Forum OSKKO - wątek

TEMAT: SPECJA-ły
strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ] - - [ 84 ][ 85 ]
Janusz Pawłowski06-07-2005 13:37:47   [#51]

Ta metoda jest świetna na rozmaitych zajęciach, kursach, ćwiczeniach.
Metoda polegająca na rzuceniu hasła i wyciąganiu od uczestników tego co im się z tym kojarzy - burza mózgów.
Na tej podstawie można budować, na gorąco, wnioski - naprowadzać, podprowadzać, ukierunkowywać, rozwijać, ...

Uczestnicy mają wtedy wrażenie, że sami doszli do owych wniosków, odkryć - znacznie lepiej utrwala się im to w pamięci.
Dodatkowo uczestnicy mogą podsunąć zupelnie nowe zagadnienia, tematy, ujęcie, spostrzeżenia, ...
To taka manipulacja w dobrym znaczeniu.
Bardzo twórcza.

Ciekawe, czy na forum się Ci to uda.

Nie działa ona jednak w sytuacji, gdy słuchacze są "goli" - nie mają wystarczających podstaw.
Z pustego i Fakir nie naleje. :-)
Czy tak jest w tym wypadku trodno mi powiedzieć, bo nauczyciele my - więc za cholerę się do tego nie przyznamy. ;-)))

Czy, Fakirze - gdy okaże się, że wydobywanie z nas myśli, na których Ci zalezy się nie powiedzie w zadowalającym stopniu - możemy liczyć na to, że natchniesz nas swoimi własnymi przemyśleniami i wnioskami?
Czy też nie odstąpisz od warsztatowej metody pracy, bo uznajesz ją za najefektywniejszą?

Nasuwa mi się tez inne pytanie - czy na pewno na forum zaglądam po to, aby pracować?
Czy to aby na pewno jest miejsce sprzyjające wytęzonej pracy warsztatowej?
Ale mogę być odosobniony - w tym, że wolę, aby takie miejsce jak forum mnie natchnęło i potrzeba przemyśleń sama się zrodziła - niezobowiązująco, odpoczywająco, ...

Innymi słowy - bardzo ciekaw jestem, co Ty na ten temat masz do powiedzenia - Twoich przemyśleń.
Oczywiscie możesz odesłać mnie do ksiązki jakiejś obszernej.
Ale ja jej nie przeczytam, dopóki nie będę pewny, że bardziej mnie ona wciągnie niż .... tu mógłbym rzucić jakiś epatujący tytuł ale ponieważ jestem przekorny rzucę: "Ferdynand Wspaniały".

Dasz radę?

Fakir206-07-2005 13:38:10   [#52]

Agabu

jasne...

Głębiej ruszyłem, bo tym się zajmuję aktualnie i szukam myśli, pomysłów, natchnienia...

A problem co dalej z lekko jest tez moim prywatnym. Mój chłopak skonczył 20 lat, pracuje jako fizyczny na 1/2 etatu w mojej szkole (nepotyzm?) i... mamy potężne problemy...

Będę wdzięczny za wszystkie uwagi!

Fakir206-07-2005 13:50:38   [#53]

Januszu...

dziękuję Ci za analizę mojej "metody"...

Nie przyszło Ci do głowy, że rzucam myśl i wątek, bo po prostu nie wiem co dalej? A nie wiem... Może ktoś będzie wiedział coś... Więcej? Inaczej? Z innej strony? Na to liczę.

Że uczestnicy forum mogą nie mieć podstaw?

Ja mam (naprawdę niezłe) i co z tego? Jestem bezradny. Jak moi znajomi z krajów bardziej i mniej cywilizowanych. Nie wiedzą Francuzi i Kazachowie. Nie wiedzą Anglicy i ludzie z Kirgistanu...

Ci co mają pieniądze robią namiastki - super DPSy... To nie to wg mnie. A nie wiem co innego...

"...natchniesz nas swoimi własnymi przemyśleniami i wnioskami..." - przeczytaj #48... Jeszcze nie to?

Januszu - nie będę Cię odsyłał do książek (nawet moich opracowań), gdyż nie o to chodzi... Książki znam, Ty też... Zechcesz - sam przeczytasz... Jeśli zechcesz - mogę Ci polecić...

Na tym forum (a od kilku dni czytam różne wątki) ludzie szukają różnych rzeczy - od porad prawnych przez propozycje rozwiązania spraw aż po odreagowanie  nic nie znaczącymi gaduszkami...

Ja mam taki wątek... Wypowiesz się? Podziękuję tylko :)))

Fakir206-07-2005 13:53:18   [#54]

I jeszcze jedno...

"...Nasuwa mi się tez inne pytanie - czy na pewno na forum zaglądam po to, aby pracować?
Czy to aby na pewno jest miejsce sprzyjające wytęzonej pracy warsztatowej?
Ale mogę być odosobniony - w tym, że wolę, aby takie miejsce jak forum mnie natchnęło i potrzeba przemyśleń sama się zrodziła - niezobowiązująco, odpoczywająco, ......"

Mam więc wrzucać myśli typu COGITO ERGO SUM ?

:)))))

Janusz Pawłowski06-07-2005 14:06:04   [#55]

fakirze.

Nie odczytuj moich słów jako postawy skierowanej przeciw Tobie, czy poruszanemu przez Ciebie zagadnieniu.
Wszedłeś na forum w sposób bardzo intensywny, zwracając uwagę wielu - więc i moją.
Dlatego chciałem dociec co możesz zaoferować nam Ty, a co my Tobie.

Na podstawie Twoich dotychczasowych wypowiedzi, wyrobiłem sobie pogląd i na tym moje dociekliwe, a byś może niepotrzebnie, jako przykre przez Ciebie odebrane, pytania się zakończą.
Od tego momentu - ja będę mógł rozmawiać mniej zdezorientowany w tym o co Ci "właściwie się rozchodzi".

Przyznaję - zaskoczyłeś mnie, bo jak sam piszesz - wpadłeś między ludzi i natychmiast zadałeś pytanie: "Co macie do powiedzenia na interesujące mnie tematy?" sam nie powiedziwszy o nich nic.
Ja jestem raczej przyzwyczajony do tego, że gdy ktoś nowy sie pojawia w grupie, to oczekiwania są odwrotne - to grupa pyta: "Co masz nam interesującego do zaoferowania?".

Chcesz czerpać z forum natchnienie, pomysły, przemyślenia - aby zebrać je jakoś i spożytkować w imię dobrej sprawy.
To nic złego, tym bardziej, że sprawa istotna jest.
Z zainteresowaniem zaczekam na wyniki Twojej pracy.

Fakir206-07-2005 14:16:36   [#56]

Januszu....

naszej pracy... :))

Janusz Pawłowski06-07-2005 14:18:55   [#57]
Z naciskiem na "Waszej". ;-)))
Renata06-07-2005 14:30:26   [#58]

W Toruniu jest pewna biblioteka...

Przychodzą do niej różni niepełnosprawni, w różnym wieku...

I to nie jest tylko biblioteka sama w sobie... W jej pomieszczeniach można obejrzeć wystawy prac wykonane przez samych niepełnosprawnych, różnymi technikami.. Wykonują je właśnie w tym budynku lub podczas organizowanych plenerów, bardzo często pod okiem wolontariuszy... Można rzec - kwitnie życie, a organizatorzy starają się zapewnić każdemu coś dla siebie..

W naszej szkole od jakiegoś czasu organizowane są spotkania dla rodziców osób niepełnosprawnych oraz dla samych sprawnych inaczej... Często te spotkania wychodzą z samej inicjatywy i samych rodziców... To czas dla nich na wspólne rozmowy, na wzajemne wspieranie się.. Wtedy łatwiej, bo czują, że nie są sami...

Przez cały ten ostatni rok organizowany był także "Kulturalny czwartek" jak w samej nazwy wynika - odbywał się w każdy czwartek.. To inicjatywa naszej młodzieży i nauczycieli... Spotkania te kierujemy do wszystkich, ale także z pewnym nastawieniem, dla nas zrozumiałym bez słów.. galeria1, galeria2..

Wiem, wiem.., zakrzyczycie mnie zaraz.., ale co ma robić niepełnosprawny, kiedy zostanie sam i kiedy jest tylko z rodziną...

Łatwo jest wstawić na ulicy, zwłaszcza latem, ogródek piwny.. Przyjdzie każdy smakosz tegoż... Trudniej przyciągnąć do siebie ludzi i jednocześnie zaproponować im coś innego, coś co jesteś w stanie sam pociągnąć i jeszcze przy tym dać możliwość czerpania radości z tego innym...  

Nasze szkoły mogą być inicjatorami takich małych ognisk... Pomysłów tyle, ilu nauczycieli, dyrektorów szkół, inicjatorów... Trzeba chcieć i tyle..

Może wtedy będzie mniej pytań typu: "Co dalej?", aczkolwiek to o czym napisałam nie rozwiąże problemów bardziej złożonych, tych o których napomyka Krzysztof… Tylu tu specjalistów od specjalnych…

I jeszcze jedno… zaczynają mi przeszkadzać potyczki w tym wątku… Januszu, nie jesteśmy dziećmi… Nie zamartwiaj się.:-) Jeśli coś będzie nie tak, to i tak to forum, czytaj: ludzie tu piszący zweryfikują. W najgorszym przypadku „wytną”, „wykoszą”, „zamilkną”… Przerabialiśmy to już...  A jeśli stanie się inaczej? … No? Już ok.? ;-)

Janusz Pawłowski06-07-2005 15:54:16   [#59]
Jakbyś Renato nie zauważyła - potyczki się skończyły, o czym świadczą ostatnie posty.
Czyżbyś chciała je ożywić zmieniając ich głównych aktorów?
Renata06-07-2005 16:04:13   [#60]
deszczowo... idę na piwo...
Maelka06-07-2005 16:13:31   [#61]
Upalnie.... idę po piwo...
jaszczurzyca06-07-2005 16:15:52   [#62]

Każda osoba niezależnie od tego czy ma niepełnosprawność ruchową czy intelektualną jest potwornie doświadczona przez los. Doświadczeni są także rodzice, rodzina, która stara się jej nieba przychylić ale i tak w  wielu przypadkach nie będzie lepiej a raczej ich działania skupiają się na ratowaniu tego, co jeszcze posiadają...

I chwała Panu, gdy dziecko potrafi się ubrać, najeść, zadbać o podstawową higienę.

W tym roku miałam nauczanie indywidualne u Mikołaja, który w wyniku błędu lekarzy do końca życie pozostanie z MPDZ, który nigdy nie powie "wkurza mnie ta praca więc ją rzucam", do końca życia nie wypowie ani słowa, do końca życia nie stanie na nogach, do końca życia trzeba będzie go karmić i pielęgnować....

Problem ten jest ogromny, wielkie obciążenie spoczywa na rodzicach, którzy są bezsilni w codziennej walce o zapewnienie mu "godnego życia".

I jakie jest to "godne życie"???

Serce się kraje i dusza płacze.

Renata06-07-2005 16:31:38   [#63]
znam rodzinę, która ma dziewczynkę taką jak i Mikołaj o którym piszesz jaszczurzyco... czułam ją na swych kolanach, podpierałam bezwładną główkę... trudne to.. ale nie można się poddawać
Fakir206-07-2005 16:33:38   [#64]

No tak...

We wszystkim co napisaliście racja jest.
Przede wszystkim ta.... o piwie :))
- - -
I dalej - Renato: Jeżdże bardzo dużo po Polsce i widzę jak wiele wspaniałych i dobrych spraw się dzieje. Wielu ludzi robi maks by tym "naszym" (zwłaszcza głębiej) nieba na teraz przychylić. Na teraz - a CO DALEJ?
Jaszczurzyca pisze o o doświadczeniu przez los... Prawda. I o walce o godne życie... Właśnie - godne oznacza tylko bez odleżyn, nakarmiony, czysty i przed TV? Zadaje pytanie - jakie  jest godne?
Kurcze - CO DALEJ?
- - -
Stwierdzić - jakoś to będzie i żyć tylko na dziś?
Budować indywidualnie każdemu po kolei jego przyszłość?
- - -
Ostatni pomysł (z jakim się spotkałem) to taki, że jak chcą zrobić głupotę - niech robią... Wszyscy robią oni też mogą... Powinniśmy im pomóc w robieniu tej głupoty, bo sami... jako upośledzeni przecież nie dadzą rady!!!
Chwilami wymiękam.
Granice (tak? nie?) autonomii... prawo do wolności...
Sam pisałem w obowiązującej obecnie (przepraszam zainteresowanych...) podstawie programowej o autonomii, że trzeba itd.
Wychodzą absurdy - na moich oczach kobieta przekonuje gościa (upośledzonego umysłowo umiarkowanie), że ma prawo do wypowiedzi, marzeń itp. itd. - a gdy on mówi (ośmielony), że by chciał się kochać z jakąś Kaśką - ona go przekonuje, że nie może bo nie jest odpowiedzialny, bo nie przewiduje skutków....
Naprawdę wymiękam.
- - -
Tak mi się marzy, że wiem do czego zmierzam, walczę i z trudem idę ale idę, osiągam i MAM.
- - -
Osobnym problemem są lekko, ludzie ze specyficznymi zaburzeniami... Dla nich co się robi? Nie widzę specjalnie. Są dla rynku pracy "normalni" i mają sobie radzić a ani nie radzą ani nie poradzą....
Adaa06-07-2005 17:39:06   [#65]

Wielu ludzi robi maks by tym "naszym" (zwłaszcza głębiej) nieba na teraz przychylić. Na teraz - a CO DALEJ?

kropla drąży skałę...od tego trzeba zacząć...i tak wiele wspaniałych inicjatyw się zaczyna..."na teraz" przeksztalca się "na dalej"
pytasz Krzysztofie o godne zycie, jakie ono jest, od jakiego momentu liczy się juz godne?....no wlasnie, chyba nie ma na to jednoznacznej recepty...

zalózmy,że pokonujemy barierę ludzkiej tolerancji, zostają jeszcze bariery instytucjonalne,absurdalne przepisy nakladajace clo na pomoc humanitarną po stawkach komercyjnych,naliczanie podatku fundacjom od rozdanej zywności traktujac ją jako sprzedaż, absurdalne przepisy związane z refundacją chociazby protez (moja uczennica oczekuje nawet ponad miesiac na nowe protezy, stare za male, ranią...nowe za miesiąc, dwa...ech...)...oczywiscie gdyby miala pieniadze to co innego...a więć jednak pieniądze...

więc co dalej?...dofinansować, udostępnić, ulatwić, rozwijac bazę terapeutyczną,aktywizować, pomagać,leczyc, rehabilitować, pokazywac perspektywy, dowartościować, propagować,uczulać, integrować,tworzyc racjonalne rozwiązania prawne....setki, setki innych...

temat rzeka...

Magosia06-07-2005 17:41:18   [#66]

Fakir

za mało wiem, za mało umiem, za mało mam odwagi, za bardzo nie potrafię, nie wiem jak pomoc, aby nie zaszkodzić, aby nie urazić...Uff- tak mi się napisało. To w odpowiedzi na Twoje pytanie. Teraz mój =nasz problem .

W mojej dużej szkole mam kilkoro uczniów specjalnej troski- i nie potrafimy- tak sądzę dać im zbyt wiele , w klasach po trzydzieści osób, z ogromnym tłokiem na korytarzach, bez nauczycieli wspierających, bez godzin na terapię indywidualną...

Niedaleko 15 km jest szkoła specjalna, rodzice absolutnie nie zgadzają się na przeniesienie dziecka.

Rozumiem ich? Chyba tak.

I szkoda mi dzieci, i mam wyrzuty sumienia, i serce mi się kroi.

I co dalej?

Renata06-07-2005 18:54:09   [#67]

nie wymiękaj...

:-)

Krzysztofie kiedy się tak zapętlasz w swoje myśli o tym co dalej czasem trzeba uwolnić się od tego.., wrócić do korzeni.., do prostoty działań...

mniej się wtedy stresujesz, skuteczniej i bardziej naturalnie działasz..., z większą spontanicznością i wyczuciem...

-------------------------- 

oczywiście nie oznacza to końca merytorycznej dyskusji..:-)

słonko06-07-2005 20:39:55   [#68]

niepełnosprawne dzieci, młodzież, dorośli...

...szkoły i inne placówki podlegające nie tylko pod MENiS. Ale pod MENiS też.

Przyglądacie się tegorocznym maturom? Salomon z pustego podobno nie nalewał, a MENiS-owi to się udało!

Ze zgorszeniem obserwuję wydawanie lekką ręką "pieniędzy, których nie ma". Bo w dalszym ciągu nie ma na autentyczne potrzeby. I pewno - nie będzie...

Fakir206-07-2005 20:55:23   [#69]

wróciłem....

adaa... piszesz:
"...dofinansować, udostępnić, ulatwić, rozwijac bazę terapeutyczną,aktywizować, pomagać,leczyc, rehabilitować, pokazywac perspektywy, dowartościować, propagować,uczulać, integrować,tworzyc racjonalne rozwiązania prawne....setki, setki innych..."...
Tak, wiem... Robię, robimy to... Na okrągło, do utraty tchu, do zajechania...

Magosia - to jest problem jak chol..... Do listy podanej przez adaa trzeba dodać pracę z rodzicami.... Nad rodzicami, dla rodziców....

R. - masz rację... Trzeba wrócić do korzeni, prostoty, spontaniczności...

I słonko ma rację.

To wszystko wiemy. Wiemy wszyscy.
Problem - jak go teraz widze - wynika z pewnego merytorycznie wyraźnego zderzenia: diagnozę umiemy stawiać, wiemy jak iść do celu tylko... tego celu nie możemy sobie wyobrazić.
Bo jesteśmy ograniczeni tym co dzisiaj JEST(?), nie umiemy sobie wyobrazić JAK BĘDZIE (?) i nie umiemy (ja nie umiem) wpasować tych naszych (czy głębiej, czy innych) w ową NIEZNANĄ przyszłość...
Napisałem - nie wiem CO DALEJ....
Nie wiem, czy to co robimy dzisiaj (słowa adaa) ma sens na przyszłość.
No bo - pokazać że jest dobry świat, starający się, troskliwy - a potem "zdołować" - to (sorry za kolokwializm) faszyzm...
Kurde - nie robić nic, nie rozbudzać potrzeb, nie dawać do spróbowania dobrego i ludzkiego świata to się oszczędzi rozczarowań (jak nie wiesz co straciłeś to nie cierpisz...).

Januszu - uprzedzam - JA NAPRAWDĘ NIE WIEM I MYŚLĘ NA GORĄCO....
cynamonowa06-07-2005 21:12:29   [#70]

 A może to tak ma być. Dawać teraz ile można. Przecież w przypadku " dzieci zdrowych" tez do końca na 100% nie wiemy co dalej. Wiem, ich przygotujemy do życia, one sobie poradzą, ale czy zawsze....

najwazniejsze to pracować z Nimi tak aby móc sobie spojrzeć w lustro, w ocz i myśleć - zrobiłem dużo. chociaż zawsze można było więcej i więcej.

Sylwia Ledwig06-07-2005 21:22:04   [#71]

Krzysztofie kiedy się tak zapętlasz w swoje myśli o tym co dalej czasem trzeba uwolnić się od tego.., wrócić do korzeni.., do prostoty działań... (Renata)

Kurcze - CO DALEJ?
Stwierdzić - jakoś to będzie i żyć tylko na dziś? (Fakir2)

zalózmy,że pokonujemy barierę ludzkiej tolerancji (adaa)

... a dlaczego musi być koniecznie COś DaLEJ ??, wystarczy żyć na dziś, możliwie godnie majstrować dzień po dniu. Postarać się zapewnić podopiecznym dzień dzisiejszy ... i to jest ich przyszłość. I to jest nasza przyszłość. I to jest nasze uwolnienie się i uwolnienie poszkodowanych od nacisku tego "DALEJ" - "CO DALEJ", taki "powrót do korzeni". I to jest chyba też pokonanie bariery ludzkiej tolerancji, przyjęcia "Specjału", za normalny element życia, za niechciany ale potencjalny los każdego z nas. A granica niekiedy "o włos" ... Dlatego można jak najbardziej "obarczać" społeczeństwo myśleniem, spekulowaniem, szukaniem rozwiązań i ich znalezieniem - na temat "Jak pomóc, jak stworzyć dzień dzisiejszy ludzi specjalnej troski (własną przyszłość ??)." Tu by musiała być wyraźniejsza rola polityki w sprawie, odpowiedni przydział z budżetu etc. Jak na moje odczucia, szkoda, że rola Kościoła nie jest w tej kwestii tak np. widocznie rozbudowana, jak w Niemczech. Kościół zajmuje się tu wieloma tego typu ośrodkami, szpitalami, szkołami i innymi instytucjami. Naturalnie ma na to środki, ale takie środki też można by u nas stworzyć. Zaczynając od kształtowania świadomości pewnych grup .... Podatek kościelny od pewnej granicy zarobkowej procentualnie; po zdaniu i weryfikacji oświadczenia podatkowego albo zwrot podatku, albo jego (też procentualne zatrzymanie), zależnie od sytuacji finansowej podatnika już nie jako jednostki, ale rodziny etc. Z tych pieniążków subwencje na wspomniane instytucje. Dobrze by było jakby Duszpasterstwo stałe jeszcze bardziej się zaangażowało w tego typu sprawy, organizując wprowadzanie ludzi chętnych do pomocy z zewnątrz). Do tego jeszcze prace harytatywne i odpowiednia polityka socjalna (w tym kształtowanie infrastruktury miast uwzględniające specjalne potrzeby niepełnosprawnych - i tu często nie chodzi o duże pieniądze ale o wyobraźnię ... jak buduję krawężniki "przechodzące", to mogę z progiem albo mogę bez progu, autobusy ze schodami albo i bez, wejście do kin nie ze schodkami tylko z pochylnią, toalety z drążkami etc.). No i właśnie skupienie się na dniu codziennym, a nie pragnienie (choć szlachetne) "czarowania" indywidualnej przyszłości niepełnosprawnych.

Fakir206-07-2005 21:33:02   [#72]

sylwia...

dobre. Kościól to jeszcze inna para kaloszy...
"... a dlaczego musi być koniecznie COś DaLEJ ??, wystarczy żyć na dziś, możliwie godnie majstrować dzień po dniu. Postarać się zapewnić podopiecznym dzień dzisiejszy ... i to jest ich przyszłość. I to jest nasza przyszłość. I to jest nasze uwolnienie się i uwolnienie poszkodowanych od nacisku tego "DALEJ" - "CO DALEJ", taki "powrót do korzeni". I to jest chyba też pokonanie bariery ludzkiej tolerancji, przyjęcia "Specjału", za normalny element życia, za niechciany ale potencjalny los każdego z nas..."
Mozna żyć na dzisiaj....  
Wiesz - mam rodzinę. Myślę o przyszłości. Nie mogę tylko żyć tym co dzisiaj...
Wiesz - jestem pedagogiem specjalnym. Nie mogę żyć tylko tym co dzisiaj. Bo to ja - przeczytaj początek SPECJA-łów - "... już na zawsze jestem odpowiedzialny za to co oswoiłem..."
Ja nie rozpaczam. Nie mędzę. Nie budzę współczucia....
Ja chcę po prostu mieć jasność, do czego idę, ku czemu zmierzam. Chcę znać swój cel!
Renata06-07-2005 21:35:27   [#73]

robisz naprawdę dobrą robotę Krzysztofie...

"Klasa właśnie poznaje cztery żywioły i odpowiadające im pory roku. Zima to woda, lód, zimne, gładkie. Wiosna – wyprawa do środka ziemi, grzebanie w niej rękami, szukanie ukrytych skarbów. Jesień wiąże się ze zbieraniem liści, doświadczaniem wiatru, powietrza." ...  Żeby świat nie zmętniał
maeljas06-07-2005 21:39:24   [#74]

Krzysztofie

'co dalej"

przerabiane, przemiędlane ...... i nic

No bo - pokazać że jest dobry świat, starający się, troskliwy - a potem "zdołować" - to (sorry za kolokwializm) faszyzm...

pisma szły do rzecznika w sprawie dostosowania wymagań w trakcie nauki a potem wrzucania do jednego kotła - poszukaj w szukajce - znajdziesz i pocztaj (głos ludu też)

do tej pory nie ma jasno określonego stanowiska - uczeń niepełnosprawnyw szkole  to kto? - ten co ma orzeczenie do kształcenia specjalnego czy ten z orzeczeniem o niepełnosprawności

nie wiem jak w Poznaniu - na wschodzie  szkolnictwo specjalne  jest postrzegane bardzo źle - zniszcy się cały dorobek a potem "objawi" się nowa Grzegorzewska...

u nas jest za duży nacisk na edukację ( wiedzę) za mały na przygotowanie do życia

ale oczekiwania rodziców też mają na to wpływ

Adaa06-07-2005 21:51:46   [#75]

Januszu - uprzedzam - JA NAPRAWDĘ NIE WIEM I MYŚLĘ NA GORĄCO....

no ok...odchodząc od ideologii..konkretnie, jakie pomysly chcialbys zrealizować?

mowisz,ze spory kawal czasu pracujesz ze swoimi podopiecznymi...widzisz chyba potrzeby, blędy,cos co przynosi zadowalajace rezultaty..innowacje jakies?

Ja chcę po prostu mieć jasność, do czego idę, ku czemu zmierzam. Chcę znać swój cel!

dobre...a kto ma jasność w jakiejkolwiek dziedzinie?
az zacytuję(moze niedokładnie)...chyba Wharton.."przezylem tak wiele lat i teraz wiem,ze jedynym pewnikiem w zyciu jest spoźniony zal"

wiem wiem..pogadac trzeba..moze cos się zrodzi...ale tak naprawdę idzie tu o czyny....więc za Januszem powiem tez:

Czerp .....z forum natchnienie, pomysły, przemyślenia - aby zebrać je jakoś i spożytkować w imię dobrej sprawy.
To nic złego, tym bardziej, że sprawa istotna jest.
Z zainteresowaniem zaczekam na wyniki Twojej pracy.

Fakir206-07-2005 22:20:55   [#76]

OK...

wrócę tutaj jutro rano... Mimo najszczerszych chęci, nadal mam kontrolę finansową....
Mam gadać z sensem? Musze mieć "...myśl jasną i nieobciążoną..."
Prześpijmy to !!!
Rano ruszą SPECJA-ły, dzień trzeci.... :)))
Ganges06-07-2005 22:34:11   [#77]

Pracuję w "branży" od 20 lat. I od tyluż lat obserwuję drogi życiowe wychowanków. Gdy zaczynałam pracować nauczanie osób z umiarkowanym i znacznym upośledzeniem dopiero raczkowało w moim mieście.Dziś moi pierwsi uczniowie są dorosłymi ludźmi. Z zachwytem patrzę na tych, którzy niegdyś jak zastraszone zwierzątka pojawili się w mojej klasie , a dziś samodzielnie podróżują autobusem, robią zakupy, nawiązują przyjaźnie. Nikt z nich jednak nie osiągnął całkowitej samodzielności. I nie koniecznie z winy systemu czy wadliwych programów. Do osiągnięcia pewnego statusu konieczna jest współpraca z rodziną. Rodziny naszych podopiecznych są najczęściej nadopiekuńcze czasem przemęczone , nie chcą lub nie potrafią podjąć współpracy z nauczycielem czy terapeutą. Dużo łatwiej jest trzymać dziecko w domu, kontrolować i narzekać niż pozwolić mu na próbę usamodzielnienia, bo to wymaga ogromnego wysiłku ze strony rodziny oraz kosztów, a rodziny  przyzwyczajone są do tego, że im się należy.

W moim mieście w tej chwili obok szkół specjalnych na poziomie SP i gimnazjum funkcjonuje szkoła zawodowa, i kilka WTZ . W samynm mieście i najbliższych okolicach istnieją 4 Domy Pomocy Społecznej dla osób niepełnosprawnych i one również prowadzą Warsztaty dla osob dorosłych zamieszkałych w ich pobliżu. Na terenie miasta istnieje kilka Stowarzyszeń działających na rzecz osób niepełnosprawnych i z inicjatywy jednego z nich w zeszłym roku powstało pierwsze mieszkanie terapeutyczne dla pensjonariuszy DPS-u.

 W twoim pytaniu Fakirze chodzi pewnie o sens kształcenia i przygotowania do pracy osób z up.um. skoro nie mają szans na pracę . A zastanowiłeś się , do jakiego życia przygotowujemy młodzież z masówek? Ilu spośród nich będzie skazanych na opiekę rodziny?

słonko06-07-2005 23:38:37   [#78]

niedawno ktoś, kto wie o moich kontaktach z niepełnosprawnymi, zapytał mnie:

"- Jak należy traktować takich ludzi?!?!"

"- Jak ludzi."

 

Nie ma człowieka, który potrafiłby objąć wszystko swoją zapobiegliwością. Nawet swojej własnej przyszłości nie jesteśmy w stanie...Co możesz zrobić - rób, czego nie możesz - zostaw Bogu. Jeśli Go znasz, jeśli Mu ufasz.

Fakir207-07-2005 08:37:03   [#79]

Imieniny Cyryla i Metodego – Imiennikom Patronów Europy życzę nieustającego dobra!!!

 

55 dni do NRS...

 

Jeśli to czytasz to znaczy, że żyjesz – cieszmy się życiem J

 

 „...Dlaczego? Chcesz wiedzieć nieznany?

      Widzisz, gdy patrzysz na niebo bezchmurne

      lub gdy dotykasz ręką grzbietów fal.... wiesz co to jest....

      Lecz gdy na plecach poczujesz czyiś nieznajomy wzrok

      Wtedy odczuwasz to lęk, to niepokój....

       I serce przestaje ci bić..."

                                                       

--- Nikt nie ma monopolu wiedzy ani uczynków...  Niczyja też wiedza nie jest doskonała, tak jak i niczyje uczynki nie wyczerpują wszystkich potrzeb. Dlatego tak ważne jest byśmy się dzielili tym co mamy, czym dysponujemy...---

 

Witam w trzecim dniu istnienia „SPECJA-łów” !
Fred07-07-2005 09:23:11   [#80]

Fakir, nie chce mi się śledzić całego wątku. Co to jest NRS?

Jeśli to czytasz to znaczy, że żyjesz .(?)
Nie da się żyć bez czytania tego? ;-))

Wolę to: "Jeśli dostrzegasz śmierć wokół siebie, tzn. że jeszcze żyjesz".

Fakir207-07-2005 09:37:36   [#81]

Przez pół nocy myślałem - chociaż obiecałem sobie, że będę spał...

Niczego nowego nie wymyśliłem. Macie rację, że chyba się nie da... Rozmawiam z wieloma ludźmi - najczęściej wyłacznie "z branży". Tutaj udało mi się spotkać ludzi niekoniecznie związanych. Wasze uwagi mają znaczenie. Dla mnie duże. Zwłaszcze niektóre, zdawałoby się prozaiczne.

"...i tak w  wielu przypadkach nie będzie lepiej a raczej ich działania skupiają się na ratowaniu tego, co jeszcze posiadają..."

"...ale nie można się poddawać..."

"...najwazniejsze to pracować z Nimi tak aby móc sobie spojrzeć w lustro, w ocz i myśleć - zrobiłem dużo. chociaż zawsze można było więcej i więcej...."

"...No i właśnie skupienie się na dniu codziennym, a nie pragnienie (choć szlachetne) "czarowania" indywidualnej przyszłości niepełnosprawnych...."

"...nie wiem jak w Poznaniu - na wschodzie  szkolnictwo specjalne  jest postrzegane bardzo źle - zniszcy się cały dorobek a potem "objawi" się nowa Grzegorzewska...u nas jest za duży nacisk na edukację ( wiedzę) za mały na przygotowanie do życiaale oczekiwania rodziców też mają na to wpływ..."

"...wiem wiem..pogadac trzeba..moze cos się zrodzi...ale tak naprawdę idzie tu o czyny..."

"...Do osiągnięcia pewnego statusu konieczna jest współpraca z rodziną. Rodziny naszych podopiecznych są najczęściej nadopiekuńcze czasem przemęczone , nie chcą lub nie potrafią podjąć współpracy z nauczycielem czy terapeutą. Dużo łatwiej jest trzymać dziecko w domu, kontrolować i narzekać niż pozwolić mu na próbę usamodzielnienia, bo to wymaga ogromnego wysiłku ze strony rodziny oraz kosztów, a rodziny  przyzwyczajone są do tego, że im się należy.A zastanowiłeś się , do jakiego życia przygotowujemy młodzież z masówek? Ilu spośród nich będzie skazanych na opiekę rodziny?..."

"...Nie ma człowieka, który potrafiłby objąć wszystko swoją zapobiegliwością. Nawet swojej własnej przyszłości nie jesteśmy w stanie...Co możesz zrobić - rób, czego nie możesz - zostaw Bogu. Jeśli Go znasz, jeśli Mu ufasz...."

Dziekuję Wam - tematu nie zamykam, co oczywiste. Nie rozwiałem swoich wątpliwości, nadal nie wiem co będzie z "nimi" dalej... Wiem tylko, że dalej będę myśleć. Ale mam też w pewnym sensie upokojone sumienie (może o to mi wewnętrznie chodziło? nie wiem), że tego do końca zaplanowac się nie da...

Wnioskiem generalnym - jak dla mnie - jest to, że musimy robić DZISIAJ maksymalnie, profesjonalnie itd. oraz musimy "wychować" sobie następców (i liczyć, że się tacy znajdą), którzy w owej przyszłości, JUTRO będą jak my dzisiaj robić: maksymalnie, profesjonalnie itd....

Jeeeeeeeeeeeezu.....

Fakir207-07-2005 09:40:55   [#82]

Fred...

NRS - to Nowy Rok Szkolny.....

Dobre :))) Ale jako optymista, nie chcę pisać o śmierci (w potocznym znaczeniu) i jej oglądaniu.... Śmierć jest piękna jako krok na drodze... Ale ja żyję!!! Póki co :)))

Fred07-07-2005 09:47:42   [#83]

A szukałem skojarzeń z czymś Specjalnym. ;-)) A to se odliczankę wymyśliłeś. I powiadasz, żeś optymista?;-))

Renata07-07-2005 09:58:58   [#84]
"Wiem tylko, że dalej będę myśleć." ... Krzysiek, coś ty.., od myślenia głowa boli..;-)))
hania07-07-2005 10:45:06   [#85]
szkoła masowa, zwykłe gimnazjum na wsi, a - najpierw wiejska podstawówka....
Darek, po porażeniu mózgowym, ręce trochę "powykręcane" porusza się też nieco z trudnością, upośledzenie lekkie - jak stwierdza poradnia..
mama nie zgadza się na szkołę specjalną "panie dyrektorze, on tu ma kolegów ze wsi, sąsiada co od dziecka się znają, ta specjalna - trzebaby go wozić, kto to będzie robił? nauczcie go tu czegoś..."
i uczył się najpierw w szkole podst, potem - w mojej klasie w gimnazjum
uczyłam dzieci - te nowe w klasie, które go nie znały - akceptacji, pomocy - ale w takim zakresie, jaki był konieczny,żeby go nie ograniczali. sama uczyłam się sztuki porozumiewania się z nim (w pierwszym dniu zupełnie nie zrozumiałam co do mnie próbował powiedzieć - mowa też upośledzona, pomógł mi ten jego sąsiad... innym też.. dogadywaliśmy się..) uczył się indywidualnie, w szkole + muzyka, plastyka, religia, godz wych z klasą.. jeździł z nami na wszystkie wycieczki, w góry jeździliśmy...
bliżej końca gimnazjum mama zastanawiała się, czy nie szukać możliwości zwolnienia go z egzaminu... pogadałyśmy - co dalej? Mama rozsądnie powiedziała "Pani.. ja chcę, żeby czegoś się nauczył w życiu... bo co będzie jak mnie kiedyś zabraknie..."
Egzamin napisał, poszedł do szkoły zawodowej w Specjalnym Ośrodku Opiekuńczo - Wychowawczym, ogrodnictwo.Jeździł już sam autobusem, widywałam go nieraz, mówił, że "jest dobrze"....
Darek się rozwijał - dzięki uporowi i świadomości mamy i szkoły, wspaniałych nauczycieli, którzy przyjeżdżali również z tej specjalnej szkoły uczyć go u nas, dzięki dyrektorowi, który to zorganizował...., dzięki kolegom w klasie, którzy go akceptowali, pomagali ale i stawiali wymagania - np gdy pracowali w grupie, dostawał przydział zadania stosowny do swoich możliwości - tego ich uczyłam....

Przeczytałam artykuł, Krzysiu o Twojej szkole.....nie wiem "co dalej" z tak głęboko upośledzonymi dziećmi... zostaje może zrobienie wszystkiego TU i TERAZ co tylko możliwe
Kościół włącza się czasem też
w mojej parafii grupą dzieci upośledzonych (w różnym stopniu i wieku) które zostały nazwane "Kruszynki" zajmuje się wspaniała grupa wolontariuszy (tzw "Muminki") Mają spotkania, spotykają się też indywidualnie w ich domach... wystawiają corocznie jasełka (wspólnie) - cudne! Zbierają na obozy rehabilitacyjno wwypoczynkowe i jeżdżą rokrocznie - w wakacje i ferie zimowe. np coroczny mecz policjanci - księża z widownią całego miasteczka, a jakże - biletowany, ma dochód na ten cel.....
Wrośli w społeczność, są jej częścią....
to też ważny kawałek działalności na rzecz tych ludzi i.. ich rodzin

pozdrawiam nieco wakacyjnie ale i refleksyjnie.....
amrek07-07-2005 11:44:03   [#86]

Witaj, pohukujący Fakirze

Od patrzenia na Twój wątek sięgnęłam ponownie po Zerwaną więź Michaela Dorrisa. Dorris jest antropologiem, półkrwi Indianinem Lakotą. Adoptował indiańskiego chłopca, Adama (był jednym z niewielu samotnych ojców, którym agencja adopcyjna powierzyła dziecko). Uprzedzano go, że trzyletni chłopiec jest opóźniony umysłowo. Michael jednak wierzył, że dziecko po przejściach wnet odżyje w normalnym domu i nauczy się wszystkiego, czego krępowane rzemieniami w łóżeczku przez matkę, hodowane w sierocińcach, nie miało szansy nawet poznać, ani tym bardziej - ćwiczyć. Szybko jednak zdiagnozowano  u syna objawy Zespołu Poalkoholowego Uszkodzenia Płodu. Jego biologiczna matka piła na umór i od zatrucia w końcu tuż po trzydziestce padła.

Cała Zerwana więź jest opowieścią o walce o Adama, niewierze w porażkę, o wielu latach powtórek z wiązania butów z nadzieją, że mozolne przypominanie, jak rozplątać supły sznurowadeł, to drobiazg, wprawka przed równie nieustępliwym rozwijaniem najmniejszych bodaj talentów, które niebawem z pewnością się pokażą i dzięki nim Adam będzie mógł żyć samodzielnie. Nie skończyło się tylko na sznurówkach: syn potrafił napisać nawet Historię Adama Dorrisa spisaną przez Adama Dorrisa, ale wyrzucali go z każdej pracy nawet ludzie dobrej woli, bo wiecznie zapominał, co powinien zrobić i kiedy powinien wziąć lekarstwo: wtedy dostawał napadu drgawek. 

Michael mówi: Mój syn będzie wiecznie podróżował bezksiężycową nocą, mając za jedyne towarzystwo wycie wiatru. Nie mówcie mu o górach, o tropikalnych plażach. Nie każcie mu się zachwycać wschodem słońca albo przebłyskami światła wśród liści. Nigdy nie miał czasu na takie rzeczy i nie wierzy w nie. Może przejść koło nich na wyciągnięcie ręki, ale ręce ma wysunięte naprzód w poszukiwaniu równowagi, a nie przyjemności. Nie zastanawia się, skąd pochodzi ani dokąd zmierza. Nie pyta, kim jest ani dlaczego. Pytania są luksusem, dziedziną tych, co pozostają z daleka od szoku nagłej ulewy. Grawitacja tak mocno wciska Adama w rzeczywistość, że nie czuje już z nią punktów stycznych. Tonący nie jest oddzielony od pragnienia pomostem myśli - stanowi z nim jedność. A mój syn, poczęty i wyrosły w kąpieli z etanolu, każdego dnia tonie na nowo. Nie ma dla niego brzegu.

Wszystko dlatego, że spotkał się plemnik bejcowany w wódce - z jajem, które przebrnęło do macicy, która przez dziewięć miesięcy była drink barem. A organizm Indian  wrażliwszy na alkohol i straty bardziej widoczne.

Wiem, że upośledzenia wynikają z bardzo różnych przyczyn i rodzice w przeważającej części nie mają na ich istnienie wpływu. Ale co z przypadkami, kiedy mają? Wtedy raczej pytanie: Co wcześniej?

Michael i jego żona zaangażowali się mocno w popularyzowanie wiedzy o Zespole (lub Efekcie) Poalkoholowego Uszkodzenia Płodu.

Ilekroć spotykałam się z upośledzeniami - głębszymi, lżejszymi, u dorosłych już lub u dzieci, tylekroć uderzał mnie paradoks wysiłków: nawet jeżeli  mimo lat terapii, pielęgnacji, niezliczonych, żmudnych czynności, szukania po całym świecie ratunku, koncentracji na sposobach zaradzenia odmienności wcale lub niewiele zmienia się człowiek specjalny - jak go nazywasz, fakirze - (a nie zmienia się np. dlatego, że nie jest w stanie bez względu na forsowność zabiegów, heroizm, wolę, powtarzalność, głębię nadziei) - nawet, jeśli specjalny istnieje sobie, ot, tak, to głęboko, najgłębiej przeobrażają się ludzie wokół niego. I to oni zyskują taką niemal magiczną moc czynienia najtrafniejszego. Ci oczywiście, których przeszłość nie zabiła, a wzmocniła. A Ty, Krzysztof, zdaje się, do nich należysz, nawet, gdyby chwilowo wydawało Ci się, że nie :-)

Pozdrawiam ciepło,
Ag

Fakir207-07-2005 12:22:23   [#87]

Haniu...

Jak się czyta to co napisałaś, to serce rośnie. Dobrze, że mu się tak trafiło. Miał szczęście. Oby takich sytuacji (a jest ich dużo, bo wielu wspaniałych ludzi jest) było jak najwięcej.

Podobie jak wswpólnoty Wiary i Światła (muminki) czy Burego Misia mają swój ogromny sens. Dobrze że są.

Do "wniosków końcowych" doszliśmy takich samych... Tu i teraz + wychowanie następców...

Dzieki Ci za refleksję, bo wakacji to raczej nie będę miał....

Fakir207-07-2005 12:42:42   [#88]

Amrek...

"...Wiem, że upośledzenia wynikają z bardzo różnych przyczyn i rodzice w przeważającej części nie mają na ich istnienie wpływu. Ale co z przypadkami, kiedy mają? Wtedy raczej pytanie: Co wcześniej?..."

Ja szczerze mówiąc nie widzę tu problemu. Tzn problemy są ale nie ma niejasności. Prewencja pierwotna, wtórna... Także kierowana do ludzi młodych (ja to robiłem w poradniach przykościelnych dla narzeczonych), w pogaduszkach z młodymi przy innych okazjach... Wiesz - na swoje życzenie mogę sobie nawet rękę uciąć, muszę tylko wiedzieć najpierw że to się może zdarzyć, gdy... (tzn, że nóż jest ostry...). Informacja, uczciwa, rzetelna, wszędzie i zawsze... Jest z tym bieda - to fakt...

Tylko, że np. przy FAS (Fetal Alcoholic Syndrom) jest  pułapka... Niektórzy (najgorzej gdy są to jeszcze decydenci, ludzie znaczący)generalizują i uważają, że wszelkie picie powoduje upośledzenie umysłowe... a to przecież nie tak. Natomiast cierpienia ludzi, którym ktoś niedouczony palnął, że ich dziecko ma z. Downa, bo pili - już się nie odwróci....

Piszesz"...Ilekroć spotykałam się z upośledzeniami - głębszymi, lżejszymi, u dorosłych już lub u dzieci, tylekroć uderzał mnie paradoks wysiłków: nawet jeżeli  mimo lat terapii, pielęgnacji, niezliczonych, żmudnych czynności, szukania po całym świecie ratunku, koncentracji na sposobach zaradzenia odmienności wcale lub niewiele zmienia się człowiek specjalny - jak go nazywasz, fakirze - (a nie zmienia się np. dlatego, że nie jest w stanie bez względu na forsowność zabiegów, heroizm, wolę, powtarzalność, głębię nadziei) - nawet, jeśli specjalny istnieje sobie, ot, tak, to głęboko, najgłębiej przeobrażają się ludzie wokół niego. I to oni zyskują taką niemal magiczną moc czynienia najtrafniejszego. Ci oczywiście, których przeszłość nie zabiła, a wzmocniła. A Ty, Krzysztof, zdaje się, do nich należysz, nawet, gdyby chwilowo wydawało Ci się, że nie :-)..."

Dziękuję - to, że ludzie wokół się przeobrażają to jasne. Ową "moc" daje nam intensywność (ustawiczność) kontaktów z "naszymi", permanentne pochylanie się nad lub choćby tylko "towarzyszenie" im w ich życiu... Tylko..... Co z tej mocy wynika? Że potrafię mówić już bez płaczu i ściskania w gardle o tym, że moja Emilka musi umrzeć? Że umiem mówić ze swadą o tych problemach i pociągam innych do pomocy? Że w końcu przez tę "moc" zaczynam odstawać od innych i zostaję naznaczony (tak przez świat jak i przez siebie samego) jako "specjalny"?

Pokręcone to wszystko - "i chciałabym i boję się"....

Sylwia Ledwig07-07-2005 14:14:37   [#89]

"...Wiem, że upośledzenia wynikają z bardzo różnych przyczyn i rodzice w przeważającej części nie mają na ich istnienie wpływu. Ale co z przypadkami, kiedy mają? Wtedy raczej pytanie: Co wcześniej?..."

No właśnie ...

To może i ja z historią pewną, przedstawioną w reportażu na jednym z kanałów telewizji niemieckiej przed tygodniem. Matka w 7 miesiącu ciąży zgłasza sie na dyżurze nocnym w klinice z prośbą o usunięcie ciąży ... ciąża patologiczna (dziecko ma stwierdzony zespół Downa), kobieta była wcześniej (ale dopiero po 3 miesiącu) kilkakrotnie u ginekologa ale nie mogła się do tej pory zdecydować, aż do wspomnianej nocy ... lekarz dyżurny z ciężkim sercem (że to na niego trafiło), wykonuje "zabieg", polegający na przedwczesnym sprowokowaniu bólu porodowego, w dawkach większych niż sosuje się zazwyczaj przy przenoszonych ciążach. Dziecko przychodzi na świat i ... ma umrzeć, (niektóre przychodzą na świat nieżywe po dawce środka jaki zaaplikowano). W ten sposób urodzonych dzieci nie ratuje się, nie sprowadza się lekarza dziecięcego, nie umieszcza dziecka w inkubatorze, ale owija w kocyk wkłada do łóżeczka i ... daje umrzeć. Te dzieci ponoć nie krzyczą (płuca jeszcze nie całkiem rozwinięte), leżą cicho i "odchodzą". Ten chłopczyk z zespołem Downa zostaje potraktowany w ten sam rutynowy sposób. Sytuacja zaczyna być wyjątkowa po 2 godzinach, bo chłopiec ciągle jeszcze żyje ... po 3 godzinach - chłopiec żyje, a na dodatek jego stan (odpowiednio do okoliczności) jest stabilny. Lekarz jest przerażony i rozpoczyna akcję ratowania chłopca. Jak sam w reportażu stwierdził, była to sytuacja dla niego zupełnie nowa i przerażająca. Dziecko, które najpierw lekarstwami uśmiercał, obecnie ratuje. Sytuacja paradoksalna. Uśmiercać środkami mógł tylko w łonie matki, "na zewnątrz" już nie, "na zewnątrz" można "tylko" dać umrzeć, ale dziecko to nie zamierzało umrzeć ... Chłopca odratowano, jednakże do zespołu Downa dołączyła się wada płuc, wada serca, coś z układem motorycznym, etc. Ogólny stan zdrowia chłopca stabilny, chłopiec silny, radosny ... i na tyle "pełen życia", że udaje mu się oczarować rodzinę z dwojgiem zdrowych dzieci, pragnącą adoptować jeszcze jedno dziecko (zdrowe!). Małżeństwo owo adoptuje właśnie jego. Opieka jest wspaniała, chłopiec żyje wraz ze zdrowym rodzeństwem na wsi, w dużym domu z ogromnym ogrodem i dużym potencjałem miłości i oddania ze wszystkich stron. Małżeństwo rozpoczyna "walkę" o zmiany w prawodawstwie - stąd ten reportaż - ludzie mają się dowiedzieć o istnieniu prawa umożliwiającego usunięcie ciąży patologicznej po upływie 3 miesięcy (a więc nawet krótko przed planowym terminem poczęcia). Małżeństwo owo mówi, że nie było minuty w ich życiu, w której by żałowali swojej decyzji o przyjęciu "ich" trzeciego dziecka, ale łatwiej by im było jakby dostali je z zespołem Downa, bez dodatkowych schorzeń spowodowanych sytuacją okołoporodową. Sprawę wnieśli do sądu. Biologiczna matka dziecka też wniosła sprawę do sądu, wg. niej dziecko miało umrzeć, a nie zostać ratowane. Ten proceder obciąża jej psychikę, "tego nie było w umowie". Lekarz oskarżony o dwa sprzeczne precedensy - miał wcześniej przystąpić do akcji ratowniczej/ nie miał jej w ogóle podejmować. Wszysto bardzo zawikłane. W międzyczasie (po siedmiu latach) umiera matka biologiczna dziecka, obciążona psychicznie sprawą -na "zaawansowaną depresję". 

I takie przypadki zatem też istnieją, pytanie jak można wpłynąć na uniemożliwienie podobnych procedur. Te musielibyśmy umieć zmienić ... dotyczą prawodawstwa. Co się raz zdarzyło, może się powtórzyć.

amrek07-07-2005 15:30:15   [#90]

fakir...

pewnie, że pokręcone...i że chciałabym i boję się. Nie tak dawno jeździłam do DPS - u. Nie przez całe życie przeca, zaledwie przez półtora miesiąca, ale codziennie. Dom nie wysoko wyspecjalizowany, pstrokacizna: skrajnie wyniszczeni alkoholicy wespół ze starcami opuszczonymi przez bliskich, a także ludźmi głęboko upośledzonymi lub przewlekle chorymi, od urodzenia lub później, z parkinsonizmem, SM - em lub licznymi uszkodzeniami wynikającymi z powikłań w chorobie. W różnym wieku, ale na ogół z bardziej lub mniej ograniczonymi możliwościami porozumiewania się z otoczeniem. Tuż za murem ze starej cegły - szosa i zwyczajne życie. Tak blisko i tak kosmicznie daleko. Pewnie dlatego, że byłam tam tak niedawno, co odświeżyło dawniejsze doświadczenia, w ogóle się na Twoim wątku odezwałam. 

Piszesz: Dziękuję - to, że ludzie wokół się przeobrażają, to jasne.
Jasne - dla Ciebie, Krzysztof. Kto nie zetknął się bliżej z tą jasnością, nie ma zielonego pojęcia, jak bardzo jest inaczej i co staje się ważne, najważniejsze ani dlaczego. I dlaczego miałoby być ważne dla pozostałych, których na co dzień sprawa pozornie nie dotyczy. I tak naprawdę, o czym świetnie wiesz, często trudno przekonać, że jest inaczej. To taki typ Twojej oczywistości, o których większość świata ani nie chce, ani nie umie wiedzieć. Albo nie wie zupełnie, co ze zdobytą wiedzą począć.
Właściwie nie wiem do końca, dlaczego wrzucam tu trzy grosze. Może dlatego, żeby powtórzyć, że wcale nic nie jest "jasne"? Po części dlatego, że ileśtam razy w życiu przekonałam się, że walcząc o własną sprawę zakłada się bardzo często zupełnie nietrafnie jakąś podstawową dla siebie wiedzę, której inni wcale nie mają.   

Tylko..... Co z tej mocy wynika? Że potrafię mówić już bez płaczu i ściskania w gardle o tym, że moja Emilka musi umrzeć? Że umiem mówić ze swadą o tych problemach i pociągam innych do pomocy? Że w końcu przez tę "moc" zaczynam odstawać od innych i zostaję naznaczony (tak przez świat jak i przez siebie samego) jako "specjalny"?

A co innego mogłoby wyniknąć, Krzysztof? To skrajne doświadczenia, te, które Ty masz i zostawiają łatwe do przewidzenia i wyczucia ślady, ale jednocześnie dzięki temu właśnie skuteczniej pomagasz i skłaniasz do pomocy innych. Bo wiesz, jak to robić i wiesz też, jak uchronić się przed załamaniem.
Sorry, to pewnie też jasne, ale obiecałam sobie kiedyś, że z uporem maniaka będę gadać o oczywistościach. Oczywistość dziś coraz częściej staje się czymś tak obchodzonym z daleka, że prawie nikt nie wie, jak ona właściwie wygląda. A jednym z milczących truizmów jest fakt, że nawet jeżeli wspomaga się specjalnych, to zazwyczaj ku niczemu, ku bezprzyszłości, bo poza magiczną granicą osiemnastki, czy wyższą, ale ostro zakreślającą koniec dozwolonego ustawowo etapu edukacyjnego, świat nagle, generalnie rzecz biorąc, już nie wspiera, a wymaga i mało przejmuje się sukcesami w postaci wiązania butów lub miejscami do pracy i życia dla specjalnych. I to jest chore. Maeljas wspomina wątek, który powstał, gdy
"pisma szły do rzecznika w sprawie dostosowania wymagań w trakcie nauki, a potem wrzucania do jednego kotła - poszukaj w szukajce - znajdziesz i pocztaj (głos ludu też)" (#74). Oberwało mi się w tamtym wątku, ale wciąż nie wydaje mi się, głosowi ludu, żeby mniej absurdalnym czyniło życie wielu niepełnosprawnych i ich opiekunów nawet dostosowanie wymagań na maturze, podczas gdy po niej rzeczywistość nadal nie ma często do zaofiarowania nic ponad właśnie wrzucanie do wspólnego kotła. 

W DPS-ie zachowywałam się tak zwyczajnie, jak potrafiłam, ale wymagało to ode mnie  mobilizacji sił i dyscypliny. I wychodziłam stamtąd na początku z olbrzymią ulgą. Nic na to nie poradzę. Nauczyłam się czegoś dopiero, gdy mijał czas w bezpośrednim kontakcie z rzeczywistością, w której natężenie wszechobecnego cierpienia momentami stawało się nie do zniesienia, ale nie można było wyjść. Agabu nieraz mówiła, jak nie wierzy w wielosłowie, tylko w konkretne działania, a mnie się wciąż wydaje, że zanadto gardzi się słowem i bezpośrednim kontaktem z dawką nieoczywistych oczywistości. 

Wlazłam, żeby po prostu przypomnieć, że nic nie jest jasne dla tych, którzy jadą szosą za murem. I już grzecznie cicham i nie zabieram miejsca. 

Dobrego wieczoru, Ag

słonko07-07-2005 17:23:04   [#91]

Amrek #90 - trafione...

 

dlatego nie spierajmy się, szkoda sił i czasu

żeby pomóc sobie nawzajem czasami wystarczy BYĆ. Każdy z nas jest w jakiś sposób niepełnosprawny. Nie warto atakować czyjąś inność, chociażby z tego powodu, że i sami dla pozostałych jesteśmy inni. Wszak nie ma dwóch jednakowych kropel wody...

nie o to chodzi, jak dalece ważniejszy jest nasz punkt widzenia, nasz temperament, nasz sposób bycia, nasz...nasz...tak naprawdę istotne jest, aby każdy był WAŻNY

Fakir207-07-2005 19:01:10   [#92]

Tak jak to kiedyś przewidywałem...

gdy pisałem swoistą "modlitwę":

"...Naucz mnie - jak ukazać kwiatów piękno
ludziom z tym pięknem nieobytym...
Naucz - jak nieme kołysanie ptaka nieba
przelotnie ludziom ukazać
co lotu niezwyczajni...
Ucz mnie dobywać serca i myśli
po raz niewiadomy
by po raz pierwszy niewiadomym ludziom
dać znak i prawo, że można, że trzeba...
Naucz mnie sztuki najtrudniejszej
przekonać ich, że się powinno..."
                                    (1976)

Napisałaś: "...To taki typ Twojej oczywistości, o których większość świata ani nie chce, ani nie umie wiedzieć. Albo nie wie zupełnie, co ze zdobytą wiedzą począć..."
oraz:
"...A jednym z milczących truizmów jest fakt, że nawet jeżeli wspomaga się specjalnych, to zazwyczaj ku niczemu, ku bezprzyszłości, bo poza magiczną granicą osiemnastki, czy wyższą, ale ostro zakreślającą koniec dozwolonego ustawowo etapu edukacyjnego, świat nagle, generalnie rzecz biorąc, już nie wspiera, a wymaga i mało przejmuje się sukcesami w postaci wiązania butów lub miejscami do pracy i życia dla specjalnych..."

No i dlatego włąśnie powstał ten wątek: CO DALEJ?  Milczący truizm.... Ha!!!
Gadam, bo nie chcę milczeć... Bo mnie to wkurza... Bo uważam, że jako ten "gadający" w tym układzie mam obowiązek wypowiedzi....

Naprawdę gorąco Wam dziękuję!!!!

I bardzo się cieszę, że mogę tu być :))))
Fakir207-07-2005 19:54:54   [#93]

Czy mogę być niepopularny?

Bo ja problemów mam więcej...
W tej chwili tylko sygnalnie - by rozgrzać dusze...
I żeby było jasne - DLA NIEKTÓRYCH - nie robię sobie żadnych jaj... Problem się zaczął w 1996, gdy Anglicy przedstawiali u nas swoje programy profilaktyczne typu "Ochrona przed wykorzystaniem" "Sytuacje zagrożenia" itp.

Niektórzy "umiarkowani" (piszę skrótami!!!) chociaż nie piszą, wiele rozumieją... Posługują się "książkami komunikacyjnymi" (piktogramy, rzadziej Bliss czy inne).
Dużo mówimy o autonomii, możliwościach wyboru...
CO z tzw. BRZYDKIMI WYRAZAMI ?  
Słyszą je - trudno nie słyszeć - sytuacyjnie. Budują sobie struktury wyrażeń i wypowiedzi a... nie mają możliwości ich zrealizowania.... Nie ma pikto, nie ma symbolu... Tzn. są, ale im nie dajemy...

CZY i jeśli tak, TO W DALSZYM CIĄGU "CZY" - uczyć? Na żadanie? Z ramówki?....
Dla mnie to problem... Dyskusje w ramach tzw. Komisji Specjalistów Blissa pod auspicjami Hani Lechowicz nie przyniosły efektu....

Jestem wierzący - mi to nie pasi... Z drugiej strony - ja mam być szczególną "protezą" dla tego mojego ucznia...
A proteza nie dyskutuje, tylko idzie tam, gdzie ją pan prowadzi....

???????
Fakir207-07-2005 21:03:07   [#94]

Wiem, że czas wakacyjny.... ale...

macie wakacje? Bo ja nie....
Bardzo prosze.... Pomyślcie....
Muszę przyznać, że watek poprzedni przerósł moje oczekiwania....
Łażę po czatach, kafejkach i.... nigdzie nie spotkałem takiego odzewu i LOGIKI myślenia....
Pomóżcie.... Zwłaszcza, że problemów mam więcej - więc możecie na mnie liczyć....
Arwena07-07-2005 21:33:30   [#95]

Fakir

A pomyślałeś, jak nauczysz swoich specjalnych palenia papierosów, picia alkoholu, brania narkotyków itp?
Jak się mówi a.....
Fakir207-07-2005 21:37:22   [#96]

Dobre...

a Ty, ja.... możemy palić? Choć to niezdrowe itd..?
Konsekwencja.....  Ja ich nie nauczę.... Ewentualnie odpowiem NA ICH WYBÓR.... Chcą robić głupio.... Mają prawo???? Napisałem, że to problem.... Także mój....
Nie wiem co robić - pytam się i proszę o uwagi....
Jak zacznę za nich decydować, to gdzie tu autonomia?  No gdzie????
Arwena07-07-2005 21:48:41   [#97]
A czy ich możliwości umysłowe pozwalają na świadome podjęcie takiej decyzji?
Czy pozwalają im zrozumieć, że to jest złe?
Pytam serio, bo ja uczę w zwykłej szkole i nie znam się na specjalnych.
 
Zwyczajnych dzieci też celowo nie uczymy takich rzeczy, uczą się ich przez obserwacje.
 
To rzeczywiście jest problem, czy możemy te specjalne dzieci odgradzać od tego, co uważamy za złe.
 
A czy one uznają to za złe, jeżeli nauczy ich np. przekleństw osoba, która jest dla nich autorytetem, którą kochają i podziwiają?
Fakir207-07-2005 22:02:57   [#98]

Arweno....

tym "naszym" przekazywać może tak naprawdę tylko "osoba znacząca", czyli ktoś, kto jest dla nich "kimś"... Tu jest szerszy problem.... Autonomii... Nie wiem, czy rozumieją co złe, co dobre.... Chodzi o MOŻLIWOŚĆ wyboru.... Co innego uczenie tzw. "normalnych" - one tego co "złe" mogą się nauczyć (i nauczą) same, z podwórka... "Nasi" tej możliwości nie mają..... To wbrew pozorom jest CHOLERNY problem..... Bo nie mówimy o tresurze - tylko dobrych spraw....
bratek07-07-2005 22:04:32   [#99]

To ja pewnie znowu wstrzelę się gdzieś trochę "obok" tematu, ale i tak się odezwę.

A taką mam konstrukcję własną, że umiem tylko o konkretach. Nie chcę, nie umiem, mówić o filozofii drogi (czy raczej kierowania drogą) naszych naszych podopiecznych. Nie chcę o ptaszkach i chmurach nad tą drogą.... Chcę o celu. A o to chyba pytałeś?  

Cel dla mnie jest jasny i oczywisty- usamodzielniać do granic możliwości!!!! Te granice będą inne dla różnych osób w zależności od ich stanu wyjściowego, oczywiście:

  • dla osoby głęboko upośledzonej- będzie to umiejętność samoobsługi (wc, łazienka, kuchnia) i zajęcie się sobą według określonego planu (no cóż, sami go sobie nie ułożą....) może jakaś najprostsza aktywność zawodowa (np. naklejanie znaczków)
  • dla umiarkowanego- normalna samoobsługa i prosta aktywność zawodowa (np. sprzątanie)
  • a dla np. osoby z zespołem Aspergera- być może ukończenie studiów i praca na uczelni- czemu nie?

Co jest w tym celu ważne- postawienie sobie kryterium, żeby doprowadzić daną osobę do stanu w którym jak najmniej będzie się różniła od osób z otoczenia. Żeby np. nie pluła, nie szczypała innych, nie stymulowała się machając rękami lub ugniatając sobie gałki oczne, żeby w sklepie nie konsumowała wprost z półki, tylko żeby zapłaciła, no i żeby estetycznie wyglądała. Dana osoba musi jak najmniej odróżniać się od innych, bo wtedy będzie dla tych innych "łatwiejsza do zaakceptowania". Zatem dla mnie to jasne i oczywiste, że taki powinien być właśnie cel pracy pedagoga specjalnego i rodziców dziecka niepełnosprawnego.

Pamiętam jak kiedyś na wykładzie K. Mrugalska opowiadała, że była na jakiejś ważnej konferencji  (w latach 80-tych) i w ekipie 1 z krajów na tej konferencji były 2 osoby z małogłowiem. Ubrane w garnitury, zachowujące się dostojnie, z własnymi identyfikatorami, etc. Pamiętam jak mówiła, jak ją to zachwyciło!

Powinno być oczywiste, a nie jest.......

Przywykliśmy do mówienia- NIE DA SIĘ! Nie da się, bo: taki upośledzony, bo ograniczenia prawne, bo cieżkie sprzężenie, bo zła współpraca z rodziną, itd, itp.

W grudniu ubiegłego roku dane mi było wypowiadać się na konferencji naukowej (w Poznaniu). Chodziło o etyczne aspekty pracy nauczyciela - terapeuty. Powiedziałam, że podstawowym zadaniem nauczyciela powininno być wybranie drogi efektywnej (potwierdzonej naukowo) terapii. Że zbyt często terapeuci wybierają po prostu znaną sobie drogę. Powiedziałam też, że w metodzie którą pracuję (ABA) przyjmuje się, że jeżeli uczeń nie robi postępów, to jest to wina terapeuty.  WIelu osobom się to nie spodobało......

CZy wiecie, ze w Polsce praktycznie  w ogóle nie prowadzi się badań nad efektywnościa działań terapeutycznych? WIęc czemu dywagujemy na tym, gdzie powinniśmy zmierzać, nie do końca wiedząc jak to robić?????????

Jak wygląda w dużej części nasze szkolnictwo specjalne? Opowiem Wam historię z życia. (De facto mam cichą nadzieję, że może osoba o której piszę zagląda tu, przeczyta to i coś do niej dotrze) Miałam jakiś czas temu kontakt z Panią dyrektor Baaaaaaaaaaaaardzo Dużej Szkoły Specjalnej. Odwiedziła naszą maluteńką placóweczkę.Opowiadam jej z ogniem w oczach o tym co robimy, o terapii, o efektach o badaniach ... A ona słucha, słucha, w końcu mówi - "Nie musi mi Pani opowiadać o terapii. Doskonale wiem co to jest terapia. Kilka razy w tygodniu zdarza mi się, że przychodzi do mnie po indywidualnym nauczyciel i mówi, że nie zrealizował na zajęciach z treści programowych nic, bo mu uczeń szalał, po całej sali. To ja mu wtedy mówię- proszę wpisać do dziennika, że Pan robił terapię" Dodała jeszcze, że psycholog u niej w placówce mawia "gdybym ja wiedziała jak tym dzieciakom pomóc, to bym Nobla dostała bo tego przecież na dzień dzisiejszy nikt nie umie"  i że ona się z tym stwierdzeniem zgadza.

Ręce opadają- przynajmniej mnie......

Ups........ Pewnie trochę niektórym z Was podpadłam:))))

Jeszcze tylko słówko z zupełnie innej beczki- SYlwia pisała o tym Kościele, który powinien się bardziej opiekować niepełnosprawnymi. A ja powiem "Niech Bóg broni i zachowa!!!!!!!!!!!" Pracowałam w 2 DPS-ach prowadzonych przez zgromadzenia zakonne i wiem co mówię. Ciemnota, zakłamanie i brak jakichkolwiek standardów.

Fakir207-07-2005 22:13:08   [#100]

Bratek......... Naprawdę Ci dziękuję...

Zwłaszcza za ten akapit o tym, że niepełnosprawny musi się (musi? Chyba tak ) wpasować w wymagania społeczne....
Pani Mrugalskiej nie lubie - była sekretarzem PSOUU gdy moja Mama była w Zarządzie...( Potem udawała, że nas nie zna...)
To mi daje do myślenia.... Fakt, że nie prowadzi się badań nad efektywnością (ba nad  samymi metodami też nie...) działań terapeutycznych.... Trza to ruszyć !!!!
Dzięki - jesteś świetna !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ] - - [ 84 ][ 85 ]