Forum OSKKO - wątek

TEMAT: Szkolny matrix
strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ]
Grzegorz09-07-2002 17:27:34   [#01]
I znów bardzo interesujący artykuł Piotra Legutko w "Rzeczpospolitej" - tym razem o rekrutacji do szkół średnich:

http://www.rp.pl/gazeta/wydanie_020709/publicystyka/publicystyka_a_9.html (przepraszam, ale zapomniałem, jak to sie uaktywnia)

Szczególnie ważny wydał mi sie fragment:

"Niewykluczone, że wiele samorządów da się zwieść szkolnemu matriksowi. Dzięki temu najmodniejsze licea staną się jeszcze modniejsze, a system szkolny nabierze cech klasycznej segregacji: licea z najzdolniejszą młodzieżą plus reszta świata. Czy tak ma wyglądać głoszone przez tę ekipę wyrównywanie szans edukacyjnych?

Wbrew temu, co wbija się nam do głowy (rankingi!), dobra szkoła to nie ta, która ma najwyższe stężenie olimpijczyków na metr kwadratowy. Na czym ma w takim przypadku polegać mistrzostwo nauczycieli? Jak pokazać przyrost wiedzy? W każdej klasie powinno istnieć zróżnicowanie, tak by jedni mogli podciągać się do innych.

Poza tym szkoła to nie kursy naukowe. Tu się także wychowuje, uczy współżycia społecznego, współpracy. Warto brać przykład z dobrych szkół społecznych, które w każdej klasie rezerwują miejsca dla uczniów niepełnosprawnych lub słabszych socjalnie. Najmodniejsze licea powinny przestać zbierać samą śmietankę, a jeśli uważają, że mają jeszcze spore rezerwy kadrowe i lokalowe - niech otwierają klasy gimnazjalne. Oczywiście rejonowe, by wszyscy mieli szansę ogrzać się w blasku ich chwały."

Zawsze mam przyjemność, kiedy czytam takie mądre słowa. Szkoda tylko, że .........
Andrzej z G09-07-2002 18:09:01   [#02]

Też tak sobie myslę

Z majego gim. idzie do "lepszych" ok. 70% uczniów. W tym roku kl. dz. to średnia 4.9 i to bez naciągania. Egzamin dla dwu klas też ok 40 pkt. i to nie dzieci mają te ambicja lecz rodzice. "Tu się wychowuje", a nie tylko odpytuje i zadaje, a reszta na korkach. Kto broni zrobić taką szkołę?!!! Samo życie. Bo rankingi ilu w olmpiadach co dają, jeśli moii z 5.5 ze świadectwa tam poszli. A ilu moich w olmpiadach i igrzyskach startuje. A na organizowanej konferencji dyr. z ok. zakończenia roku szkolnego, w mojej nic się nie działo, bo ok. 20 innych otrzymało sprzęt sportowy. Przy wręczaniu dyplomów, za ośągnięcia sportowe w "Ratuszu" byli trenerzy, a nikt nie zaprosił n-li, którzy tyle czasu poświęcają na nauczanie po godz. bo ucz. byli na zawodach. Matura dla tych trenujących wyczynowo to też "sprawa" szkoły. A 99% zdaje b.dobrze. To boli. Moja sala od 1.05 do 20.06 każdego roku pęka w szwach. W salach lekcyjnych od piątku do niedzieli śpią dzieci (zawodnicy) turnieji organizowanych w naszej szkole. Moje uczennice z SMS jadą na MŚ do USA. Miasto robi BAY, BAY. Dyr. siedzi przy naborze do SLO, bo to dzieci MIASTA, a szk. jest dodatkiem. Gorzkie żale. Tak. Na nabór, przez który od 2 tyg. jestem do tyłu, na traktowanie szkoły przez władze. Oj, ale się "wylałem". Andrzej
Jersz09-07-2002 19:00:58   [#03]

Do Rzepy

Do artykułu ->> http://www.rp.pl/gazeta/wydanie_020709/publicystyka/publicystyka_a_9.html
Majka09-07-2002 19:25:32   [#04]

przyjemnie się czyta...

Przyjemnie... tylko dla mnie nic nowego z tego tekstu nie wynika. O przejściach z rekrutacją równie przekonująco piszecie wy. O dramatach uczniów i rodziców huczy na wszystkich edukacyjnych forach. P. Legutko powtórzył propozycję "udemokratyzowania" szkół i równego dostępu. Nie napisał tylko JAK to zrobić.

A może centralna baza danych i każda szkoła średnia dostaje "z przydziału" 30% b.dobrych, 30% średnich i 30% słabych uczniów (10% na odwołania ;-)) ?

Nie znalazłam też w artykule żadnej propozycji, jak powinna wyglądać rekrutacja.

 

"Niewykluczone, że wiele samorządów da się zwieść szkolnemu matriksowi. Dzięki temu najmodniejsze licea staną się jeszcze modniejsze(...)"

Nie rozumiem ... Co autor miał na myśli?

Leszek09-07-2002 21:08:48   [#05]

Cześć

Jestem rozczarowany artykułem P. Legutko.

To tylko jeszcze jeden piszący jak to było źle z naborem, a co w zamian?

Ponarzekać w prasie można w zależności od oblicza politycznego gazety.

Pozdrawiam

Leszek

gosia gosiula09-07-2002 22:53:17   [#06]
Próbuję sobie przypomnieć jak to drzewiej bywało. Przecież ja pochodze z czasów nadprzyrostu demograf., kiedy ogólniaków było duzo mniej, a mimo to nie pamiętam, żebysmy brali udział w takim zamieszaniu. Chyba obowiązywał  konkurs świadectw (egzaminów nie było) i być może...rejonizacja (!!!???). Mam wrażenie, że wówczas wszystkie ogólniaki były dobre, a różnice dotyczyły profili klas, do których  były jakieś egzaminy, czy inne specjalne kryteria.
jan10-07-2002 12:09:33   [#07]

Mnie także artykuł pana Legutki bardzo rozczarował. Po zdecydowanej krytyce tego co się stało proponuje on:

Jedyny wniosek, jaki się pojawia, dotyczy ograniczenia liczby odpisów świadectw, którymi będą się mogli posługiwać absolwenci gimnazjów. Na przykład nie dziewięć, lecz trzy. Natomiast brakuje refleksji nad sensownością samego pomysłu składania papierów jednocześnie do kilku szkół. Zwłaszcza w warunkach niżu demograficznego, kiedy podaż zdecydowanie przewyższać będzie popyt i żadnemu absolwentowi gimnazjum nie grozi pozostanie poza systemem szkół średnich. Skoro stawia się na prawo wyboru, niech to będzie wybór świadomy i przemyślany. Wybór jednego konkretnego liceum (technikum). -

Jeśli zatem nowy system jest gorszy niż poprzedni wróćmy do starego. Autor jednak zapomina, że poprzedni też był bardzo zły gdyż uderzał bardzo mocno w uczniów dobrych (ale nie bardzo dobrych), którzy nie dostając się do szkoły wymarzonej w końcu dostawali się do szkoły w powszechnej opinii uważanej za gorszą, w której po pierwszym naborze zostały jeszcze jakieś miejsca. Ale skoro nowe jest jeszcze gorsze ... - jak w tym dowcipie o Żydzie, któremu Rabbi powiększył mieszkanie każąc mu najpierw wprowadzić do niego kozę i po jakimś czasie znowu wyprowadzić ją do komórki.

Pomysł ograniczenie liczby składania podań do trzech jest zupełnie absurdalny i świadczy o kompletnym niezrozumieniu istoty problemu. W takim wypadku jako taką pewność naboru w pierwszym terminie ma tylko 1/3 najlepszych uczniów. Reszta ma takie same problemy jak w tym roku.

Majka10-07-2002 15:33:17   [#08]

uleję sobie


"Wbrew temu, co wbija się nam do głowy (rankingi!), dobra szkoła to nie ta, która ma najwyższe stężenie olimpijczyków na metr kwadratowy. Na czym ma w takim przypadku polegać mistrzostwo nauczycieli? Jak pokazać przyrost wiedzy? W każdej klasie powinno istnieć zróżnicowanie, tak by jedni mogli podciągać się do innych.

Poza tym szkoła to nie kursy naukowe. Tu się także wychowuje, uczy współżycia społecznego, współpracy. Warto brać przykład z dobrych szkół społecznych, które w każdej klasie rezerwują miejsca dla uczniów niepełnosprawnych lub słabszych socjalnie. Najmodniejsze licea powinny przestać zbierać samą śmietankę"

Jeszcze raz zacytuję fragment, który tak podobał się Grzegorzowi.

Mnie zirytował. Wynika z niego:

1. "Liceum rankingowe" (czyli modne) z założenia autora jest sformułowaniem pejoratywnym. Na to, by dobrzy uczniowie chcieli do takiej szkoły przyjść, nie ma wpływu ani oferta edukacyjna szkoły, ani ciężka praca dyrektorów i nauczycieli. To "stężenie olipijczyków", które bierze się samo z siebie.

2. Nie ma mowy w takich szkołach o "mistrzostwie nauczycieli".Ci trwają w milczeniu, starając się nie obniżyć poziomu uczniów, którzy przyszli ze skończoną wiedzą. Co najwyżej dają adresy na korepetycje...

3. Dyrektorzy liceów nasyconych olimpijczykami odganiają spod bram te garnące się nieustannie tłumy uczniów dostatecznych.

P. Legutko chyba nigdy nie słyszał uczniowskich komentarzy typu: do..xxx.. idziesz? Żeby kuć jak kretyn?

4. Przyrost wiedzy- to magiczne sformułowanie. A może dla uczniów, rodziców i nauczycieli w ostatecznym rachunku istotniejsze są wyniki zewnętrznej matury? I wyniki egzaminów wstępnych na studia?

5. Zbieranie śmietanki... jaka ona jest, to już parę razy pisaliśmy wszyscy. Są uczniowie fantastyczni, ale są i wyżebrane, wyszantażowane, dane z dobroci szóstki, nieadekwatne do wiedzy wyniki egzaminów - pod koniec listopada da się policzyć, jaki procent śmietanki jest co roku fałszowany. Ton wypowiedzi p. Legutki sugeruje, że po korytarzach przechadzają się sami geniusze, a rozleniwieni nauczyciele wskazują: ty, ty i ty na olimpiadę...

Jest wielu uczniów dysfunkcyjnych, ze skierowaniem z poradni, pełne ręce roboty mają pedagog, psycholog i wychowawcy. Są dodatkowe godziny (bezpłatne) dla tych, co nie nadążają, ech...

Czasem mam wrażenie, że dałam się nabrać na edukacyjną bajkę. Pracuję w "rankingowym" liceum . Jestem absolwentką tej szkoły, miałam w niej praktyki studenckie, od baardzo wielu lat w niej uczę. Kiedyś harowali ciężko moi znakomici nauczyciele, teraz staramy się my - by utrzymać dobrą opinię, na którą pracowały pokolenia. Ciężko pracujemy, czasem pytamy dyrektora: po co? Te same pieniądze, te same dodatki - a czasu jakby mniej, a roboty jakby więcej... I co chwilę wewnętrzne badania jakości, cztery próbne matury (by poćwiczyli ludkowie), zewnętrzne badania wyników nauczania... największe "stężenie na metr" nauczycieli dyplomowanych i po kilku kierunkach podyplomowych... I było  mówione: jak podniesiecie poziom, jak będziecie mieli jeszcze lepsze wyniki - dostaniecie więcej klas, podniesiemy dodatki. Niech inni widzą, że warto pracować. Jak mówiła Królowa w "Alicji w krainie..."? Trzeba bardzo szybko biec, by stać w tym samym miejscu...

Jeszcze 10 lat temu liczyły się w mieście dwa licea. Od pewnego czasu mocno wzięły się do pracy natępne dwa. Mają coraz lepsze wyniki i coraz lepszy nabór. Przecież tak też można, prawda? Podnosząc poziom , jakość własnej pracy, a nie snując teorie, jak to inni zabierają im te dobre dzieci...

Lubię swoją szkołę i bardzo szanuję uczniów, którzy mieszkając w mieście, gdzie jest jedna biblioteka z działem naukowym, wygrywają olimpiady.

Mariola10-07-2002 17:23:53   [#09]

ała :-))

Majka, nic dodać.
Mam takie samo zdanie , lecz nie potrafiłabym tak tego wyrazić.
gordon10-07-2002 17:46:47   [#10]

Jak to dobrze, że jest Majka

i w ten upał pisze tak, że tylko przyklasnąć i się podpisać. Nie polemizowałem z uprzednio dyskutowanym artkułem prof. Legutki o reformowaniu edukacji, bo widząc tyle bzdur w jednym miejscu musiałem się powstrzymać, by nie użyć słów powszechnie uznanych za obraźliwe. Na szczęście wyręczyła mnie gaba i napisała to co trzeba z właściwą sobie elegancją. Majko, zgadzam się w 100% i za najbardziej niebezpieczną uważam wypowiedź:
"Dzięki temu najmodniejsze licea staną się jeszcze modniejsze, a system szkolny nabierze cech klasycznej segregacji: licea z najzdolniejszą młodzieżą plus reszta świata. Czy tak ma wyglądać głoszone przez tę ekipę wyrównywanie szans edukacyjnych?"
oraz:
"W każdej klasie powinno istnieć zróżnicowanie, tak by jedni mogli podciągać się do innych."
i jeszcze:
"Najmodniejsze licea powinny przestać zbierać samą śmietankę, a jeśli uważają, że mają jeszcze spore rezerwy kadrowe i lokalowe - niech otwierają klasy gimnazjalne. Oczywiście rejonowe, by wszyscy mieli szansę ogrzać się w blasku ich chwały."
Autor chce nam chyba zafundować edukacyjny kołchoz z totalną urawniłowką. Nie będzie szkół lepszych i gorszych bo się wszystkim zasteruje. Od takiego rozumowania tylko krok do tezy:
"Najlepsze firmy powinny przestać zbierać samą śmietankę i przyciągać najlepszych absolwentów wysokimi zarobkami. Damy każdemu skierowanie do pracy i będzie porządek". I co dalej Panie autorze? Czy niczego to Panu nie przypomina?
pozdrawiam,
gordon
Gaba10-07-2002 18:05:28   [#11]

******************

gordonku, upałek jest niemożebny... gdzież to nasza gabusia tak się wypowiedziałz z właściwą elegancją?
hę?

Prawdę mówiąc - milczę, czytam ze skupieniem Legutkę i tak... dla osoby z zewnątrz słowa dziennikarza to taki łatwy mniód - łatwe słowa, łatwe wyroki. Piotr dużo wie o środowisku przez swoich najbliższych, ale czy to wszystko.

To tylko perspektywa z zewnątrz - trochę uproszczeń, trochę na skróty.

Ja sobie myślę tak - skoro przez ulicę mam takie ciekawe (naprawdę ciekawe) liceum, czasem najlepsze w Polsce, to przecież nie mnie podważać jego renomę, nie śmiałabym - to lata pracy na taką pozycję... coś takiego się dzieje tam, że ludzie chcą. Bić nauczycieli, ośmieszać ich... - to tak fajnie już Majka powiedziała... czy ktos komus zabrania pracować.

Dali sobie jakąś misję - domniemuję, że jest ona mniej więcej taka - będziemy przygotowywac na studia, uniwerysteckie przeważnie... wolno? wolno... wychodzi im to... jest to ciekawe... Ja - z podziwem.

czy muszą więc taki egalitaryzm uprawiać - nie ma równości rozuumianej jako urawniłowka, ludzie są równi, ale niektórzy troszeczkę bardziej... - pisaliście o tym.

Mam odwagę zapytać jedynie o taki fakt: mają przykładowo 4 pierwsze klasy gimnazjalnych olimpijczyków ... czy będą  4 czwarte klasy olimpijczyków... cos się dzieje takiego, że nie roumiem wielu mechanizmów szkolnych, a ten mnie zastanawia szczególnie
Majka10-07-2002 18:27:13   [#12]

Gabo :)

W z-Dolnym Ślązaku (to jedyna olimpiada przedmiotowa dla gimnazjów) z naszego powiatu było 3 laureatów i 2 finalistów, z tego 2 laureatów i 2 finalistów (w tym mój syn) to nasze gimki, zostali u nas w LO.  Jak z tego zrobić 4 klasy?

Myślisz, że taki wynik zawdzięczają selekcji? Że na cały powiat było tylko tyle zdolnych dzieci i wszystkie "zabrało" nasze gimnazjum?

Starszy syn na studiach błogosławił tę szkołę nie za kolegów olimpijczyków, lecz za wycisk, jaki dostał na matematyce i fizyce. Młodszy poszedł do niej nie ze względu na ranking - mamy zdrowy stosunek do takich zabaw - lecz dlatego, że chce do tej samej pani od matmy...

I jeszcze jedno :-)

"Bycie olimpijczykiem" w liceum wymaga tak ogromnych wyrzeczeń, że jest to dobrowolny, szanowany przez wszystkich wybór. Prędzej bym połknęła własny język, niż nakłaniała do olimpiady swoich mat.fizów (niegdyś olimpijczyków z j. polskiego :-) ).

Andrzej z G10-07-2002 18:38:00   [#13]

A czy?

ktoś mierzył przyrost wiedzy i wszytkiego innego co szkoła daje i dać powinna porówn. ucz. przychodzących i wychodzących. To zdanie p. dyr. jednego z LO. Ja to również potwierdzam. Z mojego gim. na 56 kończących do SLO dostało się 16 ucz. Mało czy dużo? Myślę, że dobrze by to świadczyło o szkole gdyby ok. 50-60%dostało się ucz. kończacych gim. Z SSP mojego do Sport. Gim. idzie 95%. z zewnątrz przyjmiemy 4 osoby. Poziom nauki w SSP i SG jest wysoki, w SLO średni. Mam uczniów b.b. różnych. w klasach I trenuje ok. 70% uczniów. Częste wyj. na zawody, zgrupowania itd. Tak Gaba - 4 = 1. Tak sobie myślę znając renomowane LO. A gdzie wych., organizacja klasy, u n-li z wybranych przedmiotów 45 min. to pytanie i zadawanie. Przepraszam Tych normalnych, uczących życia i przdemiotu. Andrzej
Ps. Czy ktoś mi dokopie za obrazę bez bicia się w piersi???!!!!
Majka10-07-2002 19:29:47   [#14]

A nie jest miarą przyrostu wiedzy wynik zewnętrznej, Nowej Matury? Dobrze skończył jeden etap edukacji, teraz dobrze kończy drugi.

 Nie jest nią ponad 90% studentów ?

A jeśli czyjaś 4 na świadectwie po miesiącu "okresu propedeutycznego" (czyli indywidualnego przyglądania się uczniowi, wyjaśniania reguł współpracy, rozmów, integracyjnej Zielonej szkoły, itd) okazuje się 3 albo gorzej, to może nie była to czwórka, jeno akt miłosierdzia?

 

Nie jest wynikiem pracy wychowawców fakt, że co roku 1.09 na godz. wychowawczej meldują się absolwenci kolejnych roczników? Że klasowe Wigilie to spotkanie nie tylko aktualnej klasy, ale wielu , wielu z poprzednich roczników? Że przemiłym "utrapieniem" końca września i lutego są najazdy studenckie (tak wpadliśmy pogadać...) Nie piszę o sobie, piszę o szkole, o jej nastroju.

Jeśli macie przykre doświadczenia z jedną szkołą, nie reagujcie alergicznie na wszystkie. Naprawdę przykro, gdy czytam "fuj, renomowane".

Gaba10-07-2002 19:59:00   [#15]
Majko, to najważniejsze, o czym piszesz. Ta łączność, do tej pory pisuję z moją wychowawczynią.

A bo wiecie te 4 klasy mi się napisały, bo miasto jakby nieco większe od pozostałych, a i wielu bardzo ambitnych ze wsi chce się uczyć. I widziałam wywieszone te 4 klasy, dla reszty (ale jakiej reszty!) tylko trzy. Przeciez to szaleństwo

Gratuluję zawsze wszystkim olimpijczyków (mieliśmy laureatów 3, finalistów 9) - i doceniam olimpijczyków każdych, tych przy renomowanym LO, i tych nie - sama kończyłam takie LO, które okazywało się przez wiele lat najlepsze w woj., ale nikt o tym nie wiedział, nikt tym się przejmował...

taki wypłosz z Prowincji stał potem przed komisją egzaminacyjną - proszę Państwa, iuczennica p. Droździkowej z K. Do mnie dociera teraz w dobie oficjalnych rankingów, że miałam to wszysyko w zasiegu ręki..., jak to dobrze, ze tego oszczędzono, jaka ze mnie olimpijka, jak z koziej trąba. A jednak dla komisji było to ważne, że jestem uczennica tej nauczycielki. Dziś mam "maturzystów"  z tej szkoły i uczę pisać. To przecież trudne.


Jestem też przeciwna natrętnemu (na siłę) egalitaryzmowi - dostęp tak, podciągnie też... ale nic na siłę, nie chcesz - trudno będziesz w życiu robił, co innego - społeczeństwo ma prawo oczekiwać pewnych spraw od ciebie, młody czlowieku.

Myślę również, trochę może za głośno - że właśnie rozwalił nam się system, rozpadł w kawałeczki. I nie ma już wiele z niego. Każdy ma jakoś rację, żadnego wsparcia, żadnej idei czy koncepcji.

A 4 klasy na wejściu czyli 120 do zgarnięcia, a na wyjsciu tylko (?), aż (?) 10... tp coś nie gra... aż tak słabo z nimi...

Z tymi umiejętnościami też bym dyskutowała - badania Kruszewskiego dowiodły, że najwięcej umieją pod względem dydaktycznym nauczyciele szkół podstawowych...

Ciekawe.
Majka10-07-2002 20:33:22   [#16]

uwaga! truizmy będą :-)

Gabo, przecież to łańcuszek najważniejszy i najświętszy!!!

 Musi być dobry, cierpliwy, wymagający (piła najkochańsza) nauczyciel na każdym etapie! Jeśli dostaję zdolnego, inteligentnego ucznia, który nienawidzi polskiego, to znaczy, że źle trafił wcześniej... Większość daje się przekonać, ale wielu strat nie da się już nadrobić.

Jeśli mam w klasie "ścisłowców" ludzi oczytanych, chłonących, dyskutujących na zabój, po lekcjach - to błogosławię wszystkie wcześniejsze "panie od polskiego" :-)) Tylko bazując na ich dorobku mogę poszerzyć, dodać, wzbogacić.

Nie rozumiem twojego podejścia do olimpiad: "do zgarnięcia" :-)

W OLiJP punkt wyjścia to pełna, wnikliwa znajomość programu LO. Najczęściej startują więc uczniowie kl. III i IV. Zmieniony od tego roku regulamin  wymaga napisania pracy na narzucony przez KG temat- to etap szkolny. Potem test z języka, interpretacja w kontekstach wszelakich, ustna obrona pracy przy  znajomości pełnej epoki/epok dotyczących tematu pracy. To wszystko przy zbliżającej się maturze z kilku przedmiotów, wizji egzaminów na studia (lub konkursu świadectw!)

Nagroda ? Zwolnienie z matury. Wiedza olimpijczyka "na wyjściu" musi być szóstkowa... I ja mam nakłaniać?

 Ktoś chce? Serce dam i całą bibliotekę. Mam laureatów, z mat.fizu też, ale nigdy z olimpijczykami nie będę na ilość.

A rankingi? Kiedyś ich nie było, a sama piszesz, że były szkoły bardziej dbające, nauczyciele, których się pamięta. Czemu w twoich czy Andrzeja ustach "renomowane" brzmi tak jak obelga?

Majka10-07-2002 20:45:44   [#17]

a tak z ciekawości

W każdej klasie powinno istnieć zróżnicowanie, tak by jedni mogli podciągać się do innych.
Do jakich LO kierujecie swoich najzdolniejszych absolwentów? Do renomowanych czy tych z końca listy, by mogli (wg Piotra Legutko) podciągać innych?

Mariola10-07-2002 21:33:10   [#18]

tak sobie historyjka

miałam kiedyś w mojej klasie mat-fiz  finalistę OWT
był (jest) bardzo zdolnym matematykiem
przeszedł trzy etapy konkursu matematycznego a czwarty był po maturze
jednak mój Paweł, przyszedł do mnie jeszcze przed maturą i powiedział że on już nie ma siły, już nie chce więcej tak pracować, chce zdać maturę i dostać się na studia,
był finalistą jednak niewiele uczelni chciało to wziąć po uwagę , w każym razie nie te o których on marzył
nie stanął do czwartego etapu, nawet nie miałam do niego o to żalu
zdał na studia, na wymarzoną informatykę na Politechnikę Warszawską

któregoś razu koledzy Pawła zapytali mnie po co mu była potrzebna ta olimpiada?

no właśnie po co ?
jan10-07-2002 22:35:07   [#19]

czy nie za dużo samozadowolenia?

Rozumiem zirytowanie tych, którzy ciężko pracując nie chcą słyszeć, gdy ktoś sugeruje, że to nie ich ciężka praca jest głównym  powodem sukcesu ich szkoły. Nie chcę też twierdzić, że szkoły "rankingowe" są z definicji złe. Uważam jednak, że takimi bywają, a swój sukces budują czasami w dziwny sposób.

Moja córka ukończyła w tym roku takie właśnie elitarne liceum. Uczyła się w tzw. autorskiej klasie informatycznej. Przyjęto do niej kilkunastu laureatów różnych olimpiad dla ósmoklasistów. Resztę wyselekcjonowano z ogromnej liczby kandydatów podczas specjalnego testu kompetencji z matematyki. A co działo się dalej? Przez autorską klasę informatyczną przewinęło się czterech nauczycieli informatyki, a każdy z nich miał inną koncepcję nauczania tego przedmiotu. I nigdy nie konsultowali tych koncepcji między sobą. Rozumiem, że w dużym mieście nie jest łatwo utrzymać w szkole dobrego nauczyciela informatyki, ale jeśli go nie mamy, to czy koniecznie musimy mieć autorską klasę informatyczną? Niestety tak, bo to wspaniały lep na zdolne dzieci.

A wyniki końcowe ? Oczywiście dobre. Większość z tych uczniów dobrze i bardzo dobrze zdała maturę i pewnie większość dostanie się na wybrane studia (rekrutacja na wyższe uczelnie jeszcze trwa). Czy jednak na pewno te wyniki to rezultat wspaniałej pracy nauczycieli tej szkoły? Ośmielam się mieć wątpliwości. Oczywiście są w tej szkole nauczyciele dobrzy, bardzo dobrzy, a także wybitni. Jednak są tam też nauczyciele źli i tacy, którzy wcale nie powinni uprawiać tego zawodu.  

Przy okazji proszę o zwrócenie uwagi na to, że do elitarnych szkół częściej niż do innych dostają się dzieci dobrze wykształconych rodziców, którzy już w szkole podstawej (teraz to będzie dotyczyło gimnazjów)  dopilnowali ich przygotowania do egzaminu wstępnego do szkoły średniej. I ci sami rodzice pilnują tego, aby ich dzieci dostały się na studia, w różny sposób wyrównując ewentualne braki szkoły.

I jaka w końcu jest szkoła, którą skończyła moja córka ? Sądzę, że zupełnie przeciętna (wcale nie w pejoratywnym znaczeniu) jeśli oceniać pracę jej nauczycieli. I na pewno bardzo dobra jeśli oceniać wyniki osiągane przez jej uczniów. Z całą pewnością też wyjątkowo dobra w promowaniu się na zewnątrz tak, aby zapewnić sobie dobry nabór.

Na koniec chciałbym podzielić się swoimi doświadczeniami nauczyciela. Swego czasu przez kilka kolejnych lat uczyłem jednocześnie w "rankingowym" liceum oraz w zespole szkół zawodowych, które rok rocznie miało kłopot z naborem uczniów do klas pierwszych. Jeżeli "głosowanie nogami" kandydatów do tych szkół oraz wyniki matury uznać za miarę ich jakości, to jedna z tych szkół była dobra, a druga słaba. Czy tak było w rzeczywistości? Z pełnym przekonaniem twierdzę że nie.

 

I wreszcie refleksja ostatnia. Czy gdybym mógł cofnąć czas, to namawiałbym moją córkę do wybrania szkoły, którą ukończyła? Pewnie tak, bo jestem przekonany, że wśród zdolnych kolegów i koleżanek łatwiej przygotować się do egzaminu na studia niż wówczas, gdy jest się nawet najlepszym uczniem w słabej klasie. I obawiam się, że w wielu sytuacjach jest to ważniejsze niż talenty dydaktyczne nauczycieli.

gosia gosiula10-07-2002 22:52:37   [#20]

głos w sprawie rankingów i pomiaru jakości szkół

W II kl. LO przyjęłam po półroczu ucznia "stratowanego" - powtarzał klasę, a koniec semstru nawet z muzyki miał 1. Żaden leser - raczej zagubiony, od kilku tygodniu zamiast do szkoły chodził samotnie po parkach, ulicach, bo nie widział żadnego wyjścia z tej sytuacji. Ponoc zaczęło się od trudności z jęz.pol. już w kl. I (z podstawówki wyszedł ze wzorową cenzurką), a potem to już "huzia na Józia" - kolektywnie, jednomyslnie doklejano mu metki z innych przedmiotów.

U nas z kilku przedmiotów zdawał egzaminy klasyfikacyjne  - w ciągu 1 sem. musiał zrobić cały rok, żeby uratować tę nieszczęsną II klasę

W tym całym zamieszaniu nikomu nie przyszło do głowy, żeby go "zmierzyć" (z czym do nas przyszedł). Dziś jest po kl. III. Aktywnie działa w Parlamencie Młodzieży, a we wrześniu będzie reprezentował szkołę  na konferencji Młodziezowej ONZ w Berlinie, gra w zespole rockowym, korzysta z zajęc na Politechnice Wrocławskiej, a na koniec r. szk. został nagrodzony za "odwagę bycia mądrym" (za odważne wypowiadanie własnego zdania, zdrowe poglądy na życie, refleksyjność itd.)

Niestety, nie startował w żadnej olimpiadzie, a więc nie ma się czym chwalić... W żaden sposób nie wpłynął na naszą lokalizację w rankingu ogólniaków wrocławskich (to miało zabrzmieć ironicznie!)

PS. Bez względu na obyczaje - w jego świadectwie rubryka pt. szczególne osiągnięcia ucznia nie została wykreskowana

Majka10-07-2002 23:16:34   [#21]

jajko czy kura?

Skąd się biorą w szkołach dobrzy uczniowie w "dużym stężeniu"?

 

Janie, we wcześniejszych wypowiedziach starałam się wyraźnie podkreślać, że wyniki szkoły to zbiór czynników. Nikt rozsądny nie przypisałby wyłącznie ciału pedagogicznemu wyników szkoły.

 Nie czuję się "samozadowolona", czuję się okpiona przez władze oświatowe, które zmniejszyły nam ilość klas, zagrożona przez pomysły utopijne, by celowo mieszać uczniów niechętnych nauce i pracowitych, zasmucona powszechną niechęcią do szkół tzw. elitarnych, rankingowych, modnych czy jak je tam zwał. Sam piszesz:

Oczywiście są w tej szkole nauczyciele dobrzy, bardzo dobrzy, a także wybitni. Jednak są tam też nauczyciele źli i tacy, którzy wcale nie powinni uprawiać tego zawodu.  Czy jednak na pewno te wyniki (matura i egzaminy wstępne)to rezultat wspaniałej pracy nauczycieli tej szkoły? Ośmielam się mieć wątpliwości.

"jestem przekonany, że wśród zdolnych kolegów i koleżanek łatwiej przygotować się do egzaminu na studia niż wówczas, gdy jest się nawet najlepszym uczniem w słabej klasie. I obawiam się, że w wielu sytuacjach jest to ważniejsze niż talenty dydaktyczne nauczycieli".

Miłe.

gosia gosiula11-07-2002 08:30:49   [#22]

STAJNIA DLA WYCZYNOWCÓW

Jest taka szkoła - jedna z pierwszych w rankingach ogólnopolskich. Laureaci głównie z mat.fiz.chem., ale też I j.pol. Opowiem wam jak się "produkuje" laureata.

Z narybku szybko wyławia się tych nad-naj. i przez 2 klasy pracuje się z nimi INDYWIDUALNIE (a są na to pieniądze i godziny, bo kto by nie inwestował w taaaką szkołę?). OBIEKT DZIAŁAN SPECJALNYCH rozwija się bardzo intensywnie i bardzo monokierunkowo. Po etapach olimpiad selekcjonuje się KADRĘ (tych co rokują finały) i przydziela się im specjalnego nauczyciela - hodowcę, kóry za pieniądze (wiem, że lepsze niż za prywatne korki) kieruje, modeluje, stymuluje itp. W tym czasie inne przedmioty sa odsuwane "na potem" i tak z ogólnokształcącej szkoła zmienia się w stajnię dla wyczynowców.

OBIEKT ma lat naście i bardzo wąską specjalizację. OBIEKT przysparza szkole kolejnego powodu do chwały. Ale co OBIEKT  z tego ma? Wcale mnie nie dziwi to, że uczelnie wyższe nie pieją z zachwytu nad olimpijczykami. Tam przecież pracuje wielu MĄDRYCH ludzi, którzy wykształcenie definiują jako system różnorodnych (uzupełniających się) umiejętności i wiedzy.Co im po studencie, który posiadł wiedzę dot. najnowszych badan nad prionami, jeśli nie potrafi zaprojektować procesu badawczego lub współpracować z zespołem nad całkiem prostym problemem, a jego umiejętności matematyczne ledwo mieszczą się w granicach przyzwoitości.

Mariola11-07-2002 08:46:21   [#23]

nie czuję saamozadowolenia

i nigdy nie przypisuję tylko nauczycielowi załug ucznia, byłoby to chore
zgadzam się , że łatwiej jest się przygotować do egzaminu w lepszej klasie
jednak całościowe  stwierdzenie:

jestem przekonany, że wśród zdolnych kolegów i koleżanek łatwiej przygotować się do egzaminu na studia niż wówczas, gdy jest się nawet najlepszym uczniem w słabej klasie. I obawiam się, że w wielu sytuacjach jest to ważniejsze niż talenty dydaktyczne nauczycieli.

lekko mnie bulwersuje
może dobre klasy poradziłyby sobie bez nauczyciela?


mam potrzebę słowa...
Gaba11-07-2002 09:14:21   [#24]
... znam takie przypadki, ze nauczyciel po prostu przeszkadza
gordon11-07-2002 09:55:54   [#25]

gabusiu, odświrzę Ci pamięć.

Cytuję:
"Myślę, że temu artykułowi można bardzo wiele zarzucić (a jestem po stronie reprezentowanej wizji świata p. profesora, która warto ocalać i ocalam) czyli jakby zwolennik poglądów na to, co uczyć, ale...

Ale jak uczyć - tu mam wiele poważnych zastrzeżeń, czy aby p. profesor jest kolejnym "specjalistą od dydaktyki". Zresztą jak wszyscy Polacy jesteśmy specjalistami od szkoły, bo każdy z nas ma mniejszy lub większy z nią kontakt. Ja proszę p. profesora o to, by mi pokazał, że potrafi nauczyć "Pana Tadeusza" moje dzieci szkolne. I - w zakresie oczekiwań p. profesora do swojego dziecka - zgadzam się, może On oczekiwać, czego chce, ma prawo zostać usatysfakcjonowany w szkole. A polonistka podłozyła mu się rewelacyjnie, każąć się dzieciakom uczyć żargonu młodzieżowego. Toż to oczywista bzdura, powinna uczyć badać zjwiska niskie kulturowo. A nie zgdzam się z profesorem, że szkoła powinna być zmknięta na zjawiska kultury niskiej - mówić o tych zjwiskach to nie znaczy uczyć i je utrwalać. Jeżeli mówię o myśleniu magicznym, to omawiam przyczyny powstania przekleństw, jeżeli mowię o agresji językowej, to daję przykłady - ja ich uczę wtedy przekleństw? Oni je znają, profesorze, znają, lepiej ode mnie. Ale uczę, że kurka wodna, to mimo eufemizmu jest przekleństwo. Proszę uważać na generalizowanie. Bywają jednak czasem dobrzy dydaktycy, czasem też i w Krakowie i czasem też po UJ.

Mnie razi schematyzm myślenia z artykułu - jeden ośmieszony do absurdu schematyzm (praca nad wspólnym wierszem, powieścią) zastąpił profesor drugim, też zresztą amerykańskim (to ten fragment powowłujący się na amerykańskich przyjaciół) i wsparł autorytetem innych specjalistów uniwersyteckich, którzy oprócz monologowania godzinami nie potrafią często przeprowadzić interesującego konwersatorium.

Czy umielibyśmy przeprowadzić wykład aktywizujący dla dorosłych? A jest rewelacyjny, i niestety bardzo amerykański. Marzyłam, by mnie dożartą studentkę UJ uczono po amerykańsku.

Nauczono mnie jednak innych rzeczy i za tę universitas też bardzo dziękuję, chyląc głowę przed moim UJ - samodzielności myślenia, a więc czytania krytycznego i dyskusji z każdym. Więc czytam -

6. Mnie brakuje polaryzacji - migotania znaczeń w artykule, pokazywania wieloznaczności sytuacji.

7. Jednym dzieciom trzeba być może Pana Tadeusza, bo... a innym to na nic, bo ... nie umieją w wieku 15 lat czytać.

8. W jednych zabija się indywiudalność i nie uczy samodzielności, bo pracują wyłącznie w grupie, inne też nie są samodzielne, bo pracują wyłącznie za rączkę z nauczycielem i też nie potrafią znaleźć żadnej informacji.

9. I tu pojawiają się magiczne słowa, których mi brakuje w artykule profesora - wyłącznie, czasem, niekiedy.

Praca w grupie jest kapitalna dla dzieci zamkniętych, słabych, ale czasem nadużywana prowadzi do...

Pisanie grupowe powieści bywa rewalacyjne, może odtworzyć cały proces technologiczny powstawania książki,ale bywa też absurdem, kiedy jedno słowo pisze Adam, a drugie Jolka. Po prostu nauczycielka skończyła inny Uniwersytet Jagielloński.

Ale kiedy jeden rozdział napisze Adam, a drugi Jolka i - polecenie brzmiało przeczytaj uważnie to, co napisali twoi poprzednicy i zachowując tożsamość świata przedstawionego... to wtedy...

Proszę jeszcze czytelników tego drogocennego artykułu, byśmy uważali na to, co niesie generalizacja. To tak jakbym chciała na podstawie zanych mi studiów podyplomowych z UJ osądzać o poziomie tej uczelni, bo choć kocham, ale jest kiepska, a dostją ISO. To jest właśnie generalizacja i subiektywizm. Przed czym przestrzegam. Autoironię skierowuję przede wszystkim do siebie. Wiele tez jest znaczących, więc się nie powtarzam. Całość uważam jednak za chybioną.

Gaba"
Koniec cytatu.

Wracając do dyskusji:
1. Szkoły elitarne są potrzebne jak tlen. Zapewne uczą tam nauczyciele bardzo dobrzy i tacy sobie. Zapewne popełnia się tam wiele błędów (gdzie się nie popełnia). One są ważne jako sama idea i ten blask (może czasem fałszywy) też jest ważny. Podobnie nie ma dobrego solidnego kina (które cenię) bez gwiadorstwa (które mnie mniej interesuje).
2. Ranking również jest potrzebny, ale ten oparty na olimpijczykach ma same wady. Jedyną jego zaletą jest prostota w stosowaniu. Aktualnie nie ma innego i (z wszystkimi jego ograniczeniami) trzeba ten uszanować. Myślę, że sytuacja się zmieni gdy wprowadzony zostanie bardziej (słowo bardziej nie jest dobre bo sugeruje, że aktualny system oceniania jest w choć w niewielkim stopniu zobiektywizowany) zobiektywizowany (nowa matura i standaryzowane sprawdziany po szkole podstawowej i gimnazjum).
3. Zgadzam się z Janem, że szkoły elitarne są elitarne bo mają najlepszych uczniów. Tylko jak one to robią, że mają najlepszych uczniów? ha, ha, ha.......:-)))
Pozdrawiam,
gordon
hania11-07-2002 09:58:24   [#26]

Kłapouchego klucz do sukcesu....

Tak, kiedy tego sobotniego popołudnia Krzyś pojawił się na Wielkiej Polanie, wszyscy zauważyli, że pojawił się jakoś inaczej. (..) Tym razem Krzyś wkroczył. (..)

- Mieliśmy w mojej szkole badanie wyników nauczania- zaczął opowiadać Krzyś - I okazało się, że nasza klasa bardzo dobrze wypadła. Więc nasza Pani dostała nagrodę od ministra i bardzo dobrą ocenę pracy. I dlatego..

-Zaczekaj Krzysiu. Mówiłeś, że twoja Pani dostała bardzo dobrą ocenę, czyli, że oceniono jej pracę.(..) I było to dlatego- dociekał Kłapouchy- że Twoja klasa dobrze wypadła na badaniu wyników nauczania? To był klucz do sukcesu?

-Wszystko się zgadza- znowu potwierdził Krzyś.

- To znaczy, że twoja Pani dostała ocenę swojej pracy za wyniki waszej pracy?- zgłosił podejrzenie Kłapouchy

- No właściwie tak- niezdecydowanie odpowiedział Krzyś.(...)

- A gdybyście na tym badaniu wypadli bardzo źle?

Zapadło milczenie(..) Krzyś zaczął dalej opowiadać:

- I dlatego, że tak dobrze wypadliśmy, Pani zabrała naszą klasę do cyrku. Oglądaliśmy, jak słonie odbijały piłkę, wszystkim bardzo się to podobało, więc biliśmy brawo treserowi... - tu Krzyś przerwał i zamyślił się , a po chwili niepewnie zapytał:

- Kłapouszku, czy myślisz, że powinniśmy raczej bić brawo słoniom?

Kłapouchy nic nie odpowiedział, natomiast sam zrezygnowal z opowiedzenia o swoim nowym, ciekawym zajęciu. Że założył Prywatne Wieczorowe Liceum dla Słowików i uczy muzyki. I że ma świetne osiągnięcia. Wystarczy posłuchać wieczorem. I że kluczem do sukcesu szkoły jest trafny nabór kandydatów.....

dla miłośników Kubusia Puchatka i jego przyjaciół - całość powyższego tekstu i kilka innych w: "Jakość szkoły- jej planowanie i diagnoza" KLEMENS STRÓŻYŃSKI.., WYD. NAUCZYCIELSKIE Jelenia Góra

jan11-07-2002 10:08:23   [#27]

do Marioli

Nie twierdzę, że dobra klasa poradziła by sobie bez nauczyciela, mówię tylko, że czasami wysoki wyrównany poziom kolegów i koleżanek jest ważniejszy, niż umiejętności nauczyciela. A najlepiej jak jest jedno i drugie. Uczyłem klasy bardzo dobre i bardzo zróżnicowane i wiem, że najlepsi uczniowie tych słabych klas osiągali gorsze efekty niż podobnie zdolni ich koledzy w klasach dobrych. I nie tylko dlatego, że pewnie nie starczało moich umiejętności do indywidualizacji pracy. Ogromne znaczenie ma tu także motywacja, która dla zdolnych uczniów w słabych klasach jest po prostu za mała.

Majka11-07-2002 10:10:53   [#28]

dalekośmy odeszli od artykułu ;-)

Gosiula, przytaczasz skrajne przypadki. Czy taką samą opinię o "hodowaniu obiektów" sformułujesz na temat pozostałych "rankingowych" LO wrocławskich?

Moja uczennica, która przeniosła się do klasy z IB, zdała właśnie maturę. Kocha swoją szkołę. Widziałam ją i mamę , jak wtulone w wychowawczynię płakały, że koniec.

Nie czytałaś postów Janusza, jak on pisał o swoich uczniach z innego rankingowego LO, jak opowiadał o atmosferze, przyjaźniach, pracy...

Zręcznie tak zestawić: ja przyjmuję "połamanych", ONI hodują... Ale czy to jedyna prawda?

Ech, "siła złego na jednego", nie dam odporu wszystkim... Proszę, nie generalizujcie. Rożne są doświadczenia indywidualne rodziców i uczniów. Inaczej wszystko wygląda z perspektywy dużych miast, inaczej w mniejszych ośrodkach. Obyczaje, tradycje, pieniądze...

O licea społeczne też pewnie potyczka byłaby niezła ;-))

Majka11-07-2002 10:15:03   [#29]

ojejej :-)))

Ale sypnęło :))

Nie odświeżyłam...

gordon11-07-2002 11:15:27   [#30]

No, no, haniu, godzisz w pryncypia. Nieźle. Słowo daję.

Za co jestem wdzięczny szkole i nauczycielom?
1. Za to, że czuwając nad moimi postępami w zdobywaniu wiedzy nie przeszkadzali mi w rozwijaniu własnych zainteresowań.
2. Za to, że widzieli we mnie człowieka - nie surowic.
3. Za to, że pokazali mi (zapewne bezwiednie) kilka ciekawych wzorców postaw i zachowań.
4. Za to, że gdy było ciężko wyciągali pomocną dłoń.
Reszta jakoś przyszła sama.
Może więc i Kłapouchemu podziękujmy za śpiew słowików. Mógł przecież założyć Koło Łowickie. Słowiki duszone w miodzie podobno wybornie smakują.
Pozdrawiam,
gordon
gosia gosiula11-07-2002 11:44:36   [#31]

Majka - "od połamanego do finalisty...też połamanego"

Ja nic nie uogólniałam - wyraźnie zaznaczyłam, że to dot. określonej szkoły. Moim zamiarem było wskazanie na ryzyko jakie niesie "rankingowanie"szkół w/g kryterium pt. Olimpijczycy. Zbyt wielkie gloryfikowanie tego wskaźnika wypacza cele szkoły, olimpiad i konkursów. Pisałam o szkole, która intensywnie uczy dla spektakularnych efektów, a to moim zdaniem wypacza sens kształcenia. Na dodatek media wokół tych efektów robią za dużo zamieszania. Wszystko jest OK dopóki pamiętamy, że olimpiady tylko "towarzyszą" nauczaniu - nie mogą być celem tego nauczania. Bo jesli uczymy dla wygranych konkursów (czytaj: dla RYWALIZACJI), to jest to błąd pedagog.wychow.dydakt. i etyczny. A jeżeli robimy z tego najwazniejszy wskaźnik jakości szkoły, to wręcz szkodzimy sami sobie (szkole).

PS. Jest w moim mieście ogólniak, do którego uczniowie "walą" drzwiami i oknami i tez ma  olimpijczyków, ale ma też wspaniałe wskaźniki:

- największa liczba czwartoklasistów przystępuje do matury,

- największa liczba absolwentów zdaje maturę,

- największa liczba maturzystów kontynuje naukę na studiach.

Takie dane były publikowane chyba 2 lata temu w dośc dokładnym zestawieniu inf. o szk. średnich.

Media jakoś nie podniecały się tymi wynikami, a szkoda...

PS. "Połamany" to też przypadek, a zarazem dowód na to, jak silnie szkoła odziałuje na ucznia.

Rycho11-07-2002 12:28:53   [#32]

Mogę się podpisać

pod tym co mówi Gaba, Jan i Gordon.

Z tym, że znam wielu nauczycieli, a przez to i szkół (również tych "elitarnych"), które żadnego z tych czterch punktów wypisanych przez Gordona nie wypełniają.

I najważniejsza właśnie jest ta reszta. Która jakoś sama przychodzi. I to bez względu na miejsce szkoły w rankingu.

Zgadzam się, że ranking jest potrzebny i szkoły elitarne są potrzebne. I to bardzo. Bo to prowadzi do postepu. Pod warunkiem, że elitarną staje sie szkoła, która osiąga najwyższą jakośc pracy. Nie tylko uczniów, ale przede wszystkim nauczycieli.

Ale nie według obecnych kryteriów rozumienia (a raczej nierozumienia) tych pojęć. Bo moim zdaniem (popartym wiedzą ojcowską i zawodową) obecnie na renomę szkoły pracują przede wszystkim uczniowie wg zasad opisanych przez Gabę. Znam szkołę, o której pisze Gaba. Swojej córce przy wyborze szkoły średniej radziłem " idź gdzie chcesz, tylko nie tam". Dziś, już jako studentka, twierdzi, że dobrze zrobiła, ze mnie wtedy posłuchała. Czy ta inna szkoła była lepsza? Twierdzę, ze tak. Przynajmniej pod jednym, wg mnie b. ważnym względem. Tam nie musiała stale wszystkim udawadniać jaka jest świetna, żeby być docenioną. A tak się dzieje (niestety), że przy takim podejściu do edukacji, wielu młodych ludzi tego nie wytrzymuje psychicznie. To też jest znana z tej szkoły sprawa.

Jakże często stosowana jest przez uczniów metoda ZZZ (zakuć, zdać, zapomnieć). A to z powodu metod jakie stosuje wielu nauczycieli szkół średnich. Coś, co w żaden sposób nie przejdzie juz nauczycielowi szkoły podstawowej czy gimnazjum, ciągle uchodzi jeszcze w szkołach średnich. "Podręcznik str od .. do .. prosze przeczytać, nauczyć się, od następnej lekcji pytam" - czy cos takiego nie jest wam znane?

Zastanówmy sie ileż mamy szkół Kłapouchego dla słowików? Czy aby nie za dużo?

Pozdrawiam

Rycho

Majka11-07-2002 14:07:38   [#33]

tak sobie to czytam, Haniu :-)))

"Oglądaliśmy, jak słonie odbijały piłkę, wszystkim bardzo się to podobało, więc biliśmy brawo treserowi... - tu Krzyś przerwał i zamyślił się , a po chwili niepewnie zapytał:

- Kłapouszku, czy myślisz, że powinniśmy raczej bić brawo słoniom?"

 

Wszyscy przecież wiedzą, że przyrodzoną umiejętnością każdego słonia jest odbijanie piłki :-)))))

hania12-07-2002 08:37:07   [#34]

Ano, Majka - wszyscy wiedzą:-))))))

Tak jak wiewiórki - wspinanie się na drzewa,zająca - skoki, jak orła wysoki lot, jak ryby - pływanie, jak dziecka ...o rany, co właściwie jest przyrodzoną umiejetnością dzieci??? Chyba to na inny wątek:-)))

Słonie może nie wpadłyby na to, aby uczyć się odbijać piłkę. Może trzeba im było pokazać jak to robić. To trudne zadanie dla tresera - on to nie słoń! I wybrnął z niego wybornie!

gosiula13-07-2002 12:05:45   [#35]

Myślę, że przyrodzone umiejętności dziecka to:

CIEKAWOŚĆ i ...UGODOWOŚĆ WOBEC DOROSŁYCH (a ci krnąbrni to tak naprawdę nieliczne wyjątki)

Wracając do tematu: jakie wskaźniki (porównywalne między szkołami) brać pod uwagę przy tworzeniu rankingu pt. Najlepsze szkoły?

Chyba tu "punkt widzenia zależy od punktu siedzenia", a brak jest wskaźników obiektywnych oraz ich ...akceptacji przez ludzi parających się oświatą.

gordon13-07-2002 12:21:31   [#36]
Jedynymi porównywalnymi wskaźnikami na podstawie których będzie można tworzyć rankingi szkół będą wyniiki nowej matury oraz sprawdzianów i testów kompetencji po szkole podstawowej i gimnazjum. Będą one na tyle obiektywne, na ile owe sprawdziany będą uczciwie przeprowadzane (o czym już sporo dyskutowaliśmy).
Pozdrawiam,
gordon
gosiula13-07-2002 12:49:10   [#37]

no to sobie poczekamy w LO - jeszcze 3 lata

Choć ja bym nie polegała na samych wynikach np. Nowej Matury. Chyba powinno się je jakoś porównać z wynikami sprawdzianu gimn. Wtedy moglibysmy okreslić różnicę między tym co było "na wejściu", a ty co "na wyjściu".

gordon13-07-2002 12:54:40   [#38]
Do głębszych analiz tak. Pamiętajmy jednak, że chodzi tu o proste i łatwe w liczeniu oraz czytelne w interpretacji kryterium do rankingu.
jan13-07-2002 13:38:46   [#39]

dobre kryterium oceny szkoły

Istnieje doskonały sposób oceny szkół. Problem w tym, że mało praktyczny. Trzeba po prostu przeprowadzić ankietę na temat szkoły wśród osób, które ją ukończyły 20 lat temu.
gosiula13-07-2002 14:01:39   [#40]

Janie, ależ

20 lat temu to była zupełnie inna szkoła bo np. ...myśmy w niej byli ;~)))

Po 20 latach obecna V nie ma mało wspólnego z tamtą "piątką" - Z sentymentu byli "piątkowicze" posyłają doń swoje dzieci i często pozbywają się ...sentymentów

gordon13-07-2002 14:27:58   [#41]

coś w tym jest

Szkoła to ludzie - uczniowie, rodzice, nauczyciele, dyrekcja (kolejność dowolna). Jan też ma rację, bo istnieje coś takiego jak ciągłość (dziedziczenie) tradycji. Ludzie się zmieniają, ale ten kurz na meblach i to powietrze którym się oddycha po nich zostają. :-)
gordon
jan13-07-2002 17:57:57   [#42]

mówiłem, że moja metoda jest niepraktyczna

Mówiłem, że moja metoda jest niepraktyczna, ponieważ ja ją proponuję do oceny tej szkoły sprzed 20 lat, a nie w jej obecnej kształcie. Tylko po co komu ocena szkoły po 20 latach?
Janusz Pawłowski13-07-2002 22:53:33   [#43]

Tak czytam, czytam, czytam ...

Przerobię trochę przypowieść biblijną.

Był sobie makler A, któremu zleceniodawca powierzył do rozmnożenia majątku 2 mln zł.
Pan makler złożył pieniądze na dobrze oprocentowanej lokacie (15%).
Po roku makler mógł oddać zleceniodawcy o 300 tys zł więcej.

Ów zleceniodawca powierzył jednocześnie maklerowi B 20 tys zł.
Makler B obracał nimi, obracał, ciężko pracował opiekując się tymi pieniędzmi.
Po roku mógł oddać zleceniodawcy 50 tys zł.
Zarobił więc dla zleceniodawcy zaledwie 30 tys zł.

Powiedzcie mi - który makler lepszy?
Kto ma większy przyrost?

Makler A - zarobił 300 tys zł - więc przyrost 300 tys zł.
Makler B - zarobił jedynie 30 tys - więc przyrost 10-krotnie mniejszy.

A może należy raczej tak:
Makler A powiększył kapitał jedynie o 15%.
Makler B powiększył kapitał o 150%.

-------------------------------------------------

No to teraz przełóżmy ten przykład na szkoły.

Jest sobie szkoła renomowana - pchają się drzwiami i oknami - poniżej średniej 5,5 nie ma co tam startować.
Wszyscy zdają maturę.
Kogoś to dziwi?
Tyle pieniędzy ... tzn... taki kapitał wiedzy i umiejętności na starcie - to co w tym dziwnego, że zdają maturę (nawet ładnie)?
Nawet marny makler ... tzn .... nauczyciel nie jest im w stanie w tym przeszkodzić.

Jest sobie szkoła nierenomowana z dużym niedoborem kandydatów - ze średnia 2,5 można oczekiwać, że się do niej uczeń dostanie.
40% zdaje maturę.
Kogoś to dziwi?
Bo mnie bardzo!
Chylę czoła przed maklerami ... tzn ... nauczycielami tej szkoły!
Przy tak małej ilości pieniędzy ... tzn ... takim małym kapitale wiedzy uzyskać aż 40% zdawalność! No ... no!

------------------------------------------------

Mierzyć przyrost wiedzy można tak samo jak przyrost pieniędzy - na dwa sposoby:
1. Ile wiedzy (na wagę) przybyło - wszyscy zdali, więc dużo.
2. Ile wiedzy przybyło w stosunku do ilości wiedzy posiadanej na starcie - zdało aż 40% - to fantastyczny wynik, przy tak nieobiecujących początkach.

----------------------------------------------------

Ja nie twierdzę, że nauczyciele w owej renomowanej szkole są niepotrzebni.
Ale idę o zakład, że gdyby wymienić kadrę między renomowaną szkołą, a szkołą nierenomowaną (nawet taką, w której zaledwie 15% zdaje maturę), to nie mam wątpliwości co do tego, że w renomowanej szkole i tak wszyscy zdaliby maturę - bo przy takim kapitale startowym i wrodzonych predyspozycjach, trudno żeby nie byliby w stanie się do niej przygotować.
Nawet - jak niektórzy sugerują - niekoniecznie dobrzy nauczyciele, ze szkoły nierenomowanej - bez kłopotu pomogliby młodzieży zdolnej w zdobyciu wiedzy wystarczającej do swobodnego zdania matury.

------------------------------------------------

Mierzenie jedynie wyników matury będzie na pewno lepsze od mierzenia osiągnięć olimpijskich - ale będzie obarczone tym samym błędem.
Nie zmierzy tego ile uczeń otrzymał dzięki szkole w stosunku do wiedzy, z którą do niej przyszedł.

--------------------------------------------------

Oczywiście można próbować się pokusić o porównania - porównać średnią uczniów ze świadectwa gimnazjalnego - ze średnią, którą uzyskali na maturze.

-------------------------------------------------

Na pytanie Gordona: "Jak to robią szkoły elitarne, że maja najlepszych uczniów na starcie." odpowiem prosto:
Nijak - owi uczniowie sami tam przychodzą - i będą przychodzić jeszcze przez wiele lat - choćby w tej szkole nic się nie działo nowatorskiego - choćby w tej szkole nie proponowało się niczego innego, czego nie proponowałyby inne szkoły - choćby nauczyciele w owych szkołach nie byli wcale lepsi niż w innych.

Zasada jest prosta:

  1. W tej szkole najlepiej zdają maturę.
  2. Zatem wszyscy chcą się do niej dostać.
  3. Dostają się zatem najlepsi.
  4. Jak się dostali najlepsi, to są najlepsi i w związku z tym najlepiej zdają maturę.
  5. Czyli można wrócić do punktu 1.

----------------------------------------------------

Na wszelki wypadek przypomnę - skoro tak strasznie napadłem na te renomowane szkoły.

Sam skończyłem taką renomowaną szkołę (stajnię - zapewne tą, o której pisze Gosiula).

Uczyłem w dwóch renomowanych szkołach - zapewne w tych, o których pisze Gosiula.

--------------------------------------------------

I powiem tak - zupełnie nie widzę jakiejś swojej wyjątkowości pomimo tego, że moi uczniowie zdawali maturę na 6-ki, że byli laureatami olimpiad (również międzynarodowych).

Normalka - przyszli z takim kapitałem, że tylko se patrzyłem, jak osiągają te wyniki.

I powiem jeszcze tak - moja praca w porównaniu z pracą mojej żony (kończyła tę samą szkołę co ja), która uczy w zupełnie nierenomowanej szkole, była niemal wypoczynkiem.

I dodam, że - gdyby uczyła ich moja żona - to też wszyscy zdaliby maturę, a pewnie i laureaci by się znaleźli.

Ale to ja zbierałem rozmaite dyplomy od rozmaitych wojewodów i kuratorów - a moja żona, tyrając po nocach (w czasie, gdy ja spałem) i przygotowując cuda na kiju, żeby jej uczniowie w liceum zrozumieli w końcu jak się dodaje ułamki, dowiaduje się jedynie, że taką marną szkołę najwyższy czas zlikwidować.

Gaba14-07-2002 05:20:37   [#44]
:)
Majka14-07-2002 11:19:15   [#45]

tu już nie chodzi o pokorę nauczyciela...

Proste, obrazowe i ...prowadzi do absurdu ;-)

Uczeń, rozpoczynając edukację, nie umie nic. Po klasie 6 ma świadectwo 5,5. Magiczny przyrost.... Maklerzy najwyższej półki...

Zobaczmy, jak toczy się dalej los owego ucznia:

Po gimnazjum średnia 5,5  - przyrost zero :-(

Po liceum średnia nadal 5,5 - przyrost zero :-(

Z tego wynika, że nauczyciele zdolnych dzieci to już nie nauczyciele, tylko jakaś dziwna forma przetrwania..."czy się stoi, czy się leży..."

------------------------------------------------

Mierzenie jedynie wyników matury będzie na pewno lepsze od mierzenia osiągnięć olimpijskich - ale będzie obarczone tym samym błędem.
Nie zmierzy tego ile uczeń otrzymał dzięki szkole w stosunku do wiedzy, z którą do niej przyszedł.

--------------------------------------------------

Oczywiście można próbować się pokusić o porównania - porównać średnią uczniów ze świadectwa gimnazjalnego - ze średnią, którą uzyskali na maturze.

-------------------------------------------------

Zostaje tylko poprosić menis o zmianę skali oceniania dla zdolnych(1-8), inaczej nauczyciele z dobrych szkół zawsze wyjdą na zbiór leniwych kleszczy.

Magiczny przyrost można osiągnąć wyłącznie dzięki olimpiadzie międzynarodowej. I też kurka wstyd, bo to punkty dla szkoły...

Wnioski:

1.Robić rankingi wyłącznie dla szkół nierenomowanych.

2. Być marnym maklerem w towarzystwie Janusza to zaszczyt :-))))

Gaba14-07-2002 13:08:47   [#46]
:)
Janusz Pawłowski14-07-2002 13:16:13   [#47]

Majko - a gdzieś Ty widziała ucznia, który rozpoczynając edukację nie umie nic?
Ja sobie wypraszam! ;-))
Moje dzieci idąc do SP umiały płynnie czytać, liczyć, dodawać, odejmować (również w zakresie liczb ujemnych).
Potrafiły mnożyć, dzielić (oczywiście niezbyt skomplikowane przykłady).
Dziwiły się tylko, gdy w szkole pani mówiła, że operacja 2-5 nie jest wykonalna. Przecież to -3 mówiły.

Może wiedza, umiejętności itp. ucznia rozpoczynającego edukację nigdy nie były oceniane - ale nie oznacza to, że on nic nie umiał.
Dzieci w pierwszej klasie SP potrafią już bardzo dużo - jedne więcej (płynnie czytają, liczą, ...) - inne mniej (nie czytają, nie liczą, ...).

Ja starałem się jedynie pokazać, że proste statystyki, przeliczniki, stosowane do oceny jakości pracy nie na wiele się zdają.
Mogą one służyć jedynie porównaniu szkół mających zbliżone warunki pracy - czyli przede wszystkim zbliżony poziom przyjętych kandydatów.

Gdy jednak znacząco się różnią - nie ma w ogóle sensu ich porównywać.

To tak jakby porównywać osiągi samochodu sportowego i roweru.
Każdy widzi, że samochód szybciej się przemieszcza - i co z tego?

W tej chwili, w oświacie, mamy do czynienia z sytuacją, gdy ceni się jedynie kierowców samochodów, bo szybciej pokonują dystans z Wałbrzycha do Warszawy.
A wybitnych sprinterów rowerowych i górskich wyczynowców ma się w głębokiej pogardzie - bo choćby se nawet motorek na koło zamontowali, to i tak daleko w tyle by zostali.

Można oczywiście próbować mierzyć, porównywać - choćby matematyka służy tu ogromną pomocą - można mierzyć rozmaite przyrosty, można je ważyć, zniekształcać, spłaszczać, ... można brać pod uwagę kilka czynników, tworzyć wieloargumentowe funkcje, ...
Ale to wszystko wymaga przygotowania - a przede wszystkim zebrania odpowiedniej ilości informacji.

Łatwo jest bowiem zliczyć olimpijczyków, łatwo jest zliczyć i porównać punkty na maturze.
Ale żeby zebrać dane na wejściu do szkoły - to już ogrom pracy - i nikomu nie chce się go wykonywać, a wielu wręcz nie jest to na rękę.

---------------------------

Żebym nie był źle zrozumiany - ja nie neguję potrzeby istnienia szkół renomowanych.
Tzn nie tyle potrzeby - ile samego faktu ich istnienia - to się dzieje samo przez się - taka jest natura - góry powstają i już.

Ja tylko próbuję powiedzieć, że powierzchowne przeprowadzanie ocen i porównań zawsze wyrządza krzywdę, zafałszowuje rzeczywistość i prowadzi do bzdurnych wniosków i radosnych metod leczenia.
Choćby ta, w której mówi się, że "niechby szkoły renomowane nie zbierały samej śmietanki".
To znaczy co mają robić? Przyjmować co drugiego na liście rankingowej?

Dodatkowo nie podzielam poglądu, że znaczące zróżnicowanie poziomu w zespole uczniowskim spowoduje podciąganie się słabszych uczniów, w obecnym odindywidualizowanym stylu i systemie kształcenia.
Rzecz w tym, że zawsze wyznacza się jakiś średni poziom - i do niego dostosowuje uczenie (za wyjątkiem tzw. stajni, gdzie uczy się jedynie najzdolniejszych, pozostałych pozostawiając własnemu losowi i wsparciu korepetytorów).
Może się okazać, że ów średni poziom jest zbyt wysoki dla najsłabszych - i nie mają oni najmniejszych możliwości do niego się zrównać.
A jak dobrze wiemy - uczniowi należy stawiać zadania na krok (a nie dziesięć kroków) wyprzedzające jego aktualne możliwości.

-----------------------------------------

Tak więc - szkoły renomowane i nierenomowane są i będą istnieć - i nie ma w tym nic zdrożnego.

Sam swoim dzieciom staram się zaproponować szkołę najlepiej pasującą do ich możliwości i predyspozycji.
Uważam, tak jak Jan, że najlepiej rozwiną się wtedy, gdy będą obracali się w środowisku zbliżonym do ich możliwości intelektualnych - że w tym środowisku sami wzajemnie będą się stymulować.

-----------------------------------------

Wzbiera we mnie jedynie bunt i sprzeciw przeciw spłaszczonej i niesprawiedliwej oceny jakości pracy, ich fachowości, ich zaangażowaniu nauczycieli szkół, które nie są na "topie".

I nie godzę się na prostackie porównania wyników ich pracy - gdzie nauczenie ucznia liceum znajdowania pierwiastków trójmianu kwadratowego bywa ogromnym sukcesem - z wynikami choćby mojej pracy - gdzie te pierwiastki umieli znajdować zanim się pojawili w mojej szkole, wobec czego można było niemal zacząć od rozwiązywania równań różniczkowych.

Renata14-07-2002 15:00:23   [#48]
I tu  chwilkę poklaszczę Januszowi - istotnie mamy mocno odindywidualizowany styl i system kształcenia.

Piszesz o wyjątkach, tzw. stajniach z najzdolniejszymi uczniami.

Dodam tylko małą refleksję do tego...

Jeszcze jeden wyjątek, gdzie indywidualizuje się mocno system kształcenia - to praca z uczniami specjalnej troski.

Tyle, że ta indywidualizacja kole w oczy decydentów, bo jest kosztowna. Nie ma zbyt wielu szkół integracyjnych, klas integracyjnych, tudzież innych placówek tego typu, ze szkołami specjalnymi łącznie. Prawda?

Nie ma mowy o żadnym rankingu takich szkół, bo ich specyfika na to dziś nie pozwala, a może właśnie nie specyfika, co właśnie "spłaszczona i niesprawiedliwa ocena jakości pracy,  fachowości i zaangażowania nauczycieli." Wszak, szczególnie szkoły, o których wspominam, nie są  na "topie".

Już dziś jest coraz mniej miejsca dla uczniów, którzy powinni znaleźć się w takich placówkach, ale nie znajdą, bo przecież te wyssane z palca rankingi...

I coraz mniej ważne, że te dzieciaki z wsparciem, które otrzymują w takiej placówce, a nie jest nią szkoła społeczna, robią niesłychane postępy, rozwijają swoje zainteresowania, odnajdują się w społeczeństwie.

Hm, szkolny matrix...jak błędne koło. Niedługo podusimy się w nim.
gosia gosiula14-07-2002 15:16:01   [#49]

Majka, chyba to coś nie tak

z tym utożsamianiem oceny z przyrostem wiedzy. Nie można porównywać indywidualnych średnich ocen ucznia na koniec różnych etapów kształcenia! Diagnoza wiedzy i umiejętności nie może  podlegać ocenie szkolnej (6-stopniowej). Może być wyrażona w punktach, opisowo lub procentach. W oceny na cenzurce uwikłane są aspekty różne (np. pracowitość, systematyczność, grzeczność itp  - nie tylko umiejętności i wiedza). Natomiast o jakości szkoły na pewno świadczy przyrost umiejętności i wiedzy uczniów (a to powinno podlegać diagnozie, a nie ocenie) osiągnięty w trakcie etapu kształcenia.

Jak więc wygląda przyrost malucha, który idąc do SP potrafi wykonywać działania w zbiorze liczb całokiwitych, a w tejże szkole dowiaduje się, że 5 - 3 jest niewykonalne??!! Jesli uwierzy Pani Nauczycielce, to cofnie się w swoich umiejętnościach (a więc przyrost ujemny).

Jesli geniusz trafi do wysoko-rankingowej szkoły i kontynuując swoją pasję zgłębiania matematyki (przy niejakim "lekceważeniu" innych przedmiotów) wygra finały olimpijskie, to ja bym zadała pytanie: jakie działania szkoły spowodowały ten sukces? Być może po prostu mu ... nie przeszkadzano.

Jesli świetny uczeń ("z paskiem", a więc raczej wszechstronny) trafi do również wysoko-rankingowej szkoły, w której w pogoni za wysokimi notami zw wszystkich przedmiotów, nie zdobedzie laurów olimpijskich - to będzie to porażka, czy sukces? A co z przyrostem?

gosia gosiula14-07-2002 15:21:04   [#50]
Oczywiście miało być 3 -5, a nie odwrotnie
strony: [ 1 ][ 2 ][ 3 ]