Forum OSKKO - wątek

TEMAT: Rozwodzą się
strony: [ 1 ]
Ela31-10-2002 20:56:24   [#01]
 

Z pewnością spotkaliście się z sytuacją kiedy małżonkowie się rozwodzą i oczywiście walczą o dzieci. Walcząc ze sobą włączają w nią własne dzieci i nauczycieli . Właśnie u mnie występuje taka sytuacja . Matka  nie  zgadza się  na obecność ojca w szkole ,więcej nie zgadza się na przekazywanie żadnych informacji o postępach dzieci w nauce . Ojciec tego się domaga i chce się spotykać z nimi właśnie w szkole ,bo ..nigdzie indziej nie może . Kłótnie obu rodziców rozdzielała już policja ,ale to nic nie pomaga .najgorzej na tym wychodzą dzieci a także nauczyciele .

Jak w takiej sytuacji  szkoła powinna się zachować ? Może jesteście już po tego typu przejściach dlatego serdeczna prośba pomóżcie .Co na mówi nasze prawodawstwo  ?

Ela

agusia01-11-2002 05:57:11   [#02]

Rozwiedli się

Miałam podobną sytuację. Jeżeli ojciec nie ma odebranych praw rodzicielskich szkoła nie może odmówić informacji o dziecku ani zabraniać przychodzenia do szkoły - rozmawiałam na ten temat z kuratorem sądowym i sędzią sądu rodzinnego. Aga

Marek Pleśniar01-11-2002 07:37:31   [#03]

to samo

w podobnym przypadku udzielałem informacji dowiedziawszy sie kto ma prawa do opieki. Ojciec miał je częściowe, ale to wystarczyby mógł się dowiadywać jak dziecko się uczy. Gorzej z widzeniami - jak określił sąd.
Gaba01-11-2002 08:01:10   [#04]

Kurka! Kurka! Kurka!

Miałam podobną sytuację...


z widzeniami na terenie szkoły jest jednak inaczej. Szkoła nie musi w żadnym razie wyrażać zgody (ja bym tego nie zrobiła) na zrobienie miejsca spotkań w szkole - korytarze nie potrzebują rodziców... - ludzie maja miec normalne warunki na spotkania, zgodnie z sentencją wyroku. Jeżeli ojciec nie ma odebranych/ograniczonych praw, to ma się prawo z dzieciakiem widzieć, jego przyszłością rozporządzać swobodnie... jeżeli nie ma zgody rodziców - należy się zwrócić do sądu i ostro po matce... przelecieć się.

Sorry za słownictwo, ale jestem po takich scenach, których się dopuściły kobiety w swojej zemscie na sowim ex... matki (takie z "aukaskiego kredowego koła"), że... żal mi tych ojców.


A krewką mamusię, bym scharakteryzowała w swojej opinii do sądu, domagając się respektowania praw ojca do swobodnego widywania się dziecka.


Wiem, co mówię, stoję gorąco po stronie tyc facetów, którzy próbują w dzisiejszych ohydnych czasach być ze swym dzieciakiem.

Miałam już parę tragicznych histroii jako nauczycielka i jako znajoma jednego takiego pana, który musiał dopuścić się aż porwania dziecka, by dziecko zobaczyć. (wiecie taka smutna wersja filmu "Tato"), jestem taka cholera w takich razach, że sąd nawet zamilkł, kiedy tokowałam w obronie mojego znajomego. I - nic mu nie zrobiono! A przedzierał się ze swoją ukochaną jedynaczką maluchem przez zaśnieżone Beskidy leśną dróżką, wywodząc w pole kordony policji. Tak było, choć historia tak tandetna, że nadaje się do komiksu o kpt. Żbiku, to jednak ja - niezowlnniczka metod sensacyjnych, satnęłam po stronie tego desperata.

Dziecko przez 3 lata było chore, kiedy były wizyty i widzenia, albo cos się działo. Stał więc jak głupi godzinami polując na widos swej córeczki z przedszkolu. Zmieniono nawet przedszkole, by ukryc dziecko.

Kurka, to nasze prawo jest tak denne! Ten, który chce, nie może, ten, co powinien, ma w nosie, a latami dzieciak i jego matka są zwodzeni "ostatnimi szansami" kretyńsakich sądów cywilnych czy tam rodzinnych, wegetując i zdychając z głodu. W Holandii facet się dobrze zastanowi, zanim ożeni, rozwody są minimalne, bo sie to ekonomicznie nie opłaca.

A u nas siedzą nawiedzone i nieżyciowe prukwy.

Wściekłam się cholera - przypomniałam sobie, jak stary wykształcony, na stanowisku facet łkał, tłumacząc, że porwał Kaśkę z ojcowskiej miłości... jak obrzydliwe manipulował adwokat matki starym wygadanym i fajnym gościem...
Marek Pleśniar01-11-2002 08:49:01   [#05]

mam podobną obserwację gaba

yhm

daleki jestem od łkania nad ojcami ale fakt - jest dziwne i nierówne do tego podejście.

Gaba01-11-2002 09:02:56   [#06]
Hej, ale nie łkam nad ojcami, ani nie jestem za spodniami, ani za spódnicami. Jestem za dzieckiem i przeciwko demoralizaującemu prawu, które zasłaniając się tzw. dobrem dziecka nie respektuje tego dobra.

Mam znajomą Niemkę, rewelacyjną prawniczkę, poprowadziła brawurowo kilka znanych, nawet w prasie polskiej spraw. Kiedy jej cytowałam fragmenty rozwiązań prawnych, była oburzona, nazywając sprawy po imieniu - hipokryzja.


Czy mam wymieniać hipokryzję polskiej jurysdykcji?
AnnaS01-11-2002 10:46:25   [#07]

Gabo, myślę, że nie ma takiej potrzeby, każdy (w większości) kto poszedł do sądu po sprawiedliwość, był niejednokrotnie rozczarowany - kiedyś usłyszałam takie słowa " do sądu idzie się po wyrok, nie po sprawiedliwość" - nic dodać nic ująć. Oczywiście można dyskutować jeszcze nad zasobami portfela i wtedy sprawa jest prosta, ale cóż...

Elu, zgadzam się - jak wyżej - natomiast, jeżeli szkoła, bądź nauczyciel/le staną za matką, wówczas ojciec (pod warunkiem, że nie ma ograniczonych, lub odebranych praw rodzicielskich) może wystąpić na drogę sądową przeciwko szkole. Najlepszym rozwiązaniem byłoby wytłumaczenie matce, jaka jest rola nauczycieli i szkoły w tej sytuacji. Powodzenia.

Gaba01-11-2002 11:06:11   [#08]
Anna podkreśliła ważną cechę - nie wolno stać szkole po żadnej stronie - szkoła nie jest miejscem widywań dzieciaka, są do tego wskazane wyraźnie przez sąd okoliczności, ani matka nie może szkole  nakazać, czy zakazac form kontaktu tejże szkoły z rodzicem dziecka... ja parę osób utemperowałam, w tym sędziów, którzy orzekli, że ... cos tam będzie na terenie szkoły. wtedy zawsze bardzo grzecznie, ale stanowczo wyjasniam sądowi i stronom zainteresowanym, że szkoła ma takie kompetencje... a sąd takie... ze dowiadywac sie rodzic może, ale pogawędki rodizcielskie są w miejscach godniejszych i to jest zadanire sądu wskazać miejsca do tego godne - np. dom danego dzieciaka. A tate, czy mame można skierować na badanie i takiej mamie czy tacie zafundować porządna lekcję kulturalnego zachowania. Szkoła polska właczana jest w zbyt wiele intymnych spraw dzieciaka.

A reszta... jak już było -  hipkryzja... biedne te dzieci przeciągane, szczute, zdezorientowane, gdzie ukochana matka staje sie bestią, katem dla dzieciaka, a dobry i ukochany ojciec recerzem partyzantem... nagle brzydkim i koszmarnym facetem... i trzeba to pojąć swoim mały rozumkiem...

:)
Ela01-11-2002 18:56:54   [#09]

Czy dobrze zrozumiałam?

1.Szkoła nie jest miejscem spotkań rodziców/rozwodzących się /.

2.Szkole nie wolno stanąć po żadnej ze stron  .

3.Szkoła ma obowiązek chronić ucznia .

4.Szkoła /w swojej obronie musi uświadamiać krewkich rodzicównie tylko /

Czy dobrze Was  zrozumiałam ?

 

Markowi ,Agusi ,Gabie i Annie S serdecznie dziękuję .Jesteście wspaniali.

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ]