Forum OSKKO - wątek

TEMAT: a mnie się podoba pomysł Giertycha
strony: [ 1 ][ 2 ]
Gaba25-06-2006 11:51:22   [#51]

nie wiem, gdzie są nauczyciele wf, wiem, że nie podoba mi się to rozwiązanie - przychodzenie w soboty, odciaganie dziecka od rodziny, imrezy nawet świetne na siłę... gdyz w normalnym trybie nie da się właczyć 4 godzin - dzieci sie po rpostu zwalniają 4 godziny jest niechętnie przyjmowana.

Jestem zwolennikiem - mniej, a lepiej, bez zwalniania się na mocy sfingowanych chorób u p. doktora.

słonko25-06-2006 21:03:26   [#52]

Gaba

W szkole, w której prowadzę gimnastykę kk (gimnazjum), 4 godzinę w-f realizuje się od poniedziałku do piątku.

Spróbowaliśmy systemu x, od września wprowadzamy modyfikacje.

Istotne, że ta lekcja całkiem fajnie zaistniała. Uczniowie już w czercu dopytywali jakie formy ruchu zostaną, ile można będzie w przyszłym roku wybrać itp.

Frekwencja na lekcjach całkiem niezła.

Ja też nie widzę tej 4 godziny jako zła koniecznego, zastępowanego ( naprawdę lub fikcyjnie) płatnymi zajęciami ruchowymi. U nas też są takie zajęcia, ale 4 godz. w-f jest obowiązkowa. Kto chce - uczęszcza na dodatkowe płatne. Ale nie każdego na to stać...

Obiecałam i udowodniłam młodzieży, że można fajnie poćwiczyć nawet bez...żadnego przyboru. (Nie chcę przez to powiedzieć, że należy z przyborów w ogóle zrezygnować!).

Młodzi ludzie sami podpowiadali, co chcieliby na tej lekcji (dziewczęta np. zabawy ruchowe, takie jak w klasach 0 - 3 szkoły podstawowej!, układy gimnastyczno-taneczne, chłopcy np. przygotowanie do gier zespołowych, "ćwiczenia muskulatury" itp.)

Ogólny zarys należy do mnie, ale trzeba być otwartym.

Nie powiem, sporą radość sprawiły mi opinie młodzieży, że na tej lekcji autentycznie się relaksują i dobrze bawią; odpoczywają.

Ale zadziałał tu czynnik przymusu (ocena składająca sie na ocenę z w-f), sam system oceniania ( modyfikowany po półroczu). Dopiero z czasem nie miało to znaczenia, że mieli 1-2 godzinną przerwę między lekcjami (nie zawsze udało mi się wstawić tę godzinę bezposrednio po lekcjach) i stawiali się w komplecie.

Strasznie się "schwalam". Sorry, już kończę...:)

Gaba26-06-2006 03:24:07   [#53]

nie - mówisz o tym, że masz warunki - a ja mam 178 m2...

- owszem przygotowujemy wejście na inwestycje, owszem wzizt, owszem... tylko kilka milionów... ;-)

słonko26-06-2006 08:58:23   [#54]

zdecydowanie masz rację

wg mnie problem zaczyna się już w braku spójności resortowej (Ministerstwo Zdrowia, Ministerstwo Sportu, MEN)

jedną z głównych przyczyn ciągle fatalnego stanu dotyczacego bazy i zaplecza w szkolnictwie jest praktycznie zrzucenie wszystkiego na władze lokalne

polecam lekturę:

http://www.mz.gov.pl/wwwmz/index?mr=&ms=&ml=pl&mi=437&mx=0&ma=243

grażka03-07-2006 16:15:40   [#55]

Wart przeczytania tekst, moim zdaniem:

http://wiadomosci.wp.pl/kat,51514,wid,8376944,wiadomosc.html

Poniedziałek, 3 lipca 2006

Kataklizm zwany Giertych
Przegląd 11:58

Nie można mieć pretensji do protestującej młodzieży, ale to ona czyni ruchy pana ministra jeszcze bardziej niezdarnymi.

Edukacyjne pomysły ministra Romana Giertycha są niepoważne, a jednak niebezpieczne. Minister porusza się po dziedzinie, którą przyszło mu zarządzać, niczym słoń w składzie porcelany. I to bynajmniej nie z powodu jego wielkich gabarytów, lecz raczej przeciwnie – małości. Intelektualnej.

Nie można mieć pretensji do protestującej młodzieży, ale to niewątpliwie ona czyni ruchy pana ministra jeszcze bardziej niezdarnymi. Gdyby była posłuszna i nie myślała z takim zaangażowaniem o swojej przyszłości, pan minister – być może – przycupnąłby gdzieś w kącie i sycił się swoim politycznym sukcesem. A tak musi reagować, stawiając tę przyszłość pod poważnym znakiem zapytania.

Patriotyzm, bogobojność, porządek

Premier Giertych co rusz rodzi jakieś kuriozalne pomysły edukacyjne i niczym bąki wypuszcza je z siebie z wielkim medialnym hukiem. Do pomysłu „wychowania patriotycznego” i rozdziału historii Polski od historii powszechnej minister doda z pewnością wkrótce zestaw okresów i nazwisk, których uczeń powinien się uczyć, i tych, których stanowczo – ze względów patriotycznych – nie powinien. Sądzę, że podobne kryteria warto też zastosować wobec historii powszechnej: np. lepiej wymazać historię Niemców, nie tylko dlatego, że skomplikowana, ale by ci więcej „nie pluli nam w twarz”. Pomysł prosty, a od razu przyniesie panu ministrowi dwie zasługi: mniej nauki, więcej patriotycznych uczuć.

Można też wprowadzić obowiązkową modlitwę przed lekcjami historii i polskiego (zalecaną również przed innymi lekcjami) – by triadzie wartości, do których LPR i cały nasz rząd są tak przywiązani (Patriotyzm, Bogobojność, Porządek), stało się zadość. Warto pomyśleć o śpiewaniu hymnu na każdej lekcji, a już na pewno na początku dnia, i oddawaniu hołdu godłu polskiemu, które wraz z portretem papieża, premiera i ministra Giertycha powinno się znaleźć w każdej polskiej klasie, a nawet w innych miejscach polskiej szkoły.

W czasach Gierka, gdy takich pomysłów było mnóstwo, choć z nieco inną symboliką, wprowadzono jako obowiązkowy przedmiot „przygotowanie do życia w rodzinie socjalistycznej”, teraz prócz wychowania patriotycznego warto może sklecić jakiś programik poświęcony „przygotowaniu do życia w polskiej rodzinie patriotycznej” i w lekcje tego przedmiotu wrzucić, prócz hymnu, roty i „Bogurodzicy”, czytanie „Rodziny Połanieckich”. To wystarczy. Rzecz prosta, niewymagająca nakładów finansowych, a każdego patriotę ucieszy.

„Pan Tadeusz” i III część „Dziadów” powinny być wyuczone na pamięć, niczym życiorys Kim Ir Sena w szkołach koreańskich. Młodzież może się popisywać recytacją w przypadku wizyt przyjaciół z bratnich krajów, np. Białorusi, jak również zajmować nią czas podczas przerw, o ile te nie będą akurat poświęcone patriotycznej gimnastyce (bo jednak gimnastyka to podstawa). Trzeba przemyśleć (może jakaś specjalna komisja?), czy młodzież polska powinna czytać Żeromskiego, bo ten – nie da się ukryć – wyraźnie lewicował. „Chłopi” Reymonta są – ostrzegam! – za bardzo PSL-owscy, choć chłopski przepis na wykluczanie poza społeczność feministek (Jagna) prosty i skuteczny. „Ziema obiecana” z kolei wykazuje duże powinowactwa z pomysłami ekonomicznymi niektórych polityków z PO. „Lalkę” Prusa można zostawić, tylko wyciąć z niej należy kilka pomysłów głoszonych przez Wokulskiego, które przypominają hasła głoszone przez Henrykę Bochniarz z Konfederacji Pracodawców Prywatnych. Jeśli chodzi o Gombrowicza (z jego ironią), Miłosza (z jego kosmopolityzmem i intelektualizmem), Szymborską (z jej otwartością i uniwersalnością), to powinni się znaleźć tam, gdzie ich miejsce – na śmietniku polskiej historii, za burtą polskiego patriotyzmu.
Pozostaje nam Konopnicka (akceptowalna nawet z jej postawą kobiecej kontestacji: „Pucu, pucu, chlastu, chlastu, nie mam rączek jedenastu”) oraz Sienkiewicz. Ten jest dobry na wszystko. Sądzę, że niektóre fragmenty z trylogii, np. te, gdy Pan Zagłoba, upijając Rocha Kowalskiego, wylicza ich rzekome powinowactwa, nadają się nawet na lekcje matematyki. Trylogia jest tak obfita w opisy przyrody, że można spokojnie włączyć ją również w lekcje biologii, zwłaszcza gdy wyrzuci się z niej różne teorie stworzone przez obcokrajowców (np. genetykę tak, skądinąd, niezgodną z nauczaniem papieża!), a ewolucję zastąpi wreszcie kreacjonizmem (podręcznik autorstwa ojca obecnego ministra jest już gotowy).

Zamiast nowego, niesłusznie wprowadzonego przez postkomunistów, przedmiotu „przedsiębiorczość” należy wprowadzić lekcje, których program będzie wypełnieniem hasła „Dał Bóg Polskę, da i na Polskę” (niesłusznie swego czasu zawłaszczonego przez kabaret Olgi Lipińskiej).

Wiedza o społeczeństwie, która zawiera niepotrzebne informacje o europejskich instytucjach życia publicznego, tudzież treści sugerujące, jakoby istniały prawa człowieka inne niż chrześcijańskie prawa naturalne, powinna być zastąpiona lekcjami na temat „prawa i sprawiedliwości” (co najmniej cztery godziny tygodniowo). Będzie to miły ukłon w stronę koalicjanta, a jednocześnie czas, dzięki któremu młodzież będzie umacniała swoją wiarę w wiodącą rolę partii. Jakże nieocenioną w czasach tak ideowo chwiejnych.

Lekcjom oraz zajęciom gimnastycznym powinni towarzyszyć jacyś stali obserwatorzy, najlepiej katecheta i przedstawiciel Młodzieży Wszechpolskiej. Warto może się zastanowić, czy do tych dwóch nie dodać trzeciego z Narodowego Instytutu Wychowania. Celem tego godziwego ciała jest – jak wiadomo – prowadzenie młodzieży ku triadzie wartości platońskich, które okraszone rodzimą swojskością, pozwalają sprowadzić platońskie Dobro do porządku, Piękno do patriotyzmu, a Prawdę do bogobojności. Trzy wartości, trzech wiceprezesów (bo tylu ma Narodowy Instytut Wychowania), toteż trzech strażników (platońskich, a jakże) powinna mieć każda lekcja w dobrej polskiej szkole.

Nim jednak ta piękna wizja zostanie wcielona w życie, warto po zakończeniu roku szkolnego zastanowić się, jakie realne zagrożenia niesie edukacji minister Giertych.

Zła atmosfera

Atmosfera w szkołach jest zła. W Warszawie buntują się uczniowie, ale z pewnością nie cieszy to nauczycieli. Choć skądinąd od lat słychać o małym zaangażowaniu politycznym młodego pokolenia, o zaniku postaw obywatelskich, więc ta szkolna burza polityczna, której rezultatów jeszcze nie znamy, wydaje się raczej pozytywnym świadectwem postaw młodego pokolenia. W końcu myślą o swojej przyszłości, chcą ją kształtować, a na pewno nie chcą uczestniczyć w eksperymencie ministra, który chce cofnąć szkołę o 100, 200 lat. Dlatego trochę dziwi, że minister, miast odnieść się do młodych ludzi z troską i pogadać z nimi lub po prostu milczeć, opowiada w mediach, że chodzi o legalizację marihuany, że to homoseksualiści lub młodzieżówki SLD. To oburza. Jak można, będąc ministrem edukacji, zachowywać się według wzorców, o których młodzież uczy się, że są złe i że pochodzą „z minionej epoki”?

Uczniowie się buntują, nauczyciele, zwłaszcza zaś dyrektorzy, zaczną się bać. Nie chodzi tu o strach dosłowny, powodujący ucieczkę z zawodu (najczęściej zresztą nie mają dokąd uciekać), ale o strach serwilistyczny, którego hasłem jest „lepiej się nie wychylać”. Szkoły stać się mogą zamkniętymi twierdzami. Dyrektor nie będzie zapraszał osób z zewnątrz, nie będzie dawał przyzwolenia na inicjatywy otwierające szkoły na ciekawe wydarzenia, trudne dyskusje, kontrowersyjnych gości. Będzie się bał wszelkich samodzielnych inicjatyw, czy to nauczycieli, czy uczniów. W szkołach zaczną się pojawiać kombatanci, Młodzież Wszechpolska, minister Wujkowska ze swoim programem naturalnych metod antykoncepcji, wspomaganych przez premiera, lub poseł Wierzejski ze swoją eurowystawą „dziecka poczętego”. Z zajęć pozaszkolnych bezpieczna pozostanie wycieczka do Grunwaldu, Krakowa (bez teatrów, zwłaszcza bez Starego), Lednica (od zerówki po maturę), a dla licealistów – Oświęcim. To, że ksiądz czy katecheta będzie umacniał się w swojej roli pierwszego sekretarza, jest widoczne już teraz. Księża przejmują lekcje etyki i to, co pozostało po edukacji seksualnej (nader intensywnie rozwijają się studia podyplomowe przy katolickich uczelniach, kształcące przyszłych wykładowców „wychowania rodzinnego”). Młodzież odcięta więc będzie zarówno od zróżnicowanej oferty kontaktów (intelektualnych, kulturowych) w ramach zajęć szkolnych, jak i od rzetelnej wiedzy seksuologicznej.

Wierzący – lepszy?

Nie sądzę, by religia w szkołach była jakkolwiek szkodliwa. Myślę, że jest większym nieszczęściem dla samej wiary niż dla szkoły. Szkoła unicestwia sacrum. Wiara – dajmy na to – w bezpłciowe anioły, które unoszą się nad ziemią, wykładana między lekcjami fizyki, gdzie młodzież uczy się zasad mechaniki Newtona (według których wszystko raczej spada, niż się wznosi), a lekcjami biologii, gdzie (poza pewnymi prymitywnymi organizmami) wszystko ma płeć – musi jedynie śmieszyć. Zresztą, gdyby na lekcjach katechezy uczono chociaż o aniołach i czytano – dajmy na to – traktat Dionizego Areopagity. Ale nie. Problem w tym, że nie wiadomo, czego uczy się młodzież na lekcjach religii, jaka jest podstawa programowa tego przedmiotu, jakie są wymagania i skutki wychowawcze.

W moim przekonaniu, szkolna katecheza nie przekłada się ani na wiedzę, ani na postawy moralne. Przeciwnie – obecność religii zwiększa demoralizację. Państwo utrzymuje rzeszę katechetów, których kompetencje (merytoryczne i dydaktyczne) nie są poddane żadnej kontroli czy weryfikacji. Żadnej kontroli nie jest też poddany program nauczania. Młodzież nie zna Biblii, którą znać warto. Nie zna katechizmu, nie zna religii chrześcijańskiej i słabo odróżnia katolicyzm od innych wiar. Widać to później na studiach. Wprowadzenie religii na maturze wymusi stworzenie być może jakiegoś programu i kryteriów weryfikacji wiedzy religijnej (bo z wiary egzaminować się nie powinno). Będzie to jakiś poznawczy pożytek z pomysłu LPR. Chyba że z maturą religijną będzie tak jak z lustracją Kościoła. To znaczy zostanie przeprowadzona autoweryfikacja zgodna z pomysłem Orwella, że zawsze muszą być równi i równiejsi. Uczniowie to szybko zrozumieją i zamiast biologii wybiorą na maturze religię, bo będą oceniani za sam wybór, a nie za wiedzę.
W szkołach narzekamy na przemoc, na demoralizację, na łatwość ulegania pokusom, na brak autorytetów. Aby temu przeciwdziałać, min. Sławiński powołuje gigantyczny (jak na „tanie państwo”) Narodowy Instytut Wychowania, min. Giertych wprowadza zaś wychowanie patriotyczne. Wszystko w duchu wartości religijnych. Tymczasem – trzeba przypomnieć – ta młodzież, na którą tak narzekamy i którą obecne władze chcą tak katechizować, jest od kilkudziesięciu lat zatopiona wprost w wartościach i autorytetach katolickich. 13 lat religii (a obecna jest ona w szkołach od początku lat 90.), po dwie godziny tygodniowo (plus przedszkole), tudzież stała obecność papieża, jego ogromny wpływ (plus wpływ rozlicznych uroczystości); wreszcie – ogromna liczba kościołów czynnych i ciągle budowanych (zamiast świetlic, siłowni, basenów) – to doprawdy renesans katolicki w środku laickiej Europy. A obecne władze chcą go jeszcze zintensyfikować! Po co? Religia, nie mając przełożenia na wiedzę, nie ma też żadnego przełożenia na postawy moralne. Z edukacją patriotyczną będzie podobnie. Procesy sentymentalizacji szkoły, rozpoczynane obecnie, obniżą jej autorytet i autorytet nauczycieli, których zmusi się do prowadzenia lekcji z patriotyzmu czy historii Polski, traktowanej jako przedmiot ideologiczny.

Patriotyzm, czyli wychowanie sentymentalne

Nic mnie tak nie śmieszyło w szkole Gierkowskiej jak oddawanie hołdu godłu. Było to sztuczne, wymuszone, a więc i zabawne. W szkole zawsze żywy jest duch buntu i niechęć do oficjalnych zarządzeń, zwłaszcza tych, które dotyczą uczuć lub pachną ideologią. Patriotyzmu, czyli miłości do miejsca, w którym się mieszka, miłości do tradycji, do kultury i historii kraju, z którego się pochodzi – nie da się wymusić. Gdy stanie się ona treścią ustaw i zaleceń, straci swój autentyzm.

Tę miłość wchłonęło się, czytając literaturę, i potwierdza się ją codziennym życiem, bo nikt, kto nie kocha tego kraju, tu nie wytrzyma. W Polsce przebywają jedynie wielcy patrioci albo ci, którzy nie mają innego wyjścia. Lekcje patriotyzmu tego nie zmienią. Szkolna edukacja powinna dotyczyć spraw trudnych, które mając wartość moralną, są jednocześnie owocem racjonalnych (a nie sentymentalnych) wysiłków wychowawczych. Szkoła powinna więc uczyć takich cnót publicznych jak tolerancja, odpowiedzialność, pracowitość, rzetelność, skrupulatność finansowa, przedsiębiorczość czy wreszcie cnota najważniejsza – praworządność. Tego nie uczy dom rodzinny, nie uczą media, zwłaszcza politycy. To zadanie szkoły. Notabene mało kto w naszym prorodzinnym kraju zwraca uwagę na fakt, że wychowanie domowe, którego wartość tak się teraz podkreśla, nie uczy wcale cnót obywatelskich ani postaw propaństwowych. Rodzicom zależy na tym, by dzieci były szczęśliwe i żyły w dobrobycie, a nie by marnowały czas na pracę publiczną lub szlifowały cnoty republikańskie. Ministrowi Giertychowi też nie chodzi o te cnoty. Nie chodzi mu nawet o patriotyzm, bo wszak będąc niewątpliwym patriotą (ma to udokumentowane w drzewie genealogicznym), musi zarazem wiedzieć, że nie da się tego wyuczyć. Tu chodzi o ideologie. O rząd dusz.

PiS da zdrowie, PiS da mleko, z PiS-em wszędzie niedaleko...*

Polityka PiS dotycząca zarówno kobiet na rynkach pracy, jak i wydłużenia urlopów macierzyńskich, wprowadzenia patriotyzmu w szkołach, podwyższenia poziomu wieku obowiązku szkolnego, wyeliminowania języka angielskiego w pierwszych trzech klasach szkoły – ma u swego zaplecza dość jednolity projekt ideologiczny, w obliczu którego „edukacja” jest jedynie wierzchołkiem góry lodowej. Myślę, że zarys tego projektu można wyczytać z pism Mickiewicza, Dmowskiego czy prof. Legutki, którego z wielkim zapałem rewitalizuje apologeta Polski Przaśnej, prof. Krasnodębski. Ideologia to narodowa, prorodzinna, republikańska, religijna, separatystyczna, jednym słowem – XIX-wieczny sen o wielkim scementowanym, monolitycznym, zamkniętym i samowystarczalnym państwie, gdzie stratyfikacja społeczna odzwierciedla hasła: „kobiety i dzieci do domów”, „mężczyźni do pracy”, „chłopcy do broni”. Nie będę jej tu oceniać.

Chcę zwrócić jednak uwagę, że wychowanie domowe, które tak promują PiS i LPR, jest przeciwskuteczne wobec podjętych ideologicznych celów. Po pierwsze, dom nie wychowuje, jak niegdyś, patriotów, lecz oświeconych egoistów, dla których ważne jest szczęście indywidualne, kariera i dobrobyt, a po drugie – co ważniejsze – dom nie potrafi wyrównać szans swoich dzieci (np. opóźnionych, zaniedbanych, biednych). Może to zrobić jedynie szkoła. Dlatego im wcześniejszy jest obowiązek szkolny, tym większe szanse mają dzieci opóźnione, by nadrobić straty. Wycofanie się z projektu obowiązku szkolnego dla pięciolatków to więcej niż błąd. Min. Giertych odbiera tym samym wielu dzieciom szanse na nadrobienie dystansu, jaki dzieli je od tych, którym się lepiej wiedzie. W rezultacie cofa szanse emancypacyjne wielu środowisk.

Jeden krok wstecz to stulecie wstecz

Pomysły ministra Giertycha, choć przez wielu historyków oceniane jako niepoważne lub nierealne, być może rzeczywiście nie są groźne. Szkoła z Giertychem czy bez, z patriotyzmem czy bez, z hołdem dla godła czy bez – jakoś przetrwa. Tyle że „trwanie” dla szkoły jest galopadą do tyłu. A to oznacza katastrofę. Bo edukacja na świecie niesłychanie się rozwija, globalizuje, staje się bardzo nowoczesna, otwarta, spluralizowana, a jednocześnie dopasowana zarówno do międzynarodowych standardów (co umożliwia wymianę studentów i pracowników w Europie i na świecie), jak i do stale modernizujących się form przekazu wiedzy. Taka nowoczesna otwarta szkoła, jakich mnóstwo w Europie, może rzeczywiście uczyć patriotyzmu. Bo dobrze jest żyć w otwartym, bogatym kraju, gdzie rządzą ludzie mający wiedzę, a nie ideologię, w kraju, z którego nie trzeba uciekać.

Bo o ile przyczyny ekonomiczne polskiej emigracji mogą wygasnąć, o tyle rosnąć na potęgę zaczną przyczyny „atmosferyczne”. Pojawi się emigracja z duszności, z braku powietrza i wolności. Będzie to pierwsza w dziejach polskich emigracja ze zdrowego rozsądku. I być może dopiero ona rozsądek rządzącym przywróci.

Autorka jest doktorem habilitowanym filozofii, pracownikiem Uniwersytetu Warszawskiego, w rządzie Marka Belki pełniła funkcję ministra – pełnomocnika rządu do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn

* Pieśń podsłuchana na jednym ze spotkań uczniowskich (po lekcjach!): „PiS da zdrowie, PiS da mleko, z PiS-em wszędzie niedaleko. Precz komuchy i masoni, pora wszystkich was pogonić. Won pedały, feministki, ekolodzy, ateiści. Razem z ojcem dyrektorem wykopiemy was buciorem. Sprzedawczycy, brukselczycy, próżno tu węszycie. Jeszcze Polska nie zginęła! PiS da nowe życie”.

Magdalena Środa

acha08-07-2006 22:37:30   [#56]

Dowiedziałam się dziś iż pewna pani dyrektor wie, że na 100% będzie piąta godzina wf w jej podstawówce od września.

Czy to możliwe?

Iwona208-07-2006 23:47:23   [#57]

Jak może być piąta, jak chcą zabrać czwartą?

;)))

Dom wariatów...

Małgoś09-07-2006 00:14:07   [#58]

bo czwarta może być tyko ...RP

:-)

acha09-07-2006 09:39:33   [#59]

Podobno mają zabrać, tak by obowiązkowe były 3 a dwie mają być dodatkowe.

Dorsto09-07-2006 10:11:06   [#60]

Gochaka, jestem nauczycielem wf. Moja szkoła nie ma sali gimnastycznej, czwarta godzina normalnie wciągnięta w grafik. Mamy klasy sportowe pływackie i piłkarskie. Osiągnięcia: 2 miejsce w klasyfikacji ogólnej wśród wszystkich szkół w naszym mieście, Mistrzostwo Województwa w łyżwiarstwie (od ładnych paru lat ;-), Mistrz Polski w pływaniu +srebrni medaliści+brązowi medaliści + finaliści MP. W zeszłym roku w piłce ręcznej moje dziewczyny wygrały w mieście, a w powiecie były trzecie. Piłkarze byli drudzy w województwie w Pucharze Wielgusa i jadą dalej. Itd.

Czy jest sens znowu robić zamieszanie z wf? Moim zdaniem nie. Jeśli czwarta godzina byłaby tam, gdzie są warunki, to nam na pewno by jej nie dali. I byłaby to wielka strata dla dzieci.

Co do zabrania godziny i dania dwóch "na sport". Przy większości szkół działają UKS-y. To w nich najczęściej szkolą się uzdolnieni sportowo uczniowie, u nas w wymiarze 2 lub 4 godzin - czyli dzieci mają 6 lub 8 godzin wf. Reszta chyba jasna. :-)

acha09-07-2006 10:18:58   [#61]
Pytałam dlatego, że mam znajomego wf-istę, którego ta pani dyrektor utwierdziła w przekonaniu,ze będzie miał więcej godzin w przyszłym roku, nie wiem jednak na jakiej podstawie.
Gaba09-07-2006 10:48:07   [#62]
na podstawie plotek, niedoinfomowania, szumu medialnego oraz tego, ze dyrektor szkoły o poczynaniach swoich władz dowiaduje się np. z "Faktu" czy innego czegoś prasowego... ;-)
acha09-07-2006 11:32:10   [#63]
Konferencja prasowa w Ministerstwie Edukacji Narodowej
poświęcona lekcjom wychowania fizycznego
(29 czerwca 2006 r.)

Pan Roman Giertych, Minister Edukacji Narodowej, wziął udział w konferencji prasowej 29 czerwca br., podczas której Pan Mirosław Orzechowski, Sekretarz Stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej, przedstawił nowy projekt Ministerstwa dotyczący lekcji wychowania fizycznego.

Zgodnie z zaprezentowanym projektem dotychczasowa liczba godzin w-f zostanie zmniejszona do trzech, natomiast w miejsce czwartej pojawią się dwie godziny zajęć sportowych, w których uczniowie będą mogli uczestniczyć fakultatywnie. Wprowadzenie takiej zmiany w praktyce będzie oznaczać, że uczniowie, którzy są zainteresowani poprawianiem swojej sprawności fizycznej i uczestnictwem w dodatkowych lekcjach będą mieli do dyspozycji łącznie pięć godzin w-f. Natomiast ci, którzy nie czują takiej potrzeby nie będą musieli chodzić na dodatkowe zajęcia.

Przedstawiając nowy projekt Pan Minister Orzechowski uciął spekulacje dotyczące rzekomej zamiany jednej godziny w-f na lekcję historii.

Pan Roman Giertych, Minister Edukacji Narodowej podkreślił, że po wynikach, jakie Polska Reprezentacja osiągnęła na Mundialu, taka decyzja wydaje się oczywista. Zdaniem Ministra, dzięki nowemu programowi Polska zyska dobrze przygotowanych sportowców, którzy w przyszłości będą osiągać sukcesy.

Minister Edukacji Narodowej Pan Roman Giertych podziękował Sekretarzowi Stanu w Ministerstwie Sportu, Panu Radosławowi Pardzie za zainspirowanie zmian związanych z lekcjami w-f. Minister edukacji zapowiedział w tej sprawie dalszą współpracę między resortami.

Pan Minister Giertych poinformował też, że Ministerstwo rozważa przywrócenie dawnej rangi szkołom mistrzostwa sportowego. Jednak, jak powiedział, „w tej sprawie trwają jeszcze konsultacje”.

Minister podkreślił konieczność stworzenia młodzieży warunków do uprawiania sportu i umożliwienia korzystania z obiektów sportowych także po godzinach lekcyjnych.

O to mi chodziło, tak jest na stronie MEN

Gaba09-07-2006 11:43:35   [#64]

sukcesy sportowe... po zajęciach szkolnych - może i tak.

 

A nie lpeiej zamiast becikowego zezwolic rodzicom odpisać inwesytucje w dziecko, bo nam sie to opłaci - nam = społeczeństwu,

- pomijam, że w jego rehabilitację i w leczenie... - przecież to jasne, że matka uczestnicząc w turnusach leczniczych i rehablitacyjnych przywraca swoją  i dziecka ciężką pracą owo dziecko do normalnego funkcjonowania - trzeba tym rodzicom pomóc... bo oni inwestując w dziecko, pomagają nam, pielęgniarek społecznych będzie potrzebnych mniej, mniej rent socjlanych, gdy dziecko zdobędzie zawód i naturlanie będzie go mogło uprawiać...

- w edukację, w języki, w tańce, i inne

- w uprawianie sztuki np. muzyki (co jest koszmarnie drogie),

- w uprawianie nauki... (nie wiemy, skąd wziąc pieniądze na wyjazd naszych dwóch uczniów na olimpiadę gier matematycznych do Paryża, matka tez nie wie... a może wy wiecie?

- w sport - klubu nie stac na piłkę, matki na katane, na dobry tani obóz sportowy... na bilet na zawody - na benzynę na dojazd na pokaz...

zezwólcie rodzicom troszczyć się o swoje dzieci, zezwólcie naprawdę, a nie tylko mówcie... że pomagacie.

 

PS. twórzcie prawo, prawdziwe prawo a nie jego kadłubek i namiastkę - z jednej strony bezmyslny rodzic bez konsekwencji zwalnia z wf i zwalnia swoje dziecko, a drugi ma stale pod górkę, bo chciał w swoje dziecko zainwestować - leczyć, nauczyć...

Dorsto09-07-2006 12:04:54   [#65]
Przy obecnym poziomie sportu wyczynowego - niemożliwe jest osiąganie wysokich wyników przy 5 godzinach treningu tygodniowo. :-)
Gaba09-07-2006 12:15:11   [#66]

- tylko w szkole - a i jeszcze nie będziesz delikwenta mogła z tych 5 zwolnić... tak jak jest to teraz - mam dwie wybitne zawodniczki...

- jedna gimnastyczka a druga łuczniczka, obydwie z szansami na Pekin... - musieliśmy dziewczynkom dac tok indywidualny z wf, bo inaczej musiałyby zaliczac wf w szkole, który dla nich jest, powiedzmy sobie niepotrzebny, wręcz szkodliwy - jak np. gra w kosza dla Ani, mistrzyni Polski.

Dzięki poradni i tu ludziom z forum - udało się właściwie przepisy zastsować!

słonko09-07-2006 22:23:14   [#67]

Sportowcy to część braci uczniowskiej, część społeczeństwa. O sportowcach trzeba pamiętać i o wszystkich nie zapominać.

http://www.oskko.edu.pl/forum/thread.php?t=16455&fs=0&st=0

UWAGA!
Nie jesteś zalogowany!
Zanim napiszesz odpowiedź w tym wątku, zaloguj się!
Dopiero wtedy będziesz mógł/mogła wysłać wprowadzony komentarz na forum.
Jeśli nie masz jeszcze założonego konta na forum, załóż je.
Logowanie i/lub zakładanie konta.

strony: [ 1 ][ 2 ]