Forum OSKKO - wątek

TEMAT: Czy wyrzucenie ucznia z klasy jest metodą wychowawczą?
strony: [ 1 ][ 2 ]
RomanG26-10-2002 22:37:34   [#01]
„Wypraszania ucznia z klasy nie zaliczyłabym do metod wychowawczych, to raczej rezygnacja z wychowania tego ucznia, ODRZUCENIE i komunikat: przeszkadzasz mi w mojej robocie, więc nie będę się tobą zajmować.”

Zacytowałem tę wypowiedź kilku osobom. Wniosek ogólny: praktycy nie zgadzają się z takim postawieniem sprawy. Przytoczę tylko dwie opinie:
1. „Czasem uczeń potrzebuje otrzeźwienia” (autorka ciepłych podręczników dla klas 1-3, wieloletni doradca metodyczny w CODN-ie, doświadczenie pedagogiczne jako nauczyciel polskiego i plastyki – uczniowie ponoć uwielbiali chodzić na jej lekcje, bardzo ją lubili)
2. „Co za nieprofesjonalna wypowiedź!” (autentyczna, emocjonalna reakcja wicedyrektorki zespołu szkół przy pogotowiu opiekuńczym, wcześniej długoletniej wizytatorki KO)

Bardzo wąska interpretacja pojęcia „wychowanie” rozpleniła się nam ostatnio jak chwasty. Przypomnę, że jest to „całokształt działań podejmowanych w celu...”. Do tego, żeby uczeń poczuł się odrzucony daleka jeszcze droga.
„Przeszkadzasz mi w mojej robocie”??? A na czym innym miedzy innymi ona polega, jak nie na tym, aby wychować ucznia na porządnego człowiek, mającego szacunek dla autorytetów, aby postawić mu granice i wyciągnąć konsekwencje, jeśli je przekroczy?

...Nie przeszkadzasz, drogi uczniu, bo stary wróbel już jestem, wiedziałem, że kiedyś prowokacja z twojej strony na pewno się zdarzy, byłem przygotowany, aby spotkały cię za to nieprzyjemności. Zbyt poważnie traktuję swoją pracę, zbyt mocno czuję się odpowiedzialny, aby twoim kolegom umożliwić naukę, żeby pozwalać ci na takie wybryki...
To nie rezygnacja z wychowania, to immanentna właściwość tego procesu!

Jeśli dyrektor szkoły głosi takie poglądy na wychowanie, jest to bardzo niebezpieczne dla całego procesu wychowawczego w szkole. To nauczyciele z takich szkół właśnie skarżą się, że nie mają wsparcia w dyrektorze, że wszystko traktuje on jako ICH porażkę. Mówią: przepisy przepisami, co z tego, jak mój dyrektor zawsze staje po stronie ucznia?! To nie uczeń przeszkadza w wychowaniu, to ujmujący się za nim rodzic lub – co gorsza – zwierzchnik nauczyciela. To za przyczyną takich zwierzchników nauczyciele dziś bezradnie rozkładają ręce: nic nie możemy zrobić.

Matka może się nie zgadzać z ojcem, a ojciec może niekiedy zareagowałby nieco inaczej niż matka. Ale ich obowiązkiem jest się wzajemnie popierać wobec dziecka.
-Skoro mama powiedziała ci, że nie pójdziesz na tę osiemnastkę, ja mogę tylko z nią porozmawiać, czemu tak postąpiła. Ale jeśli jej nie przekonam, to będzie tak, jak powiedziała. Widać miała swoje powody.

Jako kierownik kolonii zawsze pomogę mojemu wychowawcy, choćby i brakowało mu profesjonalizmu. Przykładem pokażę, jak trzeba zareagować profesjonalnie, jak okazać przyjazne nastawienie i jednocześnie nie dać sobie w kaszę dmuchać. Gdybym stworzył atmosferę, że wychowawca będzie się mnie bał, będzie ukrywał, że nie radzi sobie z jakimś dzieckiem, bo zaraz powiem, że to jego wina (najczęściej nie jest to prawda), byłby to z kolei z mojej strony błąd w sztuce.

„Szkoły mogą przyjąć stanowczą i sprawiedliwą linie postępowania w kwestiach moralnych, lecz wiele tu zależy od dyrektora, od zasad, nakazów i sankcji, które jest gotów wprowadzić. To właśnie dyrektor nadaje charakter środowisku szkoły.” (B. Houghton „Dobre dziecko”, Poznań 1999, s. 197).
„Wszystko zależy od polityki władz szkolnych. Jeśli władze popierają dyscyplinę i porządek, kontrola jest możliwa. Nie pozostawia się bowiem nauczyciela, by toczył samotną walkę z klasą pełną energicznych, rozchichotanych i rozgadanych oddziałów „wroga”, przewyższających go liczebnie w stosunku 35:1. Nauczyciel przypomina raczej policjanta w wozie patrolowym – w każdej chwili może ściągnąć posiłki i nikt nie wini go za to, że potrzebuje pomocy. Każdy nauczyciel musi mieć świadomość, że dyrektor szkoły jest gotów mu w ten sposób pomóc. Znając pracę nauczyciela z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że nigdy nie zgodziłbym się pracować w szkole, w której nie uznaje się dyscypliny.” (J. Dobson „:Zasady nie są dla tchórzy”, Warszawa 1993, s. 132).

Co o takich metodach wychowawczych mówi literatura pedagogiczna?

„Jak być bohaterem dla swoich dzieci” J. McDowell, D. Day, Warszawa 1993:
„Cała sprawa polega na spokojnym reagowaniu na złe zachowanie dziecka, bez długich wykładów czy wybuchów złości. Ważne, by kara nie była zbyt wielka. Można powiedzieć spokojnym tonem do dziecka, że ten rodzaj zachowania nie będzie tolerowany. Jeśli to konieczne, można odseparować je na jakiś czas od reszty rodziny. Pamiętajmy, o wiele trudniej jest zwrócić na siebie uwagę w samotności. Wysłanie „do kąta” może wydawać się staroświeckie, ale okazuje się, że bardzo dobrze działa na niektóre dzieci.” {s. 203)

Dalej autor rozróżnia konsekwencje naturalne i konsekwencje logiczne:
„Przypowieść o synu marnotrawnym stanowi znakomitą ilustrację konsekwencji naturalnych. Młody człowiek zdecydował się porzucić dom i żyć na własny rachunek(...). Konsekwencje naturalne dały natychmiast o sobie znać i w końcu młody człowiek musiał zadowolić się świńską karmą, bo tylko tyle mu zostało(...).
Pewnego wieczoru jedliśmy kolację przy świecach. Jonathan chciał dotknąć płomienia świecy i Charlotte chciała go już powstrzymać, kiedy powiedziałem jej: Nie, pozwól mu to zrobić.” Jonathan wetknął palec w płomień i z krzykiem szybko go wycofał. Nie sparzył się zbyt mocno, wystarczająco jednak dotkliwie, by poznać moc ognia i poczuć przed nim respekt(...). Od tego czasu czuł respekt przed ogniem, a moje obawy o jego zbliżanie się do kominka prawie przestały mnie prześladować.
Drugim sposobem dyscyplinowania(...) są konsekwencje logiczne. Jest to po prostu sytuacja, w której rodzice informują dziecko o konsekwencjach zaniedbania przez nie swoich obowiązków lub złego zachowania. Na przykład: „Jeśli nie zjesz całego obiadu, nie dostaniesz deseru” albo „Jeśli nie nakarmisz swojego psa, to i ty nie będziesz jeść.” (s. 203-204)

„Daj dziecku odczuć konsekwencje złego zachowania” radzą również (na s. 109) panie A. Faber i E. Mazlish w „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały, jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły”, Poznań 1992.
Podobnie twierdzą (na s. 92)  w swojej późniejszej książce „Jak mówić, żeby dzieci się uczyły”, Poznań 1996.

„Dr Spock o rodzicielstwie” Benjamina Spocka, Warszawa 1992:
„(...)łagodność może minąć się z celem, kiedy rodzice są niepewni, mają zbyt wielkie poczucie winy i zbytnio ulegają swoim pociechom(...). Niezależnie od powodu tacy rodzice nie wymagają szacunku, pozwalają dzieciom na nieposłuszeństwo, brak troski, nadmiar wymagań lub szorstkość. W skrajnym przypadkach dzieci, kiedy są złe, mogą bezkarnie krzyknąć rodzicom „nienawidzę was” lub „śmierdzicie”, jak gdyby rodzice czuli, że zasługują na takie traktowanie. Przez prawie stulecie utrzymuje się teoria, często nieprawdziwa lub tylko częściowo prawdziwa, że takie zachowania dzieci wynikają z winy rodziców. Bije to szczególnie mocno w sumiennych rodziców. Teoria ta pomija fakt, że korzenie zachowań są niesłychanie złożone i że większość rodziców postępuje najlepiej jak umie.
Przypominam sobie matkę, która z zażenowaniem opowiadała, że nieprzyjemne zachowanie jej nastoletniego syna dowodzi, iż nie udało się jej zaspokoić jego potrzeb. Pomyślałem sobie, że jego najistotniejszą potrzebą było posiadanie matki, która żądałaby od niego szacunku. W takich rodzinach powstaje błędne koło. Rodzice biorą na siebie winę za złe zachowanie dziecka i reagują jeszcze większym poczuciem winy i uległością. Przyjmowanie zniewag przez rodziców wytwarza poczucie winy w dziecku – w podświadomości – gdyż każde dziecko w jakiś sposób wie, ze nie należy tak traktować rodziców. Instynktownie dziecko zachowuje się gorzej, jak gdyby chciało powiedzieć: „jak źle muszę się zachowywać, abyście zaczęli mnie traktować w taki sposób, w jaki muszę być traktowany?” (s. 100)

„Ponieważ wierzę w opieranie się na miłości i rozmowach z dziećmi, nie mogę nie zastanawiać się, która z kar niecielesnych jest lepsza od innych. Łatwo jest wymienić niektóre oczywiste uogólnienia. Dziecko powinno wcześnie wiedzieć, jakie obowiązują zasady i jakie są kary za ich łamanie. Kara powinna być adekwatna do przewinienia. Można na dzień lub dwa pozbawić dziecko ulubionej zabawki, zawiesić kieszonkowe lub ODESłAĆ JE DO SWOJEGO POKOJU (podkr. moje; czy to również „rezygnacja z wychowania”, „odrzucenie”?). myślę, że warto dodać, iż kara da dobry i trwały skutek tylko wtedy, gdy dziecko w głębi ducha szanuje stanowczość rodziców (dzieci rzadko przyznają się otwarcie, że kara była zasłużona), zgadza się z nią, i jeśli z każdym takim incydentem dziecko uczy się nieco więcej. Groźby odnoszą skutek, gdy są sensowne i wykonywane (prawdopodobnie lepszym określeniem od gróźb jest ostrzeżenie, gdyż groźba ma wydźwięk zbyt wojowniczy).

G. McDonald „Najlepsze miejsce pod słońcem”, Warszawa 1994:
„Karą jest usunięcie kogoś, kto okazuje się jednostką destrukcyjną wewnątrz jakiejś grupy” (s.240)

„Rodzina(...) z trudem radzi sobie z rebelią. Obserwowałem wielu rodziców starających się utrzymać szczęście i ład w rodzinie, gdy jedno z dzieci łamało zasady, dlatego że były mu one niewygodne. Dom rodzinny nie przetrwa w podobnych warunkach. Ten fragment z Księgi Powtórzonego Prawa (chodzi o Pwt 21, 18-21 – przyp. mój) mówi właśnie o tym i zarządza definitywne usunięcie jednostki, która rozbija rodzinę, prowadząc do jej zniszczenia. (s. 243)

„(...)czy to przemocą, czy z własnej woli, do cna zbuntowany syn (czy córka) powinien opuścić dom rodzinny. Kiedy bowiem pojawia się kwestia przetrwania rodziny, interes grupy musi wziąć gorę nad interesem jednostki.” (s. 243-244)
„Salomon, przekonany, że w każdym młodym życiu miota się nieposkromiony tygrys zwany buntem, napisał bardzo wiele o karze. Powiedział: „Ćwicz syna, dopóki jest nadzieja, nie unoś się aż do skrzywdzenia go” (Prz 19,18)” (s. 244)

„Inna formą sztucznej kary jest izolacja. Ponieważ w pokojach dzieci jest mnóstwo rozmaitego sprzętu i gier, pokój w ciągu dnia może być miejscem zabawy. Dlatego mówiliśmy dzieciom, by pozostały w swoich pokojach twarzą do ściany; okazało się to bardzo przykrym przeżyciem. Czas płynie dziecku bardzo powoli. Owe trzydzieści minut lub godzina w kącie, kiedy nie robi się nic, tylko gapi w ścianę, stwarza możliwość spojrzenia z żalem i skruchą na swoje poprzednie zachowanie.” (s.246-247)

„Kara naturalna staje się szczególnie uciążliwa, gdy dzieci są poddawane jej przez ludzi spoza domu. Kary stosowane przez władze szkolne, czy nawet miejscową policję, mogą okazać się skuteczne, o ile nie są jawnie niesprawiedliwe. Mogą nawet okazać się kształcące dla młodych ludzi, gdy na własne oczy zobaczą, co dzieje się z kimś, kto zbuntował się przeciw regułom obowiązującym w społeczeństwie. Rodzic, który próbuje osłabić skutek takiego doświadczenia, wstawiając się za swoim dzieckiem, być może popełnia błąd. Z pewnością każdy ojciec czy matka powinni stanąć u boku swego dziecka, gdy popadnie w tarapaty, ale popełniają poważny błąd, jeżeli próbują zdjąć z niego ciężar odpowiedzialności za to, co zrobiło.” (s.247-248)

„Ostatnia zasada wymierzania kary, która obejmuje wszystkie inne, brzmi: kara wypływa z kochającego serca, jej źródłem jest misja budowania człowieka, nie zaś zemsta.” (s.251)

O „usuwaniu uczniów z lekcji” piszą również (na s. 203 i 206) R. Arends w „Uczymy się nauczać”, Warszawa 1994 oraz J. Robertson w „Jak zapewnić dyscyplinę, ład i uwagę w klasie”, Warszawa 1998 (s. 161 i 168).

O jednej z podobnych metod wspomina J. Dobson w „Rozmowach z rodzicami”, Kraków 1990:
„Dziecku mówi się, że może przychodzić do szkoły każdego ranka, ale w momencie, gdy złamie jedną ze ściśle określonych reguł, będzie wysłane do domu. Może na przykład zostać wydalone za popchniecie innego dziecka. Nie daje mu się szansy poprawy, ale następnego dnia znów może przyjść do szkoły. Wbrew tradycyjnemu poglądowi utrzymującemu, że dzieci nie znoszą szkoły, większość z nich jeszcze bardziej nie lubi siedzieć w domu (...). Później stosuje się ustne pochwały i materialne nagrody za wysiłki dziecka w nauce. Pracowałem z dzieckiem ze specjalnej klasy modyfikującej zachowanie, które określano jako najbardziej niesforne dziecko widziane kiedykolwiek w szpitalu neuropsychiatrycznym w Los Angeles. Po 4 miesiącach stosowania tego kontrolnego systemu mógł on uczęszczać do normalnej klasy.” (s. 46)

I dalej ta sama pozycja:
„Jak stwierdziłem, wielcy dawcy rad rodzicom zawiedli, gdy chodzi o podanie propozycji działania skutecznego w sytuacji występowania celowego oporu(...). Jak każda matka wie, tłumaczenie jest praktycznie nieskuteczne w odpowiedzi na gniew i brak szacunku.” (s. 80)

„Uczniowie nie zaakceptują miłości, dopóki nie sprawdzą siły i odwagi swego nauczyciela” (s. 81)

„Gdy rodzice nie podejmują wyzwania rzuconego przez dziecko, coś zmienia się w ich wzajemnym stosunku. Młody człowiek zaczyna spoglądać na matkę i ojca bez szacunku: nie są godni rzuconego im wyzwania. Jeszcze ważniejsze jest to, że dziwi się, dlaczego pozwalają mu robić takie rzeczy, skoro go naprawdę kochają. Skrajny paradoks dzieciństwa polega na tym, że chłopcy i dziewczęta chcą być prowadzeni przez swoich rodziców, ale nalegają też na to, aby ci zdobywali prawo kierowania nimi.” (s. 85)

„(...)rodzice powinni uczyć swoje dzieci dyscypliny i samokontroli przy użyciu środków zewnętrznych, gdy dzieci są jeszcze młode. Dziecko zyskuje wartościowe doświadczenie w procesie kontroli swoich własnych popędów, gdy wymaga się od niego rozsądnego zachowania. Gdy dorasta i staje się nastolatkiem, rok po roku następuje przeniesienie odpowiedzialności z rodziców na dziecko. Nie jest już przymuszane do robienia tego, czego nauczyło się we wczesnych latach.” (s. 86)

„(...)większość dzieci podważa autorytet starszych i kwestionuje ich prawo do przewodzenia. W momencie scysji dziecko rozumie pragnienia rodziców i celowo wybiera nieposłuszeństwo. (...)Kiedy wystąpi bezpośrednia konfrontacja między pokoleniami, osoba dorosła powinna zwyciężyć pewnie i zdecydowanie. Dziecko daje do zrozumienia, że oczekuje walki, a jego rodzice powinni być na tyle mądrzy, aby podjąć wyzwanie.” (s.93-94)

„Jeśli kara nie wpływa na zachowanie człowieka, to dlaczego stosowanie przez policję mandatów za przekroczenie szybkości jest tak efektywne w kontrolowaniu ruchu na zatłoczonej ulicy? Dlaczego w takim razie właściciele domów spieszą się, by zapłacić podatki bez (...)kary za zwłokę? Jeśli kara jest nieskuteczna, to dlaczego dobrze zasłużone lanie zamienia często ponurego małego rozrabiakę w słodkiego i kochającego aniołka?” (s. 114)

„(...)uznanie niedoskonałości dziecka nie pasuje do pojęć humanistycznych o dobroci małego człowieka, który złego może się tylko „nauczyć”. Tym, którzy wyznają taki pogląd, mogę tylko powiedzieć: przyjrzyjcie się jeszcze raz!” (s. 96)
Adaa26-10-2002 23:24:03   [#02]

nie wyrzucam.... nigdy:-)

 

W klasie gimnazjalnej mojej córki uczniowie umawiają się kto ma być wyrzucony i na jakiej lekcji:-))

Szczególną popularnością cieszą się "wyrzucenia" w czasie gdy inna klasa ma rozgrywki sportowe:-))

Uczniowie równoległych klas , którzy sympatyzuję ze sobą mają swoje umówione godziny:-))

Na moje pytanie -jak tak mozna? nastolatka odpowiada : mamo trzeba umieć wykorzystywać słabości nauczycieli:-))))

Czy to jest wychowawcze?

Tak dla nauczycieli:-)

Uczniowie  doskonale  znają ich słabości :-))))))

piotr27-10-2002 02:47:43   [#03]

a jednak

ja też nie wyrzucam. myślę jednak, że można zadać pytanie" czy istnieje uczeń, który zareaguje na wyrzucenire z klasy zmianą postępowania?" oraz " czy dla pozostałych uczniów klasy nie jest to szkodliwe?" Jęsli tak, to o'k. należy też rozpatrzyć przypadki

1. czy obrażanie ucznia jest metodą...

2. czy bicie ucznia jest metodą.....

odpowiedź jest oczywista :jest(jakąś}

ale czy skuteczną? i czy nam wolno?

może lepiej ucznia przekonać używając innych argumentów?

Małgoś27-10-2002 03:34:18   [#04]

Przyznam, że trochę wbrew sobie zabieram głos w tym wątku. Od wielu tygodni toczy sie rozmowa na ten temat. Od czasu do czasu Romanie, wyciagasz na nowo wątki i swoje argumenty. Nie podoba mi się to w jaki sposób  stawiasz problemy:

1) Mam wrażenie, że ustawiasz problem wychowania jako walkę o prawa nauczyciela, niestety kosztem praw ucznia.

2) Twoja wizja wychowania nie odpowiada mi, ani nie jest zgodna ze znanymi mi przepisami prawa, ani ze wspólczesnymi  koncepcjami wychowawczymi, ani z moją wiedzą na temat skuteczności wychowawczej szkoły.

3) Moje doświadczenia z pracy z młodzieżą dostraczają mi dowodów na to, że metody, które proponujesz (np. wyrzucanie za drzwi, pozbawianie praw jeśli obowiązki są niespełnione itd.) przynoszą skutki wręcz odwrotne od oczekiwanych. Młodzież się buntuje, przestrzega zasad tylko pod okiem n-la a potem je bez skrupułów łamie, atmosfera w szkole sie pogarsza, rośnie agresja, między uczniami i nauczycielami rosną barykady.

Dlatego Romanie nie chciałabym, abyś był obrońcą moich praw (jestem dyrektorem gimnazjum i LO - szkół posiadających uprawnienia publiczne). Nigdy Cię nie prosiłam o reprezentowanie moich interesów gdziekolwiek. Więc jeśli nie masz takich szerokich uprawnień, to występuj w imieniu swoim i tylko tych,  którzy Cię do tego upoważnili.

Być może to zbyt ostro zabrzmiało, ale uważam, że nie tylko "uczeń potrzebuje czasem orzeźwienia". Wielu nauczycieli ...również

Gdyby moje dziecko było wyrzucane za drzwi z lekcji, mogłabym dochodzić swoich i jego praw powołując się na obowiązek kształcenia oraz zapewnienia opieki przez szkołę

Grazia27-10-2002 10:16:01   [#05]

Nie można zaprzeczyć, że Roman jest oczytany i stale "buszuje" po książkach metodycznych. Ale faktem jest równiez to, że teoria nie zawsze sprawdza się z praktyką. Nie ma dwóch jednakowych uczniów. Nawet bliźniaki jednojajowe różnią się znacznie między sobą. Podobnie wyglądają lecz osobowość mają inną, inaczej postrzegają świat i na niego reagują. Metody proponowane przez autorów literatury dla nauczycieli  (szczególnie amerykańskie) są 100% sprawdzalne tylko w tych grupach społecznych, w których pracowali owi autorzy-metodycy. W naszej rzeczywistości jest trochę inaczej. to co dobre tam wcale nie musi być skuteczne u nas, no i wcale nie musimy sie z tym zgadać. Mamy przecież wypracowany swój światopogląd i swoje metody wychowawcze.

Przykład Ady wskazuje właśnie na nieskuteczność metody wyrzucania z klasy. Uczeń wychodzi zadowolony, bo robi w tym czasie to co sobie zaplanował. Ale wyjście na mecz nie jest niebezpieczne. Gorzej ,gdy w tym czasie uczeń ma tzw. "głupi pomysł". Np. zdemoluje w tym czasie toalety, wybije szybę lub tak jak sie zdarzyło w mojej szkole- zaleje korytarz wodą otwierajac zawór hydrantu przeciwpożarowego. W tym czasie może dokonać uszkodzenia swojego ciała, ża co odpowiada nauczyciel, który powinien sprawować nad nim opiekę w klasie, prowadzić dla niego zajęcia dydaktyczne.

Nie wyrzucam z klasy ucznia pod żadnym pozorem. Mało tego nie wypuszczam nawet do toalety w czasie lekcji. Uważam, że ma na to czas na przerwie. Biorę przeciez całkowitą odpowiedzialność za jego bezieczeństwo i zdrowie podpisując przydział obowiązków i zgadzając się na statut szkoły...itp. Jak moge dbać o ucznia, gdy nie wiem gdzie on jest? To przecież niemożliwe.

Adaa27-10-2002 10:56:21   [#06]

Małgosiu

Powiedziałaś do Romana:

..."Więc jeśli nie masz takich szerokich uprawnień, to występuj w imieniu swoim i tylko tych,  którzy Cię do tego upoważnili..."

Myślę ,że zbytnio poniosły Cię emocje.

Roman przedstawił  problem i nie zauważyłam aby przemawiał w imieniu mas:-)

Wyraził swój pogląd poparty cytatami z literatury.

Można się zgadzać lub nie , trzeba dyskutować.

Upoważniam Romana.

Jak mi się coś nie spodoba  na pewno go ochrzanię:-)))))

Może być z wzajemnością:-))

Małgoś27-10-2002 11:15:15   [#07]

Adaa, to nie emocje, to słowa Romana z wątku sąsiedniego spowodowały moja reakcję a także jego godna podziwu konsekwencja  w głoszeniu własnych  idei i nazbyt swobodnych interpretacji przepisów:

"A może ktoś ma dostęp do uzasadnień wyroków sądowych - najlepiej uniewinniających :-) - w sprawach o niedopełnienie obowiązku opieki nad uczniem? Jako znany już obrońca praw nauczyciela będę bardzo zobowiązany."

Osobiście to dostrzegam ogromną potrzebę uświadomienia nauczycielom na czym polegają ich obowiązki związane z funkcją opiekuńczą i wychowawczą szkoły, a nie konieczność nadania im nadmiernych uprawnień wychowawczych przy jednoczesnym zdjęciu z nich większości obowiązków opiekuńczych.

Dlatego nie chcę, aby Roman walczył  m.in. w moim imieniu o coś z czym się nie zgadzam.

Małgoś27-10-2002 11:35:43   [#08]

Grazia, a ja w celu pobudzenia wyobraźni tych n-li, którzy nie dostrzegają zagrożeń z pozostawiania trudnych wychowawczo uczniów bez opieki dorzucę też kilka faktów:

- uruchomienie gaśnicy proszkowej (sprzątanie trwało kilka dni, a straty wychowawcze? cóż "ale fajny numer X wymyślił!" ),

- zakup flachy wódki przez gimnazjalistkę podczas szkolnej wycieczki w tzw. czasie wolnym (zatrucie alkoholowe, wzywanie pogotowia ratunkowego w nocy, rodziców, sprzątanie przez kilka godzin pokoju)

- pocięcie płaszcza n-lki przez "sfrustrowanego" wyrzuconego ucznia,

Ale najbardziej to utrata autorytetu:

- Dlaczego siedzisz pod klasą?

- N-l mnie wyrzucił z lekcji

- Dlaczego?

- Bo nie umie sobie poradzić z hałasem na lekcji i padło na mnie..dla przykładu

PS. Uczniowi ponoć nie wolno oceniać n-la (tak twierdzi Roman), ale ...uczeń  też miewa  rację i te racje wypowiada na głos, i nikt mu tego nie zabroni....a ja w tym przypadku w głębi duszy się z nim zgadzam (z uczniem).

I co wtedy Romanie? Powinnam sie święcie oburzyć i wezwać rodziców by ich połajać za impertynecję ucznia? Powinnam? Bo uczeń musi się w szkole nauczyć podsawowej zasady "Z nauczycielem nigdy nie wygrasz!"?

Nie! Wychowanie ucznia to nie system zasad do wpojenia. Czy chcesz, czy nie ...on się uczy od nas. Wszystkiego - i tego czego byśmy  nie chcieli też: nieuczciwości, nieszczerości, bezradności, fałszu, złosliwości, braku szacunku dla innych, przemocy i lekceważenia prawa.

beera27-10-2002 11:41:33   [#09]

"A może ktoś ma dostęp do uzasadnień wyroków sądowych - najlepiej uniewinniających :-) - w sprawach o niedopełnienie obowiązku opieki nad uczniem? Jako znany już obrońca praw nauczyciela będę bardzo zobowiązany."

szczerze mówiąc odebrałam to jako pewną ironię :-)

(romanową- i spodobalo mi się, jesli to to:-)

( to na marginesie, bo odsuwam się od meritum dyskusji, bo mnie emocje łapią :-)

beera27-10-2002 11:52:17   [#10]

Prawa

Jedno mnie tylko zastanawia..

Po co się stwarza prawa kogoś do czegoś?

Prawa ucznia- tworzenie takiego papierka niesie w podtekście informację, iż zwykłymi prawami to ten uczeń nacieszyć się nie może..

Prawa Kobiet- to także dokument powstały po to, żeby wyrównać jakieś dysproporcje.

Prawa mężczyzn? Nie ma takiego dokumentu- mężczyźni po prostu MAJĄ prawa.

.......

komunikat: przeszkadzasz mi w mojej robocie, więc nie będę się tobą zajmować.”

tak napisał Roman. Ja się uśmiechnęłam na to. Bo mam pytanie kolejne?

na czym polega robota belfra?

czy przypadkiem nie na tym, zeby wychować, uczyc rzeczonego delikwenta? Moim zdaniem najbardziej w tej "robocie" to przeszkadza brak ucznia :-)))

Wiec komunikat brzmi inaczej "Mam dość swojej roboty, więc wyrzucam podmiot tej roboty- czyli Ciebie Jasiu za drzwi , a sam zostanę, ale za to bez roboty "

Stefan Wlazło27-10-2002 11:53:21   [#11]
Sytuacje w klasie są bardzo rózne.Z trudnymi uczniami dawałem sobie radę, gdyż nie dyrektor a pomagali mi pozostali uczniowie , którzy byli zainteresowani działaniem lekcyjnym i nie odpowiadało im to, że ktoś utrudnia pracę. Moim zdaniem, to że mam sojuszników wśród uczniów i razem przeciwstawiamy się przeszkadzającym jednostkom jest najlepszą strategią.Wpierw jednak muszę doprowadzić do tego, że uczniowie chcą się uczyć mojego przedmiotu, na pewno nie przez straszenie jedynką. A Pani Grazia ma całkowitą rację - uczeń w czasie lekcji jest oddany nam pod opiekę i jeżeli coś złego mu się stanie albo uczyni szkody materialne - to odpowiadamy w procesie cywilno-prawnym. I nie ma wyroku, który by uniewinniał nauczyciela, jeżeli uczeń został wyrzucony przez nauczyciela z klasy. Sytuacja będzie inna, gdy uczeń samowolnie opuści zajęcia klasowe, wtedy nauczyciel powinien poprosić dyzurnego o powiadomienie dyrektora.I wtedy dyrektor przejmuje odpowiedzialność za to, co się dzieje z uczniem lub co czyni na terenie szkoły po opuszczeniu pomieszczenia klasowego.
Ala27-10-2002 12:34:30   [#12]

gdzie sens, gdzie logika?

Chodzi uczeń po korytrzu szkolnym w czasie lekcji i głośno się zastanawia: -Gdzie tu sens, gdzie logika? Idzie dyrektor i pyta ucznia, dlaczego jest na korytarzu a nie w klasie. Na to uczeń: - Pani wyrzuciła mnie z klasy, bo puściłem bąka.  Dyrektor: A dlaczego się zastanawiasz gdzie tu sens, gdzie logika? Bo, panie dyrektorze, oni tam siedzą w tym smrodzie, a ja tu oddycham świeżym powietrzem.

Małgoś27-10-2002 12:46:42   [#13]

Ala

:-)))

Jaki wniosek?

Wyrzucajmy z lekcji bąki a nie uczniów :-)

beera27-10-2002 13:01:18   [#14]

Hm...

A prawa bąków?

;-)))

Ala27-10-2002 13:04:07   [#15]
Prawo bąków to rozprzestrzenianie się :-)))
Małgoś27-10-2002 14:19:18   [#16]

Asia, chyba trafiłas w sedno.

Wiem juz dlaczego nie podoba mi się idea obrony praw n-li. Bo to nas stawia w pozycji kogos ...sponiewieranego.

Kilka lat temu jakas humanitarna organizacja badała sytuację prawną kobiety w Polsce. Okazało się, że kobieta w Polsce jest bardzo upodlona: przez mężczyznę w rodzinie, przez pracodawcę a nawet prez kosciół - wszyscy łamią jej prawa. Do momentu poznania wyników badań tej Szacownej Organizacji żyłam sobie ufnie, wierząc, że jestem przede wszystkim cżłowiekiem. Wtem uświadomiono mi, że jestem przede wszystkim kobietą a na dodatek... sponiewieraną.

Obawiam się, że świadomości iz jestem jeszcze nauczycielem poniewieranym przez uczniów, rodziców itd. ...już nie zdzierżę. 

Więc błagam Romanie...nie udowadniaj nam, że musimy chować się pod skrzydła chroniące nas przed UCZNIEM ;-)

RomanG27-10-2002 19:37:38   [#17]

Co o tym sądzi pani Minister?

Bodajże 1 października br. w "Kujonie Polskim" - wtorkowym dodatku do GW ukazał się artykuł na temat praw ucznia, gdzie między innymi red. przytoczył opinię Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka (która notabene się potem tego wyparła w liście, który mam na biurku), że nie wolno ucznia wyrzucić z lekcji ani "nie wpuścić go na lekcję z jakiegokolwiek powodu", bo rzekomo narusza to jego prawo do nauki.
Obok wywiad z panią Minister, która powiedziała m.in. (cytuję z pamięci):
- Gdyby uczeń przyszedł na lekcje w kąpielówkach, poprosiłabym, żeby opuścił klasę.
Redaktor się oburzył, cytując zdanie HFPC.
- Moim zdaniem to nie tak - odparła pani Minister, argumentując dalej, że jeśli uczeń swoim zachowaniem powoduje, że lekcja nie może normalnie przebiegać, narusza choćby prawa innych.

Mówi tam wprawdzie o "wychowawczej porażce nauczyciela", z czym ja się osobiście nie zgadzam (wymaga się od nas ostatnio niemalże cudów, zdolności hipnotycznych czy perswazyjnych na nadludzkim poziomie; może nauczyciel miałby być kimś na podobieństwo Jezusa Chrystusa, roztaczać wokół siebie taką aurę miłości, aby poczuł ją najgorszy łobuz - zmieniając się w potulnego aniołka?), chodzi mi jednak o główny wniosek.

Padają tam wprawdzie wątpliwości co do "zapewnienia opieki uczniowi", ale ten temat poruszam w innym wątku.

Tym, którzy odżegnują się od takich metod, uważają je za dowód, iż nauczyciel sobie nie radzi i jest niekompetentny, słowa pani Minister daję pod rozwagę.
Przypominam również, że polemizujecie także z uznanymi autorami, których wypowiedzi przytoczyłem.

Pragnę też uświadomić, że rygorystyczne powiedzenie: nie wolno! zawiera receptę na wszystkie sytuacje. Również te, gdy pracuje się z młodzieżą trudną, dla której siła psychiczna nauczyciela i jego zdolność do wymuszenia posłuszeństwa jest WARUNKIEM dogadania się z podopiecznymi. Pracując w normalnej szkole, warto sobie zdawać z tego sprawę.

I, jako że i Asia powtarza ten sąd, będący moim zdaniem nieporozumieniem - pytanie:
Twierdzicie, że wyproszenie ucznia jest rezygnacją z wychowania. Czy jeżeli rodzic odeśle krnąbrne dziecko do jego pokoju, co zalecają cytowane przeze mnie pozycje, będzie to również rezygnacja z wychowania? Czy może będzie to właśnie jedna z metod tegoż wychowania?

Na koniec zdanie dra Wlazły:
"(...)nie ma wyroku, który by uniewinniał nauczyciela, jeżeli uczeń został wyrzucony przez nauczyciela z klasy. Sytuacja będzie inna, gdy uczeń samowolnie opuści zajęcia klasowe, wtedy nauczyciel powinien poprosić dyzurnego o powiadomienie dyrektora.I wtedy dyrektor przejmuje odpowiedzialność za to, co się dzieje z uczniem lub co czyni na terenie szkoły po opuszczeniu pomieszczenia klasowego."

A może by tak normalnie, panie doktorze? Że za złe zachowanie, naruszenie statutu, naruszenie obowiązków ucznia, czego ŻADEN inny człowiek nie jest nigdy w stanie przewidzieć, bo dziecko ma wolną wolę, z której różnie może skorzystać, odpowiada przede wszystkim sam winowajca, w drugiej kolejności rodzic, a na końcu nauczyciel czy dyrektor, i to tylko w przypadkach, kiedy można im udowodnić, że zachowanie ucznia dawało podstawy, by podejrzewać jego niecodzienne zachowanie?
Rozumując tym torem, mamy prawo wyciągnąć konsekwencje wobec ucznia, który uruchomił gaśnicę, kupił alkohol na wycieczce, pociął płaszcz nauczycielki czy w inny sposób rażąco naruszył zasady współżycia społecznego.
Taka będzie prawidłowa wychowawczo reakcja.
Grazia28-10-2002 14:23:33   [#18]

Ale jakie konsekwencje?

No właśnie-jakie? Co może nauczyciel zrobic w takich przypadkach? Nic, kompletnie nic. Owszem, wezwie rodziców i przedstawi im problem. Rodzice byc może pokryja straty spowodowane przez ich dziecko. Ale jaką karę otrzyma uczeń? Te ogólnie dostępne,takie jak: nagana nauczyciela, wpis oceny z zachowania, pouczenie dyrektora czy rozmowa z pedagogiem obecnie nie skutkują. Przeniesienie do innej klasy lub szkoły daje ulgę tylko wybranej klasie i jej nauczycielowi. Problem pozostaje i trwa w następnej klasie lub szkole, bo uczeń jest jeszcze bardziej skory do rozrabiania. Przecież nie wyzbędzie sie swoich przyzwyczajeń nagle, w nowym środowisku. Może jedynie na chwilę przycichnąć, ale zazwyczaj znajduje kolejnych kompanów do złego zachowania.

Roman pisze:

"Pragnę też uświadomić, że rygorystyczne powiedzenie: nie wolno! zawiera receptę na wszystkie sytuacje. Również te, gdy pracuje się z młodzieżą trudną, dla której siła psychiczna nauczyciela i jego zdolność do wymuszenia posłuszeństwa jest WARUNKIEM dogadania się z podopiecznymi. Pracując w normalnej szkole, warto sobie zdawać z tego sprawę."
Ciekawi mnie to, jak to rozumieć?! Czy rzeczywiście jest to recepta na wszystkie sytuacje? Są przecież uczniowie, którzy w ogóle nie reagują na słowa nauczyciela, wiedząc, że robią to, czego im nie wolno. Postępują nawet czasami z premedytacją, aby "zamieszać" w lekcji i dokuczyć nauczycielowi, bądź z innych pobudek.

No i co oznaczaja dokładnie słowa: "siła psychiczna nauczyciela i jego zdolność do wymuszenia posłuszeństwa jest WARUNKIEM dogadania się z podopiecznymi"? Dogadanie się z uczniami pod przymusem?

RomanG28-10-2002 15:58:29   [#19]

Znów chyba rozpętam burzę, ale trudno

"Co może nauczyciel zrobic w takich przypadkach? Nic, kompletnie nic. Owszem, wezwie rodziców i przedstawi im problem. Rodzice byc może pokryja straty spowodowane przez ich dziecko. Ale jaką karę otrzyma uczeń? Te ogólnie dostępne,takie jak: nagana nauczyciela, wpis oceny z zachowania, pouczenie dyrektora czy rozmowa z pedagogiem obecnie nie skutkują."

I tu jest pies pogrzebany!

Ja twierdzę, że nauczyciel może stosowac takie metody wychowawcze, jakie mogą stosować rodzice, jesli nie jest to zabronione (czyli bez bicia).

Najlepsze efekty wychowawcze i postulowaną dolegliwość dla młodego człowieka osiągałem, wymagając zadośćuczynienia, czyli obowiązku naprawienia szkody, albo prac społecznie użytecznych, jeśli nie można szkody naprawić w bezpośredni sposób. Resocjalizacja poprzez pracę: wysiłek fizyczny lub intelektualny - to przynosiło trwałe zmiany w postepowaniu.

Kiedy na koloniach złapaliśmy trzeciej nocy (o godz. 2.00) trzy 17-latki na piwie w sąsiednim ośrodku, przede wszystkim pisały listy do rodziców, w którym opisały, co, kiedy i gdzie robiły. Warunkowo zawiesiliśmy wysłanie listów (pisząc, płakały), pod warunkiem, że wypielą chwasty na terenie całego ośrodka. Całe do południa miały z głowy i jeszcze były nam wdzięczne, że poszliśmy im na rękę :-)))

Chłopcy, złapani na paleniu, musieli m.in.przygotowac gazetkę ścienną na temat szkodliwości tego nałogu.

W szkole nauczyciel ma również prawo nałożyć na aspołecznego ucznia dodatkowe obowiązki, z których może go normalnie - na stopień - rozliczyć. Dodatkowe prace domowe, przygotowanie pogadanki, gazetki, napisanie wypracowania na temat postaw prospołecznych ("Dlaczego społeczeństwo karze jednostki niszczące cudzą własność?" - to dla ucznia, który pociął płaszcz nauczycielce) - stopień w dzienniku to nie lekceważona ocena ze sprawowania.

Ponieważ największą uciążliwością dla ucznia jest systematyczne odrabianie prac domowych, można go objąć "programem wzmożonego nadzoru pedagogicznego", który między innymi polegałby na tym, że uczeń prowadzi tzw. "Dzienniczek kontroli", który po każdej lekcji zobowiązany jest dać n-lowi do podpisu, pokazując mu jednocześnie pracę domową w zeszycie.
Na żadnej lekcji więc nie może liczyć na to, że mu się uda. Brak pracy - jedynka.
W pociągach praktycznie nie ma gapowiczów, odkąd konduktorzy mają OBOWIĄZEK kilka razy na trasie przejść i skontrolować bilety.

Resocjalizować ucznia szkoła może w porozumieniu z organizacjami społecznymi, a choćby i w porozumieniu z księdzem.
Jeśli w wiosce mieszka 82-letnia pani Kowalska, to ksiądz zobowiąże gagatka, aby np. przez 2 miesiące codziennie nosił jej węgiel i rąbał drewno. Kiedy ksiądz poświadczy, że uczeń solidnie wywiązywał się z tego obowiązku, uznajemy go za zresocjalizowanego, zdejmując jednocześnie "wzmożony nadzór pedagogiczny".

Ucznia "podpadniętego" można pozbawić prawa uczestniczenia w zajęciach pozalekcyjnych (szczególnie tych ryzykownych, jak dyskoteki, wycieczki, biwaki, zajęcia sportowe, wyjazdy do kina czy na basen), prawa do reprezentowania szkoły na zewnątrz, prawa do zgłaszania "np." na lekcjach, prawa do działalności w szkolnych organizacjach... Przywrócenie praw uzależniamy od postępów w resocjalizacji.

Wyobrażam sobie również zorganizowanie w szkole specjalnego dozoru dla "podpadniętych" na przerwach międzylekcyjnych. Kiedy nie będzie mógł swobodnie biegać i gadać z kolegami, lecz na każdej przerwie będzie miał obowiązek przebywać w bezpośredniej bliskości nauczyciela dyżurującego, szybko się przekona, że nie opłaca się zwracać na siebie uwagi grona pedagogicznego, a więc trzeba się mieścić w normie.
RomanG29-10-2002 16:18:47   [#20]
Grazia pisze:
"No i co oznaczaja dokładnie słowa: "siła psychiczna nauczyciela i jego zdolność do wymuszenia posłuszeństwa jest WARUNKIEM dogadania się z podopiecznymi"? Dogadanie się z uczniami pod przymusem?"

Odpowiedź zawarta jest w cytowanych już "Rozmowach z rodzicami":
„Uczniowie nie zaakceptują miłości, dopóki nie sprawdzą siły i odwagi swego nauczyciela” (s. 81)

Z satysfakcją stwierdzam, że niektóre szkoły wdrażają do praktyki niektóre z proponowanych przeze mnie metod. Oto fragment opublikowanego w Internecie programu wychowawczego SP 2 w Ełku:


ŚRODKI ZARADCZE (nie "kary"; nowomowa naszych czasów - przyp. mój)

Upomnienie wychowawcy klasy;
Upomnienie wychowawcy klasy z ustnym powiadomieniem rodziców /opiekunów prawnych / kuratora;
Upomnienie wychowawcy klasy z pisemnym powiadomieniem rodziców /opiekunów prawnych / kuratora;
Upomnienie dyrektora szkoły;
Nagana dyrektora szkoły z pisemnym powiadomieniem rodziców / opiekunów prawnych / kuratora;
Zawieszenie udziału w zajęciach lekcyjnych organizowanych poza terenem szkoły (wyjścia na basen, do kina, wycieczki itp.);
Zawieszenie prawa udziału w zajęciach pozalekcyjnych; (koła zainteresowań, wyjścia do kina, dyskoteki, biwaki, wycieczki i inne formy organizowane przez wychowawcę klasy lub szkołę);
Przeniesienie do równoległej klasy w szkole, po uprzednim poinformowaniu rodziców /opiekunów prawnych / kuratora;
Przeniesienie decyzją rady pedagogicznej i w porozumieniu między zainteresowanymi dyrektorami do innej szkoły, po uprzednim poinformowaniu rodziców /opiekunów prawnych/ kuratora;
Wykonywanie prac porządkowych na rzecz szkoły, w szczególnych przypadkach pod opieką rodzica;
W szczególnych przypadkach, gdy uczeń stanowi zagrożenie dla innych, zawieszenie udziału w zajęciach na okres do 1 tygodnia po uprzedniej rozmowie z rodzicami /opiekunami prawnymi.
Uczeń otrzymuje na ten okres pracę do wykonania w domu i musi się z niej rozliczyć po powrocie na zajęcia.
beera29-10-2002 16:29:46   [#21]

wiesz...

niechętnie zabieram głos na tych wątkach- za mało jest dla mnie tu przestrzeni na zaczęrpnięcie oddechu. Mam wrażenie lekkiego osaczenia.

Ale jedno muszę napisać.

Wszystko dla Ciebie jest bardzo proste. Masz swoje recepty i wierzysz, że ich stosowanie da najlepsze skutki. Nic Cię nie sklania do watpliwości? Tylko tyle- "watpliwości"

POjawia sie tu okropna biegunowość. A czlowiek nie jest albo zly albo dobry. Czlowiek to o wiele bardziej skomplikowana maszyna.

......

 i jeszcze- nie rozumiem dlaczego stosowanie w wielu szkołach takich narzędzi jak te w Ełku uważasz za uzywanie  proponowanych przez Ciebie matod. Są to dość powszechnie znane matody.

beera29-10-2002 17:07:27   [#22]

No i jeszcze

POnieważ miotam się tu pomiedzy poglądami gloszonymi oficjalnie , a działaniami będacymi przedłużeniem pogladów uwewnętrznionych , wręcz działaniami mającymi wiele wspólnego z Pawlowem, przyznam się, że głoszę moim mlodym nauczycielom tezę" najpierw bądź świnią, potem kumplem"

Bezradnośc nauczyciela to coś, co stawia na nim kreskę. Na nim i na jego pedagogicznej działalności, więc warto:

Stwarzać reguły, stosować je konsekwentnie, ale bywać elastycznym. Budować swój autorytet. Być inteligentnym, znać cele swoich działań, znac swoją wartość. Nagradzac. I karać.

Warto także wiedzieć,że:

Mała kara wymierzona przez autorytet zaboli bardzi niż wielka kara wymierzona przez małego czlowieka.

Kara to koniec łańcucha przyczynowo- skutkowego. Ale początek kolejnego łańcucha. Także przyczynowo skutkowego. Kara to skutek. I przyczyna kolejnych wydarzeń.

Trzeba przewidywać przebieg tego łańcucha. Nie generować przyczyn, ktore przyniosą w konsekwencji zle skutki.

Nie znaczy to "nie karać" .

RomanG29-10-2002 19:47:57   [#23]

Asiu

Zgadzam się z każdym Twoim słowem z ostatniego wątku.

Może zatem Twoje wyobrażenia o moich poglądach nie są tożsame z tymi poglądami?

Pozdrawiam serdecznie :-)))
Marek Pleśniar29-10-2002 20:24:20   [#24]

mam tu taką obserwację

pozwolę sobie zacytować asię:
Mała kara wymierzona przez autorytet zaboli bardzi niż wielka kara wymierzona przez małego czlowieka

czy więc warto dawać do reki narzędzie - karę ludziom małym? Czy dawać taki pancerz, broń, narzędzie zastępujące sprawność umysłu i serca każdemu za darmo? Bo jest nauczycielem?

Czy wyręczać i bronić ludzi słabych i niezaradnych? To mi się kojarzy z zarzucaną i tak naszemu środowisku (i jego chlebodawcom) selekcją negatywną. Pozwólmy kazdemu nauczycielowi budować swój autorytet. Nie "brońmy" go.

Zarzucamy rodzicom uczniów - łobuzów że ich "bronią". Bronią przed odpowiedzialnością, karami właśnie, tym co być może by wskazało drogę. A coz nami? Czemu nas ma dotyczyc inna zasada? Nauczyciel - wychowawca i pracownikiem specjalnej troski?

Nawołuję (mam nadzieję że nie na puszczy:-) do stanowiska wyważonego, wszechstronnego. Do stosowania rozmaitych metod i środków.
Metoda (angielskie method, member function), sposób postępowania, którego konsekwentne i odpowiednie do sytuacji stosowanie prowadzi do osiągnięcia zamierzonego celu.

Więcwybierajmy adekwatnie właśnie. I tu chyba źródło owego osaczenia, o którym ktoś wczesniej. Cała dyskusja obraca się wokół jednej, jedynej metody postepowania, w dodatku kontrowersyjnej i nie popieranej przez wszystkich.
Nie wiem po co w takim razie taka obudowa w postaci wręcz kolubryn argumentacyjnych do jednej, jedniuśkiej i marnej dość metody postępowania.

A więc ja wypowiem się tylko do rzeczy, tzn na temat:-)

Przebywając za drzwiami uczeń nie jest na lekcji. Tak nie wolno moim zdaniem.

Trzymając za drzwiami jednego ucznia rezygnujemy z uczenia 1/30 klasy. Po prostu go nie uczymy. Nie wykonujemy 1/30 swojej pracy. Sądzę że logicznym jest wniosek - nie uczono tego ucznia na tej lekcji. Ma prawo nie umieć. Bo tu pojawia się sprzężona z zastosowaną metodą wychowawczą (kwestionowaną przez częśc nas)  metoda dydaktyczna - uczenie przez zamknięte drzwi. Odnoszę wrazenie niskiej skuteczności dydaktycznej tejże:-).

Podpowiadam zainteresowanym uczeniem uczniów poprzez nieuczenie inna metodę - nieco trudniejszą i jak najbardziej spełniająca postulat wykonywania zadań nauczyciela w ramach 40 godzin:-)

Otóż niesfornego ucznia nalezy sobie zostawić po lekcjach i pouczyć dodatkowo. bo łobuzujac nie miał okazji posiąść bezcennej wiedzy zawartej w naszej mózgownicy.

Korzyści są dwie:

  • gwarantuję że uczeń baardzo będzie się starał na drugi raz nie zostac po lekcjach
  • będzie umiał - czyste więc sumienie belferskie
  • nie poniżymy, kompletnie juz nie zbuntujemy nikogo wywalając za drzwi, nie wywołamy żałosnej sceny bezradności nauczycielskiej
  • sami jako nauczyciele dobrze się postaramy by tak skutecznie uczyć i trzymać dyscyplinę na lekcji aby nie musieć zostawać po południu:-)))
beera29-10-2002 20:43:08   [#25]

Romanie

ani przez chwile nie sadziłam, że jestesmy odmiennego zdania.

...........

I jeszcze co do wyrzucania ucznia za drzwi. Nie wiem, czy nie jest to utrudnianie dziecku realizacji przez niego obowiązku szkolnego.

Adaa29-10-2002 20:55:21   [#26]

Wyrzucenie ucznia za drzwi jest oznaką nieudolności nauczyciela , jest jego porażką.

Po uczniu najczęściej to spływa jak po kaczce.

Nauczyciele coraz częściej nie radzą sobie z problemami wychowawczymi a całą frustrację za ten stan rzeczy przelewają na uczniów.

I kto tu bardziej zawinił?

Marek z Rzeszowa29-10-2002 21:06:44   [#27]

Więc jak uczeń przydzie do szkoły w slipach, albo uczennica "topless" to zwyczajnie powiesz dzień dobry i każesz im zająć miejsca w ławkach?

Marek

Adaa29-10-2002 21:08:46   [#28]
Jak najbardziej
Małgoś29-10-2002 21:10:52   [#29]

Wyrzucanie za drzwi...dość częste, wręcz zwyczajne posunięcie wielu nauczycieli w różnych szkołach. Uczeń przeszkadzał, był niesympatyczny, obrażał, zajmował się czymś innym niz trzeba, puszczał liściki, samoloty lub ..bąki. Nic takiego, niektórzy nawet to lubią.

A ja prosze Cię, Romanie wyobraź sbie taką sytuację wsród dorosłych: zebranie rady pedagogicznej, szum, masz jeszcze tyle do przekazania, to i tamto trzeba przedyskutować, przegłosować... Iksiński (byle jaki nauczyciel, bez charyzmy, autorytetu i powołania) przeszkadza: ostentacyjnie ziewa, ironicznie się usmiecha,wyraźnie złośliwie komentuje twoje słowa, łapie Cię za słówka i potkniecia. Na dodatek rozmawia z Igrekową (znaną z plotkarstwa i braku chęci do pracy). Świadomie Ci przeszkadzają. Nawet pozwalają sobie na słyszalne wybuchy śmiechy. Upominasz raz, drugi. Robisz krótka przerwę, podczas której próbujesz grzecznie rozmwiać z w/w n-lami. Po przerwie jest jeszcze gorzej. Napięcie wzrasta. Inni oczekują od Ciebie reakcji. Słychać uciszania, komentarze itd.

Czy wyobrażasz sobie ten moment, w którym ...wyrzucasz ich za drzwi? Czy wyrazisz publicznie krytykę ich zachowania? Czy udzelisz im pisemnej nagany? czy zlecisz za karę dodatkowa pracę? Czy potrącisz im premię? Co zrobisz jako przełożony... upoważniony z racji swej funkcji do stosowania kar i nagród wobec podwładnych?

To są dorośli ludzie..umieją się bronić...walczyć o swoje prawa...a poza tym wiele są w stanie znieść. Nie musisz ich wychowywać...możesz zwyczajnie ..ukarać.

Ile uchybień uchodzi tego typu pracownikom, bo mamy opory przed kraniem ludzi dorosłych?

Dlaczego tak łatwo przychodzi nam karać tych młodszych i słabszych od nas?

Marek z Rzeszowa29-10-2002 21:23:16   [#30]

Adoo!

Powiem krótko.
Nie chciał bym być Twoim uczniem.

Marek

RomanG29-10-2002 21:25:44   [#31]

Marku, dlaczego?

Mógłbyś popatrzeć sobie na koleżanki topless!

:-)

W takiej szkole żaden chłopak by nie wagarował. Może dopisać ten pomysł do programów profilaktyki?

Tylko co podziała na dziewczyny?
Adaa29-10-2002 21:25:51   [#32]

odpowiem krótko

zapytaj moich uczniów:-)))
RomanG29-10-2002 21:37:21   [#33]

Małgoś

Może ta Rada była źle przygotowana?
Może trzeba popracować nad płynnością i impetem, poprawić umiejętność wywierania tzw. "nacisku interpersonalnego", stosować bardziej adekwatne do tej grupy metody pracy...

Czy jak Radę prowadzi wice, to też ma kłopoty z dyscypliną? Bo jeśli nie, to może wina nie leży po stronie nauczycieli, lecz prowadzącego?

Najłatwiej oceniać: byle jaki, bez charyzmy i autorytetu.. Ale przecież trzeba go odpowiednio zmotywować, zainteresować przebiegiem Rady i szkolnymi problemami. To źle, jeśli znajdzie się nauczyciel, który nie identyfikuje się ze szkołą.

A może on ma jakieś problemy? Może pomogłaby tu wspólna, szczera rozmowa w obecności pedagoga szkolnego?

Zostaje jeszcze ten szum. No, no... Hospitacja nie wypadłaby pomyślnie.


P.S. Wybacz wredotę, muszę przemówić do emocji :-)))
Małgoś29-10-2002 22:11:22   [#34]

Rozumiem, Romanie:

... czyli nauczyciel to jednym słowem ...indyjska święta krowa? Jak sobie z uczniem nie radzi, to winny uczeń. Jak nie wypełnia prawidłowo swoich obowiazków zawodowych, to winny dyrektor lub wice. Jesli tak to widzisz, to rzeczywiście ...trzeba ich bronić. To koszmarnie bezradne istoty.

Masz spore pole do popisu. Nie zapomnij o wpisaniu do kodeksu etycznego dyrektora szkoły obowiązku WSPIERANIA NAUCZYCIELA. W ten sposób zapewnisz sobie wielu klientów....

Wspieranie (czytaj: usprawiedliwianie) dorosłych pracowników szybko z nich zrobi niesamodzielne kukły. Może uda się ich wyuczyć dopasowywania kar do wyczynów uczniów ...wystarczy ze zrozumieniem czytać tabele.

RomanG29-10-2002 22:15:15   [#35]

Oj, Gosiu!

Przecież nie o to chodzi.

Chciałem Ci tylko uświadomić absurd takiego podejścia.

Twierdzisz, że złe zachowanie ucznia jest przede wszystkim porażką n-la.
Pokazałem Ci, jak można zastosowac taką interpretację w stosunku do dyrektora szkoły.

Skoro uważasz jednak, że tu wina leży po stronie przeszkadzającego n-la, to przyznaj wreszcie, że i n-l, mając do czynienia z 30-osobową klasą, nie może być Bogiem.
A więc za złe zachowanie ucznia winę ponosi on sam przede wszystkim.
Małgoś29-10-2002 22:38:27   [#36]

I znowu Romanie...

czy ja twierdzę, że przede wszystkim? Nie ja twierdzę, że n-l jest też jednym z czynników, należy do kontekstu.

A przykład z radą dotyczył zupełnie czegoś innego. Zilustrowania, jak łatwo przychodzi nam karanie ucznia (choc w świetle przepisów i badan naukowych nie powinniśmy tego nadużywać) i jednoczesnie jak trudno jest nam karać dorosłych (choć przepisy dają  taką możliwość).

Ciekawe, czy jest tu taki dyrektor, który wyrzucił kiedykolwiek za drzwi przeszkadzajacego n-la? :-)

PS. Przykład to czysta fikcja...

RomanG02-11-2002 21:17:06   [#37]

Spotkałem wczoraj nauczyciela

który twierdzi, że dwa razy w życiu, na początku swojej kariery, był zmuszony wyrzucić ucznia z klasy. Uczy w zespole szkół elektrycznych (również zawodówki).
Wpisał mu nieobecność, zwalniając się z odpowiedzialności za niego.
I co Wy na to :-)

P.S. Od tej pory nigdy już nie musiał stosować takich metod. Fama wśród uczniów poszła.

P.S II Przypominam podbudowę prawną: prawo ucznia do nauki realizuje się na bazie odpowiednich przepisów, w tym statutu szkoły, z uwzględnieniem dobra reszty uczniów.
Marek z Rzeszowa02-11-2002 21:43:47   [#38]

Do Adyy

Przepraszam za swoje grubiaństwo.
Miałem zły dzień i zupełnie niepotrzebnie tyle paplałem.
Wcale tak nie myślę. Chciałbym być Twoim uczniem. :-)))
To, że różnimy się poglądami, nie upoważniało mnie do chamstwa.
Jeszcze raz przepraszam.

Marek

ps.
Ponieważ obraza była publiczna, to i przeprosiny są takie.

Adaa02-11-2002 22:56:02   [#39]

do Marka z Rz

Ponieważ zawsze bardzo ceniłam Twoje wypowiedzi i wielokrotnie w prywatnych mailach podkreślałam Twoją wartość, to przyznam ,że było mi bardzo przykro (taki kubeł zimnej wody):-)
 
Nie mniej jednak nie potrafiłam się na Ciebie obrazić:-))
 
Rozumiem ,że każdy ma prawo do swego złego dnia i ten jeden jedyny raz zawsze tłumaczę jako prawo do posiadania takiego prawa:-))
 
Marku naprawdę nie ma sprawy:-))
 
Paradoksalnie to ,że było mi przykro jest pewnym rodzajem komplementu dla Ciebie:-)), ponieważ dzieje się tak tylko w przypadku, gdy doświadczam tego od ludzi których cenię:-)
 
Biorąc to pod  uwagę jest mi miło ,że odezwałeś się do mnie :-))
( to też paradoks)
 
Gdybyś jednak mnie znał wiedziałbyś ,że paradoksy są moja domeną:-))
 
Jestem osobą zupełnie nie trzymającą norm:-)))))
 
Normalną poza  normą ( brzmi jak na granicy normy:-)))
 
Ponieważ przeprosiny były publiczne odpowiedź jest tez taka:-))
 
Forumowicze uśmiechnijcie się:-))
 
On jest naprawdę ok:-))))
Marek z Rzeszowa03-11-2002 07:26:32   [#40]

Ulżyło mi.

:-))))

Marek

RomanG11-11-2002 18:55:31   [#41]

Przykład z życia

Pod rozwagę tym, którzy twierdzą, że zainteresowanie wszystkich uczniów tokiem zajęć jest zawsze możliwe.

Kiedyś na koloniach byłem jednocześnie kierownikiem i wychowawcą, miałem grupę dzieci w najłatwiejszym - wydawałoby się - wieku: 10-13 lat.

Był w grupie chłopiec nadzwyczej aktywny ruchowo, dowcipny i przesympatyczny, ale czasami urwisowaty i psotny. Dość powiedzieć, że gdy w trakcie kolonii trafił na kilka dni do szpitala, podporządkował sobie wszystkich chłopców, jacy tam leżeli; wspólnie urządzili sobie zabawę w wyścigi na wózkach inwalidzkich.
Miał dar opowiadania; kiedy po powrocie opowiadał o tym (nie ukrywając konsekwencji, jakie go spotkały, traktując je jako zasłużone i oczywiste), wszyscy, łącznie ze mną, zaśmiewaliśmy się do łez. Miał też autorytet w grupie.

Ale po tym szpitalu i mnie zaczął poddawać swoistym testom.
Nauka piosenek niezbyt go na pozór interesowała. Na pewnych zajęciach był po prostu nie do opanowania. Chodził po sali, rozśmieszał innych, "małpował", rozkładając całkiem zajęcia.
- Wyjdź z sali - powiedziałem w końcu groźnie - stań na korytarzu i kiedy się uspokoisz, proszę tu natychmiast wrócić i uczyć się piosenek, jak wszyscy.

Potem była między nami jeszcze jedna "próba sił", z któtej też wyszedłem zwycięsko. Od tej pory - aniołek. Miał całkiem niezły słuch, rozstalismy się w przyjaźni.
A piosenek nauczyłem tylu, ilu nauczyć zamierzałem. I śpiewał KAŻDY.
I każdy znał słowa na pamięć.
Marek N11-11-2002 19:23:41   [#42]

"Wyszedłem zwycięsko"

Romanie gratuluję Ci dobrego samopoczucia. Lubię czytać mitologię, ale tylko starożytną.

Szkoda, że mnie nikt nie nauczył śpiewać, mógłbym dorabić do Wielkiej Podwyżki w kabarecie ;-))

Adaa11-11-2002 19:25:57   [#43]

Marku N...:-)

 

śpiewać każdy może:-)))))

RomanG11-11-2002 19:35:24   [#44]

MarkuN

Podejmując dyskusję na tym forum i tak otwarcie opisując przypadki z praktyki, podejmuję wielkie ryzyko, przede wszystkim ośmieszenia.

Właśnie mnie to spotkało z Twojej strony.

Szkoda tylko, że nie przedstawiłeś żadnych konkretnych argumentów, że Twoja ironia ma podstawy.

Nie jestem dogmatykiem, daje się przekonać do poglądów innych, przynajmniej staram się gruntownie je przemyśleć.

A pisząc o tych trudnych sprawach nie oczekuję od Ciebie ironicznego uśmiechu, lecz - jeśli masz coś mądrego do powiedzenia na ten temat - rzetelnej i podbudowanej teoretycznie polemiki.

I może jestem głupi, ale porównania do mitologii nie bardzo rozumiem.
Marek N11-11-2002 19:52:04   [#45]

Hm... Romanie, jakby Ci to powiedzieć... tak, jak nikt nie jest w stanie nauczyć mnie śpiewać, tak do niektórych nie przemówią żadne argumenty... do śpiewu potrzebny jest po prostu słuch...

RomanG11-11-2002 19:58:57   [#46]

Hmmm...

jakby Ci to powiedzieć?

Są tacy, co pomawiają innych o brak słuchu, nie będąc nigdy świadkami, jak śpiewają.
No, słuchali ich wypowiedzi na temat teorii muzyki.

Ale sami w teorii są słabi, więc nigdy nie włączali się do dyskusji.

Jedni wolą muzykę klasyczną, inni ciężki rock
Marek N11-11-2002 20:13:18   [#47]
Fakt, z mitologii nie jestem najlepszy ;-)))
RomanG11-11-2002 20:15:13   [#48]

No cóż

Jeśli chodzi o kulturę prowadzenia dyskusji, musisz jeszcze popracować, że użyję tego eufemizmu z kart oceny opisowej.
piotr11-11-2002 20:30:38   [#49]

„Wypraszania ucznia z klasy nie zaliczyłabym do metod wychowawczych, to raczej rezygnacja z wychowania tego ucznia, ODRZUCENIE i komunikat: przeszkadzasz mi w mojej robocie, więc nie będę się tobą zajmować.”

- Wyjdź z sali - powiedziałem w końcu groźnie - stań na korytarzu i kiedy się uspokoisz, proszę tu natychmiast wrócić i uczyć się piosenek, jak wszyscy.

Potem była między nami jeszcze jedna "próba sił", z któtej też wyszedłem zwycięsko. Od tej pory - aniołek.

to kiedy się myliłeś? nie jesteś nieomylny?

Roman wiele mi Twoje wypowiedzi dały i pomogły w pracy. Ostatnio parę razy w naprawdę trudnych sytuacjach. Jednak patrząc na powyższą sytuację skłaniam się ku poglądom MarkaN. wg mnie na wyrzucenie z klasy pozytywnie zareaguje tylko uczeń dobry, a takiego nie trzeba wyrzucać(jak pisałeś są inne sposoby). Uczeń zły ma to w nosie i wyrzucenie to twoja porażka.

RomanG11-11-2002 20:51:05   [#50]

Smutne jest to

że oddaje to, co przed chwilą, sytuację w wielu pokojach nauczycielskich.

Prowadzono nawet ponoć badania. Nauczyciele między sobą nie używają fachowego słownictwa, brak w ich rozmowach merytorycznych dyskusji na temat metod dydaktycznych i wychowawczych, brak rzetelnej analizy procesów grupowych zachodzących w klasie szkolnej, nie rozpatrują na ogół celowości zastosowania pewnych metod w zależności od sytuacji i wychowanków.

Często natomiast dominuje ironia, wbijanie przysłowiowej "szpili" i wzajemna agresja. Celują w tym szczególnie nauczyciele starsi stażem w stosunku do młodszych.
Młody rzadko kiedy spotyka się z życzliwą pomocą i wsparciem, prawie nigdy z życzliwą i dyskretną podpowiedzią: jak uczyć i jak żyć...
Czyha się tylko na coś, co można wziąć za jego potknięcie, na jego niepopularny sąd wypowiedziany w jakiejś sprawie. Nawet wtedy nie podejmuje się merytorycznej dyskusji, miażdżąc go spojrzeniem z wysokości swego autorytetu.

Dziękuję większości z Was, boście - stare wygi - przyjęli mnie tu życzliwie i traktujecie poważnie.
Siedział jednak w kącie ktoś, kogo do tej pory nie zauważyłem, a kto chyba od początku musiał przyglądać mi się nieżyczliwie. I ukłuł.

Prowadziłem kiedyś z koleżanką z KO szkolenie dla naprawdę trudnego grona. Na nasze stwierdzenie, że autorytet nauczyciela jest dziś zagrożony, poparte przykładami z prasy, odezwała się taka pani, tuż przed emeryturą chyba:
- Co też tu się plecie? JA nigdy nie miałam podobnych problemów!
- No właśnie, zmierzamy do recept. Może zatem Pani właśnie podzieli się ze wszystkimi sposobami, jakie Pani stosuje...
W odpowiedzi usłyszeliśmy wyniosłe milczenie.
Ale nie dała spokoju. Dogadywała nam przez cały czas, na pytania nie odpowiadała.
Pozdrawiam

P.S. Piotrze, może i skłoniłbym się ku poglądom Marka, gdybym miał je szansę poznać. Na razie tylko mi dociął, nie mówiąc, o co mu właściwie chodzi.
„Wypraszania ucznia z klasy nie zaliczyłabym do metod wychowawczych, to raczej rezygnacja z wychowania tego ucznia, ODRZUCENIE i komunikat: przeszkadzasz mi w mojej robocie, więc nie będę się tobą zajmować.” - TO NIE JEST MOJE ZDANIE, tylko Gosi. Myślę, że całkiem udanie z nim polemizowałem.

"wg mnie na wyrzucenie z klasy pozytywnie zareaguje tylko uczeń dobry, a takiego nie trzeba wyrzucać(jak pisałeś są inne sposoby). Uczeń zły ma to w nosie"

Hm, Piotrze, jest tu coś na rzeczy, stosowałbym inne metody. Są w ogóle uczniowie, na których żadne kary nie działają. I wtedy karać - nie.
Bronię wyrzucenia tylko dla zasady. Jako metody, której nie można nauczycielowi zakazywać. Czasem się sprawdza.
strony: [ 1 ][ 2 ]