Forum OSKKO - wątek

TEMAT: Proszę o pomysły.
strony: [ 1 ]
Ada 103-01-2003 21:08:54   [#01]
Co zrobić jeśli uczeń lub grupa uczniów przyjdzie do szkoły w stanie wskazującym na spożycie alkoholu a z rodzicami nie ma możliwości kontaktu.
Gaba03-01-2003 21:46:44   [#02]

Oj, to przykre, bardzo żmudne

wzywasz karetkę pogotowia i skierowujesz uczniów do szpitala na toksykologię, tam badanka i dowodzik w ręku... opinia lekarzy - możesz jeszcze pięknie zaprezentować, że zachodzi podejrzenie, że się czymś struli, ty nie wiesz czym, z rodzicami trudno się dogadać i (broń panie  nie mów tylko o twoich podejrzeniach, że coś zażyli, wypili, bo cię zostawią samą)... Ty się boisz, bo może chorzy, albo się struli... - taka mam instrukcję od kryminalnych, bo na jednego takiego kolesia poluję, aż go niestety też kiedyś...

albo wzywasz policję (cichuteńko) - ale taka normalna policja będzie się chciała z rodzicami, a rodzice jak to rodzice są...

Ada 103-01-2003 22:41:57   [#03]

Dzięki za pomoc, ale w zasadzie dalej nie bardzo wiem jak postąpić w takiej sytuaji. Niestety najbliższy szpital to małe 50 km. a za wezwanie policji bez powiadomienia rodziców mi się dostanie...Zostaje mi rozmowa z nimi, ale pewnie powiedzą : A niech to pani udowodni. Ale jak i co mi to właściwie da. Zaraz dojdę sama do przekonania, że może lepiej niczego nie zauważyć....

Gaba04-01-2003 05:46:41   [#04]

żadnych ciepłych rozmów... Ado, ja nie wierzę i w bociany i w głębokie patrzenie w oczy: dziecko, zrobiłoś be..., to nie cacy. Jeżeli łobuz, nazwijmy rzeczy po imieniu, złamał święte prawo - w robocie się jest trzeźwym (i parę innych - matka gadali, że się nie pije, kiedy się nie ma 18.), to gadka- szmatka oraz "to było ostatni raz" niewiele da.

 

ale to musi być ostatni raz. Nauczyciele nie szanują, rodzice, uczniowie tych, którzy mają dowolną ilość "dowolnych razów".

 

Masz  wielką przewagę nad tymi, którzy żyją w ułudzie, że młodzież... uważam, że picie, odurzanie się w wieku poniżej 16. to obowiązkowe zaliczenie placówki wychowawczej, o powyżej wylot ze szkoły. Ale to wszystko nie jest takie proste, bo kto wtedy chodziłby do szkoły?

 

:)

Basik04-01-2003 10:59:35   [#05]

Miałam taką przygodę w ubiegłym roku. Kilku uczniów wymknęło mi się ze szkoły. Popatrzyłam w dzienniki, co za jedni - pojechałam z wychowawcami do pobliskiej knajpy. Towarzystwo siedziało przy piwku, część grała w bilard. Siedmiu chłopa. Zaskoczyłam ich trochę, wstrzelałam wszystkich po pysku/aż dziw, że mi nie oddali/. Wyszłam z założenia, że przed drzwiami knajpy prawa ucznia się kończą. Kazałam natychmiast iść do szkoły. Jedan z wychowawców pędził ich przed sobą, jak stado gęsi.

Przyszli wszyscy. Kiedy ja dotarłam, w moim gabineci stała już grzecznia cała siódemka i śmierdziała sobie piwskiem. Dzwoniłam do wszystkich rodziców. Zastałam w domu dwóch. Prosiłam o zgłoszenie się do szkoły po pijanego syna. Jeden z rodziców mówił, że nie ma czym przyjechać, drugi kazał mi swoje dzieciątko zapakować do szkolnego autobusu. Nie wyraziłam chęci na coś takiego. Grzecznie zaproponowalam , że policja przywiezie go do domu. Nie, policja nie - bo to wstyd. Oczywiście zadzwoniłam po policję. Mam siedmiu nietrzeźwych uczniów w szkole - zakomunikowałam. 

Przyjechali bardzo szybko. W międzyczasie pojawił się zatroskany rodzic. Młodzieńców zwinęli na komisariat, przesłuchwali w obecności wychowawcy, kazali dmuchać w balonik. Sprawa całej siódemki trafiła do sądu dla nieletnich. Dostali nadzory różnego typu. Od tamtej pory nie miewam pijanych w szkole. Pod szkołą łażą na dyskotekach, ale nie mają możliwości wejścia.

Sprawa była szeroko komentowana, nie zawsze z akceptacją tego, że policja, sąd - bo raz mu się zdarzyło i tu dyrektorka taka małpa. Ale to był skuteczny sposób. Wiedzą, że tak reaguję. Policja przyjechać musi.

Jacek04-01-2003 12:06:06   [#06]

Ja miałem takie cyrki w gimnazjum w listopadzie podczas dyskoteki. Kilkunastu uczniów przed dyskoteką zakupoiło sobie piwko i produkty winopochodne i spożyli. Dwóch było ledwo ciepłych. Dyskoteka dopiero co się rozpoczęła ale wobec tego żę przyłapano 11 uczniów zakończyłem dyskotekę a delikwentów zgromadziłem w jednej sali i dzwoniłem do rodziców by się zgłosili po odbiór pociechy lub dzwonię na policję. Przyjechali wszyscy rodzice. Następnego dnia z dzielnicowym i pedagogiem wzięliśmy ich na spytki i to co powiedzieli spisaliśmy (gdzie kupili, kto kupował, gdzie pili) a oni się pod tym podpisali. Jako że są nieletni ja wystąpiłem do Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych z zawiadomieniem o naruszeniu ustawy o wychowaniu w trzeźwości i wyciągnięcie konsekwencji w stosunku do pracowników sklepu, w którym sprzedano alkohol nieletnim. Dzielnicowy oficjalnie zgłosił ten fakt i delikwenci zostali wezwani jako świadkowie w sprawie przeciw sklepowi a ponadto komendant policji wystąpił do sądu dla nieletnich o zajęcie się sprawą więc mieli rozmowę z kuratorem. Ponadto na spotkaniu z Radą Rodziców, Samorządem Uczniowskim i rodzicami tych delkiwentów sami rodzice uznali, że muszą to jakoś odpracować i "wymierzyli" im karę odpracowania na rzecz szkoły 15 godzin (sprzątanie, mycie ławek, itp.). Oczywiście zgodnie ze statutem zostali ukarani naganą dyrektora z równoczesnym zakazem udziału w imprezch szkolnych do końca roku szkolnego.

Początkowy efekt "bohaterów" wśród młodzieży szybko prysnął gdy sprawa została nagłośniona i delikwenci zaczęli mówić że byli przesłuchiwani na policji, że mieli rozmowy z kuratorem że przychodzą do domu pisma z policji i sądu. Teraz myślą tylko o tym jak się zasłużyć przy sprzątaniu i sami pilnują żeby mieli zaliczoną pracę.

Myślę, że najważniejsze to szybkie i konsekwentne działanie, a także współpraca z policją czy sądem. Już dawno wyzbyłem się oporów przed wizytami Policji w szkole i "tuszowaniu" występków.

Marek Pleśniar04-01-2003 12:33:42   [#07]

istnieje takie zjawisko

czasem dyrektor twierdzi - i wersji tej trzyma sie twardo - że u niego nie ma żadnych problemów tego typu (podobnie ze środkami odurzającymi).

Oznacza to tylko jedno - że niedostatecznie sprawę bada. W prządku są tylko ci, którzy o alkoholu w szkole (czy poza nią) mówią. Przynajmniej to uczciwe. I wiadomo że się tym zajmują, coś robią i reagują.

Gaba04-01-2003 13:09:06   [#08]
dziękuję.
Marek Pleśniar04-01-2003 13:25:31   [#09]
:-)
RomanG04-01-2003 15:23:16   [#10]
Co to znaczy, że za wezwanie policji bez powiadomienia rodziców Ci się dostanie? Nie bardzo rozumiem, czemu.
Nietrudno też udowodnić swoje podejrzenia. Dowodem w sprawie są już Twoje zeznania. Jeśli masz jeszcze choć jednego świadka, niech nie będą tacy mądrzy.

Jak masz kiepską policję, posłuchaj Gaby: najpierw pogotowie. Ma obowiązek przyjechać. Poza tym obowiązuje zasada RWD; nigdy nie masz pewności, że faktycznie stan upojenia nie doprowadzi do poważnych następstw zdrowotnych. Znam przypadek, że chłopcy na obozie wakacyjnym założyli się, kto więcej wypije. Wygrał ten, który dostał zapaści.
A może rodzice musieliby zapłacić za przyjazd pogotowia? Nie zaszkodzi ich choćby tym postraszyć :-)

Jeden ze znajomych mi dyrektorów gimnazjum ułożył sprawy tak, że rodzice dokładnie wiedzą, że za pewne rzeczy to oni są przede wszystkim odpowiedzialni, a szkoła nie będzie się szczypać. "Walę pismo do sądu rodzinnego o zbadanie sytuacji rodziny i szlus."

Ado, rodzic nie jest Bogiem, którego musisz się bać i którego na każdym kroku musisz pytać o opinię. Dziecko nie jest własnością rodziców, żyje również w społeczeństwie. Nie jesteś usługodawcą, ale partnerem w wychowaniu (p. Karta Praw i Obowiązków Rodziców w Europie). W takich sytuacjach wypełniasz po prostu swoje obowiązki i to rodzic powinien bać się Ciebie, bo on niewłaściwie wypełnia swoje (p. art. 95. i 96. k.r.o).
Mało tego, mów im, że powinni Cię po rękach całować, bo być może uratowałaś ich dziecku życie (po alkoholu łatwo o śmiertelny wypadek i znam takie zdarzenia).
Jeśli masz niemądrych a bardzo wpływowych rodziców, działaj decyzjami, zgodnie z k.p.a, z każdej rozmowy sporządzaj notatkę służbową, miej świadków, powołuj robocze zespoły ds. wyjaśnienia sytuacji i rozwiązania problemu; z ich posiedzeń będziesz mieć protokoły.

Działania zaproponowane przez Gabę, Basię i Jacka mają solidne podstawy prawne - prócz bicia; z tego byś się, Basiu, nie wybroniła ;-).
Art. 72.1 Konstytucji, art. 4. u.s.o, art. 6. i 12.2 k.n. oraz art. 4. § 1-3 u.p.n. (Ustawy o postępowaniu w sprawach nieletnich), nie mówiąc już o statucie szkoły.

Skoro policja to dla rodzica wstyd, to może wstydziłby się jeszcze bardziej, gdybyś zwróciła się z prośbą do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej lub Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie o dokonanie wywiadu środowiskowego i podjęcie odpowiednich działań także z ich strony. Niech Ci dziękują, żeś i tak łagodna ;-)
Maryśka205-01-2003 08:22:24   [#11]

gaba ma rację

Absolutnie nie można poprzestać na ciepłej rozmówce z rodzicem i wyłącznie nauczycielach jako świadkach.

Najlepiej pogotowie, policja, bo inaczej rodzic zarzuca dyrektorowi i nauczycielom, że uwzięli się na jego słodką pociechę, która nawiasem mówiąc na szkolną dyskotekę przyszła zawalona jak stodoła po żniwach i ten odór unoszący się wokół delikwenta nie przypominał żadnego ze znanych dezodorantów.

Miałam taki wypadek w szkole, nie chciałam robić afery, chciałam z rodzicami polubownie, to dostało się mnie i nauczycielce, ktora potwierdziła, a szanowny tatuś w obecności synka nazwał nas kłamcami.

I już więcej nie będę taka głupia, i nie będę chciała cicho i polubownie. Następnym razem wezwę policję. Niech sobie gość podmucha (chociaż tatuś mi zastrzegł, że na policję też ma sposoby, a ja jestem ciekawa jakie).

Gaba05-01-2003 09:15:38   [#12]

ja nie miałam takiego przypadku - ale będę mieć, bo poluję na "trawkowicza" (-ów?), którego dobra moja koleżanka puściła, bo się źle poczuło dziecko, wiesz i jakoś tak pachniało herbapolem czy sklepem indyjskim. O, zgrozo Ty moja.

Miałam już "wizytę Bina Laden", bo zgubiono toroebeczkę z czymś białym. Zwyczajna policja mi przysłała wóz ratownictwa chemicznego - choć zeznałam do protokołu, że ja ich nie wzywam, a Bin Laden mnie nie dotyczy... wolę moich cichych i skromnych "przyjaciół"... mam telefon i z nimi konsultuję. Dzięki plotom i dziwnym informacjom, które zbieraliśmy, zrobiono kocioł i paru posadzono... ja wiem, że to na chwilę. Za piwo pod brama szkoły jest już karniak, za papierosy poszły dwie koncesje. Mam przyzwoitych strażaków miejskich - dzwonię, mówię i są.

Nie wstydzę się wejść do ubikacji męskiej - zawsze mam powód na tyle poważny, by...

Jakie to dzieci? Dorosły wyrachowany drań. Nazywajmy rzeczy po imieniu - mamy spec służby, z którymi współpracujemy - świetną młodą dziewczynę od patologii młodzieży oraz bardzo równych gości z kryminalnej - zrobiliśmy wspólną nasiadówę w listopadzie i efekty były - gdzie dzieciaki, co kupują i jakie ploty po dzielnicy łażą. zrobiono kocioł. 7 gagatków za kratkami. to moi kryminalni i powiedzieli co robi się, kiedy mały pije, pali... - dzieciom nie wiele, ale starym dokopać, za brak nadzoru, za brak zainteresowania, kioskarzom - sklepikarzom. w tym roku poszło 9 pism do sądu o nadzór kuratorski lub tylko o naganę.

 

nie zmienię świata - ale (ktoś już te słowa cytował) Mac Murfy powiedział - próbowałem, przynajmniej próbowałem. Policjanci tłumaczyli sensownie, czym się różni zwykły patrol od nich, jakie są kompetencje - wiem, mam większe możliwości niż gdzie indziej, duże miasto.

Napisane mam, co ma robić, kiedy zadymiony będzie siedział - mam to podyktowane przez tych, co wiedzą o naszych bardzo wiele, więcej niż ja. Dzwonić i zgłaszać złe samopoczucie i nawet naopowiadać, że chyba coś nagle, nie puszczać kantem, nie dawać się wreszcie nabierać. Mieć oczy szeroko otwarte.

 

Jestem psem w mojej szkole - wyciągnęłam chłopaka z objawami padaczki z ubikacji, uratowałam mu chyba życie, inny padł na serce w WC, czepiam się o niewypuszczanie, o pozostawianie bez opieki, rzucam się do obcych, ustawiam portierów - nalepka psa mnie nie przeraża.

Wiem, że za rogiem jest jeszcze gorzej, że za rogiem jest ktoś, kto to wino sprzeda, wciśnie papierosy, dal szluga... i on będzie odpowiadał.

Bo to wina wyłącznie starych, że młodzi to dranie.

Marek Pleśniar05-01-2003 13:48:33   [#13]

baardzo

mi się podoba to z tymi koncesjami. Nie miałem okazji tak zadziałać ale fajnie że tak robicie. Zapamiętam sobie.
Krystyna Za05-01-2003 15:08:11   [#14]

jak te sprawy są mi bliskie...

Hej kochani!!! Sprawy te mi sa dobrze znane, jestem dyrkiem szkoły średniej, gdzie jest oprócz liceum szkoła zasadnicza. Całe szczęście, że uczniów mam tylko 280 i łatwo jest zauważyć, który jest naćpany a który pijany. Niedługo mogę kończyć następne fakultety z tego zakresu albo zrobię doktorat...

Na poczatku swojej kariery dyrektorskiej (po 8 miesiącach) miałam dealera narkotyków w szkole, był to tatuś uczennicy klasy I LO, porwał mi 6 uczniów i wywiózł do lasu, kopali tam dla siebie dołek, na szczęscie żyją, wrócili pobici skopani itd. itp. w niedługim czasie- dealera szlag trafił (zabił się pięknym samochodzikiem, świeć mu... ) no.. ii.. prokurator sprawę umożył, nie mam spokoju podejrzewam teraz córeczkę- tego dealera, bo dla nich jest to jedyny pieniądz...a policja ma mnie gdzieś- boją się o własne du....!!!

Tak Mareczku !!!masz rację !!! dyrektorzy renomowanych liceów (tak jest w moich okolicach) twierdzą, że takich problemów nie mają, skupiają tylko swoją uwagę na uczniach -olimpijczykach, a ja dokładnie wiem z opinii młodzieży, że co trzeci coś zawsze bierze. Zawsze jak są spotkania społeczności szkolnych , dyrektorów, psychologów i innych tam, to zawsze czuję się podle, bo ja może niepotrzebnie widzę wszystko i nie udaję że jest heppy!!!

A z pijanymi to robię tak...wzywam policję z alkomatem, mierzą i jest dowodzik. Jak nie rokuje poprawy a ma ukończone 18 lat to "paszoł won!!!", i teraz mam trochę spokoju, gorzej z tymi ćpunami!!

RomanG06-01-2003 08:09:44   [#15]

Jeszcze o koncesjach

Przyłapałem kiedyś na kolonii towarzystwo, które "częstowało się" alkoholem.
-Gdzie kupiliście?
-Tu i tu.
-Idziemy!

Pokazali mi przez szybę sprzedawczynię, która im sprzedała. Wszedłem i narobiłem jej wstydu przy wszystkich klientach (kolejka była duża).
Powiedziałem, że na razie na tym sprawę z nią kończę, ale niech pamięta: gdyby sprzedała mojemu własnemu dziecku, nie dałbym drugiej szansy; właściciel już by się żegnał z koncesją, a ona z pracą.
Marek Pleśniar06-01-2003 08:13:51   [#16]

:-)

nieźle:-)
Gaba06-01-2003 08:34:18   [#17]

Wiesz Roman, ja bym zrobiła trochę inaczej, w dorotnej kolejności -

- mojemu dziecku po pysku (czy równie inne metody niepedagogiczne), baba, by się nie pożegnała z koncecją, bo ja bym sobie zadała pytania jako matka, gdzie robię błąd, że mnie smarkacz nie słucha.

A przez "państowego" dzieciaka straciłaby na 100% koncesję, bo państowego pilnuję jako matka społeczna na świeczniku, a z takim domowym dzieciakiem jako matka osobista trzeba inaczej, więc najpierw wywaliłabym pytania do siebie.

A mam dzieci osobiste łobuzowate i ancymonki, ostatnio chwyciłam mego syna mocno za rekę, by się uspokoił na przerwie, bo fikał do nauczycielki, no to zaczął krzyczeć, że pogwaciłam prawa dziecka i konwencję helsińką.

 W domu wytłumaczyliśmy sobie jasno rodzielność władzy i "konwencję helsińką" powiesiliśmy na wieszaku. Nie poszła w ruch, bo oprócz klapsa w dzieciństwie, nie udzerzyłam dzieciaka, a nauczycielek nie będzie obrażał.

janzg10-01-2003 10:09:28   [#18]

a co zrobić z pełnoletnim kl.IV szk ponadpodst. "uczniem" zatrzymanym w areszcie na 3 miesiące za "handel narkotykami"??

Policja twierdzi, że przecież to nic wielkiego a on praktycznie niewinny skoro nie było sprawy i nie ma wyroku.

Ada 110-01-2003 19:08:41   [#19]

 

Możesz usunąć go ze szkoły......?

Na pocieszenie pomyśl sobie, co byś zrobił jakby to był małolat.

RomanG13-01-2003 16:21:18   [#20]
Porównajmy dwie wypowiedzi z forów:

1. (kiedyś na Eduseeku)

Kilka lat temu zdarzyła się sytuacja, po której we wszystkich szkołach w mieście (na prośbę nauczycieli) zorganizowano spotkania z prawnikami. Prawdę mówiąc, niewiele dały :(

Wycieczka młodzieży 17-letniej. Młoda wychowawczyni, kilka miesięcy pracy. Pierwszy wieczór młódź spędziła "nadużywając", próby opanowania sytuacji nie pomogły (zamknięte od wewnątrz pokoje itd.). Ponieważ pokoje z balkonami, daszki, tarasy itp., wychowawczyni całą noc pilnowała, by "wycieczkowicze" nie zrobili sobie krzywdy. Rano kazała się spakować i wrócili do szkoły - (wycieczka miała być trzydniowa). Wezwani do szkoły rodzice stwierdzili jednym głosem: nie miała prawa przerwać wycieczki. Nie ma dowodów, że młodzież piła alkohol. Brak zeznań świadków, wizyty policji, badania krwi czy choćby zdjęć. Obraża rodziców i młodzież (duża grupa rodziców to prawnicy). Nie miała prawa "walić w drzwi" i żądać wpuszczenia do pokoju o 2 w nocy (dzieci nie mogły się wyspać). Młodzież kiedyś musi się wyszaleć...
Rodzice byli bardzo wytrwali, doszło do zmiany wychowawcy.

Prawnicy na spotkaniach w szkołach później tłumaczyli: policja wzywana przez nauczyciela przyjedzie tylko w przypadku zagrożenia, nigdy - by potwierdzić fakt wypicia alkoholu. Nie wolno przeprowadzać żadnych badań krwi, testów narkotykowych itd. Nauczyciel, który wejdzie w nocy do pokoju, może zostać oskarżony o molestowanie. Nie wolno zrewidować plecaków.
Pytam więc, co wolno? Jeśli odpowiadam za zdrowie i życie uczniów, a nie zechcą się któregoś dnia zachować rozsądnie, co mogę?
To pewnie nadmiar starczej wyobraźni, ale boję się, że kiedyś mi się może zdarzyć taka noc, jak tej dziewczynie... I mogą mi się zdarzyć tacy rodzice..."

2. (z tego wątku)
"Ja miałem takie cyrki w gimnazjum w listopadzie podczas dyskoteki. Kilkunastu uczniów przed dyskoteką zakupoiło sobie piwko i produkty winopochodne i spożyli. Dwóch było ledwo ciepłych. Dyskoteka dopiero co się rozpoczęła ale wobec tego żę przyłapano 11 uczniów zakończyłem dyskotekę a delikwentów zgromadziłem w jednej sali i dzwoniłem do rodziców by się zgłosili po odbiór pociechy lub dzwonię na policję. Przyjechali wszyscy rodzice. Następnego dnia z dzielnicowym i pedagogiem wzięliśmy ich na spytki i to co powiedzieli spisaliśmy (gdzie kupili, kto kupował, gdzie pili) a oni się pod tym podpisali. Jako że są nieletni ja wystąpiłem do Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych z zawiadomieniem o naruszeniu ustawy o wychowaniu w trzeźwości i wyciągnięcie konsekwencji w stosunku do pracowników sklepu, w którym sprzedano alkohol nieletnim. Dzielnicowy oficjalnie zgłosił ten fakt i delikwenci zostali wezwani jako świadkowie w sprawie przeciw sklepowi a ponadto komendant policji wystąpił do sądu dla nieletnich o zajęcie się sprawą więc mieli rozmowę z kuratorem. Ponadto na spotkaniu z Radą Rodziców, Samorządem Uczniowskim i rodzicami tych delkiwentów sami rodzice uznali, że muszą to jakoś odpracować i "wymierzyli" im karę odpracowania na rzecz szkoły 15 godzin (sprzątanie, mycie ławek, itp.). Oczywiście zgodnie ze statutem zostali ukarani naganą dyrektora z równoczesnym zakazem udziału w imprezch szkolnych do końca roku szkolnego.

Początkowy efekt "bohaterów" wśród młodzieży szybko prysnął gdy sprawa została nagłośniona i delikwenci zaczęli mówić że byli przesłuchiwani na policji, że mieli rozmowy z kuratorem że przychodzą do domu pisma z policji i sądu. Teraz myślą tylko o tym jak się zasłużyć przy sprzątaniu i sami pilnują żeby mieli zaliczoną pracę.

Myślę, że najważniejsze to szybkie i konsekwentne działanie, a także współpraca z policją czy sądem. Już dawno wyzbyłem się oporów przed wizytami Policji w szkole i "tuszowaniu" występków."


Popatrzcie tylko: DYREKTOR A DYREKTOR :-)))

Myślę, że zobaczenie problemu w nowym świetle umożliwią tu takie pojęcia, jak: "zakładowa piecza wychowawcza"  oraz "władztwo zakładowe".
Zarówno wychowawczo-opiekuńcze delegacje dla rodzica, jak i analogiczne delegacje dla nauczyciela - to delegacje o randze ustawowej. Są one równoprawne, autonomiczne i nawzajem się nie wykluczają.

Trzeba też pamiętać, że interpretacja pojęcia "zakładowej pieczy wychowawczej" kładzie dużo większy nacisk na zapewnienie wychowankom bezpieczeństwa, na troskę o ich życie i zdrowie (nie mówiąc o "postawie moralnej i obywatelskiej" - art. 4 u.s.o.). Tam, gdzie rodzic ten "pierwszy wyskok" mógłby i może jeszcze trochę zlekceważyć, tam nauczyciel wkraczać musi od razu i tak to proponuję uzasadniać rodzicom.

I wreszcie bardzo chyba ważna rzecz:
Środki przewidziane prawem karnym - to jedno, a prawem oświatowym - drugie. Nie można w prosty sposób stosować analogii do podstaw prawnych działania policji czy sądu, bo wykładnia prawa karnego jest diametralnie inna od wykładni prawa oświatowego.
Piję tu oczywiście do tych osławionych "praw ucznia" i zbyt częstego działania w białych rękawiczkach, żeby tylko nie umoczyć tyłka. Nie ma się co bać: działanie w uzasadnionym społecznie interesie jest zawsze prawnie dozwolone.

Nie wolno również w prosty i bezwględny sposób przenosić zapisów z Konwencji o prawach dziecka na konkretne działania władz szkolnych. Trzeba je przepuścić najpierw przez grube sito: intencje ustawodawcy, wykładnia - przede wszystkim celowościowa - prawa oświatowego, wskazania nauk pedagogicznych, które są podstawą wykładni i zasady współżycia społecznego. Najpierw rozważmy, czy postępowanie n-la nie jest sprzeczne z prawem oświatowym, potem porównujmy to prawo, czy niesprzeczne z Konwencją.
Inaczej prowadzi to do takich paradoksów (wypowiedź jednej z nauczycielek):

"Jestem przerażona i zdruzgotana tym co zobaczyłam i usłyszałam w moim nowym miejscu pracy. Uczniowie klną, plują, przychodzą na lekcje cuchnąc papierosami, otwarcie przyznają się do picia alkoholu, pyskują do nauczyciela, są agresywni wobec siebie, wyżywają się, a na moją uwagę ,ze "zniszczyłeś ławkę , lub krzesło swoimi śmierdzącymi buciorami" odpowiadają , ze nie mam prawa ubliżać uczniowi!". Muszę uważać na każde słowo które wypowiadam, podczas gdy oni na polecenie "wyciągnijcie karteczki" odpowiadają " pani sobie w ciula leci!". Dodam jeszcze to, ze mówię o klasach gimnazjalnych, a co będzie w szkole średniej? Może pani ekspert odpowie mi jakie są moje prawa w świetle podobnych zachowań? (na forum o prawach ucznia pytanie do warszawskiego rzecznika praw ucznia Magdaleny Wantoły)"

Albo inna wątpliwość nauczycielki:

"Czy kiedykolwiek spotkaliście się z zarzutem przez uczniów, że ograniczamy im wolność osobistą! W moim gimnazjum wywołała się dyskusja, że nie pozwalamy dzieciom wychodzić na przerwach poza teren szkoły. Padło pytanie z ust trzecioklasistki " a co z głodem nikotynowym"!!! podobny problem wypłynął "na szersze wody", kiedy jedna z moich koleżanek wypowiedziała się negatywnie o pobycie naszych uczniów w dyskotece po godzinie 2 !!! w nocy. Dodam, że jest to dyskoteka na ok. 4 tyś. osób - a bywa i więcej - i nie będę dodawać co się w niej dzieje (wiemy doskonale, gdyż kilka osób z grona w niej było).Co o tym sądzicie? Czy borykacie się również z takimi zarzutami?"

Marek z Rzeszowa pisał tu coś kiedyś o obowiązku zapewnienia przez dyrektora bezpieczeństwa prawnego swoim nauczycielom. Myślę, że powyższe wypowiedzi dowodzą całkowitego braku tegoż.
Adaa13-01-2003 20:24:57   [#21]

przeczytałam..

 

Podoba mi się określenie :" zbyt częste działanie w białaych rekawiczkach żeby nie umoczyć tyłka"

Tłumaczenie ,że naruszamy prawa ucznia, wolnośc osobistą.....tak to bardzo wygodne gdy nie ma się determinacji (lub charakteru) do zwalczania przejawów patologii.

Prawa ucznia, wolnośc osobista, Konwencja.....

Często interpretacja tych zagadnień ze strony uczniów jest mało obiektywna.Interpretują to ...powiedzmy szczerze "na swoją korzyść" co nie oznacza zgodności ze społecznym interesem.

Tu trzeba trzymać rękę na pulsie i nie bać się zdecydowanych działań.

A rodzice?

Czy w wielu wypadkach nie bazują na powiedzeniu :"Prawo jest jak pajęczyna, wróbel się przeciśnie a na muszce wina".

To co cytuje Roman , to na szczęście jeszcze nie norma we wszystkich szkołach (przypominam dyrektora Błażejewskiego:-))

Nie wszystkie nastolatki (wbrew opiniom o nieuchronności młodzieńczego buntu) walczą ze swoimi  wychowawcami, nauczycielami...

Może im dozowano w mądry sposób odpowiednie dawki autonomii?

iwo113-01-2003 22:39:49   [#22]

Pytanie do Romana

Czy zakaz opuszczania budunku szkoły obowiązuje w dalszym ciągu .W mojej szkole taki zakaz wprowadziliśmy , ale z jego realizacją są problemy.
Krystyna Za13-01-2003 23:07:26   [#23]

Iwo masz super pomysły... biedne dzieci zamknąć w klatce. A jakby mały pożarek wzniecili, lub przynieśli gaz łzawiąco-duszący albo jeszcze jakiś wynalazek? A Pan czy Pani wyszła z kluczami na długie posiedzenie do toalety.

Prowadząc kolonie, nie można było dać wychowankom kluczy do pokoi, drzwi musiały być otwarte- tak mówiły przepisy bhp.

Gaba14-01-2003 06:44:18   [#24]

"Szkoła zamknięta" - jest (jak sądzę) pewnym konstruktem.

Jest i nas zatrzask - stoi woźny i wpuszcza lub wypuszcza tych, co skończyli lub zaczynają lekcje.

 

Drzwi są zatrzaśnięte od zewnątrz, ale swobodnie otwierają się od wew. - gdyby pożar lub inne licho... tak musi być. Mimo zakazu upuszczania szkoły w trakcie lekcji - cały czas próbują głuptasy to robić. Woźny nie wypuszcza - jak kto ma głód nikotynowy to mu kupcie nikorette (więcej humoru!). Jak robi w konia woźnego to ten tych bardziej charakterystycznych zgłasza na dywanik. Raczej się ciekawie dogaduje z chłopakami, choć robią go w trąbkę.

Przypomina to trochę zabawę z policjantów i złodziei.

HenrykB14-01-2003 08:01:50   [#25]

U mnie tak samo

Tylko z tym paleniem.

Może zorganizować im palarnię? Hmm...

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ]