Forum OSKKO - wątek

TEMAT: prawa rodziców
strony: [ 1 ][ 2 ]
Sylwek26-01-2003 12:27:41   [#01]
Rzucam na forum myślę, że ważny temat związany z prawami rodziców. Konkretnie w sprawie badania dzieci przez PPP, co może oczywiście nastąpić jedynie za zgodą rodziców. Jeśli ta bariara jest przeskoczona to to następuje kolejna kłoda. Ani poradnia, ani rodzice nie maja obowiązku informować o wyniku badania dziecka. Odczułem to dotkliwie w tym roku szkolnym na przykładzie klasy pierwszej. Wg. wychowawczyni tej klasy conajmnie 2-3 uczniów powinno być odroczone. Dwie nieustannie przyciskane mamy do muru wreszcie ujawniły prawdę. Jedna w listopadzie a druga po klasyfikacji po I semestrze. I co? Okazało się, że dzieci tych mam mają w opinii (opinie wydane w maju 2002r.) zapis już winny być odroczne o rok z obowiązku szkolnego czyli winny uczęszczać do zerówki a tymczasem są w klasie pierwszej. Mam pytanie co zrobiliście na moim miejscu? (raczej male szanse na poprawę wyników u tych dzieci), może ktoś z was mial już do czynienia z takim pasztecikiem.
Pozdrawiam Sylwek i zachęcam do dyskusji w tej jak mi się wydaje ważnej kwestii. Nie po raz pierwszy madrości ministerialnych myślicieli muszą wypić dyrektorzy i nauczyciele.
Ewa z Rz26-01-2003 14:40:09   [#02]

Trzeba uświadamiać....

Dziwne jest to zatajanie przez rodziców... Wynika chyba z niewiedzy.

Poinformowanie szkoły o opinii w żadnym wypadku nie powoduje odroczenia dziecka. Do tego konieczna jest osobna zgoda rodziców.

Ale poinformowana szkoła, biorac pod uwage opinię, odpowiednio z dzieckiem pracuje. Wręcz musi! Co na pewno wyjdzie dziecku na dobre. A jeśli nawet nie wpłynie dodatnio na efekty, to zpobiegnie negatywnym skutkom w psychice dziecka.

Nasze działania powinny się skupić na uświadamianiu tej prawdy rodzicom. Jak i również innej prawdy - im wcześniej zaczniemy właściwie pracować z dzieckiem, tym lepsze rezultaty osiągniemy i jest całkowicie możliwe, że około klasy 4 dziecko "dogoni" rówieśników.

Nieinformowanie szkoły jest zabieraniem tej szansy własnemu dziecku. W klasie czwartej już będzie za późno na cokolwiek. Wtedy już może nie być innego wyjścia jak szkoła specjalna...

Prawo jest jakie jest, a my powinniśmy minimalizowac jego negatywne skutki w imię dobra dziecka.

Marek Pleśniar26-01-2003 15:04:00   [#03]

trochę juz było:-)

tu:

http://www.oskko.edu.pl/forum/thread.php?t=1467

Sylwek26-01-2003 19:58:50   [#04]

prawo rodziców

Ewo!
Z pełnym szacunkiem, ale chyba nie zwróciłaą uwagi na daty, ktore podałem. Te dzieciaki po zerówce nie znaly liter i nie cytuj górnolotnych posłań szkoły i nauczyciela.   Chyba nie o to wtym wszystkim chodzi. Mam przykład dzieciaka  z przed kilku lat, ( urodzony w grudniu swojego rocznika) powtórzył oddzial zerówki i tylko dzięki pełnemu zrozumieniu świadomych rodziców wyszlo Mu to na dobre. Ten jeden rok w takim wieku to wbrew pozorom bardzo dużo. Mam zresztą syna również z grudnia. Powiem tyle. W pierwszej i drugiej klasie prosił "Tatuś czy mogę pójść się pobawić do przedszkola" (też z grudnia swojego rocznika). Teraz jest w klasie trzeciej i chyba dorównał do wieku swoich rówieśników i nie ma problemów z nauką (nie chodzi w tym wszystkim o to, że jest synem dyr. szkoły). Na jego edukację miało wpływ wiele czynników a szczególnie mimo, że w to trudno to obcowanie z jego starszym rodzeństwem. Tak na koniec zapoznaj się do końca ze stroną proponowaną przez Marka. Polecam i proponuje czytaj dokładnie co ludzie piszą (bez obrazy).
Karolina26-01-2003 20:31:00   [#05]

Nie widze w wypowiedzi Ewy nic złego. Zgadzam się z nią.

Obowiązkiem szkoły jest pełna współpraca z rodzicami. Jeśli nauczyciel widzi wyraźne probelmy w nauce dziecka to powinien o tym szczerze i być moze nie tylko raz - porozmawiać o tym z rodzicami.

To oni - już w pełni świadomi - położenia swojego dziecka podejmują decyzję co dalej.

Nie probujmy na siłę uważac, że wszyscy rodzice są głupi i mało wiedzą. Pewnie, że zdarzają się sytuację patologiczne - mówilismy o tym. Niech ruszy głową wówczas naucycziel i dyrektor i niech myślą jak rodzinie pomóc.

Zdecydowana większośc jednak chyba ma zdrowy rozsądek i nie wierzę, że jesli szkoła daje sygnały i proponuję lepsze rozwiązania dla dziecka poprzez odroczenie, czy wydluzęnie nauki czy pozostawienie na drugi rok - to rodzice będą się slepo nie zgadzać.

Kurka!

Jedyne prawo - jak mało które - które mi się bardzo podoba o prawach rodziców a co rusz ktoś je tu chce zmieniać.

Powtarzam z poprzedniego wątku.

Nie róbcie z siebie najlepiej - wiedzacych specjalistów.

Ewa z Rz27-01-2003 06:21:58   [#06]

Sylwek...

Czytam dokładnie co ludzie piszą - to chyba widać z moich wypowiedzi.

Zastanawiam się też dobrze nad tym co piszę. (No, w każdym bądź razie staram się - jak dotąd dwa razy nie bardzo mi wyszło... :-( )

Na Twoje pytanie nie mogłam udzielić innej odpowiedzi, bo nie znam tych dzieci, ich mam i środowiska, a także Twojej szkoły, wobec czego nie mogę pomóc Ci w rozwiązaniu tego konkretnego problemu, bo to sparwa bardzo indywidualna.

Ale można spróbować zapobiec takim problemom w przyszlości i to miałam na myśli pisząc swój post.

Nie chciałam napisać, że z Twojej wypowiedzi widać dlaczego te mamy nie pokazały tych opinii...

Sylwek27-01-2003 11:32:40   [#07]

prawa rodziców

Moi drodzy. Problem tkwi w tym, że rodzice po prostu zataili przed szkołą wynik badania w poradni. W obydwu przypadkach był wyraźny zapis mówiący o odroczeniu dziecka o rok od obowiązku szkolnego i to sformułowanie było bardzo jasna dla rodziców. To Oni rodzice uznali, że nie przedstawią dokumentu i niech się nauczyciel martwi. Dzieci te oczywiście uczęszczają na zespół wyrównaczy, ale co to jest jedna godzina tygodniowo dla grupy liczącej 11 uczniów. O pracy indywidualnej trudno mówić, gdyż klasa liczy 26 uczniów (nie można jej było podzielić). Pozostawić te dzieci, aby dojrzaly do swojego wieku to "larum", bo zły nauczyciel, dyrektor ogólnie szkoła. Są naprawdę bardzo nikłe szanse, aby dzieci osiągnęły minimum i w tym jest problem.
beera27-01-2003 11:43:39   [#08]

Sylwek

Oni nie ZATAILI tylko po prostu zgodnie z przyslugującym im prawem nie udostępnili.

Powiem więcej- nawet gdyby udostępnili szkole za wiele by to nie zmieniło. Odracza się bowiem dziecko NA WNIOSEK RODZICÓW.

Zdecydowanie zaś mam tu dylemat. Z jednej strony szanuję prawa rodziców do samostanowienia i do stanowienia o dziecku, a  z drugiej zaś CHCIAŁABYM , ABY SZANOWANO PRAWA DZIECKA DO POMOCY

Sprawa jest oczywista gdy chodzi o problemy ewidentne- gdy rodzice nie wyrażają zgody na zabieg lekarski ( np owo sławne przetaczanie krwi) mogą ponieść karne konsekwencje tego czynu.

Natomiast  tu mamy do czynienia ze śliską, bo niedookreśloną materią- niestety.

Zdecydowanie nie podoba mi się taka sytuacja, w ktorej fobie rodziców mają konsekwencje w życiu ich dzieci.

A bawi dość mocno mierzenie działalności szkół w spełnianiu standardu " szkoła udziela uczniom pomocy psych-ped". Bo mamy tu rączki powiązane jak diabli.

Moim zdaniem nie działa to na korzyść dziecka.

Ewa z Rz27-01-2003 13:31:02   [#09]

Owszem, ale...

To nie dlatego jest kulawo, że szkoła nie może zmusić rodziców. Ale dlatego, że tych rodziców nie umie (nie może?) uświadomić, tak by byli zdolni do podjęcia właściwej decyzji.

Ale lepiej, że jest tak niżby szkoła miała prawo decydować w tak delikatnej materii.

Proszę się nie oburzać, ale szkoły nie są idealne i o wiele łatwiej o krzywdzacą decyzję w stosunku do dziecka ze strony szkoły, niż ze strony jego rodziców. Nawet tych nienajlepszych.

Lepsza nawet nieudolna matka niż instytucja, nawet najszczytniejsza i bardzo bogata. Dlaczego? Bo jest to WŁASNA matka dziecka...

beera27-01-2003 18:51:55   [#10]

oj..to optymistyczne...

..nie wiem, czy nie nazbyt.

 

Niestety "własność " matki nie przydaje jej działaniom nieomylności( vide- ten przykład z przetaczaniem)

Oczywiście , masz rację,  że i szkoła takiej nieomylności nie jest w stanie zaproponowac jako argument za zwiekszeniem jej kompetencji.

Ale brakuje mi tu jakiegoś zlotego środka.

Bo oddając matce wszelką władzę przyzwalam na ewidentną i absolutnie przewidywalną porażkę  dziecka.

Karolina27-01-2003 19:13:23   [#11]

Kolejny raz zgadzam się z Ewą!!

Szkoła powinna uświadamiać rodzica jakie wyjście byłoby dla dziecka najlepsze. Jakie mogą być konsekwencje w przypadku takiej lub inne decyzji. I koniec. Z reszty nie trzeba wyręczać - no chyba, że rodzić nie ma władzy rodzicielskiej - odebranej za coś tam i to już jak wiadomo są skrajne przypadki.

Zaniepokoiło mnie coś innego w Twoich wypowiedziach Sylwku - mam wrażnie jakbyś się bał, że "owe" mnie radzące sobie w nauce dzieci po prostu obniżaja ci średnią szkoły. Nie wiem więc czy martwisz się o ich przyszłośc czy o poziom dydaktyczny placówki jaką kierujesz. Gdzie ty przewczytałeś, że dzieci po zerówce mają znać literki i mają czytać??

Zerówka z tego co wiem ma być obowiązkowa dopiero od tego roku. progrma nauczania zintegrowanego głosi, że dzieci mają się nauczyc czytać na tym właśnie etapie. Skąd więc taki strach, zę tego nie zrobią?

Rób wszystko aby pomoagać tym dzieciom i ich rodzicom, przydziel więcej godzin an te wyrównawcze skoro tak na sercu leży ci ich wynik w nauczaniu.

W każdej grupie szkolnej zdarzą się dzieci bardziej i mniej  zdolne, takie które nie będą mieć problemów z czymś tam i takie które beęda je miały. Nie sztuka pozbyć się tych gorszych!

I żeby było jasne. Uważam, ze pewne dzieci trzeba odraczać, pewnym wydłużac obowiązek szkolny, pewne zostawiać na drugi rok.

Ale na Boga.

Szkoła, poradnia, nauczyciel, dyrektor i inny swięty jest od tego aby wpsierać, pomagać, podpowiadać ,wskazywać lepszą drogę, uświadamiać, uczyć...(i co tam jeszcze chcecie) ale nie żeby decydować!

Anka z Gdańska27-01-2003 19:25:18   [#12]

Karolina

W pełni się z tobą zgadzam, zwłaszcza w sugestii, by dyrektor dla wyrównania szansy , przyznawał godziny wyrównawcze.

Kiedyś istniały tzw. zespoły wyrównawcze nawet w kl. IV- V, od lat zginęły , a szkoda...

W zamian mamy kółka zainteresowań. ile dusza zapragnie... A ja bym chciała godzinę tygodniowo z P. i N. :-)

beera27-01-2003 20:00:33   [#13]

Karolina...

czy Ty znasz polską szkołę, czy nie?

Chyba Cię trzepnę!

TZN- zdecydowanie Cie trzepnę ;-))

Skąd ja Ci mam wziąć te wszystkie cuda , o których piszesz?

ja w rękawie kasy na to nie mam.

Powiem Ci jak wspomagam dzieciaka- proste.

Stawiamy mu 1 na koniec roku. matka jest przerażona. Informuje ja, że nie ma możliwości obnizyc dziecku wymagań, bo unikaja poradni jak ogień wody. Jesli matka pójdzie do poradni i przebada dziecko obnizymy wymagania i egzamin poprawkowy w sierpniu ten uczeń zda.

Matka idzie. Dzieciak ma ewidentne problemy.

Czy ty myślisz, że ja bym się decydowała na takie rozwiązanie gdybym nie wyczerpala innych mozliwości?

Przecież w takich sytuacjach chce się wrzeszczeć z bezśilności absolutnej.

Polowa z moich dzieci , co powinny nosic okulary ich nie mają. Dziury w zębach sięgają nosa ( te dziury w górnych )

RODZICE- owszem.

Ale jakieś male narządko dla mnie by się przydalo- zapewniam Cię.

Choćby po to, aby słusznośc decyzji podejmowanych przez rodziców OBIEKTYWIZOWAĆ!

Rozumiesz?

ja wiem, że i moja subiektywna i ich subiektywna. Ale jakies kroki w swoją stronę można by robić.

Ja MUSZĘ. Oni moga odwrócić się plecami.

I nic to, ze do mnie- pal to sześć.

Ale ich odwrócenie się ode mnie jest odwróceniem się od dziecka. Rodzice często myślą o sobie myśląc o dziecku.

Nie generalizujmy- proszę cię.

Nie ma tu dobrych rozwiązań.

I nigdy nie zgodzę się z Tobą, że ONI wiedzą lepiej. Tak jak nigdy nie powiem, że MY wiemy lepiej.

.........

I jeszcze - Anka? Nie weim, co nie pozwala Ci zrezygnować z tak wielkiej liczby kółek pozalekcyjnych na rzecz zajęc wyrównawczych?

Ja pewnie bym to po prostu zrobiła, ale nie mam godzin ani na jedno, ani na drugie.

Karolina27-01-2003 20:24:17   [#14]

Asia!

Normalnie nie wierzę w cuda - o jakim procencie problemu ty mówisz?

Matko wszyscy ci rodzice tak się tymi plecami odwracają? Kurka.. dlaczego?

....

A czy ja mówię tak wprost kto wie lepiej? Przecie napisałam jak ma wyglądać ten proces w którym rodzic ma podjąc decyzje.. nie ma tego robic sam.

Adaa27-01-2003 20:48:46   [#15]

prawo rodziców do pozbawiania prawa....

znam rodziny, w których celowo ogranicza się mozliwość kształcenia dziecka w przystosowanych do  stopnia jego niepełnosprawności szkołach, dlaczego?

pieniądze..

rodzice tracą mozliwość pobierania renty na dziecko

i to jest ich wiedza i troska

i co? mam szanować takich rodziców  wspierać ich prawo do samodzielnego podejmowania decyzji?

odwracaja się plecami do szkoły , to zrozumiałe, bo szkoła jest ich wyrzutem sumienia

na szczęście  to  margines

beera27-01-2003 21:01:38   [#16]

Karolina...

..masz racje- nie dotyczy to wielu rodziców..

Ale - tu powtórzę za Adąą, czy nie wystarczy Ci jeden taki przypadek, żebys miala ochote zmienic przepisy w tym zakresie?

Wiem, że pewnie przesadzam w zacietrzewieniu na ten temat- ale własnie opisany przez Adę przypadek mam w swojej szkole.. Dzieciak cierpiący na zanik mieśni, z ktorego utrzymuje się cala rodzina...

Karolina27-01-2003 21:10:14   [#17]

A widzisz.. (dzis mi się dostanie..kurka, ryzykuje..a niech to ...:-)   )

Patrzysz na całośc przez przymat swojego przypadku na jaki natrafiłaś...wg mnie to zdecydowanie za mało aby wołac o inne przepisy.

Wg mnie rodzice nie gęsi...swój rozum mają.

Adaa27-01-2003 21:18:22   [#18]

to dwa przypadki tu..

 

w skali kraju setki ,a może i więcej...

przepisy powinny wspomagać działania dyrektorów i nauczycieli ..

jedna z moich mam powiedziała mi kiedyś,że znacznie dłuzej przebywam ja z jej dzieckiem niż ona sama (nie zauwazyła powaznej wady wzroku), nie wspomnę o problemach w nauce..

stąd wypływa nasz obiektywizm w ocenie sytuacji

"narządko" by się przdało z całą pewnością

Marek Pleśniar27-01-2003 21:22:54   [#19]

ponieważ:

a) znamy (znamy wszyscy) polską szkołę i

b) znamy nasz kraj i społeczeństwo go zaludniajace od morza po Tatry - i ja oczekuję jakiegoś narzędzia wpływania na postawy rodziców. Nie wszyscy respektują prawa dziecka i jego dobro. Od dawna mawiamy do prowadzenia samochodu potrzebne prawo a do dziecka? Do jego wychowania?

 W o wiele porządniejszych demokracjach stosuje sie narzędzia wpływania na opiekunów dziecka, włącznie z odebraniem go im gdy nie respektują jego praw. Nie jestem za odbieraniem komukolwiek dzieci rzecz jasna;-)

Fakt ze mówimy o marginesie. Ale też fakt że ocenia sie nas po tym jak bronimy tych najnieliczniejszych i tych najsłabszych. Prawo ma bronić tych nielicznych - co odstają.

Nieraz tu pisaliśmy ze nauczyciel nie ma racji tylko dlatego ze nim jest. I dlatego mamy tez prawo mówić to o rodzicach. Nie są dobrzy i sprawiedliwi z definicji. Biedni zaniedbują, bogaci skrzywiają przedziwnymi metodami wychowawczymi albo leczeniem swych frustracji. A najłatwiej odbić sobie wszystko na swojej, jak to wczesniej padło "własności" - na dziecku.

Owszem - więcej zaufania do rodziców. Ale i do nas.

Problem zaś przedziwny w tym ze nie zrozumieją tego ci rodzice, którzy swoimi dziećmi zajmują się jak trzeba. Sa usprawiedliwieni - nie mieści im sie w głowie ze inni nie robią swojego.

Adaa27-01-2003 21:27:12   [#20]

podam inny przykład

"wymusiłam" na mamie (tacie też, bo jakoś ich oszczędzamy instynktownie) odroczenie obowiązku syna...

żeby w przyrodzie była równowaga za dwa lata mama przyniosła mi z poradni orzeczenie,że jej drugi syn moze z całą pewnością iść wcześniej do szkoły

wobec laurkowej opinii przyjęłam dziecko..

efekt : ten odroczony radzi sobie dobrze, ten przyspieszony ledwo ledwo

kto zawinił w drugim przypadku?

ja? poradnia? rodzic? a moze dziecko?

a moze wszystko to funkcjonuje na chorych zasadach?

Tera27-01-2003 21:31:12   [#21]

Karolina:-)

Mają w 95% ( może więcej , może mniej) przypadków mają rację wiedzą co czynią, wszystko dla dobra dziecka.
Zgoda.
Ale są też takie sytuacje, że dla dobra dziecka, dla jego przyszłości, lepiej żeby decyzji podejmować nie mogli, niestety, bo swoimi decyzjami krzywdzą dziecko. Skoro sytuacje o których pisze asia i Adaa mają miejsce w innych szkołach to nie jest problem marginalny, niestety.
Daleka jestem od tego by radykalnie zmieniać przepisy, ale coś tu trzeba zrobić.
W drastycznych sytucjach pozostają sądy, one są jednak bardzo nierychliwe.
Karolina27-01-2003 21:40:14   [#22]

Tylko jakie to ma być narzędzie aby nieomylnie stwierdzić kto "się zajmuje jak trzeba" a kto nie?

Naprawdę - odnosze wrażenie w tej dyskusji, że wg was - mało kto wie jak trzeba. I to mnie niepokoi.

Bo zauważamy wspólnie, że są, były i będą przypadki różne i skarajne.

Tylko wg was - jakby więcej tych niepokojących.

A wg mnie odwrotnie - przebywam wsrod rodziców, krórzy są dostateczenie wyedukowani aby sami świadomi decydować.

Im się (i mnie) w pale nie mieści, ze nauczyciel czy ktokolwiek inny wie wiecej o jego dziecku - bo to my rodzice najwięcej z nim przebywamy i to my robimy wszystko aby ich rozwój był najlepszy.

I sorry za szczerosć ale nie widziałam nauczyciela, któremu by bardziej zalezało na tym. 

I teraz - kto to będzie oceniał i odróżniał?

Chcielibyście powoływać komisje ( matko dzieciaki niepelnosprawne to tylko komisje mają, jeszcze im barkuje tej w szkołach :-( ), które będzą stwierdzać i osądzać - ktory rodzic chce dobrze a który działa wbrew?

Matko!

Nic tylko wiać :-(

Adaa27-01-2003 21:49:30   [#23]

Karolino nie wiej:-)

cieszę się,ze miałaś, masz to szczęście nie widzieć zaniedbań ze strony rodziców

to budujące...wspaniali, wyedukowani rodzice

tylko powiedz mi dlaczego tyle nieszczęścia wśród dzieci?

Karolina27-01-2003 21:53:35   [#24]

Kurcze...nie prowokuj:-)

Myślisz, że to proste odpowiedzięc skąd te nieszczęścia?

Wiele ich i z różnych przyczyn. Lecz czy mają związek z edukacją i szkołą? To zupełnie inny temat.

No bo nie uwierzę, że wszystkie nieszczęścia świata produkują nieświadomi swej roli rodzice. :-) Rany!!!

Tera27-01-2003 21:54:24   [#25]

Karolino:-)

Tych przypadków niepokojących wcale nie musi być więcej i nie jest, ale wobec nich często jesteśmy strasznie bezsilni, wiesz to jest straszne uczucie.

Mogę Ci tylko zazdrościć, że masz takich wyedukowanych, dbajacych o swe pociechy rodziców.

Niestety ja , oprócz takich ( i jest to zdecydowana większość)
mam  też takie sytuacje w których ręce opadają. Krzywdzone jest dziecko, dla rodziców wazniejsze są inne uciechy tego świata.
Leszek27-01-2003 22:09:17   [#26]

Osobiście robię sobie takie założenie:

1/ rodzic jest osobą pozytywną i działa zawsze z korzyścią dla swego dziecka,

2/ nauczyciel jest osobą pozytywną i działa zawsze z korzyścią dla dzieci, którymi się zajmuje w szkole.

Zatem działania rodzica i nauczyciela są zawsze nastawione na dziecko.

Stąd osobiscie uważam, że dobrze byłoby nie zabierać im ich praw jako opiekunów naturalnych i prawnych. Rodzic jest pierwszą osobą do której zwraca się zawsze dziecko. I tak powinno być zgodnie z prawem natury.

Nauczyciel (zgodnie z założeniami dla dobra dziecka) działa wspólnie z rodzicem, ale nie próbuje Go zastępować. Ma swoje obowiązki i prawa, i w tym kręgu się porusza.

I następne załozenie: każda instytucja jest mniej skuteczna w swym działaniu wobec dziecka, najskuteczniejszy jest rodzic.

Nie ma większego nieszczęścia w życiu dziecka niż utrata rodziców (fizyczna lub prawna). Żaden "bidul" ich nie zastąpi (przepraszam za użycie popularnie uzywanego w mediach określenia).

Pozdrawiam

Karolina27-01-2003 22:41:17   [#27]
Dzięki Leszek :-) Lepiej pośpię :-)
Leszek27-01-2003 22:54:18   [#28]

Kolorowych snów Karolino.

Pozdrawiam

Renata27-01-2003 23:46:03   [#29]

To nie tylko problem szkoły i rodzica...

Dzieci powinny być odpowiednio stymulowane już od pierwszych lat swojego życia. Im wcześniej, tym lepiej.

Prężnie powinny włączyć się w te działania ośrodki zdrowia jako miejsca pierwszego kontaktu z rodzicami, szeroko wyjść w stronę rodziców poradnie, centra metodyczno-psychologiczne ze swymi punktami w każdym mieście, powiecie, gminie, szeroko propagując programy edukacyjne stymulujące  intelektualny rozwój dzieci, zresztą nie tylko intelektualny.

-----------------------------------------

Zadam proste pytanie: Kto uczy być rodzicem?

Zapewne matka, ojciec, dziadkowie ze swoimi przyzwyczajeniami, nawykami, z bagażem różnych doświadczeń...

Jeśli tego brak młody rodzic zagląda do podręczników, najprostszy typu - Poradnik małego dziecka...

Potem bywa już różnie, może mniej zgłębia tajniki psychologii rozwoju dziecka wieku przedszkolnego, szkolnego.

Poświęci dużo czasu lub mniej - na głośne czytanie dziecku książek, na rozmowy o nich, rozwijanie zamiłowań do gier i zabaw poprzez wspólne z nim uczestnictwo, etc.

Znamy różne postawy rodziców, jedni będą stymulować rozwój swego dziecka, inni nie, bo może nikt wcześniej ich tego nie nauczył, nikt do świadomego rodzicielstwa nie przygotował.

----------------------------------

Szkoda, że znika polska tradycja wielopokoleniowej rodziny, znika instytucja babci.

Szkoda, że często rodzic nie ma z kim porozmawiać o tak prostych sprawach jak wychowanie dziecka...

Rodzic i dziecko stają się dwoma różnymi biegunami. Jeden jest traktowany  w przelocie, drugi goni czas po swój słuszny dobrobyt.

Alarm, kiedy zaczynają się problemy, bo dzieciak może nie zda do następnej klasy... Wtedy najlepiej wszystkie niedopatrzenia przenieść na instytucje typu szkoła i zrzucić całą odpowiedzialność na nauczycieli i dyrektora.

Wtedy jako rodzic dochodzi też swoich praw, bo jak to? Dziecko ma zostać jeszcze rok w tej samej klasie?

A przecież mogłyby wyjść tu na przeciw już wcześniej właśnie te instytucje, o których wspomniałam na wstępie. I wskazywać oraz zachęcać rodziców do aktywnych działań poprzez spotkania z nimi, poprzez wzbudzanie potrzeby prowadzenia z dziećmi różnych form zabawowo-edukacyjnych, uczestnictwo w różnego typu formach różnorodnych zajęć. Może coś na wzór skautów? Może wspólne teatrzyki? Tylko tak rzucam dla przykładu...


Założeniem winno być - świadome rodzicielstwo - już od najwcześniejszych lat rozwoju dziecka.

Warunek konieczny  - włączenie wszystkich instytucji wspierających rozwój dziecka od najmłodszych lat i wspomagających edukacyjnie rodziców.

Jednym słowem największe szanse nie w odraczaniu, nie w drugoroczności, nie w zatajaniu, ale we wczesnej interwencji skierowanej w stronę każdego dziecka poprzez świadomych rodziców.

I wtedy wszyscy wpływaliby na siebie bardzo pozytywnie.

Hm, nie za cudnie?;-)
hania28-01-2003 00:02:03   [#30]

to ja bym jeszcze

do tych róznych instytucji dołożyła Kościół..... Uczy ( na - pożal sie Boże, nie obrażając nikogo -) kursach przedmałżeńskich różności, ale nie JAK MAJĄ DZIECKO, DANE Z WOLI BOŻEJ - WYCHOWAĆ , ZAPEWNIĆ MU MILOŚC I TROSKĘ RODZICIELSKĄ PRAWDZIWIE.  Nie wystarcza dziś niestety ludziom powiedzieć - po Bożemu. Oni nie wiedza - w dzisiejszym świecie - co to znaczy!!!!

Jeśli kogoś uraziłam - z góry przepraszam, jestem katoliczką, po kursach - dawno wprawdzie - ale znajomi, moi uczniowie, po bieżących, mamy do czynienia już z ich dziećmi( na razie moje koleżanki w 1-3, za chwilę ja...)

BeataD28-01-2003 09:48:37   [#31]

Przypomina mi się pewien lekarz z tytułem profesorskim, który stwierdził, że problemem lekarzy jest to, że zupełnie nie umieją wyjść poza swoje naukowe widzenie świata. Nie umieją słuchać ani pacjentów ani (a to nawet dla niego było ważniejsze) nie słuchają rodziny pacjenta, bo przeciez oni wiedzą lepiej. O dziecku (za wyjątkiem drastycznych przypadków) najlepiej wie rodzic. Ma on bowiem najważniejsze narzędzie do poznawania dziecka, a co za tym idzie i decydowania o nim. Ma miłość.

Ja jako nauczyciel takiej siły nie mam! Moge dac dziecku profesjonalizm, wiedzę, doświadczenie i nawet zaangażowanie, ale decydować o nim nie mogę!!!!

Podoba mi sie to, o czym mówiła Ewa, zachwyca to, co mówi Karolina. Ja jako rodzic wielokrotnie spotkałam się z przypadkami,  że decyzji nauczyciela w sprawie mojego dziecka absolutnie nie mogłam zaakceptować. A ponieważ to się zdarza tak często -nawet w błahych sprawach- protestuję przeciwko dodatkowym narzędziom. Moim zdaniem nauczyciel ma ich bez liku. I często wykorzystuje je zupełnie bez wyobraźni albo w ogóle ich nie umie wykorzystać!!!

Karolina28-01-2003 10:18:14   [#32]

Pospałam a z rana widzę tu ciekawe wypowiedzi :-)

I tak sie zastanawiam...starając się naprawde patrzeć obiektywnie.

Wiele instytucji zawala sprawę - myślę o tym co napisała Renata, o tym co Asia wspomniała, że nie ma tych godzin fizycznie a chciałaby, o tym co Hania...

Wiecie co, każdy z nas wie - jak miałby wyglądać ideał takiej pomocy rodzinie, mamy zresztą ku temu coraz lepsze prawo - chocby to rozporządzenie o wczesnym wspomaganiu,o stworzonych niedawno Powiatowych Centrach Pomocy Rodzinie itd... Niby to wszystko jest.

Ale nie ma.

Z różnych względów rodzice są sami w tym wszystkim.

Nie nie mysle tylko o dzieciach naprawde niepełnosprawnych, o wszystkich, nawet takich, które mają "tylko" czy aż zwykła dysleksje, czy nadpobudliwość , czy coraz bardziej popularne ADHD (tych coraz więcej i będzie jeszcze wiećej..tak tylko przepowiadam)

I teraz nauczyciel czy dyrektor zmartwiony tym, że nie ma i nie wie jak pomóc - bo pieniądze, bo mało wyedukowani rodzice, bo w końcu coraz większa bieda wśrod rodzin, które tak naprawdę w skranych wypadkach martwią się tym co na obiad a nie tym co w głowie - ten dyrektor chciałby zadziałać poprzez swoją władzę.

I co?

I wówczas naprawi to co do tej pory wiele innych czynników schrzanilo?

Naprawdę w to wątpie.

Uważam, że pomoc nie charakteryzuje się jakąs tam decyzją. Pomoc to wspieranie, pomoc to doradztwo, pomoc to w końcu konkretne materialne coś.

Myślę, że nauczyciele poprzez pozycje jaką mają - szczególnie w małych miasteczkacch powinni tym bardziej byc jak te wszystkie instytucje naraz. Dla rodzin ktore sobie nie radza, dla tych najbardziej potzrebujących, pomocy i wsparacia w podjeciu waznych decyzji.

Co do sytuacji mniej patologicznych - bo zgadzamy się, ze jednak nie wiekszości to nie dotyka.

Myslę, ze jest tak...nauczyciel to jednak zawód. Ma pracę od...do...

Nie zadręcza się z reguły po nocach, że Jaś nie radzi sobie z  matematyką, a Basia ma skrzywienie kręgosłupa, a Gosia dysleksję. Po prostu nie wierzę, ze jakikolwiek nauczyciel czy dyrektor nie przesypia z tego powodu nocy.

A rodzicom się zdarza.

I dlatego to oni mają te prawa!!

Nauczyciel jak ładnie zauważyła Beata ma dośc narzędzi aby dobrze pracować i móc się wykazać ze swoją troską. (oj....jak p. Łybacka te 2 godziny darmowe w tygodniu dorzuci, znikną wszystkie nieszczęścia, jak fachowa pomoc zaleje te biedne dzieci - wstarczy dla wszystkich)

 :-)

beera28-01-2003 10:21:31   [#33]

czyli niech będzie jak jest

 i mamy dzieci, które mają troskliwych rodziców - oni się o nich troszczą i zabiegają

I te dzieci, ktore takich rodziców nie mają- same niech się o siebie troszczą i zabiegają..

Karolina28-01-2003 10:24:23   [#34]

Asia co rozumiesz porzez  hasło troskę i zabieganie?

:-)

Czyli inaczej, jak chiałabyś zabiegać i co ci w tym przeszkadza?

beera28-01-2003 10:33:40   [#35]

Karolina..

..powiem Ci co mogę.

Mogę: przekonywać, uświadamiać, perswadować, tłumaczyć, wywierać presję, prosić.

A potem to już mogę tylko patrzeć na to, co zdecydują rodzice...

A potem?

machnąć ręką, albo wyhodować sobie wrzód w żołądku

dorota28-01-2003 10:38:02   [#36]

Prawa rodziców, a prawo dziecka?

Sylwek! Ja miałam taką sytuację ( troje dzieci w jednej klasie z decyzją o odroczeniu, a matki nie wyraziły zgody - co ludzie powiedzą) . Co zrobiłam? Użyłam wszelkich sposobów, aby skłonić matki do rzetelnej współpracy. Dwie się zgodziły i co drugi dzień przychodziły po nowe zestawy ćwiczeń do pracy w domu. I faktycznie rzetelnie pracowały, bo dzieci robiły wolne, ale postępy. Jedna skończyła na obietnicach. Nie promowałam dziecka. Uważałam, że powinno powtórzyć pierwszą klasę. Właściwie pozostawienie  dziecka na drugi rok w tej samej klasie ma tylko sens w klasie pierwszej. Ale teraz przepisy się trochę zmieniły....  Obecnie znowu mam takie dziecko. Napisałam dla niego oddzielny program i..... będziemy się uczyć do trzeciej klasy.

Rodzic ma prawo decydować o swoim dziecku - jednakże nie zawsze ta decyzja jest zgodna z faktycznym interesem dziecka. I tu zgadzam się z pzredmówcami. Kto uczy być rodzicem?

Obecnie, mam takie wrażenie, ze bycie rodzicem , to w rozumieniu większości , zapewnienie dziecku dachu nad głową i wyżywienia.

Karolina28-01-2003 10:47:16   [#37]

Asiu i w porządku..wystarczy...oprócz tego wrzoda.

Absolutnie mu się nie daj:-)

BeataD28-01-2003 11:09:04   [#38]

przekonywać, uświadamiać, perswadować, tłumaczyć...

Myślę, że tyle właśnie możesz, Asiu..

I dzięki Bogu są jeszcze ludzie, którzy umieją to robić.

Nie mogę sie zgodzić z nowymi narzedziami, bo... te które są, nie są wykorzystywane, a nawet wykorzytywane opacznie.

Dziecko ze stwierdzonym zespołem Touretta (miowolne ruchy nasilajace sie w stresie, niekontrolowane wypowiadanie brzydkich wyrazów), które pani dyrektor kieruje na nauczanie indywidualne (przecież wbrew przepisom), bo "kto to widział taką chorobę, niewychowane i już" , na płacze matki pozwala na to, by dziecko uczęszczało "na próbę" -jeśli się poprawi- na godzinę w tygodniu.... i w dodatku na koniec otrzymuje obniżoną ocene z zachowania, bo klnie przecież jak szewc...Wykorzystano dostepne narzędzia dla dobra dzieci, czy nie?

Przykłady  z jednej i z drugiej strony są równie drastyczne.

Jestem jednak zdania, że dziecko jest moje, a państwo (więc i szkoła) ma możliwość wpływać na moje decyzje tylko w wyjątkowych przypadkach.

Marek Pleśniar28-01-2003 16:12:22   [#39]

no to niech skompletuję;-)

  1. rodzice generalnie są właściwymi (i zgodnymi z Konstytucją) opiekunami i mają prawo decydowania o niedorosłych
  2. czasem jednakowoż byłoby miło gdyby ktoś nielicznej grupie źle funkcjonujących rodziców (z nielicznością bym dyskutował) mógł pewne czynności opiekuńcze i wychowawcze narzucić
  3. naruszanie praw rodzica-opiekuna prawnego przez nauczyciela czy kogoś innego nie wchodzi jednak w grę bo pkt 1 
  4. jest to zadanie bez rozwiązania (jednego), więc:
  5. nie nalezy robić nic. Niech bedzie po staremu.
Marek Pleśniar28-01-2003 16:24:02   [#40]

a jak to robią inni? trochę poszperałem;-)

Child Protective Services - jak to się robi w USA? 

Stany Zjednoczone uchodzą za kraj mający jeden z najlepszych systemów pomocy dzieciom, które doznają krzywdzenia ze strony swoich bliskich. Niejednokrotnie przedstawia się tamtejszy system jako wzór do naśladowania. Dlatego warto poświęcić mu nieco uwagi.

Obecnie główny ciężar odpowiedzialności za ochronę dzieci spoczywa na stanowych i lokalnych instytucjach pomocy społecznej, wyspecjalizowanych w rozwiązywaniu tego konkretnego problemu. Są to tak zwane Child Protective Services - w skrócie CPS, rządowe agencje zatrudniające tysiące pracowników społecznych. Posiadają one uprawnienia do prowadzenia dochodzeń oraz do aktywnego reagowania na zgłoszone przypadki krzywdzenia i wykorzystywania dzieci. Ochrona dzieci jest zadaniem rządu stanowego. Jednak przekazywane są na nią również znaczące sumy z funduszy federalnych, a w wielu stanach powoływane są dodatkowo instytucje zajmujące się tymi problemami lokalnie: na skalę miasta czy dzielnicy. Wszystkie te rządowe czy lokalne agencje określane są dla uproszczenia CPS.

Agencje rozpoznają przypadki wykorzystywania i zaniedbywania dzieci, i w razie potrzeby dokonują odpowiedniej interwencji. Rodzinom, w których występuje krzywdzenie, pomagają rozwiązywać ich problemy tak, by mogły utrzymać lub podjąć z powrotem opiekę nad dziećmi. Zapewniają też umieszczenie w placówkach opiekuńczych dzieci, które z różnych powodów nie mogą wrócić do domu. W większości stanów odpowiedzialność ta rozdzielona jest pomiędzy agencje lub oddziały CPS i ich filie, zajmujące się programami ochrony rodziny, domami opieki i instytucjami adopcyjnymi. Prawnymi podstawami interwencji CPS w sprawy rodzinne są ustawy stanowe, które zabraniają rodzicom bądź opiekunom "szkodzenia lub zagrażania zdrowiu i dobru dziecka poprzez wywoływanie urazów fizycznych i psychicznych, wykorzystywanie seksualne, zaniedbywanie lub złe traktowanie."

Osoby, które zawodowo stykają się z dziećmi, są zobowiązane do zgłaszania podejrzeń o krzywdzenie i zaniedbywanie dzieci na gorącą linię CPS. W roku 1995

  • więcej niż połowa takich doniesień (53%) pochodziła od profesjonalistów: nauczycieli (15%), przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości (13%), lekarzy (11%) i innych,
  • jedna piąta (19%) pochodziła od członków rodziny ofiar,
  • pozostała zaś część od przyjaciół i sąsiadów (9%) i innych anonimowych osób (19%). Doniesienia te sprawdzane są przez pracowników CPS, którzy podejmują decyzje i prowadzą sprawy, ale nie świadczą konkretnej pomocy. Badając poszczególne przypadki i przeprowadzając dochodzenia oraz przedstawiając opinie odpowiednim służbom otwierają możliwości pomocy dla wskazanych przez nich dzieci i rodzin.

Amerykańscy pracownicy społeczni zajmujący się ochroną dzieci określani są jako "ostatnia deska ratunku dla dzieci Ameryki". Odpowiadając na wezwania ze strony lekarzy, policjantów, nauczycieli czy dziadków, którzy sądzą, że dziecko było źle traktowane, pracownicy społeczni pukają do drzwi, by zadawać osobiste pytania, zaglądać do lodówek, i sprawdzać czy dzieci nie mają śladów stłuczeń albo oparzeń. Mają oni uprawnienia, by na jakiś czas zabrać dziecko od rodziców, jeśli istnieje ryzyko, że dozna ono dalszych krzywd. Mają również możliwość zadecydowania, że dziecko może bezpiecznie pozostawać w domu, podczas gdy rodzice będą różnymi sposobami nakłaniani do zmiany metod wychowawczych. Wyolbrzymianie zagrożenia mogłoby niepotrzebnie rozbijać rodzinę i zrywać więzi dziecka z najbliższymi. Niedocenianie go natomiast mogłoby oznaczać cierpienia, a czasem nawet śmierć. Dlatego w przeciągu 24 do 72 godzin muszą zadecydować, czy miało miejsce krzywdzenie oraz czy bezpieczeństwo dziecka i więzy rodzinne będą najlepiej chronione, gdy dziecko zostanie przejściowo odebrane rodzicom, a sprawa objęta dochodzeniem agencji i przekazana instytucjom zajmującym się problemami rodzinnymi, albo uznać, że nie potrzeba żadnej interwencji poza jakąś formą pomocy.

Aby CPS mogła przyznać dziecku zastępczą opiekę albo odebrać rodzicom prawa, sąd dla nieletnich lub sąd rodzinny musi przekazać tymczasową opiekę nad dzieckiem stanowi. W wielu przypadkach jednak rodziny dobrowolnie podporządkowują się poleceniom służb i włączanie do sprawy sądu nie jest konieczne.

Kiedy CPS otwiera konkretną sprawę, pracownik agencji i sąd monitorują bezpieczeństwo dziecka i sytuację rodziny. Sprawa może zostać zamknięta, jeśli: znikną zagrożenia dla pozostającego w domu dziecka, sąd wyznaczy zastępczą opiekę albo ograniczy prawa rodziców, by umożliwić adopcję, albo kiedy dziecko osiągnie pełnoletność w 18 roku życia. Z działaniami CPS i całego systemu opieki nad dziećmi wiążą się znaczące koszty. Bezpośrednie wydatki na opiekę nad dziećmi to kwota 11,2 miliarda dolarów (1995). 42% tej sumy stanowią fundusze federalne, 49% stanowe i 9% lokalne. Ocenia się, że w skali całego kraju około 1,7 miliarda dolarów przeznaczone zostało na dochodzenia (mniej więcej 813$ na jedną sprawę), a 1,2 miliarda na pomoc (270$ na sprawę). Ochrona dzieci jest więc nie tylko trudna, ale również kosztowna.

Mimo tak rozległych uprawnień, rozbudowanej infrastruktury i wysokiego budżetu funkcjonowanie CPS dalekie jest od doskonałości.

W porównaniu z innymi agencjami rządowymi CPS są dla większości Amerykanów instytucjami bardzo tajemniczymi. Obywatele wiedzą na ogół tylko to, że istnieją, by walczyć z "narodowym koszmarem", o którym wolą nawet nie myśleć. Tylko nieliczni chcą bliżej poznać fakty.

A fakty te wskazują, że CPS są przeciążone zakresem i złożonością celów, jakie się przed nimi stawia. Zasięg fizycznego krzywdzenia przez rodziców, liczba rozbitych rodzin, pogłębiająca się nędza i cięcia w budżetach służb rządowych zmniejszają możliwości pomocy. W 1995r. prawie 3 miliony dzieci zostało zgłoszonych do CPS. Było to trzykrotnie więcej niż 20 lat temu.

Tymczasem CPS są wśród najczęściej krytykowanych instytucji publicznych. Od CPS oczekuje się, że chronić będą podstawowe wartości amerykańskiego społeczeństwa - dobro dzieci i prywatność rodziny. Jednocześnie oskarżane są one zarówno o "nieuzasadnione ingerowanie w życie prywatne" jak i "nieodpowiedzialną bezczynność", gdy dzieci są naprawdę zagrożone. Są też określane jako "niekompetentne, bałaganiarskie, źle zarządzane i pełne niewyszkolonych pracowników". W 1991r. Narodowa Komisja ds. Dzieci stwierdziła wręcz, że "jeśli naród chciałby celowo stworzyć system wywołujący frustrację u profesjonalistów, którzy dla niego pracują i wściekłość opinii publicznej, która go finansuje, a przy tym pozostawiający bez odpowiedniej pomocy dzieci, to nie zrobiłby tego lepiej niż obecne instytucje zajmujące się pomocą dla dzieci."

Jednak CPS nie mogą zawiesić swojej działalności na czas trwania publicznej debaty o ich misji. Jak piszą autorzy raportu "ten samolot musi być naprawiony w powietrzu".

Bez zainteresowania szczegółami działalności CPS opinii publicznej nie może powstać konsensus co do oczekiwań, granic, uprawnień czy budżetu, w ramach których podejmowane są wysiłki rządu, by chronić dzieci przed krzywdzeniem przez rodziców lub opiekunów. Istnieje pilna potrzeba nowego ustalenia w ramach CPS priorytetów, procesu decyzyjnego i współdziałania z innymi podmiotami. Wiąże się z tym konieczność ciągłych badań. Potrzebne są do tego poważne środki rządowe, by stworzyć i utrzymać system zabezpieczeń dla biednych rodzin i dla rodzin z problemami.

Jak więc widać, amerykański system pomocy dzieciom należy nie tylko naśladować, ale również uczyć się na jego błędach

 Na podstawie materiałów ze strony internetowej fundacji Future of Children

opracował Marcin Wojtasik

Karolina28-01-2003 17:54:15   [#41]

Tak mi się trochę wydaje, ze zboczylismy z tematu głównego trochę osuwając się w tereny i tematykę niebieskiej linii. :-)

Co innego jest bowiem wkraczanie osób trzecich w przypadku ewidentnego krzywdzenia dziecka, naruszania jego godnosci, krzywdzenia, głodzenia, bicia...itd, itp

W tym względzie wiemy jak w USA na tym punkcie mają "fioła" i popadają w skrajności wszelakie. Najpierw dzieciakom dają dostęp do wszelkich dóbr i ogłaszają wolność nad wolnościami a potem wpadają i dobieraja dzieci rodzicom. Pewno  - że trzeba na to patrzeć i wnioskować co tam dobre a co złe.

Jeśli zaś chodzi o edukacje - to nie wiem czy wiecie - ze prawo do edukacji własnych dzieci mają rodzice, ktorzy w ogóle nie musza mieć wykształcenia pedagogicznego ani żadnego w tej okolicy. Po prostu mają prawo uczyć własne dzieci we własnych domach - zdrowe czy chore. Ot tak mają prawo chcieć to robić. Uczniowie tacy tylko okresowo okazują się swoją wiedza w szkole. Praw w tym względzie mają bardzo duzo. I nikt się ich nie czepia.

Za to wymagania wobec nauczycieli i pedagogów, którzy uczą ich dzieci mają tyle, ze nie wszystkim w Polsce by się to podobało.

Sylwek28-01-2003 17:55:53   [#42]

prawa rodziców

Rzeczywiście wywołałem "burzę" na forum co mnie zresztą cieszy. Karolino wreszcie coś konkretnego też maiłś taki przypadek. Cały czas upieram się o to kiedy rodzice zechcieli Laskawie przekazać owe opinie. Ich obawa i słuszna skłaniała się do tego, że moje decyzja pokrywała by się z opinią PPP. Jestem teraz w domu, ale z tego co pamiętam to w tym przypadku zgoada rodziców na odroczenie nie jest potrzebna ( o ile pamiętam). Natomiast meritum sprawy jest w tym, iż poadnia w tym przypadku w swojej opinii miała zupełną słuszność tylko że już połowa roku szkolnego za nami. Nie pamiętam kto, ale nie chodzi mi a żadną średnią w skali klasy czy szkoły (nawiasem mowiąc z punktu prawa trudno wogóle mówić o średniej w klasach I-III), chyba , że tak skonstruowano SSO iż jest to możliwe, ale mnie nie o to chodzi). Problem jest w tym, że jeśli te dzieci nie osiągną tego minimum to co ztym faktem zrobić . Na logikę winny powtórzyć klasę I. Mogę jeszcze nadmienić, że za mojej kadencji w tej szkole nie było przypadku nie promowawania ucznia. Chciałbym to podtrzymać ale!!!
Ewa z Rz28-01-2003 18:03:41   [#43]

Na odroczenie dziecka wymagana jest zgoda rodzicow i pozytywa opinia PPP!

Brak zgody rodziców uniemożliwia odroczenie obowiązku szkolnego dziecka, pomimo pozytywnej opinii PPP!

Powtarzanie klasy 1, 2 i 3 sp jest też możliwe tylko za zgodą rodziców i po uzyskaniu opinii PPP (mniej istotna jest treść tej opinii, jak fakt, że ona jest).

Tyle prawo.

beera28-01-2003 18:24:44   [#44]

Sylwku

 Decyzję w sprawie odroczenia obowiązku szkolnego podejmuje dyrektor publicznej szkoły podstawowej, w której obwodzie dziecko mieszka, po zasięgnięciu opinii poradni psychologiczno-pedagogicznej, w tym poradni specjalistycznej.

Tak brzmi UOSO- masz rację.

Wyglada na to, że rodzic niewiele ma tu do powiedzenia..

Swoja droga bylam pewna, że to na wniosek rodzica- kurcze- zafiksowałam się pewnie.

Natomiast co do pozostawiania w klasach I-II zgoda rodziców jest istotna- przynajmniej tak jakoś mi się kołacze po glowie...

......

Co do postu marka-

Nie potępialabym tam wszystkiego.

Napisane jest- uczmy się także na ich błędach...

Piszesz Karolino: Co innego jest bowiem wkraczanie osób trzecich w przypadku ewidentnego krzywdzenia dziecka

Tu by trzeba było podyskutować, co uznajemy za ewidentne krzywdzenie.

Dla mnie polega ono także na odbieraniu szans, na pozostawieniu czasowi, na braku zainteresowania ( strawa i łóżko i to wszystko)

To cholernie cienka linia..

Niechętnie bym po niej stąpała...

Wiesz, pamiętam taki przypadek, o ktorym pisalam- Spowodowalam przeniesienie dziecka do szkoły specjalnej. Tak wpłynęłam na rodzica, ze to zrobił. I ciagle towarzyszy mi myśl, czy to była słuszna decyzja.

I mam ciągle w sobie bunt, że ja tę decyzję musiałam podjąć.

Ale czasem tak jest- bo jeśli nie ja to kto?

Karolina28-01-2003 20:27:11   [#45]

Ależ ja nie potępiam.

Sugeruję tylko, że delikatnie wkraczamy w zasięg niebieskiej linii. A my tu zaczęlismy dyskutować o prawach rodziców do decydowania o kształcie edukacji ich dzieci.

Myślę, że problem nas nauczycieli wynika też z tego, ze często mówi nam się o naszym powołaniu i misji, jaką mamy spełniać.  I nam się wydaje, że jak my tego nie zrobimy to nikt inny nie będzie potrafił. Tak mi się wydaje.

Nie sądze aby w kwestii łamania praw dziecka do edukacji (bo o tym tu mówilismy na początku) tylko rodzice ponosili tak dużą odpowiedzialnośc.

Zwrócę uwagę na to co przypomniała Beata  -z tej drugiej strony prawa te są łamane również drastycznie - kieruje ponownie do mojego refeartu "Prawo do inteligencji" http://http://www.dzieci.bci.pl/strony/blask/inteligencja.html

Może Asiu w Twoim przypadku - ta decyzja była słuszna - nie wiem - nie wnikajmy w szczegóły. Zawsze to są indywidualne i bardzo inne sytacje. Nie ma gotowej recepty na nic.

Nie ma też przepisu kiedy i jak będzie lepiej.

Ty mam nadzieję, że nie podjęłaś tej decyzji tylko jak to ujęłaś "tak wpłynęłaś na rodzica" aby tę decyzję podjął. To różnica. I tak to ma własnie być. I tak niech pozostanie.

Karolina28-01-2003 20:28:42   [#46]

Przepraszam za to podwójne http - teraz będzie ok :-)

http://www.dzieci.bci.pl/strony/blask/inteligencja.html

Anka z Gdańska28-01-2003 20:54:04   [#47]

Karolina,

przeczytałam Twój referat i zastanowiłąm się nad słowem stymulacja. Kto powinien wiedzieć, jak stymulować rozwój dziecka? Potrzebny jest specjalista- psycholog lub pedagog. Psychiatra zapisuje od razu leki- od nich trzymajmy dzieci jak najdalej. No może przesadzam, bo czasami leki pomagają.

Pisałyscie o pochopnych decyzjach PPP, podejmowanych po kilkugodzinnej obserwacji dziecka. Byłam świadkiem diagnozy o niedorozwoju dziecka po kilkunastu minutach... Ten temat leży mi na sercu, bo dotyczył mojego dziecka. I chyba miało szczęście, że matka nie uwierzyła w orzeczenie fachowca (!)

Karolina28-01-2003 21:13:53   [#48]

Kto powinien wiedziec? No właśnie ci, ktorych wymieniłaś plus lekarze, rehabilitanci, ktorzy powinni wpsierac matek, ojca i uczyć ich jak mają to robic. Bo wiadomo, że to rodzice w domu wykonuja największą robotę.

Przynajmniej powinni :-)

Co do psychiatry to się zgadzam ...brrrr :-)

Anka z Gdańska28-01-2003 21:27:29   [#49]

Karolina,

myślę ze większość nauczycielskich rozterek pojawia się wtedy, gdy rodzice są bierni. Jedni nie chcą pójść z dzieckim na badania (z różnych powodów) albo po otrzymaniu orzeczenia z poradni zasłaniają się nim jak tarcza, bo przecież on/ ona ma... Są jeszcze tacy, co po prostu nie potrafią z dzieckie pracować. :-(

Rodziców też można edukować. W szkole moich dzieciaków co roku organizuja 2 tury "Szkoły dla rodziców", tylko rodzice nie chcą do szkoły...

Może powinnam postulować do koleżanek z I- III, by znalazły czas i chęci jak Dorota, by ułozyc dla niego/ jej specjalny program...

RomanG29-01-2003 18:27:56   [#50]

Wszyscy rodzice są piękni i inteligentni

Tylko niektórzy "inaczej".

http://www1.gazeta.pl/wyborcza/1,34467,1284487.html

Znam też lekko upośledzoną matkę, którą jej 9 dzieci musiało uczyć nominałów na banknotach. Teraz już to trochę opanowała, no i trochę sprzedawczyni pomoże..

Słyszę opowieści o rodzicach, którzy nie pokazują opinii z poradni, bo jest tam, że dziecko jest upośledzone w stopniu lekkim. No i mama się wstydzi.

I szkoła ma w to ingerować???! Broń nas, Panie Boże!
Te pacanki, nauczyciele, to tylko potem po mieście by rozpowiadali...
Alboby takiego dzieciaczka po piwo czy papierosy posyłali.
Ot, byłby takim głupkiem wioskowym, przepraszam - szkolnym.

A tak jest OK. Nauczyciel cacka się z nim, żeby mu nic nie zarzucili, przepchnie, żeby nie mieć kłopotu, jakieś tam kiepełe ma, to se trochę pomyśli i dziecku po swojemu wymagania obniży, żeby w szkole nie płakało. Dzieciak jakoś wyrośnie, pójdzie na stróża czy sprzątaczkę i bedzie żyć.
Mogłoby wprawdzie jakieś braki nadrobić, zdobyć ambitniejszą pracę, w której jego dysfunkcje by nie przeszkadzały, ale przecież stróże i sprzątaczki też są potrzebne.

Bo to wszystko ta Europa, panie. Jakieś warsztaty terapii zajęciowej chcieliby dzieciakowi organizować, nauczyciele jakieś indywidualne za przeproszeniem, panie, podejścia stosować, a to z tej Europy tylko ruja i poróbstwo, panie.
Tfu!

Wystarczy, że go mamusia kocha. Że czasem się napije, panie? A kto sie czasem nie napije, panie, no kto?

U nas na Uniwersytecie Opolskim krążyły anegdoty o pewnym wykładowcy ekonomii, który na którymś wykładzie dla pierwszego roku, zdenerwowany, że przyszło mało osób i prawie same studentki, wybuchnął:
- No i po co panie tu przyszły? I tak potem brzydsze do garów, a ładniejsze do baletu!

Co ma być, to bedzie, panie. Ot, determinizm.
Zmieni tu coś jedna opinia w tą czy wewtą?

No to cyk, panie! Za uspiech naszewo bieznadioznowo dieła.
strony: [ 1 ][ 2 ]