2.5 roku, to często musi minąć rok, żebym jako niewychowawca umiała coś głębszego o większości z nich powiedzieć. A czy nauczyciel X, który ma w 10 klasach po godzinie fizyki tygodniowo, uczy dobrze i uczciwie, jest skreślony, bo nie będzie znał 300 uczniów, nie pogada z nimi o problemach, nie zrozumie w lot, że jak Zosia nie umie, to dlatego, że poprzedni cały dzień spędziła na próbie w teatrze, skoro mu Zosia o tym nie powiedziała?
Marek Pleśniar22-03-2008 12:59:49   [#84]

masz wiele racji i pojmuję twoje argumenty Krasnalu:-)

ale do czegoś możnaby (a raczej trzeba) dążyć prawda?

to trudny zawód - no właśnie dlatego że materiał jest trudny - ludzki mianowicie ten materiał jest:-)

Zwracamy więc sobie uwagę - by spróbować jednak coś zrobić, bo świetnie nie jest

 

szczerze pisząc jest marnie - tak wychodzi z moich doświadczeń.

 

Jakkolwiek to zabrzmi niemile - odważę się moją opinię wypowiedzieć:

Szkoła ponadgimnazjalna nie przeszła prawdziwej reformy

programy, egzaminy, progi - to się zmieniło

 

ale najmniej w szkole ponadgimnazjalnej się zmieniło w nauczycielach - o wiele mniej niż po reformie w przedszkolu, SP i G

są tacy sami i ci sami

 

przepraszam nietakichsamychinietychsamych:-)

 

Adaa22-03-2008 13:08:46   [#85]

jak czytam ten watek, mam wrazenie, że nieprawdziwe jest powiedzenie,ze nie ma ludzi idealnych

wątek ten zaprzecza tej tezie, bo przeciez tyle wypowiedzi, w których wybrzmiewa,ze oni nie potrafią, nie garna sie, nie wiedza, lenia sie , nie chce im sie pochylic nad uczniem - nad czym ubolewa piszace -JA

ciekawe jak w praktyce owo JA funkcjonuje - czy tez tak idealnie jak w posługiwaniu sie teorią:-)

 

AnJa22-03-2008 13:25:36   [#86]
ażem przeleciał ten watek w poszukiwaniu swoich wpisów

są, ale neutralne- więc Adaa nie mnie kiedy o tym co o nych

no i więc mogę sie przyznac, ze w tych onych jestem ja

np. w szkole znam tylko podpadziochów
Adaa22-03-2008 13:31:21   [#87]

ja tez jestem w onych, bo błedów popelnilam cala masę - i trudno sie było do nich nie przyznać bo tak były widoczne:-)

i jeszcze slowo o terapeutycznych umiejetnosciach nauczyciela

Panie Boże chroń nas przed terapeutami, którym sie wydaje, że jedynym co ich upowaznia do terapeutyzowania sa tony literatury , które przełkneli z wypiekami na twarzy

zły terapeuta zrobi wiecej krzywdy niz zycie, które zmusiło do szukania pomocy u terapeuty

Marek Pleśniar22-03-2008 14:12:23   [#88]

:-)

pragnę się przyznać do czegoś

otóż wiem jakie to jest forum - na jakim forum napisałem moje prowokacje;-)

nie po to by psioczyć tylko na nauczycieli, nieee

ale żeby i o dyrektorach napisać

jeden dyrektor może dla uczniów zrobić w omawianej w tym wątku dziedzinie więcej niż paru nawet nauczycieli

i może uczynić więcej złego - przez zaniedbanie niż tych paru:-)

 

może więc on wpłynąć na 50 swoich nauczycieli by troszę się wzięli za siebie:-)

np sprawdzili troszkę a nie tylko przepisywali co roku punkty w programach "wychowawczych"*

a ci z kolei nauczyciele odbiją to sobie na uczniach;-)

 

to zresztą u nas rzecz nienowa - zauważcie, że na naszych konferencjach zawsze jest jakiś wątek tego typu w programie

ot chociażby o tej biednej dziewczynce z gdańska

misliśmy cały rok o tym

widocznie widzimy sens w rozmowie o tym z dyrektorami - że to coś da

 

*cudzysłów zaczęty i skończony nieprzypadkowo tam gdzie jest;-)

Adaa22-03-2008 14:21:51   [#89]

zauważcie, mielismy, widzimy...

znaczy my? - czyli i ja?;-)

czy raczej - Towarzyszu?;-))

beera22-03-2008 14:22:40   [#90]

Kiedy Grzesiek Mazurkiewicz mówił w Mietnem, o tym, czego uczymy lub czego nie uczymy naszych uczniów i o tym, jak mozna widziec naszą szkołę, tak sobie myślalam, ze wobec takich słów mozna przyjąć dwie postawy: jedna polegająca na "pomyślę o tym", i druga - natychmiastowe odrzucenie - bez próby zaglądnięcia w "byćmożeistniejącysenswtym"

 

 

 

beera22-03-2008 14:24:22   [#91]

Myslisz adoo, ze to ma znaczenie dla dyskusji - co kto o sobie mysli?

Niech sobie mysli, co chce, dyskusja i tak polega na wymianie argumentów.

A z deklaracji "tez tak o sobie myślę, jak chcesz, zebym myślała" nic nie wynika

Adaa22-03-2008 14:25:07   [#92]

mialam poprawic bo sie rozmyslilam i mi asia wskoczyła - i guzik

widac tak musialo być:-)

Adaa22-03-2008 14:27:03   [#93]

zawsze ma znaczenie to co mysli o sobie dyskutant - dyskutujac

dajmy na to taki narcyz - dyskusja z nim jest narcystyczna

taki , któremu brakuje wiary w siebie - dyskusja jest okraszona niepewnoscią

itd. itp.:-)

beera22-03-2008 14:30:05   [#94]

mamy z jednej strony tak:
W większości szkół nauczyciele borykają się z zadaniami codzienności, z problemami do rozwiązania „na wczoraj”. Tego rodzaju perspektywa nie ułatwia autentycznego zaangażowania w zmianę przynoszącą nadzieję na konstruktywne i kreatywne rozwiązywanie spraw najważniejszych.
Dodatkowo nauczyciele poddawani są presji interesów politycznych samorządów, ministerstwa, nadzoru pedagogicznego i oczywiście samych szkół, zmuszonych do funkcjonowania w świecie, w którym coraz waŜniejsza jest umiejętność konkurowania z innymi (także szkołami). Takie uwarunkowania prowadzą do powstawania sprzeczności, z którymi trudno sobie poradzić. Wokół wszyscy zachęcają nauczycieli do innowacji i myślenia perspektywicznego, ale w dalszym ciągu takie postępowania związane jest z poważnym ryzykiem poddania zewnętrznej ocenie na podstawie natychmiastowych rezultatów. Zachęca się do samooceny, ale narzuca zewnętrzne standardy działania. Promuje pracę w zespołach, ale nauczycieli ocenia i wynagradza się głównie za osiągnięcia indywidualne

ale z drugiej tak:

Pierwszym zadaniem szkoły powinna być pomoc każdej osobie, każdemu uczniowi i uczennicy w procesie przezwyciężania naturalnych przeszkód i uwarunkowań, w jakich żyją. Nauka powinna być doświadczeniem transcendentalnym, otwierającym oczy na możliwości i świat. Szkoła jako instytucja wspierająca indywidualny rozwój, ale w sposób, który daje szanse wyrównania szans, zgodnie z ideą sprawiedliwości. Szkoła, która jest kliniką demokracji, gdzie uczniowie współdecydują, uczą się odpowiedzialności i nabywają postawy obywatelskie.

http://www.oskko.edu.pl/konferencjaoskko2008/materialy/materialy5okkko.pdf

Marek Pleśniar22-03-2008 14:31:49   [#95]

piszę "my" bo grupa najaktywniejszych u nas zna się i rozumie podobnie to co robimy

dlatego dość spójnie działamy bo podobnie myślimy

nikt z nas niczego tu tak całkiem sam nie wymyslił - nauczyliśmy sie nawzajem dyskutując całe lata

czuję się częścią nas - tu wszystkich  i dlatego często mówię "my"

------------

ale mam lepszą ripostę:-)

np w komisji w Sejmie nie mówię "ja wymyśliłem i tu państwu to wygłaszam" tylko: "my wymyśliliśmy"

sądzisz adoo że fajniej by było jakbym robił odwrotnie?

;-)

:-)

 

literówka:-)


post został zmieniony: 22-03-2008 14:32:40
Adaa22-03-2008 14:38:21   [#96]

sądzisz adoo że fajniej by było jakbym robił odwrotnie?

wiesz...gdybys Ty wymyslił , nie mialabym nic przeciwko gdybys powiedział "ja wymysliłem"

"sukces ma wielu ojców" - na co sie czasami irytujemy, czujac sie pominieci w swoim wkladzie pracy

z drugiej strony wiem,ze to trudne, bo ... po po rostu taka rzeczywistość;-)

beera22-03-2008 14:41:10   [#97]
a tu o roli dyrektorów:

Jak zmieniać rzeczywistość we własnej szkole? Po pierwsze przyjąć odpowiednią postawę wobec siebie, świata i innych ludzi. Otwartość, gotowość do pomagania sobie i innym. Gotowość do dbania o swoich nauczycieli i uczniów daje nam podstawę do budowanie relacji i klimatu, które wesprą efektywną współpracę całego zespołu. Szkolni liderzy odpowiadają za samopoczucie, postawę poszukiwania, chęć do poznawania świata wśród uczniów i nauczycieli. Za radość jaką przynosi proces uczenia się i rozwoju. [...]
Jednym z najważniejszych etapów uczenia się liderów jest odkrywanie i uświadamianie sobie własnych założeń na temat oświaty i teorii stosowanych do wyjaśniania dylematów, rozwiązywania problemów i codziennego rozumienia rzeczywistości. Phillip Schlechty nazywa to uporządkowaniem własnych przekonań – nie uda się poprowadzić innych trudną ścieżką zmiany dopóki nie zdamy sobie jasno sprawy z tego w co wierzymy, z tego co naprawdę chcemy osiągnąć poprzez swoje działania

Małgoś22-03-2008 14:45:52   [#98]

Krasnoludku

przypomniałaś mi młodego, "zielonego" nauczyciela od informatyki (informatyk z niego był taki sobie, ale...)

ledwo zaczął pracę, (żadne wychowawstwa - za słabo doświadczony, kurs pedag. w trakcie), kiedy zwócił uwagę na dziewczynke z I gim. - zamkniętą w sobie, troche dziwaczną, bardzo niezalezną dziewczynkę w pomarańczowym płaszczyku, która większość nauczycieli, a nawet rodzice (naukowcy) traktowali z przymrużeniem oka i z podejrzeniem o lekkie intelektualne nienadążanie za resztą

w pokoju nauczycielskim, gdy mowa była właśnie o Z. w w/w tonie, nagle sie "wychylił" - "Pani dyrektor, a ja tam wyczuwam w tej Z. element geniuszu" Starsi koledzy popatrzyli na Nowego z politowaniem...

no i okazało się ...dziewczynka była środkowym dzieckiem wśród 5 rodzeństwa, zmęczona harmidrem w domu, uciekała w swój świat, czytała dość  powazne książki, wiedziała mnóstwo rzeczy, niekoniecznie z programów szkolnych, była odważna w swoich opiniach i trafnie oceniała sytuacje

może nie geniusz, ale na pewno ponad przeciętna

a że jej się gadac z byle kim i byle gdzie nie chciało... cóż, dobrze, że ta jej innośc nie przeszkodziła młodemu nauczycielowi zobaczyć w niej Kogoś

...

jej wychowawczyni (utytułowana polonistka) razu pewnego na dowód infantylności i braku powagi Z. w I kl. opowiadała w pokoju naucz. jak to podczas zażartej dyskusji na temat książek (a była to  klasa z rozudzonymi, ambitnymi potrzebami czytelniczymi), mała Z. zmuszona do odpowiedzi. co ostatnio czytała , niesmiało wyjąkała "Dziewczynkę w czerwonym płaszczyku"

Polonistka potem w pok. naucz. - "hihi chacha, zobaczcie jaka ona niedojrzała, gdy inni czytają Bułhakowa, to Z. jest na etapie bajeczek"

akurat znałam te książkę i bez zahamowań wyjasniłam o czym mówiła uczennica... głupio zrobiło sie nauczycielce, że mała, dziwaczna Z. czyta rzeczy, o których ona nie ma pojęcia, choc to książka raczej na topie wtedy była

Potęzna jest siła złego nastawienia wobec innych....

Małgoś22-03-2008 14:55:04   [#99]

od szefów dorosłych pracowników w baaardzo poooważnych firmach oczekuje się, żeby uwzględniali osobiste sytuacje podwładnych

dlaczego nie mielibysmy oczekiwac tego samego od nauczycieli????

oczekiwać?

zdaje mi się, ze ta powinność wobec ucznia jest wpisana w zawód n-la

hmmm...tylko ktoś najpierw musiałby zdefiniowac pojęcie "dobro ucznia" ;-)

 

krasnoludek zadyszek22-03-2008 15:18:55   [#100]
No jest potężna - owa siła, o której Małgoś pisze - mój poprzedni wpis był nie o tym, żeby się tej sile poddawać, tylko żeby zachować racjonalność, że świata się nie zmieni w kilka dni - szczególnie świata licealistów (jakoś tak mi się wydaje - ale to subiektywne przekonanie tylko - że w podstawówce, kiedy można obserwować dłużej, jak dziecko rośnie, zmienia się w nastolatka, kiedy nauczyciel na pocz.edukacji ma może większy autorytet, trochę łatwiej jest obserwować i wyłapywać).

No i jak do licealistów docierać, to ja nie wiem - więc szukam w wątku porad, a tam głosy, że trzeba by, można by, ale jak to nie ma (prowokacyjnie teraz piszę trochę).

To i docieram po swojemu, małymi krokami - może i coś tam wychodzi z tego, ale niektóre rzeczy nie wychodzą - trudno, nie zawsze się wszystko uda. I umiem żyć z tym "trudno", i nawet się (znowu prowokacyjnie) za najgorszego nauczyciela nie uważam.

Przez 6 lat mojego pedagogicznego dorobku byłam na trzech osiemnastkach, niedawno na 20 urodzinach byłej uczennicy, właśnie odbieram maile i smsy z życzeniami od kilkorga byłych i obecnych, po maturze jestem na ty z grupką niemałą, do domu kilku uczniów też wpuszczam, jak i oni mnie, do kina chodzimy czy do knajpy.
I jednocześnie są tacy - i pewnie więcej by ich było trochę - z którymi powiemy sobie "dzieńdobry" na ulicy, ewentualnie 5 min pogadamy, co się studiuje i jak się studiuje. I nie poznałam ich dobrze przez 3 lata, i nie cierpię - a nawet sobie myślę, że oni też nie. Z niektórymi ludźmi każdemu z nas po prostu bliżej, nie każdy ma odwagę czy potrzebę zwierzać się "zwierzchnikowi" (to tak a propos stosunków podległo-nadległych szkolnych).

Póki są pod moimi skrzydłami - ja o nich dbam jak umiem. O wszystkich, bardziej i mniej lubianych, bardziej i mniej poznanych. Tylko że z poznanymi łatwiej jest to robić. Ale nie chcę dla nich wszystkich gór przenosić, o nich tylko myśleć, zastępować im rodziców, kolegów, psychologa, Kościół, harcerstwo czy ławeczkę pod blokiem, co tam kto za swoje miejsce uważa. Więc tak sobie postuję o umiar w szlachetnej idei "znamy problemy naszych uczniów"

Ja bym rzekła: znamy, jeśli pozwolili nam się dowiedzieć, jeśli pokazali, że chcą się nimi z nami podzielić. A nie: znamy zawsze i wszystko, bo inaczej źli z nas nauczyciele.
strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ]