Forum OSKKO - wątek

TEMAT: Pies w szkole
strony: [ 1 ]
Ada 105-04-2003 11:31:47   [#01]
Proszę o podzielenie się opinią lub doświadczeniem w wykorzystaniu  psa wykrywającego środki odurzające w szkole.
Danka05-04-2003 13:13:17   [#02]
U mnie był. Miałam zgodę rodziców. Był w trzech klasach. Nie może dłużej. Nic nie wykrył a wiemy, że w każdej szkole średniej jest to problem. Myślę że ma to sens, jeżeli te akcje będą częste a nie sporadyczne raz na trzy lata!
RomanG05-04-2003 17:48:12   [#03]

;-)

A bez zgody rodziców nie wolno?
Danka05-04-2003 22:59:01   [#04]
U nas pojawiły się artykuły w gazecie lokalnej, oburzenie rodziców. Po tej nagonce była prośba tych co mieli psa by spytać rodzicow.
Ewa z Rz05-04-2003 23:32:24   [#05]

dziwne...

Na co tu się oburzać?

Rozumiem, że ktos protestuje przeciwko przeszukaniu, ale przeciwko obwąchaniu przez psa??

Przecież żadnej ujmy lub krzywdy to nie przynosi...

Danka06-04-2003 00:52:44   [#06]
Też tak uważam, ale skoro prosili o zgodę rodziców???????
Gaba06-04-2003 06:23:42   [#07]

Chyba to jest jasne dla Państwa czemu tu nie ma 1600 rodziców?

Ewusiu, ty chyba nie widziałaś Prawdziwego Rodzica - takiego, co to cię słowem zabije, do podłogi wdepcze i udowodni, że jesteś g... - dziś rodzic to panisko - nie musi nic, prasa mu podpowie, że ma żądać basenu, złotych liter i... czegoś, więc żąda - opowiada oczywiście, że jest lekceważony, w ankietach nawrzuca, więc w trakcie mierzenia jakości, wychodzisz jak ostatnie... kiedy mu grzecznie odpowiadasz, że tego nie możesz zrobić, i tego też nie, bo prawo nie zezwala.

A pies? nie wolno! Dlaczego, bo moje dziecko nie bierze...

Ten sam ci napisze w ankiecie, że w sprawach profilaktyki - nie robiłaś nic. Toz to matrix.

Jest obrażony na ciebie za prawo. Od ciebie żąda zmian prawa na wysokości ustaw. Nie przyjmuje się żadnych argumentów. Tylko się notuje.

znam dyrektora, którym pomiata nawiedzony rodzic - a w tej szkole nie zrobili w tym roku rodzice nic, na gorzkie słowa dyra, że szkoła zarobiła 2500 z akcji charytatywnych, na których znajomi oraz nauczyciele kupowali prace dzieci... a rodziców nie było mimo zaproszeń - nie powiedziano nic; że szkoła załatwiła od prywatnych darczyńców 4000 na obiady nie powiedziano nic... ale, że

w jakimś dokumencie szkolnym było pytanie, które się przewodniczącemu nie podobało, to rodzice nie uchwalili 3 ważnych dla szkoły uchwał, w tym eksperymentu wychowawczego, umowy o współpracę - szkole grozi wypadnięcie z rynku.

To zrobili z zemsty i z głupoty (=brak wyobraźni) rodzice, mimo ze dyrektor dokument poprawił wg sugestii ojca natychmiast.

Rodzice sobie nie życzą zmiany pracy szkoły w przyszłości - a żądają doraźnych przywilejów dla swoich dzieci.

Z panem nie da się rozmawiać, bo ma misję. Praca pana w radzie polega na punktowaniu potknięć i zbieraniu negatywnej energii, o szkole nie powiedział nigdy nic dobrego, buntuje nowoprzybyłych rodziców. Zmiany Łybackiej w ramówce nazywa "oszustwem jego dzieci" i tak nauczył mówić rodziców.

Nie jest ważne, co jest dobre dla szkoły, jest ważne, co on ma w notatkach  i manipuluje kobitami w radzie rodziców, ot, grajdoł.

 

Na stwierdzenie, że nauczyciele czują się lekceważeni przez rodziców, że tak nie można, że oprócz grupy fantastycznych rodziców, są rodzice, którzy wręcz manifestacyjnie olewają szkołę, że trzeba pomóc chociaż popularyzować, bo było tyle ważnych dla wszystkich imprez (były media w szkole - wiele, wiele razy!!! szkoła jest po rewolucji organizacyjnej), odpowiedzieli rodzice dyrektorowi - to jest problem Państwa, niech sobie Państwo odpowiedzą na pytanie, czy nas te imprezy interesują, otóż nie! Chyba to jest jasne dla Państwa czemu tu nie ma 1600 rodziców?

Na końcu zrozpaczony dyrektor dowiedział się, że to, że nie ma rodziców w szkole - jest jego zasługą, a on ma przychodzić na zebrania - pan przyjdzie w maju (tak, tak, by znowu na niego wylano pomyje).

Na  człowieka, który jest w szkole po 12 godzin, który haruje fizycznie na równi z woźnymi, który miota się po firmach, by załatwić grosza, który już nie zwraca się do rodziców o żadną pomoc (nie chodziło o pieniądze -  o wsparcie, o współpracę) jedynie przesyła informacje, zaproszenia na imprezy, odpisy pism kierowanych do władz w niektórych sprawach.

 Kronika spęczniała do dwóch tomów, imprez w szkole... że hej!

 

tylko rodziców  w szkole nie ma, bo... to jest wina szkoły, nauczycieli i dyrektora.

 

Zastawiam się co doradzić - panel, dyskusję na radzie, może zaprosić pana na taką radę pedagogiczna, by poczuł, co to znaczy stać jak gówniarz... nie wiem, myślę o tym z głębokim smutkiem i... jestem porusza do głębi. Dobrego człowieka mogą zniszczyć inni ludzie.  

b e z  r o d z i c ó w   n i e  m a  s z k o ł y - ale po co tacy rodzice szkole?

 

W słuchawce głos - pomóż, ratuj naszą szkołę, doradź coś!

 

ja tylko słyszałam o takich sprawach, a to się dzieje naprawdę.

Adaa06-04-2003 09:46:09   [#08]

Gaba

opisujesz obraz jednostki w sposób jakby tylko taka jednostka miała wpływ na szkołę

takie jednostki są i będą, wszędzie..w kazdej dziedzinie zycia

Używanie, nawet ironiczne tu, sformułowania Prawdziwy Rodzic jest moim zdaniem brakiem taktu i wskazuje na to ,ze ta reszta wartosciowa to Nieprawdziwi

To przesada podyktowana żalem

Nie cierpię  etykietowania w takim stylu , naruszajacego prawdziwe proporcje

RomanG06-04-2003 13:25:53   [#09]
Ja nie rozumiem, że rodzic protestuje przeciw przeszukaniu (w uzasadnionych przypadkach). Przecież to właśnie między innymi świadczy, że szkoła poważnie podchodzi do swych obowiązków, że rzetelnie chce sprawować pieczę nad dziećmi.

Rodzic oddaje dziecko pod opiekę szkole, jak oddaje dziecko pod opiekę babci, cioci czy sąsiadce. Ma wybór, może oddać babci lub sąsiadce, tej lub innej - może oddać do tej lub innej szkoły, albo nawet założyć własną.
Kiedy jednak już odda, osoba sprawująca pieczę ma zastępować dziecku matkę, ojca, swoją opiekę wzorować musi na opiece rodzicielskiej.
Robią tak babcie, ciocie i sąsiadki, nie robią tego szkoły (bo np. prawo do prywatności wielu uważa za ważniejsze niż dobro dziecka). Doszło to tego, że oddając swoje dziecko pod opiekę sasiadce, jestem pewien, że w razie czego zrobi ona to, co ja zrobiłbym na jej miejscu, oddając zaś dziecko pod opiekę wykwalifikowanej kadrze pedagogów i wychowawców, coraz częściej nie mam pewności, że jest pod właściwą opieką, że nauczyciele zduszą w zarodku głupoty, kktóre mogłyby mu przyjść do głowy.

Uczeń nie powinien nosić do szkoły rzeczy, których musiałby się wstydzić podczas ewentualnej kontroli antynarkotykowej.

Jest dla mnie od pewnego czasu zagadką: czemu porządni rodzice nie protestują, kiedy w szkole są obecne narkotyki. Czemu nie domagają się kontroli, zapisania w statucie prawa do takiej kontroli? Czemu prywatność łobuza jest ważniejsza niż jego dobro, dobro innych dzieci, cele wychowawcze i interes społeczny?

Szkoła publiczna powinna się kierować ogólnymi standardami, nie strachem przed nieodpowiedzialnym rodzicem. Standardy zapisane są w ustawach oświatowych.

Co zrobiłby nauczyciel, którego "normalny" rodzic podałby do sądu za niewłaściwe sprawowanie pieczy nad dzieckiem, bo widział oznaki demoralizacji, a nie przeszukał i nie zabrał?
beera06-04-2003 18:24:45   [#10]

Poczułam pałer ;-)))

Z małej chmury duzy deszcz.

Ada poprosiła o opinie na temat sprowadzenie psa do szkoły, ale jak to zwykle u nas dyskusja weszła na szersze tory.

I dobrze :-)

Dawno u nas nie grzmialo ;-))

.......

Przejdę do kwestii funadamentalnej.

Gaba napisala:

b e z  r o d z i c ó w   n i e  m a  s z k o ł y - ale po co tacy rodzice szkole?

Dla mnie to pytanie ma w sobie wiele treści. I ciesze się, ze je zadała gaba, bo wiem, ze gdy nad nim  się tu trochę pochylę, ona zrozumie.

Nie chcemy TAKICH rodziców. ( jeden za takich uważa tych, drugi innych, jeszcze ktos kolejnych) Kazdy z nas sobie wybiera jakich rodziców uwaza za dobrych ( normalnych -brrrr), ktorych za złych ( Prawdziwych ;-) Chcę pominąc język jakim tu się o rodzicach pisze- uznaję to za  "wypadek przy pracy", który, szczerze pisząc, szkoda, że wystapił.

Dobrych ( w jego mniemaniu) akceptuje, złych ( często oznacza to : dociekliwych, watpiacych, zadających pytania, krytykujących lub tylko watpiacych) odrzuca.

 Pozwalamy sobie na takie postawy. Ale z drugiej strony, czy dajemy rodzicowi prawo do wyboru tych DOBRYCH jego zdaniem nauczycieli, dyrektora? Czy dajemy mu prawo do kwalifikowania dzialań szkoły i nauczycieli jako toksycznych, dobrych, błędnych...

O! NIe!

Bo podstawowa cechą "dobrego rodzica" jest odebranie sobie przez niego samego prawa do oceniania szkoły, belfra i dyrektora.

takie jednokierunkowe prawo szkolne ;-)

Rodzic ma do spełnienia przede wszystkim jedno podstawowe zadanie. Byc  DOBRYM RODZICEM. Nie dobrym współpracownikiem naszej szkoły. Nie dobrym sluchaczem na zebraniach, nie posłusznym wykonawca dyrektyw.

On ma byc dobrym rodzicem dla swego dziecka.

I jesli jest- powinien stac się automatycznie dobrym rodzicem dla nas- dla szkoły.

No tak..ale...

Ale to przeciez szkoła i nauczyciele WIEDZĄ LEPIEJ co to znaczy być dobrym rodzicem.

 Jesli szkoła będzie dyktowala warunki, a nie współpracowała, z tej maki chleba nie będzie.

Z jakiegos powodu szkola, a w niej nauczyciele i dyrektor mają absolutne przekonanie, że wiedzą lepiej, co jest dobre dla dziecka.

Jeśli pojawi się rodzic, mający odmienne zdanie nie slucha się go, a reaguje agresją.

Prowadzi to do prostego efektu- konfliktu.

Jestem rodzicem i przyznam się, że mnie niektore przeczytane tu rzeczy autentycznie wkurzyly. A przeciez czytalam to poprzez filtr dyrektorskiej pracy. Więc mój próg wrazliwości jest  dość nisko...

Jak rodzic i jako dyrektor absolutnie bym nie przyprowadziła psa bez poinformowania o tym rodziców. tak samo jak nie pozwoliłabym na przeszukanie 16 latka przez policję w szkole  bez powiadomienia rodzica.

Co nie oznacza, że spytałabym rodziców, czy we wtorek o 11 :30 mozna bedzie "obwąchać " uczniów z powodu szukania narkotykow. Jasne, ze byloby to bez sensu.

Ale powiadomilabym ich we wrzesniu, ze mamy problem i że musimy się imać różnych sposobów, aby problemowi zaradzić. Porozmawaiłabym z nimi jak z ludxmi. I jestem pewna, ze ta rozmowa dałaby pozytywny rezultat.

Ponieważ  rodzic mialaby szanse na przygotowanie dziecka do takich sytuacji. Moglaby mu powiedziec, że takie dzialanie policji i szkoły MOŻE się zdarzyć, że nie jest to nic niebezpiecznego i zagrażającego mu osobiście.

Dziecko dziwnym trafem ma większe zaufanie do rodzica niz do szkoły. Z jakiegos powodu nie do końca ufa, iz działania szkoły i personalnie poszczególnych nauczycieli są nastawione na jego dobro. Niejednokrotnie sądzi wręcz przeciwnie ( niestety)

ewa06-04-2003 20:53:35   [#11]

no tak..

z ust mi to wyjęłaś asiu :-))
Gaba06-04-2003 21:33:37   [#12]

tak Asiu!

Asiu, to są cytaty z człowieka, ktory został sponiewierany przez innego.

Właśnie się zastanawiam, czy istnieją prawdziwi i nieprawdziwi ludzie - albo prawdziwi i nieprawdziwi nauczyciele. Prawdziwy jest tu ironiczne - pokazuje w ogóle zdziczenie obyczajów. I nie służyło ubliżaniu.

Prawdziwy nauczyciel ostatnio zwymyslał ucznia, ktory siedział tyłem do tablicy, że nie widzi. Prawdziwy to taki, który jest przekonany o tym, że wie wszystko.

A mnie tylko żal dobrego czlowieka, najlepszego szefa, jakiego widziałam. Ulałam se smuteczku. A ponieważ nie miałam z kim pogadać, nieopatrzenie tu wdepnęłam. Pewnie dlatego nawrzucałam komuś tam, kogo nie znam i... nie (brr!)chciałabym poznać.

co do psa - jest nieco inaczej - nie wolno wyjść do przeszukania opiekunowi psa bez podejrzenia przestępstwa, kto jest zainteresowany niech pisze na priva, znam ten temat dość dobrze - od kilku stron, sama nie przerabiałam jeszcze, ale kto wie.

Marek Pleśniar06-04-2003 22:06:59   [#13]

no no;-) tylko Was zostawić:-))

opiekun niedorosłego dziecka ma prawo wypowiedzieć się czy pies marki wilczur bedzie chodził po klasie (tak to ię odbywa bo wiem) i po kolei obwąchiwał młodzież (w świetle prawa - dzieci). Znam - przeprowadzono taką próbę. Z jakiegoś powodu nadzorujacy zwierzę policjant wychodził z klasy spocony - mokry kompletnie. Ciekawe dlaczego?

To może pomóc wykryć posiadaczy narkotyków ale nie zawsze cel uświęca środki. Bo jeśli tak - to zrobić by rewizję osobistą i po co stressować.. psa:-)

Można przeprowadzić taką kontrolę ale za aprobata rodziców - tak uważam.

Ale widzisz Romanie .. ktoś - osoba absolutnie młoda - przeczytał Twoje słowa i tak mi skomentował: "a skąd wie ten pan czego w rzeczach osobitych wstydzi się młodzież? Podpasek nie?" To jak Romanie? Podejmujesz się przetrząsania dziewczynom torebek?

ps.. co do opowieści o "nawiedzonych", "prawdziwych" i innych  rodzicach.. Tak się składa że jestem rodzicem ucznia..

Gaba06-04-2003 22:12:29   [#14]
I na pewno prawdziwym mężczyzną!
Marek Pleśniar06-04-2003 22:16:30   [#15]
hmm.. nie bardzo pojąłem żart;-)
RomanG06-04-2003 22:39:57   [#16]
Dorastającym dziewczętom może sprawdzić kobieta.
Tych w zawodzie dostatek. :-)))

W klasie opiekunem niedorosłego dziecka jest nauczyciel i dyrektor szkoły ;-)

Też uważam, że pies niepotrzebny. Gdy powrócimy do czasów, że może tego dokonać nauczyciel, kiedy stwierdzi okoliczności świadczące o prawdopodobieństwie posiadania przez uczniów narkotyku, kiedy wobec kilku uczniów zostaną wyciągnięte za to konsekwencje, a reszta przekona się, że czyn ten nie pozostaje bezkarny, szkoła zaś nie jest bezsilna, nie trzeba będzie żadnych psów.
Wtedy uczeń będzie przynosić/zażywać na własne ryzyko, z pełną świadomością realnych konsekwencji dyscyplinarnych w przypadku wielce wtedy prawdopodobnego przyłapania.
Marek Pleśniar06-04-2003 22:54:55   [#17]

Roman - nie dotarło kurcze!!

nie przetrząsnę uczniowi jego rzeczy... Ty tak?

Nie nauczycielka, nauczyciel, jacyś abstrakcyjni ludzie

Pytam Ciebie. Czy Ty?

RomanG06-04-2003 23:01:11   [#18]

Oczywiście że tak

Zawsze gdy będzie to motywowane troską o prawidłowe sprawowanie pieczy nad dzieckiem, gdy będzie działaniem w ramach obowiązków służbowych. Zawsze gdy ochrona prywatności dziecka byłaby sprzeczna z zasadami współżycia społecznego.

Przetrząsanie to niedobre słowo. Po prostu sprawdzę, czy nie ma rzeczy niedozwolonych.
Paweł Sypek07-04-2003 11:18:38   [#19]

histeria

Mój 12-letni syn, od oseska, reaguje na samą obecność psa w zasięgu wzroku - niepokojem, a w promieniu 10 metrów - histerią. Ten typ tak już ma pomimo usilnych naszych starań, żeby to zmienić. I jakby jakiś pies (nieszkodzi, że np. w kagańcu) zaczął go obwąchiwać - skończyłoby się, jak wyżej opisałem. I co Wy na to? Miałbym uzasadniony żal, gdybym nie został wcześniej poinformowany, że takie akcje są planowane.

Marek Pleśniar07-04-2003 11:39:50   [#20]

hau hau;-)

szczerze mówiąc miałbyś też podstawę do zaskarżenia szkoły. A przy okazji. Pamiętacie? To pytanie padało;-)

Czy macie w planie finansowym środki na odszkodowania? Hm? Czasy są jakie są i warto by dyrektor nie reagował impulsywnie - to kosztuje.

A wymienionych środków raczej organ nie zatwierdzi:-)

Inaczej: regularnie jakoś zapominamy że nasze decyzje nie są zawieszone w próżni. Istnieje prawo oraz prawa - dziecka, obywatela, człowieka. Jest też zdrowy rozsądek.

Nauczyciel nie ma prawa rewidować, naruszać nietykalności osobistej ucznia. Choć może go ratować - postępować w sytuacji wyższej konieczności. Tu chyba jest furtka dla zachowań niekonwencjonalnych... Trzeba jakoś walczyć z bezkarnością przestepców..

Nie winię nauczyciela, który w pełni przekonany o słuszności swych podejrzeń schwyta i sprawdzi dilera. Ale zalecałbym zdrowy rozsądek, no i uzbrojenie się w odporność na zarzuty, które nieuchronnie nadejdą. Powinien niezwłocznie sprawę wyjaśnić dyrektorowi.

Zasadniczo, zamiast przeszukiwać, powinno się uczynić tak: nauczyciel, widząc podejrzane zachowania, wzywa policję.

Nie winię tez dyrektora, który dogada sie z RR, policją i zrobi spektakularną akcję z psem - np w szkole z poważnym problemem narkotykowym. To dobrze ze się stara, zalezy mu. Co więcej - widać że w szkole tej nie ukrywa się nic, nie udaje ze problemu nie ma.

Mógłbym, przynajmniej ja osobiście, usprawiedliwiać nauczyciela który się "bawi w detektywa". Szkodzi mu jednak postawa - "tak"! "Oczywiście". "Tak" - bez żadnych "ale". Tu mylimy zawody - policjanta i nauczyciela.

Uważajmy byśmy nie stali się bohaterami historii rodem z filmu "Ostatni dzwonek"

RomanG07-04-2003 12:54:53   [#21]

Marku, Twoje zdanie nie jest dla mnie zaskoczeniem

Często spotykam się z podobnym. Poszukajmy jednak konsensusu.

Piszesz: "Nie winię nauczyciela, który w pełni przekonany o słuszności swych podejrzeń schwyta i sprawdzi dilera. Ale zalecałbym zdrowy rozsądek, no i uzbrojenie się w odporność na zarzuty, które nieuchronnie nadejdą. Powinien niezwłocznie sprawę wyjaśnić dyrektorowi."

I mnie o takie właśnie sytuacje chodzi. Nie o bezpodstawne, niejako profilaktyczne przeszukiwanie (gadasz na lekcji? choć tu, pokaż torbę, może znajdę tam coś, do czego mógłbym się przyczepić), ale o działanie, gdy potrafi się rzeczowo i logicznie umotywować swoje postępowanie obroną dobra wyższego, dobrem dziecka i kiedy jest to podyktowane chęcią rzetelnego sprawowania pieczy.

Jako rodzic też przecież nie będę przeszukiwał rzeczy mojego dziecka. Gdy jednak wróci z dyskoteki śmierdząc papierosami i zaprzeczy, że palił, każę mu wywrócic kieszenie w poszukiwaniu papierosów. Jeśli odmówi, wezmę kurtkę i zrobię to własnoręcznie. Tak samo postąpię wobec mojego chrześniaka, który przyjechał do mnie na kilka dni wakacji.

"Mógłbym, przynajmniej ja osobiście, usprawiedliwiać nauczyciela który się "bawi w detektywa". Szkodzi mu jednak postawa - "tak"! "Oczywiście". "Tak" - bez żadnych "ale". Tu mylimy zawody - policjanta i nauczyciela.
Uważajmy byśmy nie stali się bohaterami historii rodem z filmu "Ostatni dzwonek"

Marku, zgadzam się, należy bardzo na to uważać. Cóż mam więcej powiedzieć?
Wypowiadam się jednoznacznie o jednoznacznych dla mnie sytuacjach: gdy n-l potrafi udowodnić działanie dla dobra dziecka bez chęci zaszkodzenia mu.

Nie mogę się oczywiście zgodzić z tak jasno przez Ciebie wyartykułowanymi zakazami. Dla mnie wszystko, co wynika z obowiązku sprawowania pieczy nad uczniem, co nie zostało wyraźnie zakazane lub inaczej uszczegółowione w innych aktach prawa oświatowego, jest działaniem szkoły i nauczyciela podejmowanym na podstawie prawa.
Z moim stanowiskiem zgodził się sędzia karnista w N. (pisałem o tym) oraz prof. Homplewicz. Dlatego przy tym obstaję, choć nie jest to popularna dziś wykładnia prawa oświatowego.

Masz prawo mieć inne zdanie. Rodzic ma wybór: może posłać dziecko do szkoły kierowanej przez po Twojemu myślące grono, może też posłać do szkoły, gdzie grono myśli po mojemu. Obie szkoły uznałbym za działające w granicach prawa.

"nauczyciel, widząc podejrzane zachowania, wzywa policję"

To w końcu ma ustawową delegację do sprawowania pieczy nad dzieckiem i wychowywania go, czy nie? Wynajęta na zasadzie tzw. umowy społecznej opiekunka do dziecka ma robić to, co matka, czy w razie czego wzywać matkę i policję?
Decyzje pozostające w wyłącznej gestii rodziców są w aktach prawa oświatowego jednoznacznie wskazane. W pozostałych sprawach decyduje fakt, pod czyją pieczą pozostaje dziecko w danej chwili.
NIgdzie ustawodawca nie napisał, że musimy pytać rodziców o zgodę na odpowiednie działania w przypadkach demoralizacji (pomijając już obowiązki wynikające z art. 4.1 u.p.n.) czy zagrożenia demoralizacją, nie napisał też oczywiście nic o psie.
Dlaczego sami jako wychowawcy tak ochoczo pozbawiamy się należnych nam uprawnień?

No i punkt widzenia rodzica: czy mojemu dziecku korona z głowy spadnie, jak pokaże w szkole plecak, bo jest kontrola z uwagi na to, że niektórzy uczniowie mają problem narkotykowy? A jeśli to moje dziecko ma ten problem i dzięki temu właśnie dowiem się o tym, zanim nie bedzie za późno? Gdy nie ma nic na sumieniu, sprawa przecież na pokazaniu się skończy.
Właściwie - moim zdaniem - wychowywane w domu dziecko nie będzie nawet tego traktować jako naruszenia jego dóbr osobistych. W sprawach oczywistych dziecko ma być posłuszne osobom ustawowo powołanym do opieki nad nim i do jego ochrony.

Marku? Czemu muszę na tak trudny temat dyskutować właśnie z Tobą :-)?
Amicus Plato, sed magis amica veritas.    :-))))))))))))


PS. Dzisiaj doszło pismo, które mi wysłałeś. Dziękuję.
Marek Pleśniar07-04-2003 13:32:00   [#22]

czemu ze mną?

no - przecież nie jest to zaskoczeniem:-)

Reprezentujemy często w tej i podobnych sprawach - dotyczących praw ucznia odmienne poglądy. Obaj jednak (mam nadzieję że nie przereklamowuję siebie) słuchamy argumentów dyskutantów. Takie jest forum. Słuchamy tu siebie i nie "wiemy lepiej" - była więc okazja trochę sie tego nauczyc. A jak ktoś "lepiej wie" - dostaje w zarozumiały łeb i zaraz mu przychodzi rozum do głowy;-) Każdy z nas czasem tak dostaje. Dlatego nazywam to miejsce najlepsza szkołą zarzadzania, dyskutowania itd

Sprawa po prostu jest trudna. Właściwie obaj usprawiedliwiamy zachowania opisywanego typu - gdy konieczne.

Ale tu problem.
Możemy dla dobra ucznia i dobra innych uczniów czasem nagiąć prawa jednostki na rzecz dobra ogółu. Ale nie możemy tego zapisać w statucie czy uczynic szkolnym prawem. Na szczęście. (Mówię "nie możemy" nie dlatego że "nie", lecz dlatego że takie jest prawo)

Jestem za tym by łamiący prawa ucznia - gdy musi w sytuacji wyższej konieczności  - wiedział, że poniesie odpowiedzialność*. By wiedział że są to metody nadzwyczajne.

*"Odpowiedzialność" nie jest tożsama z "karą"

A dlaczego? Bo znam całkiem sporo nauczycieli którzy z dziwnym zapałem zaczęliby używać metod represyjnych na codzień.

A ma byc - moim zdaniem - tak, ze gdy zrewiduję teczkę - wiem ze narażam się na co najmniej udzielenie wyjaśnień. Czyli - ponoszę świadomie ryzyko takiego czynu - i robię to tylko dlatego że moim zdaniem muszę.

Nie dawałbym nikomu praw do stosowania omawianych metod ot tak..

I nawet nie dałbym prawa do decydowania o legalnosci - kiedy sytuacja tego wymaga. Bo oceny takie są obciązone subiektywizmem stosujacego je.

Znam nauczycielkę która puszcze nieraz całą klasę na bosaka bo nie mają własciwego obuwia. Stosuje też zasadę nie przejmowania się zanadto WSO i innymi "bzdurami". Stosuje - ale na granicy. Nie bardzo jej mozna zarzucić jakieś wielkie nauczycielskie przewinienia ale..

Ne dałbym jej prawa poszerzania sobie kompetencji represyjnych, Ilu takich znacie?

Może, na koniec, jakoś zilustruję, oczywiście w sposób przesadzony: możesz kogoś okaleczyć by ratować kogos od poważniejszych jeszcze okaleczeń. Ale tak czy owak popełniasz czyn bezprawny. Tyle że Cię uniewinni każdy sąd i zyskasz za swój trudny i trafny wybór szacunek innych:-)

Wesprę i zabiorę głos gdy trzeba będzie poprzeć kogoś kto podjął taką decyzję - w tym w szkole. Ale te decyzje nie zawsze są konieczne. Dlatego nie mozna zapisać że zawsze je podejmować wolno.

Ale to moje zdanie:-)

ps. Nie dotyczy to wszystko mojego dziecka. Tu mam znacznie szersze uprawnienia.

RomanG07-04-2003 14:15:08   [#23]

Uff! :-))

To właściwie doszliśmy do porozumienia. Zgadzam się z Tobą, różnice są kosmetyczne, więc nie warto o nich :-)

Wydaje mi się, że czasem chcę powiedzieć to samo. Robię to niekiedy być może niejasno lub mówię innymi nieco słowami.
Ale najważniejsze, o co mi chodzi, jest to, że nie można nauczycielowi JEDNOZNACZNIE (a tak czynią szkoleniowcy na kursach o prawach ucznia na przykład) twierdzić, że  nigdy i nigdzie nie ma on prawa do czegoś tam. Bo czasem zdarzają się sytuacje, kiedy - wziąwszy do kupy wszystkie przepisy mogące mieć do sprawy zastosowanie - należy przyznać, że takie i tylko takie działanie nauczyciela byłoby rzetelnym sprawowaniem pieczy nad dzieckiem.

Ocena takich sytuacji, jak słusznie zauważyłeś, jest przeważnie oceną subiektywną. Stajemy tu przed dylematami typu: czy woda jest ciepła czy jeszcze tylko letnia - bo gdzie jest granica? Ale każdy rozumie różnicę między "ciepły" a "letni", prawda?

Co do prawa do oceny o legalności jakichś działań. Te same dylematy przeżywa policjant, gdy ma zdecydować subiektywnie o użyciu broni, te same lekarz, gdy subiektywnie decyduje o zoperowaniu dziecka bez zgody rodziców. Wyjaśnią potem, co nimi kierowało, a społeczeństwo oceni, czy zaistniały przesłanki legalności, czy też im się tylko tak wydawało. Ale mogą.
Marek Pleśniar07-04-2003 14:20:03   [#24]

Romanie - nie te same. Policjant ma uprawnienia do użycia środków i metod nam niedostępnych.

A swoją droga zobaczcie - do czego doszliśmy. Nauczyciel czy policjant?

Nie bardzo mi się podoba takie... Co nie znaczy że nie ma sprawy.

RomanG07-04-2003 14:24:00   [#25]
A może raczej: nauczyciel jak lekarz?
Marek Pleśniar07-04-2003 14:31:20   [#26]

bez jaków:-)

nauczyciel - nauczyciel. Tak wolę:-)
RomanG07-04-2003 15:18:05   [#27]

Takie jeszcze znalazłem :-))

"Najlepszą metodą ukrócenia złego zachowania nastolatków jest szybkie i stanowcze reagowanie. Pewna znana mi dyrektor szkoły obudziła się któregoś dnia z myślą, że ma już dość niszczenia ścian budynku szkolnego za pomocą graffiti. Po przyjściu do pracy poinformowała wszystkich uczniów, że od tej pory pracownicy szkoły będą przeprowadzać wyrywkowe kontrole ich toreb. Każdy, u kogo znajdą specjalne pisaki, będzie odsyłany do domu i zawieszany w prawach ucznia. W ten sposób problem napisów na ścianach po prostu zniknął. Dyrektorka przyznała mi w zaufaniu, że jeszcze kilka lat temu taka akcja nie byłaby możliwa, gdyż w gronie pedagogicznym znajdowało się kilkoro bojowników, którzy natychmiast podnieśliby hałas na temat naruszania wolności osobistej uczniów. Ludzie ci już odeszli ze szkoły, mogła więc teraz w pełni kontrolować jej funkcjonowanie, a stanowczy i zdolny do szybkiego podejmowania decyzji dyrektor zawsze będzie dobrze prowadził szkołę." (Brenda Houghton, „Dobre dziecko. Jak sprawić, by nasze dzieci odróżniały dobro od zła”, Poznań 1999, s. 212-213)
RomanG22-04-2003 20:38:12   [#28]

Wrócę jeszcze do odszkodowań

Nie widzę podstawy prawnej, na jakiej rodzic mógłby się oprzeć, domagając się odszkodowania.
Sytuacja opisana przez Pawła... hmm.
A gdybyś, Pawle, posłał dziecko na kolonie, a tam, w ramach "spotkania z ciekawym człowiekiem" zaproszono by na zajęcia z dziećmi policjanta lub celnika z psem?
Sprawa prosta: dziecko ma uraz, nauczyciel to dostrzega, zabiera psa jak najdalej, a dziecko pociesza i utula.

Nie jest to jednak wyrządzenie szkody przez szkołę czy placówkę kolonijną tylko ...życie :-)))

A propos naruszania prywatności dziecka w szkole, rozwinąłem ten temat - z punktu widzenia rodzica - w kolejnym opracowaniu. Zamieszczam w wymianie.
RomanG22-07-2003 15:53:03   [#29]
Sorry, bo to mój trzeci post pod rząd w tym wątku ;-) ale na liście dyskusyjnej pl.soc.prawo pojawił się wątek na ten temat:

http://www2.gazeta.pl/usenet/704534,27014,713670.html?group=pl.soc.prawo&tid=83997&strona=0
Marek Pleśniar22-07-2003 18:00:15   [#30]
gdzieś bywał romanie:-)
RomanG22-07-2003 19:40:36   [#31]
We młynie mełł mąkę, mój miły panie ;-)
Marek Pleśniar22-07-2003 20:10:38   [#32]
aha:-)
Adaa22-07-2003 20:29:14   [#33]

:-)))

Cóżes tam widział.......?
Majka22-07-2003 21:02:35   [#34]

Adaa :-)

Trzecia zwrotka była: cóżeś tam jadał :-)))

(kluseczki z miseczki mój miły panie)

Adaa22-07-2003 21:04:11   [#35]

a ostatnia..

Gdzieżes uciekał..?

:-)

Marek Pleśniar22-07-2003 21:11:09   [#36]
chiba fakticznie zwiał;-)
RomanG23-07-2003 12:40:49   [#37]

Byłem w Zakopanem na koloniach, hej!

Teraz moim głównym zajęciem jest odpisywanie na SMS-y kolonistów ;-)

PS. Widziałem cuda i dziwy, a kluseczki od gaździny były naprawdę doskonałe.
Marek Pleśniar23-07-2003 12:44:20   [#38]
a gaździna?
RomanG23-07-2003 12:46:44   [#39]
Zacytowałbym Wam jej najlepsze teksty, ale nie wypada ;-)
Marek Pleśniar23-07-2003 12:48:49   [#40]

tak własnie podejrzewałem-)

a co do obwąchu. Dyskusja z tamtego forum to - moim zdaniem - dzielenie włosa na czworo z nudów na wakacjach.

A kto może, a czemu nie może, a co by było gdyby itd. Kto nie działa nie popełnia błędów. I tyle.

olaszyma07-12-2018 14:44:10   [#41]

Odkopałam wątek po kilkunastu latach bo i mnie dotkną problem . Mamy uczennice, które zażywały (być może dalej zażywają) dopalacze w czasie lekcji i chcielibyśmy sprawdzić czy obecnie przynoszą "towar" do szkoły. Czy po 15 latach są jakieś inne uwarunkowania prawne, które nie pozwalałyby poprosić policjanta z psem o obwąchanie uczniowskich toreb? Wcześniejsze  konsultacje z rodzicami spowodują niestety "przyczajenie się " sprawców. Albo nie przyjdą w tym dniu do szkoły albo nie przyniosą nic trefnego. A nam zależy na udowodnieniu.

izael08-12-2018 10:16:49   [#42]

a może zaprosić odpowiednie służby z psem na takie szkolenie/warsztaty dla młodzieży

a co wywącha zwierzątko...

to się okaże:)

Skimir08-12-2018 11:36:27   [#43]

Olaszyma, dopalaczy jest teraz tyle, że nie ma pewności, że pies wyczuje (mało tego, jest większe prawdopodobieństwo, że nie wyczuje - chyba, że te dopalacze są na, powiedzmy klasycznej, od lat stosowanej chemii).

Z tymi akcjami z psem to trochę jest tak, że jak przyjedzie brygada i nic nie zdemaskują a coś ktoś będzie mieć, to to jeszcze bardziej upewni niektórych o ich bezkarności.


post został zmieniony: 08-12-2018 11:37:22
joszka09-12-2018 20:22:26   [#44]

..."Z tymi akcjami z psem to trochę jest tak, że jak przyjedzie brygada i nic nie zdemaskują a coś ktoś będzie mieć, to to jeszcze bardziej upewni niektórych o ich bezkarności."

Bardzo celna uwaga, podpisuję się obiema rękami!

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ]