Forum OSKKO - wątek

TEMAT: kapelusz dla glowy, czy glowa dla kapelusza?
strony: [ 1 ]
beera13-12-2002 13:21:02   [#01]

Nietórzy z was wiedzą, że jestem w trakcie przenoszenia ucznia do szkoły specjalnej.

Bardzo się w to zaangażowalam, bo oddawanie takiego ucznia jest pewną porażką. Myslę także, ze gdyby klasa, do ktorej chodzi  nie była 34 osobowa, nauczyciele pracowali 40 godzin,  ( co pozwoliloby mi na zlecenie im długofalowej indywidualnej pomocy)byli przygotowani na takie zadania, tej porazki byc może nie odnieslibysmy

Woziłam niepełnosprawnego dzieciaka z jego jeszcze bardziej niepełnosprawną mama do tej szkoły,chcialam, żeby zobaczyl pomieszczenia, poznal kolegów. Uznalam tez że najmniejszy objaw niechęci tego dziecka spowoduje, że dam sobie z tym spokój.

A w tej szkole doznalam absolutnego szoku.

Dzieciak niepełnosprawny, matka także.

 Pytam więc kto mu będzie kupował bilet na przejazd. Matka- odpowiadaja mi pogodnie. Jak matka- skoro ona NIE potrafi!!! Da sobie radę- my zadnemu dziecku nie kupujemy biletów- slyszę

Obiady. Piotrek dostanie obiady darmowe jak papiery obiegną swiat. Ze szkoły do opieki z opieki do szkoły. Pytam- ile to potrwa? Jakiś tydzień.A co będzie jadł przez ten tydzień? No a co my mozemy?

Dojazdy. Przeciez to dziecko musi odbyć drogę do szkoły w miescie po raz pierwszy. Pytam więc kto mu pomoze na dworcu, kto doprowadzi do szkoły, kto po zajęciach powie o ktorej autobus i do jakiego autobusu wsiąść? ten pierwszy raz chociaż.. Da sobie radę

To katastrofa. Dla mnie zupelnie niepojęte coś.

Czy nie mozna wydelegować jakiegos pracownika, żeby poszedł na dworzec i doprowadził tego dzieciaka? Jakis pedagog w ramach swoich obowiązków. Przeciez taki przypadek jest raz w roku, dwa, trzy.

Czy sekretarka nie może w jeden dzień na nogach obejśc wszystkich urzędów?

Nie :-) Bo to uczeń jest dla szkoły, odwrotnie w żadnym przypadku..

....................

Czy tak funkcjonuja wszystkie szkoły specjalne?

Przeciez pracują z dziećmi, ktorych rodzice często nie potrafia wypełniać swoich funkcji.

.......................

W poniedzialek zaś będzie tak:

Moj nauczyciel jedzie z dzieckiem do szkoły, zaprowadzi go tam, zaplaci z naszych pieniędzy za pierwsze obiady tego dziecka i każe podpisac krwią, ze na powrót zapwnia jakiegokolwiek opiekuna- nawet dziecko ze starszej klasy, co to zna dworzec..

................

jakoś mam niesmak

Jacek13-12-2002 13:30:22   [#02]

Asiu ....

czego Ty chcesz, przecież sama napisałaś, że to szkoła specjalna. Może i zatrudnieni tam też są specjalni tyle, że inaczej :-)

Jedno jest pewne oni w tej szkole "Dają sobie radę" - fuj

maeljas13-12-2002 13:49:54   [#03]

Daj Boże, że to wyjątek,

mam częsty kontakt z placówkami specjalnymi i powiem Ci, że to co napisałaś to szok.

Te, które znam, są przyjazne rodzinie, dziecku - i na pewno na początku udzielają wsparcia na tyle, na ile potrzeba.

Nie znam stopnia niepełnosprawności tego dzieciaka - może wziąwszy pod uwagę jego sytuację rodzinną powinien być skierowany do ośrodka wychowawczo- opiekuńczego - nie wiem .... piszę tak, bo nie znam całej sytuacji , zrozumiałam, że szkoła znajduje się w innej miejscowości.

Znam dzieci, które też zostały skierowane do szkoły specjalnej poza swoim miejscem zamieszkania, ale nie dojeżdżają  , tylko mieszkają w  ośrodku i jeżeli jest taka potrzeba - są dowożone przez pracownika ośrodka do szkoły.

Inna sprawa, że rzadko jest taka potrzeba. Dzieciaki zwykle po tygodniu  same już jeżdżą do szkoły.
Karolina13-12-2002 15:58:02   [#04]

A ja się obawiam, że "bylejakość" szkolnictwa specjalnego jest bardziej nagminna niż wam się wydaje.

Nawet rzucony post Jacka - sugeruje miejsce szkół specjalnych w społeczeństwie, miejsce szkół i ich absolwentów.

Mogłabym z wami o tym godzinami - ale boję się, że jestem w tym monotematyczna

Gaba13-12-2002 16:25:27   [#05]

Grzesio został wydalony ze szkoły przy szpitalu spychiatrycznym, bo brzydko mówił...

 

Bijący wszystkich i siebie Dominik został po dwóch dniach wyproszony z klasy integracyjnej, bo się nie nadawał... cyt. z dokumentu - dziecko nie zgłosiło się... hmm! jak to nie zgłosiłó się jak zgłosiło.

 

Notatka z pewnego znajomego mi zeszytu - nie pisze zdań i nie zanotował zadania... było błaganie do nauczyciela - niechże pani przypilnuje, by zanotował zadanie domowe...

proszę dorgich pań zwariowałam, zwariowałam totalnie - a skądże ten rodzic ma wiedzieć, że jakie było zadanie, skoro wie, że było, ale nie wie jakie... nie nadaję się do szkoły!

Jacek13-12-2002 16:26:10   [#06]
Niekoniecznie Karolino. Ja pisałem o tej szkole, którą opisała Asia. U nas jest również szkoła specjalna a w zasadzie Szkolny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy i nie mam mu nic do zarzucenia. Sam nakłaniałem rodziców moich uczniów, którzy uzyskali orzeczenie z PPP do kształcenia specjalnego by sie tam zgłosili. Otrzymali tam wiele zrozumienia i życzliwości nie mówiąc już o sprawach dydaktycznych. My tego takim dzieciakom nie jesteśmy w stanie zapewnić.
Karolina13-12-2002 16:39:37   [#07]

Hm...Jacku - ja ma odmienne zdanie w tej kwestii

Postanowiłam dać tutaj wam linki z forum dzieci-  gdzie właśnie toczymy podobną dyskusję

http://www.dzieci.org.pl/cgi/forum/ikonboard.cgi?s=7d4538cbae6bcc72abc211975b8e8592;act=ST;f=11;t=84

http://www.dzieci.org.pl/cgi/forum/ikonboard.cgi?s=7d4538cbae6bcc72abc211975b8e8592;act=ST;f=11;t=86

http://www.dzieci.org.pl/cgi/forum/ikonboard.cgi?s=7d4538cbae6bcc72abc211975b8e8592;act=ST;f=11;t=85

 

Jest to wersja dla wytrwałych - trochę sie tego nazbierało - ale sadzę, że może trochę rozjaśnić tę dyskusję

Swoją drogą Asia fajny tytuł - no bo właśnie:

Kapelusz do głowy czy głowa do kapelusza?

beera13-12-2002 17:01:21   [#08]

wiecie..

..ja tak naprawde nie wiem jak ta szkoła funkcjonuje. Pewnie sa w niej i dobrzy i ofiarni nauczyciele. Nie chce deprecjonować ich wysiłków. Nie wiem jakie maja osiagnięcia dydaktyczne dzieci. A w zasadzie wiem tylko z opowieści.

Mialam z tą szkołą to jedno spotkanie- jakby wnioskowac tylko po tym, nie byłby to wnioski pozytywne.

A Twoje pytanie- maeljas- rodzina jest nienajgorsza. Dbają o te dzieci i kochają je. Szkoła specjalna wystarczy.

No pod warunkiem, że wykażą tam  minimum dobrej woli, pomogą, wyjdą poza przepisy. 

.......

gaba napisala:

..nie nadaje się do szkoły :-)

dzis ma tez taki syndrom- opadajacych rąk

RomanG13-12-2002 17:59:11   [#09]
"Moj nauczyciel jedzie z dzieckiem do szkoły, zaprowadzi go tam, zaplaci z naszych pieniędzy za pierwsze obiady tego dziecka i każe podpisac krwią, ze na powrót zapwnia jakiegokolwiek opiekuna- nawet dziecko ze starszej klasy, co to zna dworzec.."

Bo powołanie, Asiu, takie jak w Twoim chyba przypadku, to jednak nie jest taka częsta rzecz :-)

A tak zbliżając się do głównego tematu, czytałem niedawno wypowiedź pewnej n-lki szkoły specjalnej. Ubolewała nad tym, że - jej zdaniem - niektóre dzieci dziś zbyt często trochę na siłę trzyma się w klasach integracyjnych. Uważa, że u nich w szkole mają lepszą opiekę, zwraca uwagę na pewne wyobcowanie takiego dziecka w normalnej klasie (bo dla zdrowych i nierzadko "okrutnych" - po dziecięcemu - dzieci taki kolega czy koleżanka nigdy nie będzie w pełni "swój".
Podnosi także fakt, że nauczycielka, mając 30 dzieciaków w klasie i często nie mając tak specjalistycznego przygotowania i doświadczenia w pracy z dziećmi specjalnej troski, nie jest w stanie dbać tak o rozwój upośledzonego dziecka, jak czynią to w szkołach specjalnych.

Nie oceniam meritum tej wypowiedzi, bo się na tym słabo znam, ale była ona bardzo ciepła, przebijała z niej troska o dziecko i fachowość wypowiadającej się pani.

Może więc nie wszędzie zatem szkoły specjalne są tak bezduszne, jak u Ciebie... Oby!
Renata13-12-2002 19:13:16   [#10]

hmm..

Przykre...

Z jednej strony bezsilność, bo chłopak wśród tych 34 uczniów niewiele się nauczy..
ale z drugiej strony... kłopot z głowy... i to jest jeszcze bardziej przykre...

Te 45 minut dla jednego nauczyciela tak szybko mijają...  

Kiedy trafiły pierwsze dzieci niepełnosprawne do naszej szkoły, w pierwszym roku, klasa IV wtedy jeszcze zwykła, masowa liczyła 30 osób, a w niej: chłopiec niepełnosprawny na wózku z niepełnosprawnością ruchową i intelektualną w stopniu lekkim, niedowładem rąk, brakiem umiejętności pisania i liczenia, a przede wszystkim z trudnością komunikowania się z nim ze względu na dyzartię oraz dwójka niepełnosprawnych ruchowo.  

Ja uczyłam ich wtedy matematyki...

Były momenty, że nie wiedziałam gdzie jestem, ręce opadały...  Musiałam dostosować szybko metody do pracy z całą grupą uczniów na różnych poziomach i jednocześnie zadbać o pracę z niepełnosprawnymi, zwłaszcza z tym jednym...
Uczyłam się rozmawiać z tym chłopcem, uczyłam się go słuchać. Rozkładaliśmy na ławce liczmany, klocki...  Podstawy, to były podstawy pracy z pierwszej klasy z czwartoklasistą, który wcześniej miał nauczanie indywidualne...
I ciągle w biegu, bo za plecami już czekali następni, bo mieli pytania, bo trzeba było sprawdzić, wytłumaczyć,  dać dodatkowe zadania, etc...

W drugim roku pracy z nimi przyszedł już z pomocą pedagog specjalny, klasa stała się integracyjną, a więc i mniej liczną...

W szkole byliśmy wszyscy szczęśliwi, że władze oświatowe pozwoliły na utworzenie tej klasy integracyjnej, jedynej wtedy w całym mieście.

Kiedyś pisałam Wam, że w ubiegłym roku pierwsi niepełnosprawni pożegnali nasze gimnazjum... To byli właśnie ci sami, o których napisałam powyżej...

A chłopiec o którym tu najwięcej pisze zrobił tak ogromne postępy... Tyle w nim radości życia. Można się z nim świetnie porozumieć - z pasją opowiada o swoim hobby - samochodach i ich markach. Poza tym bardzo dobrze umie posługiwać  się komputerem. Nie przeszkadza mu już to, że nie może utrzymać w ręku długopisu ani ołówka...

Pozostali też dobrze sobie radzą... Cała trójka, to dziś licealiści.:-)

Hm, gdyby nie to, że ten chłopiec trafił do naszej szkoły, może też skończyłby w szkole specjalnej, choć nigdy już nie dowiemy się, czy zyskałby na byciu w tej ostatniej, czy nie. Nauczył więcej, czy mniej...

Czytając Ciebie Asiu, wiem, że zrobiłaś wszystko dla tego dzieciaka jako dyrektor. To Twoja bezsilność i jednocześnie troska o jego dalsze losy skłoniła Cię do skierowania go tam. Mało tego pojechałaś tam razem z nim. To Ty najlepiej ze swoimi nauczycielami znasz jego środowisko, rodziców.
Może dla niego, to dobre  wyjście z sytuacji. Szkoły specjalne wszak też muszą istnieć i muszą być, są potrzebne.

Ale czy dla tego chłopca to słuszne rozwiązanie?  Zobaczymy za lat kilka...

Ale ile takich dzieci jest w Polsce?

Dlaczego nie ma dla nich miejsca i czasu w polskiej szkole masowej?

Czy dlatego tylko, że szkoła w małej miejscowości?

Czy dlatego tylko, że liczna klasa?

Czy dlatego, że nauczyciel w niej jeden, w dodatku trochę bojący się tej integracji?

Szkoda, że tak jakoś...

Przecież każdy z nas chce jak najlepiej. Każdy z nas potrafi merytorycznie przygotować się do pracy z dziećmi niepełnosprawnymi nawet nie będąc specjalistą w zakresie pedagogiki specjalnej. Ja przecież też nie jestem pedagogiem specjalnym...

Drodzy OSKKO-wcy czas konkretnych działań i tu.
Karolina13-12-2002 20:06:14   [#11]

Renato - czasami jak Cię przeczytam (tu i na forum dzieci) to ręce same do oklasków mi sie skladają. Poważnie.

Ważne jest dla mnie to:

"Każdy z nas potrafi merytorycznie przygotować się do pracy z dziećmi niepełnosprawnymi nawet nie będąc specjalistą w zakresie pedagogiki specjalnej. Ja przecież też nie jestem pedagogiem specjalnym... "

I o to mi ciągle chodzi, o pochopne diagnozowanie, o strach- jakiś dziwny reszty świata, że sobie nie poradzi, (ten świat z niepełnosprawnością), o ..itd, itp...

Dyrektorzy i nauczyciele - zapytałam o to na forum dzieci - ale napisze i tu.

Czego się tak naprawdę boicie? Co was wstrzymuje przed tym aby klasy integracyjne tworzyć, aby w naturalny sposób kształcić niepenosprawne (intelektualnie i ruchowo) dzieciaki u siebie?

Napiszcie czego wam brakuje i co spowodowałoby waszą decyzję na "tak"

(prowokacyjnie sobie to ujęłam, a co....:-) )

beera13-12-2002 20:12:41   [#12]

No własnie..

Po raz kolejny wracamy do tego problemu.

Problemu przepisów prawnych zwiazanych z nauczaniem w szkole masowej dziecka niepełnosprawnego.

Pomijając fakt, że już wiele z nich nie obowiązuje ( o czym nawet dowiedzial się MENIS - jak wnioskuję z wątku JarTula), to nawet gdyby i tak byly niejasne.

Nauczanie indywidualne- okreslona ilośc godzin w widełkach powodowała ich ustalanie nie ze względu na potzreby dziecka a zasoby finansowe samorządów.

Uzaleznianie jakichkolwiek dzialań zwiazanych z pomocą dziecku ( chociażby diagnoza, odroczenie obowiązku szkolnego, ) od zgody rodziców, ktorej częstoklroć nie można bylo uzyskać z różnych względów- uważam, że powinien istnieć mechanizm zmuszajacy rodzica do pomocy własnemu dziecku- tak, jak niewyrażenie zgody na przetoczene krwi moze zostać zaskarżone do sądu tak i tu brak mi jakiś rozwiązań.

Procedury funkcjonowania ucznia niepełnosprawnego w szkole masowej- ta nieszczęsna możliwośc realizowania w ciagu dwóch lat jednego roku szkolnego nikt nie wie co to znaczy i jak mialoby przebiegać.

Możliwośc dokładania dziecku z trudnościami okreslonych zajęć dodatkowych i indywidualnych. I nie chodzi mi o mozliwośc formalną lecz o przymus prawny. Teraz nie mam możliwości takiemu dzicku zapewnic jakichkolwiek zajęć ukierunkowanych na niego. Po prostu chodzi na lekcje i tyle. Być może wystarczyły by 4 godziny tygodniowo, żeby taki uczeń mógł sobie spokojnie chodzić do masowej szkoły.

 

Nie mam pojęcia co tu jest ważne, a co ważniejsze. Może wszystko naraz?

maeljas13-12-2002 20:15:13   [#13]

mam obawy.....

wiecie, boję się jednej rzeczy, że zostanie "wylane dziecko z kąpielą"

obawiam się decydentów, którzy pod hasłem integracji zniszczą to, co jest dobre,
to co jest niezbędne - chodzi mi o specjalistyczne ośrodki , które przynależą do szkolnictwa specjalnego, gdzie przystosowyje się ludzi do życia z niepełnosprawnością ( brr jak to brzmi - ale tak jest ) - są to ośrodki, gdzie głównym celem jest rehabilitacja (Laski, Konstancin) słyszę, że coraz mniej dostają pieniędzy.

Nie czarujmy się, nie unikniemy selekcji (nawet wbrew sobie ) - chodzi tylko o to,żeby jeżeli już będziemy zmuszeni to robić (czyli skierować do szkoły lub ośrodka specjalnego) to z przekonaniem, że takie rozwiązanie jest najlepsze dla dziecka, czy młodego człowieka.


Opór ludzi przed integracją można skwitowac przysłowiem: syty nie zrozumie głodnego.

W mojej szkole jest dziewczyna po ciężkim wypadku - wyrzucona ze szkoły
( nawiasem mówiąc katolickiej), bo ......... nawet nie chciano jej na nauczaniu indywidualnym  - zbyt absorbująca ( tzn. wymaga stałej opieki - rzeczywiście cała nasza społeczność szkolna poczuwa się do opieki nad nią  )


A ona stale tęskni za szkołą, która jej nie chce ( Chodziła tam 3 lata). Kończy w tym roku liceum, niekoniecznie spełni "wymagania określone w podstawie programowej" ale czy to ważne wobec nieszczęścia jakie ją spotkało?

Najgorsze jest to, że przed nią "pustka" - albo warsztaty terapeutyczne albo nic....
rozumiecie to?
beera13-12-2002 20:32:11   [#14]

Maeljas ma wiele racji..,bo

nie ma rozwiązań dobrych dla wszystkich.

Szkoły integracyjne podlegają pewnym przepisom. Chodzi mi szczególnie o te dotyczące liczebności klas, ilości dzieci z niepelnosprawnościami.

Ja nigdy nie będę w swoje wsi miala szkoły integracyjne w rozumieniu zgodnym z naszymi przepisami. Ja nigdy z tych swoich obwodowych kilku wsi nie nazbieram  tyle wymagajacych szczególnej troski dzici by myslec o  takiej szkole

Dla mnie szkoły integracyjne to jedno. Drugie zaś to po prostu szkoły masowe , do ktorych uczęszczaja dzieci niepełnosprawne

Marzy mi się zwykla masowa szkoła, w ktorej istnieją mozliości pomocy dzieciom z niepełnosprawnością. To byłoby dla mnie coś!

I to w dodatku jest na masową skalę prostsze do osiągnięcia, pod warunkiem spełnienia postulatów o ktorych pisałam niżej. Dodalabym tam jeszcze kierunkowe doskonalenie nauczycieli i już.

Karolina13-12-2002 21:11:05   [#15]

Hm.. jedyny problem zatem to uzbierać te 5 dzieci..tak, to wysoka poprzeczka w małych miejscowościach. Ten zapis jest sprzeczny z ideą integracji i wszelkim kartami praw - bo czy to moja wina, ze w tym roczniku tylko jedno dziecko?

Ale ja sądze, że nawet tam - gdzie by się uzbierało nikomu na zakładaniu tych klas nie zależy. :-(

Ale czy w przepisach juz teraz nie ma możliwości dokładania dziecku dodatkowych zajęć, które będą wspierały jego rozwój? Zgłupiałam....

a to?

Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej i Sportu z dnia 12 lutego 2002 r. w sprawie ramowych planów nauczania w szkołach publicznych. (Dz. U. z 2002 r. Nr 15, poz. 142 ze zmianami z dnia 22 sierpnia 2002r w paragrafie 3 ust. 2

2. W szkolnym planie nauczania należy dodatkowo uwzględnić dla uczniów niepełnosprawnych, w zależności od rodzaju i stopnia niepełnosprawności uczniów, z zastrzeżeniem ust. 3, następujące zajęcia rewalidacyjne:

1) korekcyjne wad postawy (gimnastyka korekcyjna),

2) korygujące wady mowy (logopedia)

3) orientacji przestrzennej i poruszania się,

4) nauki języka migowego lub innych alternatywnych metod komunikacji,

5) inne, wynikające z programów rewalidacji.

i tu:

Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej dnia 21 maja 2001 r. w sprawie ramowych statutów publicznego przedszkola oraz publicznych szkół (Dz. U. Nr 61, poz. 624, zmiana z 2002 r. Nr 10, poz. 96)

Statut szkoły określa w szczególności:

fragmenty

1) cele i zadania szkoły wynikające z przepisów prawa oraz uwzględniające program wychowawczy szkoły i program profilaktyki dostosowany do potrzeb rozwojowych uczniów oraz potrzeb danego środowiska, o których mowa w odrębnych przepisach,

2) sposób wykonywania zadań szkoły, z uwzględnieniem optymalnych warunków rozwoju ucznia, zasad bezpieczeństwa oraz zasad promocji i ochrony zdrowia,

3) zadania zespołów nauczycielskich, o których mowa w § 14, (czyli: Nauczyciele prowadzący zajęcia w danym oddziale tworzą zespól, którego zadaniem jest w szczególności ustalenie zestawu programów nauczania dla danego oddziału oraz jego modyfikowanie w miarę potrzeb)

4) szczegółowe zasady wewnątrzszkolnego oceniania uczniów,

5) organizację oddziałów sportowych, oddziałów mistrzostwa sportowego, oddziałów integracyjnych i oddziałów specjalnych oraz organizację nauczania języka mniejszości narodowych lub grup etnicznych, jeżeli szkoła takie oddziały lub nauczanie prowadzi,

6) organizację działalności innowacyjnej i eksperymentalnej, jeżeli szkoła taką działalność prowadzi,

7) organizację zajęć dodatkowych dla uczniów, z uwzględnieniem w szczególności ich potrzeb rozwojowych,

8) formy opieki i pomocy uczniom, którym z przyczyn rozwojowych, rodzinnych lub losowych potrzebna jest pomoc i wsparcie, w tym również pomoc materialna,

9) organizację współdziałania z poradniami psychologiczno-pedagogicznymi oraz innymi instytucjami świadczącymi poradnictwo i specjalistyczną pomoc dzieciom i rodzicom,

10) organizację i formy współdziałania szkoły z rodzicami (prawnymi opiekunami) w zakresie nauczania, wychowania i profilaktyki.

§ 14.

1.    Nauczyciele prowadzący zajęcia w danym oddziale tworzą zespół, którego zadaniem jest w szczególności ustalenie zestawu programów nauczania dla danego oddziału oraz jego modyfikowanie w miarę potrzeb.

2.    Dyrektor szkoły może tworzyć zespoły wychowawcze, zespoły przedmiotowe lub inne zespoły problemowo-zadaniowe. Pracą zespołu kieruje przewodniczący powoływany przez dyrektora szkoły, na wniosek zespołu.

 

 

 

Ja to z znanego wszystkim poradnika na stronie Heńka.Więc  - jak to w końcu jest dyrektorzy?

 

 

 

 

 

beera13-12-2002 21:43:05   [#16]

Wiesz..

Ja mam 12 godzin do dyspozycji dyrektora w swojej szkole. Jesli przeznaczylabym je dla jednego, dwojga dzieci reszta nie dostanie nic.

Moja szkoła, to szkoła masowa. Mam w niej poza dziećmi spoza normy ( wiem, wiem, że nie lubisz) sa także inne wymagajace pomocy. Wybierajac tak jak radzisz pozbawiłabym resztę jakichkolwiek zajęć wyrównawczych, kółek, itp.

Karolino w swietle przepisów ja i owszem mam stworzone mozliwości.

Ale uważam, że poza mozliwościami powinnam mieć stworzone możliwości do wykorzystania tych mozliwości;-)

Jeśli w moje szkole uczy się dziecko zakwalifikowane do nauczania w szkole specjalnej, ja powinnam na niego otrzymywać takie same pieniadze jakie na takie samo dziecko otrzymuje szkoła specjalna. Wówczas moglabym je wykorzystac na pomoc.

Bo moim zdaniem szkoła masowa nie powinna mieć mozliwości pomocy, a obligatoryjny obowiązek pomocy. A za tym obligiem powinny iśc kroki wspierajace szkołę w wypełnianiu jej obowiązków.

To jeden z moich wymienionych wczesniej postulatów, ale nie jedyny- spełnienie wszystkich lub znacznej części byc może daloby szansę na prawdziwa integrację. Nie tę wynikajaca z przepisów prawa, lecz naturalna i wynikajacą z potzreb i mozliwośc.

.....

Nie wiem, czy czytaliście felieton Jeżowskiego w dyrektorze szkoły- to moje myslenia także w tym kierunku.

Karolina13-12-2002 21:59:36   [#17]

No tak...czułam, znałam tę odpowiedź - czyli co...jest sobie kolejny, martwy przepis - ładnie się zresztą prezentuje w przepisach - ale i tak mało kto go wykorzystuje. 

Kurcze - przecież to jest nienormalne z całym szacunkiem do wszelkich norm :-)

Jak wieć dyrektor ma zdecydować?

Godziny ewntualnie na chór szkolny bo to w końcu jakaś wizytówka, no może na kółko matematyczne, może jakieś wyniki na olimpiadzie będą - to się ranga szkoły podniesie.

 A na logopedie czy tam cokolwiek nie wystarczyło.. :-(

(Asia absolutnie nie kieruje tego do Ciebie - ma ochotę poprowokować ogólnie) :-)

Ja sie nie znam na zarządzaniu oswiata (ale się chyba zacznę poznawać, bo się wkurzam jak tego nie pojmuje)- ale jak to wytłumaczycie rodzicom, którzy widza czarno na białym, że można to przydzielic a nikt tego nie robi?

A co organ? No on chyba też jest od respektowania prawa..., i sam je nadzoruje - więc ...wytłumaczcie jak dziecku.

Gdzie jest pies pogrzebany...

A może też tu?

"Próby niwelowania barier na drodze do edukacji integracyjnej odnajdujemy wprawdzie w licznych rozwiązaniach prawnych i aktach wykonawczych*, które umożliwiają dzieciom niepełnosprawnym wypełnianie obowiązku szkolnego w szkole ogólnodostępnej, ale rzeczywistość wygląda zgoła inaczej. Szanse funkcjonowania w systemie edukacji integracyjnej istnieją jedynie dla niektórych dzieci dotkniętych niepełnosprawnością; znaczny ich odsetek pozostaje nadal w systemie segregacyjnym! Okazuje się, że wiele szkół o charakterze ogólnodostępnym nie chce takich dzieci widzieć u siebie. Nie każdy nauczyciel chce też przyjąć na siebie ciężar odpowiedzialności za wychowanie i nauczanie dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, które niewątpliwie w praktyce szkolnej nastręczają wielu dodatkowych trudności."

Karolina13-12-2002 22:01:37   [#18]

A....dałabyś link do tego felietonu?

:-)

Maelka14-12-2002 00:18:56   [#19]

Mój Boże...

W jednym z postów przeczytałam zdanie,z którego powodu rozryczałam się, jak głupia...

Jak łatwo jednym zdaniem, jednym słowem przekreślić pracę tysięcy nauczycieli szkolnictwa specjalnego, z których większość nie wybrała tej pracy ze względów materialnych, ale z autentycznej chęci pomocy dzieciom, które tej pomocy w sposób szczególny potrzebują.

Szkoły dzielą sie na dobre i niedobre, a nie na masowe i specjalne. Czyżby wśród masowych nie było szkół złych, nauczycieli niefachowych i nieczułych? A czy w szkole specjalnej naprawdę nie ma nikogo, kto zasługiwałby na szacunek nie z powodu "ciężkiej pracy", jak mówią wizytujący takie placówki nauczyciele szkół masowych, ale z racji miłości i wdzięczności dzieci, ich rodziców, za to, co dla dzieci zrobili? Za efekty, jakie dzieci osiągnęły?

Pracuje w moim gronie dwójka magistrów matematyki, absolwentów naszej, specjalnej, placówki...

Nie słyszałam, aby powiedzieli choć jedno negatywne słowo przeciwko szkole, która ich do studiów przygotowała...

Nic nie jest ani całkiem białe, ani całkiem czarne...
beera14-12-2002 08:20:36   [#20]

maelko

Jeśli to w moim- przepraszam strasznie.

Od samego poczatku zaznaczam tu, ze to jedno spotkanie z tą szkoła- nie wiem jak ona funkcjonuje naprawdę.

Nigdy w zyciu nie chcialabym deprecjonować wysiłków takich nauczycieli i nie wiem, czy pamietasz, ale stawałam w obronie szkół specjalnych ( na jednym z watkow Karloliny- oczywiście).

Poza opisem mojej historii mowimy także o pewnych ogólnych problemach. Jak się człowiek wespnie na ten stopień ogolności jego opinie   są krzywdzące dla części.

Maelko- przyjdź tu i popraw nasze myslenie. Przecież nikt nie ma patentu na rację.

 

.......

A co do  tego, o czym piszesz Karolino.

Czy ty myślisz, że ja opowiadając o wyborach nie wiedzialam, że wystawiam się na łatwy strzał? Musiał paść.

Ale troche mi szkoda, bo strzelasz w moją stronę za ten wybór. OK. Jesli dokonam innego strzeli kto inny- rozumiesz?

Bo czasem nie wybiera się pomiędzy chorem szkolnym a pomoca takiemu dziecku. Czasem się wybiera pomiedzy pomocą temu dziecku, a pomocą innym dzieciom.

Tak, czy tak- wybór ZAWSZE będzie zly.

Dlatego ponownie wnoszę- NIECH NIE BEDZIE WYBORU -po prostu. Niech mogę pomóc temu jednemu jedynemu dziecku w klasie, jednocześnie nie zaniedbując reszty.

A jeśli wrócę do tego twojego na brązowo.

Pisałam i o tym. A jak nauczyciele mają chcić takich dzieci, skoro ZUPEŁNIE nie sa przygotowani do pracy z nimi? ( szkoły wyższe na pewno tego nie robią- a przeciez mógłby byc oblig odbywania miesiącznej praktyki w szkołach integracyjnych, czy specjalnych- poza zwyklymi praktykami)  Czy nie wydaje Ci się, że trudno mieć do nich o to pretensje ( abstrahując od ogólnej mojej oceny stanu nauczycielskiego ) W wypreparowanej nawet sytuacji, gdyby Ci nauczyciele mieli powolanie i chęci braki merytoryczne i metodyczne sa cholerna barierą. A w dodatku ryba psuje się od glowy- Czylki jesli dyrektor także nie wie wiele - ja także do takich należę, jesli jeszcze boi się procedur- bo ich nie ma- masz cały problem jak na dloni.

Mozna próbować sytuację zmieniać, i mozna mieć pretensje, że jest jak jest. Jak Cie znam wolisz, to pierwsze :-)

Maelka14-12-2002 09:06:32   [#21]

Och, Asiu...

Emocje, emocje, emocje...
To ja przepraszam.
Bardzo!

Ale nie mogę byc spokojną, kiedy przychodzi do tak potępianej w czambuł szkoły specjalnej dziewczynka 10-letnia (kl.IV po szkole masowej), która... przepięknie przepisuje z tablicy nie znając ani jednej literki, nie potrafiąc nazwać ani jednego przedmiotu z najbliższego otoczenia, nie nawiązując kontaktu z rówiesnikami...

Opinia ze szkoły świetna, bo dziecko...nie sprawiało kłopotów i grzecznie przepisywało wszystko z tablicy.

Takich dzieci mamy mnóstwo. I nie twierdzę, że szkoła specjalna jest najlepszym rozwiązaniem, choć ma kilka plusów, których pewnie nigdy nie będzie miała molochowata  szkoła masowa ( np. familiarną atmosferę, albo to, że w szkolnych jasełkach bierze udział 25% dzieci z całej szkoły).Gdybym miała pewność, że dzieci w szkole masowej osiągną więcej, osobiście wysłałabym tam wszystkie, które tego by pragnęły...

Tak, jak i Ty uważam, że to nie szkoła masowa jest nieprzygotowana, to nauczyciele nie są do tego przygotowani. I każdy odpowiedziałny człowiek, wiedząc, że może wyrządzic więcej szkody, niż pożytku poprosi o pomoc tego, który zna się na rzeczy...


Jestem za tym, aby ten stan zmienić, aby każdy potrafił nie tylko akceptować i kochać dziecko "inne", ale mu rzeczywiście pomóc...

Nie bronię szkłół specjalnych tylko dla zasady, ani tym bardziej, dla ochrony własnego stołka.
Przeciwnie. Jestem też nauczycielem wspomagającym (w szkole masowej), logopedą i prawdopodobnie w warunkach totalnej integracji znalazłabym pracę ...

A jednak bronię skół specjalnych.
Choć nie bronię nieudolnych i nierzetelnych nauczycieli tychże szkół.
Prawdopodobnie to z ich powodu opinia o tych placówkach jest, jaka jest...

Asiu!
Zawsze z ogromnym zainteresowaniem czytam twoje opinie. Zwykle jest to pokazanie palcem, w którym kościele dzwoni... Często tego bardzo potrzebuję...
:-)
Karolina14-12-2002 09:14:17   [#22]

Zastrzagłam sobie, że nie strzelam w Twoją stronę - a ta swoje. Strzalam ogólnie i wierz mi Asia, jestem Ci wdzieczna, że zawsze stwarzasz mi do tego dobre warunki.

Niestety moje spostrzeżenia są takie a przypominam, że uważam to forum (hm niedawno całkiem to było, nie? ) za najlepsze forum w tej tematyce - to biorąc niejako je za średnią i uważając je za głos środowiska - to tym bardziej mi smutno. Ponieważ mało kto chce o edukacji dzieci specjalnej troski dyskutować.

Z cała stanowczością to stwierdzam. A ja jak wasz wyrzut sumienia ciągle wam tę temtykę przypominam. Więc nie strzelam Asia w Twoją stronę, tylko w stronę nauczycieli i dyrektorów w ogóle. :-)

To właśnie to forum nauczyło mnie patrzeć ogólnie - co niniejszym czynie.

Trochę się rozpisze i poprzypominam, bo widzę taką potrzebę. Ponieważ równolegle na forum dzieci toczy się podobna dyskusja, parę rzeczy przeniosę tu, waznych moim zdaniem stwierdzeń - rodziców i nauczycieli.

......

Szkoły specjalne powinny istnieć - powinno sie im tylko przywrocić godnośc, poprzez szybkie dofinansowanie, wyselekcjonowanie i oddzielenie dzieci, które powinny się znaleźć w klasach terapeutycznych, ponieważ są po prostu zaniedbane od tych, które mają prawdziwe problemy neurologiczne. Poprzez edukacje i doskonalenie kadry.....itd, itp...


To moje zdanie, tak uważam. Wiadomo, że muszą istnieć i ze nie wszystkie dzieci mimo niewiadomo jakich i czyich chęci są w stanie uczyc sie w szkołach masowych. Tak jak musi istnieć nauczanie indywidualne, ponieważ są rodziny ktorym to odpowiada.

Wg mnie jednak, uczy się ich tam teraz więcej niż powinno.Zbyt dużo. Diagnoza upośledzenie lekkie a umarkowane jest bardzo śliska. Bardzo szybko mozna i łatwo popełnić błąd, boję się, że PPP robią je zbyt często.

Dla PPP jest to jednak jednoznaczne....brak utrudnionego kontaktu z dzieckiem - wynik - upośledzenie.  Jest wynik jednostronny? Bo to nie dziecko ma problemy, tylko osoba oceniająca w dotarciu do niego.

Związek miedzy uszkodzeniem mózgu a zdolnością do wyrażenia inteligencji jest bardzo duży. Nie ma związku między uszkodzeniem mózgu a inteligencją.Glenn Doman

I to jest jakby jeden problem - w sumie nas tu nie dotyczacy, bo nie jesteśmy PPP. Wskazuje jednak, ze granica szybkiej decyzji i co za tym idzie pomyłki jest bardzo duża, przypomnę chocby to co pisała Renata

"Hm, gdyby nie to, że ten chłopiec trafił do naszej szkoły, może też skończyłby w szkole specjalnej, choć nigdy już nie dowiemy się, czy zyskałby na byciu w tej ostatniej, czy nie. Nauczył więcej, czy mniej...'

No nie wiemy jakby ten chłopiec skończył..możemy się jedynie domyślać.

Bo czy opinia nasza o szkolnictwie specjalnym jest w porządku? Czy nie częste jest zdanie typu:(tu zacytuje Grzegorza)

"Są dzieci, które wstydzą się chodzić do tej szkoły. Pamiętają jeszcze zapewne pogróżki niejednego nauczyciela ze szkoły masowej: Jak się nie będziesz uczył, to wylądujesz w "ósemce"! (szkoła specjalna ma u nas nr 8) I chichoty całej klasy po takich "odzywkach". Te dzieci nigdy nie powinny lądować w szkole specjalnej! One nie są niepełnosprawne, tylko zaniedbane. Gdyby otoczono je w szkole masowej odpowiednią troską i pomocą (również psychologiczno-pedagogiczną), spokojnie mogłyby tam zostać."

Maelko - nie uwazam nic za czarne i białe. Pewnie, że w każdej szkole są źli o dobrzy naczyciele, są szkoły lepsze i gorsze, są lepsi i gorsi dyrektorzy. Absolutnie linia podziau nie biegnie dobre szkoły masowe i ze specjalne. Ufam, że nie wyczytaaś tego w moich słowach bo tak nie twierdzę.

Cały czas tylko mówię, ze tak jak integracji nie ma w nas nie ma jej nigdzie.

Prawo zostało skonstruowane jak zostało. Okazuje się, ze jest wiele możliwości. Na szczęście, na szczęście powtarzam to rodzic ma prawo do ostatecznej decyzji - gdzie ma sie uczyc jego dziecko. I co tego?

Nawet jeśli szkoła nie uzbiera 3 dzieciaków w danym roczniku, nie moze uznać sie za integracyjną. Ok, moze wówczas sięgnąć dyrektor do rozporządzeń, które wskazałam niżej i tak zapewnić dziecku dodatkową ilośc godzin na wspieranie jego rozwju. Jest to - czarno na białym.

I kto ma sie starać o te godziny? Ponownie pytam?

Dyrektorzy- rodzice pewno generalnie o tych zapisach nie wiedzą, MENiS siedzi sobie spokojnie, bo je zapisał - pięknie wygląda.

Wiecie co - jak byłam na tej konferencji w Konstancinie "Od szkół integracyjnych do szkół równych szans" - to kurcze wszystko tak pięknie wyglądało. Rzczenik Praw Dziecka przedstwiciele MENiSu, CKE i innych i CMPPP i i wszyscy jak gosili jak się starają, jak zapisy do UE przystosowują i jak dają wszystki m równe szanse i ....ble,ble,ble

I tak jak sie na to spojrzy - z perspektywy zapisów to tak jest.

Gdybym wam tu zaczęła cytowac konstytucję, karty praw niepenosprawnych, karty praw dziecka, stnadardy wyrównywania szans osób niepenosprawnych w UE - ktore podpisała Polska - to...olaboga...!! Okazało by się, że łamieny je wszystkie.

Potem wystąpi w TV nasza uśmiechnięta Krystyna i powie, że przepisy są ok, że możliwości, że samorządy, ze dyrektorzy , a....a właśnie a dodatkowe dwie godziny przecież nowe wymyslone...i ponownie...olaboga...dlaczego te dzieci mają łamane jakieś prawa? No jak?

Ja się pytam....ponownie.

Dlaczego się boicie? Braku kompetencji? Jakich? A to..?(może czasem warto zastosować)

"Każdy z nas potrafi merytorycznie przygotować się do pracy z dziećmi niepełnosprawnymi nawet nie będąc specjalistą w zakresie pedagogiki specjalnej. Ja przecież też nie jestem pedagogiem specjalnym... "

Może jak PRZY OKAZJI już MENiS zastanawia się nad przyszym modelem nauczyciela i nakazuje mu znac dwa języki, to może niech mu wpisze, że powinien potrafić pracować z dzieckiem z różnymi niepełnosprawościami? Hm..dobry pomys niech wpisze i będzie po kłopocie.

Ojej...chyba na tym poprzestanę, bo zaraz mnie zatrzelicie.

Obiecuję cdn...jesli tylko zechcecie. :-)

 

 

 

 


 


 

Karolina14-12-2002 21:25:01   [#23]

Nie chcecie..:-(

 

:-)

Marek Pleśniar14-12-2002 22:19:30   [#24]

:-))))

chcemy:-)))
Grzegorz15-12-2002 19:39:12   [#25]

Znowu się spóźniłem :-)

Tyle ciekawych rzeczy w tym internecie się dzieje, gdyby tak dzień miał ze 30 godzin... :-)

Odniosę się do tego, co Asia napisała na samym początku.

Opisałaś konkretny przypadek. Nie znam dokładnie przepisów ,ale nie jestem pewny tak do końca czy szkoła specjalna jest właściwym adresatem twoich (słusznych swoją drogą) pretensji.

Weźmy np. dojazdy. Art. 17, ust.3a (chyba) uoso mówi: "Obowiązkiem gminy..."
Tak więc to gmina poprzez swoich przedstawicieli w Wydz. Edukacji powinna zorganizować kompleksowo dojazd. Chyba że ktoś stamtąd wyda polecenie np. dyrektorowi szkoły specjalnej (jest jej organem). Dopiero wtedy ktoś ze szkoły  powinien się tym zająć. Zapewne powiesz, że, aby ułatwić maksymalnie życie temu dziecku i matce, to  dyrektor szkoły specjalnej powinien skontaktować się z organem i zażądać od niego zorganizowania dojazdów, ewentualnie przekazanie szkole odpowiednich środków na zorganizowanie ich. Być może, ale wyraźnie brakuje mi tu jakichś skutecznych wypracowanych wzorców współpracy między szkołą a organem. Mam jednak przeczucie, że dyrekcja do organu dzwonić to raczej niechętnie. Wiadomo - stosunek służbowy podporządkowany :-) Po co więc się narażać? :-)

Obiady, wykup biletów, itp... Sami osądźcie, czy to modelowy wzorzec rozwiązywania takich problemów, ale w naszym ośrodku działa to tak:
Dziecko dostaje zapomogę na wyprawkę z MOPSu, a ściślej decyzję, bo pieniążki będą , jak będą. :) Wówczas RR pożycza gotówkę  ze swojego konta, a jak MOPS wypłaci, pieniądze wracają. Podobnie obiady i wiele innych takich przypadków, kiedy pieniądze są, ale na razie tylko na papierze, a czas nie zatrzymuje się w miejscu, czyli trzeba jeść, mieć na czym pisać, w co się ubrać...

Rozmawiałem w tej sprawie kiedyś z naszą dyrektorką. Powiedziała mi krótko: Mam dyscyplinę budżetową i z rachunku szkoły nie może zniknąć nawet jedna złotówka, choćby na jeden dzień. I miała rację. Stąd te konto RR. Chociaż z biletami powstało rozwiązanie kompleksowe z organem. Zezwolono na utworzenie sepcjalnego subkonta (środek specjalny, czy coś takiego), z którego wykupuje się bilety uczniom, lub zwraca pieniądze, jeśli matka sama je wykupiła, a następnie poszczególne gminy na koniec miesiąca zwracają te pieniądze na te subkonto. I jest to niewątpliwie rozwiązanie bardzo wygodne dla rodziców i uczniów.

Czasem więc jednak kapelusz dla głowy :)

Przykre jest natomiast to że przypadek Asi  stał się pretekstem do wylania wiaderka z pomyjami na szkołę specjalną i tamtejsze grono .  Stąd bardzo osobisty post Maelki, którą znakomicie rozumiem i się solidaryzuję.

Rozmawiałem kiedyś z jedną z nauczycielek, która przyszła do pracy w szkole specjalnej ze szkoły masowej. Powiedziała mi, że jak tutaj zaczęła pracować, dopiero zrozumiała, co to znaczy pracować w szkole,  być nauczycielem i jak ciężka jest to praca. Nie komentuję tego, nie oceniam. Tak mi się tylko skojarzyło.
Karolina15-12-2002 21:58:39   [#26]

"Przykre jest natomiast to że przypadek Asi  stał się pretekstem do wylania wiaderka z pomyjami na szkołę specjalną i tamtejsze grono . "

E..tam, chyba zbyt przesadne porównanie. I jak sądze w moją stronę - uważam jednak, że niesłuszne.

Ponieważ po raz kolejny powtarzam, że nie uogólniam wszystkich i wszystkiego.

Obserwuję tylko pewne niepokojące zjawisko. Bylejakości... i tyle. :-(

Maelka15-12-2002 23:48:16   [#27]

Dziś...

...obejrzałam fragment programu, w którym niewidoma kobieta pragnąca zaadoptować dziecko z zespołem Downa musiała czekać na formalności 14 miesięcy, a większość ludzi, od których zależały losy tej adopcji uważała, że dziecko powinno znaleźć się raczej w ośrodku wychowawczym, niż w nietypowej rodzinie...

Wstrząsające...

Ale nie dlatego, że ludzie, którzy pracują w ośrodku zrobiliby małemu Zbyszkowi krzywdę, ale dlatego, że przez kilku urzędasów dziecko (mające szansę) zostało przez kilkanaście miesięcy pozbawione kochającej rodziny...

Pod pojeciem integracji rozumiem nie tyle umieszczanie ludzi niepełnosprawnych razem z pełnosprawnymi, ile stworzenie każdemu z nas: i temu pełnosprawnemu, i nie warunków optymalnego rozwoju. Optymalnego - w stosunku do możliwości, chęci, odporności psychicznej. Bez względu na miejsce, w jakim ten rozwój się odbywa...

Integracja to zrozumienie możliwości i ograniczeń nas samych i tych, z którymi się spotykamy. Także niepełnosprawnych. A może szczególnie ich.

Zrozumienie i przyjęcie ich w sposób naturalny.

A zatem powinien to być proces społeczny, a nie formalno-prawny. Aczkolwiek przepisy prawne umożliwiające tworzenie klas i szkół "integracyjnych" z pewnością pomogłyby tym, którzy chcą i potrafią pomóc tym, którzy sami sobie pomóc nie mogą...
Grzegorz16-12-2002 00:17:01   [#28]

Dwa małe cytaty :)

Cytat nr 1:
"A ja się obawiam, że "bylejakość" szkolnictwa specjalnego jest bardziej nagminna niż wam się wydaje."

Cytat nr 2:
"Ponieważ po raz kolejny powtarzam, że nie uogólniam wszystkich i wszystkiego."

Karolino, wiesz dobrze, że tak naprawdę bardzo blisko nam do siebie w naszych poglądach. :-) Różnica tkwi w punktach siedzenia. Taki drobiazg.

W wielu twoich postach zauważam bardzo wyraźne przywiązanie słówka "bylejakość" do szkolnictwa specjalnego. Jestem prawie pewny, że związek jednego z drugim jest w najlepszym przypadku tak samo prawdziwy, co połączenie "bylejakości" ze szkolnictwem wogóle.
Karolina16-12-2002 14:44:10   [#29]

Grzegorzu zbyt prosto byłoby sprowadzić dyskusję do opcji Ty i ja , ponieważ Twoja córka jest objęta nauczaniem w szkole specjalnej a mój syn nie.

Prosze nie rób tego, nie chcę dyskutować i również to podkreslam bardzo często przez pryzmat mojej osoby i mojego dziecka. Radzę ci to samo.

Wiem, że spotkałeś na swej drodze bardzo dobrych nauczycieli w szkole specjalnej i bardzi się z tego cieszę. Ja również uważam (jak Maelka), że integracja każdemu wedug potrzeb, predyspozycji, rodziny itd. Staram się nie uogólniać naprawdę.

Martwi mnie "bylejakość" w nauczaniu - sorry, że znów to wtrącam w stosunku do dzieci specjalnej troski, ktorym tym bardziej należy się większa uwaga niż innym. (chyba oprócz tego ,ze sie je tak wzniośle nazywa nic więcej za tym nie idzie)

Boli mnie, że mało kto w szkołach masowych wykorzystuje możliwości prawne i nie przydziela dodatkowych godzin, martwi mnie, że godziny w nauczaniu indywidualnym przeważnie przyznawane są z dolnej a nie górnej półki; martwi mnie, że nauczyciele szkół masowych boją się uczyć nasze dzieci, martwi mnie, że szkoł specjalne są uważane za coś gorszego i są skupiskiem dzieci zaniedbanych a nie chorych tak naprawdę....i moge tak wymieniać dalej.

To, że mało kto chce dyskutowac w tym temacie świadczy dla mnie jednoznacznie, że ogół społeczeństwa nie zauważa problemu i nie widzi potrzeb jakichkolwiek zmian widząc, ze wszystko jest w porządku.

Myślę, że dla większości problem ten pojawia się w momencie kiedy bezpośredno i osobiście styka się w rodzinie z dzieckiem, które wymaga specjalnej edukacji. Potrafi wówczas wrażliwiej spoglądać na całość. Chciaabym tej wrażliwości w caym spoeczeństwie. Dlatego nie uważam, że wszystko jest OK.

Chciałm jeszcze nadmienić, ze osobiście i prywatnie dosć dobrze sobie w tej kwestii radzę, moja wnikliwośc wywodzi się stą, iż pozanję i poznaam dostatecznie wiele rodzin, ktore mają negatywne opinie na temat egzekwowania prawa wobec ich dzieci aby wyrażć tak smiałe opinie

Ale to osobny temat.

Maelka17-12-2002 02:21:18   [#30]

Karolino

Akapit, w którym opisujesz to, co cię trapi, gdy widzisz, jak czasami przebiega pozorna "integracja" mogłabym rozszerzyć o wiele, wiele punktów. I każdy, kto się z takim nauczaniem zetknął także. Ale przecież nie o to chodzi.

Rzeczywiście, jeśli się powiedziało A i przyjęło dziecko do klasy, należałoby powiedzieć B i uczynić wszystko, co w ludzkiej mocy, aby pobyt ten stał się dla dziecka owocny. Jeśli z winy przepisów, braku znajomości tychże, braku chęci i zwykłej zyczliwości  tego się nie czyni - to faktycznie, można ulec emocjom.

Integracji zatrzymac się nie da. I ani tego nikt rozsądny czynić nie chce, ani nie usiłuje. Ale trzeba być bardzo, bardzo ostrożnym. Nie wolno zapominać, że eksperymentuje się na człowieku. Są sytuacje, kiedy lekarstwo może tylko pomóc. Są takie, w których lekarstwo ani nie zaszkodzi, ani nie pomoże.

Ale są tez sytuacje, kiedy lek może przynieść więcej szkody, niż pożytku. I, ucieszeni niewątpliwymi sukcesami, o takich sytuacjach zapominać nie możemy. Chcąc czynić dobrze, nie możemy wylać dziecka z kąpielą tylko dlatego, że wanienka nieco przedwojenna.

Jestem za daleko posuniętą integracją. Wynikającą z ochoty osób zainteresowanych, a nie z formalnych przepisów.
Owszem, bronię. Ale nie szkół, nie nauczycieli.
Bronię dzieci, które dopiero tu zrozumiały, co to znaczy szkoła...

PS.Wybacz, że wytknę ci przejęzyczenie. Nie chciałabym, aby ktoś, kto przeczyta twoją wypowiedź nabrał błędnego wyobrażenia...

szkoły specjalne nie są  dla dzieci "chorych tak naprawdę". Są po prostu  dla dzieci....
Renata17-12-2002 20:46:10   [#31]
Prawo prawem, zapisy zapisami, a ciągle nam tu coś umyka...

Czy to temat zbyt trudny, czy po prostu ignorowany?

Czas Świąt nachodzi...

Ile nasłucham się w tym czasie na temat dobroci, akcji charytatywntych... Zbieramy na dom dziecka, dla dzieci niepełnosprawnych, na dom spokojnej starości, dzieci pod opieką paliatywną...

Wrzucę złotówkę do puszki, przeleję cosik na konto nr....

Nie mam nic przeciwko, wręcz dobrze, że takie formy pomocy istnieją, są, bo i one uczą tolerancji, skłaniają do refleksji i uczą pokory...

Tylko tak mi jakoś wtedy dziwnie, że to tak na małą chwilkę, tak jednorazowo, tak niecodziennie, że aż odświętnie... Ot, spełniony obowiązek, usprawiedliwiona dalsza obojętność na losy drugiego człowieka..

Ot życie...
dorota18-12-2002 13:57:22   [#32]
W moim mieście jest tylko jedna szkoła specjalna, ale za to JAKA!!!!! Wyrazy uznania dla wzsystkich tam pracujących, począwszy od woźnej do dyrektora! Tak trzymać!!!!!! Do tej szkoły dzieci bardzo lubią chodzić!!!!! I ona jest dla dzieci!!!!
Ewa z Rz18-12-2002 13:59:48   [#33]

Wspaniale!!!!!

A jakie to miasto?
Karolina18-12-2002 14:07:19   [#34]

Też się chętnie dowiem...:-)

Wiecie, fajnie, że ktoś zna i ma obok dobre szkoły - zdecydowanie dobrze, że są. I szkoły masowe są dobre, i przedszkola sa dobre i licea....:-)

Tylko to jakby nie o to mi chodzi...:-)

Zadałam wcześniej parę pytań i nikt mi na nie nie odpowiada. A chciaabym znać parę odpowiedzi, Was właśnie nauczycielei i dyrektorów szkół masowych.

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ]