Forum OSKKO - wątek

TEMAT: ona jedyna - matka Ani oparła się złości i histerii
strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ]
Adaa02-11-2006 17:09:22   [#101]

no tak...napisalam w kilku zdaniach to o czym gadalabym przez kilka godzin:-)

ale moze da się dostrzec to o czym chcialam napisać:-)

Ewa 1302-11-2006 17:25:50   [#102]

adaa

coraz więcej problemów jest z rodzicami,sa coraz bardziej roszczeniowi i ślepo wierzacy swoim dzieciom

nie zawsze tak jest do końca... jesteśmy - rodzice bardziej roszczeniowi, bo wzrasta nasza świadomość... ta szkolna również...

wiem, że w planie nie powinno być w kl.IV trzech w-f jednocześnie... wiem, że wskazany jest podział na grupy (wiem, że nie ma pp), wiem, że dziecko w SP nie powinno mieć kumulowanej matematyki w dwa dni, a reszta dni bez tego przedmiotu, wiem, że nie powinno się udowadniać rodzicom, że ich dziecko ma niesamowite braki z nauczania, choć świadectwo było świetne... (przykłady dziecka mojej koleżanki)

wiem, że moje dziecko nie powinno kończyć lekcji codziennie o 17-tej... wiem, że nauczyciel nie ma prawa żądać ode mnie wpłaty na Radę Rodziców (w kwocie 300 zł rocznie), wpłaty na klasowe (40zł) i obowiązkowych wpłat na wycieczki klasowe (zagraniczne).... wiem, ale cóż z tego... JA milczę... i nie wiem tego od dziecka, ale ze szkolnego zebrania z rodzicami...

ale są rodzice, którzy słusznie domagają się praw, a mamy ich tak wiele..... http://www.rodzice.codn.edu.pl/prawa.php

niech w końcu nie będą one martwe...

świadomość rodziców wzrasta, a mądrzy nauczyciele powinni tym odpowiednio pokierować...

Gaba02-11-2006 21:42:18   [#103]

Odpowiedziała: Dam sobie radę, mamo

 Bożena Aksamit, Piotr Głuchowski 2006-10-31, ostatnia aktualizacja 2006-10-27 21:25:17.0

Laski napisały w zeszycie żalów, że chłopaki Anię prześladują. I nic. Musiała zapłacić życiem, żeby się nami wreszcie zainteresowali

7-->
Poniedziałek

Dwa dni po samobójstwie Ani w gdańskim Gimnazjum nr 2 trwają normalne zajęcia. Łukasz i koledzy z II f jak co rano przyjechali gimbusem ze swojego Kiełpina. W drodze było jajcowanie - ni mniejsze, ni większe niż zwykle. Puszczali SMS-y. Opowiadali sobie "Mumię", która poprzedniego dnia leciała na TVN. O Ani nie rozmawiali. Dopiero w szkole.

Wiadomość idzie z ust do ust jeszcze przed pierwszą lekcją.

- Dziewczyna z II f powiesiła się na skakance.

Chłopcy ustalają, że filmik, który skręcili w piątek, lepiej skasować. Bo jednak może być dym.

Daria, trzecioklasistka: - Po pierwszej lekcji chłopaki od nas opowiadali sobie, że była zajebista jazda, bo kolesie z II f obracali laskę i cała klasa miała bekę. A na długiej przerwie nasze laski mówiły już, że dziewczyna się w weekend powiesiła. Na początek nawet nie zakumałam, że to ta sama, ale zaraz potem już wszyscy wiedzieli.

- Nauczyciele też? - pytamy.

- Nie. Nauczyciele to potem.

Jacek z II f: - W poniedziałek to jeszcze była atmosfera jaj. Willy, czyli Łukasz, chodził nawet dumny. Michał, co kręcił komórką, też. Tamci, reszta, bardziej posrani. Tylu ludzi już wiedziało, że musiało się wydać.

Daria: - Cała klasa widziała przecież tę jazdę.

Dyrektor: Nie sprawiali większych kłopotów

Trzy dni wcześniej, w piątek, polonistka Maria K. wyszła z II f, by na polecenie dyrektora przygotowywać do apelowego występu trójkę dzieci z innej klasy. Poprosiła kolegę prowadzącego lekcje w sali obok, by od czasu do czasu zajrzał do jej podopiecznych.

Zajrzał raz. Kiedy wyszedł, Łukasz z Mateuszem i trzema innymi 14-latkami wyciągnęli Anię z ławki. Nikt z 25-osobowej klasy nie protestował, gdy szarpiąc i popychając, prowadzili dziewczynkę pod tablicę.

Sandra z II f: - Anka była cała sztywna ze strachu. Już wcześniej miała z nimi do czynienia. Wyzywali ją od najgorszych. Zaczepiali w gimbusie, na korytarzu, rzucali mięchem. Kurwo, szmato.

Dyrektor szkoły Mirosław Michalski kilka dni później do dziennikarzy zebranych pod szkołą: - Ani ci chłopcy, ani Ania nie sprawiali większych problemów wychowawczych. Zdarzały się pojedyncze incydenty, ale nie było to nic wielkiego. Spożywanie posiłków czy picie napojów podczas zajęć. Takie rzeczy się zdarzają wśród dzieci.

Sandra: - Rzucali w Ankę kawałkami jedzenia, pluli na nią. Ona była taka trochę ofiara. Drobna, cicha. I taka ładna.

- Dzieci bywają teraz potwornie rozwydrzone - mówi nauczycielka, która uczyła Anię jeszcze w podstawówce w Kiełpinie. - A ona była podobna do tych uczniów, których pamiętam sprzed dwudziestu, trzydziestu lat. Grzeczna, pilna, obowiązkowa. Uczynna, skromna. Gdy coś trzeba było w szkole zrobić, od razu zgłaszała się do pomocy. Zbyt delikatna, by rozpychać się łokciami, radzić sobie z tym dzisiejszym chamstwem.

Iwona: Przestańcie się wygłupiać!

Na co dzień w spodniach i w jasnym sweterku, gdy szła na imprezę, Ania potrafiła wyglądać szałowo.

Sandra: - Pomadka, paznokcie... Miała

ŹRÓDŁO:


ekstrafigurę. Mateusz się chyba podkochiwał i ten Łukasz też.

- Tam od razu podkochiwał... - Wiktoria jeździła tym samym gimbusem co Ania i jej prześladowcy. - Oni nie wiedzą, co to miłość. Dla nich laska to świnia. Tak o dziewczynach mówią: "poznałem zajebistą świnię". Wszyscy tak mówią. Dla nich miłość to taka, jak sobie na filmach z sieci ściągają. Dwóch pajaców obraca laskę na rożnie. To jest miłość dla takiego kartofla. Sama słyszałam, jak jeden opowiadał, że wyrwał dupę na imprezie, nie chciała się z nim całować, to ją wylutował o mur i mu dała.

Pod tablicą chłopcy pchnęli Anię na ścianę. Jeden stanął przy drzwiach - na czatach. Ania jeszcze nie płakała. Przerażonym wzrokiem szukała swej przyjaciółki Iwony. Iwona siedziała w ławce. Milczała, gdy chłopcy, ciągnąc za obie ręce i nogę, rzucali Anię na ławkę. Dopiero kiedy zaczęli jej rozpinać spodnie, krzyknęła: - Przestańcie się wygłupiać!

- Odpierdol się! - rzucił jeden z piątki.

- Klasa przez to, że nie zareagowała, była tak naprawdę współuczestnikiem napaści - mówi Wisanna Szymańska, psycholog i konsultant ośrodka kształcenia nauczycieli z Trójmiasta. - Nauczyciele zachowali się podobnie. Gdyby Ania nie popełniła samobójstwa, nic by pewnie nie zrobili, bo dopóki nie wybuchnie skandal, to w szkole przymyka się oko na różne wybryki.

Wtorek

We wtorek po południu dyrektor "dwójki" wysyła do kuratorium lakoniczny faks. Informuje, że jedna z uczennic popełniła w domu samobójstwo. O tym, co się stało w piątek - ani słowa.

Dyrektor twierdzi, że zostawianie dzieci samych w sali nie jest w jego szkole normą. Pytani przez nas uczniowie z kilku klas mówią, że to się zdarza. Jeden z nich przedstawiający się w internecie jako "skinner, uczeń gimn. nr 2" napisał na portalu wp.pl: "Mówiąc krótko o nauczycielkach od polskiego... one w czasie lekcji przychodzą jedna do drugiej i plotkują na oczach całej klasy, śmieją się i głupio patrzą. Dyrektor też udaje głupiego i nic nie widzi. Mydlą oczy, że to nie wina szkoły".

Dyrektor: - W tym fatalnym przypadku zadziałał splot nieszczęśliwych okoliczności. Między uczniami był jakiś zadawniony konflikt, traf chciał, że do przesilenia doszło akurat w klasie.

- Ale po tym, gdy już pan wiedział, że dziewczynka się zabiła, chłopcy dalej chodzili na lekcje. Najlepiej udawać, że nic się nie zdarzyło?

Dyrektor: - Miejscem tragedii był dom.

- Dlatego nie zgodził się pan, aby uczniowie mogli postawić przed szkołą znicz?

- Między innymi dlatego.

Psycholog: To był gwałt

Kiełpino Górne - obrzeże Gdańska. Stara kaszubska wieś w ostatnich latach przekształciła się w zasobne osiedle willowe: rezydencje nowych mieszkańców toną w żółtych o tej porze roku ogrodach. Między nimi odremontowane, ogrodzone na nowo domy chłopów, którzy kilka lat temu podzielili ziemię na działki budowlane i do dzisiaj dobrze z tego żyją. Rodzice Ani i piątki jej prześladowców to właśnie miejscowi.

W czerwcu ojciec Ani skończył budowę nowego domu. Przenieśli się we czworo z mniejszego, w którym Ania musiała dzielić pokój ze starszym bratem Patrykiem. Teraz dostała własny.

- Tak się cieszyła... - mama Ani jest blada, ale spokojna. Rozmawiamy na schodach nieotynkowanej jeszcze willi. - Napiszcie, że ja matkom tych chłopców z serca współczuję i wybaczam.

Rodzina Ani mieszka tu od pokoleń. Rodziny chłopców napastników w większości tak samo. Jeden z nich, Mateusz, to kuzyn ofiary.

- Nie będziemy na siebie skarżyć dziennikarzom - ojciec Ani wychodzi z domu i obejmuje żonę. - Nie obwiniam nikogo i wy też nie obwiniajcie, dopóki nie będziecie pewni.

Sąsiad mówi, że do ojca ciągle jeszcze nie dotarło, co się naprawdę stało córce.

ŹRÓDŁO:


- A to był gwałt, i do tego potworny - tłumaczy Wisanna Szymańska. - Najgorsze, co można zrobić piętnastoletniej dziewczynce, to rozebrać ją i obmacywać w obecności rówieśników. Dzieci w tym wieku potrafią się zamartwiać z powodu pryszcza, przetłuszczonych włosów. Dobra opinia w grupie rówieśników jest ważniejsza od dobrych ocen, od opinii rodziców. Dzieci potrafią się zabić z bardziej błahego powodu niż to, co spotkało Anię.

Policjant: Poczuli, że mogą wszystko

Piątkowa napaść na Anię trwała prawie 20 minut. Pchnięta na ławkę dziewczynka, leżąc na plecach, próbowała się jeszcze wyrwać. Iwona - w swojej ławce - zaczęła płakać. Dwie inne koleżanki wstały z ławek, prosząc: "przestańcie". Łukasz i koledzy nie przestali. Po spodniach ściągnęli Ani majtki. Dziewczynka - trzymana za obie ręce - zaciskała powieki, gdy jeden z napastników wkładał jej ręce między nogi.

Sandra: - Powtarzał przy tym coś w stylu: "I co teraz? Kurwa! I co?". A ci debile w ławkach jeszcze się chichrali, walili w blaty. Mieli polewkę.

- Nie przyszło ci do głowy, by pobiec po pomoc?

- Myślałam, że nauczycielka zaraz wejdzie. Wejdzie i może jeszcze złapie ich na gorącym uczynku.

- Ale nikt nie wchodził.

- No właśnie. Wszystkich nas jakoś zamurowało. Ankę chyba też. Zaciśnięta taka w sobie była. Jakby jej tu nie było, jakby odleciała. Leżała, a ci debile kręcili na komórę. Michał kręcił. A Willy od razu obiecywał chłopakom z klasy, że da im przegrać film. Dwaj z ławki zaczęli w ich stronę czymś rzucać. I tak to trwało, aż Ania się im wyrwała i uciekła na drugą stronę klasy. To ci za nią pobiegli. Skakali wokół niej jak małpy. Oni już nie pierwszy raz ją gnoili.

Policjant, który dzień później przesłuchiwał chłopców, mówi, że prześladowali Anię co najmniej od września. - Chodziło o zaimponowanie klasie. Znaleźli sobie ofiarę. Dziewczynka nie umiała się bronić, nie skarżyła się dorosłym. To pozwalali sobie na coraz więcej. W końcu poczuli, że mogą sobie pozwolić na wszystko. Wiedzieli, że Ania nie będzie stawiać oporu. Klasa nie była w stanie się im przeciwstawić, bo większości takim zachowaniem imponowali, a reszta się ich po prostu bała.

Środa

Mieszkańcy Kiełpina opowiadają, że latem tego roku Łukasz, Mateusz i kilku innych nastolatków - świeżych absolwentów tutejszej podstawówki - popili wina. Skopali samochody nauczycieli stojące pod ich byłą szkołą.

Po wsi szybko się rozniosło, kto to zrobił. Ale kary nie było. Ojciec jednego z chłopców powiedział nauczycielce z podstawówki, żeby porozmawiała raczej z jego adwokatem niż z dzieckiem.

W środę rano, gdy gwałt na Ani był już pierwszą informacją w gdańskiej prasie i radiu, do "dwójki" - jeszcze przed dziennikarzami - przyjechała policja. Cała piątka - Mateusz, Łukasz, Dawid, Michał i Arkadiusz - została zabrana na odległą o kilometr komendę. Po kilku godzinach przyjechali z Kiełpina

ojcowie.

- Chłopak jest słabego zdrowia, a traktują go jak przestępcę - powiedział dziennikarzom tata Łukasza.

Ojciec Mateusza nie ukrywał złości. - Wy robicie to samo co policja - rzucił w stronę kamer. - Morderców z dzieci robicie! A mój syn tylko tę dziewczynę podszyczypywał. Takie rzeczy są u dzieciaków normalne. Czy za naszych czasów tego nie było?

- Ona podobno już wcześniej planowała samobójstwo - dopowiedział ojciec Dawida.

- Od pilnowania porządku w klasie jest nauczyciel. A dziennikarze nie są od tego, żeby decydować kto winny, a kto nie - orzekli ojcowie wspólnie.

- Media robią tu tylko niepotrzebną sensację. A nam trzeba ciszy i spokoju, by dyrekcja szkoły mogła wykonywać należne czynności - oświadczyła na schodach "dwójki" wiceprezydent Gdańska ds. oświaty Katarzyna Hall. - Tę sprawę trzeba wyciszyć.

ŹRÓDŁO:


Psycholog: Anonimowość rodzi bezkarność

"Dwójka" to betonowy, trzypiętrowy blok. Do ścisłego centrum Gdańska pięć minut piechotą. Przed szkołą płot z zielonej siatki, zakurzone boisko, wyszczerbione schody, w środku szare, pamiętające PRL korytarze. W klasach 20-30 dzieci. W sumie 600.

- By prawidłowo kontrolować rozwój uczniów w szkole, nie powinno być ich więcej niż 400 - mówi psycholożka Szymańska. - Kiedy jest pół tysiąca, nauczyciele tracą kontakt z dziećmi, często mają nawet problemy z ich rozpoznawaniem, nie mówiąc już o jakimkolwiek procesie wychowawczym. Młodzież jest anonimowa w takim tłumie. A anonimowość rodzi poczucie bezkarności. Uaktywniają się jednostki agresywne. Dzieci wrażliwe, gdy znajdą się w mniejszości, zaczynają się zachowywać podobnie, by po prostu przetrwać. Agresja staje się normą.

- Te, hieny! Hawudeer! - śliczna uczennica z kolczykiem w nosie, która stoi na przystanku tramwajowym pod szkołą, pokazuje dziennikarzom środkowy palec.

HWDP to hasło grafficiarzy wypisywane na murach. Tylko w najbliższej okolicy "dwójki" widać je w dwóch miejscach - na znaku drogowym i ścianie kiosku z napojami.

Znaczy: "Huj w dupę policji".

HWDR to zawołanie, które dzieci z "dwójki" przekazują sobie od środowego ranka.

Znaczy: "Huj w dupę radiostacji".

- Radio to hieny i oszuści - powtarza dziewczyna z kolczykiem. Nie chce się przedstawić. Ale tramwaj nie nadjeżdża, więc w końcu z nudów zaczyna z nami rozmawiać. Zna Dawida - jednego z piątki.

- Normalny kolo. Przecież to na niby było, taki dżakas. Dawid i Willy nie pierwszy raz jakieś jaja wkręcali. Wysyłali to na maksiora.

Koledzy dziewczyny z kolczykiem, którzy od dłuższej chwili słuchają naszej rozmowy, potakują ze śmiechem. Co rusz popychają jeden drugiego na przechodzących chodnikiem ludzi.

Dżakas to filmik własnej roboty kręcony zwykle po to, by umieścić go w internecie.

Popularne dżakasy: nastolatek skacze po dachach zaparkowanych samochodów, dwaj chłopcy okradają budkę z hot dogami i uciekają. Są też ostrzejsze produkcje. Na wspomnianej przez gimnazjalistkę stronie www.maxior.pl link "śmieszne filmy" prowadzi przez obrazki udawanych strzelanin, gwałtów i bijatyk. Obok autentycznie dowcipnych i w większości niegroźnych obrazków z życia ludzi na całym świecie są (udawane) scenki przebijania głowy siekierą, wycinania wnętrzności itp.

Kiedy tramwaj zabiera uczennicę z kolczykiem i jej kolegów, zza zamkniętych drzwi cała trójka pokazuje nam na pożegnanie faki. Drugą ręką dziewczyna znacząco klepie się po biodrze.

- To jest zgraja dzikich - mówi ekspedientka z kiosku ruchu sąsiadującego z "dwójką". - Przybiegają tu po gumę, po papierosy... Ledwo co mu głowa sterczy w okienku i już chce palić. Gonię ich. Wyzywają mnie. Mają usta pełne śmieci.

Brat: Przemoc była normalką

Gwałcona na ławce Ania po kilku minutach uciekła przed napastnikami. Chwilę miotała się bezradnie po klasie, biegając z kąta w kąt. Nastolatki w ławkach cały czas krzyczały i gwizdały. Zaszczuta dziewczynka przewróciła się o któryś z tornistrów, gdy próbowała w biegu zapiąć spodnie.

- W nocy mi się to od nowa przyśniło - mówi Sandra. - Normalnie jakbym tych debili widziała jeszcze raz.

Gwałciciele krzyczą, biegnąc za Anią: "uuuuuaaaaa!!!". Spomiędzy ławek lecą niewybredne uwagi: "pokaż więcej!". Ścigana kuli się pod biurkiem nauczycielki, ale Łukasz i reszta dopadają ją także tutaj. Michałowi pierwszy film w komórce już się skończył. Zaczyna kręcić drugi raz. Kilka dziewcząt krzyczy: "wystarczy!", ale nikt Ani nie pomaga. Wreszcie napastnicy zaczynają się nudzić. Widowni też ubywa. Dwaj uczniowie jedzą w ławce śniadanie, dwaj inni puszczają po podłodze metalowe krążki. Ania ucieka z klasy. Płacząc, biegnie przez pusty szkolny korytarz, potem przez boisko. Zatrzymuje się na przystanku.

Polonistka wraca przed dzwonkiem. Zauważa brak Ani i płaczącą Iwonę. Pyta, co się stało. Iwona nie chce mówić. Dopiero na osobności zdradza: chłopaki dokuczali Ance, obmacywali ją. Nauczycielka informuje wychowawczynię II f. Ta dzwoni do Kiełpina. W domu Ani słuchawkę telefonu podnosi brat. Polonistka, sądząc, że rozmawia z ojcem, prosi o szczególne zajęcie się córką, bo "w szkole był jakiś incydent".

Patryk też chodził do "dwójki". Nie wspomina jej dobrze: - Przemoc była normalką. Moczyli pierwszakom głowy w toalecie, bili na zlecenie. Można było zapłacić silniejszemu za pobicie, jak się kogoś nie lubiło.

ŹRÓDŁO:


Mama Ani: - Wcześniej syn tego nie mówił. Jak mieliśmy wybrać szkołę dla córki, to specjalnie się zdecydowaliśmy na tę samą, do której Patryk chodził. Myśleliśmy, że jak Łukasz, Mateusz i inni chłopcy z Kiełpina tam chodzą, to będzie dla Ani lepiej i bezpieczniej, niż gdyby miała się uczyć z obcymi. Przecież Mateusz to nasza rodzina...

Czwartek

Na pierwszym policyjnym przesłuchaniu chłopcy są pewni siebie. Spokojnie opowiadają o prześladowaniu Ani.

Policjant: - Traktowali to na zasadzie świetnej zabawy. Mówili tak, jak się mówi o pogodzie. Mali durnie, którzy nie potrafią imponować rówieśnikom niczym mądrym. Znaleźli sposób, by zaistnieć. Dopiero jak się zorientowali, że nie wrócą na noc do domów, miny im zrzedły.

Kiedy pod okiem mundurowych żegnają się z matkami, płaczą. Noc spędzają za kratami policyjnej izby dziecka. W czwartek rano sąd rodzinny wysyła całą piątkę do ośrodka wychowawczego na trzy miesiące. Słuchając decyzji, chłopcy znów płaczą. Ośrodek to taki areszt dla nieletnich. Tam będą czekali na główną rozprawę, która może się zakończyć poprawczakiem.

Gdyby byli pełnoletni, groziłoby im 12 lat.

Arcybiskup: Współwinne są media

Tragedia w "dwójce" jest już tematem numer jeden w Gdańsku. Ludzie rozmawiają o tym, co się stało, w kawiarniach, w bankach i w kolejce SKM. Na lekcji religii w jednej z gdańskich podstawówek ksiądz mówi dzieciom: "Ania, odbierając sobie życie, popełniła ciężki grzech". Uczniowie pytają, czy nie gorzej należy ocenić jej prześladowców. Ksiądz tłumaczy: - Są występki przeciw ciału, ale najcięższe są grzechy przeciw życiu. Także życiu nienarodzonemu.

Arcybiskup metropolita Tadeusz Gocłowski ocenia: - Współwinne są media, które upowszechniły ludzkie przestępstwa, a zło uczyniły zabawą. Młodzież obserwuje taki stosunek do zła i przenosi to w codzienność.

Fora internetowe zapychają się od wpisów. Internauci porzucili komentowanie spraw Mazura i Lesiaka. Nawet na stronach, gdzie na co dzień wymieniają poglądy fani zabytkowych motocykli, pisze się głównie o śmierci Ani i o jej prześladowcach.

Minister: Może zlikwidować gimnazja?

Roman Giertych zwołuje konferencję. - Nie mam żadnych wątpliwości, że tego typu chuligani powinni zostać odizolowani - oświadcza minister edukacji. - Te wydarzenia najlepiej pokazują konieczność zrobienia zdecydowanego porządku w szkołach. Jeżeli się go nie zrobi, tego typu nieszczęść będzie więcej.

Pod "dwójką" ktoś zapala pierwszy znicz.

Dyrektor Michalski podaje się do dymisji.

Przeciek z prokuratury: on i polonistka mogą się spodziewać zarzutów niedopełnienia obowiązków (kara do trzech lat). Nauczycielka będzie jeszcze odpowiadać za "poświadczenie nieprawdy", bo w dzienniku wpisała, że przeprowadziła feralną lekcję polskiego.

Giertych zapowiada debatę na temat "sensu dalszego istnienia gimnazjów". - Należy rozważyć powrót do ośmioklasowych podstawówek - mówi.

Marcin Bednarz, terapeuta z Sopotu: - To jest taka prosta metoda ministra. Są niegrzeczne dzieci, to je zostawmy za bramą. Są problemy ze gimnazjami, to je zamknijmy...

- A ja się z Giertychem zgadzam - mówi Wisanna Szymańska. - Coraz więcej specjalistów dochodzi do wniosku, że gimnazjum jest nieszczęściem polskiego systemu edukacji. Z psychologicznego punktu widzenia

14-15 lat to najtrudniejszy etap w rozwoju dziecka. Zmiany hormonalne sprawiają, że dorastający mają poważne problemy z nastrojem i emocjami. Wiele zachowań między dziewczętami a chłopcami przybiera formę arogancką. Poprzedni system szkolny w naturalny sposób buforował nastolatków. Pozycję w grupie dzieci ustalały od pierwszej klasy podstawówki. Siódma klasa była w opinii nauczycieli zawsze najtrudniejsza, ale przynajmniej role między uczniami były dawno rozdane. Nie musieli się prześcigać, żeby zaistnieć.

Joanna Własów, nauczycielka z Trójmiasta: - Rozmawiam z koleżankami i kolegami po fachu i nie zdarzyło się jeszcze, żeby któreś broniło gimnazjów.

ŹRÓDŁO:


Szymańska: - Szkoła, która trwa trzy lata, jest za krótka, by pedagog mógł skutecznie rozpoznać zagrożenia, a co dopiero by im skutecznie przeciwdziałać.

Naukowcy z Uniwersytetu Szczecińskiego zbadali niedawno poziom bezpieczeństwa w gimnazjach. Pytali, jak oceniają go sami uczniowie. 70 procent badanych zetknęło się z przemocą. Jako głównych sprawców ataków agresji dzieci wskazały swoich kolegów i koleżanki. Do bicia bądź obrzucania rówieśników wyzwiskami przyznało się 40 procent chłopców i 20 procent dziewcząt.

W czwartkowy wieczór na chodniku przed "dwójką" jest już kilkanaście świec. Przechodnie kładą kwiaty.

Piątek

Gdański PiS domaga się od rządzącej miastem Platformy zmian w ratuszu. Na początek ma polecieć głowa wiceprezydent Katarzyny Hall. Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro robią wspólną konferencję - zapowiadają "rewolucyjne zmiany w kodeksie karnym oraz opracowanie całościowego kodeksu nieletnich".

- Będzie można orzekać kary, które będą łączyły zakład poprawczy z pozbawieniem wolności - mówi premier.

To oznacza, że nieletni przestępcy będą mogli dostawać wieloletnie wyroki. Do pełnoletności odsiedzą je w poprawczakach, potem przeniosą się do więzień.

- Obecnie obowiązujące przepisy są nieadekwatne do skali demoralizacji i przestępczości wśród nieletnich - ocenia Ziobro. Minister chce obniżyć wiek "normalnej" (a nie orzekanej przez sąd rodzinny) karalności z 17 do 15 lat.

Uczennica: Dziewczyny się wpisywały i nic

Piątek to dzień żałoby w polskich szkołach. Przed "dwójką" od rana wiszą flagi przybrane kirem. Pod bramą coraz więcej zniczów i świec. Obok stoi kobieta z transparentem własnej roboty: "Ani nie zabiła szkoła. Ile jeszcze tragedii musi się stać, by ktoś na górze zrozumiał, że pornografia jest szkodliwa?".

- Protestuję tu jako katoliczka. Te dzieci, które to zrobiły, musiały wcześniej oglądać drastyczne filmy. Bo skąd by im coś takiego przyszło do głowy, żeby nakręcić scenę gwałtu? Dziennikarze, nie róbcie ludziom wody z mózgów! To nie nauczycielka jest winna, że wyszła z klasy. Rozejrzyjcie się dookoła, a sami znajdziecie winnych.

Rozglądamy się. Na przystanku tramwajowym pięć metrów od płonących zniczów atmosfera jak zwykle: śmiechy, przepychanki, przekleństwa. Na widok dziennikarzy rozmowy milkną. Znowu trzeba chwili, by młodzi oswoili się z naszą obecnością.

Uczeń I: - Trochę wszyscy przesadzacie z sensacją.

Uczeń II: - Ale Willy i ta reszta powinni ze spuszczonymi majtkami przywiązani pod szkołą stać.

Uczennica: - Żeby poczuli to co Ania.

Uczeń I: - I powinni ich ojców posadzić za to, jak ich wychowali. Moja ciotka tak mówi.

Uczennica: - Bo co ci ojcowie opowiadają? Że Ania sama sobie winna?! Zawsze kobieta jest winna, bo prowokuje!

Uczeń II: - Ale te z klasy Ani laski, to mogły po nauczyciela pobiec...

Uczennica: - Dobrze, że dziennikarze się za to wzięli, bo dyrektor i nauczyciele mieli w dupie. Dwie dziewczyny z II f mi mówiły, że kilka razy wpisywały się do zeszytu żalów.

Zeszyt jest wyłożonym na korytarzu brulionem, do którego uczniowie "dwójki" mogą anonimowo wpisywać skargi na szykany ze strony nauczycieli lub kolegów.

ŹRÓDŁO:


Uczennica: - Laski napisały w zeszycie żalów, że chłopaki Anię prześladują. I nic. Musiała zapłacić życiem, żeby się nami wreszcie zainteresowali.

Ania: Nie wytrzymam

Po powrocie do Kiełpina Ania nie powiedziała o gwałcie ani rodzicom, ani bratu. Patryk powtórzył jednak mamie słowa nauczycielki, która wcześniej dzwoniła.

- Zapytałam Aneczkę: "Dziecko, czy tobie się coś złego w szkole nie stało?". Odpowiedziała: "Dam sobie radę, mamo".

Jeszcze tego samego popołudnia Ania zamyka się w swoim pokoju i wysyła SMS-a do Iwony. Pisze, że nie wytrzyma szkolnego upokorzenia i chce ze sobą skończyć. Iwona odwiedza przyjaciółkę, rozmawiają w jej pokoju. Rodzice nadal niczego się nie dowiadują. Iwona mówi mamie Ani tylko tyle, żeby uważała na córkę.

Ania wiesza się nazajutrz.

Arcybiskup: Młodość pokazała swe ciemne oblicze

Piątkowe popołudnie w Kiełpinie. Wiejski kościół nie mieści tysiąca osób zgromadzonych na pogrzebie. Sztormowy wiatr pędzący niskie, poszarpane chmury świszcze tak, że zebrani pod świątynią słyszą tylko fragmenty homilii koncelebrującego mszę arcybiskupa Gocłowskiego.

- Młodość, która kojarzy się nam z czystością, śmiechem, zabawą... tym razem pokazała swe ciemne oblicze... agresja i nietolerancja... Dużą winę ponoszą nowoczesne media, także winne temu, co się stało. Mam tu na myśli przemoc w telewizji... w grach komputerowych, w internecie. Nie bez winy są i rodzice, którzy pędzą za pieniędzmi. Ileż to razy słyszymy, wzywając rodzicieli, aby posłali dzieci do kościoła, na religię... nie mamy czasu tego przypilnować, bo musimy zarabiać pieniądze.

Po nabożeństwie arcybiskup wychodzi na czele konduktu. Za białą, złoconą trumną idzie na cmentarz czternastu księży i rodzina Ani. Jest prawie cała jej klasa.

*Imiona niektórych dzieci zostały zmienione



ŹRÓDŁO:


Bożena Aksamit, Piotr Głuchowski

Tekst pochodzi z portalu Gazeta.pl - www.gazeta.pl © Agora SA
eny02-11-2006 22:20:47   [#104]

Szok,szok, szok!

Dla mnie horror! Co się dzieje? ten język, te wulgaryzmy. Nie to młodzi ludzie? Czy tak jest we wszystkich gimnazjach?

Ale zgadzam się z biskupem winne są media, skądś młodzież czerpie wzorce. Ta cholerna transformacja przyniosła nam takie polny w dziedzinie wychowania.

Marek Pleśniar02-11-2006 22:33:20   [#105]

"Czy tak jest we wszystkich gimnazjach?"

nie

tak jest na wszystkich ulicach, pod każdym blokiem na osiedlu, wszędzie w Polsce.

w gimnazjach też bo one są w Polsce.

 Bo to Polska '2006 właśnie.

eny02-11-2006 22:58:54   [#106]

Moje pytanie było z gruntu naiwnych ale... moje starsze dziecię chodziło do rewelacyjnego katolickiego gimnazjum Sióstr Urszulanek. Na tle opinii jakie słyszłam o innych gimnazjach to to był kosmiczny przeskok. Mundurki, dyscyplina, poranne apele, porządek, supr organizacje etc.

Marek Pleśniar02-11-2006 23:32:56   [#107]

no ale nie każdy ma dziecko w enklawie takiej

pytanie z #104 stoi w wewnętrznej sprzeczności w takiej sytuacji

bo wiesz że nie wszystkie a zarazem pytasz czy wszystkie:-)))))))))

 

żeby jednakowoż było jasne. Sądzimy trochę po pozorach. Słucham jak rozmawiają pod oknem syn i jego kumple. Wydałoby się gdyby rozmawiali jak te dzieciaki w artykule bo to gamonie niespostrzegawcze.

 Ale już ich rówieśnicy z drugiej strony mojej ulicy (moja strona to "napływowi" a druga - tubylcy - więc ci z drugiej jak najbardziej tak jak w artykule mówią

to kwestia środowisk i ich zaniedbania

WSZYSTKIE jednak dzieciaki znają, słyszą takie słownictwo od kolegów

eny02-11-2006 23:42:28   [#108]

Powinnam inaczej zapytać

pytanie z #104 stoi w wewnętrznej sprzeczności w takiej sytuacji

bo wiesz że nie wszystkie a zarazem pytasz czy wszystkie:-)))))))))

 - czy wszystkie poza tym które znam. A przyznam, że nie znam innych bo nigdy nie uczyłam w takowych . Może podświadomie czekałam na inną odpowiedź? Łudzę sie, że to nie może być reguła.

Marek Pleśniar03-11-2006 00:26:06   [#109]

wiesz, to  nie jest jednak regułą

scenki z tej szkoły, wypowiedzi, gesty nie przypominają mi scenek ze szkoły syna. A to zwyczajne miejskie gimnazjum. Mamy tu chyba specyfikę podmiejskich jakowychś terenów, dowożonych dzieciaków itp

PawełR04-11-2006 18:59:28   [#110]

Marku.... jak prosiłem w tym dniu o ciszę, o spokój, jak wpisałem wiersz.... to mnie zakrzyczeliście, że trzeba wyładować emocje, dyskutować itd.

a to my pedagodzy darliśmy się... jak to my pedagodzy :) w ramach rachunku sumienia

Marek Pleśniar04-11-2006 21:40:33   [#111]

nie przypominam sobie żebym krzyczał

więc z ".....liście" sie odteleptaj odmię;-)))))

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ]